1935.04.14 Ruch Chorzów - Wisła Kraków 4:2

Z Historia Wisły

1935.04.14, I Liga, 3. kolejka, Chorzów,
Ruch Hajduki Wielkie 4:2 (3:1) Wisła Kraków
widzów: 6-8.000
sędzia: Romanowski z Warszawy
Bramki

Teodor Peterek 31'
Ernst Willimowski 42'
Teodor Peterek 44'

Gerard Wodarz 65'
0:1
1:1
2:1
3:1
3:2
4:2
10' Henryk Kopeć



48' Henryk Kopeć

Ruch Hajduki Wielkie
2-3-5
Eryk Tatuś
Antoni Rurański
Zygfryd Czempisz
Augustyn Dziwisz
Jan Badura
Franciszek Zorzycki
Ewald Urban
Edmund Gemza
Teodor Peterek
Ernst Wilimowski
Gerard Wodarz

trener: Gustav Wieser
Wisła Kraków
2-3-5
Maksymilian Koźmin
Józef Kotlarczyk
Władysław Szumilas
Stanisław Obtułowicz
Jan Kotlarczyk
Mieczysław JezierskiGrafika:Kontuzja.png
Bolesław HabowskiGrafika:Kontuzja.png
Henryk Kopeć
Artur Woźniak
Stefan Lubowiecki
Antoni Łyko

trener: brak
Według "Przeglądu Sportowego" i "Śląskiego Kuriera Porannego" grał Julian Samborski, według "IKC", "Raz, Dwa, Trzy" i "7 Groszy" grał Stefan Lubowiecki

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Galeria

Relacje prasowe

Niespodziewany opór

stawia Ruchowi - Wisła przegrywając 2:4

Przegląd Sportowy, numer 33/1935 strona 4:
Chorzów, 14.4. Ruch - Wisła 4:2 (3:1). Bramki: Peterek (2), Willimowski i Wodarz oraz dla Wisły Kopeć (dwie). Sędzia p. Romanowski.

Niedzielny mecz zgromadził na boisku Ruchu ponad 6.000 widzów, którzy byli świadkami wspaniałej, emocjonującej gry obu zespołów. Tym razem mistrzowi Polski nie poszło tak gładko, jak z lwowską Pogonią. Wisła bowiem zaskoczyła wprost ślązaków swą świetną formą i zaciętością bojową. Zwycięstwo musieli gospodarze sumiennie wywalczyć i zawdzięczają ją przebojowości i celności strzałowej.

Mecz toczył się w gorącej atmosferze, która w pewnych chwilach doprowadzała do brutalności.

Ruch górował nad przeciwnikiem impetem, większą produktywnością, ofiarnością i wolą zwycięstwa. Wisła natomiast przewyższała gospodarzy w pewnych okresach gry wyrównaniem technicznem, zrozumieniem gry zespołowej, doskonałem kryciem. Ślązacy poza Gemzą nie pamiętali o potrzebie krycia, stąd nie umieli skutecznie paraliżować żywego i lotnego napadu krakowian.

Wisła: Koźmin; Kotlarczyk II, Szumilas; Obtułowicz, Kotlarczyk I, Jezierski; Chabowski, Kopeć, Artur, Samborski, Łyko.

Ruch: Tatuś; Rurański, Czempisz; Dziwisz, Badura, Zorzycki; Urban, Gemza, Peterek, Willimowski, Wodarz.

W pierwszych 10 minutach Ruch bombarduje wprost bramkę przeciwnika. Wisła przygnieciona do muru, nagłym niespodziewanym zrywem zdobywa gola. Twórcą tej bramki okazał się Kopeć. Następują teraz gorące momenty pod bramką zarówno Ruchu jak i Wisły. W 31-ej Peterek celnym, przyziemnie uplasowanym strzałem zdobywa wyrównanie. Ruch rozgrzewa się teraz na dobre, Willimowski, Gemza, Dziwisz, Badura pracują znakomicie!

Za foul Rurańskiego dyktuje arbiter w 35-ej minucie rzut wolny z linji pola karnego, którego Obtułowicz nie wyzyskuje. Z szeregu akcyj warto wyróżnić fenomenalną bombę Gemzy z 40 metrów, idealnie wymierzoną w róg. Koźmin jest jednak na miejscu. W 42-ej min. Kotlarczyk II broni rozpaczliwie. Piłka odbija się od bramkarza, a Willimowski pakuje ją w siatkę. Wreszcie na minutę przed przerwą Peterek przejmuje piłkę Willimowskiego i niespodziewanym wolejem z 25 metrów pakuje ją w siatkę Wisły. Koźmin, zresztą w dobrej formie, nie dostrzegł nawet jak piłka minęła linję bramkową.

