1935.06.09 Kraków - Berlin 0:2

Z Historia Wisły

Brak piłkarzy Wisły, która tego dnia grała z Ajaxem Amsterdam na turnieju Liersche w Belgii.

Relacje prasowe

Raz, Dwa, Trzy: Ilustrowany Kuryer Sportowy. 1935, nr 24

BERLINOWI UDAŁ SIĘ REWANŻ

BERLIN - KRAKÓW 2:0 (1:0)

Kraków, 9 czerwca.

Berlinowi udał się rewanż. Rozumieć należy to dosłownie w tym sensie, że wygrali spotkanie, w’ którem każda minuta prawie niosła z sobą niebezpieczeństwo porażki, a nawet kieski może.

A jednak wygrali je i to wyżej, niż Kraków w Berlinie przed rokiem.

Jeżeli goście mieli przekonanie o możliwości sukcesu przed spotkaniem, to niewątpliwie początek tegoż, jak i potem całe okresy gry musiały ten optymizm bardzo ograniczyć. Gra należała bezwzględnie w ogromnej większości sytuacyj do Krakowa, który będąc w niej czynnikiem przeważającym, okazał się równocześnie do tego stopnia słabym w realizacji, że spotkanie inaczej zakończyć się w niedzielnych warunkach nie mogło bez pomocy Opatrzności lub przypadku. Niestety żaden z tych czynników nie miał dla Krakowian względów.

Drużyna krakowska straciła w niedziele doskonałą sposobność.

Przeciwnik jej miał niewątpliwie zalety, był poważnym i groźnym, jednakże nie reprezentował stanowczo klasy, przed którą musiało się ugiąć. Mimo całego poważania, nie można nie stwierdzić, że znacznie lepszych przeciwników pokonywano bez jakiegoś specjalnego wysiłku czy szczęścia. Starczyła zwykle solidna praca całej jedenastki, by tego dokonać.

Tym razem tego w drużynie krakowskiej nie było. Brak Wisły zrobił swoje i z tem się niewątpliwie liczono. Jednakże trudno było przypuszczać, że w drużynie, która zwykle w takich spotkaniach wyładowuje z siebie maksimum ambicji i możliwości, zawiodą właśnie ci, na których najbardziej liczono. To, niestety, miało miejsce i zadecydowało o wyniku. Nie ulega wątpliwości, że przy normalnej formie takiego Pazurka czy Zielińskiego musiałaby gra wyglądać inaczej, a z nią końcowy efekt spotkania.

Ogrom zawodu leży w tem, że widzowie zdawali sobie dobrze sprawę z łatwych możliwości uzyskania zwycięstwa przez Kraków. Żywy udział publiczności, oklaski za dobre pociągnięcia w polu i masowe ataki na bramkę Berlina mówiły jej słusznie, że bramka winna paść- lada moment. Tymczasem wtedy właśnie, gdy należało w decydujących chwilach rzucić na szalę ostatni wysiłek, by dojść do piłki i strzelić, napastnicy Krakowa stawali, pozwalając przeciwnikowi na łatwe likwidowanie dziesiątek doskonałych sytuacyj. W tym względzie trójka środkowa Krakowa ma wszystko na sumieniu łącznie- z wynikiem.

Jeszcze jedno. Nie entuzjazmując się systemem „W“ w przejaskrawionej formie drużyn niemieckich, nie można odmówić słuszności żądaniu łączników pracy w tyłach wtedy, gdy idzie o odebranie piłki przeciwnikowi i oddanie jej własnej linji ofensywnej. Ma to na celu odciążenie pomocy. Nie jest to zresztą żadną nowością w piłkarstwie polskiem i od lat, a raczej przed laty stosowane było właściwie i z pożytkiem. W niedzielę, niestety, ani śladu z tego. Zieliński, a jeszcze mniej Pazurek nie spełniali tego zadania zupełnie. W rezultacie zwalili na pomoc cały ciężar obrony, a ponieważ skrajni usiłowali kryć całe skrzydło, a nie jednego gracza, ci .mieli dużo swobody w działaniu. Gdyby przynajmniej łącznicy nasi mogli wytłumaczyć oddanie się zupełnemu zadaniu ofensywnemu we właściwem ujęciu.

W ataku krakowskim skrzydła były sprawcami olbrzymiej większości ataków o wartości. Tak Riesner jak i Kisieliński potrafili ujść opiece pomocników i oddawali piłki na trójkę. Tam szwankowało przeważnie ustawianie się i stąd wiele z nich stawało się łupem obrony i bramkarza. Środkowy Woźniak jest wytłumaczony niedoświadczeniem i wzrostem swego pomocnika. Natomiast wstrzemięźliwość Pazurka jest bez precedensu, a tak się składało, że ten gracz dochodził najczęściej ku pozycjom. Zieliński wyraźnie tchórzył po przerwie, przed nią miał dobre zagrania na Riesnera. Pomoc uginała się pod ciężarem z winy ataku. Wilczkiewicz pracował prawie do końca, a jeżeli trafiały mu się złe podania pod koniec, to każdy inny musiałby przy tym wysiłku również opaść na siłach. Skuteczność gry skrajnych pomocy była zadowalająca, choć Lesiak miał także bardzo słabe momenty, a karygodne przetrzymywanie piłki stwarzało fatalne pozycje dla Krakowa.

