1933.09.10 Polska - Jugosławia 4:3

Z Historia Wisły

Z Wisły zagrali: Józef Kotlarczyk; Jan Kotlarczyk; Artur Woźniak.

Debiut Woźniaka w reprezentacji Polski.


Skład Reprezentacji Polski:

Spirydion Albański - Pogoń Lwów

Jan Pająk - Cracovia

Jerzy Bułanow - Polonia Warszawa

Józef Kotlarczyk - Wisła Kraków

Jan Kotlarczyk - Wisła Kraków

Aleksander Mysiak - Cracovia

Artur Woźniak - Wisła Kraków

Józef Nawrot - Legia Warszawa

Karol Pazurek - Garbarnia Kraków Grafika:Zmiana.PNG (45' Józef Ciszewski - Cracovia)

Gerard Wodarz - Ruch Wielkie Hajduki Grafika:Zmiana.PNG (32' Władysław Król - ŁKS Łódź)

Edmund Niechcioł - Pogoń Lwów Grafika:Zmiana.PNG (28-32' Władysław Król - ŁKS Łódź)

Miejsce/Stadion: Warszawa.

Strzelcy bramek: Józef Nawrot 10' (1:0), Đorđe Vujadinović 29' (1:1), Đorđe Vujadinović 41' (1:2), Józef Nawrot 46' (2:2), Edmund Niechcioł 76' (3:2), Władysław Król 88' (4:2), Aleksandar Tirnanić 89' (4:3).

Selekcjoner: Józef Kałuża.

Spis treści

Opis meczu

Komentarze prasowe po występach Wiślaków w reprezentacji:

  • Jan Kotlarczyk i Józef Kotlarczyk:
    • Kiepskie recenzje wszystkich graczy. Kotlarczyk I oceniony jako gracz przeciętny, jego brat grał „średnio”. Co ciekawe: pomoc zorientowawszy się, „że biegowo ustępuje znacznie napastnikom jugosłowiańskim … poszła na grę niemal wyłącznie defensywną”.
    • Przy stanie 2:1 generalny atak naszej drużyny „Kotlarczyk I też nie próżnuje. Dobra akcja Niechcioł-Artur, kończy się strzałem ostatniego w aut”.
    • Starego Kotlarczyka zostawili skrajni pomocnicy własnym siłom.
    • Nie brakło i weselszych momentów. Raz Kotlarczyk I odebrał przeciwnikowi piłkę w pięknym stylu i począł się rozglądać komu ją podać. W tym momencie znalazł się z tylu Lechner i zabrał mu ją z przed nosa. Kotlarczyk zrobił wówczas taką głupią minę, iż cała publiczność buchnęła śmiechem. Działo się to już w drugiej połowie, kiedy publiczności niewiele było potrzeba, żeby ją w dobry nastrój wprowadzić.
    • Linja pomocy trzymała się w pierwszej połowie niepotrzebnie z tylu, to też piłka odebrana naszym napastnikom, wędrowała natychmiast pod polską bramkę. Jeżeli idzie o zadanie defensywne, pomocnicy nasi spełnili je dobrze. Najlepszym był w każdym razie Kotlarczyk I.
  • Artur Woźniak:
    • Przy stanie 1:0 „Rozpęd ofenzywyny Polaków wyraża się zachwilę w przepięknem wystawieniu Artura przez Nawrota. Łącznik znajduje się z piłką sam na sam z jednym tylko obrońcą, chce go przelobować, ale potyka się o piłkę i pada”. Atak dobrze kombinował.
    • Przy stanie 2:1 generalny atak naszej drużyny „Dobra akcja Niechcioł-Artur, kończy się strzałem ostatniego w aut”.
    • Pomimo to grą naszego ataku nie jesteśmy zachwyceni. Nie umie on wykorzystać skrzydeł, grając ciągle środkiem, co odbija się szczególnie ujemnie na grze Artura. O ile bowiem gracze przebojowi, jak Nawrot i Pazurek, w pojedynkach wyjść mogą dobrze, o tyle słabszy Artur nie może podołać przeciw silnym i znacznie wyższym od niego wzrostem przeciwnikom.
    • Po Arturze spodziewano się zbyt wiele. Ale jego tymczasem zjadała trema, tak, iż dopiero pod koniec zawodów dal kilka próbek dobrego talentu.
    • Co do Artura to początkowo czuł się na boisko bardzo nie swojo i był najsłabszym z kwintetu, dopiero po przerwie, gdy opanował swe ner wy, zdobył się na szereg zagrań.
    • Po przerwie. Rozgrywa się także Artur, który inicjuje kilka przebojów.

