1924.06.10 Polska - USA 2:3

Z Historia Wisły

Stanisław Czulak zdobywa bramkę
Stanisław Czulak zdobywa bramkę
10.06.1924r. Warszawa, Agrykola. Polska - USA 2:3 (2:2) Siedzą od lewej: Tadeusz Orzelski (selekcjoner), Kazimierz Kaczor, Zygmunt Chruściński, Antoni Amirowicz, Władysław Kowalski, Stefan Domański, Zdzisław Styczeń, Stanisław Czulak, Mieczysław Balcer, Marian Markiewicz, Wacław Kuchar.  Stoi w koszulce z białym orłem na piersi Józef Adamek.  Pierwszy z prawej stoi Mihaly Ivancsics (węgierski sędzia spotkania).
10.06.1924r. Warszawa, Agrykola. Polska - USA 2:3 (2:2)
Siedzą od lewej: Tadeusz Orzelski (selekcjoner), Kazimierz Kaczor, Zygmunt Chruściński, Antoni Amirowicz, Władysław Kowalski, Stefan Domański, Zdzisław Styczeń, Stanisław Czulak, Mieczysław Balcer, Marian Markiewicz, Wacław Kuchar.
Stoi w koszulce z białym orłem na piersi Józef Adamek.
Pierwszy z prawej stoi Mihaly Ivancsics (węgierski sędzia spotkania).
Drużyna USA
Drużyna USA

Z Wisły zagrali: Józef Adamek, Mieczysław Balcer, Stanisław Czulak, Kazimierz Kaczor, Władysław Kowalski, Marian Markiewicz, Zdzisław Styczeń

Debiut Adamka w oficjalnym meczu reprezentacji Polski.

Debiut Balcera w oficjalnym meczu reprezentacji Polski.

Debiut Markiewicza w oficjalnym meczu reprezentacji Polski.

Debiut i zarazem ostatni mecz Czulaka w reprezentacji Polski.

Ostatni oficjalny mecz Stycznia w reprezentacji Polski.

Skład Reprezentacji Polski:

Stefan Domański - Warszawianka

Marian Markiewicz - Wisła Kraków

Kazimierz Kaczor - Wisła Kraków

Zdzisław Styczeń - Wisła Kraków

Antoni Amirowicz - Legia Warszawa

Wacław Kuchar - Pogoń Lwów

Józef Adamek - Wisła Kraków

Stanisław Czulak - Wisła Kraków

Zygmunt Chruściński - Cracovia

Władysław Kowalski - Wisła Kraków Grafika:Zmiana.PNG (81' Jóliusz Miller - Czarni Lwów)

Mieczysław Balcer - Wisła Kraków


Miejsce/Stadion: Warszawa.

Strzelcy bramek:Herb Wells 3' (0:1), Stanisław Czulak 6' (1:1), Andy Stradan 30' (1:2), Zygmunt Chruściński 32' (2:2), Andy Stradan 47' (2:3).

Selekcjoner: Tadeusz Orzelski.

Spis treści

Doniesienia prasowe

Tygodnik Sportowy

ROK IV. KRAKÓW, DN IA 17 CZERWCA 1 9 2 4 ROKU. NR. 25 .

10. VI. Ameryka — Polska 3 :2 (2:2) w Warszawie

(Od naszego warszawskiego korespondenta).

