1937.11.14 Wisła Kraków (J) - Pogoń Lwów (J) 1:0

Z Historia Wisły

1937.11.14, Mistrzostwa Polski Juniorów., Warszawa, 10:30
Wisła Kraków 1:0 (1:0) Pogoń Lwów
widzów:
sędzia: Haselbusch
Bramki
Kazimierz Obtułowicz 33’ 1:0
Wisła Kraków
Jerzy Jurowicz
Henryk Serafin
Stefan Żołądź
Czesław Martyniak
Tadeusz Legutko
Józef Worytkiewicz
Marian Glixelli
Wiktor Cholewa
Mieczysław Rupa
Kazimierz Obtułowicz
Tadeusz Kapusta
Pogoń Lwów
Tadeusz Koszuliński
Zbigniew Sopotnicki
Kazimierz Martynowicz
Edward Dawidowicz
Stanisław Szmyd
Eustachy Poticha
Leopold Stosik
Tadeusz Jedynak
Adam Wolanin
Zbigniew Kurtycz
Piotr Dreher

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

„Ilustrowany Kuryer Codzienny”

1937, nr 317 (16 XI)

Wisła (Kraków)-Pogoń(Lwów) 1:0 (1:0). Składy drużyn: Wisła: Jurowicz, Żołądź, Serafin, Worytkiewicz, Legutko, Martyniak. Glixeli, Cholewa, Rupa, Obtułowicz II, Kapusta. Pogoń: Koszuliński, Sopotnicki, Martynowicz, Dawidowicz, Szmyd, Poticha, Stosik, jedynak, Wolanin, Kurtycz, Ducher.

Spotkanie elity przyszłości polskiego piłkarstwa wypadło ciekawie. — Wprawdzie ciężki teren utrudniał znacznie grę dołem oraz szybsze poruszanie się po boisku, widać jednak było u obu zespołów, że posiadają one graczy b. zaawansowanych i technicznie wysoko stojących.

Drużyna Wisły była zespołem równiejszym i rozporządzającym lepszym startem do piłki. Pogoń w polu była zupełnie równo rzędna, natomiast pod bramką napastnicy jej zbyt wiele kombinowali, zamiast do chodzić do strzału.

W drużynie zwycięskiej, w której brakowało zresztą najlepszego jej zawodnika. Gracza w napadzie, na czoło wybiła się poprawna i rozumnie pracująca linja pomocy. W napadzie najskuteczniejszym był Obtułowicz oraz Cholewa. W obronie Serafin pewniejszy od swego kolegi. Pogoń miała swych najlepszych w WoIaninie i jedynaku w napadzie, niezwykłym także był Szmidt na pomocy oraz Martynowicz na obronie. Obaj bramkarze nie popełniali błędów, zresztą strzałów nie było dużo.

Należałoby zganić zawodników obu drużyn za zbytnią gadatliwość na boisku. Początkowo Pogoń przeważała, ale do strzału zbyt często nie dochodziła, natomiast akcje Wisły, choć rzadsze, były nie bezpieczniejsze. W 33 min. pada jedyna bramka dla Wisły, zdobyta przez Obtułowicza po prostopadłem podaniu Rupy. Po przerwie w 19 min. strzał środkowego pomocnika Pogoni, Szmyda, idzie w poprzeczkę, omal zatem nie dochodzi do wyrównania. Pod koniec kontuzjowany zostaje Stosik, ale po kilku minutach wraca na boisko.

Po meczu pułk. Glabisz i inż. Kuchar zło żyli gratulacje drużynie Wisły, która usta wiła się przed trybuną honorową.


http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1937/numer090/imagepages/image2.htm http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1937/numer091/imagepages/image3.htm

Wspomnienia

Jerzy Jurowicz

Tak pierwsza drużyna Wisły jak i my juniorzy przeżyliśmy u schyłku sezonu wielki dzień. 14 listopada w ostatnim meczu mistrzowskim ligowcy pokonali AKS, plasując się na 5-tym miejscu w tabeli, a my zdobyliśmy ponownie zaszczytny tytuł mistrza Polski.

Finałowy mecz rozegrany został w Warszawie, a za przeciwnika Wisła miała groźny zespół lwowskiej Pogoni. Mecz odbyć się miał w niedzielę – zbiórkę zawodników wyznaczono w piątek w godzinach wieczornych. Już na długo przed umówionym terminem większość z nas oczekiwała przed Głównym Dworcem. Podnieceni, dyskutowaliśmy i naszych szansach i podróży do Warszawy. Wielu z nas miało ujrzeć stolicę po raz pierwszy w swym życiu.

W Warszawie po wyjściu z dworca udaliśmy się wprost na stadion Legii. Obiekt ten z pięknym boiskiem i dużymi trybunami sprawił mocne wrażenie. Ulokowano nas w znajdującej się w pobliżu dużej sali. Po kilkunastu minutach otworzyły się drzwi i jeden za drugim weszło jedenastu graczy Pogoni. Było jednakowo ubrani, w białych dżokejkach na głowach, przewyższali nas wzrostem. Przybysze zajęli przeciwległą połowę sali, a z rozmów, jakie między sobą prowadzili, biła pewność, że przyjechali po tytuł mistrza. Mecz z Wisłą traktowali właściwie jako formalność.

Sobotnie godziny popołudniowe wykorzystaliśmy na lekki trening. Wcześnie udaliśmy się na spoczynek – ale w nocy długo przewracali się wszyscy na posłaniach.

- Jutro finał. Czy uda nam się powtórzyć sukces z ubiegłego roku? – Ta dręcząca myśl spędzała nam sen z powiek.

- Pilnujcie troskliwie Drechera, Jedynak i Wolanina – przestrzegał nas nazajutrz bezpośrednio przed rozpoczęciem zawodów kierownik Ławnik. Słusznie zwracał uwagę na tę niebezpieczną trójkę ataku Pogoni. Byli to rzeczywiście utalentowani piłkarze, którzy wkrótce awansowali do ligowej drużyny tego zespołu.

Losowanie, krótka rozgrzewka – i pierwsza moja interwencja, kiedy robinsonując wybiłem na róg niebezpieczny strzał. Pewni siebie przeciwnicy zyskali z początku przewagę. Stopniowo, w miarę upływu czasu nasz atak coraz częściej gościł pod bramką Pogoni, a na kilka minut przed pauzą jeden ze strzałów Obtułowicza znalazł drogę do bramki rywali.

Po pauzie utrzymywaliśmy korzystny dla nas wynik, górując nad przeciwnikiem ambicją i ofiarnością. Gdy zabrzmiał końcowy gwizdek sędziego ogarnął nas szał radości. Zadowolony z wyniku i naszej postawy kierownik zaprosił nas teraz do znanej w latach przedwojennych w Warszawie cukierni Gajewskiego. Na wyścigi pałaszowaliśmy słodycze i ciastka, pochłaniając ich rekordowe ilości. Weseli i roześmiani, dowcipkując przez całą drogę powrotną wracaliśmy z triumfem do Krakowa.

Na drugi dzień po powrocie zamieszczone w prasie sportowej recenzje sygnalizowały: „Wisła doczeka się pociechy ze swych młodzików, z korzyścią dla całego polskiego piłkarstwa”.

Z dumą i radością czytałem komentarze „Spokojny i pewny bramkarz Wisły ma poważny udział w zwycięstwie”.

Źródło: Jerzy Jurowicz, Pamiętniki