1927.06.16 Warszawianka – Wisła Kraków 0:2
Z Historia Wisły
| Warszawianka | 0:2 (0:2) | Wisła Kraków | 
| ||||||
| widzów: 3.000 | ||||||||||
| sędzia: Zygmunt Hanke z Łodzi | ||||||||||
| ||||||||||
| ||||||||||
O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl
Jan Reyman nie wykorzystał rzutu karnego.
Spis treści |
Relacje prasowe
Przegląd Sportowy nr 25/1927 str. 5:
Wisła-Warszawianka 2:0 (2:0)
Jubileuszowe zawody drużyny stołecznej.
Kultura sportowa społeczeństwa, drużyny, czy jednostki opiera się na tych samych podstawach co kultura towarzyska, umysłowa lub intelektualna. Człowiek posiadający pewne wymogi kulturalne, w każdej dziedzinie życia stawia sobie mniej lub więcej określone granice, poza które z własnej i nieprzymuszonej woli nie cofa się nigdy. Człowiek kulturalny nie włoży do smokinga żółtych butów i miękkiej o kołnierzyka, nie przeczyta złej książki, nie będzie obcował z ludźmi głupiemi i pustymi.
Podobne objawy obserwujemy w sporcie: kulturalny tenisista nie będzie grał zdartą lekką piłką, a lekkoatleta nie rzuci pękniętym dyskiem lub krzywym oszczepem. W wymaganiach tych tkwi coś więcej, niż surowe piękno wewnętrzne. Poza momentem psychicznym, jaki daje człowiekowi obcowanie z rzeczą prostą i piękną, wchodzi tu w grę przedewszystkiem strona techniczna sportu: poziom jego jest tak wysoki, tak trudny do osiągnięcia, że każdy milimetr czy gram odgrywa rolę stanowiącą często o wyniku. Prawd tych, znanych od wielu, wielu lat na całym świecie nie mogą jakoś zrozumieć i przyswoić sobie przedewszyskiem nasi piłkarze. Tym nie potrzebna wiele: byle kawał pola bez większych przeszkód stałych, byle skóra opięta na pęcherzu i... mecz gotowy. Objaw ten widzimy niestety aż nazbyt często nie u jakiś tam klubików C czy D-klasowych, ale u tych najlepszych, u elity piłkarstwa polskiego - u klubów Ligowych.
Zresztą kultura boiska jest najczęściej od klubu niezależna: trudno przecież wymagać od wielkorządców parku Sobieskiego, aby zrozumieli oni ścisły związek między stanem boiska, a pięknem gry tak trudnej jak piłka nożna. Ale jeśli chodzi o piłkę - tutaj kluby mają pierwsze i ostatnie słowo. Niestety, większość nawet czołowych naszych graczy nie orientuje się dobrze jaką rolę gra w meczu dobra piłka. Opłakane i aż nadto bijące w oczy skutki gry złą piłką na złem boisku widzieliśmy podczas jubileuszowego, dwuchsetnego meczu Warszawianki z Wisłą w Warszawie. Piłka za duża, niedodęta i nieelastyczna wędrowała sobie po wybojach słynnego boiska w Agrykoli nie tam gdzie chcieli gracze, lecz gdzie ją niosła bodaj że zeszłoroczna jeszcze fantazja. Do nudnej i jałowej walki czwartkowej przeciwnicy stanęli w zestawieniach:
Wisła: Folga; Burek-Skrynkowicz; Wójcik-Kotlarczyk I-Bajorek; Adamek-Kotlarczyk II-Reyman I-Reyman II-Balcer.
Warszawianka: Domański; Lisowski-Redlich; Fijałkowski-Zwierz II-Bibrych; Jung-Hasselbeisch-Wróbleski-Szenjach-Luxenburg II.
O przebiegu meczy można powiedzieć tylko tyle, że rządził w nim w sposób wprost dyktatorski przypadek: Warszawianka zgóry oddała mu się w opiekę; Wisła próbowała grać z myślą i celem -bez powodzenia. Chaos gry jako całości przerwały dwie piękne bramki Reymana I-go, pierwsza strzelona przytomnie z podania... Redlicha, druga - Adamka. Pozatem było parę niebezpiecznych ataków gospodarzy, efektowny strzał w sztangę uganiającego się bez celu Wróblewskiego, kilka porywających, lecz nie wykończonych biegów Balcera, trzymanego naogół przez Fijałkowskiego, kilkanaście dobrych podań Kotlarczyka i Bajorka, kilka surowych i pachnących foulami chwytów Folgi i... wszystko. Mecz prowadził naogół dobrze p. Hanke z Łodzi, który na kilka minut przed końcem usunął z boiska Junga.
