1933.10.01 Wisła Kraków - Legia Warszawa 3:0

Z Historia Wisły

1933.10.01, I liga, 7, kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 15:00
Wisła Kraków 3:0 (1:0) Legia Warszawa
widzów: 3-4.500
sędzia: Bolesław Posner z Bielska
Bramki
Stanisław Obtułowicz (k) 22’
Kazimierz Sołtysik 75’
Artur Woźniak 85’
1:0
2:0
3:0
Wisła Kraków
2-3-5
Edward Madejski
Aleksander Pychowski
Władysław Szumilas
Józef Kotlarczyk
Jan Kotlarczyk
Karol Bajorek
Eugeniusz Feret
Stanisław Obtułowicz
Artur Woźniak
Kazimierz Sołtysik
Antoni Łyko

trener: brak
Legia Warszawa
2-3-5
Antoni Keller
Henryk Martyna
Zygmunt Jesionka
Henryk Przeździecki
Józef Kubera
Alfred Nowakowski
Zygmunt Rajdek
Wacław Przeździecki
Józef Nawrot
Kazimierz Skrzypczak
Witold Wypijewski

trener: Gustav Wieser
Sędzia nie uznał dwóch bramek S. Obtułowicza z 53' i 58' (spalone)

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Spis treści

Relacje prasowe

„Ilustrowany Kuryer Codzienny”

1933, nr 270 (29 IX)

Legja—Wisła.

Najbliższa niedziela przynosi zwolennikom piłki nożnej w Krakowie niepowszednią sensacje. Będzie nią spotkanie Legji z Wisłą, dla której zwycięstwo oznacza ponowne wysuniecie się na czoło tabeli ligowej. Chodzi wiec tu o wielką stawkę. Każdorazowy występ Legji w jakimikolwiek ośrodku sportowym stanowi zawsze atrakcję, ze względu na wysoką klasę drużyny, mimo chwilowych jej nie powodzeń. Szkoła krakowska -graczy tej -drużyny, piękna przyziemna gra kombinacyjna— to Walory, które sprawiają, iż Legja zawsze ciągnie. Ostatnio za pozyskanie doskonałego trenera wiedeńskiego Wiesera, a nadto powrót na zieloną murawę Martyny sprawia, iż spotkaniu niedzielnemu przypisać można będzie niepowszednie zalety, które ściągną napewno tłumy widzów na boisko Wisły. Początek meczu o godz. 3-ciej popołudnia, poprzedzi mecz znanych z pięknej gry juniorów Wisły z juniorami Zakrzowianki. Bilety już są do nabycia w przedsprzedaży.

Raz, Dwa, Trzy: Ilustrowany Kuryer Sportowy. 1933, nr 40

Wisła —Legja 3 :0 (1:0).

Kraków, 2 października.

Zawsze dotąd u czoła tabeli sadowiąca się Legja, znalazła się na szarym końcu. Jeżeli znalazł się ktoś, kto doszukiwał się przyczyn tego w pechu i tego rodzaju kawałach, to niedziela musiała wyprowadzić go z błędu, gdy widział Warszawian na boisku Wisły. To już nie słabe punkty, nie chwilowe osłabienie, lecz jaskrawy przykład spadku formy, którego nie da się powstrzymać bez radykalnych środków.

Nic zatem dziwnego, iż zwycięstwo Wisły nic ulegało ani na chwile wątpliwości, chociaż do 75 minuty prowadzili czerwoni zaledwie jednym punktem. Coprawda Legja nie była niebezpieczna, ale przypadek mógł zdziałać to, do czego nie czuli się uzdolnieni Warszawianie. Dopiero druga bramka Sołtysika definitywnie gwarantowała oba punkty, a strzał Artura umocnił.

Form a Legji nie mogła pobudzić do gry o klasie, ale niestety również i Wisła nie grała tak jak zwykło się ją oglądać. Dlatego widowisko nie było zbyt interesujące przez długi czas, a zmieniło się dopiero w ostatnim kwadransie. Jednak że i w tym okresie rzadko trafiały się piękne pociągnięcia. Najczęściej grano dwójkami.