Relacje prasowe

Raz, Dwa, Trzy: Ilustrowany Kuryer Sportowy. 1933, nr 37

POLSCY PIŁKARZE TRIUMFUJĄ ZNOWU NAD JUGOSŁAWJĄ. Polska - Jugosławja 4:3

Warszawa, 10 września, (tel.) Około 10.000 widzów zaległo boisko i trybunę Stadjonu Wojska Polskiego w Warszawie, pragnąc być świadkami piątego z rzędu międzypaństwowego spotkania Jugosławja—Polska. I tym razem szczęście nas nie opuściło, aczkolwiek wygranej naszej nie można nazwać przypadkową. W każdym razie jednak wynik wysoki obustronny z różnicą jednej bram ki na naszą korzyść nie świadczy znowu dosadnie o naszej przewadze.

Szczęściem za to nazwać można osłabienie składu drużyny jugosłowiańskiej, w której brakło aż 7-miu graczy, biorących udział w ostatnim meczu Jugosławji z Czechami (2:1) i których też przy: jazd do Polski był przez Związek jugosłowiański zapowiedziany. Zapewne znowu konflikt między piłkarstwem Chorwacji i Serbji sprawił, ze w ostatniej chwili Jugosłowiański Związek Piłki Możnej zmuszony był zrezygnować z graczy Zagrzebia i wstawić reprezentantów klubów słoweńskich. O godz. 4-tej popołudniu na boisko wbiegły drużyny: jugosłowiańska i polska (w czarnych opaskach na rękawach na znak żałoby po zgonie prezesa honorowego P. Z. P. N. dra Cetnarowskiego), powitane odegraniem przez orkiestrę policyjną hymnów państwowych. Sędzia p. Ziemiszek (Czechosłowacja) daje znak do rozpoczęcia gry i zaraz ją przerywa, zarządzając minutę milczenia w celu uczczenia ś. p. Cetnarowskiego. Publiczność, obnażywszy głowy, powstaje ze swych miejsc.

Rozpoczął się mecz, w którym drużyny wystąpiły w następujących składach: Jugosławja: Lilie (Hajduk), Dimitrievic (Jugosławja), Tosie (B. S. K.), Arsenjevic (BSK), Lechner (Slavia Osiek), Dżokic (Jugosławja), Tirnanic, Surdonia, Marjanovic, Vujadinovic i Gliszevic (cała piątka napadu z BKS). — Polska: Albański, Pająk, Bułanow, Kotlarczyk II i I, Mysiak, Niechcioł, Artur, Nawrot, Pazurek i Włodarz.

Pierwsze minuty zapowiadały ostre ataki Jugosłowian. Następują zawinione przez Pająka rzuty rożne zakończone dobrą obroną Albańskiego. Rewanżuje się Polska wypadami skrzydeł. i dwa kornery, bite przez Niechcioła, nie znajdują swego końcowego efektu, choć przy drugim z nich piłka była już niemal w siatce, jednak w ostatniej chwili Dimitrievic tuż niemal w samej bramce wybił piłkę na bok boiska. Gra jest nerwowa, ale niezbyt szybka. Obrona polska nie może się Zrozumieć, a Pająk popełnia często błędy taktyczne. Jego „podanie“ do Surdonji kończy się strzałem Jugosłowianina ponad poprzeczką.

W 8-mej minucie Niechcioł doznaje kontuzji, która wybitnie przyczyniła się do obniżenia poziomu gry tego doskonałego gracza. Początkowo jego zagrania z Arturem nie prowadzą tez często do celu. W ogólności gra napadu polskiego grzeszy niedokładnością i zbyt szybkiem oddawaniem piłki, byle tylko się jej pozbyć. Uwydatnia się to najwidoczniej u Włodarza, który nie zaryzykował niemal ani razu przez cały czas zawodów, aby wydostać się z piłką naprzód i obegrać przeciwnika, lecz tylko oddawał ją swoim partnerom .