Stadjon: R. 5, 1927, nr 25
1927.06.21
WISŁA — WARSZAWIANKA 2:0 (2:0).
Skład Wisły: Folga, Skrynkiewicz i Burek, Wójcik, Kotlarczyk, Bajorek Adamek, Kotlarczyk, Reyman I, Reyman II, Balcer.
Skład Warszawianki: Domański, Redlich i Lisowski, Bibrych, Zwierz II, Braun, Luksemburg Szenajch, Wróblewski, Haselbusch, Jung.
Sensacją było pojawienie się Szenajcha na boisku. Aczkolwiek lekkoatleci uważają że gra w piłkę jest poniżej ich godności, jednakowoż czasem robią wyjątki, Szenajch do którego ta uwaga nie odnosi się, wystąpił z okazji jubileuszu 200 meczu klubu. Niestety nastrój jubileuszowy panował tylko w czasie kiedy Banowie zarząd trzymali mowy". Gra bowiem toczyła się ospale, bez woli zwycięstwa i bez planu.... jak na zawodach nie jubileuszowych. B. smutną rolę grał Wróblewski, który na stanowisku kierownika napadu, mimo ruchliwości i starań zaprzepaszczał każdą piłkę. Występ Szenajcha był dowodem, że do zawodów biegowych trzeba przygotowania. Pozatem sympatyczny sprinter grał z myślą o Olimpiadzie w 1932 roku. Luksemburg II znalazł groźnego przeciwnika w sędziu Hankem, który gros jego poczynań kończył wykopem w stronę Warszawianki. Cały atak robił szereg błędów, które niejednokrotnie podkreślałem, a najważniejszem z nich to nieumiejętność wyrobienia współgraczowi sytuacji do strzału.
Na drużynie mści się ciągle przestawianie składu, degradowanie graczy po jednym słabym meczu, zmienianie napastników w pomocników, łączników w skrzydłowych i t. p. eksperymenty. Zwierz w pomocy jest z meczu na mecz słabszy, w każdym razie efektu jego pracy nie znać na wynikach. Skrajni pomocnicy nie zawsze dobrze się do piłki ustawiali, ale naogół mieli dużo dobrych momentów a zwłaszcza Bibrych.
Obrońcy i bramkarz nie dopuszczali do przebojów; system trójkowy przeciwników stawiał ich niejednokrotnie w ciężkim położeniu. Wisła wyszła na boisko pewna siebie i swojej wyższości, w co Warszawianka z miejsca uwierzyła. To też po strzeleniu 2 bramek nie wysilali się goście zupełnie przez co mecz stał się mało ciekawy. Wisła nie posiada obecnie takich indywidualności któreby mogły zachwycić grą pokazową. Reyman I należący do starej gwardji może być wzorem dla kierowników napadu na dorobku jak przyjmować piłkę, jak podawać na skrzydła, jak ustawać się do center, jak wybiegać na pozycję. Łącznicy natomiast to już przeciętność. Wszczepiono im jednak złotą zasadę: jeżeli sam nic nie wygrasz, to zostaw współgraczowi piłkę jaknajlepiej przygotowaną do dalszej gry. Reprezentacyjni skrzydłowi wypadli dość blado. Balcer, to ulepszone wydanie Krygiera, z jego brakami technicznemi, Adamek grał ostro i foul, często stał na spalonym. Jeżeli jednak nie był wykorzystany, to winę główną ponosi łącznik.
Pomocnicy nie mieli zbyt trudnej pracy. Grę ich wyróżniało dobre współgranie z napadem. Obrońcy m:mo iż nie odznaczają się zbyt szybkim biegiem, dawali sobie radę z napadem przeciwników. W grze miała przewagę Wisła. Nerwowe nieobliczalne ataki Warszawianki załamują się na obronie. Wisła spokojnie podprowadza piłkę pod bramkę przeciwnika, poszczególni gracze wyszukują coraz lepsze sytuacje do strzału, Reyman I wykorzystuje je najczęściej. W 35 min. ostrym strzałem uzyskuje powodzenie, niedługo potem centrę Adamka (39 m.) zamienia na drugiego goala.
