1946.06.18 Wisła Kraków - Reprezentacja Armii Renu 2:2

Z Historia Wisły

1946.06.18, mecz towarzyski, Kraków, Stadion Garbarni, 18:30, wtorek
Wisła Kraków komb. 2:2 (1:1) Reprezentacja Armii Renu
widzów: ok 30.000
sędzia: Mohyła
Bramki

Eugeniusz Różankowski I 40'

Władysław Giergiel (k)
0:1
1:1
1:2
2:2
7' Davis

62' (g) Parsons

Wisła Kraków komb.
2-3-5
Henryk Rybicki (Cracovia)
Władysław Gędłek (Cracovia) Grafika:Zmiana.PNG (Władysław Filek (Wisła))
Stanisław Flanek (Wisła)
Edward Jabłoński I (Cracovia)
Tadeusz Legutko (Wisła) Grafika:Zmiana.PNG (Tadeusz Parpan (Cracovia))
Michał Filek (Wisła)
Władysław Giergiel (Wisła)
Mieczysław Gracz (Wisła) Grafika:Zmiana.PNG (Tadeusz Legutko (Wisła))
Artur Woźniak (Wisła)
Eugeniusz Różankowski I (Cracovia)
Henryk Bobula (Cracovia)

trener:
Reprezentacja Armii Renu
2-3-5
Dawson (Bristol City)
Mac Dougal (Blackpool)
Rickaby (Middlesbrough)
Hodkinson (Leeds)
Campton (Arsenal)
Williams (Chester)
Earle (Celtic Glasgow)
Parsons (Westham United)
Davis (Sunderland)
Steele (Morton)
Lewis (Cardif City)

trener:

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Drużyna Armii Renu przed meczem z Wisłą
Drużyna Armii Renu przed meczem z Wisłą

Spis treści

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1946, nr 95 (16 VI)

W najbliższy wtorek staną piłkarze krakowscy przed nowym ciężkim egzaminem. Przyjeżdża do nas reprezentacja okupacyjnej armii angielskiej, aby zmierzyć się z Wisłą — wzmocnioną kilkoma zawodnikami Cracovii i może Garbami.

W niedzielę natomiast spotka się zespół Krakowa ,z Warszawiakami i przypuszczamy, że — zawodnicy — przewidziani do drużyny, która ma zagrać we wtorek przeciw Anglikom — nie będą brani pod uwagę przy ustaleniu składu na Warszawę.

Anglicy gładko rozprawili się z reprezentacją Warszawy, wynikiem dwucyfrowym i są przeciwnikiem, przeciw któremu zmobilizować trzeba wszystkie, rozporządzalne siły — a zawodnicy wystawieni przeciw nim - muszą być i fizycznie i psychicznie zupełnie wypoczęci.

Okres 48 godzin dzielący obydwa spotkania jest w tym wypadku za krótki — tym więcej, że szczególnie jeśli chodzi o Cracovię i Wisłę, piłkarze tych klubów brali udział zbyt często w wyczerpujących rozgrywkach na krótkiej przestrzeni czasu, bogatego ostatnio programu piłkarskiego w Krakowie. (Po cztery mecze jubileuszowe, Slezka Ostrawa, Kamraterna).

Kraków stać zresztą na drugi — prawie równorzędny garnitur. Mamy 2 dobre skrzydła lewe (Bobula i Ignaczak) dwa prawe o równorzędnej wartości (Giergiel Lisowski), dwóch kierowników ataku Nowak i Artur) i kilku łączników. W pomocy poza Parpanem, Tyranowskim, Jabłońskim I — mamy sporo zawodników o jednakowym poziomie. Trudność wyboru leżeć będzie raczej w ich nadmiarze.

Nie nastręczy również kłopotu zmontowanie dwóch prawie równorzędnych trójek obronnych.

Na sukces z Anglikami liczyć możemy tylko w tym wypadku jeśli wybrani zawodnicy rzucą na szalę nie tylko wszystkie swoje umiejętności., ale maximum ambicji i poświęcenia W żadnej innej gałęzi sportu jak właśnie w piłce nożnej, zdecydowana wola zwycięstwa i solidarny wysiłek całej drużyny przynieść mogą korzystny wynik nawet z silniejszym przeciwnikiem.

Jesteśmy pewni, że ulubieńcy nasi nie zawiodą pokładanych w nich nadziei. Również, publiczność nasza, winna być świadoma swej wielkiej, choć biernej roli w tym spotkaniu.

Ostatnio ustalił się w Krakowie brzydki zwyczaj głośnego a często złośliwego ganienia zawodnika za błąd wynikając z tremy i podenerwowania. Odnosi to wręcz odmienny skutek, wzmaga jego nerwowość i jeszcze bardziej obniża poziom. Jedno słowo życzliwej zachęty, może odnieść natomiast jak najlepszy skutek.

Tak — jak zawodnicy na boisku, także publiczność na widowni musi zawiesić na kołku wszystkie niechęci wynikłe na tle rywalizacji klubowych. „Kibic”


Echo Krakowa. 1946, nr 99 (20 VI)

Sensacyjnie to spotkanie ściągnęło na stadion Garbarni moc widzów. — Przeszło 20-tysięczny tłum szczelnie wypełnił trybuny i widownię. Dla żądnych oglądania tego widowiska miejsca jednak było zamało. Ci, którym nie było dianie dostać się do środka, obserwowali mecz z okien, ganków i dachów sąsiednich domów, albo z ustawionych pod płotem aut. Paskarze dotarli i tu. Niektórzy potrafili podnieść cenę biletu o 200 procent. (Trybuna środkowa 600 złotych!!!).

Nie wszyscy jednak ludzie mają pieniądze. Wielu też domyślało się tylko przebiegu gry z odgłosów reagującego okrzykami tłumu widzów.

Opóźnione wyjście Anglików na zieloną murawę podnosi temperaturę zainteresowania na widowni do zenitu. Witania rzęsistymi oklaskami widzów wbiega na boisko drużyna angielska.

