1924.05.26 Węgry - Polska 5:0

Z Historia Wisły

Z Wisły zagrali: Henryk Reyman, Zdzisław Styczeń, Mieczysław Wiśniewski.


Pierwsi wiślaccy reprezentanci na Igrzyskach Olimpijskich.


Debiut Stycznia w oficjalnym meczu reprezentacji Polski jako Wiślaka.


Ostatni oficjalny mecz Wiśniewskiego w reprezentacji Polski.



Skład reprezentacji Polski:

Mieczysław Wiśniewski - Wisła Kraków

Wawrzyniec Cyl - ŁKS Łódź

Stefan Fryc - Cracovia

Zdzisław Styczeń - Wisła Kraków

Stanisław Cikowski - Cracovia

Marian Spoida - Warta Poznań

Wacław Kuchar - Pogoń Lwów

Mieczysław Batsch - Pogoń Lwów

Józef Kałuża - Cracovia

Henryk Reyman - Wisła Kraków

Leon Sperling - Cracovia


Miejsce/Stadion: Paryż. Bergeyre.

Strzelcy bramek: Eisenhoffer József 15', Hirzer Ferenc 51', Hirzer Ferenc 58', Opata Zoltán 70', Opata Zoltán 87'.

Selekcjoner: Adam Obrubański.

Spis treści

Opis meczu

W złym nastroju po porażce z gospodarzami wieczorem 21.05 opuszczono Sztokholm. W dzień jechano II klasą pociągiem, nocą w wagonach sypialnych. Jak wspominał M. Spojda, nastroje w polskiej ekipie były „minorowe. Widocznie szwedzki bigos nie bardzo nam odpowiadał. Jakkolwiek jechaliśmy razem z reprezentacją szwedzką, to jednak nie udało nam się z Szwedami nawiązać przyjaznych stosunków z powodu obopólnych braków lingwistycznych”.

Podróż do Paryża trwała 52 godziny (pociąg przyjechał 23.05 nocą). Wyczerpało to jeszcze bardziej zmęczonych już przecież zawodników. Jedynie Jugosławia i Litwa przyjechały do Paryża później niż Polacy. Na regenerację sił miano w Paryżu w zasadzie tylko 2-3 dni. Na dworcu metropolii świata powitały ich delegacje, „kolonia polska, dużo studenterii i jeszcze więcej zwolenników na karty wolnego wstępu”. Polacy zamieszkali w hotelu „Maison Doree” („wcale sympatyczna buda”) na Montmartre przy Boulevard St. Barbes 66, w pokojach z jednym łóżkiem na dwie osoby (40 fr. za pokój). Pozostały do debiutu olimpijskiego czas „poświęcono na zwiedzanie osobliwości paryskich, naturalnie takich, które zdaniem kierownictwa, można było nam pokazać. Atrakcje, które by nam więcej przypadły do gustu, były dla nas jednakże niedostępne. M.in. byliśmy na meczu towarzyskim Francja-Egipt”. Od soboty Polacy mogli oglądać spotkania turnieju olimpijskiego za darmo, z czego oczywiście skorzystali i w towarzystwie innych uczestników olimpiady oglądali pierwszy mecz piłkarski w turnieju (Hiszpania-Włochy), będąc pod wrażeniem tempa gry, ambicji i ofiarności zawodników.

Igrzyska traktowano jako „rewię tężyzny fizycznej narodów” bądź „nowoczesną, a bezkrwawą walkę narodów”. Podczas niej szczególnie pragnęły zabłysnąć te narody, które dopiero organizowały swoje życie w świeżo powstałych państwach narodowych. Jak złośliwie zauważano w Warszawie, np. Litwini wysłali swoją reprezentację piłkarską do Paryża i dla lepszej propagandy swego kraju włączyli do niej Anglików przebywających na Litwie, lituanizując oczywiście ich nazwiska (np. Hardingsonas).

W poniedziałek czekał Polaków już mecz z Węgrami. Okazało się, że w spotkaniu tym nie mogli zagrać z powodu kontuzji Synowiec i Gintel. Wezwano więc trybem awaryjnym, telegraficznie Cikowskiego, który dołączył do reprezentacji. Widoki na pokonanie Węgrów były więc znikome. Drużyna była słabo przygotowana do turnieju, rozbita psychicznie po wysokich porażkach z Szwecją, a przede wszystkim niestanowiąca monolitu. Wspominał po latach brat Henryka Jan: „Miałem złe przeczucia. Mimo wysokiej klasy paru naszych zawodników jak Wacek Kuchar, Józef Kałuża czy mój brat Henryk, widziałem, że zespół nie tworzy zwartej całości, a raczej zlepek indywidualistów”. Ten mankament wyostrzyły jeszcze zmiany w składzie dokonane w ostatniej chwili przed meczem. Zabrakło Gintla i Synowca, najważniejsza zmiana zaszła jednak na pozycji środkowego napadu. Próbowany od ładnych paru miesięcy na tej pozycji i to z sukcesem Reyman musiał znowu ustąpić miejsca Kałuży. Czy wpływ na to miało niezadowolenie „większości” graczy reprezentacyjnych z powodu pominięcia go jako podstawowego gracza w meczu ze Szwecją, nie wiadomo. Natomiast eksperymentowanie ze składem tuż przed naszym debiutem olimpijskim należy ocenić zdecydowanie negatywnie. Reymana przesunięto na lewego łącznika. Pozostał mu jednak zaszczyt poprowadzenia polskiej reprezentacji jako kapitanowi drużyny. Spojda dodał, że stało się to „z protekcji kapt. związkowego..., co z uwagi na innych starszych repów nie bardzo było słusznem”.

Spotkanie rozpoczęło się o 5 po południu na stadionie Bergeyre w obecności 6-7 tys. widzów (w tym 500 Węgrów głośno dopingujących swych graczy). Polacy rozpoczęli przeciw słońcu. Wydaje się, że mecz z Węgrami przegraliśmy mentalnie już przed jego rozpoczęciem. Cetnarowski zauważał: „Drużyna polska wykazuje silną przewagę przez pierwsze, dwadzieścia pięć minut, tempo szalone, każdy z graczy polskich wydaje z siebie wszystko co ma najlepsze; wydaje się nam, że to nie ci sami ludzie, których widywaliśmy tyle razy w zapasach u nas w Ojczyźnie, radość na trybunach wśród polskiej kolonji, zdumienie i złowrogie milczenie wśród kolonji węgierskiej, która nader licznie się zjawiła, by oglądać łatwy i tani sukces swoich rodaków”. Dopóki starczyło naszym futbolistom sił toczyliśmy w I połowie dość wyrównany pojedynek. Brakowało nam jednak szczęścia w stwarzanych sytuacjach podbramkowych. Sam Reyman w pierwszym kwadransie meczu „w 10 i 12 minucie oddaje dwa ostre strzały”, napędzając stracha bramkarzowi węgierskiemu. Widać było jednak jak na dłoni złe ustawienie zawodników na boisku. W polskiej drużynie wyróżniał się bramkarz Wiśniewski i Kuchar, który jako jedyny w zespole wytrzymywał kondycyjnie to spotkanie, imponując biegami i centrami z prawej strony ataku. Przyzwoicie grała nasza pomoc, zawiodła natomiast obrona i napad. Gra od początku spotkania prowadzona była fair, co podobało się widowni. Do momentu utraty przez Polskę gola (w 19’) była nawet wyrównana. Ostatni kwadrans pierwszej części gry należał jednak zdecydowanie do Węgrów i tylko przytomności i dobrym interwencjom Wiśniewskiego zawdzięczaliśmy utratę tylko jednej bramki. W przerwie nastroje w naszej ekipie nie były złe. Oglądający to spotkanie Francuzi, Litwini i Norwedzy przychodzili nawet i gratulowali dobrej postawy. Po przerwie spora przewaga Madziarów dała im szybko strzelone dwa gole (w ciągu pierwszego kwadransa meczu). Wtedy, jak wspominał Jan Reyman, „wyszedł na jaw nasz największy mankament. Mimo dobrej techniki nie sprostaliśmy rywalom kondycyjnie”. Węgrzy gnietli (nasi nie wytrzymali tego tempa) i w efekcie strzelili „spuchniętym jak bele” Polakom kolejne dwa gole.

