1925.11.01 Polska - Szwecja 2:6

Z Historia Wisły

Z Wisły zagrali: Józef Adamek, Aleksander Pychowski.

Debiut Pychowskiego w oficjalnym meczu reprezentacji Polski.


Skład Reprezentacji Polski:

Antoni Malczyk - Cracovia

Ludwik Gintel - Cracovia

Aleksander Pychowski - Wisła Kraków

Zygmunt Chruściński - Cracovia

Tadeusz Zastawniak - Cracovia

Józef Adamek - Wisła Kraków

Wawrzyniec Staliński - Warta Poznań

Józef Kałuża - Cracovia

Wacław Kuchar - Pogoń Lwów

Leon Sperling - Cracovia

Karol Hanke - Pogoń Lwów


Miejsce/Stadion: Kraków. Stadion Cracovii.

Strzelcy bramek: Carl Dahl 7' (0:1), Carl Dahl 9' (0:2), Leon Sperling 23' (1:2), Filip Johansson 25' (1:3), Filip Johansson 28' (1:4), Filip Johansson 30' (1:5), Gunnar Rydberg 40' (1:6), Wacław Kuchar 62' (2:6).

Selekcjoner: Tadeusz Synowiec.

Spis treści

Opis meczu

Komentarze prasowe po występach Wiślaków w reprezentacji:

  • Józef Adamek:
    • Przy stanie 0:2 szereg groźnych akcji „Kałuży z Adamkiem”.
    • Brak zrozumienia w ataku, w którym i tak „stosunkowo najlepiej pracowały skrzydła”.
    • Atak szwankuje jednak. Staliński stanowi słaby punkt, na nim kończą się najpiękniejsze kombinacje. Cierpi na tem i Adamek, któ­ry również gra słabiej niż zwykle.

Adamek był słabszy niż zwykle. Niezawodnie przyczyniała się do tego słaba gra Stalińskiego, ale i w tych momentach, gdy już m:ał dogodne sytuacje zwlekał z oddaniem piłki, centrował za póź­no i niedokładnie.

    • Adamek, który dopiero po przerwie osiągnął swą zwyczajną formę, zasilany obficie piłkami przez Hankego. Do przerwy jednak tworzył on wraz z Stalińskim tak beznadziejną dwójkę, że wszystkie ataki, jakie szły na bramkę Szwedów inicjowali jedynie Wacek i Sperling... Adamek poprawił się później znacznie i przedarł się parę razy niezwykle groźnie.2
    • Dr. Cetnarowski, prezes P. Z. P. N-u:
    • Adamek przed pauzą słabszy, po przerwie dobry przypominał swą formę klubową.
    • W linji napadu najlepsze bezwarunkowo skrzydła. Sperling z Kucharem dźwigali na sobie całą akcję zaczepną pierwszej połowy gry, o Adamku w tym okresie niestety ze szkodą wyniku nie zapomniano. Zato w drugiej połowie Adamek stwarzał wyczyny, które obok Kuehara każą liczyć go do najlepszych jednostek polskiego zespołu. A zadanie jego było niełatwe. Oddzielony od reszty zespołu fatalnym Stalińskimi zawsze ziym ofensywnie Hankem, „dawał mimo tego Szwedom rady".
    • Natomiast fatalnie wyszedł Staliński, przy którym i Adamek nie popisał się; w lepszej formie widzieliśmy go już niejednokrotnie, specjalna jego wada to zbyt późne oddawanie center.
  • Aleksander Pychowski:
    • w 8’ „mimo wysiłków Pychowskiego, Dahl zwycięża w pojedynku i bije ostry plasowany strzał osiągając pierwszą bramkę dla Szwecji”. „W obronie Pychowski miał wprawdzie czysty i daleki wykop”, w parze z Gintlem „jako całość popełnili wiele błędów”.
    • Stosunkowo najlepszą częścią drożyny była obrona, Pychowski i Gintel, którzy czuli się jednak nie bardzo pewnie na śliskim gruncie, zwłaszcza w pierwszej części zawodów.
    • Tak Gintel jak i Pychowski, byli w drugiej połowie, a więc w okresie, gdy Wieruski i Hanke grali lepiej niż przed pauzą, prawie ciągle przed pomocnikami.

Prezes włoskiego związku sędziów dr. Mauro: Także i prawy back (Pychowski) podobał mi się, szczególnie w drugiej połowie, gdy pozbył się początkowej tremy.

    • Tak Gintel natomiast, jak i Pychowski trzymali się bardzo dobrze i zadowolili w zupełności. Gintel imponował spokojem i dobrem ustawianiem się, Pychowski ambicją i pracą destruktywną. Obaj stanowili najrówniejszą linję naszej drużyny.


Relacje prasowe

Kurjer Sportowy

Nr. 35. Środa, 4 Listopada 1925 Rok I.

S z w e c ja— P o l s k a 6 :2

Międzynarodowy zjazd w Krakowie. Ile pracy wymaga przygotowanie zawodów międzypaństwowych o tem mogliby wele pow edzieć ci, którzy kiedykolwiek organizowaniem tak:ej imprezy się zajmowali. Należy obmyśleć i przygotować wszystko aż do najdrobniejszych szczegółów dotyczących strony administracyjnej i technicznej, musi się opracować szczegóły, prawie, że minutowy program przyjęcia i podejmowania gości. A niełatwa sarna przez się sprawa doznaje znaczniejszych utrudnień, gdy gospodarzem ma być Polski Związek Piłki Nożnej, którego gościnność słynie już w całym świecie sportowym. Rzecz ostatecznie na pierwszy rzut oka drugorzędna, ale w gruncie rzeczy odgrywa w ukształtowaniu się stosunków między dwoma narodami niepoślednią rolę. Zważać przeto trzeba, aby zdobytej opinii nie narazić na szwank, dołożyć zaś tem większych starań, że w danym przypadku idzie o przyjęcie Szwedów, ugoszczenie serdecznych przyjaciół. N :e będziemy zaglądać za kulisy pracy Związku. W każdym razie dużo się wykonało, gdy program gotowy i role rozdzielone. Z tą chwilą goście mogą się zjawić, a maszyna będzie funkcjonować bez zarzutu. Szwedzi awizowali przyjazd swój na sobotę o godzinie pierwszej po południu. Z ramienia Związku witał ich w Katowicach referent spraw zagranicznych dr. Szatkowski. W międzyczasie oczekiwano przyjazdu innych gości, których przyjazd nadaje pobytowi Szwedów w Krakowie szczególne znaczenie. Pociągiem o godzinie 11 przyjechali do Krakowa pp. Cejnar, sędzia obu spotkań, kapitan związku austriackiego Hugo Meisl oraz prezes włoskiego kolegjum sędziowskiego dr. Mauro. Na dworcu powitał ich dr. Cetnarowski, oraz reprezentanci PKS. . Okręgu Krakowskiego i Okręgowego Kolegjum Sędziów. W hotelu francuskim, w którym zakwaterowano wszystkich gości, przy śniadaniu pogadanka o sprawach sportowych z całego świata. Mówi się o meczu Czechosłowacja—Jugosławja w Pradze, który sędziował dr. Mauro, średniego wzrostu, o bystrych, sprytnych oczach i nadzwyczaj żywych ruchach, adwokat włoski. Główne słowo ma przy stole Meisl. Widać po nim, że to kuty frant, orjentujący się świetnie w stosunkach sportowych całego świata, stary wyjadacz, cięty i zjadliwy, tom zjadliwszy, że zgryzoty życia sportowego przyprawiły go o chorobę wątroby. P. Meisl opowiada o pseudo amatorstwie w różnych krajach Europy, o pretensjach klubów wiedeńskich do towarzystw polskich z powodu niewypłacenia umówionego odszkodowania za przyjazd (!), głównie zaś unosi się w pochwałach nad Imre Schlosserem, byłym trenerem krakowskiej Wisły, który jego zdaniem jest najlepszym napastnikiem w Wiedniu, gdzie gra obecnie w WAC . Dziwi się, że Polska pozbyła się tak wybitnego trenera, gospodarze objaśniają stosunki w Polsce. W milczeniu przysłuchuje się dyskusji dobroduszny olbrzym: Cejnar.