Białe koszulki i czarne spodenki. Za chwilę czerwieni się boisko od koszulek Wisły, a burza oklasków jest zadatkiem na przyszłość. W tym momencie najczarniejszy pesymista i najgorętszy przyjaciel Anglików nie mógł przypuszczać, że za dwie godziny opuści stadion z niesmakiem i zawiedziony. To bowiem, co w tym meczu zademonstrowali Anglicy, raz na zawsze odebrało im sympatię sportowego Krakowa, a cichych wielbicieli Albionu raz na zawsze wyleczyło z „angielskiej choroby”. Jak Kraków Krakowem, i jak długo Krakowianie grają w piłkę nożną, tak skandalicznie niesportowego zachowania się zawodników w zawodach międzynarodowych nie widzieliśmy dotąd nigdy. Prysnął mit o przysłowiowej angielskiej flegmie, z angielskiej „uczciwej gry” nie zostały nawet strzępy, a popularne krakowskie określenie „płaczków” na zawsze przylgnie do angielskich „dżentelmenów”.

Lekceważąco-wzgardliwe zachowanie się zawodników angielskich nie tylko wobec graczy Wisły ale i sędziego nie miało jeszcze precedensu w spotkaniach międzynarodowych w Polsce. — Kto w Krakowie uwierzy, że Bobula lub Artur gra „faul”. Od Bobuli naprawdę się zaczęło, a spokojnemu Arturowi oberwało się porządnie.

Dopokąd Anglicy byli w przewadze (dzięki tremie i nerwowości zawodników krakowskich) — było wszystko w porządku. Skoro jednak czerwoni się opanowali i skonsolidowana drużyna polska ruszyła do ataku, coraz poważniej zagrażając bramce Anglików, ci z kolei tracą równowagę i zaczyna się koncert, — ale niesportowego zachowania się. Przewracanie zawodników, rozmyślne kopanie ich gdzie popadnie, popychanie i potrącanie Sędziego, składają się na obraz nieposkromionej angielskiej pychy i buty. Najmniejsze przewinienie czerwonych prowokuje samosąd przeciwnika, każde orzeczenie sędziego przeciw brytyjskim wyspiarzom nie mija bez protestów „protestantów” i w najlepszym rade ostentacyjnego (po gwizdku) posyłania piłki w nieznane. Jednym słowem pobili Anglicy wszystkie rekordy złego zachowania się na boisku. A szkoda. Bo i z drugiej strony okazali nam równocześnie foutball najwyższej klasy. — Zawodników o poziomie Davisa i Rickbay (lewy obrońca i kapitan drużyny) nie widzieliśmy W Polsce wielu, a reszta reprezentuje klasę (np. skrzydłowi), której możemy sobie życzyć u naszych zawodników. Niestety właśnie Ricklbay był równocześnie wzorem najgorszego zachowania się na boisku. On też sprowokował okrzyki na widowni: do Indii i Afryki. Istotnie tak wyglądało, jakby Anglicy mieli przed sobą murzynów lub indyjskich pariasów, z którymi zupełnie niepotrzeba się liczyć. Reszta „chłopców z nad Tamizy” chętnie szła w ślady Rickbay.

Na tle poziomu angielskich zawodowców wypadła Wisła wspaniale. Było wprawdzie wiele momentów słabych, spowodowanych tremą lub zdenerwowaniem, nie umiej widzieliśmy okresy wspaniałej gry, zażartej walki o każdą piłkę i niezwykłego poświęcenia. Najdłużej nie potrafił opanować się Rybicki. Nic dziwnego, nie jest on otrzaskany z zawodami o podobnej wadze, a gra W obcej drużynie wkładała przecież na niego podwójną odpowiedzialność. Mimo winy przy pierwszej bramce nie stracił sympatii publiczności, bo widać było, że daje ze siebie wszystko. Z trzech obrońców doskonale wypadł Flanek, najlepszy w tym meczu zawodnik czerwonych. Twardy, zacięty, przytomny, imponował właśnie „angielską flegmą” w pracy. Gędłkowi nie odpowiadała ostra gra Anglików i słusznie został później zmieniony przez słabszego taktycznie, ale za to twardego i jedynego na „podobnych” Anglików Filka. W pomocy Jabłoński i Legutko wydźwignęli się na najwyższy poziom i walczyli z zawodowcami angielskimi jak równy z równym. Filek II nie wiele im ustępował. Parpan grał tylko kilkanaście minut (kontuzja Artura) iw tym czasie zdążył kilkoma zagraniami pokazać swój „lwi pazur”. Atak Wisły był może najmniej równą częścią drużyny. Obok momentów bardzo słabych, miał pociągnięcia tak płynne i piękne, że wywoływał entuzjastyczny aplauz na widowni. Rozmyślnie unikamy klasyfikacji, bo wszyscy walczyli solidarnie, — z poświęceniem — do ostatniego tchu.

Składy drużyn: Anglicy:

Dayson, Mac Doogal, Rickaby, Williams, Compton, Hodgkinson, Earl, Parsoins, Davfe, Steel i Lewis.

Wisłą: Rybicki, Flanek, Gędłek, Filek I, Jabłoński I, Legutko (Parpan), Filek II, Bobula, Gracz, Artur, Różankowski I i Giergiel.


Przebieg

Przez pierwszych kilka minut jaskrawo rzuca się w oczy zdenerwowanie zawodników Wisły.

Anglicy atakują raz za razem demonstrując wspaniałą technikę, doskonałe driblingi i idealne zgranie. W 8-mej minucie klasyczny, błyskawiczny przebój. Davisa. Mija on Gędłka i strzela obok wybiegającego Rybickiego, uzyskując prowadzenie. Dopiero 11 minuta przynosi pierwszy wypad Wisły — bez rezultatu. Przez 5 minut widzimy wysiłki napadu czerwonych, jednak brak wykończenia. Angliczanie naciskają znowu i w tym okresie błyska wspaniałą formą dwójka Flanek—Jabłoński I, a Rybicki wyłapuje kilka piłek, często przechodząc na przedpole. Po 20 minutach konsoliduje się drużyna Wisły, ataki jej są coraz sprawniejsze i powoli nawiązują czerwoni równorzędną walkę z Anglikami. Coraz częściej gości atak Wisły pod bramką przeciwnika, u którego z kolei obserwujemy objawy najpierw konsternacji a potem silnego podenerwowania.