Wynik odbytych w ub. wtorek międzypaństwowych zawodów Ameryka-Polska w stolicy jest wielkiem ciosem dla naszej piłki nożnej. Niezła okazja do zrehabilitowania się w oczach Europy po ostatnich klęskach w Stokbolmie i Paryżu prysła jak bańka mydlana. Ponieśliśmy porażkę nie wskutek wspaniałej formy przeciwnika, lecz z własnej winy. Skandaliczne zestawienie naszego teamu, przemęczenie graczy ostatnimi zawodami w swych drużynach, oto przyczyny naszej klęski. Powiedzmy otwarcie, powaga P. Z P. N., a raczej kapitana Związkowego, po ostatniej porażce jest mocno zachwianą. Nie wnikamy w to, co osobiście kierowało p. Obrubańskim przy wystawieniu takiego, a nie innego zespołu. Stwierdzamy tylko fakt: przegrana z Ameryką to jedynie jego wina. Nie możemy sobie bowiem wyobrazić tego, żeby w Polsce nie było lepszej pary obrońców, albo lepszych graczy w ataku. Również dziwnem się nam wydaje to, iż nie wzbroniono graczom uczestniczyć na 3 dni przed zawodami w barwach swych klubów. Tak zdaje się było zawsze. A dlaczego ostatnio zrobiono wyjątek? I tak Kuchar grał z Makabi berneńską, gracze Wisły z Admirą wiedeńską, Staliński z drużyną niemiecką w Toruniu, i t. p. Czemu nie widzieliśmy w naszym zespole kilku utalentowanych graczy? Czy protekcja i zaślepienie dzielnicowe ogarnęły nasz P. Z. P. N.? Jeśli tak, to wstyd dla naszego młodego sportu. Winnych należy pociągnąć do odpowiedzialności, a z porażki wyciągniemy konsekwencje i naukę.

Jeżeli przejdziemy teraz do charakterystyki zawodów i przeciwnika, to musimy stwierdzić, że zawody powyższe nie stały na wysokim poziomie. Amerykanie za produkowali grę, która nie stała bynajmniej na wyżynie sztuki piłkarskiej. Zespół gości nadzwyczaj dobrany fizycznie, dość dobry technicznie, hołduje grze wysokiej, długiej (doskonała gra głową). Najlepszą częścią drużyny jest ruchliwy atak. Pomoc niezła, obrona rozegrała się dopiero po przerwie. Bramkarz niczem wybitnem się nie odznaczał. Ponad wszystko cechował gości wspaniały start do piłki.

Tymczasem drużyna nasza, oparta głównie na szkielecie Wisły, zawiodła na wszystkich linjach. Napastnicy grali taktycznie słabo, strzały ich przechodziły wszystkie ponad poprzeczką, a zdobyte bramki zawdzięczać możemy jedynie „kiksom” obrony przeciwnika. Naogół nie zauważyliśmy w napadzie naszym najmniejszego cienia kombinacji. Jedynie do przerwy prawa strona ataku kombinowała nieźle. Pomoc stanowiła jeszcze najlepszą część zespołu. Można jedynie zarzucić jej grę zbyt defenzywną. Obrońcy pokazali nam, jak grać nie należy. Poza nietrafianiem w piłkę, co zdarzało się im co chwila, obrona nasza grała chaotycznie, cofała się przed przeciwnikiem, w krytycznych sytuacjach nie oddawała piłki bramkarzowi, a często też „kiwała” niepotrzebnie przeciwników,, nie oddając napadowi piłki, tracąc jedynie napróżno czas. Bramkarz z puszczonych goli zawinił może jedynie tylko pierwszego. Dwa pozostałe, to zasługa naszej, pożałowania godnej, obrony.

Gra ostra, fair, prowadzona była energicznie, ambitnie ze strony przeciwnika. U nas niestety tylko jednostki pojedyncze dawały dowód ambicji i poświęcenia. Na ogół mogliśmy wygrać powyższe zawody w stosunku 3 :1 . Początkowo przewagę mieli Polacy, pod koniec gry Ameryka.

Przebieg gry: 0 godz. 5 m. 30 wychodzi gorąco oklaskiwana drużyna Ameryki, ze sztandarem, w białych koszulkach, z herbem narodowym na piersiach i stanąwszy przed lożą, gdzie zasiedli przedstawiciele ambasady amerykańskiej, wojskowości, rządu, miasta, wznosi trzykrotny okrzyk „Niech żyje Polska”. W niespełna & minut wpada na boisko team polski, witany bardzo serdecznie. Składy drużyn: Ameryka: Douglas, Mullholland Z meczu Polska - Szwecja w Stockholmie. Gorlitz unicestwia atak Szwedów. 0 Connor, Danko, Hornberger, Johnson, Devis, Wells, Stadau, James, Hirt. Polska: Domański (Warszaw.), Kaczor, Markiewicz, Styczeń (Wisła), Kuchar (Pogoń), Amirowicz (Legja), Adamek, Czulak (Wisła), Chruściński (Cracovia), Kowalski, Balcer (Wisła). Wreszcie zjawia się sędzia węgierski, p. Ivancsics, losowanie, gwizdek i goście rozpoczynają grę.