Przyjazd drużyny. szwedzkiej.

Godzina mija szybko, czas wyjechać na dworzec po Szwedów. Na placu przed stacją widać wcale liczne grupki widzów. Z boku stoji rząd automobilów przybranych w chorągiewki o szwedzkich i polskich barwach. Na peronie wcale liczna reprezentacja PZPNu Okręgu Krakowskiego. Zajeżdża pociąg. Z okna wagonu wychyla się uśmiechnięta twarz prezesa związku szwedzkiego Johansona. Przez okno wita się serdecznie z starym! znajomymi. Wychodzi z wagonu, zanim przeciska się elegancka sylwetka kapitana Rubensona. który w cywilnem ubraniu wywiera wrażenie dyplomaty. Krótkie przemówienie gospodarzy i torowanie drogi do pojazdów. W reszcie ulokowane wszystko. Przed wyruszeniem do hotelu naturalnie. . . fotografowanie. Więc Johanson z drem Cetnarowskim, Meisl z drem Mauro, wreszcie jazda. P. Rubenson rozlokowuje graczy, poczem ekspedjuje natychmiast depeszę do Svenska Dagbladet w której donosi o powitaniu na granicy, o serdeczności przyjęcia w Krakowie, nie zapomina nawet o takich szczegółach jako flagach szwedzkich na hotelu i automobilach. Koło godziny trzeciej objad. Przedtem jednak zwierzają się Szwedzi ze swego utrapienia. Oto środkowy napastnik ma rozbity palec u nogi, nie wiadomo czy będzie mógł grać. A le po obejrzeniu tak ważnego palca, uspokaja ich specjalista „od chorób futbalowyeh“, że gracz będzie do meczu zupełnie, zdrów. Przy i po objedzie pogawędka. Prezes Johanson komunikuje. że drużyna szwedzka przybyła do Krakowa w zapowiedzianym zestawieniu. Stwierdza, że prasa szwedzka skonstatowała jednogłośnie, że drużyna ta jest najsilniejsza na jaką Szwecja obecnie zdobyć się może. Tylko nieliczne były głosy, które oświadczały się za Rydellem, a przeciw Rydbergow i na prawym łączniku. Większość graczy należy do H IF. (HelsingborgIdrotts Forening), który jest na pierwszem miejscu w mistrzostwie. Po objedzie jedzie starszyznana boisko Cracovii, widówńię przyszłych spotkań. Szwedzi starannie badają boisko, ale sąd wypada korzystnie. Najważniejsze, aby była pogoda! Widoki niezłe. Barometr podobno „idzie . w górę“ . Z rana była mgła, w południe wyjrzało słońce. Żeby tylko wytrzymało przez te dwa dni. Po powrocie do hotelu pogadanka w pokoju p. Meisla. Że ten nie przyjechał do Krakowa, aby przyglądnąć się meczowi Szwecja —Polska jest jasne. Nie ściągnęła go też sposobność zobaczenia się z p. Johansonem, z którym łączą go węzły przyjaźni. Meisl nie traciłby czasu, aby wymienić grzeczności z przyjacielem. Toteż omawia się pewne szczegóły konferencji w której mają wziąć udział dr. Cetnarowski, p. Johanson i Meisl. Dr Mauro wpadł jak Piłat w credo, trzeba go jednak skoro już jest w Krakowie poprosić, a niepodobna wobec tego pominąć Cejnara.

O przedmiocie konferencji nie mówi się. A le doniosła już o tem prasa zagraniczna, która konferencję rozdmuchała do niebywałych rozmiarów, mówiąco udziale Czechosłowacji, Włoch, Danji itd. itd. Wieczorem byli goście szwedzcy w teatrze „Bagatela” na wieczorze poematów tanecznych, poczem kolacja i zasłużony po podróży nocnej wypoczynek.

W dzień spotkania .

Pod smutnemi wróżbami rozpoczęła się niedziela. Ranna mgła zamiast opadać uniosła się w górę. Niezawodna oznaka deszczu. Skarbnik PZPN w czarnej rozpaczy. Widmo poważnego deficytu, tembardziej, że do kwatery głównej nadchodzą relacje o wyrzekaniach na wygórowane ceny i że w związku z tem wiele osób rezygnuje z przyglądania się zawodom. Szwedzi zasiadają o 11:30 do drugiego śniadania, to samo czyni drużyna polska. Ze względu na wczesną godzinę rozpoczęcia zawodów, objadu się nie je. Dru­żyna polska w komplecie. Młody żonkoś Kuchar Hanke przyjechali już w piątek wieczorem, Staliński w sobotę rano. Coraz częściej spogląda się w okno, aż wreszcie spostrzeżono, że chodniki mokre, że na ulicy chodzi się pod parasolami. Twarze wydłu­żyły się, ale nie na długo. Udano się do zarezerwowanych pokojów, aby się przebrać. Masaż ma nadać elastyczność mięśniom, toteż większość chętnie z niego korzysta. Humory się poprawiają, jakkolwiek poprawia się i deszcz, gdyż Gintel dba o dobry nastrój. Na graczach nie widać zdenerwowania, nawet kapitan związkowy Żyła nie denerwuje się więcej niż kon:ecznie potrzeba. Wszystko gotowe, zbliża się druga godzina, a automobilów, które miały przewieźć graczy na boisko jak niema, tak niema. Teraz dopiero okazuje się, że dotychczasowy spokój, był tylko dobrze zamaskowanem zdenerwowaniem. Wszyscy wymyślają, niepokoją się. W reszcie na parę minut przed drugą, nie doczekawszy się aut, jazda łapanemi na raty dorożkami.