  • Źródło: Paweł Pierzchała, Z białą gwiazdą w sercu, Kraków 2006.

Komentarze prasowe po występach Wiślaków w reprezentacji:

  • Henryk Reyman:
    • Ocena gry i zawodników po meczu nie mogła być więc pozytywna. W zasadzie poza Kucharem i Wiśniewskim reszta graczy poddana została ostrej krytyce. Szczególnie dostało się graczom ataku. Kałuża poza dobrymi chęciami nie wytrzymywał tempa gry. „Sperling i Reyman nie brali więcej w grze udziału niż... sędzia autowy”. Biegali wprawdzie za piłką, ale przy grze jeden na jeden przegrywali pojedynki. Reyman nie czuł się dobrze na pozycji lewego łącznika i miał jako partnera na skrzydle zdecydowanie słabo dysponowanego Sperlinga, który zbyt często tracił piłki i wykazywał brak chęci do gry. Nic dziwnego, że grał „jakby stremowany, nie cofając się wydatniej, rzadko dochodząc do piłki i w spotkaniach z Orthem przeważnie ulegając”. Do tego „nie potrafił ani razu wyzyskać korzystnych sytuacyj stwarzanych mu przez Kałużę”.
      • Źródło: Paweł Pierzchała, Z białą gwiazdą w sercu, Kraków 2006.
    • ustawienie takich graczy jak Sperling i Reyman jest dla wszystkich zagadką. Napad w połowie natomiast grał skandalicznie. Sperling i Reyman nie brali więcej w grze udziału niż... sędzia autowy. I owszem — biegali za piłką, ale jeśli przypadkowo kiedy którego z nich dotknęła, — natychmiast odstępowali ją Węgrom. Na obronę Reymana trudno cośkolwiek powiedzieć. Nie grał właściwie wcale.
    • lewe skrzydło ze Szperlingiem i Reymanem zupełnie grać zopomniało.

Reyman, który zawiódł najzupełniej i nie potrafił ani razu wyzyskać korzystnych sytuacyj stwarzanych mu przez Kałużę.

    • W drużynie polskiej zawiedli specjalnie Reymann i Szperling.
    • Natomiast lewa strona zawodzi, szczególnie Sperling. Reyman zaś gra jakby stremowany, nie cofając się wydatniej, rzadko dochodząc do piłki i w spotkaniach z Orthem przeważnie ulegając.

Sperling całkiem słaby, traci piłki i zupełnie trzymany przez Orth‘a, tworzy razem z Reymanem całkiem „martwe” skrzydło.

  • Zdzisław Styczeń
    • W 24 min. Hirtzer mijając naszą pomoc i obronę usiłuje piłkę wprowadzić do naszej siatki, w czem dopomaga mu Styczeń, kopiąc piłkę z odległości kilku kroków do bramki własnej w zamiarze podania Wiśniewskiemu. Ten jednak nie zdołał piłki chwycić i Węgrzy, uzyskują czwartą bramkę dla siebie.
    • Najlepszymi na boisku z naszych byli Styczeń w pomocy i Wacek na skrzydle.
    • W drużynie polskiej wyróżnia się przedewszystkiem dobra gra pomocy, szczególnie Stycznia, który był przez cały czas bardzo dobry.
    • Wogóle, prawa strona ataku od Kałuży począwszy, trzyma się doskonale, popierana wydatnie przez Stycznia, który ma wybrany rzeczywiście dzień.
    • Z naszej drużyny najlepsi byli Kuchar oraz Styczeń, który wydał na tym meczu olbrzymi zapas sił i wyjaśnił — zwłaszcza przed pauzą — szereg krytycznych sytuacyj.
  • Mieczysław Wiśniewski
    • Piłka przerzuca się z jednego pola na drugie. Częściej jednak zagląda do polskiej bramki, której zawsze broni znakomity dnia tego Wiśniewski.

O Wiśniewskim pisaliśmy już powyżej. Bronił nas wspaniale póki mu nerw y na to pozwoliły. Nie dokonał może większych cudów — ale za to też nie zrobił żadnej „gaffe'y“ i uratował nas od gorszej klęski.

    • Wiśniewski z początku b. słaby, później bronił nieco lepiej.
    • Wiśniewski mógł dwie bramki obronić, jakkolwiek przy tych groźnych sytuacjach, w jakich się znajdował, trzeba mu przyznać świetną obronę i trudno nań winę składać.
    • Wiśniewski bronił kilka bardzo ostrych strzałów. Co przepuścił nie mógł trzymać.
    • Wiśniewski, początkowo niepewny bardzo (kilka krotnie uciekają mu piłki z rąk), broni kilkakrotnie bardzo ładnie, odbijając rękami lub wybijając nogą.
    • Wiśniewski dobry, broni szereg trudnych strzałów, mimoto chwilami niepewny.

Galeria

Relacje prasowe

Tygodnik Sportowy

ROK IV. KRAKÓW, DNIA 2 8 MAJA 1 924 ROKU NR 22.

Polska - Węgry

Było to 18 grudnia 1921 roku. Poprzedzona wspaniałymi rezultatami „Cracovii”, najlepszej bezprzecznie ówczesnej jedenastki Polski, w zawodach z dwoma najlepszemi drużynami węgierskiemi, FTC. i MTK., zajechała nasza drużyna reprezentatywna do stolicy krainy papryki, aby złożyć egzamin dojrzałości. Był to nasz pierwszy występ na arenie międzynarodowej. Węgrzy, którzy się spodziewali odprawić swych gości nowicjuszy z conajmniej pół tuzinem bramek, rychło się przekonali, że to wcale nie pójdzie łatwo. Z różnicą jednego goala zaledwie zeszli Węgrzy jako zwycięzcy. Sukces z 18 grudnia, to osobisty sukces „Janka Lotha”!

W pięć miesięcy później mieliśmy możność rewanżu, ale wadliwie ułożony skład naszej reprezentatywki i przedewszystkiem wspaniale broniący Neuhaus przynosi nam największą z dotychczasowych klęsk międzynarodowych u siebie. 14-ty maj, to „czarny dzień“ w dziejach naszego młodego sportu piłkarskiego. Nareszcie! Na 7 dotychczasowych Olimpjadach Inie była Polska reprezentowaną. Na VIII. Olimpjadzie i to w zaprzyjaźnionym nam państwie weźmie Polska udział. Niestety! Los wypłatał nam niemiłego figla i przeciwstawił nam najserdeczniejszego naszego przyjaciela sportowego — Węgrów. To doprawdy tragizm!