Po przerwie tempo słabnie. Warszawianka gra słabiej, lecz Wisła nie stara się wykorzystać przewagi. Domański popisuje się broniąc rzutu karnego. Balcer kilkakrotnie ucieka pomocnikowi, nie celne jego centry stają się łupem obrońców. Anemiczne ataki Warszawianki nie wróżą nadziei zdobycia bramki. Wreszcie gwizdek kończy grę. Sędziował dobrze p. Hanke z Łodzi. Publiczności 2500 osób.
„Ilustrowany Kuryer Codzienny”
1927, nr 166 (18 VI)
Wisła-Warszawianka 2:0 (2:0)
Warszawa, 16 czerwca. Zawody powyższe rozegrane w dniu wczorajszym przyniosły zasłużone, choć z trudem wypracowane, zwycięstwo leaderowi Wiśle nad przychodzącą do swej formy Warszawianką. Obie drużyny wystąpiły w zwykłych składach, w Warszawian ce grał znowu Szenajch. Był to 200 mecz drużyny stołecznej. Do pauzy gra równa, dopiero przed samą pauzą zdobywa Reiman I. dwie bramki decydujące o wyniku. Po przerwie Wisła częściej przy piłce, jednak wynik nie ulega zmianie. W drużynie zwycięskiej na wyróżnienie zasłużyli obaj Rejmani, Wójcik, Burek i Folga, zaś w Warszawiance Domański, Fijałkowski, Zwierz i obaj obrońcy. Sędzia p. Hanke. Widzów około 3.000 osób.
Robotnik: centralny organ P.P.S. R.33, nr 164 (17 czerwca 1927) nr 3364
WISŁA (KRAKÓW) WARSZAWIANKA 2 : 0 (2 : 0).
Mecz o mistrzostwo Ligi rozegrany we czwartek przyniósł zasłużone choć z trudem wypracowane zwycięstwo leadera Ligi (Wisły) na przychodzącą do swej dawnej formy Warszawiankę. Obie drużyny wystąpiły w swych zwykłych składach, tylko w Warszawiance grał po dłuższej przerwie Szenajch.
Był to dwuchsetny mecz drużyny stołecznej. Do przerw y gra mniej więcej rów na i dopiero niedaleko przed przerw ą Reyman I zdobywa dwie bram ki decydujące o wyniku.
Po przerwie Wisła częściej jest przy piłce, jednak wynik pozostaje niezmieniony. W drużynie zwycięskiej wyróżnić należy obu braci Reymanów, Wójcika, Burka i Folgę w bramce, zaś w Warszawiance najlepsi Domański, Fijałkowski, Zwierz i obaj obrońcy.
Sędzia p. Hanke. Widzów 3 tysiące
Kurjer Polski. R. 30, 1927, nr 164
Wisła — Warszawianka 2:0
Wstawiona znakomitą pozycja w mistrzostwach ligowych, wzbudziła drużyna krakowska powszechne zainteresowanie w stolicy. Wyjeżdżają krakowiacy z opinją drużyny Przeciętnej, a zagadka ich zwycięstwa nad I F. C. pozostaje nierozwiązana.
Zaimponowała nam Wisła jedna rzadko spotykaną u polskich drużyn cechą—kondycja fizyczna. Wśród jedenastu graczy krakowskich, nie zauważyliśmy nawet na chwilę oznaki zmęczenia. Tempo gry w ostatnich minutach było równie żywe jak na początku meczu.
Lecz na tein właściwie kończą się walory Wisły. Poza tem bowiem z drużyny tej wieje przeciętność techniczna i taktyczna i nieprzeciętna ochota kombinacyjna.
Jedyna linja, którą wypada wyróżnić— to pomoc. Pracowitość Kotlarczyka jest nadzwyczajna znacznie lepsi od niego Bajorek i Wójcik defensywnie grali bez zarzutu.
Linia ataku krakowian gra efektownie jednak dominuje w niej brak celowości.
Folga obok pewnej dozy nonszalancji i niepewności chwytów, posiada talent.
Mimo tych wszystkich braków Wisła zrobiła naogół sympatyczne wrażenie.
Gra była błyskotliwa i szybko, co jest poważnym atutem widowiskowym.
Warszawianka znacznie się poprawiła.
Domański bronił świetnie. W obronie Redlich od czasu do czasu pokazywał pazury lwa, naogół jednak nie przewyższał Lisowskiego. Pomocnicy boczni, bardzo pracowici, Zwierz II narzucał grattem, ale bezskutecznie przyziemną grę, walczył z trzema naraz napastnikami. Wisły którzy go najczęściej ogrywali. W ataku nieszczęśliwy pomysł ustawienia Wróblewskiego na centrę sprawił, że warszawianie ani jednego planowego ataku nie przeprowadzili.