Rolo boiska „Cracovii“ już od godziny dwunastej żywy ruch. Kapuśniaczek” mżący z pilnością godną lepszej sprawy n:e odstrasza wielu zwolenników, jakkolwiek z drugiej strony niezawodnie zredukował frekwencję conajmniej o 1/3. O godzinie 2-giej było na widowni ponad 4500 osób. Na boisko wchodzą Szwedzi w swych jedwabnych kostjumach żółtych koszulkach z flagą szwedzką na lewej piersi i niebieskich spodenkach. Orkiestra gra hymn szwedzki, któ­ry publiczność słucha stojąc z odkrytą głową. Polacy spaźniają się. Powód wymieniono wyżej. Wreszcie ukazują się białe koszulki z orłem polskim. Hymn polski, zaraz potem wychodzi owacyjnie witany sędzia p. Cejnar. Do losowania idą jako kapitanowie Alfredson i Kałuża, Szwed wygrywa los i wybiera stronę za wiatrem. Drużyny ustawiają się w następujących składach: Szwecja: Undberg; Alfredson — Carlson; H. Anderson — Bengtson — E. Anderson; Wentzel —Rydberg — Johanson — A. Dahl — Kroon: Polska:Malczyk; Pychowski — Gintel; Hanke — Chruściński— Wieruski; Adamek— Staliński— Kałuża— Kuchar - Sperling. W drużynie polskiej więc Malczyk w miejsce Górlitza, który doszedł do przekonania, że klimat nasz mu nie służy i przeniósł się do Włoch.

P r z e b i e g g r y .

W drużynie szwedzkiej zaszła też w ostatniej chwili zmiana, Hanson, który miał grać jako prawy pomocnic, zachorował ; z polecenia lekarza musiał pozostać w hotelu. W miejsce jego wstawiono H. Andersona. Atak polski nie dochodzi daleko, Szwedzi zabierają piłkę i biją już w pierwszej minucie rzut wolny za faul Adamka, Obrona polska wyjaśnia sytuację, ale Szwedzi wracają natychmiast, M alczyk interwenjuje, slaby wykop tak, że prawy łącznik dostaje piłkę i z powietrza strzela na szczęście obok. Już teraz widać, że tempo mimo fatalnego gruntu, nie tyle grzązkiego, ale oślizgłego szalone. Szwedzi poruszają się na tym terenie zupełnie swobodnie, podczas gdy graczom polskim sprawia 011 wyraźne trudności. Braki w opanowaniu ciała i techniczne stają s:ę zupełnie widoczne. Goście przeprowadzają przepiękne kombinacje i to zarówno środkiem jak i skrzydłami. Znakomity ich środkowy napastnik, wyzyskuje sprytnie zarówną słabą grę skrajnych pomocników Polski, jaki świetną formę swych skrzydłowych zwłaszcza prawego. Ani Hanke, ani Zastawniak nie mogą utrzymać lotnych przeciwników i ułatwiają im prace taktycznymi błędami. W 17 minucie ucieka nieobstawiony Wentzel, centruje, na piłkę idą Hanke i Pychowski, korzysta z tego lewy skrzydłowy i półwysokim strzałem zdobywa pierwszą bramkę. Polska jednak nie deprymuje się.

Przechodzą żwawo do kontrataku, który przeciwnik zatrzymuje faulem na Adamku. Wolny kończy się na bramkarzu gości. Lecz w tejże chwili odpowiadają atakiem i ■ Szwedzi. Środkowy podaje nieobstawionemu prawemu skrzydłowemu z którego centry uzyskuje Johanson drugą bramkę. 2 : 0 w dziesiątej minucie, to dużo. A ż nadto na taką drużynę jak Polska, gdy ma się do czynienia z takim przeciwnikiem jak Szwedzi. Widać, że gracze nasi potracili koncept. Gra się toczy pod znakiem przewagi żółtych, którzy mając w krótkim czasie osiągnięte zwycięstwo przedstawiają widzom cały swój kunszt. Biali biją co prawda zaraz dwa rogi, ale przeciwnik nie waha uciec się do masowej obrony, tak, że przemijają bezskutecznie. Po paru minutach “otrząsa s:ę Polska z przygnębienia i inscenizuje wcale piękne ataki, przeważnie lewem skrzydłem, gdy Staliński grający nad wyraz słabo, paraliżuje drugą stronę ataku. Jeden z ataków w któ­rym odznacza się Kuchar doprowadza do centry Sperlinga, piłka spada tuż pod bramką Lindberga, ale w decydującym momencie wywraca się Staliński. Zaraz potem wykłada Kałuża piłkę do strzały Kucharowi, ale ten poślizgnąwszy się, przygotowuje się za długo tak, że dobrze grający Alfredson wyjaśnia sytuację. W 21 minucie rzut wolny przeciw Szwedom, Sperling stara się przedrzeć zatrzymują faulem. Drugi wolny z odległości 25 m. Bije go pokrzywdzony w metrowej wysokości. Silna piłka uderzona fał­szem skierowuje się ku słupkowi, Lindberg uderza ją rękami, ale od rąk dostaje się w sieć. 2 :1. Zachęcona tem, jak i okrzykami publiczności, drużyna Polski pracuje teraz doskonale. Atak szwankuje jednak. Staliński stanowi słaby punkt, na nim kończą się najpiękniejsze kombinacje. Cierpi na tem i Adamek, któ­ry również gra słabiej niż zwykle. Toteż wszelkie akcje idą głównie lewą stroną, zwłaszcza, że Sperling jest doskonale dysponowany. Kałuża wypracowuje Stalińskiemu dogodną sytuację, ale ten zwleka zbyt długo ze strzałem, a obrońcy zabierają mu piłkę. W 25 minucie dostaje piłkę znowu Wentzel i po krótkim sprincie oddaje piłkę górą pod bramkę. Malczyk zwleka z wybiegiem, a wahanie wyzyskuje Dahl uzyskując z bliska trzeci punkt. Natychmiast po rozpoczęciu ponowny atak gości, ale strzał chwyta Malczyk. Lewe skrzydło białych centruje, ale bezskutecznie. W 28 minucie ucieka lewy skrzydłowy Szwedów, a Johanson wykorzystuje błąd Malczyka i czwarta bramka gotowa. W 30 minucie daje Rydberg swemu skrzydłowemu piłkę na wybieg, precyzyjna centra i znów Johanson nie zbyt silnym ale plasowanym strzałem z powietrza uzyskuje piąty punkt. Trzy bramki w pięciu minutach. Nic dziwnego, gdy zważy się, że skrzydłowi pomocnicy przez nienależyte obstawianie skrzydeł umożliwiają ciągłe wypady. Tak pomoc jak i trójka obrony cierpi skutkiem błędów taktycznych, gracze tracą głowę. Malczyk widocznie stremowany i speszony ryzykuje niepotrzebnie obronę nogą. Atak podciąga przeważnie dalej lewem skrzydłem, ale brak mu siły, a także i współpracy pomocników, gdyż Hanke i Wieruski ograniczali się do defenzywy. Wentzel przechodzi znowu do akcji. Johanson gra teraz głównie nim. W 40 minucie obrona zawinia po jego centrze róg z którego Johanson strzela głową szóstą bramkę łatwą zresztą do obrony. Polacy atakują z rozpaczą. Alfredson jednak jest na posterunku, a piękny strzał Sperlinga z udatnej kombinacji chwyta Lindberg. Jeszcze trafia się Kucharowi okazja do poprawienia stanu posiadania Polski, ale strzał idzie obok. Pauza 6:1. Wynik dla naszej reprezentacji katastrofalny, co stwierdzają także i prezes związku szwedzkiego, i Meisl i Mauro. Gdy drużyny wracają na boisko, przygotowani są wszyscy na rekordową klęskę. A le na boisku jakby inny duch, inni gracze. Bezhołowie w szeregach Polski zniknęło. Skrajni pomocnicy wreszcie znaleźli sposób jak należy przytrzymywać skrzydła. Pracują z pewnym planem, co ułatwia także znacznie pracę obronie. Gintel wysuwa się wcale daleko wprzód, coraz częściej ukazują się napastnicy polscy pod bramką Lindberga. Na razie prócz szeregu rzutów z rogu wysiłki ich bezskuteczne. Piękny strzał Sperlinga broni bramkarz szwedzki w ostatniej chwili nogą. Kałuża wysuwa piłki na zmianę łącznikom, ale Staliński się i w tej połowienie poprawia. Piękną pozycję psuje raz Kuchar. Szwedzi nie przypatrują się jednak bezczynnie grze Polaków. Atakują rzadziej, gdy skrzydła rzadziej dochodzą do głosu, a środka dobrze pilnują obrońcy. Ale każdy ich atak jest niebezpieczny, gdy niepewność Malczyka trwa nadal. W 18 minucie bije Chruściński wolnego, piłkę otrzymuje Kuchar i po krótkim biegu mimo, że przeszkadzają mu dwaj Szwedzi strzela drugą bramkę. Przewaga Polski jest od tej chwili widoczna. Kornery przeciw Szwedom sypią się obficie, ale Adamek bije je za skibo i za nizko. Kilka dobrych sytuacji nie wykorzystuje Staliński, a szczęście jest również po stronie szwedzkiej. Toteż mimo nawoływań publiczności wysiłki Polaków nie zdołały ukształ­tować wyniku korzystniej. 6:2 dla Szwedów, rogi 8:2dla Polski, kończy się mecz, który w wyniku nie daje najzupełniej obrazu stosunku sił, ani przebiegu zawodów.