Po zmianie pól Ruch opanowuje boisko, goście jednak nie dają sobie narzucić tempa i już w trzeciej minucie przeprowadzają skuteczną akcję której wynikiem jest bramka zdobyta znów przez Kopecia. Bramkę tę zawinił Tatuś, wybiegając niepotrzebnie. Od tej chwili krakowianie nabierają gazu przeważając wyraźnie prawie aż po sam koniec gry. Dopiero w 20-ej minucie gospodarze nabierają rozpędu i akcję koronują bramką, zdobytą przez Wodarza niskim, dalekim strzałem. Poziom gy wyraźnie się obniża. Zawodnicy wyładowują resztki energii na foulach, w których celuje Kotlarczyk II. Gracz ten pozwalał sobie na aroganckie zachowanie się zarówno w stosunku do graczy Ruchu, jak i sędziego. Pięć minut przed zakończeniem meczu notujemy niebezpieczny strzał Chabowskiego, który nawiasem mówiąc przez cały mecz statystował, spowodu kontuzji. Tatusia wyręczył tym razem Bubek. W chwilę później Jezierski pada ofiarą karambolu z Dziwiszem i Czempiszem, po którym znoszą go z pola walki. Jeszcze kilka obustronnych zrywów i sędzia p. Romanowski odgwizduje koniec zawodów. Rozstrzygnięcia arbitra były słuszne, lecz niezawsze wkraczał on z należytą energią.


[źródło]: http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1935/numer033/imagepages/image4.htm



Ruch - Wisła 4:2 (3:1)
Polska Zachodnia, 15 kwietnia 1935
Ruch zwycięża po równej walce Wisłę - Publiczności 6000 osób - Peterek Wilmowski i Włodarz (Ruch) oraz Kopeć (Wisła) strzelcami bramek - Słaby sędzia pan Romanowski.

Po meczu z Pogonią wygranym przez Ruch w ubiegłą niedzielę, zdawało się że Mistrz Polski nie będzie miał wielkich trudności z krakowską Wisłą, która tydzień temu dała sobie strzelić w Warszawie 4 bramki, nic w zamian nie zostawiając gospodarzom stadionu Wojska Polskiego. Tak musiał sądzić każdy, kto zjawił się wczoraj na boisku w Hajdukach. Tymczasem Wiślanie nie byli wcale zespołem, który można lekceważyć. To, co zademonstrowali na boisku Ruchu, zwłaszcza w pierwszych minutach drugiej części meczu, każe im wróżyć niejeden sukces w ligowych zmaganiach.

Wprawdzie młodzi gracze nie dorośli jeszcze do wymagań ligowych, a starzy - zwłaszcza Kotlarczyk I i Koźmin - już stracili wiele ze swoich zdawałoby się trwałych wartości, ale miejmy nadzieję, że dobre kierownictwo sekcji wyrówna te wszystkie braki spowodowane samym życiem. Krakowianie byli do 30 minuty pierwszej połowy zespołem równorzędnym Ruchowi, a linii pomocy nawet go przewyższali. Od chwili jednak, kiedy Ruch zaczął strzelać bramki, Wiślanie wyraźnie mu ustępowali. Po przerwie gra toczyła się ze zmienną przewagą obu stron, przy czym dzięki przytomnemu strzałowi Włodarza i nieprzytomnej interwencji Koźmina Ruch potrafi utrzymać zwycięstwo do końca meczu.

Przebieg gry w pierwszych minutach zapowiadał wspaniałą ucztę piłkarską. Zapowiedzi tej jednak nie zrealizowano. Po pięknych osiągnięciach zaraz po zaczęciu meczu nastąpił długi, bo do samego prawie końca trwający okres nudnej gry.

W 23 minucie nastąpiła konsternacja w szeregach zwolenników Ruchu. Strzał Kopcia przepuszcza Tatuś fatalnie nad rękami i

1:0 dla Wisły

Dopiero po 7 minutach od tego wypadku Hajduczanine "znaleźli się". Bo oto po kombinacji Wilmowski - Włodarz - Peterek, ten ostatni strzela przy całkowitej obojętności Koźmina wyrównującą bramkę.

1:1

Teraz ruch ma przewagę, która trwa do 45 minuty. Przewagę ten uzewnętrzniają kolejno Wilmowski (39 minuta) i Peterek (40 minuta), strzelając po jednej bramce, co daje do przerwy wynik

3:1

W tej części meczu można było zauważyć bardzo dobrą grę kilku graczy, a mianowicie Kopcia, Kotlarczyka II z Wisły, oraz Peterka Czempisza z Ruchu. Nie było natomiast w żadnym zespole jakiejś linii, która by w całości potrafiła zadowolić wymagania już nie jechał fachowców, ile przeciętnie orientującej się publiczności. Tu i ówdzie były zamiary prowadzenia akcji na przykład całym atakiem (Ruch) albo pomocą (Wisła), były to jednak tylko zamiary.

W czasie przerwy odbywa się na boisku finał biegu "7 Groszy". Dziwić się należy bardzo komisji, która dopuściła do udziału w tym biegu chłopców, których pod względem fizycznym uważać należało za dzieci!

W drugiej połowie Wisła się rozgrywa, zdobywając znowu przez Obtułowicza, nie bez winy Tatusia, drugą bramkę.

3:2

dla Ruchu. Są momenty, w których zdawało się, że już padnie trzecia bramka dla Wisły i Ruchu skapituluje, ale na szczęście atak Wisły był tak bezradny, że nawet słabe w tym dniu tyły Ruchu dają sobie z tym łatwo radę.

Sędzia popełnia cały szereg błędów, nie orientując się zupełnie w ocenie wyrafinowanych fauli. Mimo woli nasuwa się porównanie z Lustgartemen, który w tych rzeczach jest mistrzem. Parę rąk nastrzelonych i umyślnych, nieprzepisowa gra ciałem, wszystko to nie znajduje zupełnie wyraz w postępowaniu sędziego.

