1924.08.31 Węgry - Polska 4:0

Z Historia Wisły

Z Wisły zagrali: Józef Adamek, Marian Kiliński, Marian Markiewicz, Henryk Reyman

Debiut i zarazem ostatni mecz Kilińskiego w reprezentacji Polski.

Ostatni oficjalny mecz Markiewicza w reprezentacji Polski.

Skład Reprezentacji Polski:

Emil Görlitz 1. FC Katowice Grafika:Zmiana.PNG (61' Marian Kiliński - Wisła Kraków)

Władysław Karasiak ŁKS Łódź

Marian Markiewicz Wisła Kraków

Marian Spoida Warta Poznań Grafika:Zmiana.PNG (67' Władysław Olearczyk - Pogoń Lwów)

Karol Hanke Pogoń Lwów

Józef Adamek Wisła Kraków

Wawrzyniec Staliński Warta Poznań

Henryk Reyman Wisła Kraków

Józef Garbień Pogoń Lwów

Antoni Śledź ŁKS Łódź

Wacław Kuchar Pogoń Lwów



Miejsce/Stadion: Budapeszt.

Strzelcy bramek: (sam.) Władysław Karasiak 31', Takács József 38', Takács József 40', Orth György 59' .

Selekcjoner: Adam Obrubański.

Spis treści

Opis meczu

Madziarzy do tej pory zawsze sprowadzali nas na ziemię i tak było tym razem. Obrubański znowu zrezygnował z usług graczy Cracovii, sugerując, że są po prostu nie w formie. Poza tym była to kara za wcześniejszy bojkot reprezentacji. Spotkała go za to po meczu ostra krytyka. Jednak sporo racji miał bezstronny w tej mierze poznański „Sport Ilustrowany” pisząc, że krytyka Obrubańskiego, który „szuka graczy tam gdzie oni są, a nie tam, gdzie tradycja powiada, że byli”, jest przesadzona. Przed spotkaniem „Reyman..., większy optymista, jest pewny wyniku najmniej nierozstrzygniętego, lub też zwycięstwa 2:1” - donosił „Tygodnik Sportowy”43. Na ile był to urzędowy optymizm i próba wpłynięcia na psychikę polskich graczy przed meczem, trudno dziś odpowiedzieć.

Pierwsze 5 minut budapesztańskiego meczu upłynęło zdecydowanie pod dyktando Węgrów. Potem do głosu doszła Polska i wydawało się nawet, że to ona zdobędzie gola. Szanse po temu wyborną miał Reyman, którego „piękny strzał” obronił robinsonadą bramkarz węgierski, „ponoć za linją bramkową”. Kolejny strzał „Reymana przeszedł o włos obok bramki równolegle do poprzeczki”. Według „Przeglądu Sportowego” sędzia sprzyjał Węgrom, nie gwiżdżąc ewidentnego faulu w ich polu karnym. O wysokiej porażce zdecydowały jednak fatalne błędy w obronie naszej drużyny. Dość powiedzieć, że nasi gracze wpakowali piłkę do własnej siatki i to dwukrotnie w 31 i 38’. Między tymi „swojakami” Węgrzy trafili jeszcze raz do naszej bramki. Pech nie opuścił Polski i w II połowie i to zaraz na początku meczu, kiedy to po fantastycznej obronie strzału Ortha przez Görlitza nasz bramkarz złamał palec i z bólu nie interweniował przy dobitce stosunkowo łatwej do obrony. Zastąpił go Kiliński (wówczas drugi bramkarz Wisły!!). Przewaga Węgrów trwała już do końca meczu przy statystującej im w grze i rozbitej psychicznie drużynie polskiej. Mimo to w końcówce meczu nastąpił jeszcze zryw Polaków: przebój Stalińskiego „jego wspaniałe podanie do Reymana, kończą się niczem, Reyman nieprzeszkodzony strzela za wysoko”... Porażka z Węgrami stała się gwoździem do trumny Obrubańskiego jako kapitana związkowego PZPN. Krytykowano jego personalne eksperymenty i opieranie gry reprezentacji na coraz to innych graczach: rozczarowany na graczach Cracovii oparł się na najpierw Wiśle, potem Pogoni, wreszcie na Poznaniu i Łodzi. Brakowało w tym wszystkim systemu prowadzenia reprezentacji. Mamy graczy dobrych i sprawdzonych (Reyman, Kałuża, Kuchar, Gintel i inni) i do nich trzeba dostosować resztę, a nie eksperymentować – komentowano w prasie.

  • Źródło: Paweł Pierzchała, Z białą gwiazdą w sercu, Kraków 2006.

Komentarze prasowe po występach Wiślaków w reprezentacji:

  • Marian Kiliński:
    • Kiedy w 61’ schodzi z boiska Goerlitz „i zastępuje go Kiliński II, rezerwowy bramkarz Wisły. W obecnych na zawodach Polakach cierpną serca, młody niedoświadczony bramkarz, przy pechu widocznym od początku gry, wynik dwucyfrowy nieunikniony. Wbrew obawom, Kiliński spisuje się bez zarzutu, brani cztery strzały, w tem dwa bardzo ciężkie, poczem polski atak przechodzi do ofensywy, niestety, jednak marnuje wiele dobrych szans podbramkowych”.
    • Węgrzy do 35’ mając bezwzględną przewagę nie wykorzystują dużo momentów, w czem utrudnia im Kiliński, który przynajmniej 2 pewne bramki robinzonadą obronił, mając więcej szczęścia od Gorlitza.
    • Górlitz broni, puszcza jednak zaraz następny strzał, przy którym zwichnął rękę; złamał palec. Zastępuje go Kiliński i broni bez zarzutu.
    • Kiliński miał więcej szczęścia niż Gorlitz. Dwa szczury obronił b. ładnie.
  • Józef Adamek:
    • Zaletą Adamka był również dobry bieg i szybkość, jednak bez techniki.
    • Śledź jest dobrym skrzydłowym, na którego się musi uważać. Jego gra odpowiadała jego opinji, prawy węgierski pomocnik zdawał się mu nie móc sprostać. On i Adamek byli najniebezpieczniejszymi napastnikami.
    • Adamek był również szybki, lecz technicznie słaby. Z trójki wewnętrznej wybił się Staliński, gracz o niepospolitej sile przebojowej. Partnerzy jego kombinowali często zupełnie dobrze, lecz im bliżej bramki byli, zapominali zupełnie o spokojnej i celowej grze. Gdyby Polska miała dobrze strzelającego śr. napadu, mogłaby przy lekkomyślnie grającej defenzywie Węgrów, łatwo strzelić 2 lub 3 bramki.
  • Marian Markiewicz:
    • „Markiewicz, poza zbytniem wysuwaniem się ku przodowi, spełnił dobrze swe zadanie”.
    • Przeciętną parę obrony stanowili Karaś Markiewicz. Są wprawdzie b. pilni, lecz nie posiadają pewnych wykopów. P o przerwie nawet opadli na siłach, chociaż Karaś był lepszym od swego partnera.
    • Bardzo zwinny i nadwyraz zgrabny Karasiak i Markiewicz , obaj nie wytrzymali tempa i mocno pod koniec zawodów spuchli, robiąc błąd za błędem.
  • Henryk Reyman:
    • Na trybunie przyglądał się grze Reymana przyszły trener Wisły Imre Schlosser. Po meczu ocenił grę polskiego ataku jako zbyt monotonną i nienależycie „rozdzieloną”. „Ma on nadzieję za rok zrobić z Reymana najlepszego centra ataku. Gdyby akcje Reymana w pierwszych minutach były uwieńczone sukcesem, jakże inaczej przedstawiał by się obraz gry”.
      • Źródło: Paweł Pierzchała, Z białą gwiazdą w sercu, Kraków 2006.
    • Dra Cetnarowskiego. Rysy jego twarzy zdradzały wewnętrzne uczucia. Zrównoważony i z zupełnym spokojem ducha przyjął on fakt niedający się zmienić. Jego zdaniem wygrały Węgrzy zasłużenie, lecz rezultat 2 : 0 odpowiadałby bardziej. Wedle niego nie jest Reyman, który w swoim klubie tak dobrze się spisuje i nadaje, obecnie najodpowiedniejszym kierownikiem ataku polskiego.
    • Schlosser, nasz „70-ty“ internacjonał i trener, jest z wyczynu polskiej drużyny zadowolony. Sposób gry ataku jest monotonnym, gra nie była należycie rozdzieloną. Ma on nadzieję za rok zrobić z Reymana najlepszego centra ataku. Gdyby akcje Reymana w pierwszych minutach były uwieńczone sukcesem, jakże inaczej przedstawiałby się obraz gry.
    • Reyman i Garbień w polu wcale dobrze kombinowali, przed bramką jednak cała ich umiejętność zawodziła. Umiejący strzelać atak mógłby przy dzisiejszej lekkomyślnie grającej obronie węgierskiej, 2-3 bramki z łatwością uzyskać. Polacy jednakże, z powodu braku najprymitywniejszej techniki strzału, przepuszczali najdogodniejsze pozycje.
    • Reyman miał 3 pewne pozycje, które zmarnował. Wogóle on i dr. Garbień byli najsłabszymi z naszej strony.