U w a g i i r e f l e k s j e

Szwedzi zwyciężyli zasłużenie, ale wygrali za wysoko. Po grze w tym dniu, sukcesy ich są zupełnie zrozumiałe. Fizycznie okazali, znakomici biegacze, posiedli wszelkie tajniki techniki gry w piłkę zarówno nogami jak głową. Opanowując piłkę w zupełności nie muszą się wysilać na pracę nad samą piłką, a mogą zwrócić uwagę na kombinację. Nie trzymają się kurczowo jednej metody. Wedle potrzeby gra idzie skrzydłami lub środkiem. Nie przetrzymuje się piłki bardzo często zwłaszcza na skrzydła oddaje się ją bez stopowania. Zmiana systemu spalonego wyzyskana po mistrzowsku. Conajmniej dwu napastników stale na pozycji, która dawniej była off side. Współpraca pomocy z atakiem i obroną bez zarzutu. Dąży się do tego, aby jak najmniejszym wysiłkiem i w najkrótszym czasie zdobyć jak najwięcej na terenie. Nie ma więc, filigranowej i finezyjnej kombinacji, ale w tej pozornie niewyrafinowanej grze leży ich kunszt. A przytem wszystkiem w koniecznych wypadkach znakomicie wózkują, a świetne wyrobienie fizyczne i opanowanie ciała pozwala im na zwodzenie przeciwnika. Na pierwszy plan wybił się z tej drużyny środkowy napastnik. Ruchliwy, szybki, łączy wszystkie walory niezwykłego gracza. Znakomity dyrygent ataku orjentuje się błyskawicznie w sytuacji, wyzyskując natychmiast każdą okazję. Dzielnie wspierali go łącznicy, którzy nie dorównując mu klasą, stoją i tak na niezwykłym poziomie. Imponująca jest u wszystkich zdolność strzelania. Bez dłuższych ceregieli, bez nakładania czy nastawiania piłki strzela się z każdej możliwej pozycji i to strzela się celnie i silne. Obok Johansona, wyróżniał się najbardziej Wentzel na prawem skrzydle. Biega świetnie, a centruje z nadzwyczajną precyzją w pobliże bramki. Kroon na lewem skrzydle najsłabszy z kwintetu. Bengtson w środku pomocy dominował w pierwszej połowie na boisku, obok Johansona drugi kierownik drużyny. Nie wytrzymał jednak tempa i temu zawdzięcza Polska swą przewagę po pauzie. Z skrajnych lepszy lewy. Prawy obrońca Alfredson spokojny, pewny o dobrym wykopie. Lew y podobnie ja k Kroon na skrzydle słabszy punkt drużyny. Lindberg jest bramkarzem o międzynarodowej klasie. Do specjalnej pracy nie zmusili go napastnicy Polscy.