Gra początkowo chaotyczna. Kaczor kiksuje, Amerykanie uzyskują pierwszy róg, po którym strzela lewy łącznik w 3 pierwszego gola. Ogólne zdenerwowanie i przygnębienie na widowni. Gracze szwedzkiej kamraterny którzy zostali specjalnie na powyższym meczu, zachęcają okrzykami naszych do wyrównania. Już w 5 atak P. lewą stroną, Chruściński podaje Czulakowi, obrońca Am. „kiksuje” i Czulak uzyskuje wyrównanie. Gra otwarta, Kowalski, Czulak, strzelają ponad poprzeczkę. Szereg rogów idzie na marne. Kuchar b. pracuje, gra jednak zbyt defenzywnie. Atakom naszym brak wykończenia. Ładne centry Adamka marnuje Kowalski, który zdradza zupełną nieumiejętność strzału. W 40 przebija się środkowy napastnik gości, kiwa niezdecydowanego Kaczora i strzela płasko w róg. Nieliczne oklaski witają sukces Ameryki. Polacy zbierają siły, przeprowadzają szereg ataków lewą stroną. Wreszcie udaje się Chruścińskiemu po kombinacji z Kowalskim, uzyskać wyrównanie. Burza oklasków. Nadzieja zwycięstwa ogarnia widzów. Nasi, zagrzani uzyskaniem bramki, gniotą przeciwnika tak, że ten broni się rogami, których nie wyzyskano. Pauza. Rogów 5 :1 dla Polski. 2:2.

Po przerwie team gości zaczyna grać lepiej i skuteczniej. Markiewicz nie trafia w piłkę, co wykorzystują Amerykanie i środek napadu przechyla szalę zwycięstwa, strzelając zwycięską bramkę. To zdeprymowało naszych, a podnieciło przeciwnika, którego ataki suną coraz bardziej ku naszej bramce. Obrona nie odbija należycie piłki, lecz bawi się strzelaniem „bomb”. Kuchar gra trzeciego boćka. Przeciwnik powoli opanowuje sytuację. Sporadyczne wypady naszego ataku niweczy obrona gości. Na 20 przed końcem Kuchar zmienia się z Chruścińskim. W 10 potem Kowalski schodzi skontuzjonowany, miejsce jego zajmuje Miller (Czarni). Końcowe minuty należą do nas. Stosunek rogów 8 : 2 dla Polski. Z poszczególnych graczy gości najlepiej się zaprezentował prawy obrońca, środek napadu i skrzydła. W naszym teamie najlepiej grali Kuchar i Adamek. Czulak niezły, Styczeń dobry, po przerwie słabszy. Reszta słaba. Domański miał ogromną tremę. Sędzia p. Ivancsics średni. Jeżeli popełnił szereg błędów, to jedynie wskutek mylnych znaków, dawanych przez bocznych sędziów pp. Mandla i Bednarskiego. Zawodom przyglądało się około 7000 widzów.

Po meczu odbył się W salonach hotelu Europejskiego Wspaniały bankiet z udziałem delegata Z. P. Z. S. p. Osieckiego, prezesa Ameryk. Związku Piłki Nożnej, p. Peela i wielu innych osobistości. Co do samej organizacji zawodów, to mamy jedno do zarzucenia. Dlaczego nikt z ramienia Związku nie powitał gości na boisku. Nie wygłoszono również żadnego przemówienia, nie wręczono żadnego upominku. Szkoda, bo Zagranica inaczej się na takie sprawy zapatruje. W przerwie odegrano jedynie hymn amerykański i polski. To było całe powitanie gości na boisku. W.


Refleksje po zawodach Ameryka — Polska.