Galeria

Relacje prasowe

Tygodnik Sportowy

ROK IV. KRAKÓW. DNIA 3 W R Z E Ś N IA 1924 ROKU. NR. 36 .

31. VIII. Węgry—Polska 4 :0 (3 :0 ) w Budapeszcie.

(Od naszego współpracownika, inż. Fischera z Budapesztu).

Przygotowania.

Krótka konferencja prezydjum Związku Węg. wystarczyła dla rozdziału funkcji. Każdy objął ją chętnie. Od lat przyzwyczajeni jesteśmy do przyjmowania gości i jakkolwiek jeden ze starej gwardji odpadł, jak tym razem były kasjer Minder, który przez 20 lat piastował ten urząd, to znajdują się zawsze nowi współpracownicy, którym sprawia to przyjemność pomagać w przygotowaniach. — P. Johanson powiedział mi w Paryżu, że Węgrzy rozumieją się bardzo dobrze na przyjmowaniu gości. Pod tym względem zrobiłem aktywne i passywne studja, jako gospodarz i gość. Co się jednak tyczy gościnności, muszę Polsce ustąpić pierwszeństwa. Z radością objął każdy przydzielony mu zakres działania, a jeśli nie wszystko uda się tak, jak tego pragnęliśmy, to napewno nie będzie to naszą winą.

Przyjęcie.

Telegram p. Obrubańskiego, nadany z Bogumina, doszedł mnie jeszcze przedpołudniem. 30 po północy depeszował on, że drużyna przyjeżdża wieczorem (w piątek). Jestem pewny, że tylko on i Dr. Cetnarowski o tej godzinie nie spali, reszta spała napewno w hotelu w Boguminie i śniła o sukcesach na gorącym gruncie budapeszteńskim. O godz. 2045 miał nadejść pociąg. Punktualnie znaleźli się na dworcu obaj prezydenci, Dr. Czanyi i Tibor, wiceprezydenci Teodor Kiss, Dr. Fóldessy, Dr. Mariassy, sekretarz generalny Kernyeres, ja i wielu przyjaciół polskiego sportu, oraz sędzia Vertes.

Nie chciało się nam wyczekiwać na peronie 50 min. spóźnienia, poszliśmy więc do najbliższej kawiarni, gdzie naturalnie toczyła się rozmowa o nadchodzącem sportowem zdarzeniu. Każdy proszony był o typ ze strony jakiegoś żurnalisty, który wypełnić chciał szpalty swego pisma kosztem innych. Jak często już zauważyliśmy, że wszelka prognostyka jest rzeczą próżną, że wspomnę tylko z najbliższej przeszłości mecze na Olimpjadzie Szwecja—Belgja, Włochy — Hiszpanja i koronę tych wszystkich proroctw — Węgry - Egipt. Zbyt wielka pewność, panująca w obozie węgierskim, nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia, było to bowiem uczucie zarozumiałości, wynoszenia się własnego, które spowodowało w Paryżu naszą katastrofalną klęskę. 3 :1 mówiło się ogólnie, a tylko sekretarz Kenyeres wyraził obawę, że przegramy. Prezydent Tibor udzielił mu w żarcie naganę, że kto jest powołany do prowadzenia drużyny w bój, nie powinien się tak wyrażać, takie bowiem małoduszne zapatrywanie o sile gry własnej armji zniechęca żołnierzy.

Ogólnie liczą się tu ze zwycięstwem miejscowych barw, u niewielu tylko panów spotkałem się z pewną ostrożnością w prognozie, a byli nimi ci, którzy śledzą z zainteresowaniem polski futball, którzy są przekonani, że tak, jak nasza klęska z Egiptem 3:0, tak .i klęska Polski 5 : 0 przeciw nam w Paryżu, nie przedstawia prawdziwego stosunku sił obu krajów. W naszej rozmowie przy okrągłym stoliku kawiarnianym wskazałem na prawdziwą „wędrówkę ludów”, która w ostatnich miesiącach przeszła wszerz i wzdłuż przez Polskę. Hakoah, Sparta, Vasas, Torekves, Makabi bern., Rapid, Slavia, Amatorzy, FTC, MTK, Simmering, Slovan, Vivo i jak się one tam wszystkie nazywają, którzy w niezliczonych zawodach dali sposobność polskim futballistom obserwowania i wybadania taktyki i techniki i zahartowania się w twardych walkach. W Paryżu życzyłem naszym zwycięstwa przeciw Polakom. Tam uważałbym to za korzystniejsze dla nas, gdybyśmy byli w przedłużonym czasie jedną bramką rozstrzygnęli na swoją korzyść. I tutaj życzę naszym zwycięstwa, jakżebym mógł inaczej. Niechaj jednak to zwycięstwo wywalczonem zostanie w ciężkiej walce. To byłoby gwarancją, że mecze obu tych krajów stanowić będą stałą część naszego międzynarodowego programu. 50 minut minęło i pospieszyliśmy na przyjęcie. Dla nas oznacza Dr. Cetnarowski — PZPN. Należy on do tych aktywnych działaczy międzynarodowego futballu, którzy naszemu sportowi nadają wartość i blask. Tak, jak Wall angielski, a Johanson szwedzki, tak Cetnarowski oznacza polski futball. Jego sympatyczna, ujmująca postać i taktowne obejście, jego doświadczenie światowe, oznaczają wielkie plus dla Związku, na którego czele on stoi. Serdecznem i radosnem było przyjęcie. P. Obrubański spotkał też wielu znajomych, a w skarbniku poznałem towarzysza podróży na drodze Warszawa—Kraków. Wielkie „nieszczęście” zostało prędziutko usunięte. Recepisu na wielki kufer z dresami nie można było odnaleźć, ale uprzejmy naczelnik stacji udał się z nami do hali bagażowej i wszystko zostało w mig załatwione. Chłopcy wydawali się świeżymi, przerwa podróży w Boguminie była korzystną. Szczególnie mądrem było zarządzenie spędzenia 2 nocy przed zawodami w Budapeszcie, aby drużyna mogła wystąpić zupełnie wypoczęta. P. Cetnarowski wspomniał mi, że nie zapomniał mego cichego wyrzutu, który mu uczyniłem przed 3 laty, gdy drużyna przybyła w nocy przed zawodami i nie przybył do Budapesztu w ostatniej chwili przed zawodami. Dr. Cetnarowski i Obrubański zaatakowani zostali przez naszych żurnalistów, każdy chciał mieć najnowsze wiadomości i najlepsze informacje. Drużyna została szybko odrysowaną, a także p. Cetnarowski pozwolił, aby go karykaturzysta naszkicował. W dobrym, podniosłym nastroju, minął pierwszy wieczór. Jakaś dama z Łodzi zgłosiła się u prezydenta Cetnarowskiego, chcąc mówić z jednym z panów z Łodzi. 2 ch graczy przedstawiono jej. Spostrzegł to młody żurnalista i to wystarczyło mu już do umieszczenia w swem piśmie niby pomysłowej wzmianki. Co ja dotychczas widziałem, zasługuje tylko na pełną pochwałę. Drużyna do nas przybyła przynosi zaszczyt PZPN i krajowi, który reprezentuje, przez swe skromne, spokojne i przyjemne wystąpienie bez zarzutu.