Drużyna szwedzka jako całość, jak już wyżej wspomniano świetna. A le sprzyjało im też szczęście. Przy całej wyższości technicznej i taktycznej rezultat uzyskali dzięki szczęśliwemu dla nich zbiegowi okoliczności. Z nadarzających się im okazji wykorzystali możliwie wszystkie, co przecież w futbalu nie jest rzeczą codzienną. „W chodziło" im wszystko. O drużynie polskiej trzeba by pisać dwukrotnie. 0 tej przed pauzą i o tej po przerwie. Gramy od Szwedów gorzej. Co do tego nie ma dwu zdań. Przegrać z nimi można, ale nie w takiej różnicy, jaką wykazuje rezultat. Brak nam było rutyny, brak startu i przeglądu taktycznego. Zestawiona była drużyna na ogół nieźle. Zdecydowanie słabym punktem był Staliński w ataku, Zawiódł na całej linji. Jemu zawdzięczamy, że padły dla nas tylko dwie bramki. Obaj skrajni pomocnicy zawinili znowu tak wysoką przegraną. Trzymali się taktyki obronnej, a nie pilnowali skrzydeł, które przygotowywały pozycje strzałowe. Taktyką swą wyprowadzili z równowagi obrońców, którzy do ostatniej chwili nie wiedzieli co mają czynić. Tak Gintel jak i Pychowski, byli w drugiej połowie, a więc w okresie, gdy Wieruski i Hanke grali lepiej niż przed pauzą, prawie ciągle przed pomocnikami. W ataku wyróżniała się lewa strona. Sperling był w doskonałej formie. Biegał, centrował i strzelał pierwszorzędnie. N ie ustępował mu Kuchar, który w drugiej połowic celował ofiarnością i ambicją. Kałuża wykazał ponownie swe zalety jako kierownik ataku. Z jego podań mogli byli łącznicy uzyskać znacznie więcej. Wspaniale wprowadzał w grę oba skrzydła, pociągnięcia te nie ustępowały podaniom Johansona. Adamek był słabszy niż zwykle. Niezawodnie przyczyniała się do tego słaba gra Stalińskiego, ale i w tych momentach, gdy już m:ał dogodne sytuacje zwlekał z oddaniem piłki, centrował za póź­no i niedokładnie. Olbrzymie pensum miał do wykonania Chruściński. Był jedyny z pomocy, który szedł za atakiem, musiał pomagać obu swym towarzyszom1 niesłychaną swą pracę wykonał naogół zupełnie zadowalająco, może nawet, gdy się zważy ogrom ciężkiej roboty, którą musiał wykonać, więcej niż zadowalająco. Obrońcom utrudniali grę do pauzy w znacznej mierze pomocnicy, ale i w tym okresie nie można im wiele zarzucić. Po pauzie grali doskonale. Malczyk, który wsławił się zbyt szybko, miał bardzo kiepski dzień. Warunki gry były specjalnie dla bramkarza trudne, ale nie można pominąć milczeniem, że co najmniej dwie bramki ma na sumieniu. Zdeprymowany szybkimi sukcesami Szwedów, grał nerwowo i bez głowy. Musi jeszcze dużo nad sobą popracować, aby osiągnąć pierwszoklasowy poziom wykluczający niespodzianki w takiej formie, jak w tym meczu. Musi. się jednak bezwzględnie całej drużynie oddać pochwalę, za grą pełną poświęcenia i ambicji. Ofiarność i zapał z jakim pracowano po pauzie, gdy wynik był tak bardzo niekorzystny, że usprawiedliwiałby rezygnację i zaprzestanie walki, są godne jak najżywszych słów uznania.

Sędziował p. Cejnar z Pragi doskonale i ku zadowoleniu obu drużyn i publiczności co stanowi chyba najlepsze uznanie jego kwalifikacji sędziowskich. Spokojny, bez pozy, należy do najlepszych sędziów zagranicznych, którzy prowadzili mecze Polski u nas, czy na obczyźnie.

Po meczu udała się drużyna szwedzka do swych kwater. Radość zwycięstwa widoczna zarówno u niej, jak i kierowników jej, ale widocznie także temperowana, nie pojawiająca się tak, jak zwykle po zwycięstwie bywa. W pływ a na to sprawiedliwa ocena przeciwnika i uznanie, że walczył nieszczęśliwie. Po podwieczorku zwaliła się na gości chmara dziennikarzy. Dominują dziennikarze śląscy, którzy zjechali na mecz w niezwykłej liczbie. W restauracji i w hallu hotelowym po kątach oblężone przez natarczywych ofiary. A le taki już los wielkich tego świata, aby udzielać wywiadów, a dziennikarzy, aby się o nie dopominać. Co więc myślą o zawodach:

W y w ia d y .

Prezes związku szwedzkiego p. Johanson: Szwedzi górowali nad Polakami lepszem zgraniem i znacznie lepszem wyzyskaniem zmiany przepisu o spalonym. Drużyna polska była natomiast w lepszej kondycji fizycznej i wytrzymała do końca szalone tempo gry, czego nie można powiedzieć o Szwedach. Z drużyny naszej jestem bardzo zadowolony, tembardziej, że na ciężkim gruncie grała doskonale. Najlepsi byli Johanson, Wentzel, Alfredson, Bengtson. Z Polaków nikt specjalnie się nie wyróżnił. N ie grają oni źle, ale że się tak wyrażę „staromodnie, ortodoksyjnie". Za dużo gra się jeszcze wszerz, za długo waha przed strzałem. Gra była fa h y a sędzia Cejnar dobry, choć może za drobiazgowy.

Prezes PZPN. dr Cetnarowski: Gdyby drużyna polska grała przed pauzą, tak, jak po pauzie, to w najgorszym razie uzyskalibyśmy nierozegraną. Szwedzi grają prosto, przejrzysto, ale to zdrowy system. Używali głównie skrzydeł, które rwały naprzód i centrowały, a trójka środkowa, a zwłaszcza Johanson to znakomici strzelcy, którzy załatwiali resztę. Inna rzecz, że ułatwiał im zadanie Malczyk, który nie miał dobrego dnia i dwie do trzech bramek pada na jego konto. Błąd zasadniczy popełnili nasi skrzydłowi pomocnicy, którzy dopiero po 45 minutach zorjentowali się, że do takich skrzydeł jak Szwedzi należy się przylepić. Przez złą grę ucierpieli, obrońcy, którzy dlatego nie mogli kryć łączników. Prawa strona ataku Polski bardzo słaba. Lew a po pauzie dobra. Kuchar bardzo pracowity. Sędzia Cejnar dobry.

Austriacki kapitan związkowy p. Hugo Meisl: W ynik4:2 byłby sprawiedliwszy. Szwedzi grali przez pierwszą połowę nadzwyczaj precyzyjnie, umiejętnie wyzyskując zmianę przepisu o spalonym. Polska była chaotyczna, zrezygnowana, wyprowadzona z równowagi grą Szwedów. Ci są technicznie lepsi, ale Polacy mogliby być równorzędni, co wykazali po pauzie. Mecz był rozstrzygnięty już po pół godziny i naprawdę przychodzi żałować, że trafia się czasami, że przejeżdża się setki kilometrów, aby grać 30 minut. Według surowej oceny obu części gry wynik 4:2 lub 4:3 bardziej byłby stosowny. Napastnikom Polski przy całym zapale w drugiej połowie przydałby się i spokój Szwedów. Cieszę się zawsze ładnemi bramkami, cieszyły mnie przeto bramki uzyskane przez Johansona, bo były faktycznie piękne. Kuchar strzelił tylko jedną taką bramkę jakich spodziewano się po nim kilka.

Prezes włoskiego związku sędziów dr. Mauro: W pierwszym kwadransie gry drużyna polska pod wrażeniem wielkiego przeciwnika. Szwedzi dominują początkowo zupełnie. Uważam jednak, że gdyby drużyna polska od razu zdecydowała się na pełną grę, odważnie idąc na przeciwnika — rezultat byłby inny. Jest on jednak dla Szwedów w pełni zasłużony. Z graczy polskich podobali mi się — przedewszystkiem lewy łącznik — a bramka, którą strzelił w drugiej połowie była najpiękniejszą — z tak w piękne bramki obfitującego dnia. Także i prawy back (Pychowski) podobał mi się, szczególnie w drugiej połowie, gdy pozbył się początkowej tremy. Bramkarz słaby. Kilka bramek liczy się na jego conto. Zupełnie brak mu gry defenzywnej w polu i wybiegów. W ogóle jednak uważam, że poziom sportu piłkarskiego jest w Polsce dość wysoki. Bo trzeba zważać, że przeciwnik dzisiejszy, to może najlepsza jedynastka w Europie, przecież przegraliście tak samo jak Węgry

Sędzia p. Cejnar: Szwedzi dali przykład jak należy wyzyskiwać nowy przepis o spalonym. Polacy grali w pierwszej połowie na szerokość zamiast naprzód. Szwedzi lepiej czuli się na ślizkim terenie i mieli szczęście w strzelaniu. Najlepszy z nich Johanson. Drużyna reprezentacyjna polska nie grała tak dobrze jak Kraków przeciw Budapesztowi, a Malczyk już w zupełności nie taki jak w Wiedniu. Słabi byli skrzydłowi pomocnicy. W drugiej połowie drużyna grała znacznie lepiej i była chwilami lepsza od szwedzkiej.