W pewnym momencie Bobula stara się wybić piłkę, przytrzymywaną między kolanami przez leżącego Anglika. Wyprowadza to z równowagi obrońcę angielskiego, który potrąca Bobulę. Jest to pierwszy sygnał ostrej a często brutalnej gry Anglików. Mimo to, a może właśnie dlatego Wisła gra coraz lepiej. Błyska talentem Flanek a na prawej stronie Jabłoński I, Artur i Legutko coraz częściej krótkimi podaniami biorą „w dziadka” angielskich zawodowców, co rozweselona publiczność żywo- oklaskuje. Ataki Wisły są coraz bardziej płynnie i groźne ii wreszcie w 41 minucie Artur pięknie wystawia Różankowskiego, który ostatnim wysiłkiem strzela i wyrównuje.

Na widowni wulkan radości i entuzjazmu.

Burza oklasków długo nie milknie. Publiczność bierze od tej chwili żywy udział w grze, oklaskami i okrzykami dopinguje zawodników Wisły, co dodatnio wpływa na jej poczucie. Już w następnej minucie Rożankowski I wyciąga piłkę spod własnej bramki podaje Arturowi i ucieka naprzód aby otrzymaną z powrotem piłkę wysłać do Bobuli. Krótką centrę główkuje Różankowski na bramkę, jednak Davson jest na stanowisku. Anglicy tracą głowę, podania ich są coraz mniej celne, bronią się wszelkimi środkami a nawet imponujące dotychczas wykopy Rickalby idą często w aut. Gwizdek sędziego przerywa walkę.

Druga połowa meczu ma dramatyczny przebieg. Obydwie strony prą do zwycięstwa, wzmaga się tempo a błyskawiczne akcje obydwu zespołów niesłychanie emocjonują widownię. Już w pierwszej minucie gwałtowny atak angielski kończy się strzałem Parsona tuż nad poprzeczką.

W walce o piłkę Artur ulega kontuzji i schodzi na kilkanaście minut z boiska. W tym okresie Parpan luzuje Legutkę, który aż do powrotu Artura przechodzi do ataku. Znowu Anglicy są w przewadze, a energiczne ich ataki są coraz groźniejsze. Ciężko i z poświęceniem pracuje teraz obrona i pomoc Wisły. Nacisk jednak jest tak silny, że czuje się bramkę w powietrzu. W 19-ej minucie Lewis sam na sam z bramkarzem pudłuje w 100°/o pozycji.

Za chwilę Parpan wyciąga poza połowę boiska wypuszcza Różankowskiego, którego bomba, mija cel o centymetry. W 17-tej minucie po raz drugi uzyskują Anglicy prowadzenie. Po centrze Levisa i błędzie obrońcy Wisły Davis nieuchronnie główkuje. Już w minutę później nowy atak angielski i ostry strzał łapie Rybicki. Znowu widzimy błyskawiczny przebój Davisa i znowu Rybicki przytomnie ratuje, Wisła nawiązuje zajadłą walkę a zawodnicy jej prześcigają się wzajemnie w ambicji i poświęceniu narzucając mordercze tempo. Denerwuje to Anglików i każde rozstrzygnięcie sędziego jest powodem ustawicznych protestów i zachowania się opisanego na wstępie. A kiedy w 25 minucie po gorącej sytuacji pod bramką angielską dyktuje sędzia rzut karny za przewinienie obrońcy, dochodzi do niesłychanego zachowania się kapitana drużyny wobec sędziego i dopiero przywołany z trybuny kierownik angielskiej ekipy, likwiduje zajście. Rzut karny zamienia pewnie Giergiel w wyrównującą bramkę. Mimo wyczerpania zdobywa się teraz drużyna Wisły na wspaniały zryw, co do reszty wyprowadza Anglików z równowagi. Niebezpieczny, ostry „wolny” Bobuli łapie pewnie Davson. Za chwilę obserwujemy wspaniałą ucieczkę Bobuli, momentalnie przerzut na prawą stronę i straszliwa bomba Giergiela obija się o słupek i poprzeczkę, wraca do Artura, który z paru kroków przestrzeliwuje. W 33 minucie broni Rybicki daleki i niebezpieczny strzał Williamsa. Znowu incydent.

Jeden z Anglików kopie bez piłki gracza i uderza go w twarz, poczem kłóci się jeszcze z sędzią.

Bobula znowu pięknie przechodzi pomocnika i obrońcę pięknie centruje lecz zapędzony Artur mija się z piłką. Niebezpieczny kontratak Anglików likwiduje z trudem Jabłoński I. Za chwilę za lekki faul Legutki wymierza sobie Persons sprawiedliwość, kopiąc go szpicem buta w brzuch.

Znowu Bobula wyciąga i dobrze centruje, trójka środkowa jednak nie zdąża na czas. W 42 minucie Artur, po pięknej kombinacji z Giergielem przerzuca do Gracza, ten niestety zamiast strzelać z powietrza, słabo główkuje. Jeszcze w ostatniej minucie jest okazja do podwyższenia wyniku, jednak strzał Gracza przechodzi tuż nad poprzeczką, poczem sędzia odgwizduje koniec zawodów.

Uzupełnienie dzisiejszego sprawozdania podamy z powodu braku miejsca w jutrzejszym numerze. A. G.

PO MECZU Wprost z boiska autobus PKP przywozi drużynę angielską do Grand Hotelu. Drużyna składa się z 15 osób, oraz 4 osób załogi samolotu, którym piłkarze Armii Renu przylecieli- z brytyjskiej strefy okupacyjnej w Niemczech do Polski. W hotelu, attache ambasady brytyjskiej w Warszawie P. Winton M. C. w barwnym mundurze szkockiego pułku oczekuje na swych rodaków. Zaraz po ich przybyciu z jednym z nich rozpoczyna rozmowę na temat przykrych wydarzeń, które miały miejsce n>a odbytym meczu. Anglicy czują się nie w swoim sosie. Sprawiają wrażenie ludzi, którzy „nawarzyli piwa” i nie wiedzą jak go wypić. Rozmowa nasza ogranicza się do ogólnych tematów co do poziomu polskiego piłkarstwa, którego rozwojem angielscy goście są zachwyceni.

-Wyrażają zdziwienie, ,że piłkarze polscy składający się wyłącznie z amatorów potrafią dorównywać zawodowcom. W drużynie krakowskiej szczególnie podobał się Artur, którego określają jako mądrego gracza. „Na żadnych i rozgrywanych przez nas meczów nie mieliśmy tyle widzów co w Polsce” oświadcza kapitan drużyny Compton. Członkowie reprezentacji Armii Renu wszyscy bez wyjątku brali udział w obecnej wojnie walcząc od Burmy do Normandii.