Jugosłowianie gra ją szybciej i często pomoc nasza nie jest w stanie nadążyć, a gdy się doda do tego słabe zrozumienie w naszej obronie, nie trudno zrozumieć, że w tej części gry pewną przewagę przyznać należy gościom. W ogólności tę część gry uznać można za mało ciekawa przyczem tempo było zbyt wolne. Po kilku bezcelowych zagraniach naszej środkowej trójki następuje wreszcie piękna kombinacja: Wodarz—Pazurek, potem piłka dostaje się do Naw rota, który minąwszy obrońcę celnym strzałem , mierzonym w róg, zdobywa efektownie pierwszego goala dla naszych barw.

Pomimo to grą naszego ataku m e jesteśmy zachwyceni. Nie umie on wykorzystać skrzydeł, grając ciągle środkiem, co odbija się szczególnie ujemnie na grze Artura. O ile bowiem gracze przebojowi, jak Naw rot i Pazurek, w pojedynkach wyjść mogą dobrze, o tyle słabszy Artur me ino- że podołać przeciw silnym i znacznie wyższym od niego wzrostem przeciwnikom. Ponadto jego partner na skrzydle Niechcioł gra zbyt dużo na własną ręką. . Po kilku jego wypadach, które nie doprowadziły do celu, musi Niechcioł opuścić boisko w 20-ej minucie z powodu doznanej na początku meczu kontuzji i ustąpić miejsca Królowi.

Zwolna Jugosłowianie rozgrywają się coraz bardziej i ujmują w swoje ręce inicjatywę. 29-ta minuta przynosi im niespodziewanie wyrównanie.

Po rzucie wolnym, bitym przez Dżokica, wykorzystuje w 29-tej minucie zły wybieg Albańskiego … i strzela wyrównującą bramkę. Po krótkiej nieobecności (32-ga minuta) w raca na boisko Niechcioł.

Jugosłowianie gra ją coraz ostrzej i bezwzględniej, dążąc do zwycięstwa. Ofiarą ich ostrości jest Włodarz, który po zboksowaniu go przez Arsenjevica, opuszcza już boisko do końca meczu. Następuje go z powodzeniem Król, który inicjuje teraz udane ucieczki.

Napór Jugosłowian staje się coraz silniejszy, a kiedy w 40-tej minucie nie udaje się nasz atak i strzały Pazurka, jak i Naw rota, następuje szybki przebój prawego skrzydła Jugosłowian i jego centra ku środkowi, a po wielkiej niezaradności naszego tria obronnego, Vujadinovic piłkę skierowuje po raz drugi do siatki. Po kilku wypadach Niechcioła, zakończonych faulami Jugosłowian i rzutami wolnemi, bitemi przez poszkodowanego, kończy się pierwsza połowa gry.

Po przerwie, w czasie której zwątpiono już nieco w nasze zwycięstwo, zaraz w pierwszej minucie moment zwrot bram ki już w pierwszej minucie przez Nawrota, który przedłużył doskonale podanie Niechcioła. Strzał ten mógł jednak bramkarz jugosłowiański obronić.

Oznaczało to olbrzymią podnietę dla naszej drużyny, a pewne załamanie u przeciwnika. Tylko w pierwszym kwadransie gry należy inicjatywa do Jugosłowian. Albański ma w tym okresie dość pracy głównie w postaci obrony rzutów wolnych. Natomiast od 15-tej minuty nacisk polskiej drużyny rośnie z minuty na. minutę. Nasi gracze, którzy do pauzy grali nieśmiało, a nawet na pewnych pozycjach bojaźliwie, stali się teraz znacznie energiczniejsi i agresywni, a ponieważ i tempo zawodów znacznie się ożywiło i zaczęły się sypać goale i to zwycięskie, więc w rezultacie publiczność zaczęła się rozgrzewać i opuszczała boisko z zadowoleniem.