Trzydziesta pierwsza minuta przynosi pewne ożywienie na trybunach. Sprawcą tego ruchu był Włodarz, który po pięknym wystawieniu piłki przez Peterka długim skośnym strzałem utrwalił zwycięstwo Ruchu.

4:2

Atak ruchu nawiązuje ze sobą ściślejszy kontakt i popisuje się wcale udanymi akcjami. Włodarz jest w tym okresie niebezpieczny, zwłaszcza że Paterek wzniósł się na tym miejscu na wyżyny, rzadko u niego spotykane. Grał zupełnie dobrze, obsługując specjalnie skrzydła i często sam strzelając. Udowodnił, że jeśli chce, to grać potrafi.

Wisła już rezygnuje z walki, cofa się do defensywy, chcąc w ten sposób uchronić się przed większą porażką.

Przechodząc do oceny drużyn, to trzeba obiektywnie stwierdzić, że Ruch wygrał całkiem zasłużenie. Atak był najlepszą częścią drużyny hajduckiej, w ataku zaś najlepiej grali Peterek, Giemza i Włodarz. Pomoc była tym razem najsłabszą - obok Tatusia - częścią drużyny. Brak spoistości, ciągłości i płynności w akcjach, dokładność w grze niedostateczna, współgranie z atakiem w ogóle słabe. Nie można po prostu zrozumieć, co było powodem tak słabej gry linii, która przecież chodziła za jedną z najlepszych w Polsce. nawet Dziwisz był słaby. W obronie Czampisz lepszy od swojego partnera, a Tatuś niepewny, źle obliczający wybiegi, wykop kompromitujący. W szeregach Wisły najlepszym był Kotlarczyk II oraz lewy obrońca. Koźmin grał jak początkujący bramkarz, przy strzale Peterka w ogóle nie interweniował, a bramkę Wodarza przepuścił w sposób, który wcale zaszczytu nie przynosi. Kotlarczyk I już się skończył... W ataku usiłował grać Artur, Kopeć, reszta zupełnie nie na poziomie, zwłaszcza lewoskrzydłowy Łyko który nie rozumie zupełnie gry skrzydłowego.

Jako całość drużyna Ruchu zrobiła lepsze wrażenie, chodź do formy pokazanej w ubiegłym tygodniu było daleko. Gdyby Wisła posiadała lepszy atak, a w nim graczy umiejących chodzić na przebój, to przy tak słabej grze tyłów Ruchu na pewno by powiększyła stan posiadania o kilka bramek. Ale jak się okazało, i ta słaba gra tyłów wystarczyła na ten atak.

Publiczność w liczbie 6000 osób opuszcza boisko Ruchu z uczuciem niezadowolenia z samej góry. Cóż z tego, że Ruch wygrał?! Ale styl też ma pewne wartości...

W końcu mała uwaga pod adresem zarządu klubu. Bardzo byłoby pożądanym, by celem umożliwienia prasie pełnienia obowiązków, wypuszczać publiczność przez specjalnie do tego celu zrobioną bramę wejściową w środku między trybunami. Ułatwiłoby to znacznie prasie jej zadania.



Ruch - Wisła 4:2 (3:1)
Ilustrowana Republika, 15 kwietnia 1935
Wielkie Hajduki, 14 kwietnia.

Spotkanie ligowe Wisły z Ruchem należało do najpiękniejszych w bieżącym sezonie. Obie drużyny wystąpiły w pełnych składach. Pierwszą bramkę uzyskuje Wisła w 25 minucie ze strzału Kopecia. Wyrównuje w 30 minucie Peterek. Tenże zawodnik uzyskuje dalsze dwie bramki w 35 i 43 minucie.

Po zmianie pól pada dla Wisły bramka ze strzału Kopecia w 4-ej minucie. Ostatni punkt dla Ruchu uzyskuje Wodarz w 20 minucie. U zwycięzcy wyróżnili się: Peterek, Dziwisz i Tatuś, W Wiśle - linia pomocy. Widzów 8000. Sędziował pan Romanowski.



Ruch - Wisła 4:2 (3:1)
Ilustrowany Kurier Codzinny, 16 kwietnia 1935
Wielkie Hajduki, 14 kwietnia.

Niedzielny mecz pomiędzy Wisłą a Ruchem wzbudził na Śląsku znacze zainteresowanie. Ogólna opinia typowa Ruch jako zwycięzcę spotkania niedzielnego. Na boisko Ruchu przybyło około 7000 osób, które chciały być świadkami tego meczu.

Na ogół nadzieje zostały spełnione, gdyż mecz niedzielny uznać należy za wartościowy i stojący na zupełnie dobrym poziomie. Zwycięstwo Ruchu nad Wisłą, którego oczekiwano ogólnie, przyszło jednak trudno i wypracowane zostało z wielkim wysiłkiem ze strony gospodarzy.

W tym punkcie Wisła zgotowała sympatyczną niespodziankę demonstrując znaczną poprawę swojej formy i wykazując, że jednak po pewnych posunięciach personalnych w ataku i pomocy reprezentuje obecnie siłę, której nie można nie doceniać.

Na tle dobrze grającej Wisły, która potrafiła w pierwszej części meczu nawet lekko przeważać nad gospodarzami, a w drugiej nawet mimo wyraźnego zmęczenia stanowić zupełnie równego przeciwnika, gra Ruchu wypadła nieco bladziej i nie tak skutecznie jak ubiegłej niedzieli.