Któż są Węgrzy? Naród, który bywa zaliczany do »extra-klasy“ kontynentalnej. Piłka nożna na Węgrzech, jest zgodnie (wcale nie napozór) z przyjętym zwyczajem w środkowej Europie dominującym sportem. Węgry są ojczyzną najlepszych piłkarzy kontynentalnych. Mało jest narodów na kontynencie, któreby się takimi graczami ja k : Plattko, Fogl II., Orth, Guttmann, Obitz, Braun i t. d., mogli poszczycić. Węgrzy bezprzecznie dostarczają najwięcej trenerów Europie. Cechuje ich szczególnie tzw. „węgierskie tempo”. Temperament synów krainy papryki wcale nie ustępuje słynnym z tegoż południowcom. Wspaniała technika, taktyka, gra głową etc.

Węgrzy robili przygotowania do tej Olimpjady, jak do żadnej przedtem. Gracze pod okiem trenera Holicsa przeszli trening zimowy, oraz grano kilka zawodów próbnych. Starania Węgrów do „zwabienia” z powrotem kilku „zagranicznych Węgrów” udały się w zupełności. Prawie że najlepsi wrócili: Plattko i czterech „Czechów” z Makkabi węgierskiej: Obitz, który podczas tourneu swej byłej drużyny po Italji uważany był za najlepszego skrajnego pomocnika na kontynencie, Hirzer, Weisz, doskonałe skrzydło Torekvesu, oraz środkowy pomocnik powyższego towarzystwa Hajosz. Że Plattko jest najlepszym bramkarzem, jakiego Węgrzy dotychczas wydali, tego nie trzeba dowodzić. Również doskonały środkowy pomocnik Hakoahu wiedeńskiego, Guttmann, dał się nakłonić do wzięcia udziału w Olimpjadzie. Każdy z powyższych stanowi klasę dla siebie. Charakterystycznem jest, że cała pomoc złożona jest z emigrantów. Team Węgrów wyjechał 16 bm. z Budapesztu, w drodze przyłączył się Guttmann i 18 grali Węgrzy ze Szwajcarją w Zurychu. Ogółem na Olimpjadę paryską wysyłają Węgrzy około dwudziestu zawodników: 3 bramkarzy, 4 obrońców, 6 pomocników i 8 napastników. Z tegorocznych zawodów międzynarodowych Węgier zasługują na uwagę 4. Druzgocąca klęska Włochów była dziełem prawego skrzydła Węgrów, Braun — Molnar, którzy się sami wystarali, ażeby Conti, bramkarz włoski, musiał 5 razy piłkę wyłowić z siatki. Na gruncie berlińskim olimpijska drużyna Węgier zadowolniła się wynikiem 4:1. Austrja swój nierozstrzygnięty wynik zawdzięcza słabym płucom Ortha. Przegrana ze Szwajcarją 2 : 4 jest jeszcze niewyjaśnioną.

Czy mamy jakieś szanse? Minimalne, prawieże żadne. Dużo jest ludzi, co się „łudzą”, ale to doprawdy tylko łudzenie. Musimy sobie uprzytomnić, kto są Węgrzy i jaką klasę reprezentują! Coprawda piłka nożna jest grą, a szczęście w grze ma dużo do powiedzenia. Ale tego nie możemy powiedzieć o zawodach Polska — Węgry. Ci ostatni przewyższają nas prawieże o klasę pod każdym względem. Nie zapominajmy o tem, że dzisiejsza drużyna węgierska, to drużyna gwiazd, drużyna najznakomitszych przedstawicieli swojego fachu. Orth, Plattko, Obitz, to genjusze piłkarscy. Możliwem jest, że Węgrzy przeciw Polsce nie wystąpią z kanonami, których możliwe zachowują do półfinału, lub finału. Ale czy to będzie skład słabszy? Bezwątpienia. Ale my wiemy, że właśnie nie „gwiazdy” grają nadzwyczaj ambitnie. Nie zapominajmy, że Węgrzy to najprawdopodobniejszy kandydat na mistrza olimpijskiego. Dziś, gdy Czesi znacznie upadli we formie, gdy Anglja i Austrja nie biorą udziału w Olimpjadzie, gdy Hiszpanja gra z Włochami, w których to zawodach odpadnie bardzo silny przeciwnik, Węgrzy są prawieże przez wszystkich uważani za najprawdopodobniejszego mistrza. Tak się przedstawia nasz przeciwnik olimpijski w Paryżu. 23/5. 1924. A. H.

Relacja

Tygodnik Sportowy

ROK IV. KRAKÓW, DNIA 2 C ZER W C A 1 9 2 4 ROKU. NR. 2 3 .

Węgry-Polska 5 :0 . Polska: Wiśniewski, Cyl, Fryc, Styczeń, Cikowski, Spojda, Kuchar, Bacz, Kałuża, Reyman, Sperling. Węgry: Biri, Fogl II, Mandl, Orth, Guttman, Obitz, Braun, Eisenhoffer, Opata, Hirzer, Jenny.

Polacy, którzy grali z 2-ma rez. ponieśli, powiedzmy szczerze i otwarcie, niespodziewanie bardzo ciężką klęskę. Nikt nie liczył na zwycięstwo naszej drużyny, ale każdy z nas miał prawo się spodziewać bardziej szczególnego wyniku. Nawet prasa sportowa zagraniczna, omawiając w przeddzień zawodów szanse obu reprezentatywek, stawiała nas prawieże na równi z Węgrami (patrz LAuto No. 8561 z 26. V. i in ). Klęska więc nasza zepsuła nam naszą opinję i to bezwzględnie w całym świecie, którąśmy z takim trudem sobie wyrobili, a teraz będziemy musieli znowu długo pracować, ażeby zatrzeć wrażenie, które wyrobiliśmy sobie naszymi 2-ma występami w Szwecji i występem paryskim. 3 mecze — 3 klęski — stosunek bramek 17:2 na naszą niekorzyść, — oto krótki bilans obecnego tournee polskiej drużyny.

Zawody paryskie okazały, że gdyby drużyna polska była fizycznie lepiej rozwiniętą, niechybnie uzyskałaby zaszczytniejszy wynik i nie uległaby zupełnie Węgrom w 2-giej części gry. Wielkim błędem, zauważonym zresztą u Polaków jeszcze podczas gościny Cracovii w Paryżu, jest, iż grają oni na miejscu, za powoli posuwają się naprzód i cofają się z piłką niejednokrotnie wstecz. 5.000 widzów odniosło zresztą bardzo sympatyczne wrażenie z gry fair obu drużyn. Sędzia nie upomniał więcej, jak 3 razy, jedną, lub 2-gą drużynę — jest to fakt godny podkreślenia.

Przebieg gry: Węgrzy gwałtownie atakują, niebezpiecznie zagrażając bramce Polski. W 5 min. uzyskują Węgrzy 1-szy róg, którego jednak nie wyzyskali. W 19 min. Eisenhoffer zdobywa ]-szą bramkę. Następują ataki Polaków, w napadzie wyróżnia się Kuchar, jest on jednak znakomicie obstawionym i pilnie strzeżonym przez Węgrów i nic robić nie może. W 35 min. atak Węgrów, strzał Eisenhoffera odbija się od słupka, a w 5 min. później Wiśniewski obronił dobrze niebezpieczną główkę Jennego. Pauza 1 :0 dla Węgrów. — Po pauzie silna przewaga Węgrów. W 6 min. Hirzer bije silnie z daleka i sędzia odgwizduje 2-gą bramkę. W 4 min. później ten sam gracz zdobywa 3 cią bramkę. Wiśniewski dotknął piłki, ale jej już nie mógł zatrzymać. Przez jakiś czas gra toczy się na środku, ale wnet Opata się przebija i strzela 4-tą bramkę. Tensam gracz z podania Hirzera zdobywa wkrótce 5-tą i ostatnią bramkę. Sędziował dobrze p. Mutters. — Z Węgrów wszyscy grali bez zarzutu, z Polaków atak zawiódł, za dużo kombinował, za mało strzelał, Wiśniewski z początku b. słaby, później bronił nieco lepiej, obrona i pomoc grały przeciętnie. 2 7 .V. 1924. Hesp.