W szczególności poprawił się obecnie Artur, a zwłaszcza Niechcioł, odkąd przeszedł na lewe skrzydło, zmieniając się pozycją z Królem. Drużyna polska jest teraz znacznie częściej w ofensywie. W 29-tej minucie po zejściu z boiska środkowego pomocnika Jugosłowian, Lechnera i zastąpieniu go przez rezerwowego Stevovica, następuje wyraźne osłabienie w drużynie przeciwnika. W 30-tej minucie zdobywa Niechcioł z pięknego wypadu trzecią bramkę, przyczem piłka odbija się o słupek. Bramkarz jugosłowiański Cilic jest ustawicznie zatrudniany, broniąc strzałów bądź to Pazurka, bądź to Niechcioła, który wkońcu już definitywnie opuścił boisko, a zastąpił go w 40-tej minucie Ciszewski.

Lewoskrzydłowy Król wykorzystuje przytomnie błąd obrońcy w 40-tej minucie i z pięknego wy; padu strzela czwartego gola dla Polski. Zanosi się na utrzymanie tego wyniku, gdy wtem niespodziewanie w 44-tej minucie Tirnanic z podania Marjanovica strzela trzecią bramkę dla Jugosławji, osłabiając nasz sukces. Jeszcze w ostatniej minucie ma możność Król polepszenia wyniku, ale nie umie wykorzystać sytuacji.

Po tem sędzia p. Zenicek, sprawujący naogół sumiennie swą funkcję, kończy te zawody.

Bezpośrednio po ukończeniu meczu szef kancelarji cywilnej P rezydenta R, P ..p ; Helczyński wręcza zwycięskiej drużynie polskiej nagrodę p. P rezydenta R. P.

Jak grały obie drużyny?

A więc nie żadna gra na tempo, lecz raczej gra kombinacyjna. Drużyna gości złożona była z zawodników ciężkich i wysokich, kalibru Kozaka lub Króla. Trzymali oni piłkę przy ziemi, jeżeli czego im brakło, to tej szybkości, o której pisała nasza prasa sportowa.

Dwóch tylko graczy w drużynie jugosłowiańskiej wyróżniało się szybkością: środkowy pomocnik Lechner i prawoskrzydłowy Tirnanic. Nic dziwnego, iż ongiś w Poznaniu szybki Balcer przyprawił ich o porażkę. Naogół gra stała na dość dobrym poziomie. W pierwszej połowie zawodów grano może zbyt wolno, w drugiej gra się ożywiał.

Pojawienie się Króla na boisku nadało grze inną fizjognomję. Rozbił on zmowę zawodników spacerowania po boisku, zrobił się ruch, trzeba było za piłką biegać lub gonić przeciwnika. W naszej drużynie do przerwy słabo grała pomoc.

Starego Kotlarczyka zostawili skrajni pomocnicy własnym siłom. Do przerwy pomoc nie chodziła dobrze za atakiem . Z chwilą, gdy napad stracił piłkę, walka zawiązywała się dopiero na linji obrońców. Po przerwie pomoc podciągnęła się i od tego momentu mogliśmy już liczyć na wygraną. W napadzie naszym właściwie do samego końca nie szło dobrze. Napad składał się z 5 solistów, którzy o tyle nie zawiedli, że strzelili 4 bramki. Z kombinacją natomiast było gorzej. Naw rot komunikował się tylko ze skrzydłowymi, Pazurek operował w tyle a Artur mógł być tylko odbiorcą piłek, wykładanych na przebój lub strzał.

Skrzydłowi (prócz Króla) zapomnieli o tem, iż pierwszym ich obowiązkiem jest centrowanie. Nie jest jednak centrowaniem kopanie piłki do środka z tego miejsca, gdzie się ją otrzymało, lecz trzeba starać się z nią dojść aż do linji au tu bramkowego. Trzeba ryzykować przebój.

Przebój nosi w sobie zarodek bramki. Gdy się straci piłkę przy próbie przeboju, to trudno. W rezultacie wszystko jedno, czy przeciwnik dojdzie w posiadanie piłki, odbierając ją graczowi, usiłującemu u się z nią przebić, czy gdy wyłapie niecelne podanie.

No, ale wygraliśmy. Przeto kończę ujemne analizy, aby mi nie powiedziano, iż robią, jak ten, co trzęsie głową, aby znaleźć włos w leguminie.

Ocena graczy.

