1934.11.11 Pogoń Lwów - Wisła Kraków 1:0

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 06:49, 26 lip 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Przegląd sportowy nr. 91 rok 1934 str. 6:

Trzeba umieć przegrywać z godnością

Wisła przyczyną przykrego zajścia na meczu z Pogonią we Lwowie

Lwów. 11.11. - Tel. Wł. - Pogoń - Wisła 1:0 (0:0) Bramkę zdobył Wasiewicz, sędziował p. Glinka z Warszawy.

Wisła: Koźmin, Feret, Szumilas, Kotlarczyk II, Kotlarczyk I, Bajorek, Chabowski, Kopeć, Artur, Sołtysik, Łyko.

Pogoń: Albański, Bereza, Jeżowski, Jaworski, Wasiewicz, Deutschmann, Matyas I, Kraus, Zimmer, Nahaczewski, Niechcioł.

Ostatnie spotkanie ligowe we Lwowie pozostawiło po sobie przykry niesmak, a szkoda, gdyż były wszystkie dane, by mecz dzisiejszy dał widowni pełne zadowolenie. Wspaniała słoneczna pogoda, świąteczny nastrój drużyn o wielkich tradycjach i ostatecznie o nienajgorszych umiejętnościach. Wszystko zdawało się rokować grę ciekawą i emocjonującą.

Stało się inaczej. Dopisały wprawdzie wszystkie powyżej wspomniane elementy, nie wytrzymały jednak nerwy Wisły. Krakowianie opromienieni sławą wspaniałego zwycięstwa nad swym lokalnym rywalem zjechali widocznie do Lwowa z postanowieniem zwycięstwa za wszelką cenę. Gdy jednak już w pierwszych minutach okazało się, że rachunek jest zrobiony bez gospodarza. Wisła spróbowała z innej beczki i wprowadziła do gry nutę ostrą, wręcz brutalną.

Istniała wprawdzie możliwość powstrzymania w porę tych niewłaściwych zapędów jednak powołany do tego sędzia nie stanął na wysokości zadania i w rezultacie zawody zakończyły się wcale niesławnie. Gdy mianowicie na 5 min. przed końcem obrońca Wisły Feret kopnął ni stąd ni zowąd Niechcioła w chwili gdy piłka znajdowała się zupełnie gdzieindziej, sędzia zdecydował się ostatecznie - szkoda, że nie wcześniej - usunąć gracza tego z boiska i to dopiero pod presją okrzyków widowni i przy interwencji urzędującego komisarza policji, który wszedł na boisko i zagroził, że o ile arbiter nie zdoła opanować sytuacji, zmuszony będzie z urzędu położyć kres dalszym tego rodzaju wyczynom. Niesforny obrońca Wisły nie myślał zastosować się do zarządzenia p. Glinki, wobec czego po upływie przepisowego czasu odgwizdał on zawody w konsekwencji czego uzyska Pogoń dzięki w. o. dwie dalsze bramki.

Z przykrością stwierdzić należy, że inicjatorem brutalnej gry był Kotlarczyk II, którego kwalifikacje piłkarskie nie wymagają chyba tego rodzaju uzupełnień. Gdy w 9-ej min. naskoczył na Nahaczewskiego tak, że gracz zmuszony był opuścić na jakiś czas boisko, a później grał z nadwyrężoną silnie ręką, byliśmy skłonni zapisać to na konto mimowolnego wypadku, jednak dalszy przebieg gry wykazał, że dzieje się to z premedytacją, przyczem znalazł on w Ferecie doskonałego partnera do faulowania. Ostrzej niż należy interweniował też Bajorek. Kotlarczyk I słabo panował nad nerwami, zbyt wiele krzyczał i protestował.

Pogoń podniecona przez własną widownię do rewanżu w identycznej formie na szczęście nie umiała dotrzymać w tego rodzaju grze kroku przeciwnikowi. Parokrotnie energicznie atakował Niechcioł i Bereza, jednak bez uszczerbku dla przeciwnika.