Tygodnik Sportowy

ROK IV. KRAKÓW, DNIA 2 5 CZERWCA 1 9 2 4 ROKU. NR. 26

Jeśli jedenastka, którą widzieliśmy 10 czerwca w Warszawie, jest najlepszą, na jaką stać Stany Zjednoczone Ameryki Półn., to ze smutną radością należy stwierdzić ku naszej chwale, że pod względem futballowym przewyższamy w chwili obecnej ten cudowny bodaj kraj cywilizacji i progresu. Na tem tle atoli boleśniej i dziwniej wygląda nasza przegrana w ostatniem międzypaństwowem spotkaniu. Bo, że wynik odzwierciedla rzeczywisty stosunek zmagających się drużyn (w danym wypadku oczywiście) — to jest pierwszy fakt, i że przy nieco rozsądniejszej robocie myślowej osób (a może raczej osoby) wyłącznie kompetentnych mecz ten mógł zakończyć się naszem zwycięstwem, to jest niemniej jasnem i wszystkim wiadomem. Epilog wszakże tej egzotycznej pod każdym względem imprezy nie jest dla nas bynajmniej ani pocieszającym, ani w części przynajmniej usprawiedliwiającym te nasze władze zwierzchnicze, które do niego doprowadziły.

Uparcie bowiem nasuwają się krytyczne pytania: Dlaczego ten mecz Polska przegrała ? Kto przegraną zawinił ? Czy może kapitan związkowy ? Na pytania powyższe odpowiedź musi się znaleźć, chociażby nie wypadła ona po myśli niektórych osób, które uczułyby się może i dotknięte nawet w taki, lub inny sposób. Odpowiedzieć bezwzględnie trzeba, bo nie chodzi tutaj o wydobycie na wierzch różnych podwórkowo-lokalnych pretensyj tych czy innych dzielnic, tembardziej nie mamy zamiaru podnosić post factum krzyku nieprzyzwoitego. Jednak wypada wskazać na niektóre zasadnicze błędy, popełnione być może w transie olimpijskim, na metodę działania, często niezdrową, tych panów, w których ręku spoczywa kierownictwo nawy polskiej piłki nożnej. Przedewszystkiem zatem należy zwrócić uwagę na związek, jaki zachodzi między świeżo aranżowanemi spotkaniami międzypaństwowemi, a naszym ostatnim występem na Olimpjadzie paryskiej. Nie będziemy na tem miejscu nikogo winili za nasze niepowodzenia na gruncie szwedzkim i francuskim. Chcemy mimo to stwierdzić, że te występy nie przyniosły chluby polskiemu sportowi i zadanie panów kierowników ekspedycji polskiej polegało więc na naprawieniu w czasie jaknajkrótszym tego złego wrażenia i na rehabilitacji polskiego imienia. Panowie z PZPN. ten imperatyw chwili dobrze zrozumieli i to im się chwali. Bo widomym tego znakiem jest hurtowne zakontraktowanie różnych narodowych „reprezentatywek“. Niechybnie ma to na celu i nawiązanie przyjaznych i stałych stosunków z państwami, wchodzącemi w skład ogólnej dużej rodziny futballowej. Ale to już jest obliczone na dalszą metę. Natomiast imperatyw chwili, powtarzam, nakazywał rehabilitację imienia polskiej piłki nożnej.

A pierwsza próba, uczyniona w tym kierunku, skończyła się niestety nowem niepowodzeniem. Czemu i komu należy zatem przypisać to „drobne fiasko” warszawskie ?