Albański ma na sumieniu jedną bramkę. Obronił ich jednak tyle w innych sytuacjach, iż ogólne saldo m a dodatnie. Obrońcy po przerwie grali bez zarzutu. Do przerwy zdarzały się im kiksy, na szczęście bez nieprzyjemnych następstw. Również pomoc dopiero po przerwie zademonstrowała swoją klasę. W napadzie natomiast wybijali się tylko Nawrot i Król. Nawrot miał ciężką grę, ponieważ przeciw niemu grał najlepszy gracz Jugosławji Lechner, a poza tein miał małą pomoc od swych łączników. Na dobitkę ani Włodarz ani Niechcioł nie dawali ze skrzydeł piłek, z którem i możnaby było coś przedsięwziąć.

Dopiero Król wniósł na boisko rozmach i ciąg na bramkę. Przez pół godziny gry zasłużył sobie na opinję jednego z najlepszych naszych zawodników. Niechcioł zagrałby może lepiej, gdyby Arseniewicz w pewnym momencie kopnął piłkę. Niestety kopnął w nogę Niechcioła. W każdym razie gol Niechcioła był strzelony we własnym stylu. Po Arturze spodziewano się zbyt wiele. Ale jego tymczasem zjadała trema, tak, iż dopiero pod koniec zawodów dal kilka próbek dobrego talentu. Sędzia p. Zenisek nie dal nam powodu do narzekań. Mecz zresztą nie był trudny do prowadzenia. Moment przełomowy.

Momentem przełomowym w grze była druga minuta po przerwie. Niespodziewany gol Nawrota, strzelony wówczas, zadecydował o wyniku. Od tej chwili dał się zauważyć u naszych graczy stały przyrost sił. Zawodnicy rozegrali się, nabrali zaufania w swe siły, a z nimi rozgrzała się i publiczność. Mecz toczy się teraz wśród nieustannego dopingu. Mimo, iż wynik brzmiał dopiero 2:2, każdy był przekonany, iż mecz ten nie my przegramy. Gdyby Tiranic swoją trzecią bramkę strzelił wcześniej, niż Nawrot drugą, zeszlibyśmy z boiska pokonani, jak amen w pacierzu.

Sport na wesoło.

Nie brakło i weselszych momentów. Raz Kotlarczyk I odebrał przeciwnikowi piłkę w pięknym stylu i począł się rozglądać komu ją podać. W tym momencie znalazł się z tylu Lechner i zabrał mu ją z przed nosa. Kotlarczyk zrobił wówczas taką głupią minę, iż cała publiczność buchnęła śmiechem. Działo się to już w drugiej połowie, kiedy publiczności niewiele było potrzeba, żeby ją w dobry nastrój wprowadzić.

Gorzej było w pierwszej połowie zawodów, wówczas wszystko siedziało zdenerwowane, cicho, jak w kościele; raz się trybuny uśmiały, gdy jakiś jegomość w okresie słabej gry polskiej drużyny, nie mogąc opanować zdenerwowania, wrzasnął, co miał sił: „Polska grać, bo mnie tu cholera weźmie".

Na tenisie.

W tym czasie, gdy. piłkarze walczyli na jednym boisku, obok, na kortach tenisowych, toczyły się rozgrywki o mistrzostwo Polski. Publiczność tenisowa orjentowała się po krzyku widzów zawodów piłkarskich, co się dzieje u piłkarzy. Głośny wrzask oznaczał bramkę dla Polski, słabszy dla Jugosławji. W czasie przerwy, gdy stan zawodów piłkarskich brzmiał 2:1 dla Jugosławji, na tenisie mówiło się, iż goście maga jeden krzyk for. Pechowe lewe skrzydło.

Tak się nieszczęśliwie zdarzyło, iż nasz lewoskrzydłowy Włodarz został kontuzjonowany i opuścił boisko. Zastąpił go Niechcioł, lecz i jego wnet zniesiono z boiska. Dopiero Ciszewski dograł mecz do końca.

F akt ten komentowano na trybunie. Ci, którzy wierzą w pecha, twierdzili, iż Ciszewski tylko dlatego nic nie oberwał, iż był 13-tym graczem i że Jugosłowianie uznali go za swojego zawodnika. Jak wiadomo, ongiś w Pradze, Ciszewski grał raz w drużynie jugosłowiańskiej, gdy Jugosłowianom, przybyłym na turniej, zabrakło rezerw.



„Ilustrowany Kuryer Codzienny”

1933, nr 253 (12 IX)

Zasłużone zwycięstwo piłkarzy polskich nad Jugosławia.