W pierwszym rzędzie należy zauważyć u gospodarzy lekki spadek formy pomocy, gdzie zarówno Badura jak i Zorzycki nie mogli w zupełności zadowolić. Jedynie tylko Dziwisz stanął na wysokości zadania, będąc ciężkim orzechem do zgryzienia dla lewej strony napadu Wisły.

Obrona Ruchu nie popełniła żadnych zasadniczych błędów, jak również nie wzniosła się nad poziom. Po raz pierwszy grając w ligowym meczu Czempisz wypadł na ogół zadowalająco i był może pewniejszy niż Rurański.

W linii ataku należy zauważyć przede wszystkim słabą formę Wilimowskiego, który na ogół nie spełnił w stu procentach swego zadania. Natomiast poprawił się znacznie Peterek, który przez cały czas nie tylko że umiejętnie zagrywał na skrzydłach, prowadząc doskonale całą linię ataku, ale również był umiejętnym strzelcem, wykorzystującym wszelkie dogodne momenty. Gemza wykazał znów nieprzeciętną pracowitośc i kondycję, niemniej jednak również i skuteczny strzał, które to umiejętności wysuwają go na pierwsze miejsce w kwintecie ataku Ruchu. Urban dobry w dokładnych podaniach, w dalszym ciągu zdradza bardzo słabą kondycję fizyczną z powodu zbyt wielkiej tuszy. Wodarz natomiast miał piękne momenty i zagrywał dobrze z Wilimowskim, popisując się od czasu do czasu pięknym strzałem.

Z drużyny Wisły na pierwsze miejsce należy wyróżnić w linii pomocy Kotlarczyka I, który w tej destrukcyjnej pracy jak również w ofensywie był w dalszym ciągu podporą drużyny. Dzielnie mu sekundował Obtułowicz, który na stanowisku prawego łącznika wykazuje wiele zalet. Słabiej wypadł Jezierski, który zbyt defensywnie trzymał się tyłów swojej drużyny. Z obrońców na pierwszym miejscu należy postawić Kotlarczyka II, przed Szumilasem, obaj jednak nie posiadają właściwej dynamiki, tak potrzebnej obrońcom. Koźmin w bramce był słaby i widocznie nerwowy. Z tego też powodu stwarzał on sytuacje dość poważne pod swoją bramką.

W linii ataku, który zaczyna się krystalizować na stałe, należy zauważyć, że na podkreślenie zasługuje gra Kopecia. Poza tym dobrze zaprezentowali się Łyko i Lubowiecki. Habowski pomimo kontuzji zadowolił. Najsłabszy był Artur.

Grę zaczyna Ruch i już w początkach Szumilas zawinia rzut rożny, którego jednak gospodarze nie wykorzystują. Pierwszy strzał na bramkę Ruchu oddaje Kotlarczyk, jednak niecelnie. Wisła bardzo ładnie kombinuje i przeprowadza ataki miłe dla oka. W tym okresie Habowski strzela na bramkę dość ostro, a Czempisz kontuzjonuje go tak, iż musi zejść z boiska.

Wisła rozgrywa się coraz bardziej i przejmuje inicjatywę. Za chwilę jednak wypad Gemzy likwiduje bardzo przytomnie Koźmin. W 19 min. pada pierwsza bramka dla Wisły, jednakże sędzia jej nie uznaje, dyktując rzut wolny za rękę Kopecia. W 20 min. na boisko wraca Habowski bardzo kulejąc.

Dopiero pierwsza bramka pada z kombinacji Łyko - Kopeć, w której ten ostatni strzela pierwszą bramkę nie do obrony. Ruch podwyższa tempo, przy czym zaczyna ostrzej grać. W tym wybija się na pierwsze miejsce Wilimowski, kontuzjonując Szumilasa I Kotlarczyka, wskutek czego zostaje napomniany przez sędziego.

Ataki Ruchu zaczynają być coraz niebezpieczniejsze i w 30 minucie Peterek strzela wyrównującą bramkę nie do obrony. Współtwórcą tej bramki był zresztą nie ze swej winy Obtułowicz, który podał Peterkowi piłkę na nogę.

Po tej bramce, która znacznie zdopingowała gospodarzy, następuje zamieszanie pod bramką Wisły, a ciężką sytuację wyjaśnia ostatecznie Koźmin. Po wolnym bitym na rękę Różańskiego, strzela Gemza z 20 m. przepięknie. Strzał ostry łapie pewnie Koźmin. Dopiero w 40 minucie Wisła nagle załamuje się. Jest to zupełnie widoczne i moment ten wykorzystują doskonale gospodarze.

Przy bezhołowiu, jakie panuje w tylnych formacjach, Ruch uzyskuje drugą bramkę, którą zdobywa z winy obrony Wisły, gdyż Kotlarczyk odbijając piłkę w zamieszaniu pod bramkowym trafia w Wilimowskiego, po czym piłka wędruje do bramki. Ta przypadkowa zupełnie bramka załamuje do reszty drużynę Wisły, wskutek czego w 42 minucie Peterek strzela trzecią bramkę.