Pierwszy wieczór zgromadził nas przy białym stole. P. Obrubański poprowadził nieco swych chłopców na spacer, pożegnał się z nami, myśmy zaś pozostali z Drem Cetnarowskim przy szklance wina i wody sodowej aż do północy. Prezes PZPN pił tylko wodę sodową ze sokiem, na drugi dzień miał naśladowcę, a tym byłem ja. Uczymy się także w starszych latach, co komu bardziej smakuje. W sobotę przedpołudniem poszli goście na mały spacer. Zawód nasz przeszkodził nam w sobotę przedpołudniem poświęcić się gościom. Popołudniu odbyliśmy ^przejażdżkę dookoła miasta, zwiedziliśmy kościół koronacyjny, z bastjonu (Ofner) oglądaliśmy w dole Peszt, pod nami płynął majestatycznie Dunaj, szczególnie wspaniałe wrażenie zrobiła wyspa Margarety. U stóp bastjonu Fischera zdjął nas fotograf poraź pierwszy. Stamtąd udaliśmy się do lasku miejskiego i spędziliśmy przyjemną godzinę nad brzegiem stawu przy szklance kawy. Wieczorem było towarzystwo już większe. Reprezentatywni gracze 11. klasy wiedeńskiej przybyli już dzień przedtem. Pozwoliliśmy graczom udać się na spoczynek, a sami woleliśmy przy wesołych i smutnych dźwiękach kapeli cygańskiej porozmawiać trochę z małą godzinkę. Panowie z Wiednia przynieśli nowe wiadomości w sprawie ruchu profesjonalistycznego. Są oni mocno przekonani, że przeprowadzą nareszcie bezwzględne rozgraniczenie amatorów od zawodowców we Wiedniu. Dziwiliśmy się, jak dobrze zorjentowanym jest Dr. Cetnarowski w stosunkach futbal. kontynentalnych. Dr. Fodor i Langfelder, prezydent Węg. Kollegium Sędziów, byli również z nami, którzy mieli sposobność zwiedzić ze swemi drużynami wszystkie krańce kontynentu. Dr. Cetnarowski opowiadał nam wspaniałe historyjki o hiszpańskiej gościnności. Ale i najpiękniejsze godziny mają się ku końcowi i w pierwszych minutach dnia wielkiej walki pożegnaliśmy się w najlepszym humorze.

W niedzielę przedpołudniem zaszczycili mój skromny dom pp. Dr. Cetnarowski i Obrubański. Od obiadu byliśmy już następnie aż do północy razem ze sobą.

Na zawody.

Chętnie objąłem funkcję odprowadzenia naszych gości z Polski na boisko. Punktualnie na godz. 33/4 był wyjazd naznaczony. Zupełnie gotową była drużyna o oznaczonej godzinie, raczej minucie. Teraz nastąpił wyjazd na boisko. Na przodzie w pierwszym aucie Dr. Cetnarowski, ja, Schlosser ze synkiem. Polska chorągiew powiewała na aucie.

Na boisku FTC.

Imponującym był widok u wejścia na boisko. Stare trybuny gęsto obsadzone, naprzeciw nowa trybuna wykazywała jeszcze luki, ponieważ sprzedano dopiero wszystkie miejsca na starej. Gdy publiczność zauważyła gości, dała wyraz swej radości i sympatji gorącymi oklaskami, które grzmiały coraz głośniej i silniej, a gdy drużyna przechodząc koło placu i trybun zbliżała się do wejścia do szatni, rozebrzmiał jak z jednej piersi i jednej duszy dwudziestotysięczny okrzyk pozdrowienia. Coś takiego przychodzi spontanicznie i nie da się zaaranżować. Mecz II klasa Węgry -A u strja 1 :0.

Przybyliśmy jeszcze w sam raz, aby cokolwiek zobaczyć z powyższego meczu, poprzedzającego główne zawody. Prawdę powiedziawszy interesowało mnie raczej, jak p. Obrubański prowadzi te zawody. Zaraz przy wejściu, gdzie nas oczekiwał sędzia Vertes, pytałem się go, jak tam idzie Obrubańskiemu. Wszystko w największym porządku — była odpowiedź lakoniczna. W swej mowie powitalnej dał zarząd Koli. Sędziów wyraz swej nadziei, że powitamy p. Obrubańskiego częściej w naszem gronie. Gra 11. klasy była naprawdę drugoklasową. Atak obu drużyn zupełnie luźny i bez związku. Jeśli p. Obrubański tu i ówdzie popełnił jakieś błędy, to nie były one nigdy objektywne, lecz subjektywne. Muszę tu zacytować angielskie przysłowie: „nie urodził się jeszcze taki sędzia, któryby nie robił błędów.” Osobiście cieszę się, że p. Obrubański wypełnił swe zadanie ku ogólnemu zadowoleniu.

Składy drużyn.

Kilka minut po 4 l/s godz. stanęły przed sędzią p. Plhakiem (Wiedeń) następujące drużyny:

Węgry: Fischer (VAC), Mandl, Senkey (MTK), Bartos (TÓrekves), Nadler (MTK), Borsanvi (BTC), Jeny (MTK), Csontos (UTE), Orth (MIR), Takacs (Vasas), Braun (MTK).

Polska: Górlitz (IFC Katowice), Markiewicz (Wisła Kraków), Karasiak (ŁKS Łódź), Spojda (Warta Poznań), Kuchar, Hanke (Pogoń Lwów), Siedź (ŁKS), Garbień (Pogoń), Reyman (Wisła), Staliński (Warta), Adamek (Wisła). Korzystna dla futballu pogoda. Przez kilka chwil padał mały deszcz, trwał on jednak tylko kilka momentów.

Przebieg gry:

Zmienną i urozmaiconą grę dała nam I. połowa. W pierwszych minutach mieli Węgrzy olbrzymią przewagę, gdy jednak nerwowość naszych gości ustąpiła, przyszli również do siebie i udowodnili w tej połowie, mimo strzelonych przez W. 3 b r a m e k , że są równowartościowym przeciwnikiem. Pierwsza akcja naszych wywołała salwy oklasków. Orth inicjuje akcję, Braun pędzi błyskawicznie na bramkę P., centruje, lecz strzał Jenyego broni Górlitz Już pierwsze minuty wykazały, że Śledź jest dobrym skrzydłowym, na którego się musi uważać. Jego gra odpowiadała jego opinji, prawy węgierski pomocnik zdawał się mu nie móc sprostać. On i Adamek byli najniebezpieczniejszymi napastnikami. Muno przewagi W. uzyskała P. prawie niespodziewanie swój pierwszy sukces. Strzał Reymana przesz dł o włos obok bramki równolegle do poprzeczki. Po tej niebezpiecznej dla W. sytuacji ocknęli się oni znowu. Strzał Takacsa z najbliższej odległości trzyma pewnie bramkarz P. Zmienne ataki obustronne. S ta 1 i ń s k i jest dobrą figurą w tych atakach. Także obrona P. stoi na wysokości. W 27 zostaje jeden napastnik P. w d o brej pozycji obalonym na ziemię, jedenastka jest reklamowaną, sędzia daje jednak róg dla P. (Po zawodach pytałem się sędziego co do tego przypadku, wielu bowiem na trybunie było zdania, że reklamacja P. była uzasadnioną, odpowiedział mi na to, że był blisko graczy i widział dokładnie, że nie było podstawy do karnego). Tuż potem zbliża się chwila nieszczęsna dla P. W czasie ataku naszego, gdy Karasiak odkopał piłkę na środek boiska, wraca ona z powrotem i strzał Csontosa odbija się o nogi K a r a s i a ka do bramki. Nie była to wina obrońcy, ani bramkarza. Cisza panowała podczas tego pierwszego sukcesu W-, nie była to bramka, jakiej sobie życzylibyśmy. Także i druga bramka nie była piękną. Powstała ona z tumultu pod bramką. Orth i Karasiak zderzają się wzajemnie, piłka odbija się ku bramce, Markiewicz wykopuje z powrotem, Takacs biegnie za piłką i kilka milimetrów przed granicą boiska osiąga ją i strzela goala. Najpiękniejszą bramką była trzecia, powstała z e współgrania T a k a c z a i Brauna , którzy mijają obronę i T a k a c z strzela bombę. Entuzjazm publiczności był wielki. Rzadko kiedy mieliśmy takowy. Publiczność pokochała w tym momencie znowu swoją jedenastkę, która jej tyle rozczarowań przyniosła. Ostatni moment I połowy — Polska w ataku.

Pauza 3 :0 dla Węgrów .