Sport lwowski

Nr. 92. Lwów, środa 4 czerwca 1924. Rok III.

Polska — Węgry 0:5. Punktualnie o godzinie 5-tej obie drużyny, witane burzliwymi oklaskami, wychodzą na boisko, wraz z nimi sędzia Mutters z Holandji.

Skład drużyny polskiej: bramkarz: Wiśniewski; Obrona: Fryc i Cyll; pomoc: Spojda, Cikowski, Styczeń; atak: Szperling, Reyman 1, Kałuża, Batsch, Kuchar. Skład drużyny węgierskiej: bramkarz: Biri; obrona: Vogl II, MandI; pomoc: Orth, Guttman, Obitz; atak: Braun, Eisenhoffer, Opata, Hirtzer i Jenny. Obie drużyny ustawiają się wraz z sędzią Muttersem do zdjęcia fotograficznego, następnie wybór pola i zawody się zaczęły.

Polska gra przeciw wiatrowi i słońcu. Na początku atak węgierski odparty jednak i gra przerzucona na stronę Węgrów zakończona doskonałym strzałem Batscha (1 min.) obronionym przez bramkarza Biri. W początku gry szanse wydają się zupełnie równe, z kolei jednak Węgrzy przeprowadzają atak i w 5 min. otrzymują z winy Cylla pierwszy róg niewyzyskany. Znowu gra wyrównuje się i toczy ze zmiennem szczęściem. W 8 min. Spojda przysparza drugi róg Węgrom, a w 14 trzeci, gdy Wiśniewski górny strzał Brauna musnął ręką. W 1/ min. prawy łącznik Węgier, ^Eisenhoffer przeprowadziwszy przez obronę oddaje z blizka strzał nie do obronienia zdobywając pierwszą bramkę dla Węgier, ku szalonej radości Węgrów zgromadzonych na trybunach, którzy w liczbie pięciuset specjalnie przyjechali do Paryża. Polska -rozpoczyna cały szereg ataków prawem skrzydłem t. z. Kucharem, który wspaniale przeprowadza piłkę przez pomoc węgierską i oddaje doskonałe centry nie wyzyskane jednak zupełnie. W jednej z takich pozycyj Kałuża oddaje strzał ponad bramką. W 26 minucie Styczeń wspaniale ratuje na róg. W 35 min. niebezpieczny atak i przebój prawego łącznika zostaje sparaliżowany przez naszą obronę, w parę minut później główka lewego łącznika doskonale obroniona przez Wiśniewskiego. Polska gra ciągle przeciw wiatrowi mimo to jednak trzyma się dobrze a zdawało się nawet, że zdąży jeszcze wyrównać. W 38 min. Polska broni dwukrotny rzut z rogu, jeden po obronie Stycznia, drugi po obronie Wiśniewskiego. 39 min. przynosi strzał Kałuży w aut i 7-my róg dla Węgier, gdy Wiśniewski niepotrzebnie wypuszcza piłkę z rąk. Pierwsza połowa kończy się wynikiem Ido 0, a wszystkich krzepi nadzieja, że przecież w drugiej połowie w korzystniejszych warunkach, bo z wiatrem, wyrównamy, a może i wygramy zawody.

W drugiej części Polska rozpoczyna atakować silnie, jednak bez rezultatu dzięki znakomitej obronie węgierskiej, zwłaszcza tej miary obrońcy dobrze u nas znanemu, jak Vogl II. Węgrzy odpowiadają atakiem i w 6-tej min. silnym i dalekim strzałem prawego łącznika Hirtzera zdobywają drugą bramkę dla siebie. W drużynie naszej daje się zauważyć konsternacja, gdy przeciwnie Węgrzy coraz intenzywniej atakują pokazując teraz dopiero swoją wspaniałą i wysoką klasę. Polska nie wytrzymuje tempa i nie przeprowadza od tej pory prawie żadnego groźnego dla Węgier ataku. Prawe skrzydło nasze z Kucharem i Batschem nie było wstanie nic już zrobić bez skutecznej współpracy reszty ataku, gdzie lewe skrzydło ze Szperlingiem i Reymanem zupełnie grać zopomniało. Kałuża zaś w pierwszej połowie bardzo dobry w drugiej uległ zmęczeniu. 8 min. ostatni róg dla Węgrów po wspaniałej obronie Wiśniewskiego, wolny rzut za rękę Stycznia. W 13-tej minucie środkowy Opata przedzierając się przez nasze linje oddaje silny strzał, którego Wiśniewski nie jest wstanie obronić. Wynik ten 3 :0 przesądził już wygraną Węgier, zwłaszcza, że od tej pory Polacy ulegli zupełnie zmęczeniu i depresji, a Węgrzy opanowują nasze pole już zupełnie. Kilka naszych ataków zostało z łatwością odpartych przez Węgrów, a gra toczy się już stale pod naszą bramką. Następuje serja strzałów z których wiele Wiśniewski bohatersko bronił. W 24 min. Hirtzer mijając naszą pomoc i obronę usiłuje piłkę wprowadzić do naszej siatki, w czem dopomaga mu Styczeń, kopiąc piłkę z odległości kilku kroków do bramki własnej w zamiarze podania Wiśniewskiemu. Ten jednak nie zdołał piłki chwycić i Węgrzy, uzyskują czwartą bramkę dla siebie. Trzy minuty przed końcem Opata, środek ataku, z ładnego podania Hirtzera zdobywa po przepuszczeniu przez Cylla piątą — ostatnią bramkę i zawody kończą się smutnym wynikiem 5 :0.

Gra była prowadzona bardzo fair z jednej i drugiej strony, charakterystycznem jest tylko : 3 rzuty wolne podyktowane przez sędziego przeciwko Polsce, a 18 przeciw Węgrom. Sędzia p. Mutters bardzo dobry, nie miał trudnego zadania i nie potrzebował często interwenjować, ze względu na bardzo elegancką grę obu drużyn. Rogów było podyktowanych 8:0 przeciw Polsce. Przyczem ciekawe, że w pierwszej połowie przy równorzędnej grze 7:0, a w drugiej gdy nas gnieciono tylko 1:0.

Pierwsza połowa meczu pokazała, że potrafiliśmy być nie gorszymi od Węgrów i gdybyśmy byli wstrzymali tempo, wynik zgoła inaczej by się przedstawił, brak jednak treningu i wyczerpanie u graczy widoczne w drugiej połowie, musiało niewątpliwie sprowadzić klęskę, jakkolwiek nie tak wysokocyfrową. Są tu i inne przyczyny, które muszę poruszyć; stanowczo zły skład drużyny; Szpeling, który, wiadomo ogólnie, od roku przeszło opadł w formie, nie powinien był wogóle przyjeżdżać do Paryża, gracz ten poprostu bał się piłki dotknąć i grał zupełnie kompromitująco, to samo i Reyman, który zawiódł najzupełniej i nie potrafił ani razu wyzyskać korzystnych sytuacyj stwarzanych mu przez Kałużę. Wogóle lewe skrzydło było fatalne i można przecież było wstawić obecnych w Paryżu Mullera i Stalińskiego, którzy są lepsi bezsprzecznie Kałuża w pierwszej połowie doskonały jak za dawnych czasów, później trochę zmęczony nie mógł zresztą nic zrobić przy tak niedołężnem lewem skrzydle.