Po przerwie na środek napadu przechodzi Artura, a na lewego łącznika Lubowiecki. W tym okresie Wisła zaczyna grać coraz lepiej, a Kopeć umiejętnie przebijając się przez Czempisa strzela nie uchronnie drugą bramkę. Wisła po tym sukcesie gra coraz lepiej, jednakże powoli gracze Wisły tracą siłę i Ruch przychodzi do głosu, przy czym atak gości nie wierzy już w skuteczność i w swe siły i więcej statystuje na boisku.

W 13 min. Wodarz strzela nie do obrony czwartą bramkę, którą zawinia Koźmin, źle ustawiając się w bramce. Ataki Ruchu zaczynają być coraz bardziej niebezpieczne. Przebój Gemzy likwiduje obrona.

Dopiero pod koniec meczu gra się wyrównuje. Ruch traci nadzieję podwyższenia wyniku, w skutek czego Wisła dochodzi do głosu. Habowski ma piękną okazję do uzyskania bramki, jednakże bomba jego odbija się od słupka. W ostatnich minutach Jezierski zderza się z Dziwiszem tak, że znoszą go z boiska. Wraca dopiero na parę minut przed końcem meczu.

Końcowe wysiłki obu drużyn nie przyniosły rezultatu. Na ogół zaznaczyć należy że gra była ostra i dopiero po uzyskaniu prowadzenia przez Ruch straciła nieco na tempie. Sędziował pan Romański niezbyt zdecydowanie.



Ciężko wywalczony sukces Mistrza Polski
Raz, Dwa, Trzy, 16 kwietnia 1935
Ruch - Wisła 4:2 (3:1)

Wielkie Hajduki, 14 kwietnia (tel). Każdorazowy występ Wisły na Śląsku stanowi dla miłośników tutejszego piłkarstwa nie lada sensację sportową. W tym roku Wisła przyjechała do Hajduk opromieniona zwycięstwem zeszłorocznym nad Mistrzem Polski Ruchem w Krakowie w stosunku 2:1, oraz tegorocznym sukcesem nad twardą drużyną K.S Śląsk (Świętochłowice) odniesionym w ubiegłą niedzielę w stosunku 4:1. Nic też dziwnego, iż mecz w Hajdukach zapowiadał się niezwykle atrakcyjnie, czego dowodem było blisko

7000 widzów

w tym specjalna wycieczka z Krakowa w liczbie 800 osób. Ruch do spotkania tego stanął jako faworyt, zwłaszcza po zwycięstwie nad Pogonią, wzmocniony w ostatniej chwili Dziwiszem, którego udało się zwolnić nawet od reprezentacyjnego meczu Marynarki Wojennej w Gdyni, gdzie odbywa swoją służbę wojskową. Wisła zaś wystąpiła w swym normalnym składzie, z Kotlarczykiem II w obronie, rezygnując nawet z Balcera, który nieoczekiwanie zjechał z Poznania do Katowic. Zawody, jak było do przewidzenia, wygrał zasłużenie Ruch, wprawdzie przekonywująco, lecz w zbyt może wysokim stosunku. Wisła bowiem zaprezentowała się bardzo dodatnio i gdyby nie chwilowe zamieszanie nerwowe w jej defensywie, z czego oczywiście skwapliwie skorzystali gospodarze, strzelając pod rząd trzy bramki,

wynik spotkania mógłby brzmieć nawet remisowo

Mecz sam prowadzony był w bardzo szybkim tempie, na co złożyła się przede wszystkim ładna gra skrzydłami u obu stron. Tak Wodarz, jak i Urban umiejętnie wystawiani przez Peterka, jak i Łyko i Habowski prowadzeni zwłaszcza w pierwszej połowie przez Lubowieckiego, zasługują na pełną pochwałę.

Tego rodzaju systemowi gry tak rzadko u nas spotkanemu, a stosowanemu zawsze na zachodzie, należy z radością przyklasnąć. Najlepszym ze skrzydłowych był bezsprzecznie Wodarz. Łyko z powodzeniem zastąpił Balcera, rwał doskonale naprzód, centrował z każdej pozycji i oddał kilka niebezpiecznych strzałów na bramkę Ruchu. Habowski kontuzjowany w pierwszej połowie rozegrał się dopiero pod koniec zawodów, a przed jednym jego strzałem tylko słupek uratował Ruch od bramki.

Urban wypadł tym razem niezbyt zadowalająco, gdyż za mało podciągał swój atak naprzód. Zasługa gry skrzydłami przypadła w pierwszym rzędzie środkowym napastnikom i z prawdziwą satysfakcją musimy tutaj podkreślić

rolę Peterka,

który raz po raz forsował swych skrzydłowych, przyczyniając się tym systemem gry walnie do zwycięstwa swojej drużyny. Jeszcze nie wychodziły mu tak czysto wszystkie wolej.

Dwie bramki zaś strzelone w efektowny sposób wyraźnie mówią również o jego wysokich kwalifikacjach strzelca.

Jego vis a vis Lubowiecki z trudnej roli kierownika ataku Wisły w pierwszej połowie wywiązał się bardzo dobrze. Ofiarnie i odważnie walczył o każdą piłkę. Szkoda tylko, że jego zastępca w drugiej połowie Artur wypadku tym razem bardzo blado i grał bez wyrazu.

