1937.04.04 Wisła Kraków - Warszawianka 5:0

Z Historia Wisły

1937.04.04, I liga, 1. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 16:15, niedziela
Wisła Kraków 5:0 (2:0) Warszawianka
widzów: 3.000
sędzia: Alfons Raettig z Łodzi.
Bramki
Artur Woźniak 29'
Artur Woźniak 41'
Artur Woźniak (g) 76'
Mieczysław Gracz 84'
Antoni Łyko 86'
1:0
2:0
3:0
4:0
5:0
Wisła Kraków
2-3-5
Edward Madejski
Władysław Szumilas
Alojzy Sitko
Józef Kotlarczyk
Franciszek Gierczyński
Mieczysław Jezierski
Bolesław Habowski
Mieczysław Gracz
Grafika:Kontuzja.pngWładysław Szewczyk
Artur Woźniak
Antoni Łyko

trener: brak
Warszawianka
2-3-5
Lucjan Rudnicki
Juliusz Joksch
Józef Ziemian
Zygmunt Sochan
Zenon Sroczyński
Stanisław Wieczorek
Zenon Stollenwerk
Adam Knioła
Józef Smoczek
Klemens Święcki
Rudolf Pyrich

trener: brak

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

==Relacje prasowe==

Spis treści

Przegląd Sportowy, nr 27, 1937

Sławne lanie w Krakowie.

KRAKÓW, 4.4 _ Tel. wł. -

Wisła - Warszawianka 5:0 (2:0).

Bramki dla Wisły: Artur 3 bramki z rzędu, Gracz, Łyko,

Sędzia p. Retting. Publiczności 3000.

Wisła: Madejski; Szumilas Sitko; Kotlarczyk, Gierczyński, Jezierski; Habowski, Gracz, Szewczyk, Artur, Łyko

Warszawianka: Rudnicki; Joksz, Ziemian; Socltan, Sroczyński, Pirych; Stollenwerk, Kniola, Smoczek, Święcki, Wieczorek

Opinie pomeczowe

Początek był zupełnie dobry. 5 bramek zaplikowała Wisła w swym tegorocznym debiucie i zeszła z boiska jako zdecydowany zwycięzca. Zwyciężyła nie tylko wysokim stosunkiem bramek, ale też stylem, dyspozycją całości i jednostek, przeważała w każdym calu nad przeciwnikiem, który nie był groźny ani przez chwilę.
Zdjęcie wykonane tydzień wcześniej, przy okazji meczu z Nemzeti
Zdjęcie wykonane tydzień wcześniej, przy okazji meczu z Nemzeti
‎ Sytuacje w polu wyrażały się stosunkiem 85:15 dla Wisły, a juz pod względem strzałowym pełnych 100 proc. należy przyznać gospodarzom. Zważywszy bowiem, że w ciagu 90 minut gry Warszawianka oddała przez Smoczka zaledwie dwa groźne strzały, i to w dodatku obok słupka, zważywszy, że przez cały czas Madejski nie miał silniejszego strzału, trudno dojść do innej konkluzji i snuć wnioski o możliwościach Warszawianki w formie, w jakiej zadebiutowała w tym roku w Krakowie. Można dyskutować na temat spalonych, które przy błędnej ocenie sędziego przyczyniły się do podwyższenia wyniku na niekorzyść gośći, ale trudno powiedzieć, że przy dzisiejszej grze miała Warszawianka szanse na inny rezultat. Trudno było marzyć Warszawiance o uzyskaniu bramki z chwilą gdy nie miała nie tylko jednolitej linji ataku, ale nawet sprawnie pracujących jednostek. Kilka zagrań Smoczka, dwa tricki Knioły, czy parę biegów skrzydłowych nie mogło stanowić o sile ataku, tym bardziej, że trójka pomocników nzastawiona była jedynie na wykopywanie piłki z własnego pola. Nie mogli wreszcie skutecznie przeciwstawiać się przeciwnikowi dwaj obrońcy, dysponujący wyłacznie argumentami siły fizycznej. W tych warunkach trudno nawet winić bramkarza, który przy lepszej grze swych kolegów zademonstrowałby napewno lepszą klasę.

Jakkolwiek więc goście mieli krótkie okresy, w których znajdowali się z piłką na połowie przeciwnika, to jednak w sumie - zawiedli.