Kurjer Sportowy. Komentarz

Nr. 36. Środa, 11 Listopada 1925 Rok I.

K R A K Ó W .

Mecz Polska — Szwecja zdołał zbudzić krakowskie społeczeństwo sportowe ze snu zimowego do którego zaczęło się już układać. A le w tydzień potem zawody finałowe o puhar, które powinny przecież stanowić także niemałą atrakcję dla zwolenników piłki ściągnęły na boisko Wisły aż 600 (!!) osób. Znak czasu. Nie ulega wątpliwości, że ciężki kryzys gospodarczy, który obecnie przeżywamy, nie pozostaje bez skutku na frekwencję na zawodach sportowych. Kluby zdecydowały się wprawdzie z konieczności obniżyć ceny biletów i to nawet wcale znacznie, ale i ten krok nie wpłynął na zwiększenie ilości widzów. Przyjąć tedy należy, że w ogóle siła atrakcyjna sportu futbalowego doznała zmniejszenia. Starzy nasi sportsmeni. interesujący się sportem i wszelkiemi towarzyszącemi mu objawami, twierdzą, że piłka nożna taki kryzys w Krakowie już dwukrotnie przechodziła, mianowicie w roku 1909 i 1912. Z powodów, których trudno było dociec zainteresowanie publiczności zmalało wówczas gwałtownie. Gdy kryzys przechodził liczba widzów na meczach przewyższała frekwencje z przed przesilenia. Mówi się, że poza mizerją pieniężną na zmniejszenie się zainteresowania, wpłynął słaby i nienależycie ułożony sezon, brak wielkich spotkań międzynarodowych itd. Zapewne w tych zarzutach jest część prawdy, ale tylko część, gdyż faktem jest, że nawet imprezy z dobremi drużynami zagranicznemi nie doznawały ze strony publiczności należytego poparcia. Nie można przeto nie powiedzieć, że futbal „przejadł” się naszej publiczności. Naturalnie, że objaw niepożądany i godzący wprost w istnienie towarzystw sportowych, skazanych na czerpanie dochodów wyłącznie z dochodów z zawodów. Tem staranniej należy jednak przygotować się przez zimę, aby z wiosną ściągnąć z powrotem masy na widownie boisk.

Jedną, jednakże może główną przyczyną upadku zainteresowania publiczności, to brak największego bodźca, brak g ;er o mistrzostwo. W roku bieżącym naskutek uchwały Walnego Zgromadzenia PZPN . nierozgrywano mistrzostw. Przeforsowały tę uchwałę wielkie kluby, które liczyły się z tem, że skoro nie będą musiały grać zawodów o mistrzostwo, to wypełnią sezon zawodami z drużynami zagranicznemi. Rachuby zawiodły na całej linji. Okazało się, że publiczność nie może ponosić wysokich kosztów sezonu wyłącznie, albo prawie Wyłącznie zagranicznego, że na próby, które skończyły się zresztą pod każ­dym względem fatalnie, mogą sobie pozwolić tylko niektóre nasze towarzystwa, podczas, gdy inne skazane są na powolne zamieranie. Próby jak powiedziano skończyły się fatalnie. Przedewszystkiem podbito w pościgu za ściąganiem atrakcji ceny zagranicznych klubów, do niebywałych wysokości i wątpić należy, czy te drużyny będą chciały w przyszłości po niż­szych cenach przyjeżdżać do Polski. Gdy pogoda niesprzyjała, a potem zawiodły oczekiwane tłumy, skompromitowano dobre imię sportu polskiego, gdyż niewypłacono umówionych kwot, z czego naturalnie wynikają nieprzyjemne wymiany listów między Związkami, a podobno nawet procesy sądowe. Puhar PZPN. , który chciano wprowadzić w miejsce mistrzostw minął się najzupełniej z celem z chwilą, gdy udział w nim był dobrowolny, a nie przymusowy. Najlepszym dowodem Kraków. W dalszym cią­gu i pomimo wszystko jedyna tylko Cracovią liczyć może na większe ilości widzów, publiczność uczęszcza tylko na imprezy tego klubu i najchętniej na jego boisko. Toteż gdy Cracovia nie zgłosiła swej drużyny do zawodów o puhar, można było przewidzieć, że los tych gier jest przesądzony, tem bardziej, że Wisła nie miała właściwie żadnego przeciwnika do zwalczenia. Frekwencje były więc znikome. 150— 200 osób. Finał 600 widzów. Zdaje się, że drugi raz takiego eksperymentu jak zawieszenie mistrzostw PZPN niepowtórzy, gdyż odczuli to wszyscy, mali i wielcy zbyt dotkliwie na własnej skórze.

Sport lwowski

Nr 159. Lwów, środa 4. listopada 1925. Rok IV.

Szwecja-Polska 6 : 2 (6 : !)•

Szalone tempo Szwecji i defenzywa Polski. — Gdyby pierwsza połowa podobna była drugiej... — Ocena graczy. — Wszechstronna zaprawa sportowa zwycięża „specjalistów" piłkarskich. — Wacek najlepszy. — Wywiady z drem Meislem, Cetnarowskim, Mauro, Johansonem, kp. zw. Synowcem i drem Mirzyńskim.

Długo oczekiwane zawody ze Szwedami, rozegrane w niedzielę 1. XI. br., skończyły się wysokocyfrową naszą porażką. Wzbudziły one w Krakowie dość duże zainteresowanie, toteż mimo mglistego i chłodnego dnia zebrało się na boisku Cracovii około 5.000 widzów, którzy też nie zawiedli się w swych oczekiwaniach.

