1935.09.01 Kraków - Lwów 3:1

Z Historia Wisły

1935.09.01, 6. mecz o Wazę Żeleńskiego, Kraków,
Kraków 3:1 (1:1) Lwów
widzów:
sędzia:
Bramki
Kraków
2-3-5
Lwów
2-3-5

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Grać mieli z Wisły: Kopeć, Łyko, Szumilas?, Habowski?.

Doniesienia prasowe

Raz, Dwa, Trzy: Ilustrowany Kuryer Sportowy. 1935, nr 36

Kraków—Lwów 3:1 (1:1)

Kraków, 2 września.

Nie pomogła nawet tradycja długoletnich zmagań i dramatycznych bojów, nie pomogła przepiękna niedziela. Publiczności zjawiło się stosunkowo mało — przeszło dwa tysiące — i ci, którzy nie przyszli, nie stracili znów tak wiele. Zawody tylko w krótkich odcinkach odpowiadały swemu znaczeniu i naogół nie mogły nikogo nietylko zachwycić, ale choćby zadowolić. Siłą faktu narzuca się pytanie, czy nie wartoby się naprawdę zastanowić nad wprowadzeniem jakiejś krótkiej choćby przerwy letniej w naszym sezonie piłkarskim?

Gracze są zmęczeni i nie można im tego brać za złe. Ciągną bez przerwy od lutego i gdy zabraknie jeszcze takiego dopingu, jak walka o punkty, nie mogą zdobyć się na wysiłek, na jaki zasługiwałyby te odnowione spotkania miedzy dwoma miastami o wazę prof. Żeleńskiego, która zastąpiła sterany w długoletnich bojach pierwotny puhar.

Zwycięstwo Krakowa było nieuniknione i już w pierwszej połowie miała drużyna gospodarzy może więcej z gry, nie potrafiła jednak wyzyskać dogodnych momentów. Lwów grał zresztą w tym okresie jeszcze w pełni swych sił, nietylko się bronił, ale i atakował i to z powodzeniem. Drużyna Lwowiaków zmontowana była dość szczęśliwie, atak, wspomagany przez pomoc, szedł zwartą ławą, obrona nie popełniała błędów, bramkarz nie miał zbyt dużo roboty. Dopiero pod koniec uzyskał Kraków dużą przewagę i dusił czasami niemiłosiernie. Odpowiednio do tego powstało też pod bramką Lwowa kilka razy zamieszanie, które jednak kończyło się zawsze względnie szczęśliwie. Zwłaszcza z lewej strony szwankował Pazurek, który nie wykazał większej ambicji nawet po przydzieleniu mu takiego adjutanta, jak Riesner.

Mały skrzydłowy Garbarni był jednym z najlepszych graczy Krakowa i wykazał świetną formę zarówno na prawej, jak i na lewej stronie. Po przerwie przegrupowano bowiem skład napadu ze względu na przykre rozbicie Łyki, który po zderzeniu z Zimmerem w pierwszej połowie zraniony został dość poważnie w głowę i opuścił boisko. Obok Kopecia wstawiono na skrzydło Habowskiego, a Riesnera wydelegowano na przeciwległą stroną. W ten sposób powstały logicznie uzasadnione dwie pary klubowe: Habowski—Kopeć i Riesner—Pazurek, powiązane Malczykiem, który, jak zawsze, pracował dużo i z poświęceniem. Mimo niedyspozycji Pazurka, zmiana ta okazała się szczęśliwa i uwidoczniła się też w efekcie bramkowym. W drugiej połowie była gra wogóle ciekawsza, ale też przez pewien okres zbyt ostra i ofiara jej tym razem pada Deutschmann. Brak reprezentacyjnych graczy obu miast daje się odczuć dość wyraźnie. Nie było wielkich momentów, stworzonych przez wielkie indywidualności, była — najlepszym wypadku — poprawna przeciętność. Do przerwy wynik był nierozstrzygnięty 1:1. Lwów zdobył prowadzenie w 20-tej min. z ładnego strzału Łuchtera, Kraków wyrównał dopiero w kwadrans później, gdy Malczyk strzelił bramkę po rzucie z rogu, bitym przez Gamaja (Łyki nie było już wtedy na boisku).

Po zmianie stron zmieniła się i sytuacja na boisku. Słońce, które do przerwy było sprzymierzeńcem Lwowa, teraz pomagało znów drużynie krakowskiej. Białoczerwone koszulki Cracovii zaludniają coraz bardziej teren pod bramką Lwowa, sieć ataków zaciągała się coraz ciaśniej i w rezultacie było 3:1. Zwycięstwo zasłużone i wywalczone przytem bez nadmiernego trudu. Obie bramki strzelili: Kopeć z podania Malczyka i Riesner z rzutu wolnego, bardzo przemyślnie strzelonego „szczurem".

W drużynie Lwowa udowodnił Luchter, że ma rzeczywiście zadatki na rasowego napastnika, obok niego był bardzo pracowity Zimmer, który ma tylko na sumieniu, zresztą bez swej winy, szpetne pokaleczenie Łyki.