Polska-Jugosławia 4:3 (1:2).

Warszawa, 10 września (Asz). W niedzielę na stadionie im. Marszalka Piłsudskiego rozegrany został międzypaństwowy mecz piłkarski, w którym drużyna polska po ciekawej walce odniosła zasłużone zwycięstwo nad Jugosławją w stosunku 4;3 (1:2).

Mecz rozpoczął się punktualnie o godz. 16-tej wobec 10.000 widzów. Nasi zawodnicy wystąpili w żałobnych opaskach, dla uczczenia śp. Cetnarowskiego. Po odegraniu hymnów narodowych na wstępie meczu, zarządzono na cześć śp. dr Cetnarowskiego minutę milczenia.

Skład drużyn: Polska — Albański, Pająk, Bułanow, Kotlarczyk II, Kotlarczyk I, Mysiak, Niechciol, Artur, Nawrot, Pazurek, Włodarz (potem Król i Ciszewski). Jugosławia — Cilic, Dimitrjewicz, Tosic, Arsenjewicz, Lechner, Dzokic, Tirnanic, Szurdonia, Marjanovic, Wujadinovic, Gliszowic. Drużyna jugosłowiańska wystąpiła w składzie mocno osłabionym, a mianowicie w ostatniej chwili, na skutek wewnętrznych tarć związków jugosłowiańskich, nie wstawiono wcale do składu graczy z Zagrzebia, a jedynie reprezentowany był Belgrad. Z drużyny, która przed miesiącem pokonała Czechosłowację, grało tylko 4-ech graczy.

Zespół polski, mimo widocznego braku Martyny, potrafił odnieść zasłużone zupełnie zwycięstwo, grając po przerwie wy raźnie lepiej od przeciwnika. Sama gra należała do ciekawych, ze względu na szybkie tempo i częstą zmianę sytuacyj. Jeśli jednak idzie o poziom sportowy, można mieć pod tym względem sporo zastrzeżeń.

W drużynie naszej na pierwszy plan wy bił się Pazurek, jedyny przed przerwą napastnik, który ratował poprawnie i zagrażał często przeciwnikowi. Z pozostałych napastników. dobrze wypadł Niechcioł, specjalnie ruchliwy po przerwie. Nawrot niepotrzebnie faulowa! i niepotrzebnie zabawiał się czasem piłką, ale niektóre jego zagrania wypadły doskonale. Włodarz miał tylko kilka niezłych momentów, zresztą grał krótko, a zastępca jego Król w zupełności zadowolił. Co do Artura to początkowo czuł się na boisko bardzo nie swojo i był najsłabszym z kwinternu, dopiero po przerwie, gdy opanował swe ner wy, zdobył się na szereg zagrań.

Linja pomocy trzymała się w pierwszej połowie niepotrzebnie z tylu, to też piłka odebrana naszym napastnikom, wędrowała natychmiast pod polską bramkę. Jeżeli idzie o zadanie defensywne, pomocnicy nasi spełnili je dobrze. Najlepszym był w każdym razie Kotlarczyk I.

W obronie Pająk był słabym punktem zespołu. Nie umiał się ustawiać, ani wkraczać w akcję. Natomiast Bułanow w zupełności zadowolił. Albański poza pierwszą fatalnie puszczoną bramką nie robił błędów.

Przechodząc do drużyny jugosłowiańskiej, stwierdzić należy u niej zupełnie po prawny, przyziemny system gry, widać było w tem sporo myśli, ale cała akcja wykonywana była za wolno, a u napastników brakło przed bramką decyzji. Stąd bardzo mało strzałów na bramkę. W drużynie gości, która była naogół wyrównana, wyróżnić należy prawą stronę ataku, potem lewego pomocnika Dzokica oraz obrońcę Tosica. Bramkarz bardzo odważmy. Linja pomocy przewyższała Polaków, jeśli idzie o chodzenie za atakiem. Sam napad dość zgrany (wszyscy a jednego klubu), ale lewa jego strona słaba.

Przebieg zawodów.