W strefie okupacyjnej w Niemczech rozgrywają w każdym tygodniu mecz z inną drużyną angielską. (sik)

"Start" z 1946.06.07

Bogaty program

Zaledwie kilkanaście godzin dzieli nas od oczekiwanego z niecierpliwością i zrozumiałym zainteresowaniem występu piłkarzy Kamraterma, mistrza Szwecji, w Krakowie, a już możemy podać wiadomość o mającym nastąpić wkrótce występie piłkarzy angielskich w Krakowie. W dniu 18 czerwca rozegrany zostanie na boisku Wisły mecz piłkarski: Reprezentacja Armii Angielskiej — Wisła. Czy potrzeba pisać, czym będzie dla Krakowa występ najlepszych piłkarzy Europy? Mieliśmy możność raz dopiero gościć Anglików u siebie. Było to 10 lat temu, gdy na jubileuszu 30-iecia Wisły bawiła w Krakowie słynna drużyna angielska, Chelsea, demonstrując football w najprzedniejszym gatunku. Mieliśmy także możność przekonać się ostatnio jaką klasę przedstawiają angielscy piłkarze. Oto najlepsza w obecnej chwili reprezentacja Warszawy uległa im w dwóch spotkaniach na terenie Niemiec tracąc 18 bramek: Anglicy — jak podają sprawozdania — grali tylko „na pół pary", gdyż dzieliła ich różnica kilku klas od przeciwnika.

Kraków, kolebka piłkarstwa polskiego, roszczący sobie słusznie pretensje do tytułu niepokonanego i najsilniejszego Okręgu będzie chciał zmyć hańbę Warszawy. Rzecz zrozumiała, że tak jak przeciw Kamraterme, — ze wzglądu na wysoką klasę przeciwnika — trzeba uzupełnić Cracovię najlepszymi piłkarzami Wisły — tak i Wisła w meczu przeciw Anglikom zasilona zostanie graczami Cracovii.

W meczu Jutrzejszym i w meczu w dniu 18 czerwca będą piłkarze nasi bronić nie tylko barw Cracovii czy Wisły, lecz honoru piłkarstwa krakowskiego I polskiego. Występ Anglików w Krakowie nie zakończy jednak bogatego programu spotkań międzynarodowych. W pięć dni później w dniu 23 czerwca gościć będzie w murach naszego miasta znakomita drużyna Jugosłowiańska Partyzant, z Belgradu. O wysokiej formie piłkarzy Jugosłowiańskich świadczy najlepiej niedawne zwycięstwo reprezentacji Jugosławii nad Czechosłowacją w Pradze (2:0) — zwycięstwo odniesione po grze, o której cała prasa zagraniczna pisze w samych superlatywach. Występ Jugosłowian będzie więc dalszym ewenementem i sensacją, po której czeka nas w bieżącym miesiącu jeszcze jedna. Jak się bowiem dowiadujemy w dniu jubileuszu 25- lecia swego istnienia ma zamiar sprowadzić Garbarnia drożynę Dynamo i pertraktacje w tej sprawie są już na ukończeniu.

A więc Szwedzi. Anglicy. Jugosłowianie i Dynamo, oto program piłkarzy w przeciągu jednego miesiąca! Jeśli dodamy do tego Węgrów na koncie Cracovii i trzy turnieje jubileuszowe Wisły, Cracovii i Garbarni, z których dwa mamy już poza sobą, to stwierdzimy z zadowoleniem, że wchodzimy już w okres równy, a może nawet przewyższający najlepsze przedwojenne czasy.
Oby tylko postawa, poziom i wyniki naszych reprezentantów były równie zadowalające.

„Start” z 1946.06.17

WE WTOREK DNIA 18 CZERWCA ODBĘDĄ SIĘ MIĘDZYNARODOWE ZAWODY PIŁKI NOŻNEJ
Reprezentacja Armii Angielskiej (Armia Renu) - T. S. Wisła
Poprzedzą zawody drużyn młodszych
Początek o godz. 18:30
Szczegóły w afiszach

„Start” z 1946.06.17

Witamy Anglików
45 tysięcy widzów, zebranych na stadionie w Chorzowie witało w dniu wczorajszym piłkarską reprezentację Armii Angielskiej. 45 tysięcy widzów, gdyż stadion chorzowski nie mógł więcej pomieścić. Tych samych piłkarzy Angielskich powitamy jutro w Krakowie. W Jedynastce, która wybiegnie na boisko, by zmierzyć się z piłkarzami polskimi, powitamy przedstawicieli potężnego narodu i państwa, które swą siłę i potęgę czerpie z radości życia jaka może dać uprawianie sportu. W Anglikach widzieliśmy zawsze dotąd i widzieć będziemy zawsze przedstawicieli kultury sportowej i tej fair play, która wysiłek mięśni zamieni na hart ducha i charakteru.

Nie tak to dawne — ale jakże już odległe czasy, gdy w głuchą noc naszej niedoli wdzierać poczęły się jawno promienie lepszej przyszłości, kiedy na falach eteru przez „zakonspirowane" aparaty radiowe dochodzić poczęły nas wieści, których nie miała siły dementować propaganda niemiecka, że Anglicy i Amerykanie lądują na ziemi francuskiej. Że wał Atlantycki, bunkry, twierdze i umocnienia sypią się w gruzy — że nic ma siły, by powstrzymać niezwyciężonych. Że są coraz bliżej nas i że dziejowa Nemezys ich rękami i ich sprzymierzeńców kładzie kres potędze, która nie znała uczuć miłości bliźniego, która siłę przed rozumem i sercem stawiała Z jakąż to radością śledziliśmy wówczas przebieg inwazji zazdroszcząc Francji, że zrzuca z siebie pęta hańbiącej niewoli i do nowego budzi się życia.

Inwazja na Zachodzie. Historia i strategia wojenna będą tu miały kiedyś szerokie pole popisu. My — z naszą wiedzą laików — ograniczmy się tylko do tego, że widząc umocnienia w naszych miastach zdawaliśmy sobie dobrze sprawę z tego, o ileż potężniejsze i doskonalsze muszą być te, które chronią Niemcy przed potęgą Angielską. I mogło wówczas zrodzić się nieraz zwątpienie, czy poza tymi potężnymi fortyfikacjami wróg ich i nasz na zawsze nie będzie bezpieczny. Lecz było coś, co nakazywało nam odrzucać to zwątpienie. Była wiara w słowo Anglików sportowców-dżentelmenów. Było przeświadczenie, że nie ma dla nich zbyt wielkich ofiar dla zadokumentowania, że najwyżej cenią swe przyrzeczeniu. A przecież zapowiadali, że Niemcy przez nich we własnym kraju zostaną pobici. Tak się też stało.