II. połowa. Węgrzy świezi i w wesołym nastroju. Nie tak Pol., którzy wyszli na boisko widocznie zdeprymowani. Początek charakteryzują ataki W. Sądzę, że był to Garbień, który błyskawicznym biegiem solowym próbował zdobyć sukces, minął on szybkiego Mandla, bramkarz musiał opuścić bramkę i zdołał tylko w ten sposób uchronić bramkę, że wybiegł Garbieniowi naprzeciw i wykopał piłkę na boisko. Ręka Karasiaka przynosi znowu niebezpieczeństwo dla P. Rzut wolny Ortha idzie ostro ponad poprzeczkę. Piękną bramką obdarzył nas Orth, który w fenomenalnej formie był ogromnie aktywnym. Bomba Ortha znalazła się w lewym rogu siatki. 4:0. Górlitz skaleczył sobie mały palec i bramkarz rezerwowy Wisły ma teraz sposobność wykazać, że zaufanie w nim łożone było uzasadnione. (Wyznaczony bowiem Wiśniewski nie pojechał i wzięto niewiadomo dlaczego Kilińskiego (rez.) z Wisły. O tem jeszcze potem i gdzieindziej — Red.). Unieszkodliwił on 2 niebezpieczne strzały. Szczególnie podobał się spokój, z jakim wykonywał swoją robotę. Gra stawała się powoli ospałą. A p a t j a i z m ę c z e n i e opanowały Polskę i tylko na krótką chwilę ożywił się znowu waleczny duch naszych gości. Ostatnie minuty zdają się przynieść sukces P. Staliński przebija s i ę z wielką żywiołowością. Reyman napewno rzadko będzie miał tak dobrą pozycję do strzału. Wielki wysiłek Stalińskiego, jego wspaniałe podanie do Reymana, kończą się niczem, Reyman nieprzeszkodzony strzela za wysoko. Wszyscy byliby chętnie przyjęli, gdyby rezultat upiększony został tą bramką, lecz było już tak zapisanem w księdze historji futballu, że gra ma się skończyć 4:0. Ocena graczy.

Braun, Orth i Fischer byli naszymi najlepszymi graczami, Takacz rozumiał się z Braunem i Orthem. Csontos zawiódł. Całkiem mali węg. pomocnicy nie sprostali niejednokrotnie swym przeciwnikom. Najbardziej podobał mi się lewy skrzydłowy Śledź i Karasiak z Łodzi, który zaraz w pierwszych minutach miał z Orthem silne zderzenie i od tej chwili najwidoczniej nie grał tak, jak się zapowiadał. Opanował on swój wielki ból i wytrwał pracując aż do końca. Trzem środkowym napastnikom nie brak umiejętności kombinacyjnej, w polu pokazują oni dobrą grę, lecz byli za nerwowymi, aby móc dobrze strzelać. Piękne podania Kuchara wykazują klasę.

Wywiady.

Po niezasłużonej klęsce (4:0) byłem ciekawym, co poszczególni panowie o grze i graczach sądzą. Podczas całej walki siedziałem obok prezesa Dra Cetnarowskiego. Rysy jego twarzy zdradzały wewnętrzne uczucia. Zrównoważony i z zupełnym spokojem ducha przyjął on fakt niedający się zmienić. Jego zdaniem wygrały Węgrzy zasłużenie, lecz rezultat 2 : 0 odpowiadałby bardziej. Wedle niego nie jest Reyman, który w swoim klubie tak dobrze się spisuje i nadaje, obecnie najodpowiedniejszym kierownikiem ataku polskiego.

Obrubański sądzi, że pech, jaki prześladuje team Polski w jego spotkaniach przeciw Węgrom, nie opuścił go i tym razem, a to jest przyczyną, że Polska przegrała wyżej, niżby na to zasługiwała. Drużyna W. była znacznie lepszą od tej, jaką mieliśmy jako przeciwnika w Paryżu. Po grze Ortha w stadjonie w Bergeyre nigdyby nie przypuszczał, że Orth może być tak wysoką klasą i zademonstrować taką grę. Dr. Fodor był zdumiony postępem polskiego futballu. Szybko i pięknie posuwają oni piłkę naprzód, brak im tylko jeszcze umiejętności strzału. Pod względem techniki istnieje jeszcze różnica klasy między obu drużynami, a mimo to była ta wysoka klęska niezasłużoną.

Vertes, sędzia meczu Szwecja—Polska w Krakowie, widział dziś poraź 4-ty reprezentację Polski. Dzisiejszą grą dala ona na nowo dowody znacznego postępu. Uważa klęskę 4 : 0 za nierealną, gdyż Polska była bardzo ruchliwą i jej zręczna gra winna była przynieść więcej pozytywnych rezultatów. We futballu potrzeba jednak także szczęścia, a to opuszczało ich także w przeszłości we walce z Węgrami. Obserwując grę objektywnie, musi każdy przyznać, że dzisiaj Polacy mieli także 2 szanse goalowe, których niewyzyskanie przypisać można tylko pechowi. Dzisiejszy mecz jest kamieniem węgielnym w rozwoju polskiego sportu futballowego, był bowiem pełny kwadrans, w którym Polacy opanowali pole i zmusili W. do defenzywy. Szczególnie dobre wrażenie zrobiło zachowanie się drużyny, które wzmogło jeszcze sympatję publiczności. P. są zupełnie uprawnieni do niezadowolenia z pecha, jaki ich prześladuje, po dzisiejszej jednak grze mogą być ze swej drużyny dumnymi.

S ę d z i a Plhak ( Wi e d e ń ), były bramkarz Floridsdorfu i wielokrotny internacjonał austrjacki, miał łatwą robotę. Dwie dyscyplinowane drużyny słuchały jego zarządzeń. Rezultat nie jest, wedle jego zdania, sprawiedliwym. Pol. zasłużyli przynajmniej na 1 regularną bramkę. W drużynie P. znajdują się gracze o technice, uprawniającej do wielkich nadzieji.

Schlosser, nasz »70-ty“ internacjonał i trener, jest z wyczynu polskiej drużyny zadowolony. Sposób gry ataku jest monotonnym, gra nie była należycie rozdzieloną. Ma on nadzieję za rok zrobić z Reymana najlepszego centra ataku. Gdyby akcje Reymana w pierwszych minutach były uwieńczone sukcesem, jakże inaczej przedstawiałby się obraz gry.

Bankiet.

Aż do bankietu minął nieco ból, spowodowany klęską, tak u Austrjaków, jak i Polaków. Często musiałem przeżywać to deprymujące uczucie. Prezydent Czanyi powitał gości i wspomniał gościnność, jakiej doznają stale w Polsce drużyny węg. Celowa i świadoma praca Związku i towarzystw przyniosła piękne owoce. Futball Polski znajduje się bezsprzecznie u progu wielkiego rozwoju. Każde spotkanie naszej reprezentatywki oznacza nowy etap rozwojowy polskiego futballu tak, że reprezentacja P. jest godnym przeciwnikiem każdego kontynentalnego zespołu. Na pamiątkę dzisiejszego) spotkania wręczył on PZPN wielką plakietę związkową na marmurze. Mistrzem słowa okazał się Dr. Cetnarowski, który w swej improwizowanej mowie wspomniał przedewszystkiem serdeczne, spontaniczne przyjęcie, zgotowane P. przez publiczność. Prosi on prasę o wyrażenie mieszkańcom Budapesztu za to podziękowania P. Wspomniał 1-sze spotkanie, w którem W. były ojcem chrzestnym P. na pierwszej i najcięższej drodze, międzynarodowej scenie futbal. Przekonał się teraz osobiście, że rozsiewane wieści o rzekomym upadku ducha walecznego i woli zwycięstwa u Węgrów po Olimpjadzie, nie są prawdziwemi. Chcemy pielęgnować nasze wzajemne stosunki. Serdeczne przyjęcie przeznaczone było nietylko dla futballistów, ale także dla państwa, którego obywatelami jesteśmy.

Srebrny puhar i piękne odznaki, wręczone nam przez Dra Cetnarowskiego, przypominać nam będą zawsze drugi pobyt u nas polskiej reprezentacji.



POLSKA — WĘGRY.

Tygodnik Sportowy

ROK IV. KRAKÓW. DNIA 10 W R Z E Ś N IA 1 9 2 4 ROKU. NR. 37

(Uzupełnienia naszego specjalnego sprawozdawcy).

Drużyna Polski przez fałszywe poinformowanie w Orbisie musiała nocować w Boguminie i dopiero na drugi dzień w nocy o 10 tej przybyła do Pesztu. Przed meczem gazety prawie wszystkie są pewne zwycięstwa druż. węg. z różnicą 3 bramek, apelując do graczy, aby dzisiaj pokazali grę ładną, w przeciwnym razie stracą całą publiczność, która nie zapomniała jeszcze klęski w Paryżu.