Obie bramki dla Wisły strzelił Reiman I w 35 i 39 min.
Sędziował p. Hanke z Lodzi.
Patrz również: Sport lwowski nr 214.
Wspomnienia Józefa Kotlarczyka
Już chyba trzy dni przed meczem miałem tremę. Im bliżej wyjazdu tym większą. Na nic zdawały się uspokajania Jaśka. Jak sobie pomyślałem o „towarzystwie” w jakim miałem zagrać, to po prawdzie wolałbym zachorować. Postrach bramkarzy Henryk Reyman (obecny kapitan PZPN), na prawym skrzydle Adamek, na lewym łączniku Jan Reyman, na lewym skrzydle Balcer, ludzie złoci! I ja żółtodziób, na prawym łączniku… Jak sobie pomyślałem, że w bramce „Warszawianki” gra ówczesny Szymkowiak – reprezentant Polski Domański, to skóra mi cierpła na karku. Ale nie było rady. Z walizeczką w dłoni i sercem na ramieniu wyszedłem po podróży na warszawskie ulice. Powitał nas już tam kapitan WP i drużyny Henryk Reyman. O tym sławnym wówczas piłkarzu Wisły, „etatowym” królu strzelców (a strzelał rocznie w lidze ponad 30 bramek) słyszałem wiele. Jako wojskowy miał wiele trudności z wyjazdami na mecz. Warszawska Legia bowiem miała na niego wielki apetyt. Tymczasem Reyman pozostał wierny „białej gwieździe” i nie chciał nawet słyszeć o zmianie barw. Toteż robiono i jemu i Wiśle wiele nieprzyjemnych żartów. Reyman służył niemal z reguły w jednostce pozakrakowskiej. Na mecz dojeżdżał, uprzednio zawiadamiając klub telegraficznie. Zdarzało się, że po takim telegramie Ministerstwo Spraw Wojskowych wysyłało nagle w sobotę Reymana na nieprzewidzianą inspekcję. Mówiono, że to robota Legii. Ile w tym prawdy nie wiem do dziś, fakt, że kiedyś Wisła grała w 10, bo w ostatniej chwili Reyman zamiast przyjechać na mecz, pełnił służbę oficera rontowego . Toteż aby tego uniknąć zawsze potem jeździliśmy z rezerwowym. Jeśli już mowa o tym wspaniałym piłkarzu, to muszę powiedzieć, że cieszył się on olbrzymim autorytetem i wszyscy słuchali go, jakbyśmy byli żołnierzami.
Ale zaczął się mecz z Warszawianką. Myśmy „szli na mistrza”, podczas gdy Warszawianka grawitowała w dolnych rejonach mistrzowskiej tabeli i groził jej spadek do A klasy. Toteż walka nie była łatwa. Wygraliśmy mecz 2:0, a ja z tego pojedynku pamiętam taki oto moment. Otrzymałem od Reymana piłkę na „talerz”. Z kilku metrów mogłem zdobyć bramkę. Nie wiem jak to się stało, że chciałem z nią wjechać do samej siatki. Sztuka nie udała się, Domański jak pantera wyskoczył, zabrał mi piłkę, ale przy okazji zostałem przez niego sfaulowany. Sędzia podyktował jedenastkę. H. Reyman nie chciał jej egzekwować i polecił to wykonać swojemu bratu – Janowi. Strzał Jana Domański obronił i dopiero wówczas Henryk Reyman grożąc mi palcem przy nosie, srogo na mnie spoglądając, wbił mi do głowy następujący morał: „mogłeś smarkaczu strzelać, a nie wjeżdżać z piłką do bramki”… Pamiętam to do dziś.
Źródło: Józef Kotlarczyk - Spod Wawelu na olimpijski stadion
Express Poranny, ROK 1927 (6), NR. 166.
Wisła — Warszawianka 2:0 (2:0). Gra surowa, uboga w kombinacje, zepsuła nierównem boiskiem i skandaliczną miką. W Warszawiance debiutował po wielu miesiącach przerwy Szenajch. Obie drużyny walczyły bardzo ambitnie. Wyniki przesądziły dwie b ramki strzelone przez Reymana I z podań... obrońcy Warszawianki Redlicha i Adamka. Najlepszymi graczami gospodarzy byli Domański, Fijałkowski r Hasselbusch