Fair play! Czyż może być większa od tej, gdy nie morduje się pokonanych, nie rabuje mienia zwyciężonych i podbitych? Walka z wrogiem — lecz walka na polu bitwy. Bo tak nakazuje honor żołnierzy- sportowców, którzy zawiśli w powietrzu nad „cudzą" ziemią, by za chwilę dotknąć jej i pozostać tak długo, dopóki nie naprawione zostaną krzywdy, nie pomszczone zbrodnie.

Z niedalekiej tej ziemi stron przybywają w mury naszego miasta piłkarze Anielskiej Armii Renu. Obojętne są dla nas ich nazwiska — obojętne wyniki. Przybywają nie po zwycięstwo — choć i to może łatwo stać się ich udziałem — lecz by wstąpić w szranki w równej i szlachetnej walce, w której silniejsi i lepsi będą zwycięzcami, bo takie są zasady fair play.

Był taki mecz: Brutalny mecz o honor polskiej piłki. Wisła Kraków - Reprezentacja Armii Renu 2:2

Data publikacji: 15-08-2018 16:17


W roku 1946 nie było jeszcze powojennych rozgrywek ligowych, a odbudowujące się zespoły, które podczas II wojny światowej nie mogły brać udziału w oficjalnych starciach, raz po raz mierzyły się z różnymi zagranicznymi ekipami przyjeżdżającymi w ramach tournée do Polski. Wśród ekip tych były profesjonalne zespoły, były też reprezentacje złożone z żołnierzy. W dzień Święta Wojska Polskiego warto przypomnieć jedną z takich gier - 18 czerwca na ówczesny stadion Garbarni przy ulicy Barskiej przyjechała Reprezentacja Armii Renu, złożona z brytyjskich piłkarzy przywdziewających kamasze. Wśród nich znajdowali się gracze takich marek, jak Arsenal, Middlesbrough, Leeds, Sunderland czy Celtic Glasgow. To wtedy Kraków poznał brutalny angielski styl gry!



Lato 1946 roku mimo braku krajowych rozgrywek ligowych, było dla Krakowa wyjątkowo udane. To właśnie wtedy pod Wawel zawitały takie tuzy, jak mistrz Szwecji, Kamraterna (dziś znana jako… IFK Göteborg) czy Partizan Belgrad. Największym zainteresowaniem sympatycy futbolu obdarzyli jednak przyjazd do Krakowa Reprezentacji Armii Renu - drużyny angielskich sił okupacyjnych stacjonujących w Niemczech po zakończeniu II wojny światowej. Wszyscy zawodnicy RAR byli profesjonalnymi piłkarzami z angielskich klubów, kilku z nich miało na koncie tytuły mistrza Anglii - a kapitan, Leslie Compton wraz z Arsenalem zdobył ich aż pięć! W drużynie występowali też choćby: Billy Steel, późniejszy kapitan reprezentacji Szkocji oraz Stan Rickaby, legenda West Bromwich Albion, która po zakończeniu sportowej kariery wyemigrowała do Australii by walczyć o prawa Aborygenów!

Razem naprzeciw Synom Albionu

Powiedzieć, że to Anglicy byli faworytami, to nic nie powiedzieć! Uznawana za najlepszą w kraju reprezentacja Warszawy w dwumeczu straciła aż 18 goli, w Krakowie również postanowiono połączyć siły. W wyjściowym składzie pojawiło się więc sześciu piłkarzy Białej Gwiazdy, których wspierała piątka z Cracovii. Z ławki w drugiej części spotkania weszło zaś dwóch Wiślaków i jeden piłkarz Pasów. Wspólna drużyna miała stawić czoła niesamowicie wyszkolonym technicznie oraz fizycznie wojskowym Synom Albionu.

„W Jedynastce, która wybiegnie na boisko, by zmierzyć się z piłkarzami polskimi, powitamy przedstawicieli potężnego narodu i państwa, które swą siłę i potęgę czerpie z radości życia jaka może dać uprawianie sportu. W Anglikach widzieliśmy zawsze dotąd i widzieć będziemy zawsze przedstawicieli kultury sportowej i tej fair play, która wysiłek mięśni zamieni na hart ducha i charakteru” - pisał redaktor gazety „Start”. Jak jednak bardzo się mylił! Brytyjczycy zaczęli bardzo ostro, wręcz brutalnie i wślizgami walczyli o każdy centymetr boiska. Na nic zdawały się interwencje gwizdkiem sędziego Romana Mohyli - Anglicy przyjechali pokazać, że ich porażka w Chorzowie z reprezentacją Śląska była wypadkiem przy pracy.

Gol-faul-gol

Tak też zaczęło to wyglądać w 7. minucie spotkania, kiedy to zawodnik Sunderlandu, Dickie Davis wykorzystał niezdecydowane wyjście do piłki Rybickiego, uprzedził go i ze stoickim spokojem wbił piłkę do bramki. Po osiągnięciu prowadzenia Anglicy nieco zwolnili grę, co za wszelką cenę próbowali wykorzystać krakowianie. Strzał Gracza z rzutu wolnego oraz Giergiela po indywidualnej akcji mijają jednak bramkę strzeżoną przez golkipera Bristol City, Dawsona. Wyrównanie przynosi dopiero 41. minuta - pod własną bramką piłkę przejął Flanek, który uruchomił akcję zaczepną połączonej drużyny Białej Gwiazdy i Cracovii. Futbolówka trafiła do Woźniaka, który sprytnym zwodem wyminął pięciokrotnego mistrza Anglii, Comptona i posłał ją do Eugeniusza Różankowskiego. Napastnik na co dzień reprezentujący Pasy pokusił się o płaski strzał, a piłka przeleciała pod rękami interweniującego bramkarza. 30 tysięcy widzów zgromadzonych na stadionie Garbarni przy ulicy Barskiej z radości krzyczało w niebogłosy. W drugiej połowie jednak krzyki zamieniły się w gwizdy. Anglicy bowiem bardziej niż na piłce, skupili się na robieniu krzywd rywalom. Pierwszą „ofiarą” Synów Albionu był Bobula, który został odepchnięty przez Rickaby’ego, następnym poszkodowanym był zaś… arbiter, który rozdzielając przepychających się rywali został powalony na ziemię. Sędzia po chwili przerwy wznowił zawody, by… zatrzymać je w momencie, gdy uderzony w twarz został słynący z gry fair play Mieczysław Gracz. Przepychankom nie było końca, lecz ostatecznie udało się dograć to iskrzące spotkanie. W 62. minucie na prowadzenie wyszli goście - po dośrodkowaniu Lewisa w polu karnym najwyżej skoczył napastnik West Hamu, Eric Parsons, który głową umieścił piłkę w siatce.