Nasi, w pierwszych minutach nieprzygotowani na nacisk, tracą równowagę i grają bezładnie. Przewaga W. jest widoczna. Polacy przychodzą powoli do siebie, gra wyrównuje się, nawet uwidacznia się lekka przewaga Polski, a Reyman ma kilka razy sposobność uzyskania bramki, jednak strzały jego są za słabe tak, że stają się łupem Fischera. Jednakowoż publiczność zaczyna grę Polaków oklaskiwać. W 19’Reyman strzela silnie w prawy róg, zdawało się, że bramka nieuchronnie siedzi, tymczasem piłka odbija się o słupek i wraca z powrotem na boisko. Zmienne ataki obustronne niewyzyskane. Następny atak Polski. Staliński znajduje się na parę metrów przed bramką Węgr. całkiem sam, nadlatuje Senkey, podkłada nogę Stalińskiemu (co zupełnie jest widocznem na fotografji). Sędzia jednak nie dyktuje rzutu karnego, Reyman napróżno protestuje, podnosząc ręce do góry. Sędzia dyktuje korner, z którego Wacek główkuje, Fischer jednak wszystko chwyta. Publiczność w tym kwadransie zachwyca się grą Pol. mocno oklaskując, kilka jednak sytuacji nie zostało w tej fazie wyzyskanych, gdyż trójka środkowa kompletnie się nie rozumiała. Węgrzy nawoływani przez publ. zbierają się i od 30’ uwidacznia się przewaga Węgr., którzy techniką o całe niebo nas przewyższają i tak z pięknej kombinacji trójki Węg., strzela ostro Csoutos w 30. Gorlitz strzał ten chwyciłby, tymczasem Karasiak nadlatuje i piłka ocierając się o jego nogę zmienia kierunek i w pada w przeciwny róg. (identyczny wypadek Hiszpanja-Włochy na Olimpjadzie. — Red). 1 :0 dla Węgrów, przez publiczność wcale nieoklaskiwana bramka. Nasi skonsternowani zaczynają grać nerwowo, pomoc nie pracuje produktywnie, a z wyjątkiem Kuchara przez całą połowę gra bardzo słabo, a szczególnie Spojda, gdyż zderzył się głową. W 37 Csontos mija obronę, kieruje piłkę z boku do bramki, nadlatuje Spojda i poprawia do reszty. 2 : 0 dla Węgrów. I druga bramka została zimno przyjęta, aż dopiero w 2’ potem Takacs nieuchronnie strzela, 3 : 0 dla Węgrów. Teraz dopiero huragan oklasków, gdyż była to najpiękniejsza bramka dnia. Węgrzy, pewni zwycięstwa, nie nadwerężają się zbytnio, pokazują grę, jakiej dawno nie widziałem! Atak nasz zrywa się i Siedź podjeżdża sam pod bramkę Węgrów, strzela nawet bardzo ostro, jednak w ręce Fischerowi, który bronił z niezwykłem szczęściem. Jeszcze jeden ładny moment pod naszą bramką i tak z korneru w 43, bitego przez Brauna, strzela Csontos, lecz piłka odbiła się o pierś Karasiaka. Pauza 3 : 0. Rogów 5 : 4 dla Polski. Po pauzie obraz zupełnie się zmienia, nasi grają z apatją, a Węgrzy opanowywują pole w zupełności tak, jak przed pauzą P. Wynik odwrotny odpowiadałby lepiej stosunkowi sił Po pauzie Węgrzy zasłużyli na wysoką wygraną. Wypad Garbienia kończy się zderzeniem z bramkarzem. Publiczność do taktu klaszcze, dając w ten sposób wyraz osłabieniu tempa. Za rękę Karasiaka dyktuje sędzia rzut wolny, bije Orth ostro, jednak Gorlitz pięknie odbija robinzonadą, uderzając palcem tak silnie o drążek, że nim zdołał sobie go wyprostować, Orth ponownie z taką siłą uderzył w bramkę, że Gorlitz ani drgnął. 14 — 4 : 0 dla Węgr. Gorlitz i Spojda schodzą z boiska, wskakuje Olearczyk i Kiliński. Gra staje się coraz mniej interesującą. Węgrzy koncertują wprost, a szczególnie trójka Orth, Takacs, Braun, ten ostatni mocno oklaskiwany. Nasi ograniczają się do wypadów, mając jeszcze sposobność uzyskania przynajmniej 2 bramek i tak raz przez nieporozumienie Stalińskiego 1 Adamka. Z 2 kroków nie są w stanie strzelić bramki, a drugi raz Reyman, będąc sam pod bramką-na 3 metry przerzuca piłkę ponad poprzeczkę — a i Węgrzy do 35’ mając bezwzględną przewagę nie wykorzystują dużo momentów, w czem utrudnia im Kiliński, który przynajmniej 2 pewne bramki robinzonadą obronił, mając więcej szczęścia od Gorlitza. Dopiero pod koniec nasi ocknęli się, jednak prócz otwartej gry, nic zrobić nie mogli. Sędziował Phlak z Wiednia, który prócz rzutu karnego, nam słusznie się należącego, był wyśmienity. Najlepszym był Kuchar i Siedź, jednak po pauzie zapominano o nim. U Węgrów Braun, Takacs, Orth w ataku, Nadler w pomocy i Fischer w bramce. R. S.

Mała zarozumiałość wiedeńska. „Sporttagblatt” z 2 września pisze o meczu II. klasy Austrja — Węgry (1 :0), poprzedzającym mecz Węgry — Polska. „Gdy nasz mecz się rozpoczął, było już 18.000 ludzi obecnych, wyraźny dowód, że niemniejszem było zainteresowanie się naszym meczem II. klas, niż następującym I. garniturów Węgier i Polski. (A może chodziło widzom tylko o zapewnienie sobie miejsca i wcześniejsze usadowienie się bez ścisku ? Na głównym meczu było wszak 40.000 osób, a z 18.000 osób poprzednich może przecież także ktoś interesował się meczem Polska — Węgry? Dlaczego Wiedeń stara się zawsze Polskę postponować?! — Red.).

„Sporttagblatt” wied. o p. Obrubańskim . W Nrze 243 z 3 września pisze „Sporttagblatt”: „Sędzia Obrubański (Polska) okazał się pewnym, spokojnym kierownikiem zawodów i jego zimnej krwi w pierwszym rzędzie zawdzięczyć należy, że wszelkie skłonności do brutalności odrazu w stadjum początkowem zostały zdławione. Miał on w każdym razie wielką robotę, ponieważ publika graczy węgierskich ciągle gwałtownymi okrzykami zachęcała do większych wysiłków. Cała prasa austrjacka i węgierska jest pełna pochwał dla sędziego meczu Węgry — Polska, p. Plhaka, a nawet podaje, że obie drużyny ogromnie go chwaliły. Informacje nasze u k. związk. i graczy reprezentatywnych idą w tym kierunku, że takich sędziów mamy w Polsce dość. Sędziował on dobrze, o nadzwyczajności jednak mowy być nie może. Nieprzyznaniem na początku należącego się nam rzutu karnego skrzywdził mocno team Polski, co wpłynęło ogromnie na dalszy tok gry. Polska bowiem, prowadząc ewent. z karnego 1:0, byłaby meczu może nie przegrała. Miała ku temu wszelkie szanse.

„Neues Wiener Tagblatt” z 1 bm. pisze: „Bez szczególnej trudności uporali się Węgrzy z reprez, Polski w Budapeszcie. Wynik opiewał 4 : 0 i mógł przy większej chęci Węgrów dać jeszcze znacznie większą dyferencję bramek”.

„Sonnu. Montags-Zeitung” pisze: „Chociaż Węgrzy osłabieni byli z powodu odmowy graczy FTC (sam Blum! Red.) w ostatniej minucie, była przewaga W. tak dobitną, że polska drużyna nie mogła być niebezpieczną. Obrona W. z tego powodu mało miała walki”..

Refleksie po meczu Węgry — Polska.

IV. spotkanie międzypaństwowe Polska — Węgry i wszystkie jego przejawy należą już do historji. W rubrykach, gdzie zapisuje się statystyczne daty dla potomności będzie się wiecznie czytało, że XVI. międzypaństwowy mecz Polski zakończył się 0 : 4. W ubiegłych dniach, od czasu odjazdu naszych gości, zastanawiałem się często nad tem, co jest właściwie przyczyną, że reprezentacja Polski zawiodła w walce z naszym teamem. Często słyszałem z ust naszych gości, że bogini szczęścia opuszcza ich zawsze w walce przeciw Węgrom, że grze ich nigdy nie towarzyszy szczęście.