Z łączników na pierwszym planie postawić musimy znowu w drużynie Ruchu Giemzę, który jeden uznaje potrzebę cofania się po piłkę, a dysponując najlepszą kondycją fizyczną z napastników Śląskich i najbardziej celnymi strzałami wybija się dzisiaj na czołowego gracza w kraju.

Typem zbliżonym do Giemzy w Ruchu był Kopeć w Wiśle, doskonały w polu i przytomny pod bramką. Zlekceważenie przez obrońców Ruchu tego gracza kosztowało gospodarzy dwie bramki, strzelone przez niego w bardzo efektowny sposób.

Wilimowski doskonały technicznie

raził tym razem ostrą grą

oczekiwaniem zaś na piłkę pozbawił się w dużym stopniu możliwości wykazania swych wszystkich umiejętności.

Oczywiście przy dobrze grających napastnikach sporo roboty musiała mieć defensywa. Tak też było w rzeczywistości z liniami pomocy i obrońców w obu stron. Wśród pomocników obu drużyn pierwsze miejsce musimy oddać

Kotlarczykowi I i Dziwiszowi,

bezsprzecznie najlepszym dzisiaj graczom w kraju. O ile jednak Kotlarczyk I umiejętnie wykorzystuje swe zdolności, grą taktyczną i wysoką techniką, nie mówiąc o rutynie, o tyle znowu Dziwisz szafuje szczodrze zapasami swych niewyczerpanych sił i kondycją fizyczną. Ponadto na korzyść Śląska zapisać musimy jego niezwykłą jak na pomocnika bojowość.

Gra Badury nie ma jeszcze tej precyzji i skuteczności co w latach ubiegłych. Zarzyckiego należy bezwzględnie zastąpić Nowakowskim.

W Wiśle miłą niespodzianką był Obtułowicz, który w dużym stopniu ukracał fantazje Wilimowskiego. Pracowity Jezierski uległ pod koniec meczu mimowolnej kontuzji w pojedynku z Dziwiszem. Obrona Ruchu jak zwykle skuteczna, pozostawiała tym razem jeszcze wiele do życzenia, podobnie jak u Wisły, gdzie Szumilas oraz Kotlarczyk II wkraczali ani w akcje Ślązaków jako obrońcy zbyt delikatnie. Poza tym Kotlarczyk II bardzo przytomnie główkami ratował ciężkie sytuacje pod swoją bramką. Szumilas raził niezdecydowaniem i pewną tchórzliwością, cofaniem się pod bramkę. Tatuś w bramce bez zarzutu. Koźmin grał nieco nerwowo wypuszczając kilkakrotnie piłkę z rąk.

Ogólnie biorąc spotkania należało do bardzo ciekawych. Wisła przy większym szczęściu mogła uzyskać lepszy wynik. Strzelone zaś dwie bramki Ruchowi mówią same za siebie. Nie wiadomo tylko jakby w razie lepszej gry Wisły zagrali Ślązacy, którzy zawsze lepiej wychodzą przy ostrzej i silniej grającym przeciwniku.

Składy drużyn były następujące: Ruch: Tatuś, Rurański, Czempisz, Dziwisz, Badura, Zorzycki, Urban, Gemza, Peterek, Willimowski, Wodarz, Wisła: Koźmin, Kotlarczyk II, Szumilas, Obtułowicz, Kotlarczyk I, Jezierski, Habowski, Kopeć, Artur, Lubowiecki i Łyko.



ciąg dalszy relacji
Raz, Dwa, Trzy, 16 kwietnia 1935
Gra ma następujący przebieg: po otwartej grze prowadzonej w bardzo szybkim tempie obie strony uzyskują po rogu, zresztą niewyzyskanym. W chwilę potem Kopeć strzela bramkę dla Wisły, ale sędzia jej nie uznaje. Akcje Wisły idą przeważnie lewą stroną, gdzie dobrze wystawiany Łyko podaje wreszcie Kopciow i ten minąwszy spokojnie obrońców Ruchu strzela ostro Tatusiowi, uzyskując

prowadzenie dla Wisły

Ten sukces gości dopinguje niebywale graczy Ruchu, którzy naciskają teraz intensywnie na bramkę Wisły, co ułatwia im jeszcze zejście Habowskiego z boiska po kontuzji nogi.

W chwilowym zamieszaniu podbramkowym, jakie wytworzyła zbyt miękko grająca defensywa Wisły, w okresie 12 minut Ruch dzięki błędom tyłów Wisły zdobywa trzy bramki pod rząd przez Peterka (dwie) oraz Wilimowskiego.

Tuż po przerwie Wisła uzyskuje drugą bramkę przez Kopcia, któremu pozycję tym razem wypracował Habowski. Ruch odpowiada znowu silną ofensywą, strzelając gęsto i celnie, co jednak skrzętnie likwiduje Koźmin. Dopiero jeden ze strzałów Włodarza, wystawionego umiejętnie przez Peterka, znajduje drogę do bramki Wisły. Tym razem Koźmin źle się ustawił.

Na wzajemnych żywych atakach likwidowanych ze strony Wisły przez Kotlarczyka I i Obtułowicza, a ze strony gospodarzy przez niezawodnego Dziwisza, kończy się gra, która na parę minut przed upływem przynosi jeszcze w Wiśle piękny strzał Habowskiego oraz przypadkową kontuzją Jezierskiego.

Zawody prowadził obiektywnie pan Romanowski z Warszawy.