Odpowiedzialność ponoszą te osoby, które w tym wypadku zawiniły. Nie chcielibyśmy nikogo oskarżać i niemiłem nam jest czynić zarzuty ludziom, którzy mimo wszystko oddali duże zasługi idei sportowej w Polsce. Nieuczciwością byłoby jednakże przemilczeć fakt takiej doniosłości i nie wskazać na p. Obrubańskiego, jako tego, który zamówił w Paryżu mecz z Ameryką i ustalił przeciwko niej skład drużyny polskiej. Przechodząc do omówienia przyczyn, które spowodowały przegraną w Warszawie, należy wyróżnić zły termin i wadliwe (w związku z terminem) ustawienie składu drużyny. Aczkolwiek 10 czerwca mógł spowodować małą frekwencję wskutek powszedniego dnia i „wypompowania” publiczności poprzednimi meczami, to jednak nie liczono się z przemęczeniem wszystkich reprezentatywnych graczy, którzy mogliby Polsce zapewnić zwycięstwo. Nasuwa się więc na marginesie ciekawa uwaga: deficyt kasowy przewidywano i ustrzeżono się od niego, natomiast nic nie zrobiono, by uniknąć blamażu sportowego. Albowiem dużym, nie do darowania błędem, świadczącym zarazem o nieznajomości rzeczy powszechnie znanych, była zgoda na rozegranie meczu 10 czerwca, to jest bezpośrednio po Zielonych Świętach. A wszak każdy wiedział, że żaden poważniejszy klub polski nie spędzi świąt bezczynnie. Tembardziej nie można było zmusić tych klubów do zerwania kontraktu i do zerwania dobrych stosunków z towarzystwami zagranicznemi. Takiem samem niepodobieństwem i blamażem byłoby wystąpienie drużyn w niekompletnych składach. Zresztą nie było, zdaje się, w tym duchu żadnych częściowych przynajmniej nakazów. Nie mogło więc być mowy w takich warunkach o wystawieniu pierwszego garnituru Polski. A był to krok ze wszech miar niebezpieczny i, jak okazało się później, bardzo szkodliwy.

Gdy po tem wszystkiem nie można już było myśleć o wysłaniu do Warszawy całkowitego pierwszego zespołu, należało być konsekwentnym i stanowczym w dalszem działaniu. Trzeba było odrazu zrezygnować z czołowych graczy, niezdolnych do tej gry, z powodu różnych kontuzji i dużego wycieńczenia fizycznego, jakoteż (rzecz bardzo ważna) psychicznego. Kapitan związkowy powinien był sięgnąć do swej pamięci i wydobyć przy tej pomocy graczy dobrych, lecz może nietyle renomowanych, a niezajętych podczas świąt. Gdyby chodziło 0 skonkretyzowanie tych słów i o wykazanie, że gracze tacy do dyspozycji byli, wystarczy wymienić wspaniałego (tak!) Karasia z Łodzi, Suchorzewskiego, Zolera itp., którzy w pamięci p. kapitana powinni być dobrze zapisani. Realne nazwiska mówią wręcz, że najsłabsza część drużyny, a mianowicie obrona, mogła być zastąpiona przez inną dwójkę. A ta, jeśli nie jest bezwzględnie lepszą parą od Kaczora i Markiewicza, to przewyższałaby ją napewno świeżością i siłą bojową. Walory te w spotkaniu międzynarodowem odgrywają dużą rolę.

Jednakże tego wszystkiego nie chciano jakoś przewidzieć i złym skutkom zapobiec. Bo, jak się na samych zawodach wykazało, gracze nasi po przerwie strasznie spuchli i temu spuchnięciu przypisać należy przegraną, nie mówiąc oczywiście o Kaczorze i Markiewiczu, którzy od pierwszej chwili źle grali. Nie wolno atoli w wielkiem rozdrażnieniu czynić graczom gorzkie wymówki (jak to niektórzy z publiczności czynili), bo nie ich w tem jest wina, że Polska mecz przegrała. Są wszak tylko ludźmi, a trudno wymagać od zwykłych śmiertelników, by po dwóch ciężkich meczach międzynarodowych i całonocnej uciążliwej podróży grali nazajutrz trzeci, ciężki i poważny mecz, nie wykazując przy tem zmęczenia. Jest to raczej wina warunków, w jakich mecz doprowadzono do skutku. Nigdy natomiast nie przyznamy racji nieodpowiedzialnym zaślepieńcom przeciwstołecznym, lansującym głupią plotkę, jakoby Domański z Warszawianki był tym winowajcą. Nie panowie! Jeśli już koniecznie chcecie szukać winowajcy, to szukajcie go w Krakowie. Tam go może znajdziecie. Teraz dopiero jesteśmy w stanie te błędy spostrzec 1 dążyć do unikania ich w przyszłości. To, co było zrobione, pójdzie i słusznie powinno pójść na rachunek naszego małego doświadczenia, które często doprowadza do szkodliwej improwizacji. I w tym wypadku bowiem mecz zaimprowizowano w Paryżu przy dźwiękach orkiestr olimpijskich.