Najlepszymi na boisku z naszych byli Styczeń w pomocy i Wacek na skrzydle, którego wspaniałe centry nie były ani razu wyzyskane. Batsch pracował ofiarnie i grał dobrze, nie można mu nic zarzucić na stanowisku reprezentacyjnem odpowiada doskonale swemu zadaniu. Obrona pozbawiona Gintla, była o klasę niższą od zwykle u nas reprezentowanej. Wiśniewski mógł dwie bramki obronić, jakkolwiek przy tych groźnych sytuacjach, w jakich się znajdował, trzeba mu przyznać świetną obronę i trudno nań winę składać. Cikowski chociaż bez treningu wywiązał się z zadania doskonale i pracował bardzo dobrze* Spojda pierwszej połowie lepszy aniżeli w drugiej, w wielu sytuacjach groźnych potrafił skutecznie bronić. Przegraliśmy mecz i zapewne wynik zbyt dotkliwy; pamiętać jednak trzeba, że Węgrzy są zawodowcami, a w drużynie ich nie było dosłownie jednego amatora; ściągnęli swoich wszystkich graczy z drużyn zagranicznych i wystawili przeciw nam najsilniejszą drużynę jaką mogli, podczas gdy my, odwrotnie wystawiliśmy dość słabą. Będzie to dużą nauczką dla nas, a także dowód, że u graczy krakowskich spadek formy datowany już od dawna, teraz dobitnie się okazał a protegowanie ich do reprezentacji polskiej jest szkodliwe i smutne rezultaty wydaje. * *

Sport Ilustrowany

Nr. 16. Poznań, czwartek 5 czerwca 1924. Rok I.

Paryż, 26. 5. Węgry — Polska 5 : 0 (1 :0 ).

Spotkanie olimpijskie. Stade Bergeyre. Polska: Wiśniewski — Fryc, Cyll — Spojda, Cikowski, Styczeń — Szperling, Reyman I, Kałuża, Bacz, Kuchar. Węgry: Biri — Mandl, Fogl II. — Obitz, Guttmann, Orth — Jeny, Hirzer, Opata, Eisenhoffer, Braun. Gra tych przeciwników była uderzającym kontrastem do spotkania Hiszpanja — Włochy, które obfitowały _w brutalne momenty, tak, że jednego Hiszpana sędzia musiał usunąć z boiska, a pozatem wciąż nawoływać graczy obu drużyn do spokoju. .

Gracze obu drużyn nie oszczędzali się, grali bardzo ambitnie i ofiarnie , ale tak poprawnie, z takiem poszanowaniem przeciwnika, że zmuszali widzów do zachwytu. Sędzia p. Mutters-Holandja nie miał ani razu potrzeby do skarcenia graczy. W zawodach, w których chodzi przecież o zdobycie mistrzostwa świata, jest to temwięcej podkreślenia godne, że obie drużyny fizycznie dobrze zbudowane, tych swoich walorów nie wykorzystywały. Do przerwy Polacy umieli doskonale Węgrów zaszachować i wynik wydawał się do tego czasu niepewny, mimo, że Węgrzy już i : o prowadzili. Początek drugiej połowy gry był podobny do pierwszej, dopiero później Polacy, mocno przez Węgrów naciskani, osłabli, tak że pod koniec gry pozostał im tylko- bierny opór. Węgrzy, którzy przetrzymali tempo doskonale, uzyskali cztery dalsze bramki dzięki Hirzerowi i Opacie. Orth na prawym łączniku, dawał sobie najlepiej z przeciwnikami radę. Gra Węgrów zdaje się być powolną z powodu, że gaszą oni piłkę, nim ją dalej podadzą. Dla linji napadu oznacza to stratę czasu, zwłaszcza, że podaje on często piłkę do tyłu. Indywidualnych akcji nie przeprowadzają napastnicy wcale. Chwilami zdaje się, jakoby Węgrom brak było chęci do walki gdyż nie szukają oni starć z przeciwnikiem, a wolą wózkować i kombinować. Środków gwałtownych chwytają się tylko w ostateczności, jednak zawsze z zręcznością i dokładnością, bez cienia brutalności, Jedno można zarzucić Węgrom, a mianowicie, że strzelali tylko z pewnych pozycji. Zespół węgierski przedstawiał się bardzo sympatycznie i może być wzorem dla innych drużyn.

Polacy w pierwszej połowie gry zaprezentowali się bardzo dodatnio, stracili dużo, gdy przyszło zmęczenie. Co do doświadczenia i inteligentnej gry można ich z Węgrami postawić na równi. Tak samo metodą nie różnią się wcale. Polacy posługiwali się więcej skrzydłami. Tyły mało odważne. Naogół trzymali się dzielnie i za to należy im się uznanie. W drużynie polskiej zawiedli specjalnie Reymann i Szperling, Kałuża to lew bez zębów, ma raz po raz ładne chwile ale bezskuteczne; — najlepszy był Kuchar który grał na prawem skrzydle. Wiśniewski bronił kilka bardzo ostrych strzałów. Co przepuścił nie mógł trzymać. — Spojda średni. (S tg.)

G Ł O S Y P R A S Y F R A N C U S K IE J .

L ‘Avenir, z 27. 5. 1924 r. Drużyna węgierska, której gra jest znacznie szybsza i dokładniejsza, pobiła wolniejszą i technicznie słabszą drużynę polską.

Węgrzy mają już w świecie sportowym ustaloną opinję i grają mózgiem (myślowo), dokładnie z obliczeniem i systematycznością ras środkowo-europejskich, do czego dochodzi jeszcze szybkość i przebój drużyn łacińskich. Wszystkie ich linje były ze sobą znakomicie zgrane, a łączność między tyłami i atakiem była wzorową. Przed taką drużyną musiała Polska 7. powodu gry powolniejszej często kapitulować. Atak polski marudził podczas gry i okazał się niezdolny do robienia bramek. Coprawda stała obrona ich przeciwnika na wysokim poziomie) i bardzo rzadko udało się polskim napastnikom przez nią przedostać. Nr. 16. Poznań, czwartek 5 czerwca 1924. Rok I.

Le „Figaro".

Zawody były od początku do końca zajmujące, mimo widocznej przewagi Węgrów. Wynik mógłby być jeszcze wyższy, gdyby nie twarda obrona backów polskich, którzy się jedynie z drużyny wyróżnili.

W drużynie węgierskiej wyróżniali się szczególniej obrońca Fogl II, pomocnik Orth i cała jakby ulana linja napadu, i dajemy tejże drużynie duże szanse dojścia do finału. P. Mutters był znakomitym sędzią, a zresztą miał bardzo mało do czynienia z powodu gry fair.

Le Petit Journal.

Węgrzy przedstawili się jako drużyna jednolita, która gra jak profesjonaliści ang. i która łączy ze znakomitą techniką wybitną szybkość i przebój. Obrona polska została często przerwaną i stanowiła słaby punkt w drużynie. Linja pomocy podawała piłkę naprzód bardzo niedokładnie, z tego to powodu zbyt mało pracy dano szybkim skrzydłowym, najlepszym w drużynie.