Co jest właściwie szczęściem we futballu ? Wykorzystanie słabych stron przeciwnika. To uczynili Egipcjanie w Paryżu, gdy wykorzystali 3 momenty słabości naszej obrony. Nasi przeciwnicy z ubiegłej niedzieli mieli sposobność wielokrotnie wyzyskać takie momenty słabości, często docierali wszak aż do bramki, atoli w ostatnim momencie zawodzili, nie dlatego, że pech się ich trzymał, lecz z powodu braku zimnej krwi i pewności strzału. Obserwując spokojnie i objektywnie grę obu drużyn, można było odrazu po rozpoczęciu zauważyć przewagę umiejętności technicznej i opanowania piłki drużyny miejscowych. Trema i nieśmiałość, które owładnęły na początku drużyną gości, powoli znikały, wyższa techniczna umiejętność została wyrównaną duchem walecznym i wolą zwycięstwa polskiej jedenastki. Z radością konstatujemy wszyscy gwałtowny rozwój polskiego futballu. Daremnemi były wszelka walka i zmaganie, ostateczny cel, ukoronowanie akcyj, wielokrotnie zawiodły. W domu, w otoczeniu graczy klubowych i w drużynie klubowej, zdarza się to również. Jestem jednak przekonany, że wielu graczy grało poniżej swej formy i że w domu są napewno wybitniejszymi, niż nimi byli tutaj. W zgranej grze drużyny klubowej staje się często suchym systemem, że gra opiera się na jednym graczu, wszystko gra na niego, on sam wybija się w drużynie, jak gwiazda w zespole teatralnym. Taki gracz w obcem otoczeniu, gdzie partnerzy myślą również o sobie, zawodzi prawie zawsze w drużynie reprezentatywnej. Od Anglików dowiedziałem się, że tylko taki gracz nadaje się do drużyny reprezentatywnej, który posiada temperament międzynarodowy i umie się znaleźć w każdem kole i na każdym terenie.

A teraz dochodzę do reasumpcji poprzedniego, co należy właściwie uczynić, ażeby reprezentatywni gracze Polski zdobywać mogli sukcesy, odpowiadające poziomowi polskiego futballu. Mojem zdaniem muszą polskie d r u ży ny f u t b a l l o we k o r zy s t a ć z k a ż d e j s p o sobności, celem rozgrywania meczów z z a g r a n i c z n e m i d r u ży n a m i n i e u s i e b i e , lecz zagranicą. Jest to zupełnie inne uczucie grać na swoim gruncie pod kierunkiem znanego często przychylnego sędziego w otoczeniu tysięcy przyjaciół, niż na obcym terenie, gdzie często fanatyczna publika zniechęca gości wykrzyknikami, a także sędzia nie jest całkiem bezstronnym. Tylko w takich ciężkich sytuacjach hartują się nerwy, tylko takie walki uzdalniają graczy do gier i walk międzynarodowych, czynią go samouświadomionym, że dzięki doświadczeniom, czynionym w gorących siedzibach bojowych na sobie i ze sobą samym, ma zaufanie we własne siły. Tylko w ten sposób mogą gracze Polski przyswoić sobie temperament międzynarodowy. Ponieważ p. Obrubański, z powodu prowadzenia zawodów II. klas, nie mógł wyjechać ze swą drużyną na boisko, chętnie byłem gotów być pomocnym przy wyjeździe z hotelu. Punktualnie stawili się reprezentatywni. Chłopcy, którzy jeszcze wczoraj i na kilka godzin przed meczem się cieszyli i z wielką ufnością spoglądali na IV. spotkanie międzykrajowe, wydawali się, z wyjątkiem kilku, stremowani, gdy wdziali na siebie biały sweater z polskim orłem. Ta trema trwała jeszcze kilka minut podczas gry. Nic dziwnego, było wszak wielu graczy, którzy poraź pierwszy przechodzili próbę ogniową na gruncie poza granicami ich ojczyzny.

Polski sport futballowy znajduje się w rozwoju! Rozwija się on nietylko wszerz, lecz także wzwyż, jak to ostatnia gra jasno wykazała. Czulibyśmy się szczęśliwymi, gdybyśmy mogli, tak jak Polacy, obsyłać reprezentatywkę z rozmaitych miast. W Krakowie, Poznaniu, Lwowie i Łodzi zdają się obecnie być najlepsi gracze Polski. Zdrowa rywalizacja tych centrów futballowych podnosi poziom polskiego futballu w górę. Młodemu drzewku polskiego futballu nie spieszyło się jeszcze do zbierania międzynarodowych owoców, te jednak przyjść muszą. Każda bowiem rzeka osiąga morze, jakkolwiek obejść musi i usunąć ż drogi niejedną przeszkodę, niejedną skałę.

Szwajcarja i Włochy, obydwa te kraje dają nam świetlane przykłady, że nawet największe klęski nigdy nie zburzyły, ani nie osłabiły ich dążeń do zdobycia poważnego miejsca w wielkiej rodzinie futballowej. Z całym bólem tęsknoty i całą głębią woli pracowały one, aby się znowu wspiąć w górę. Po klęsce 7: 1 z nami zdołały Włochy tuż potem zapewnić sobie szacunek wszystkich w Paryżu. Z łatwością pobiliśmy Szwajcarję roku ubiegłego, a niedawno doznaliśmy tamże przedolimpijskiej klęski.

Niepocieszającem byłoby, gdyby każdy wysiłek był daremnym, wówczas byłyby wszelkie starania syzyfową pracą bez celu i skutku. Współpracownikom w dziele polskiego ruchu futb. pod kierunkiem ich wszędzie wysoko cenionego prezydenta życzę pełnego powodzenia, niechaj budują pomost, prowadzący poprzez przeszkody do pełnej sławy przyszłości. A Wam gracze reprezentatywni Polski ślę najserdeczniejsze pozdrowienie. Waszem wystąpieniem zdobyliście sobie serca tych wszystkich, którzy spotkali się z Wami poza boiskiem gry i obserwowali Was na zielonej murawie. Do widzenia w Krakowie, Lwowie, Łodzi, Warszawie, jakiemkolwiek będzie owo miasto, dokąd nas PZPN. zaprosi, przyjdziemy w ciągu 12 miesięcy. Przygotowujcie się, my uczynimy tosamo! Budapeszt 4. IX. 24. liii. M . Fischer.


Głosy prasy węgierskiej o meczu Węgry — Polska.

Tygodnik Sportowy

ROK IV. KRAKÓW, DNIA 17 W R Z E Ś N IA 1924 ROKU. NR. 38

Przed meczem :

„Budapesti Hirlap” z 31. VIII. „Czwarte spotkanie węgierskiej i polskiej drużyny narodowej, stojące dla nas pod znakiem ubytku wielu cennych sił, a dla Polaków wzrostu i rozwoju, nie może mimo to przynieść niespodzianki. Spodziewamy się pewnego zwycięstwa”. Po stwierdzeniu, że polska drużyna posiada w swym składzie najlepszych graczy, jakimi obecnie rozporządza, może w przeciwieństwie do Węgrów, którzy nawet po takim upuście krwi, jeszcze z chorego Amsela i bawiącego w Zagrzebiu Bluma zrezygnować muszą, podaje skład drużyny polskiej z podaniem przynależności klubowej, używając przy tem słownika geograficznego niemieckiego.

W zwycięstwo Węgrów nie wątpił żaden sportowiec węgierski. „Pesti Hirlap”, najpoważniejszy dziennik węgierski, przepowiada ładną grę i uważa dzień 31. VIII. za święto sportu piłkarskiego na Węgrzech, nietyle z powodu zawodów polsko-węgierskich, ile z powodu otwarcia nowego stadjonu F. T. C., który pomieścić może 60.000 widzów. Nie spodziewa się jednakże wielkiego napływu publiczności na mecz Polska — Węgry, z powodu braku znajomości i małej atrakcji polskiego piłkarstwa. Charakteryzując ostatnie perypetje polskiego futballu pisze: „Od czasu paryskiej Olimpjady Polacy wiele się nauczyli nowego. Nowe wytyczne zarysowują się na linji rozwoju polskiego sportu. Po całym kraju gęstą siecią rozsypują się nowe towarzystwa sportowe, które gorączkowo pracują. Zarzucono w Polsce starą zasadę posyłania w bój starych, o wielkiem nazwisku graczy. Entuzjazm, ofiarność, szlachetne, patrjotyczne ujęcie sportu, są obecnie atrybutami polskiej reprezentacji”.