Tymczasem wytrącono nam z ręki poważny atut obrony. Tłumaczenia w rodzaju pechowego rozlosowania przeciwników i pechowego natrafienia Polski na Węgry, odrazu upadły i przestały być czemś rzeczywistem. Do licznego zbioru naszych „pechów11 dojdzie natomiast nowy „pech” w formie faktu, że dotychczas w kraju nie mogliśmy wygrać ani jednego międzypaństwowego meczu. Mimo wszystko niema jednakże powodu do rozpaczy. Przegrana z Ameryką nie jest jeszcze katastrofą. Nasuwają się sposobności do uzyskania pełnej rehabilitacji. Nie wolno ich zaniedbać i lekceważyć. Trzeba działać rozsądnie i ostrożnie. Zerwać należy bezwzględnie z błędną metodą, która da się streścić w słowach: działać a później myśleć. Wręcz przeciwnie. Przedtem myśleć, a później działać. Wtedy dobre wyniki nie dadzą długo na siebie czekać i z ufnością będzie można spoglądać w przyszłość. R. Frendze

Sport lwowski

Nr. 93. Lwów, czwartek 12 czerwca 1924. Rok III.


Warszawa, 10 czerwca 1924.

Ameryka — Polska 3:2 (2 : 2).

Drużyna amerykańska przyjechała do nas pod przewodnictwem p. Pele z trenerem kpt. Budfordem, którego polscy footballiści dobrze pamiętają z r. 1920, gdy ich trenował na olimpj. antwerpską. Amerykanie zamieszkali w hotelu Europejskim, gdzie im przed zawodami po-stosownych przedmowach naszych przedstawicieli wręczono pamiątkowy proporzec. W hotelu tym zamieszkała również i nasza drużyna. O godzinie pół do piątej obie drużyny powozami i autami udały się na boisko Agricoli, gdzie zebrały się, jeszcze w Warszawie na zawodach piłkarskich niewidziane, tłumy widzów. Pogoda wymarzona, nastrój podniosły i pełen oczekiwania — wszak pierwsze to zawody międzynarodowe, rozegrane w naszej stolicy. O go% dżinie 5. witana burzliwymi oklaskami, prowadzona przed Budforda, wchodzi na boisko ze sztandarem drużyna amerykańska; chłopcy dorodni, rośli i silni, w pięknych, białych strojach i oryginalnych, kolorowych pończochach. Stają przed głównymi lożami i wznoszą trzykrotny swój bojowy okrzyk, zakończony okrzykiem: „Niech żyje Polska". Po nich wchodzą nasi; bramkarz Domański (Warsz.); obrońcy Kaczor i Markiewicz (Wisła); pomoc Styczeń (Wisła), Kuchar (Pogoń), Amirowicz (Legja); atak Balcer, Kowalski (Wisła), Chruściński (Cracovia), Czulak, Adamek (Wisła) — brak Spojdy, Cikowskiego, Batscha, Stalińskiego — najlepszych prawie graczy Polski. Za drużynami wchodzą sędziowie, główny Ivancsics i boczni p. Bednarski i Mandl. Los okazał się szczęśliwszym dla Amerykanów — wybierają pole i Polska gra pod słońce.