Le Matin.

Węgrzy byli stale na połowie przeciwnika, dali lekcję pokazową, jak powinien wyglądać atak artystycznie prowadzony, gdy obok techniki posiada się wybitną szybkość.' „Linja ataku stoi ponad wszelką krytykę" mówił nam po zawodach ?.najlepszy napastnik Francuzów. „Znają oni grę w piłkę nożną".

„Nie mogę ocenić obrony na podobnym meczu, gdzie ona nie miała* wiele roboty, ale sądzę, iż jest nadzwyczaj skuteczną i zupełnie równo się włoskiej".

Drużyna Polski broniła się bohatersko, przeciwstawiając węgierskiej technice szybkość, godną pochwały. Jednakowoż jej atak nie miał zaufania we własne siły i zamiast zdecydowanie, przebijać się wprzód, co było jedyną jego szansą, gubił się on w kombinacjach, które wobec mistrzów futballu były bezskuteczne.

Le Quotidien.

Gra między Węgrami i Polakami była nadzwyczaj szybka i zajmująca.

Od samego początku mieli Węgrzy przewagę nad swoimi przeciwnikami i ich linja napadu przeprowadzała liczne ataki. Jednakowoż linja polskiej obrony była w pierwszej połowie dobra i z tego powodu zrobili Węgrzy tylko jedną bramkę. Po przerwie zwiększała się stopniowo przewaga Węgrów, którzy kolejno robią następne cztery bramki i definitywnie wy grywają w stosunku 5 : o.

Polacy mieli bardzo słaby atak, jedynie prawe skrzydło pokazało się jako dobra klasa. Przez wczorajsze zawody klasyfikują się Węgrzy na dobre miejsce w finale mając grę szybką i wybitnie mózgową (przemyślaną).

Le Journal.

Polacy bronili się dzielnie, lecz nic też innego im nie pozostawało, gdyż przeciwnik górował nad nimi, tak technicznie, jak fizycznie, mając w zrost przeciętnie I m. 70. i ważąc 70 do 80 kg.

L ’Humanite.

Okazało się, iż powyższe zawody, które zapowiadano w prasie sportowej jako nadzwyczaj interesujące, zawiodły pod tym względem z powodu nierówności sił. Atletyczni i zdecydowani Węgrzy górowali bezwzględnie, choć pokazali jedynie średnią klasę, nad 11 powolnymi, niezdecydowanymi Polakami, z których jedynie bramkarz i prawe skrzydło pokazali klasę. Z a wyjątkiem kilku mało niebezpiecznych wypadów, odbywały się zawody po stronie polskiej, a drużyna polska może być szczęśliwą, iż jej tylko w pakowano 5 bramek. Mimo niespodzianek, jak n. p. zwycięstwo Włoch, okazuje się, iż gra drużyn Małej Ententy i Państw buforowych Europy wschodniej jest słabą i można powiedzieć, że nie mieli nic do szukania na Olympjadzie, A brały one jedynie dlatego udział, by w imieniu ich ultra-reakcjonistycznych rządów złożyć hołd imperlistycznej Francji, z którą są złączone sojuszem przeciw Rosji. (sic!).

„Przegląd Sportowy”

Przegląd Sportowy. 1924, nr 22

Węgry—Polska 5:0 (1:0).

W poniedziałek przyszła kolej na Polskę. Już od rana żywy ruch zapanował wśród nas. Udział Gintla wskutek opuchnięcia nogi okazał się niemożliwy, wskutek czego drużyna poszła do walki bez wiary i ufności we własne siły. P. Obrubański słusznie nie wstawił także i mnie (stłuczenie boku) tak, że drużyna wystąpiła do pierwszej walki olimpijskiej w składzie:

Zawody odbyły się w stadjonie Bergeyre o godz. 5 popoł. W środku krzywizny wielka tablica z napisem: Hongrie— Pologne, z której zawsze można wyczytać cyfrowy wynik w danym momencie; po obu stronach tablicy powiewają wielkie flagi: węgierska i polska, u góry jej wielka chorągiew olimpijska, biała, z 5 zachodzącymi na się pierścieniami kołowymi różnej barwy, oznaczającemi 5 części świata. Tak zresztą jest, na wszystkich innych boiskach. Przez tubę lub megafon oznajmia się publiczności wynik zawodów, rozgrywanych na innych boiskach. Widzów wcale dużo, 6—7 tysięcy (w Colombes równocześnie na zawodach Uruguaj — Jugosławja było najwyżej 1000 osób). Wśród niej dużo Węgrów, jak zwykle krzykliwych i hałaśliwych. Oddajemy pióro Dr. Szatkowskiemu dla skreślenia prze biegu zawodów.

Przebieg meczu.

Los przychylił się na korzyść Węgrów i wybierają plac za słońcem i wiatrem. Gra rozpoczyna się w ostrem tempie, szeregiem ataków obustronnych, przyczem Reyman w 10 i 12 minucie oddaje dwa ostre strzały. W drużynie polskiej wyróżnia się przedewszystkiem dobra gra pomocy, szczególnie Stycznia, który był przez cały czas bardzo dobry. W obronie Cyl broni ruchliwie i był lepszy niż się spodziewano. Atak wydaje się jeszcze nie „skupiony” — zorganizowany — jak mówią francuzi, już teraz zaznacza się lepsza dyspozycja prawego skrzydła. Szereg ataków ze strony Węgrów, w 15 i 16‘ ostre strzały Guttmana i Eisenhoffera, w 18‘, wśród całkiem otwartej gry, szybki atak węgierski, trójka środkowa podprowadza piłkę i z bliskiej odległości Eisenhoffer, zupełnie wolny, strzela nieuchronnie do bramki. Wiśniewski rzuca się, ale nie może powstrzymać piłki, ostro ku górze idącej. Radość w drużynie węgierskiej ogromna, licznie zebrana kolonja węgierska (do 500 osób), krzyczy i oklaskuje swoich gwałtownie.

Rozpoczyna się znowu gra otwarta, ambitna i fair prowadzona. Częste obustronne ataki kończą się przeważnie strzałami na aut (Kałuża 21') lub też w ręce bramkarza polskiego. Wiśniewski, początkowo niepewny bardzo (kilka krotnie uciekają mu piłki z rąk), broni kilkakrotnie bardzo ładnie, odbijając rękami lub wybijając nogą (w 32‘). Równocześnie Kuchar pokazuje szereg wspaniałych biegów, cen trując doskonale, nie wysoko. Wogóle, prawa strona ataku od Kałuży począwszy, trzyma się doskonale, popierana wydatnie przez Stycznia, który ma wybrany rzeczywiście dzień. Natomiast lewa strona zawodzi, szczególnie Sperling. Reyman zaś gra jakby stremowany, nie cofając się wydatniej, rzadko dochodząc do piłki i w spotkaniach z Orthem przeważnie ulegając. Gra nadal otwarta, zaznacza się tylko w 31’ ładna obrona Wiśniewskiego nogą, groźny atak Węgrów, przechodzący z łatwością całą obronę i wreszcie emocjonujący moment w 39‘, gdzie dwu Węgrów wpada na Wiśniewskiego, który leżąc na ziemi, broni ostry strzał, a Styczeń dopada piłki i stając przodem do bramki rozwiązuje groźną sytuację, wybijając na róg. Broni go Wiśniewski, (ładną robinzonadą w lewy róg), znów na korner. W 41 ‘ znów korner dla Węgrów, obroniony dalekiem wybiciem Wiśniewskiego. W ostatniej minucie ostry strzał Opaty. W ostatnim kwadransie, zaznacza się pewna przewaga, a raczej silniejszy nacisk Węgrów, którzy widocznie chcą przed pauzą uzyskać lepszy wynik — na razie bezskutecznie.