Osiem minut później zrobiło się jednak 2:2. Oddajmy głos mediom: „Wtem, po jednym z ataków gospodarzy obrońca angielski Dougal dotyka piłki ręką na polu podbramkowym. Gwizdek: karny. Do sędziego podbiegają Anglicy, gestykulując i żywo wyrażając swój sprzeciw. Przewinienie było jednak zbyt jaskrawe i arbitrowi zawodów nie pozostało nic innego, jak zdecydowanym ruchem raz jeszcze wskazać na „jedenastkę”. W zupełnej ciszy jaka zaległa stadion Giergiel ustawił piłkę na białym punkcie. Cofnąwszy się kilka kroków oparł szpic buta o murawę i spojrzał w stronę przyczajonego w bramce Dawsona. Rozpęd - i strzał! Widownia szaleje z radości - wspaniała robinsonada bramkarza gości okazała się daremna. Na tablicy pod zegarem zmieniono numery. 2:2. Wynik utrzymał się już do końca spotkania”.

Wygwizdane święto

Anglicy nie mogąc pogodzić się z ostatecznym rezultatem dążyli do pomeczowej awantury, jednak żaden z krakowian nie dał się już sprowokować. Piłkarskie święto, jakim bez wątpienia był przyjazd tak utytułowanych piłkarzy, zakończyło się niesmakiem, a goście na pożegnanie zostali wygwizdani przez kibiców. „Wtedy poznaliśmy prawdziwy angielski styl gry” - przyznał po latach w swoich wspomnieniach Stanisław Flanek. Z prasowych opisów wynika, że Reprezentacja Armii Renu mogła być prekursorem stylu, jaki w latach 90-tych prezentował szalony gang z Wimbledonu pod wodzą Vinniego Jonesa. Tym bardziej cieszył fakt, że nie mająca jeszcze powojennych rozgrywek ligowych polska ekipa była w stanie zremisować z tak godnymi rywalami, jak i wrócić do domów bez żadnej kontuzji!

Wisła Kraków + Cracovia - Reprezentacja Armii Renu 2:2 (1:1)

0:1 Davis 7’

1:1 Różankowski 40’

1:2 Parsons 62’

2:2 Giergiel 70’

Wisła: Rybicki - Gędłek (Filek), Flanek - Jabłoński, Legutko (Parpan), Filek - Gracz (Legutko), Woźniak, Różankowski, Bobula

Armia Renu: Dawson - Dougal, Rickaby - Hodkinson, Campton, Williams - Earle, Parsons, Davis, Steele, Lewis

Sędziował: Roman Mohyła z Krakowa

Widzów: 30 000

Jakub Pobożniak

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


Źródło: wisla.krakow.pl

„Dziennik Polski” z 1946.06.18

http://mbc.malopolska.pl/dlibra/doccontent?id=17629

Dziś Armia Renu—Wisła
Po sensacyjnej porażce, poniesionej w niedzielę w Chorzowie z repr. Śląska (2:3), repr. angielskiej armii okupacyjnej w Niemczech w liczbie 22 osób przyleciała wczoraj w godzinach popołudniowych samolotem do Krakowa. Dziś na Stadionie Garbami o godz 18.30 odbędzie się spotkanie Armii Renu z TS Wisła (w wzmocnionym składzie). Ze względu na spodziewany wielki natłok publiczności wskazane jest wcześniejsze zajmowanie miejsc siedzących na trybunie. TS Wisła dołoży niewątpliwie starań, aby na stadionie Garbarni nie powtórzyły się owe przykre sceny z biletami, które miały miejsce na niedzielnych zawodach Warszawa—Kraków, organizowanych przez KOZPN, na które nie chciano wpuścić przedstawicieli prasy, a m. i. przybyłego z Warszawy przedstawiciela „Przeglądu Sportowego" (I). Poza tym zarezerwowaną stale przez KS Cracovia lożę dla prasy KOZPN, dbając o swoją kasę, sprzedał do ostatniego miejsca. Komentarze zbyteczne!

„Dziennik Polski” z 1946.06.19

http://mbc.malopolska.pl/dlibra/doccontent?id=17631

„Dżentelmeństwo” Anglików

Armia Renu - Wisła-Cracovia 2:2
Wtorkowy mecz na boisku Garbarni wyleczył na pewno wielu z tzw. „choroby angielskiej"! Jeśli zwykliśmy uważać Anglików za uosobienie „fair play" w najwyższym tego słowa znaczeniu, to wtorkowa gra „Armii Renu" w Krakowie (reprezentacji armii okupacyjnej w Niemczech) była najwymowniejszym tego zaprzeczeniem. Tak brutalnej drużyny Kraków jeszcze nie oglądał i nie chce więcej oglądać! Armia Renu zapisała się jak najgorzej w pamięci 30 tysięcy widzów wczorajszych zawodów. Okazała się nie tylko drużyną nie karną i nie zdyscyplinowaną (najbardziej niekarny był sam kapitan drużyny Compton), lecz zdolną do najbrutalniejszych wyczynów na boisku, gdy spostrzegła, że zwycięstwo trudno jest jej wywieźć z Krakowa.