Jugosłowianie zaczynają w ostrem tempie i Albański już w pierwszej minucie musi interweniować. Z winy Bułanowa w drugiej minucie Tirnanic stwarza niebezpieczną sytuację. W piątej minucie Pająk źle ustawiony traci piłkę, a Marjanovic strzela tuż nad bramką. W szóstej minucie ładna kombinacja Artur-Niechcioł bez efektu. Nasi obrońcy nie rozumieją się i stwarzają groźne sytuacje. W 11 minucie Pazurek wybiega na skrzydło, podaje Włodarzowi, ten przedłuża do Nawrota, który ostrym, dolnym strzałem zdobywa prowadzenie dla Polski. W kilka minut później Nawrot świetnie wysyła Artura, który traci piłkę. W 17 minucie strzał Wujadinowica łapie Albański. Przez chwilę zamiast Niechcioła gra Król.

W 29 minucie po rzucie wolnym bitym przez Dzokica Wujadinowic wyrównuje po niefortunnym wybiegu Albańskiego. Atak nasz często traci piłkę i nie może jakoś zdobyć się na rozumniejsze posunięcia. W 35 minucie zamiast rozbitego Włodarza, wchodzi Król, który natychmiast inicjuje bardzo ciekawy atak zepsuty lekkim strzałem Pazurka. W 40 minucie Tirnanin marnuje łatwą pozycję, ale w chwilę później Wujadinowic zdobywa bramkę dla Jugosławii. Przed samą przerwą Niechcioł oddaje dwa strzały obronione przez Cilica.

Po przerwie już w pierwszej minucie Nawrot z podania Niechcioła zdobywa wyrównującą bramkę. Gra staje się coraz wyższa, przyczem nasza drużyna sprawia znacznie lepsze wrażenie niż przed przerwą. Rozgrywa się także Artur, który inicjuje kilka przebojów. Pomoc idzie teraz za atakiem i stąd wyraźniejsza przewaga Polski. W zespole jugosłowiańskim zamiast rozbitego Lechnera wchodzi Stenowic, a w zespole polskim Niechcioł przechodzi na lewe skrzydło a Król na prawe.

W 30 minucie Niechcioł w pełnym biegu strzela ostro w wewnętrzny słupek i piłka wpada do bramki. Polacy prowadzą 3:2 i zdają się mieć zwycięstwo zapewnione, tembardziej, że jugosłowianie tracą na rozpędzie i coraz mniej dochodzą do głosu. Gra staje się ostra, ofiarą czego pada Niechcioł, zastąpiony przez Ciszewskiego.

W 33 minucie Cilic broni ostry strzał Pazurka. Zdaje się, że wynik powstanie do końca, gdy nadspodziewanie w 42 minucie Król odbiera piłkę Tosicowi i strzela obok wybiegającego bramkarza do siatki. Pro wadzimy 4:2, ale w minutę później udaje się Tirnanicowi zdobyć trzecią bramkę dla Jugosławji.

Sędziował p. Zenisek z Pragi. Zaraz po meczu odbyło się wręczenie drużynie polskiej nagrody ofiarowanej przez p. Prezydenta Rzeczypospolitej. Wręczenia na grody dokonał szef kancelarji cywilnej p. Hełczyński:

Zapytany przez nas po zawodach sędzia p. Zenisek, oświadczył, iż drużyna polską

Debiut Artura Woźniaka w reprezentacji Polski

W historii krakowskiej Wisły wielu piłkarzy zasłynęło grą na wysokim poziomie. Dla niektórych dobre występy z Białej Gwieździe stały się także szansą na rozpoczęcie swojej reprezentacyjnej kariery. Nie inaczej było z urodzonym w 1913 roku Arturem Woźniakiem, którego debiut w narodowych barwach wspominamy dzisiaj, w 87. rocznicę tego wydarzenia.


10.09.2020r.

Arek Warchał

Artur Woźniak przez wiele sezonów z powodzeniem reprezentował krakowską Wisłę. Zawodnik odznaczający się niesamowitą techniką oraz wolą walki grał w pierwszej drużynie 13-krotnego mistrza Polski od 1931 aż do 1947 roku. Dwa lata po pierwszym występie w seniorskiej drużynie Białej Gwiazdy został dostrzeżony przez selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski, który powołał go na mecz z Jugosławią. Wśród wytypowanych przez selekcjonera na to spotkanie znalazło się jeszcze dwóch piłkarzy, którzy wtedy reprezentowali klub z Reymonta – Józef oraz Jan Kotlarczykowie, którzy podobnie jak Woźniaka wystąpili w pierwszym składzie Biało-Czerwonych.