Obrońcy, podobnie jak i pomoc, popełniali błędy w taktycznem kryciu przeciwnika. W walce o piłkę byli skuteczni. Przy dobrej naogół grze obie bramki padły z ich winy.

Bardzo dobrze trzymał się Radwański, interweniując śmiało pewnie i w należytym momencie. Przy przeciętnych walorach samej sztuki pił­ karskiej, bardzo korzystnie przedstawiała się kondycja fizyczna gości i ich wzajemna współpraca. Wyżsi, lepiej fizycznie zbudowani, w grze głową byli dlatego lepiej sytuowani. Zawodnikiem o wysokiej klasie, grubo całą resztę przewyższającym, był bramkarz. Pierwszy występ tegoż był rewelacją. Cały szereg najtrudniejszych sytuacyj wyjaśniał zawsze z taką pewnością i spokojem przytem, że imponował. Mając nadto szczęścia odpowiednią porcję, był bramkarzem, którego na wet dużo lepsza, niż krakowska linja ataku, z trudem zmusiłaby do kapitulacji. Gra obrońców i pomocy niczem imponować nie mogła.

Obrońcy trudności mieli tylko ze skrzydłowymi, których kryli, trójce odbierali piłki dość łatwo. W pomocy środkowy Bień grał wyraźnie defensywnie, markując prawie trzeciego obrońcę. Ułatwiał mu pracę niski wzrost Woźniaka, któremu stale zbierał piłki głową. Zadanie ofensywne spadło w części na skrajnych pomocników, a właściwie spełniali je łącznicy.

Sobek i Meinert widoczni byli zawsze tuż przed linją pomocy, gdy ich bramce cokolwiek groziło. Zdobywszy piłkę, względnie otrzymawszy ją od Biena, podążali szybko za własnym atakiem, rozstawionym już i przygotowanym na odebranie piłki. Rolę postrachu wziął na siebie środkowy Kern (Eisenbahner S. C.), rosły i silny chłopak, strzelający przy każdej sposobności. Ze skrzydłowych groźniejszy był Ballendat tem bardziej, że Lesiak nie pilnował go jak należało. Cały atak wiązał akcje nie skomplikowanie, zato szybko i energicznie i dlatego groźnie.

Skład drużyn i przebieg gry.

Berlin: Thiele (Nowawes), Katzer II (Tennis Borussia), Krause (Herta), Kauer (T. B.j, Bień (Blau-Weiss), Stahr (Herta),, Ballendat (BSV 1892), Sobek (Herta), Kern (Eisenbahner S. C.), Meinert (SV Gaswerke), Berner (BSV).

Kraków: Radwański, Joksz, Doniec, Haliszka, Wilczkiewicz, Lesiak; Riesner, Zieliński, Stefan Woźniak, Pazurek I, Kisieliński II.

Kraków rozpoczął grę dobrze. Atak dochodzi raz po raz ku bramce gości, zatrudniając bramkarza nie tyle obroną strzałów, co wyłapywaniem podań. Pod bramką jest ciągle groźnie, jednak widać, że napastnikom brak zdecydowania i potrzebnej siły do przedarcia się.

Piękniejszym momentem jest obrona rzutu wolnego Kisielińskiego. W tym okresie przewagi zyskuje Kraków tylko kornery. Z opresji uwalniający się Niemcy wyzyskują złe krycie skrzydeł na szybkie ataki, przeważnie łamiące się na obronie. Jeden z nich rozpoczął się z winy Wilczkiewicza. Ballendat silnie oddał piłkę pod bramkę, a nadbiegający Joksz strzela do własnej bramki w 26 min. To trochę zaostrza grę, na co reaguje sędzia i myli się często. Kraków nadal przeważa w polu i napastnicy dochodzą do bardzo dobrych sytuacyj, jednakże nie strzela żaden, względnie strzela miękko, o ile celnie wogóle.

Po przerwie podobnie rozpoczął Kraków wspaniale atakami, dobremi do pola karnego. W niem giną wszyscy bez reszty, dając bramkarzowi gości sposobność wybierania im piłek z głowy, z pod nóg i t. d. Niestety zamiast poprawy gra ataku, a właściwie trójki środkowej pogarsza się jeszcze. Wszyscy stronią od walki o piłkę, która pod bramką prosi poprostu o odrobinę energji, by znaleźć się w bramce gości. W opresji obrońca gości piłkę posuwa ręką leżąc na ziemi, czego sędzia nie widzi w polu karnem.

Wogóle gra Krakowian nie budzi nadziei na wyrównanie.

Wprost przeciwnie. Błąd Dońca pozwala środkowemu wyzyskać sposobność, że ma tylko Radwańskiego przed sobą i tak Berlin zwyciężył absolutnie niezasłużenie 2:0.

Wobec 9.000 widzów zawody prowadził z małemi zastrzeżeniami dobrze p. Staliński. K


[1]