Już w 2 min. Czulak nie wykorzystuje pewnej sytuacji piłkę przenosi obrońca am. na nasze pole, tu po chwilowem zmaganiu się naszej obrony z atakiem amerykańskim sędzia dyktuje przeciw nam rzut z rogu; świetnie zcentrowaną piłkę dostaje lewo-skrzydłowy amerykański, podaje na prawo, skąd pada skośny strzał do naszej bramki, Domański piłkę zaczepia, chwyta w środku bramki, a sędzia stojący obok odgwizduje pierwszy punkt zwycięstwa dla Ameryki. Naszych to nie zraża, atakują kilka razy zrzędu i w 5 min. po kombinacji Balcer—Czulak, ten ostatni korzysta z chybienia piłki przez obrońcę amer. i niepotrzebnego opuszczenia bramki przez bramkarza amer. i pewnie strzela odwetową bramkę. 1:1 i burza oklasków. Polska uzyskuje przewagę, ustawicznie atakuje, co zaznacza się rogami w 11 i 15 min., tudzież ustawicznymi autami na naszą korzyść. W 19 min. sędzia przepuszcza pozycję spaloną na naszą niekorzyść; faul na naszą korzyść tuż przed polem karnem, Styczeń jednak strzela prosto w ręce bramkarzowi, w 28 min. Balcer wywalcza dla nas róg — walka przed bramkę amer. i znowu pewną pozycję nasz atak’ w natłoku nie wykorzystuje. Na to Amerykanie odpowiadają silnym atakiem, ich środek napadu, doskonały przebojowiec i biegacz, sam przeprowadza piłkę i nieuchronnie strzela 2:1. Krótkotrwała to jednak radość amer. a nasza konsternacja — gdyż w następnej zaraz min. po boju stoczonym pod bramką amer. nagle przed Chruścińskim pada piłka, a ten stojąc sam przed bramką — spokojnie umieszcza ją w bramce. 2:2 i oklaskom nie ma końca. Następny kwadrans upływa na równej walce, w której Amerykanie grają kilka minut bez swego świetnego prawego obrońcy, kontuzjowanego w nos, w 39 min. Adamek wywalcza dla nas róg, w 42 min. znowu Kowalski pudłuje fatalnie (zrobił to nie raz).

Podczas przerwy muzyka odegrała amer. i nasz hymn narodowy, obie drużyny sfotografowano i gra potoczyła się dalej. Zaraz w 2 min. pada ostatnia i zwycięska bramka dla Amerykanów, których atak wykorzystał niefortunny wybieg Domańskiego z bramki. Nie peszy to jednak naszych, atakują często, zwłaszcza Balcer wypracowuje dobre pozycje — niestety albo Czulak albo Kowalski fatalnie psują pewne pozycje. Nawet Wacek, grający wprost koncertowo na środku pomocy, jedyny gracz obdarzany oklaskami i okrzykami przez publiczność, zrozpaczony już strzela ze środka boiska na bramkę, obok słupka; Amerykanie powoli uzyskują przewagę i zaczynają naszych naciskać. Ich gra głową, bieg, wytrwałość i doskonałe ustawianie się obrońców są bez zarzutu, kombinacji' jednak ani śladu — gra. byle naprzód, na bramkę przeciwnika, skuteczna jednak w walce z naszymi. W 14-tej minucie Wacek wspaniałem chwyceniem piłki z powietrza na koniec buta broni nas przed czwartą bramką. Wszelkie nasze ataki kończą się zwykle niewykorzystaniem sytuacji. Wówczas w 25’ Wacek przechodzi do ataku, Chruściński na środek pomocy; od tego jednak czasu atak mało otrzymał piłek, a Wacek zaledwie trzy razy, raz nawet przed bramką am. ale z tak silnej centry, iż piłka tylko musnęła jego nogę. Pod koniec gry — gracz ten, niesamowitej wprost wytrzymałości (grał trzy dni z rzędu, w tem noc jazdy ze Lwowa do Warszawy), cofa się z powrotem do pomocy, Amerykanie bowiem zaczęli nas bez ceremonji przyduszać i przewagę swą z małymi wyjątkami utrzymali do końca.

Wina naszej przegranej, to zły atak, a właściwie niedyspozycja w strzałach obu łączników Kowalskiego i Czulaka, nadto najgorszy na boisku Adamek, obok niego bramkarz Domański — poco właściwie Janek Loth siedział, dlaczego on nie grał — pytamy. Drużyna nasza wcale nie była gorszą od Am., grała ofiarnie i z wiarą w zwycięstwo, a jednak przegraliśmy — ot pech, który tego roku nas prześladuje, zagranicą jednak wyrabia nam fatalną opinję. W zestawieniu naszej drużyny był tylko jeden błąd — Janek Loth, który był na zawodach, nie grał na bramce.