Toteż druga połowa wczorajszych zawodów była niesłychanie burzliwa, ustawicznie dochodziło do niemiłych incydentów, które prowokowali goście, zachowując się przy tym skandalicznie zarówno wobec zawodników polskich, jak i wobec sędziego. Zawody były kilkakrotnie przerywana i toczyły się do samego końca w atmosferze niezwykle naprężonej, tym bardziej, że w ostatnich minutach gry nasza drużyna dwukrotnie dosłownie o krok tylko była bliska zwycięstwa (Artur i Gracz nie wykorzystali „murowanych" pozycyj podbramkowych). Ta sama publiczność, która niezwykle serdecznie przyjmowała drużynę angielską, gdy ona wkraczała ma boisko, gwizdała, gdy goście opuszczali boisko, zostawiając po sobie nieprzyjemne wspomnienie.

Zawody zakończyły się wynikiem remisowym 2:2 (1:1). Pierwsza bramka padła już w 8 min. Zdobył ją dla Armii Renu Davis, środkowy napastnik, jeden z jej najlepszych graczy (obok olbrzymiego Comptona — środk. pomocnika, a następnie obrońcy) nie bez winy Rybickiego, który niepotrzebnie wybiegł z bramki. Wyrównanie nastąpiło w 41 min. ze wspaniałego nie do obrony strzału Różankowskiego. Po pauzie Davis w 17 min. znów uzyskał prowadzenie. Lecz już 25 min. przyniosła wyrównanie z rzutu karnego, egzekwowanego przez Giergiela. Mordercze tempo utrzymuje się do końca zawodów, nasi atakują niezmordowanie, mają wybitną przewagę, lecz szczęście sprzyja Anglikom. Team Wisła—Cracovia w całości zasłużył na najwyższe słowa pochwały za grę ofiarną, ambitną i nieustępliwą z zawodowcami angielskimi. Również sędziemu p. Mohyle należy się uznanie za doskonałe poprowadzenie zawodów. Organizacyjnie zawody wypadły fatalnie. Boisko Garbarni nie było przygotowane do tak wielkiej ilościowo imprezy (dlaczego nie urządzono tych zawodów na boisku KS Cracovii?).

Drużyny grały w składach:
Armia Renu: Dawson — Rickaby, Mac Dougall — Hodgkinson, Compton, Wilkirts — Erll, Pareons, Davis, Steel, Levis.
Team Wisła—Cracovia: Rybicki, Gędłek (Filek II), Flanek — Jabłoński I, Legutko (Parpan), Filek I — Giergiel, Gracz, Artur, Legutko, Różankowski, Bobuła.


Sport: tygodnik. 1946, nr 40

1946.06.24

Trzeba odróżnić ostrość od brutalności. My zagraliśmy ostro, a otrzymując w odpowiedzi brutalność zupełnie podświadomie przeszliśmy na ten sam system. Dlaczego widownia gwizdała...

Dlaczego publiczność krakowska oburzała się gdy nasi napastnicy atakowali bramkarza, czyniąc to przecież w sposób dozwolony.

Dlaczego publiczność śląska i krakowska gwizdała, gdy obrońcy nasi podawali piłkę naszemu bramkarzowi w gorących sytuacjach podbramkowych. Rzecz ta jest przyjęta ogólnie przecież w całym świecie.

I jeszcze jedno, gdy się skacze do „główki” to nie należy przy okazji pięścią „nokautować” przeciwnika — jak to czynił mały czarny gracz Wisły.

Tyle mam żalów. Ale to przeminęło.

Nie warto wspominać.

Winnym był sędzia Obydwie strony były wg. mnie winne, a najwięcej już sędzia. Ja osobiście uznaję tylko zdecydowanego, szybkiego i sprawiedliwego arbitra. Człowiek z gwizdkiem który po 10 sek. od chwili wypadku wydaje orzeczenie jest nie do zniesienia na boisku.

Angielscy sędziowie potrafią zdobyć posłuch i karność zawodników swą bezapelacyjnością wydawanych orzeczeń.

Sędzia w Krakowie sprawił nam nadto do przerwy wiele trudności swą białą koszulką, którą nie odróżniał się od graczy Armii Renu. U nas w Anglii obowiązuje sędziów przepisowy czarny kostium.

Z Wisły podobał mi si? Artur Z teamu krakowskiego bardzo podobał mi się lewoskrzydłowy, szybki zdecydowany i strzelający z każdej pozycji. (Bobula — przyp. Red.).

Środkowy napastnik (Artur) jest wspaniałym technikiem, brak mu szybkości, ale jest to gracz o wielkich umiejętnościach i nieprzeciętnej klasy.

Reszta wydawała mi się słabsza. — U bramkarza raził brak doświadczenia.


Naprzód: dziennik socjalistyczny : organ WK PPS. 1946, nr 130 - 1946.06.19

Wisła remisuje z Repr. Armii Angielskiej

Do zawodów tych, które na boisku Garbarni zgromadziły nienotowaną dotąd w Krakowie liczbę publiczności, drużyna Armii Angielskiej wystąpiła w tym samym składzie co na Śląsku, z doskonałym Comptonem na środku pomocy i Dawsonem na środku napadu. Skład Wisły, wzmocnionej zawodnikami Cracovii, wyglądał następująco: Rybicki — Gędłek, Flanek — Jabłoński I, Legutko, Filek II — Giergiel, Gracz, Artur, Różankowski I, Bobula.

Po wzajemnych powitaniach rozpoczyna się gra, która w pierwszych minutach jest chaotyczna i nerwowa.

W 6 minucie Legutko źle zastawia ciałem Dawsona, który dochodzi do piłki, strzela — ale szczęśliwie w aut.

W dwie minuty później tenże sam środkowy napastnik, Dawson, otrzymuje piłkę i strzela nie bez winy Legutki i Rybickiego pierwszą bramkę dla swoich barw „Wiślacy" nie rezygnują jednak i gra ich staje się coraz płynniejsza. Co chwilę suną ataki Wisły na bramkę gości ale Compton likwiduje wypady to Różankowskiego i Artura czy też Bobuli. Około 20-tej minuty przewaga Wisły uwidacznia się dwoma rzutami rożnymi.

Obrona gości i Compton grają tak ostro, że wywołuje to wyraźne niezadowolenie publiczności, która protestuje ciągłymi gwizdami.

W 43-ciej minucie Flanek, ten najlepszy obecnie gracz Wisły odbiera piłkę napastnikom gości, podprowadza ją pod pole karne przeciwnika i wypuszcza idealnie Różankowskiego, który pewnie strzela w róg bramki. Jest 1:1 — publiczność szaleje z radości i wśród jej okrzyków Anglicy zaczynają grę, a w chwilę później gwizdek sędziego — przerwa.