To samo w odwrotnym stosunku da się powiedzieć o Wiśle, która miała przede wszystkim to, czego brakło przeciwnikowi: jednolitość i zwartość. Cała drużyna nie miała słabego punktu. Zwartą linią szła na przeciwnika. Podkreślić można poprawiającą się formę obrońców oraz idącego coraz wyżej Gierczyńskiego. Brak mu jeszcze szlifu, nie wie jeszcze jak stanąć w trudnej sytuacji. Zwolna przyswaja sobie jednak sobie jednak to, co stanowi kryterium środkowego pomocnika: umie trzymać kontakt z atakiem bez stwarzania luki w tyłach.

W ataku proklamujemy renesans Artura, nie dlatego, iż strzelił trzy bramki i stał się bohaterem meczu, ale z powodu powrotu do swych technicznych lotów i pokazania gry, pozwalającej na snucie dobrych horoskopów. Wobec zrozumienia dla gry kombinacyjnej ze strony Szewczyka i Gracza, atak był zwarty, tym bardziej, że skrzydłowi znajdowali się w dobrej formie biegowej. Jednak pewna poprawa dośrodkowań - i atak stanie na wyżynach.

Historia spotkania, to 5 strzałów, decydujących o jego losach. Pierwsze trzy były dziełem Artura. W 29 minucie wysoki strzał wylądował w rogu siatki, a w 41 tenże gracz głową podwyższył rezultat . 31 minuta drugiej połowy, to znów sukces Artura po czym w 39 minucie Gracz i w 41 Łyko ustalają rezultat.

Kurjer Polski. R. 40, 1937, nr 93

WISŁA — WARSZAWIANKA 5:0.

Wczoraj w Krakowie odbył się ligowy mecz piłkarski między Wisłą i stołeczną Warszawianką, w którym wicemistrz Ligi, Wisła, rozgromiła Warszawiankę w stosunku 5:0 (2:0).

Zwycięzcy przeważali przez cały czas zawodów, grając dobrze we wszystkich linjach, podczas, gdy w drużynie gości wszystko zależało od przypadku. Początkowo gra by otwarta z obustronnemi atakami, ale po przerwie przewaga Wisły jest już całkowita.

Bramki dla Wisły zdobyli Artur 3, Gracz i Łyko po 1. Widzów ponad 3.000.


Śląski Kurjer Poranny, 1937, R. 3, Nr. 93

Wisła - Warszawianka 5:0 (2:0)

Gospodarze odnieśli nad jedynaczką Stolicy sukces spodziewany. Górowali pod każdym względem nad przeciwnikiem, który nic więcej nie umiał rzucić na szalę, rak dobre chęci i skromną co do natężenia — bojowość.


Dobry Wieczór ! Kurier Czerwony : ilustrowane pismo codzienne. R. 16 (8), 1937, nr 93


WISŁA - WARSZAWIANKA 5:0 (2:0). BRAMKI DLA WISŁY: ARTUR 3, GRACZ, ŁYKo. Sędzia p. Rettig. Publiczności 5.000 .

Warszawianka: Rudnicki, Joksz, Ziemian, Sochan, Sroczyński, Pirych; Stoltenwerk, Knioła, Smoczek, święcki, Wieczorek.

Wisła zwyciężyła ule tylko wysokim stosunkiem bramek, ale też stylem, dyspozycją całości i Jednostek. Sytuacje w polu wyrażały się stosunkiem 85:15 dla Wisły, a pod względem strzałowym pełnych 100 proc. naj leży przyznać gospodarzem. Zważywszy bowiem, że w ciągu 90 minut gry Warszawian- - ka oddała przez Smoczka zaledwie dwa groźne strzały i to w dodatku obok słupka, zważywszy, że przez cały czas Madejski nie miał i silniejszego strzału, trudno dojść do innej konkluzji I snuć wnioski o możliwościach Warszawianki w tej formie, w jakiej zapoczątkowała w tym roku w Krakowie.

Trudno było marzyć Warszawiance o uzyskaniu bramki, z chwilą gdy nie miała nie tylko jednolitej linji ataku, ale nawet sprawnie pracujących jednostek. Kilka zagrań Smoczka, dwa tricki Knioły, czy parę biegów skrzydłowych nie mogło stanowić o sile ataku, tym bardziej gdy trójka pomocników nastawiona była jedynie na odkopywanie piłki z własnego pola. Nie mogli wreszcie skutecznie przeciwstawiać się przeciwnikowi, dwaj obrońcy, dysponujący wyłącznie argumentami siły fizycznej. W tych warunkach trudno nawet winić bramkarza, który przy lepszej grze swych kolegów zademonstrowałby na pewno lepszą klasę.