W pomocy nie było żadnej ciekawszej indywidualności, niespodzianką była najwyżej stosunkowo niezła gra znanego hokeisty Hemmerlinga, który nawet w Pogoni nie wydostaje się normalnie od kilku lat z drugiej drużyny. W obronie podobał się grający zdecydowanie Jeżewski. W zespole Krakowa wspomnieliśmy już częściowo o plusach i minusach tak, że trzeba tylko krótkiego uzupełnienia. Pomoc, jako całość, zadowoliła w pełni, obaj obrońcy grali spokojnie i przytomnie, tylko Szumilas nie jest całkiem bez winy trzy bramce lwowskiej. Pawłowski, jak i jego kolega z przeciwnej strony, nie miał zbyt dużo roboty.

Sędzia dr Lustgarten jest na naszych boiskach rzadkim gościem, co odbija się na jego formie. Nie zadowoliła, niestety, organizacja zawodów. Na przyszłość nietylko prosimy, ale nawet żądamy stanowczo więcej taktu od panów, którzy stoją przy furtce wejściowej. Jeśli nie można takich znaleźć, wystarczy przecież — wynająć zawodowych bileterów.

„Ilustrowany Kuryer Codzienny”

1935, nr 244 (3 IX)

Kraków—Lwów w piłce nożnej 3:1 (1:1)

Kraków, 1 września.

Wznowienie tej imprezy po paroletniej przerwie nie wzmogło specjalnie zainteresowania wśród sportowców krakowskich. Tylko nieco ponad 2.000 widzów było świadkami tego spotkania, które miało przebieg dość zajmujący, aczkolwiek nie stało na wysokim poziomie.

Przebieg meczu udowodnił w dalszym ciągu wyższość krakowskiego piłkarstwa nad Iwowskiem. Wprawdzie Lwów wystąpił bez Albańskiego, Matjasa i Wasiewicza, to z a to Kraków nie miał znowu Kotlarczyków, Kisielińskiego. Artura i Dońca, a zatem był jeszcze bardziej osłabiony. Drużyny wystąpiły w nast. składach: Kraków: — Pawłowski, Pająk, Szumilas, Haliszka, Kret, Lesiak, Riesner (Habowski), Kopeć, Malczyk, Pazurek i Łyko (Riesner). Lwów — Zub, Jeżewski, Koziar, Hanin, Hemmerling, Deutschman, Matjas I, Zimmer, Luchter, Nahaczewski i Niechcioł. W pierwszej połowie gra równa, a nawet team krakowski jest częściej w opresji, na skutek tego, iż zawodnicy jego grają pod silnie prażące słońce. Po kilku obustronnych sytuacjach podbramkowych pada goal Lwowa, … ze strzału Luchtera, przyczem obrona (Szumilas) nie interweniowała. Niezrażeni tem niepowodzeniem gracze krakowscy naciskają coraz silniej i w 37 min. Malczyk zdobywa wyrównującego goala po kornerze i podaniu Gamaja, który zastąpił na kilka minut końcowych w pierwszym okresie kontuzjonowanego przez Zimmera, Łykę.

Po pauzie w drużynie krakowskiej następuje przegrupowanie, na lewe skrzydło przechodzi Riesner, zaś Habowski występuje na prawem. Zmiana ta wyszła na lepsze, u Lwowian zaś schodzi z boiska kontuzjonowany Deutschman, ustępując miejsca rezerwowemu. Gra zaostrza się teraz coraz bardziej, zwłaszcza, gdy doznaje kontuzji po Łyce jeszcze i Malczyk. Zwolna jednak, gdy Kraków zaczyna coraz bardziej naciskać, ustępuje także i agresywność graczy lwowskich i końcowy okres meczu przebiega w przyzwoitej atmosferze. Ten okres gry stoi pod znakiem zupełnej przewagi Krakowa, który, gdyby nie niedyspozycja Pazurka, mógł wygrać mecz w wyższym stosunku.

Bramki padają teraz w 10 min. ze strzału Kopecia po podaniu Malczyka, i w 17 min. z rzutu wolnego Riesnera (za rękę Zimmera), który przepuścił fatalnie bramkarz Lwowian. Az do końca trwa przewaga Krakowian, lecz bez efektywnego rezultatu. Na wyróżnienie zasługują z teamu krakowskiego: Pająk Haliszka, Kret, Lesiak, Riesner i Malczyk oraz Kopeć. Ze Lwowian: Luchter, Jeżewski.

Sędzia dr Lustgarten musiał przerywać kilkakrotnie zawody spowodu braku porządku na boisku. Wogóle organizacja meczu w wielu punktach szwankowała!



Relacje: [1]


1935.09.01 Kraków. Kraków-Lwów 3:1 (1:1). Gole: Malczyk na 1:1 głową, Kopeć 55', Riesner 63' a wolnego, dla Lwowa: Luchter 1. gol. s. Lustgarten. K: Pawłowski - Szumilas, Pająk - Maliszka, Kret, Lesiak - Riesner, Kopeć, Malczyk, Pazurek, Łyko; Lwów: Zub - Koziar, Jeżewski - Hanin, Hemmerling, Deutschmann (Schlaif), Matias, Zimmer, Luchter, Nabaczewski, Niechcioł. Zaledwie 1500 widzów.

Faworytem przed spotkaniem Lwów. Niespodzianka i zasłuzona wygrana. Łyko w I. połowie poważnie kontuzjowany, wraca jednak na boisko z dwiema ranami w głowie gra nadal. W II. połowie wchodzi na boisko Habowski. PS 93, s. 4