Przy lepszej grze ataku Wisły wynik powinien brzmieć inaczej. Sam Artur grał dobrze. Pracował cały czas pełną parą, w ciągał w swe pomysły współgraczy, wszystkim jednak brakło w decydujących chwilach koniecznego nacisku i decyzji. Jak przeważnie dotąd lewa strona grała lepiej. Sołtysik i Łyko ustalają się w zgraną grupę, która po nabraniu szlifu technicznego zwiększy znacznie swą skuteczność.

Po prawej Obtułowicz wykazuje coraz więcej zrozumienia dla gry kombinacyjnej, nie ma go nadal Feret, najsłabszy zawodnik Wisły. Linja pomocy sprawiała się dobrze, nie tak już jednak, jak to ostatnio widzieliśmy. Po świetnym , krótkim niestety okresie, znowu osłabł Bajorek i dlatego ograniczył się do ofenzywy, a to źle musiało oddziałać na poczynania ataku. Bracia Kotlarczykowie więcej natomiast myśleli o napastnikach, zdając się na doskonale usposobionych obrońców, jakim i byli Pychowski i Szumilas. Za nimi w tyle rzadko tylko niepokojony był Madejski. W Legji brakowało Cebulaka i to widać było nietylko w pomocy, ale równie ż w ataku, przyzwyczajonym do „karmienia“ dobremi piłkami. Mimo to trudno usprawiedliwić słabą grę prawie całej drużyny, w której jedyny Nawrot dał dowody, że grać umie. Były to tylko nieliczne momenty i dlatego decydująco na jakość gry wpłynąć nie mogły Ani z lewej ani z prawej stromy nie posiadał Nawrot partnerów, uzdolnionych do prowadzenia myślowej akcji. — Przeździecki I i Skrzypczak są dobrymi technikami, pracują nawet dość wiele, ale już zużytkowanie piłki w polu trafia na trudności. O grze pod bramką mowy nie było. Całkowity kontrast do nich tworzą skrzydłowi. Rajdek i Wypijewski, przedstawiciele żywiołowego biegu, posiadają w chwili obecnej tak mało opanowania piłki, że rzadko potrafili nie zgubić piłki w drodze. Tak więc linja ta zawiodła, jak nigdy dotąd w Krakowie.

Wartość gry pomocy była jeszcze mniejsza. — Rezerwowy Kubera w żadnym wypadku nie zastąpił Cebulaka i tak dla tyłów jak i ataku był bez znaczenia. Przeździecki II przewyższał nieznacznie Nowakowskiego ale to nie było trudnem , ponieważ tenże był bodaj słabszym od Kubery. Mniej więcej ten sam poziom reprezentował Jesionka, dawny gracz Wawelu. Martyna po zderzeniu zaraz w pierwszych minutach statystował przez cały czas gry. Keller przeciętny.

Skład drużyn i przebieg gry:

Wisła: Madejski, Pychowski, Szumilas, Bajorek, Kotlarczyk II i I, Feret, Obtułowicz, Artur, Sołtysik, Łyko. Legja: Keller, Martyna, Jesionka. Przeździecki II, Kubera, Nowakowski, Wypijewski, Przeździecki I, Nawrot, Skrzypczak, Rajdek.

Zaraz w pierwszych minutach trafia się dwu napastnikom Wisły pozycja tuż przed ,samą b ramką, jednakże obaj pudłują i Martyna wyjaśnia głową. Niedługo potem Feret -po biegu strzela obok bramki. Powoli przewaga Wisły staje się coraz wyraźniejsza, a gdy Martyna poczyna kuleć; Jesionka także „kiksować“, zanosi się każdej chwili, że padnie bramka. Pad a wreszcie w 22 min. przez Obtułowicza z rzutu karnego. Legja nie wzrusza się tern i gra nadal bardzo słabo. —

A tak jej kończy się zwykle na obrońcach, energicznie odbierających piłki. Wisła kilkakrotnie może podwyższyć wynik, ale napastnicy przenoszą. Po przerwie Rajdek dał zmąć o sobie, biegając bardzo dużo i walcząc o każdą piłkę. Wszystko jednak bez efektu mimo, iż błędy czerwonych ułatwiają grę. Gra wraca zczasem do pierwotnego stanu, to znaczy Wisła atakuje, jednakże wy kończenia w tern nie widać. Ponieważ Legji trafiają się wypady skrzydłowych, a naw et czasem strzał ku bramce, wynik 1:0 nie przesądza zwycięstwa. Zmienia się to gruntownie w 30 min. po pięknym strzale Sołtysika, którego śladem idzie w 40 min. Artur i pięknie mija obrońców, by strzelić ostatni punkt.