Statystyka zawodów: rogów 8:2 (5:1) dla Polski, spalonych pozycji 8:8, fauli 16 robi Ameryka, 12 Polska, auty: 27 rzuca Polska, 21 Am., strzałów na bramką daje Polska 28, Ameryka?). Z tego zestawienia poznać najlepiej przewagę "Polski, mimo pozornej w polu przewagi Ameryki — lecz równocześnie smutny to obraz naszego ataku. .

Galeria

Opis meczu

Komentarze prasowe po występach Wiślaków w reprezentacji:

  • Józef Adamek
    • Ładne centry Adamka marnuje Kowalski, który zdradza zupełną nieumiejętność strzału.
    • Wina naszej przegranej, to zły atak, a właściwie niedyspozycja w strzałach obu łączników Kowalskiego i Czulaka, nadto najgorszy na boisku Adamek.

W naszym teamie najlepiej grali Kuchar i Adamek. Czulak niezły, Styczeń dobry, po przerwie słabszy.

    • Wina naszej przegranej, to zły atak, a właściwie niedyspozycja w strzałach obu łączników Kowalskiego i Czulaka, nadto najgorszy na boisku Adamek.
    • Balcer wypracowuje dobre pozycje — niestety albo Czulak albo Kowalski fatalnie psują pewne pozycje.
    • Czulak dobry, choć zbytnio nerwowy. W pomocy Styczeń dobry.
  • Kazimierz Kaczor
    • gracze nasi po przerwie strasznie spuchli i temu spuchnięciu przypisać należy przegraną, nie mówiąc oczywiście o Kaczorze i Markiewiczu, którzy od pierwszej chwili źle grali. Nie wolno atoli w wielkiem rozdrażnieniu czynić graczom gorzkie wymówki (jak to niektórzy z publiczności czynili), bo nie ich w tem jest wina, że Polska mecz przegrała. Są wszak tylko ludźmi, a trudno wymagać od zwykłych śmiertelników, by po dwóch ciężkich meczach międzynarodowych i całonocnej uciążliwej podróży grali nazajutrz trzeci, ciężki i poważny mecz, nie wykazując przy tem zmęczenia.

ROK IV. KRAKÓW, DNIA 2 5 CZERWCA 1 9 2 4 ROKU. NR. 26

  • Władysław Kowalski
    • Ładne centry Adamka marnuje Kowalski, który zdradza zupełną nieumiejętność strzału.
    • W naszym teamie najlepiej grali Kuchar i Adamek. Czulak niezły, Styczeń dobry, po przerwie słabszy.
    • Wina naszej przegranej, to zły atak, a właściwie niedyspozycja w strzałach obu łączników Kowalskiego i Czulaka, nadto najgorszy na boisku Adamek.
    • Balcer wypracowuje dobre pozycje — niestety albo Czulak albo Kowalski fatalnie psują pewne pozycje.
  • Marian Markiewicz
    • Po przerwie team gości zaczyna grać lepiej i skuteczniej. Markiewicz nie trafia w piłkę, co wykorzystują Amerykanie i środek napadu przechyla szalę zwycięstwa, strzelając zwycięską bramkę.
    • gracze nasi po przerwie strasznie spuchli i temu spuchnięciu przypisać należy przegraną, nie mówiąc oczywiście o Kaczorze i Markiewiczu, którzy od pierwszej chwili źle grali. Nie wolno atoli w wielkiem rozdrażnieniu czynić graczom gorzkie wymówki (jak to niektórzy z publiczności czynili), bo nie ich w tem jest wina, że Polska mecz przegrała. Są wszak tylko ludźmi, a trudno wymagać od zwykłych śmiertelników, by po dwóch ciężkich meczach międzynarodowych i całonocnej uciążliwej podróży grali nazajutrz trzeci, ciężki i poważny mecz, nie wykazując przy tem zmęczenia.