Przed zawodami odegrała wojskowa orkiestra hymny narodowe obu, państw, wysłuchane przez graczy i publiczność w podniosłym nastroju, poczem przed sędzią p. Cejnarem ustawiły się drużyny w następujących składach: Szwecja: Lindberg, Alfredson, Carlson, Anderson E., Hansen, Anderson W., Wentrel, Rydberg, Johanson, Dahl, Croon. Polska: Malczyk, Pychowski, Gintel, Hanke, Chruściński, Zastawniak, Adamek, Staliński, Kałuża, Kuchar, Sperling. Swem poprawnem nad wyraz zachowaniem się na boisku, zdobyli sobie Szwedzi sympatję całej publiczności, darzącej ich obficie oklaskami, nawet w wypadkach uzyskiwania przez nich bramek. Trzy z nich strzelił lewy łącznik. dwie środek napadu, jedną zaś prawy łącznik, dla Polski Sperling z wolnego i Wacek po pięknym biegu, strzelając w pełnym pędzie. Rogów 9 : 3 dla Polski,

Zawody były niezwykle interesujące i mimo przykrej porażki jaką ponieśliśmy, nie może być mowy o stałej przewadze Szwedów. Byli oni, co prawda, w pierwszej połowie gry o wiele lepsi od nas pod każdym względem, przewyższali nas bowiem przedewszystkiem fizycznie a i technika ich, gra głową, start do piłki jak i niemniej taktyka stały o wiele wyżej niż u nas — mimo to jednak gra wykazywała niejednokrotnie okresy dłuższej przewagi naszej reprezentacji.

Senzacyjny bądźcobądź rezultat do przerwy, był wynikiem rozmaitych przyczyn i powodów. Przedewszystkiem Szwedzi wzięli nas szalonem tempem, jaki zastosowali już od samego początku gry, na co mogli sobie pozwolić, rozporządzając bez wyjątku wspaniałym biegiem. Pomoc nasza odpowiedziała na to grą wyłącznie defenzywną, która jednak zadowolić nikogo nie mogła. Żaden z trzech pomocników nie potrafił dać sobie rady z swymi przeciwnikami a Zastawniak zgoła nie mógł utrzymać w szachu prawego skrzydłowego, z którego podań padło aż 5 bramek ! W dodatku Malczyk miał wyjątkowo słaby dzień i puścił kilka bramek, które przy uważnej grze śmiało mógłby obronić. Pozwalał on sobie w dodatku na takie ekstrawagancje, jak odbijanie piłki nogami, co tylko dzięki szczęśliwym okolicznościom nie skończyło się w dwu wypadkach bramkami. Ponieważ i atak, a właściwie prawa jego strona zupełnie zawiodła, wszystko potraciło głowę i spokojnie pozwoliła się nasza drużyna nabić Szwedom tak wysoko do przerwy.

Niewesołe więc horoskopy mieliśmy na drugą połowę. Tymczasem wbrew ogólnemu przekonaniu wyszliśmy z niej zwycięsko i co najważniejsze zupełnie zasłużenie. Drużyna nasza w niczem nie przypominała smutnego widoku, jaki przedstawiała do przerwy i walczyła do ostatniej chwili z największem poświęceniem i ambicją, dając ze siebie wszystko, na co ją stać było — wzniosła się do wyżyny, jakiej nikt po niefortunnej grze do pauzy nie mógł się spodziewać. Wszyscy posunęli swą ofiarność do ostatnich granic wszyscy Z wyjątkiem jednego ; był nim Staliński. Nie chcemy winić nikogo za wstawienie tego gracza, gdyż najłatwiej jest krytykować po fakcie dokonanym, tembardziej, że opinja na ogół miała do niego dość zaufania. Ale wstawienie jego okazało się fatalnym błędem i twierdzimy z całą stanowczością, ze wynik inaczej byłby wyglądał, gdyby na miejscu Stalińskiego grał Batsch Tak zaś ucierpiał na tern także i Adamek, który dopiero po przerwie osiągnął swą zwyczajną formę, zasilany obficie piłkami przez Hankego. Do przerwy jednak tworzył on wraz z Stalińskim tak beznadziejną dwójkę, że wszystkie ataki, jakie szły na bramkę Szwedów inicjowali jedynie Wacek i Sperling, rozumiejący się doskonale i uzupełniający się nawzajem wspaniale. Wacek wniósł żywiołowy temperament, ciąg i ambicję, Sperling technikę i spokój, obok niezwykle rozumnej gry. Kałuża nie mógł, rzecz jasna przy ogromnej przewadze fizycznej, jaką mieli nad nim Szwedzi, zbytnio się wyróżnić, ale i on po przerwie dostosował się zupełnie do poziomu swych towarzyszy z lewej strony i stworzył partnerom swym kilka dogodnych sytuacji. Dwie z nich zaprzepaścił Wacek przez zbytnią nerwowość, o wiele więcej Staliński, dziwnie powolny i apatyczny, nie objawiający chęci ani ochoty do znanych swych przebojów. Adamek poprawił się później znacznie i przedarł się parę razy niezwykle groźnie.

Ogromną różnicę na lepsze wykazała też po przerwie linja pomocy. Chruściński nadrabiał ogromną pracowitością swe braki taktyczne, głową grał nieźle, walczył jak zwykle twardo i uparcie, podawał jednak niezbyt dokładnie. Zastawniak miał przeciw sobie najniebezpieczniejszego gracza, jakim był prawoskrzydłowy Szwedów. Nie dał też sobie z nim rady i miał tylko kilka udatnych momentów. Hanke wreszcie zrehabilitował się zupełnie za swą bezczynność do przerwy i w dwu wypadkach zbierał zasłużone oklaski za nader przytomne uratowanie dwu bramek, które byłby lekkomyślnością swą zawinił Malczyk. Tak Gintel natomiast, jak i Pychowski trzymali się bardzo dobrze i zadowolili w zupełności. Gintel imponował spokojem i dobrem ustawianiem się, Pychowski ambicją i pracą destruktywną. Obaj stanowili najrówniejszą linję naszej drużyny. Prawdziwie jednak świetlanym punktem i bez zastrzeżeń najlepszym naszym graczem na boisku był Kuchar. On jeden tylko z całego napadu wyłaniał się w chwilach niebezpiecznych pod naszą bramką, odciążając w ten sposób wydatnie pomoc i obronę. Pensum pracy, jakie wykonał, budziło ogromem swym podziw i uznanie u nieskorych do pochwały lwowiaków, krakusów.

Abstrahując od pierwszej połowy pokazała nasza reprezentacja grę bardzo ładną, toteż Szwedzi zaskoczeni tern niemile, zaczęli grać nieco za ostro i gra przybrała charakter niezwykle zacięty. Nie wyszła jednak nigdy poza granice dozwolone, co jest wyłączną zasługą sędziego p. Cejnara z Pragi. Taktem i objektywnością swą zdobył on sobie poszanowanie u graczy i publiczności i zadowolił wszystkich zupełnie.