Po meczu:

„Sporthirlap” 1. IX. W nagłówku: „Drużyna węgierska po przewadze zwycięża pewnie Polaków. — U Polaków obrona i pomoc dobra, atak niezdolny do uzyskania bramki”. „Stadjon nowowybudowany i dziś zainaugurowany, zgromadził nadspodziewaną ilość publiczności. Grubą niedbałością wydaje się zupełny brak jakiegokolwiek udekorowania stadjonu. Ani jedna chorągiew, ani u wejścia, ani na boisku. Rażący był też brak jakiegokolwiek na wszelkich międzypaństwowych zawodach w zwyczaju będącego przemówienia. (O tem niewiedzieliśmy. Bardzo to cenne. A my dekorujemy aż nadto i mówimy bardzo wiele. — Red.). W szatni u Polaków. Dr. Cetnarowski w otoczeniu prowodyrów Związku Węgierskiego odpowiada na liczne zapytania, że na zwycięstwo — rzecz jasna — nie liczy, wynik nierozstrzygnięty uważałby za bardzo zadawalniający. Reyman natomiast, większy optymista, jest pewny wyniku najmniej nierozstrzygniętego, łub też zwycięstwa 2:1. Spojda, ulubieniec swej drużyny, w doskonałym humorze. Każde jego, słowo wywołuje wybuchy śmiechu u swych współtowarzyszy. Liczy na zwycięstwo 3 :0 . Wychodzących na boisko, w pięknym, wojskowym porządku, Polaków, wita burza niemilknących, gorących oklasków”.

Symptomatyczna ocena polskiej drużyny...Wybitnie dobra opinja poprzedzała polską reprezentację pomimo niewstawienia ani jednego gracza Cracovii i przeczytawszy enuncjacje polskich leaderów sportowych, byli tacy, którzy już o porażce Węgrów myśleć się ważyli. Dzięki Bogu do tego jeszcze daleko i jeśli nawet po stokroć forma naszych graczy spadnie, do tego jeszcze nie dojdzie. I dzisiejsza gra polskiej drużyny w zupełności nie odpowiadała oczekiwanemu i rozgłaszanemu poziomowi i napróżno mówiono przed zawodami, iż jest to najlepsza jedenastka, jaką Polska może obecnie wystawić. Ci, którzy znają Cracovię, innego są zdania. Przy wystawieniu polskiej reprezentacji niemałą z pewnością odgrywały rolę względy uboczne, nieesencjonalne, zakulisowe i stwierdzić musimy, iż działalność kapitana związkowego Obrubańskiego wcale poklasku w polskich kołach sportowych nie znalazła. Rdzeniem polskich drużyn reprezentacyjnych byli przez długie lata gracze Cracovii, która też uprawia najklasyczniejszy futball w Polsce i której gracze, na wielu zagranicznych zawodach wyszkoleni, najlepszą rozporządzają techniką] Od czasu jednak Olimpjady paryskiej nowe w futballowym świecie stawia się dogmaty, nowe wyłaniają się zasady i nowe kuje się tendencje. Nie wszystko styl, nie wszystko technika. Styl musi być z siłą złączony, technika z przebojem. Nic dziwnego, że i do Polski zawitały te nowe zasady i tu zapuściły korzenie. Tylko zbyt radykalnie i krańcowo pojął to i urzeczywistnić chciał polski kapitan związkowy, p. Obrubański, który jako jeden z prowodyrów krakowskiej Wisły (? Red), rywalki Cracovii, ani jednego gracza Cracovii do wybranej jedenastki nie wstawił, przekreślając zbyt radykalnie tradycyjną linję rozwoju polskich reprezentacji. I nic też dziwnego, że p. Obrubański wraz z taktyką i kalkulacją swoją grube poniósł fiasko. I gdybyśmy chcieli według tej jedenastki dzisiejszej polski sport piłkarski sklasyfikować, musielibyśmy mu dać bardzo słabą notę.

Drużynę polską tworzą rośli, silni, o pięknej postawie chłopcy, którzy odrazu podbijają serce publiczności i zdobywają sympatje. Górlitz. Bramkarz o dobrej kwalifikacji, którego jednak wielki pech prześladował. Pierwsze 2 bramki, zrobione przez własnych backów, drugich 2 obronić nie mógł. Bardzo zwinny i nadwyraz zgrabny K a r a s i a k i M a r k i e w i c z , obaj nie wytrzymali tempa i mocno pod koniec zawodów spuchli, robiąc błąd za błędem Z obu Karasiak lepszy. Kuchar. Cechowały go dobre passingi, odbieranie piłki jednak szwankowało. Zresztą bardzo dobry. H a n k e i S p o j d a mieli bardzo ciężkie zadanie z szybkimi swymi przeciwnikami. Atak był bolączką p. Obrubańskiego i słusznie. Staliński , Reyman i Garbień w polu wcale dobrze kombinowali, przed bramką jednak cała ich umiejętność zawodziła. Umiejący strzelać atak mógłby przy dzisiejszej lekkomyślnie grającej obronie węgierskiej, 2-3 bramki z łatwością uzyskać. Polacy jednakże, z powodu braku najprymitywniejszej techniki strzału, przepuszczali najdogodniejsze pozycje. Jedynie najlepiej podobający się Śledź, który jeśli nawet nie dokazywał cudów, jakby to z jego kilku wspaniałych biegów wnioskować można było, odznaczał się dokładnemi podawaniami i rwącym przebojem Zaletą Adamka był również dobry bieg i szybkość, jednak bez techniki”«

Węgierski humor:

Na pauzie: „Wie pan, ta polska drużyna nie jest tak złą.

— Ależ i owszem, nawet beki doskonale strzelają na bramkę”. („Nemzeti Sport” z 1. IX. 1924).

Podajemy te najważniejsze i najcharakterystyczniejsze głosy. Dowodzą one, że prasa węg. jest dobrze, acz może zbyt jednostronnie informowana o naszych wewnętrznych stosunkach. Musimy raz przejrzeć i uświadomić sobie, że wewnętrzne tarcia i antagonizmy, oraz polityka klubowa, ujawniają się i na zewnątrz, zagranicą i szkodzą nam. Tak nasi działacze, jak i informatorzy, zbyt skorzy i nieodpowiedzialni, popełniają wielki błąd, który mści się na całym sporcie polskim. Ta nuta i odcień lekceważenia nas i uważania nas jeszcze ciągłe za absolutnie niezdolnych do prawdziwej, poważnej konkurencji, przebija się jeszcze ciągle w całej prasie zagranicznej, szczególnie austrjackiej, a nawet (z ubolewaniem konstatujemy) u zaprzyjaźnionych z nami serdecznie Węgrów. Zadaniem naszem musi być bezwzględne zwalczanie tej mylnej opinji o nas i zmuszenie zagranicy do należnego nam poważania i szacunku. Więcej godności, mniej lokalpatrjotyzmu, więcej pracy pozytywnej, a mniej sporów, a wymusimy z czasem respekt dla naszej barwy. Prasa zagraniczna winna być stale dokładnie, poważnie i objektywnie informowaną o faktycznym stanie, poziomie i stosunkach sportowych naszego futballu i sportu wogóle. To jest ważna część pozytywnej pracy dla naszych działaczy oficjalnych. Zamiast intrygi i waśni „traćcie” lepiej czas na informowaniu zagranicy bez uprzedzeń, nie o naszych tarciach wewnętrznych, lecz o naszych sukcesach, zwycięstwach, rozwoju wszerz i w głąb, aby nie byli naszymi przyjaciółmi tylko na tourneach po złote polskie i dolary, ale także i rzeczywiście poza naszemi rogatkami i granicami. Nasze klęski nas nie plamią i nie dla tego nas lekceważą. I zagranica przeżywa fiaska i klęski, także u nas, a nigdy nie jest lekceważoną przez nikogo. Brak nam więcej przywódców i fachowców bezstronnych w pracy oficjalnej i reprezentacji na zewnątrz, którzy swoim słowem, pismem i czynem, swymi stosunkami i wpływami, horyzontem pracy i orjentacją, godnie broniliby naszego honoru i nie dozwalali na lekceważenie nas. (hl.)

Sport lwowski

Nr. 105. Lwów, środa 3 września 1924. Rok III.

Polska — Węgry 4:0 (3 s O).

Dzięki uprzejmości p. K. Rosnera możemy się podzielić głosami prasy węgierskiej o drużynie naszej i przebiegu gry. Obszerniejsze sprawozdanie i resztę głosów prasy podamy w następnym numerze. (Redakcja.)