W rezultacie bilans strat przedstawia się następująco: Nahaczewski , silnie kontuzjowany w rękę. Niechcioł zniesiony z boiska, nie licząc kilku drobniejszych okaleczeń. Stwierdzić należy, że zwycięstwo Pogoni było tym razem 100 procentowo zasłużone. Przy lepszej dyspozycji strzałowej i orjentacji pod bramką notowalibyśmy wynik kilkubramkowy. Lwowianie mieli bowiem przez cały czas przewagę, byli conajmniej 80 min. w ataku, zawodzili jednak przed bramką, nie dochodząc do strzałów względnie strzelając niecelnie. Na dobitek Niechioł nie wykorzystał jeszcze rzutu karnego.

Atak grał w polu nieźle, pierwsze skrzypce dzierżył Zimmer. Nahaczewski mimo kontuzji ruszał się wcale dobrze, nie umiał jednak rozdzielić sił i w drugiej połowie był już znacznie słabszy. Niechcioł, pieczołowicie pilnowany, z trudem tylko przebijał się. Najsłabiej wypadł Matyas I, wskutek złego ustawiania się i małej zwrotności.

W pomocy od pierwszej chwili brylował Deutschmann. Wasiewicz początkowo zatrważająco słaby, z czasem rozegrał się, zbierając piłki przeważnie głową co udawało mu się lepiej niż gra nogami. Na Jaworskim znać brak treningu i rutyny. Najlepszym graczem był Jeżewski, w ciągu całej gry jeden raz zaledwie skiksował wykopy były czyste i pewne. Bereza dał się kilkakrotnie zwieść. Albański nie miał pola do popisu. Wyłapał kilka zbyt daleko wypuszczonych piłek, pozatym ostry przyziemny strzał Sołtysika.

Wisła sprawiła zawód; o ile jeszcze dobrze trzymała się w defenzywie to akcjom ofenzywnym brak było ciągłości. Widziało się w ciągu 90 min. parę lepszych tylko zagrań. Ataki krakowian miały formę sporadycznych, niezbyt groźnych wypadów. Artur próbował przed przerwą inicjować jakąś racjonalniejszą grę, jednak nie znajdował należytego zrozumienia u bliższych i dalszych sąsiadów, to też w końcu zniechęcił się i operował więcej na tyłach. Łącznicy nie wyszli poza przeciętność. Łyko grał bez animuszu. Chabowski miał jeden dobry przebój i ostry, ukośny strzał, który przeszedł nad poprzeczką, w sumie atak był bardzo słaby. Również gra pomocy nie wypadła tak efektownie jak zwykle. Bajorek początkowo dobry, potem opadł na siłach. Kotlarczyk I miał tylko okresy pierwszorzędnej gry, zresztą wysiłki jego szły na marne, gdyż atak nie przytrzymywał podawanych mu piłek. Gra Kotlarczyka II bez faulów wypadłaby znacznie korzystniej. Obrona dawała sobie radę. Koźmin obronił rzut karny, pozatem w ładnym stylu wybił ostrą plasowaną piłkę Nahaczewskiego. Wywiązał się dobrze ze swego zadania.

Gra mimo wspomnianych incydentów była żywa i ciekawa. Wisła w pierwszej połowie mając za sobą wiatr, z miejsca oddała inicjatywę Pogoni, która już w tym okresie powinna była prowadzić 2:0. W 25-ej min. Niechcioł bije słabo rzut karny i najpewniejsza szansa jest zmarnowana. O przewadze Pogoni świadczy tylko szereg rogów.

Po przerwie Niechcioł już w pierwszych minutach nie wyzyskuje pewnej sytuacji. Koźmin broni trudny strzał Nahaczewskiego. Przeniesienie Łyki przynosi pewne ożywienie w napadzie Wisły. Zwolna jednak lwowianie znów opanowują pole i w 30 min. po rzucie z rogu pakuje Wasiewicz piłkę do siatki. Ostatnie min. pod znakiem przewagi gospodarzy, tem bardziej, że krakowianie widocznie przemęczeni. Na 3 min. przed końcem sędzia odgwizduje zawody na skutek wspomnianego na początku incydentu. Sędzia p. Glinka nie dorósł do prowadzenia tego rodzaju spotkań, okazał się mało energicznym, popełniał szereg błędów przy ocenianiu faulów i rąk. Publiczności około 2.500.