Na marginesie tych zawodów musimy jeszcze pod adresem Ruchu jako gospodarzy zawodów wyrazić życzenie, by miejsca dla prasy sportowej były w przyszłości zarezerwowane, i aby publiczność w czasie zawodów nie defilowała przed trybunami zasłaniając widzom boisko. Więcej porządkowych przed trybunami nic by nie zaszkodziło!



Zwycięski pochód Ruchu trwa
Siedem Groszy, 15 kwietnia 1935
Ruch Wisła 4:2 (3:1)

Na boisku w Wielkich Hajdukach odbyło się w niedzielę w obecności 6 tysięcy widzów powyższe spotkanie o Mistrzostwo Ligi Państwowej. Składy drużyn Wisła: Koźmin, Kotlarczyk II, Szumilas, Jezierski, Kotlarczyk I, Obtułowicz, Habowski, Kopeć, Artur, Lubowiecki. Brak Balcera. Ruch: Tatuś, Rurański, Czempisz, , Dziwisz, Badura, Zorzycki, Urban, Gemza, Peterek, Willimowski, Wodarz. Brak Nowakowskiego.

Zainteresowanie zawodami bardzo duże, przy czym spodziewano się, iż Wisła po zwycięstwie nad Śląskiem również w spotkaniu z zeszłorocznym mistrzem Ruchem odniesie zwycięstwo. Wiśle nie udała się stawka. Zwycięstwo zupełnie zasłużenie odniosła drużyna Ruchu. Ślązacy przewyższali gości pod względem kondycji, gry zespołowej i startu do piłki. U miejscowych w napadzie wyróżnił się przede wszystkim Giemza, po przerwie Peterek obsługujący bardzo dobrze skrzydła. Wodarz w pierwszej połowie nienadzwyczajny. Urban przetrzymywał za długo piłkę i stracił niejedną pozycję. Wilimowski w pierwszej połowie grał zbyt egoistycznie i cofał się za mało po piłkę. Najsłabiej zaprezentowała się tym razem w drużynie Ruchu linia pomocy i to obaj skrzydłowi. Dziwisz w pierwszej połowie niedostatecznie krył lewoskrzydłowego Wisły, Łykę. Zorzycki, aczkolwiek grał ofiarnie, nie zadowolił. Obaj obrońcy Rurański - Czempisz na ogół wywiązywali się ze swego zadania, podobnie jak i bramkarz Tatuś.

W drużynie Wisły najlepszą częścią była pomoc, która była murem trudnym do przebicia się napastników Ruchu. Środkowy napastnik Kotlarczyk stracił wiele ze swojej przebojowości i dziś jeszcze taktyką stara się zaszachować pociągnięcia przeciwnika. Brat jego w obronie był najkrzykliwszym graczem na boisku, co wpływało ujemnie na sympatię jaką na ogół cieszy się Wisła na Śląsku. W napadzie jasny punkt to Kopeć, Artur i Łyko. Habowski tylko w drugiej połowie dobry. Ogólnie Wisła była zespołem twardym i ambitnym, a wykazującym jednak rażące braki w w grze zespołowej i taktyce.

Początkowo Wisła starała się zaszachować miejscowych ostrą i miejscami brutalną grą. Grę rozpoczął Ruch, przy czym pierwsze 10 minut toczy się ona pod znakiem gry chaotycznej. Z obu stron cośkolwiek nerwowa i ostra. Na szczęście sędzia pan Romanowski z Warszawy stłumił w zarodku wszelkie objawy gry ostrej, tak że mecz powoli przybrał charakter interesujący. Wisła początkowo bierze się poważnie do roboty i często zagraża tyło Ruchu. Powoli rozgrywa się również Ruch, a przede wszystkim atak. Mimo to Wisła niespodziewanie w 23 minucie po energicznym zrywie prowadzi 1:0 ze strzału Kopecia. W 29 minucie Ruch po szeregu kontrakcji zdobywa przez Peterka wyrównanie z pięknego woleja.

Ruch w zupełności opanował grę i defensywne linie Wisły powoli się załamują. W 40 minucie Wilimowski podwyższa wynik do 2:1, a w kilkadziesiąt sekund później Peterek ustala wynik do przerwy. Po zmianie pól Wisła bynajmniej nie traci tupetu i nadal ostro atakuje. Ruch częściej jest przy piłce, widać jednak że spoczywa na laurach. Wisła zdobywa drugą bramkę ze strzału Obtułowicza. Wtenczas dopiero Ruch zabrał się znów poważnie do pracy i następuje okres przygniatającej przewagi Ruchu. Z pięknego wypracowania Wodarza w zamieszaniu podbramkowym ten ostatni ustala wynik dnia.

Wyróżnić należałoby również sędziego pana Romanowskiego z Warszawy prowadzącego zawody bez zarzutu.



Ruch... jeszcze nie prowadzi.
Śląski Kurier Poranny, 15 kwietnia 1935
Mistrz bije Wisłę 4:2. Wyrównana gra Hajduczan. Około 6 tysięcy widzów.