„SporthirIap“ donosi o przyjeździe naszej reprezentacji : Drużyna polska przyjechała wieczorem z 50 min. opóźnieniem. Na dworcu czekał węgierski Związek w komplecie, oraz dość liczna publiczność. Adamek przyjechał dopiero wieczorem. Zapytany przez reporterów oświadczył p. Obrubański: „Przyjechała drużyna najlepsza, jaką miałem do dyspozycji. Graczy Cracovii niema, ponieważ nie są w dobrej formie. Na zwycięstwo zupełnie nie liczę, ale spodziewam się honorowego wyniku. Sądzę, że będziemy dobrym przeciwnikiem, a wynik remisowy jest także w granicach możliwości". Mów powitalnych nie było, ale nastrój panował nader serdeczny. Zapytani o opinję co do spodziewanego wyniku matadorzy węgierskiego sportu bez wyjątku zapowiedzieli zwycięstwo Węgier W stosunku 3:0 i 3:1. P. Fischer spodziewa się wyniku 3:0, a przy dobrej grze Węgrów jeszcze lepszego.

Przebieg gry. Węgry: Fischer, — Mandel (MTK), Setlkey (MTK), Bofśartyi (BTC), Nadler (MTK), Blum(?) (FTC), — Braun (MTK), Takacs (Vasas), Orth (MTK), Cźontos (USC), Jenny (MTK). — Polska: Gorlitz, —- Karasiak, Markiewicz, — Hanke, Kuchar, Spojda, — Adamek, Staliński, Reyman, dr, Garbień, Śledź. Zawody nie stały na wysokim poziomie sportowym. Przewaga Węgier przez cały przeciąg gry. Pierwszą bramkę strzelił w 31 min. Czontos z winy Karasia, druga w 33 i trzecia w 38 przez Takacsa' W pierwszej połowie tempo dość dobre. Polska gra defenzywnie. W drugiej połowie gra bardziej otwarta, tempo wolniejsze. W 14 min. strzela Orth, Górlitz broni, puszcza jednak zaraz następny strzał, przy którym zwichnął rękę; złamał palec. Zastępuje go Kiliński i broni bez zarzutu. Najlepsi z Węgrów Orth i Braun, najładniejsza trzecia bramka z podania Brauna. Sędziował znakomicie p. Plhak z Wiednia.

Co mówi p. Batach ? W ostatniej chwili zjawił się w Redakcji naszej p. Batsch i zapytany, dlaczegośmy przegrali, odpowiada: „Węgrzy przewyższali nas bezwzględnie techniką i kombinacją, jednak do klęski naszej przyczynił się także pech. Reyman miał 3 pewne pozycje, które zmarnował. Wogóle on i dr. Garbień byli najsłabszymi z naszej strony. Górlitz i obrona robiła, co mogła. Spojdę, który w 17 minucie drugiej połowy zwichnął nogę, zastąpił Olearczyk. Wacek Kuchar grał fenomenalnie. Po zawodach otoczył go tłum reporterów, od których z trudem się uwolnił. Napad nasz był źle zgrany, najlepszy stosunkowo Staliński. U Węgrów najlepszy Orth. Polska miała momenty stanowczej przewagi. Nieraz przez kilkanaście minut gra toczyła się na polu karnem Węgrów. Niestety — wynik efektywny tej przewagi był żaden. Sędzia dobry; nie podyktował jedynie karnego za jaskrawe sfaulowanie Stalińskiego przy stanie 0:0. Ten karny mógł wynik zawodów zupełnie zmienić. Przyjęcie było bardzo serdeczne, a publiczność zgotowała naszej drużynie gorącą owację".


„Przegląd Sportowy”

Przegląd Sportowy. 1924, nr 35

Węgry—Polska 4:0 (3:0).

Wstyd już doprawdy pisać o świeżem „pechowem“ spotkaniu polskiej reprezentatywki. Zawody jednakże z Węgrami należały bezsprzecznie do pechowych w całem tego słowa znaczeniu. Przyznaje to przecież nawet prasa węgierska a widzowie polscy, którzy byli świadkami meczu, przeżyli ciężkie chwile, patrząc na szczególny i fatalny zbieg oko liczności, prześladujący polską drużynę.

Po gościnnem przyjęciu przez Węgrów, które nie pozo stawiało nic do życzenia, występują na boisko obie drużyny w składach następujących:

Pierwsze pięć minut gry przynosi pełną przewagę Węgrów, którzy korzystając ze zdenerwowania polskiej drużyny, przy puszczają szereg niebezpiecznych ataków. Rychło jednak obraz gry się zmienia, drużyna polska opanowuje pole i przez 25 minut zagraża nieustannie węgierskiej bramce. Kto patrzał przez ten czas na mecz, musiał odnieść wrażenie, iż drużyna polska zwycięży, pomimo bardzo nieszczęśliwych decyzyj sędziego. I tak w okresie tym pada piękny ostry strzał Reymana, obroniony robinzonadą przez bramkarza, ponoć za linją bramkową. Następnie faul na polu karnem Węgrów, który, jak to przyznał sam sędzia, tylko dlatego nie został uwieńczony karnym, ponieważ stan gry wynosił 0:0 i sędzia nie mógł się zdecydować na tak ciężkie zarządzenie. W 31 minucie Karasiak, broniąc wysokiego voley‘a pakuje piłkę do własnej bramki. Konsternacja wśród polskich graczy, którą natychmiast wyzyskują Węgrzy, zdobywając w dwie minuty później drugą bramkę przez Takacs‘a. W 38 min. pada trzecia bramka przeciw Polsce, znowu własna, strzelona przez Spojdę, który interwenjując niepotrzebnie w nie zbyt groźnej sytuacji, podaje zbyt ostro do bramkarza.

Czwarta bramka pada w początku drugiej połowy gry z iście dramatycznej sytuacji. Orth strzela w kąt, Górlitz robinzonuje, odbija piłkę ale jednocześnie łamie palec u ręki. Oszołomiony bólem, chwyta instynktownie ręką złamany palec, sędzia nie zauważa kontuzji i pchnięta powtórnie lekko piłka, zupełnie łatwa do obronienia wpada do bramki. Górlitza zastępuje Kiliński (Wisła), poczem do końca gra traci na charakterze, aczkolwiek przewaga Węgrów nad zupełnie skonsternowaną polską drużyną jest widoczna, no i łatwo zrozumiała.

Po żadnem chyba spotkaniu nie opuszczali Polacy widowni tak zniechęceni. Mecz ten można było bowiem przy odrobinie szczęścia wygrać lub przynajmniej uzyskać wynik remisowy.

Drużyna polska grała w pierwszej połowie z wielkiem poświęceniem i zapałem. W ataku wyróżniał się Staliński, doskonałym był również Siedź. Z pomocy najlepszy Kuchar, którego też prasa węgierska jednomyślnie także ocenia jako najlepszego gracza w polskiej drużynie. Obaj natomiast mm pomocnicy tj. Hanke i Spojda zawiedli. Spojdę usprawiedliwia jednakże fakt, iż w zderzeniu z Takacsem już w 16 minucie odniósł poważną kontuzję oka, tak, że całe niemal zawody grał „o jednem oku”. Również Karasiaka „rozbito dość gruntownie w początku gry. Górlitzowi nic zarzucić nie można. Zastępca jego, acz z II. drużyny Wisły sprawował się dobrze. Węgrzy nie grali szczególnie a uzyskane przez nich bramki były dziełem przypadku. Z pośród ich graczy wy bijali się Orth i Braun, natomiast słynna ich obrona naogół nie była na wysokości zadania. Sędziował p. Plhak z Wiednia, który paru niedopatrzeniami zaciężył silnie na wyniku spotkania. Po zawodach odbył się bankiet, będący zakończeniem niezmiernie serdecznego przyjęcia polskiej drużyny.



Wspomnienia

Marian Kiliński

W reprezentacji Polski grałem w 1924 roku przeciwko Węgrom w Budapeszcie. Przegraliśmy 0:4. Naszej bramki bronił Gorlitz ze Śląska. Przy obronie strzału zwichnął sobie palec. Gdy go usiłował nastawić, padła czwarta bramka i Gorlitz opuścił boisko. Musiałem go zastąpić. Broniło mi się dobrze. Wiele ciepłych słów pod moim adresem wypowiedzieli prezes PZPN - dr Cetnarowski - i kapitan związkowy - Obrubański.

Źródło: „Dziennik Polski” nr 218/1989