Podczas pauzy nastrój dobry. Zdenerwowanie, wyraźnie przed meczem występujące, trochę ustąpiło, gracze są dobrej myśli. Francuzi, Litwini i Norwedzy przychodzą, gratulując pięknej gry i zachęcając. Jak dotąd, gra równa, z lekką przewagą (pod koniec) Węgier, zupełnie otwarta, prowadzona w szybkiem tempie. Wiśniewski dobry, broni szereg trudnych strzałów, mimoto chwilami niepewny.

Po pauzie, drużyna polska rozpoczyna grę za słońcem i wiatrem. Węgrzy jednak biorą się ostro do rzeczy i już w 7‘ ostrym i dalekim strzałem w lewy róg, uzyskuje Hirzer dla nich drugą bramkę. W minutę później Fryc zatrzymuje ręką piłkę, sędzia dyktuje wolny, który Wiśniewski, wysoko skacząc, wybija na róg. Następuje serja lekkich ataków węgierskich, likwidowanych przez naszą obronę, aż w 14‘ Hirzer dostaje się pod bramkę i strzela ostro z kilku metrów. Wiśniewski łapie rękami, ale piłka odbija się i wpada w siatkę. Trzecia bramka.

Kilka minut przechodzi spokojniej w otwartej grze. W 22‘ ostry atak Węgrów kończy się strzałem w poprzeczkę. Węgrzy zaczynają przygniatać. Czuć, że mecz dla Polski stracony, drużyna nie wytrzymuje tempa, zaczyna ograniczać się do obrony, a w ataku jedynie Kałuża—Kuchar zachowują inicjatywę. Sperling całkiem słaby, traci piłki i zupełnie trzymany przez Orth‘a, tworzy razem z Reymanem całkiem „martwe” skrzydło.

W 26‘ czwarty goal węgierski jest wynikiem przeboju Opaty; Fryc siedzi mu na piętach, Wiśniewski w chwili strzału robi krok w przód, piłka wtacza się koło jego nogi do bramki. Coraz bardziej znać, że drużyna węgierska ma bezwzględną przewagę, Polska broni się rozpaczliwie, ostatkami sił; ostre ataki obu, świetnie dysponowanych skrzydeł węgierskich, spotykają się z naszej strony z dość chaotyczną obroną. Technicznie i tempem drużyna węgierska przewyższa Polaków, Cyl i Wiśniewski bronią po kilka razy, Styczeń pomaga im wydatnie. Dwa wolne dla Polski (38 i 42‘) bez rezultatu i nagle w 43' piąta bramka dla Węgier, po bez skutecznych interwencjach Cyla i Stycznia, przez Opatę bez apelacyjnie strzelona. Sędzia p. Mutters (Holandja) bardzo dobry, miał zresztą łatwe zadanie, gdyż Wobec zupełnie po prawnej gry obu stron, prawie nigdy nie potrzebował wkraczać. Tak więc nasz pierwszy występ w turnieju światowym skończył się naszą klęską, nie katastrofalną wprawdzie, ale dość dotkliwą. Pewną pociechą dla nas musi być to, że z państw bałkańskich i bałtyckich wyszliśmy stosunkowo najlepiej i to w walce z przeciwnikiem, który obok Urugwaju uchodził za głównego pretendenta na pierwsze miejsce, za super-asa, który od lutego przeprowadzał systematyczny trening, który wreszcie wzmocnił swe linje „amatorami” z Berna i Wiednia. Już z góry mało mieliśmy szans, które zmniejszył jeszcze brak Gintla i moralne przygnębienie drużyny bitej. Pomimo pesymistycznego nastroju, drużyna nasza trzymała się dzielnie i przez 50 minut t. j. do chwili utraty drugiej bramki, stanowiła dla Węgrów równorzędnego przeciwnika (taksamo jak na pierwszym meczu ze Szwecją). Gdyby się nam było udało strzelić pierwszą bramkę, a do tego nadarzały się sposobności, wówczas kto wie, czybyśmy nie byli pobili Węgrów, którzy jak to się okazało na zawodach z Egiptem — szalenie prędko się deprymują i wychodzą z fasonu. Po drugiej bramce drużyna załamała się zupełnie i przeszła wyłącznie do defenzywy. Czuć było, że wszystko przepadło, chodziło tylko o to, ile Węgrzy zdołają strzelić. Na nasze nieszczęście napad ich był bardzo pochopny do strzałów w czem górował głównie Hirzer.

Drużyna węgierska okazała grę bardzo ładną i skuteczną. Biri w bramce miał niewiele do roboty. Obrona Fogl II, Mandl pewna, spokojna, klasyczna; szczególnie Mandl nigdy nie kopał bez celu. W pomocy najsłabszy Gutman, Obitz, mający najlepszą stronę naszego ataku, był świetny. Orth, wykazał również wysoką klasę. W ataku, naogół równym i zgranym, najgroźniejsze było skrzydło Jenny-Hirzer. Braun, naogół mało zatrudniony, pokazał również co potrafi. Naj słabszy był Eisenhoffer na niezwykłym dla siebie posterunku prawego łącznika. Z naszej drużyny najlepsi byli Kuchar oraz Styczeń, który wydał na tym meczu olbrzymi zapas sił i wyjaśnił — zwłaszcza przed pauzą — szereg krytycznych sytuacyj. W obronie Cyl spisywał się — jak na jego klasę — nadspodziewanie dobrze, choć często ulegał rafinowanemu Hirzowi; do Gintla, jednak mu daleko. Fryc lepszy niż w Szwecji, widać było, że brak mu partnera, dlatego nie wysuwał się naprzód, a to nie w jego guście. Cikowski, mimo braku treningu, co się uwidoczniło po pauzie, był bodaj że lepszy od swego vis-a-vis, a to mówi dużo. Spojda nie miał dobrego dnia, a to dlatego, że Orth każdą piłkę podaje świetnie napadowi o ile ma swobodę ruchów, a tę swobodę dawali mu Sperling i Reyman, najsłabsze punkty w drużynie. Szperling zadużo miał respektu przed Foglem, co w zawodach olimpijskich jest niedopuszczalne, oraz zdradzał brak chęci do gry, Reymana główną wadą jest jego nieobrotność i powolność. Kałuża nie mógł zdołać nawiązać kontaktu z łącznikami, szczególnie z Batschem, który głównie forsował Wacka. Batsch był nieco słabszy niż w Szwecji, zdaje się z powodu tego, że z nogą nie jest w porządku. Wadą jego jest skłonność do wózkowania i zadługie przy trzymywanie piłki. Wacek był najgroźniejszy swymi wspaniałymi biegami i dobremi centrami. Jako całość drużyna nasza nie odegrała roli quantitenegligeable: Węgrzy w pierwszej połowie i na pauzie kłócili się z sobą1 — dowód, że przeciwnika traktowali bardzo poważnie i bali się o wynik. • Braki mamy duże : ustępujemy innym narodom pod względem kultury i kondycji fizycznej (niewytrzymywanie tempa), szyb kości, bezproduktywności i braku strzelców, nie mówiąc już 0 niedomaganiach technicznych i taktycznych (gra głową, niedokładne podawanie i ustawianie się, brak łączności między poszczególnemi linjami i. t. p.). Iecz o tem innym razem, w łączności z doświadczeniami, nabytemi przez oglądanie tego największego turnieju światowego. Przyjechaliśmy tu po to, by się nauczyć czegoś i pracować nad sobą, nad polepszeniem naszej klasy, która stanowczo u nas się obniżyła. Do rozpaczania niema powodu, drużyna nasza wywiązała się ze swego zadania nienajgorzej.



