1925.05.17 Kraków - Warszawa 8:1

Z Historia Wisły

Grać mieli z Wisły: Adamek i Gieras.

[1]; 6

Piłka nożna. Kraków.

Kraków - Warszawa 8:1 (3:0). Warszawa nie ma jakoś w tym sezonie szczęścia do podwawelskiego grodu. Druga wysoka klęska i to zasłużona, zadana przytem przez niezupełnie najlepszą drużynę krakowską, świadczy niezbyt dodatnio o obecnej klasie stołecznego piłkarstwa. A przecież zdawało się że tym razem skorupa tego orzecha będzie nieco twardszą. Nie brakło też i w Krakowie pesymistów, spodziewających się ciężkiego spotkania przy wyrównanych dla obu przeciwników szansach. Tymczasem rzeczywistość, wyrażająca się w różnicy całej bodaj klasy, zadała kłam wszystkim obliczeniom i przyniosła piękny triumf dla Krakowa. Drużyna warszawska, która sądząc według papierowej formy, zdawała się być umiejętnie dobraną, przedstawiła się jako zespół bardzo niejednolity. Jedynie linia pomocy trzymała się przez pewien czas gry na odpowiedniej wysokości, podczas gdy obrona była słaba, a atak zgoła nieproduktywny. Uderzał brak jakiegoś określonego systemu i stylu, także wszystkie prawie akcje rwały się w zarodku. Gdy do tego dołączyła się depresja moralna, spowodowana zwiększającą się ustawicznie klęską, reprezentacja stolicy stała się przeciwnikiem wydanym całkowicie na los wypadków. Te zaś, przy dobrze usposobionym ataku Krakowa i świetnie grającej jego linii pomocy, nie kazały na siebie czekać i przyniosły osiem bramek - cyfrę imponującą. Kapitan krakowskiego okręgu ma zdecydowanie szczęśliwą rękę... i zamiłowanie do ryzyka. Rękę widać było w ustawieniu pomocy i ataku, a ryzyko przejawiało się w wyznaczeniu obrońców. Tymczasem jednak nawet "szydła goliły"... Pierwszy kwadrans gry upływa pod znakiem niepewności i ważenia się losów gry. Już jednak w tym czasie Kraków uzyskuje nieuznaną przez sędziego bramkę (spalony). Podobnie mija bez skutku, bita do bramki Warszawy jedenastka, podyktowana przez sędziego za ostre najście Chruścińskiego. Karny ten rzut bije Sperling bramkarzowi w ręce. Po raz trzeci wreszcie uśmiecha się los Krakowowi, gdyż piłkę broni Domański po za linią (na siatce), sędzia jednak zmienia swe pierwotne orzeczenie na skutek interwencji linowego. Z tarapatów tego kwadransa wychodzi Warszawa bez utraty bramek, natomiast lewy pomocnik rani się ciężko przy upadku i musi opuścić boisko (zwichnięcie ręki). Kraków uzyskuje z wolna zupełną przewagę i rozpoczyna regularne, pełne efektownych momentów oblężenie. Serię bramek rozpoczyna Ciszewski pięknym strzałem, do którego doszedł po skutecznej akcji Adamka i Kałuży. Drugi punkt zdobywa świetny tego dnia Kałuża, z podania Adamek - Sperling. Przy trzeciej bramce zasłużył się znowu Adamek, stwarzając Ciszewskiemu dogodną sytuację. Nieliczne przed pauzą ataki Warszawy nie dochodzą do pola karnego lub utykają na taktyce jednego obrońcy. Po pauzie bramki posypały się jak z rękawa. W szeregi drużyny stołecznej wkrada się zupełne zwątpienie, tak że kombinujący doskonale atak Krakowa uzyskuje jeszcze obszerniejsze pole do popisu. Znakomicie gra w drużynie Krakowa linia pomocy, gdzie Gieras "odżywia" atak częstemi i precyzyjnie podawanemi piłkami, a Alfus i Zastawniak niweczą każdy zakus przeciwnika. Jakoż czwarty punkt zyskuje Kałuża po przytomnej i precyzyjnej kombinacji z Ciszewskim, a piątą bramkę zdobywa Ciszewski, po odbiciu piłki przez bramkarza Warszawy. Wnet potem przedziera się Loth i po dłuższym biegu podaje piłkę Grabowskiemu, który dalekim strzałem zdobywa honorową bramkę dla barw stolicy. Incydent ten nie wpływa jednak na zmniejszenie się energii miejscowych i w dalszym ciągu uzyskuje Kraków szóstą bramkę. Chruściński zdobywa siódmy punkt, a serię bramek kończy Kałuża. Przechodząc do oceny drużyn, stwierdzić należy, że Warszawa zagrała to spotkanie bardzo źle. W ataku skrzydła znikły prawie zupełnie, a tylko środkowa trójka pragnęła coś zrobić. W tej zaś trójce jedynie Loth miał ciąg na bramkę i wielką ambicję w grze. Linia pomocy natomiast okazała się znaczeni lepszą, choć i ona w drugiej połowie załamała się zupełnie. Najgorzej było z obroną. Zoller był słaby, a partner jego nie mógł podołać lotnej i niezwykle szybkiej kombinacji Krakowa. Domański w bramce bodaj najmniej ma na swem sumieniu. Obronił on cały szereg bardzo groźnych strzałów, a z ośmiu strzelonych mu bramek, ani jednej nie mógł trzymać. Kraków, jak wyżej powiedziano, wykazał doskonałą linię pomocy. W ataku najlepszy Kałuża i Adamek, którego niestety nie wyzyskano niemal zupełnie z wielką szkodą dla gry. Z łączników Ciszewski lepszy od Chruścińskiego - Sperling słabszy niż zwykle, jak prawie zawsze w każdej reprezentacji. Obrońcy na szczęście zbyt wiele zatrudnienia nie mieli, a pod koniec rozegrali się doskonale. Bramkarz z kilku zadań wywiązał się bardzo przytomnie. Zawody, grane dość czysto i fair, prowadził p. Rosenfeld jak zwykle bez zarzutu. Publiczności bardzo dużo.