Niedzielny mecz zgromadził na boisku Ruchu ponad 5000 osób, które były świadkami wspaniałej emocjonującej gry obu zespołów. Tym razem mistrzowi Polski nie poszło tak gładko, jak jak z lwowską Pogonią. Wisła bowiem zaskoczyła wprost Ślązaków swoją świetną formą i zaciętością bojową. Zwycięstwo musieli gospodarze sumiennie wywalczyć i zawdzięczają je większej przebojowości i celności strzałowej, jakie zademonstrowali w ostatniej fazie pierwszej połowy. Cały mecz toczył się, poza małymi wyjątkami, w atmosferze w wielkiej zażartości, która w pewnych chwilach przybierała charakter brutalności. Ruch wywalczył dwa cenne punkty ciężką walką, ale zwycięstwo jego była niewątpliwe. Górował on bowiem nad przeciwnikiem impetem, większą produktywnością, ofiarnością i wolą zwycięstwa. Wisła natomiast przewyższała gospodarzy w pewnych okresach gry wyrównaniem technicznym, lepszym zrozumieniem gry zespołowej, doskonałym kryciem i beznagannym stopingiem. Ślązacy poza Giemzą nie okazali potrzebnej skłonności do krycia i stopingu, stąd nie umieli skutecznie paraliżować ciągle żywego i lotnego napadu Wisły.

Drużyny stanęły przed sędzią, panem Romanowskim z Warszawy, w następujących składach: Ruch: Tatuś, Rurański, Czempisz, Dziwisz, Badura, Zorzycki, Urban, Giemza, Peterek, Wilimowski, Wodarz. Wisła: Koźmin, Kotlarczyk II, Szumilas, Obtułowicz, Kotlarczyk I, Jezierski, Habowski, Kopeć, Artur, Samborski, Łyko.

W pierwszych 10 minutach Ruch bombarduje wprost bramkę przeciwnika. Widzowie byli świadkami pięknego i skończonego futbolu. Emocje przypiętnowuje sensacja swego rodzaju! Wisła przygnieciona do muru nagłym niespodziewanym zrywem zdobywa gola. Producentem tej bramki okazał się Kopeć. Następują teraz częste gorące momenty pod bramką zarówno Ruchu jak i Wisły. W 31 minucie Peterek celnym przyziemnie plasowanym strzałem zdobywa wyrównanie dla biało-niebieskich. Ruch rozgrzewa się teraz do gry. Wilimowski, Giemza, Dziwisz, Badura pracują znakomicie. Za faul Rurańskiego dyktuje sędzia w 35 min. wolnego z linii pola karnego, którego jednak Obtułowicz nie realizuje. Z całego szeregu pięknych akcji warto specjalnie wyróżnić fenomenalną bombę Giemzy z 40 m. idealnie wymierzoną w narożnik. Koźmin jednak jest na miejscu. W 40 minucie Kotlarczyk II broni rozpaczliwie, piłka odbija się od bramkarza, a Wilimowski pakuje ją w siatkę. Wreszcie w minucie przed przerwą Peterek chwyta podanie Wilimowskiego i niespodziewanie z woleja z 25 m umieszcza piłkę w świątyni Wisły. Koźmin, będący zresztą w dobrej formie, nie spostrzegł się jak piłka minęła linię bramkową.

W drugiej połowie Ruch zdaje się od razu opanować boisko. Wisła jednak nie pozwala narzucać sobie tempa i już w 3 min przeprowadza skuteczną akcję, wynikiem której jest gol, uzyskany przez Kopecia. Bramkę tę zawinił Tatuś wybiegając zupełnie niepotrzebnie. Bramkarz Ruchu okazał w ogóle duże zdenerwowanie i niepewność.

Od tej chwili krakowianie nabierają gazu i przeważają wyraźnie prawie aż pod sam koniec gry. Ruch zdaje się być przeforsowanym. Wilimowski, skrzydłowi i pomocnicy opadli na siłach. Dopiero w 20 min gospodarze nabierają właściwego im polotu, którego ukoronowaniem jest bramka zdobyta przez Wodarza niskimi dalekim strzałem. Gra traci teraz na poziomie. Zawodnicy zaczynają wyładowywać resztki energii w faulach, w których celuje Kotlarczyk II na obronie. Gracz ten pod osłoną chlubnej tradycji w Reprezentacji Polski pozwolił sobie na aroganckie zachowanie się zarówno wobec graczy Ruchu, jak i sędziego.

5 minut przed końcem gry pada niebezpieczny strzał Habowskiego. Tatusia wyręczył tym razem słupek. W chwilę później Jezierski pada ofiarą karambolu z Dziwiszem, po którym znoszą go z boiska. Jeszcze kilka obustronnym zrywów i sędzia odgwizduje zawody.

Rozstrzygnięcia arbitra słuszne, lecz nie zawsze wkraczał z należytą energią.




Kurjer Polski. R. 38, 1935, nr 105

Ruch - Wisła 4:2

W meczu ligowym, rozegranym w Wielkich Hajdukach, mistrz Polski Ruch pokonał krakowską Wisłę w stosunku 4:2 (3:1).

Mecz był naogół nieciekawy, a poziom gry — słaby. Tylko w pierwszych minutach Ruch grał doskonale; potem przebieg meczu był nudny.

W Ruchu zawiodła pomoc, która była najsłabsza w drużynie. W zespole mistrza Polski wystąpił nowo nabyty Czempisz z Djany Katowickiej, który grając w obronie, zaprezentował się bardzo dobrze, choć brak mu było zgrania z drużyną.

W Wiśle wyróżnili się bracia Kotlarczykowie