Sędzia p. Posner slaby.


Przegląd Sportowy, numer 79, str. 2, środa 4 października 1933:

Wisła gromi Legję 3:0

Bramki dla Wisły strzelili Obtułowicz z karnego, Sołtysik i Artur. Analizując przebieg tego spotkania trudno pomyśleć o wygranej Legii. Można było mówić o wyniku remisowym, gdyby atak Wisły nie strzelił bramki. Możnaby mówić o przegranej Wisły, gdyby jej bramkarz puścił jakąś beznadziejną piłkę, ale trudno sobie w meczu tym wyobrazić wygraną na skutek umiejętności i woli drużyny warszawskiej.

O bramkarzu jej trudno wyrokować, atak Wisły strzelał mało, ale już obrona wykazuje braki, Jesionka bardzo słaby, Martyna odstrasza przeciwnika raczej swą wagą i numerem nazwiska aniżeli formą. Pomoc to najsłabsza formacja: niema ani jednego gracza któryby, rozumiał swe zadanie. Nie wiele lepiej wreszcie przedstawia się ofenzywa warszawian. Od czasu do czasu zabłysnął gdzieś Nawrot, podał celowo, strzelił może raz czy dwa razy w ciągu meczu i na tem się skończyło. Pozatem po przerwie Rajdek dawał jeszcze jakieś znaki życia. Reszty napastników Legii nie było widać. W takich warunkach Wisła powinna była wygrać zdecydowanie. Linja jej ataku wspierana przez dobrą, jak zwykle pomoc, powinna była wygrać atuty w walce ze słabym przeciwnikiem. Ale i Wisła miała takiego Fereta który miał niezliczone pozycje i sytuacje, proszące się wprost o wykończenie i nie umiał tego wyzyskać; a że większość akcji Wisły szła prawą stroną więc szły one na marne. Jedynie Obtułowicz umiał wyzyskać słabą grę Nowakowskiego, ale ograniczyło się to tylko do momentów podbramkowych.

Drużyny wystąpiły w następujących składach:

Wisła: Madejski; Pychowski Szumilas; Kotlarczyk II, Kotlarczyk I, Bajorek, Feret, Obtułowicz, Artur, Sołtysik, Łyko.

Legia: Keller; Martyna, Jesionka, Przeździecki II, Kubera, Nowakowski, Przeździecki I, Nawrot, Skrzypczak, Rajdek

Przebieg meczu

Wisła od pierwszej chwili wykazuje "tendencję" do wzięcia akcji w swe ręce. Kilka pozycyj zaprzepaszczają jej napastnicy. Feret w 14 min. po ładnym przeboju strzela obok słupka. Goście rewanżują się bombą Martyny, który egzekwuje wolnego z 40m. W 22 min. gospodarze uzyskują prowadzenie Przeździecki fauluje Sołtysiaka, a ostry strzał Obtułowicza z rzutu karnego przynosi im pierwszą bramkę.

Wisła uzyskuje coraz większą przewagę, ale nie umie tego wyzyskać. Po przerwie gra wyrównuje się nieco. Atak Wisły naciera z początku słabiej. Gospodarze uzyskują dwa punkty w 8 i 13 min. przez Obtułowicza oba nie uznane z powodu ofsajdu. Dopiero w 30 min. Sołtysik po ładnej akcji z Arturem, lokuje piłkę pod poprzeczką, a w 10 min. później Artur przebija się ładnie przez obrońców Legii i strzela dołem trzecią bramkę. Sędzia p. Posner z Bielska