Szwedzi pokazali grę wysokowartościową i piękną. Obok niezwykłej precyzji podań rozwinęli oni ogromną szybkość, i pod tym względem przewyższali nas grubo. Gra ich zasadza się głównie na długich podaniach i wyzyskiwaniu skrzydeł szybkich i energicznych. Ale i trójka środkowa pokazała grę daleką od szablonu, pełną pomysłowości i cieszącą oko różnorodnością akcyj. A przytem wszystkiem gra ich była całkiem prostą i nieskomplikowaną, niekiedy wprost prymitywną, prymityw to był jednak stylizowany i wielki. Pomimo więc całej równorzędności, jeśli chodzi o sam przebieg gry w drugiej połowie, różnica wartości obu drużyn, tak ogólnie, jak i indywidualnie biła wyraźnie w oczy. Od bramkarza począwszy, na. prawym skrzydłowym skończywszy, mieli oni wszystkie pozycje lepiej od nas obsadzone. Bramkarz niewiele wprawdzie miał do roboty, to jednak, co miał, załatwił z taką pewnością siebie, że znać było po nim mistrza tego fachu. Obrońcy nie walczyli po przerwie już tak pewnie jak przed przerwą. Wogóle cała drużyna szwedzka ujawniła pewne zmęczenie, zrozumiałe zresztą, jeśli uwzględnimy szalone tempo, jakie z początku Wzięła. Idealnym prawie przedstawicielem środkowego pomocnika był Hansen, przyczem zaznaczyć należy, że. właściwie gra on stale na bocznej pomocy. Jak duch opiekuńczy krążył on stale obok Wacka, czy innego gracza, którego sobie w danym momencie upodobał i stale pojawiała się jego płowa czupryna w miejscach, w których się go najmniej spodziewać można było, a w których najbardziej był konieczny Nie wiele tylko ustępowali mu boczni pomocnicy.

Równie doskonałą była linja napadu. Kierowana wspaniale przez Johansona szła regularnie i bez zarzutu, przeprowadzając ataki niezmiernie charakterystyczne, ze względu na ciekawe efekty uzyskiwane prostemi stosunkowo środkami. J, ff.

Wywiady:

P. Synowiec, kpt. związkowy: Drużynę naszą zdeprymowała pierwsza bramka, słaba gra Malczyka wywołała w tyłach chaos, obaj obrońcy dobrzy, lepszym był Gintel. Skrajni pomocnicy słabi, Hanke trzymał się zanadto w tyle a Zastawniak nie potrafił utrzymać pr. skrzydłowego. Oba nasze skrzydła były dobre, zawiódł natomiast zupełnie Staliński. Szwedzi górowali nad nami tak technicznie, jak i taktycznie, nowy system o spalonym wyzyskali bardzo umiejętnie, zdobywając teren przy jego pomocy. Grali przedewszystkiem skutecznie, nieszablonowo, opanowanie piłki i terenu bez zarzutu. Ich gra dzisiejsza przypominała zawody z Belgją na Olimpjadzie. Sędzia p. Cejnar zadowolił.

P. Johanson, prezes Związku szwedzkiego: Drużyna nasza grała bardzo dobrze, passingi napadu szły do przodu a nie na boki, także tyły grały skutecznie. Po przerwie drużyna była znacznie wyczerpana, czego się nie spodziewałem. Polską reprezentację widziałem już lepiej grającą. Technicznie była ona dobrą, szwankowała jednak taktyką i zgraniem; gra fair. Sędzia p. Cejnar b. dobry.

Dr. Cetnarowski, prezes P. Z. P. N-u: Szwedzi nie zdziwili swą grą, gdyż widziałem ich już dwa razy. Grą swą precyzyjną potrafili oni zaskoczyć naszą drużynę i już w 30 pierwszych minutach przesądzili wynik na swą korzyść. Mają oni doskonały napad, najlepsi w nim byli środkowy Johansonn, podobał mi się również bardzo Dahl ; znakomitym był także śr. pomocnik, obrona do przerwy pewna, po pauzie była już słabsza, Lindberg w bramce świetny.

U nas zawiódł przedewszystkiem Malczyk, obrona do przerwy nerwowa, rozegrała się potem i była zupełnie dobrą, niezłym był też Chruściński ; skrajni pomocnicy przez brak orjentacji puszczali skrzydła i to się odbiło fatalnie na wyniku. Adamek przed pauzą słabszy, po przerwie dobry przypominał swą formę klubową. Staliński bardzo słaby. Wogóle lewa strona napadu była lepszą od prawej, zwłaszcza Kuchar pracował dużo. Sędzia p. Cejnar b. dobry.

Giovanni Mauro Medjolan, prezes włoskiego kol. sędziów : Szwedzi zrobili wspaniałe wrażenie, grą przypominają dobre drużyny angielskie Do zwycięstwa dopomogło im w wielkiej mierze wspaniałe przygotowanie lekko-atletyczne. Jest to jedna z najlepszych gier, jakie u Szwedów widziałem. Polaków widziałem na Olimpjadzie paryskiej i grali dziś gorzej niż wtedy. Znać było na nich silne zdenerwowanie, wywołane słabą grą bramkarza, toteż po opanowaniu nerwów w drugiej połowie potrafili nietylko stawić skuteczny opór Szwedom, ale też i dać grę wyrównaną a nawet poważnie zagrażać przeciwnikowi. Przyjęciem nadzwyczaj serdecznem i gościnnem jestem zachwycony i spodziewam się, że udało mi się nawiązać węzły przyjaźni z przedstawicielami polskiej piłki nożnej. Mam na celu wciągnąć Polskę w orbitę poczynań Włoch, co będzie tern łatwiejsze, że oba narody ze sobą sympatyzują.

P. Hugo Meisl, austryjacki kpt. związkowy : Z przebiegu gry jestem zadowolony. Polska przegrała niezasłużenie wysoko i gdyby Lindberg nie był obronił nogą pewnej prawie bramki, wynik byłby dla Was o wiele korzystniejszy. Była to gra dwu połów : w pierwszej przewagę mieli Szwedzi, w drugiej gra była zupełnie równorzędna. Dr. Mirzyński, specjalny sprawozdawca „Wieku Nowego“, zapytany przez nas, co było powodem tak wysokiej klęski, odpowiedział:

Od wybrańców polskiej piłki nożnej wymaga się szybkiej orjentacji, jak należy grać. Jeśli Gintel widział, iż prawo-skrzydłowy Szwedów robi, co chce z Zastawniakiem, ucieka mu i ciągle centruje, wówczas nie powinien był cofać się pod swą bramkę, lecz przeciwnie iść przeciwko niemu i nie dopuścić do centrowania — robić to, co robili obrońcy Szwedów z Adamkiem i Szperlingiem. Po moc grała ustawicznie defenzywnie. Od Malczyka są lepsi — n. p. Domański. Fenomenem na boisku był Kuchar Wacek ; ten cofał się często i dlatego Chruściński i Zastawniak w drugiej połowie byli lepsi — nie oni to grali lecz Kuchar. Kałuża to zero. — Zatrzymanie piłki i podanie, to jeszcze nie wszystko — ze Szwedami trzeba walczyć a Kałuża przypomniał mi czasy, gdy go Dubrvaćić z Jugosławii głaskał na boisku w Krakowie po głowie. Kałuża nie jest graczem przebojowym. Czy kapitan związkowy widział Stalińskiego, zanim go wstawił do drużyny ? A drużyna ta powinna tak była wyglądać : Domański, Bułanow, Pychowski, Kmiciński, Chruściński, Gieras, Szperling, Wacek, Reyman, Bacz, Adamek.