Relacje w prasie francuskiej

Le Figaro 27 maja 1924

LA HONGRIE BAT LA POLOGNE

Hier au Stade Bergeyre, à cinq heures, devant 5.000 spectateurs, la Hongrie a battu la Pologne par 5 à 0.

Le match fut, de bout en bout, du plus plaisant intérêt malgré' l'évidente supériorité des Hongrois. Le score aurait été encore plus élevé sans l'opiniâtre défense des deux arrières polonais qui sont les seuls hommes à signaler dans l'équipe.

Dans les dix premières minutes, le jeu est sensiblement égal. Puis les Hongrois partent à fond, mais ne marqueront qu'un but dans la première mi-temps.

Dès la reprise, ils s'installent devant les buts adverses et nous font assister à un jeu rapide, puissant et sûr durant quarante-cinq minutes, marquant irrésistiblement quatre nouveaux buts et donnant un travail énorme au gardien Wisniewski, qui eut de beaux arrêts.

L'équipe hongroise, où brillent particulièrement l'arrière Folg II, le demi Orth et toute l'impeccable ligne d'avants, ne nous étonnerait pas en arrivant en finale. Excellent arbitrage de M. Mutters, qui eut peu à faire d'ailleurs dans une' partie aussi courtoise. J. P.

Olimpijski debiut: Pierwsi Wiślacy na międzynarodowej imprezie

26 maja 1924 roku reprezentacja Polski meczem z Węgrami zanotowała swój debiut na igrzyskach olimpijskich. Wśród zawodników, którzy wybiegli na murawę stadionu w Paryżu znalazło się miejsce dla trzech przedstawicieli Białej Gwiazdy: Henryka Reymana, Zdzisława Stycznia oraz Mieczysława Wiśniewskiego.


26.05.2020r.

Jakub Sumera


Do stolicy Francji Polacy udali się bezpośrednio ze Sztokholmu, gdzie parę dni wcześniej wysoko ulegli reprezentacji Szwecji, bo aż 1:5. Długa i wyczerpująca podróż trwała 52 godziny i zakończyła się trzy dni przed spotkaniem z Węgrami. Selekcjoner Adam Obrubański postanowił zmienić nieco ustawienie swojej drużyny, skutkiem czego w wyjściowej jedenastce znalazło się miejsce dla trzech zawodników krakowskiej Wisły: Mieczysława Wiśniewskiego, Henryka Reymana oraz Zdzisława Stycznia, dla którego był to debiut w drużynie narodowej.

Wymiana ciosów

Początek meczu okazał się wyrównany, a swoje okazje potrafili stworzyć zarówno Polacy, jak i Węgrzy. Już w 1. minucie Mieczysław Batsch spróbował zaskoczyć Jánosa Biriego, jednak golkiper rywali nie dał się zwieść. Z każdą kolejną minutą przeciwnicy Polaków zaczęli przejmować inicjatywę i przeprowadzali składne akcje. Jedna z nich przyniosła wymierny efekt w postaci bramki, kiedy to w 15. minucie József Eisenhoffer wpadł w pole karne i pewnym strzałem pokonał Mieczysława Wiśniewskiego. Biało-Czerwoni przeszli do kontrataku. Swoje sytuacje mieli m.in. Wacław Kuchar i Józef Kałuża, lecz żadna z prób nie przyniosła zamierzonego rezultatu. W pierwszej połowie swój kunszt bramkarski zaprezentował jeszcze Wiśniewski, który ustrzegł swoją drużynę przed utratą kolejnych bramek, przez co do przerwy na tablicy wyników widniał wynik 1:0 dla Madziarów.

Strzelali tylko Węgrzy

Na drugą część spotkania piłkarze prowadzeni przez Adama Obrubańskiego wyszli z zamiarem odrobienia strat, jednak ekipa węgierska nie zamierzała poprzestać na jednobramkowym prowadzeniu i ochoczo ruszyła do ataków, dzięki czemu zdołali dołożyć aż cztery kolejne trafienia. Tak „Przegląd Sportowy” relacjonował przebieg boiskowych wydarzeń po przerwie: „Po pauzie, drużyna polska rozpoczyna grę za słońcem i wiatrem. Węgrzy jednak biorą się ostro do rzeczy i już w 7‘ ostrym i dalekim strzałem w lewy róg, uzyskuje Hirzer dla nich drugą bramkę. W minutę później Fryc zatrzymuje ręką piłkę, sędzia dyktuje wolny, który Wiśniewski, wysoko skacząc, wybija na róg. Następuje serja lekkich ataków węgierskich, likwidowanych przez naszą obronę, aż w 14‘ Hirzer dostaje się pod bramkę i strzela ostro z kilku metrów. Wiśniewski łapie rękami, ale piłka odbija się i wpada w siatkę. Trzecia bramka.

Kilka minut przechodzi spokojniej w otwartej grze. W 22‘ ostry atak Węgrów kończy się strzałem w poprzeczkę. Węgrzy zaczynają przygniatać. Czuć, że mecz dla Polski stracony, drużyna nie wytrzymuje tempa, zaczyna ograniczać się do obrony, a w ataku jedynie Kałuża -Kuchar zachowują inicjatywę. Sperling całkiem słaby, traci piłki i zupełnie trzymany przez Orth‘a, tworzy razem z Reymanem całkiem „martwe” skrzydło.

W 26‘ czwarty goal węgierski jest wynikiem przeboju Opaty; Fryc siedzi mu na piętach, Wiśniewski w chwili strzału robi krok w przód, piłka wtacza się koło jego nogi do bramki. Coraz bardziej znać, że drużyna węgierska ma bezwzględną przewagę, Polska broni się rozpaczliwie, ostatkami sił; ostre ataki obu, świetnie dysponowanych skrzydeł węgierskich, spotykają się z naszej strony z dość chaotyczną obroną. Technicznie i tempem drużyna węgierska przewyższa Polaków, Cyl i Wiśniewski bronią po kilka razy, Styczeń pomaga im wydatnie. Dwa wolne dla Polski (38‘ i 42‘) bez rezultatu i nagle w 43‘ piąta bramka dla Węgier, po bez skutecznych interwencjach Cyla i Stycznia, przez Opatę bez apelacyjnie strzelona”.


Polska - Węgry 0:5 (0:1) 0:1 Eisenhoffer 15’

0:2 Hirzer 51’

0:3 Hirzer 58’

0:4 Opata 70’

0:5 Opata 87’

Polska: Wiśniewski - Cyl, Fryc, Styczeń, Cikowski, Spoida, Kuchar, Batsch, Kałuża, Reyman, Sperling Węgry: Biri - Mandl, Fogl II, Obitz, Guttmann, Orth, Jeny, Hirzer, Opata, Eisenhoffer, Braun

Źródło: wisla.krakow.pl