Przed spotkaniem z reprezentacją Polski, Jugosławia zmierzyła się z Czechami. W porównaniu z poprzednim meczem, z powodów pozasportowych w kadrze rywala zabrakło kilku zawodników, którzy stanowili o sile tego zespołu.

Pierwsza część meczu

Pierwsze minuty spotkania pozwalały odnieść wrażenie, że to reprezentacja Jugosławii będzie miała sporą przewagę, jednak chwilę później Polacy także zaczęli atakować i dochodzić do sytuacji strzeleckich. I tak po upływie dziesięciu minut polscy kadrowicze przeprowadzili bardzo ładną akcję: Gerard Wodarz, ówczesny piłkarz Ruchu Hajduki Wielkie, rozegrał piłkę z Karolem Pazurkiem – graczem Garbarnii Kraków. Następnie futbolówka trafiła pod nogi Józefa Nawrota, który mierzonym strzałem w róg zdobył pierwszego gola, czym wprawił w euforię 10 tysięcy kibiców zgromadzonych na trybunach. Niestety, radość z prowadzenia trwała tylko do 29. minuty. Wówczas Đorđe Vujadinović wykorzystał złe ustawienie polskiego bramkarza i stan meczu się wyrównał. Po zdobyciu tego trafienia, rywal Biało-Czerwonych rozpoczął zmasowany atak na bramkę. Na nieszczęście Polaków ataki te opłaciły się, bo jeszcze przed przerwą Vujadinović skierował piłkę do siatki po raz drugi. Po pierwszej części spotkania wynik był dla Polaków niekorzystny – to Jugosławia prowadziła jedną bramką, jednak absolutnie nie oznaczało to końca emocji.

Po przerwie

Od początku trwania drugiej części spotkania widać było w szeregach Biało-Czerwonych duże zdeterminowanie i chęć odniesienia korzystnego rezultatu. I tak już 60 sekund po zmianie stron Polacy przeprowadzili szybką akcję, która finalnie zakończyła się trafieniem Nawrota. Przy wyniku 2:2 kadra znad Wisły nadal atakowała i chciała jak najszybciej strzelić kolejną bramkę, która w dużym stopniu uspokoiłaby grę. W 76. minucie gry Edmund Niechcioł przeprowadził ładną, indywidualną akcję, którą zakończył mocnym strzałem na bramkę rywala. Okazał się on tak precyzyjny, że bramkarz Jugosławii nie miał szans, co sprawiło, że Polacy cieszyli się z trzeciego gola. Podopieczni selekcjonera Kałuży nie spoczęli jednak na laurach. Kolejne trafienie dołożyli w 88. minucie, kiedy to Władysław Król odebrał piłkę jednemu z obrońców i nie zastanawiając się zbyt długo uderzył na bramkę, tuż obok bezradnego golkipera rywala. Jugosławię było jeszcze stać na kontaktowego gola w końcówce, jednak to Biało-Czerwoni finalnie odnieśli upragnione zwycięstwo.

Artur Woźniak, dla którego mecz z reprezentacją Jugosławii był debiutem w narodowych barwach, rozegrał w kadrze łącznie pięć spotkań. We wszystkich wystąpił jako gracz krakowskiej Wisły, w żadnym z nich nie udało mu się jednak zdobyć bramki. Jego ostatnim meczem reprezentacyjnym było spotkanie z Łotwą z 1938 roku.

Polska - Jugosławia 4:3 (1:2)

1:0 Nawrot 10'

1:1 Vujadinović 29'

1:2 Vujadinović 41'

2:2 Nawrot 46'

3:2 Niechcioł 76'

4:2 Król 88'

4:3 Tirnanić 89'

Składy wyjściowe:


Polska: Albański, Pająk, Bułanow, Kotlarczyk II i I, Mysiak, Niechcioł, Artur, Nawrot, Pazurek, Włodarz


Jugosławia: Lilie, Dimitrievic, Tosie, Arsenjevic, Lechner, Dżokic, Tirnanic, Surdonia, Marjanovic, Vujadinovic, Gliszevic

Źródło: wisla.krakow.pl