1933.08.13 Legia Warszawa - Wisła Kraków 2:3

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 12:47, 6 sie 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Przegląd Sportowy numer 65/1933 strona 3:

Najpierw 2:0, w końcu 2:3

Legja przegrywa mecz z Wisłą na własnem boisku

WARSZAWA, 13.8. – Wisła – Legja 3:2 (2:2).

Bramki zdobyli: Nawrot i Przeździecki dla Legji oraz Obtułowicz i Artur (2) dla Wisły. Sędzia p. Wardęszkiewicz z Łodzi.

Wisła: Madejski; Pychowski, Szumilas; Kotlarczyk II, Kotlarczyk I, Jezierski; Feret, Obtułowicz, Artur, Sołtysik, Łyko.

Legja: Głowacki; Zajączkowski, Pigłowski; Kubera, Cebulak, Przeździecki II, Szaller, Maurer, Nawrot, Przeździecki I, Wypijewski.

Legja zawiodła ponownie coraz to mniejszą garstkę swych zwolenników, przegrywając drugi zkolei mecz w Warszawie. O ile jednak porażka z Pogonią była niezasłużona, tym razem wynik 2:3 uważać muszą wojskowi raczej za szczęśliwy.

Wisła była w sumie drużyną lepszą i zwycięstwo należało się jej w zupełności, choć początek meczu zwiastował co innego. Rezerwowy bramkarz gości puścił bowiem kolejno dwa możliwe do obrony strzały i wynik w 21-ej minucie brzmiał 2:0 dla Legji!

Do tego czasu atak gospodarzy grał wcale dobrze. Nawrot driblował jak za najlepszych czasów, Przeździecki podawał niezawodnie. Maurer nadawał akcjom błyskawiczne tempo, które podtrzymywali skrzydłowi – Wypijewski i Szaller.

Powodzenie, nawiasem mówiąc, niezupełnie zasłużone, osłabiło jednak ochotę wojskowych do dalszej intensywnej pracy, co w efekcie zadecydowało o ich przegranej. Wypuścić inicjatywy „z nóg” nie można, mając takiego przeciwnika, jakim okazała się teraz Wisła.

Miast załamać się, w następstwie błędów bramkarza, krakowianie z pasją prą naprzód, oblegają pole Legji i wkrótce (35 i 37 min.) wynik brzmi już 2:2. Jest to dziełem Obtułowicza i Artura, którzy błyskawicznemi strzałami lokują raz po raz piłkę w siatce.

Radość gości jest wielka. Wszyscy koledzy całują „bohaterów” na boisku, a widownia oklaskuje hucznie ten piękny wyczyn ambicji i umiejętności piłkarskiej.

Rozstrzygnięcie meczu pada w 2-ej minucie po przerwie, kiedy znowu Artur wykorzystuje zamieszanie obrońców Legji, spowodowane wypadem Fereta.

Teraz na boisku gra tylko jedna drużyna: Wisła, a druga w ciągu 20 minut służy jedynie za konieczne tło. Świetnie kieruje akcjami ataku stary wyga Kotlarczyk I, wspomagany przez brata i Jezierskiego. Poza tą linję piłka przechodzi b. rzadko. Zresztą z tyłu czyhają na nią Pychowski i Szumilas.

Ale i Legja dochodzi wreszcie do głosu. Jest to niestety paroksyzm spóźniony. Nic się nie klei w niezłym przed pauzą ataku i… nic też konkretnego z pojedynczych jego zagrań nie wychodzi.

W ostatnich minutach meczu Wisła znów jest w ofensywie i czwarta bramka „wisi na włosku”. Cóż, kiedy sędzia kończy zawody w momencie, gdy mogła nadejść nowa zmiana wyniku.

Z oglądanych przez nas ostatnio 3-ch zespołów ligowych Wisła wybija się bezwzględnie na czoło. Montaż zespołu jest logiczny; o rutynę weteranów (Kotlarczykowie i Pychowski) oparto zapał, szybkość, oraz duże talenty młodego ataku. Tu każdy umie strzelać natychmiast, gdy zajdzie potrzeba, a zmysł kombinacyjny stoi też na wysokim poziomie.

Indywidualnie z drużyny gości wyróżnić trzeba Artura i Jezierskiego. Forma tych graczy predestynuje ich do zespołu reprezentacyjnego.

Legja, jak wspominaliśmy, grała dobrze tylko na początku. Brak Martyny i Nowakowskiego osłabił tyły tak dalece, że nawet niezły zazwyczaj Głowacki w bramce grał jak debiutant.

Najważniejszym jednak mankamentem wojskowych jest brak serca w walce i to powinno wyplenić kierownictwo klubu.