Jaki będzie wynik? Czy nasi po przerwie rozstrzygną zawody na swoją korzyść? Oto pytania, które padały w śród podnieconej publiczności.

Już w pierwszych minutach gry po przerwie, schodzą z boiska Artur i Gędłek, którzy doznają kontuzji.

Wchodzą Parpan na środek pomocy i Filek I w miejsce Gędłka, przyczym Legutko idzie na prawego łącznika.

Anglicy, którzy do przerwy forsowali lewą, reklamowaną zresztą bardzo stronę ataku, teraz posyłają piłki do prawoskrzydłowego, który wspaniałym ciągiem n a bramkę, sprawia wiele kłopotu tak Flankowi jak i Rybickiemu.

W dziesiątej minucie groźny wypad Anglików i lewy łącznik strzela tuż obok bramki.

Wisła atakuje teraz lewą stroną, gdzie Bobula raz po raz popisuje się biegiem i dokładnymi podaniami.

W 15 minucie lewoskrzydłowy Anglików podaje, niemalże z linii autowej, do środka, tu piłkę dostaje Dawson i głową skierowuje ją do siatki. Anglicy znowu prowadzą. — Gra się jeszcze bardziej zaostrza i goście, a zwłaszcza długonogi Compton ciągle faulują naszych zawodników. Bezsprzecznie ten wysoki czarny reprezentant Anglii jest piłkarzem doskonałym, ale zachowanie jego więcej niż karygodne.

Po zarządzonym przez sędziego rzucie wolnym przeciw Anglikom Compton uderza bez powodu Gracza w twarz, za co winien był zostać wykluczony przez sędziego z boiska.

W 25-tej minucie rzut karny przeciw Anglikom i w śród entuzjazmu publiczności piłka ze strzału. Giergiela ląduje poraź drugi w siatce gości. Teraz następuje okres widocznej przewagi Wisły, która nie wykorzystuje szeregu wygodnych sytuacji podbramkowych. Artur, który po kilkunastominutowej nieobecności wrócił na boisko przenosi z dwu kroków tuż nad poprzeczką, a w chwilę później, Gracz zamiast przytrzymać piłkę z podania Giergiela, strzela głową z niedogodnej pozycji, prosto w ręce bramkarza.

Podniecona wybrykami Comptona publiczność reaguje na każdy gwizdek sędziego, który będąc w bardzo ciężkiej sytuacji daje kilkakrotnie Anglikom powody do niezadowolenia Kiedy gwizdek sędziego kończy te denerwujące zawody, drużyna angielska schodzi z boiska żegnana gwizdami publiczności. Wynik 2:2 krzywdzi Wisłę, która mecz ten mogła i powinna była, wygrać, przeważając nad gośćmi ofiarnością i wolą zwycięstwa.

Były momenty kiedy Anglicy pokazali football w najlepszym wydaniu demonstrując doskonałe zgranie, szybki start do piłki i kondycję fizyczną, ale... Kamraterna podobała się lepiej krakowskiej publiczności.

Pomijając ordynarne zachowanie się Comptona, trzeba stwierdzić, jak już poprzednio zaznaczyliśmy, że jest to gracz wysokiej klasy. Poza tym podobali się obaj skrzydłowi, boczni pomocnicy i obrońcy. Środek napadu, Dawson, groźny pod bramką, w polu jednakże nie pokazał nic specjalnego.

W Wiśle Rybicki dobry, Flanek w obronie doskonały i bodajże najlepszy w drużynie. W pomocy Jabłoński I i Filek bardzo dobrzy, słabszy natomiast Legutko.

Parpan grał za krótko; ale uważamy, że byłby lepszy od powolnego Legutki.

W napadzie „pierwsze skrzypce” grał Bobula, a po przerwie rozruszał się także Różankowski. Pozostali nie mieli swego najlepszego dnia, a Giergiel wręcz słaby. Po zawodach poprosiliśmy przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Sportowej tow. red.

Statera o podzielenie się wrażeniami. Oto co powiedział redaktor Statter: Anglicy zachowywali się skandalicznie, serdecznie powitani przez publiczność wchodząc na boisko, jednak nie pozdrowili jej jak to jest ogólnie w piłce nożnej przyjęte. — Swoimi wyczynami zrazili sobie publiczność do tego stopnia, że ta schodzących z boiska żegnała gwizdami.

Takie niesportowe zachowanie i brutalna gra — są u nich na porządku dziennym*



Sportowiec. R.2, 1946, nr 25 1946.06.24

Wisła remisuje z Anglikami 2:2

Kraków. Zapowiedź występu reprezentacyjnej drużyny angielskiej Armii Renu ściągnęła na boisko „Garbarni” rekordową ilość widzów, którzy przyszli zobaczyć grę pogromców Warszawy i spodziewali się być świadkami widowiska przyjemnego, emocjonującego według zasad „fair play”. Z tej strony spotkał publiczność zawód. Gra była ostra, miejscami brutalna, a winni temu byli Anglicy, którzy nawet posunęli się do rękoczynów do grubego nietaktu wobec doskonałego sędziego Mochyły.

Anglicy pomni ostatniej porażki w Katowicach narzucili z miejsca ostre tempo i widać było, że wszelkimi siłami dążą do zwycięstwa. Kiedy drużyna krakowska, przeczekawszy impet potrafiła skutecznie stawić czoło renomowanemu przeciwnikowi, a na grę ostrą odpowiedzieć także ostrością, wkładając przy tym tyle serca i ambicji, że górowała pod tym względem nad przeciwnikiem, wówczas Anglicy utracili spokój, przysłowiową flegmę i panowanie nad nerwami i zaczęli grać wręcz brutalnie. Celował w tym zwłaszcza lewy obrońca Mac Dongal. Prowadzenie zdobyli Anglicy już w 6-minucie przez środkowego napastnika Davisa, który wyzyskał zły wybieg Rybickiego. „Wisła” wyrównała w 37-minucie przez Rożankowskiego po doskonałym zagraniu Blanka i Artura.

Po przerwie w czasie równorzędnej gry niespodziewany wypad Anglików z lewej strony przyniósł im w 17-minucie drugą bramkę przez Baileyego po dobrym dośrodkowaniu Levisa. Nacierająca z furią drużyna krakowska wyrównała w 9 minut później z rzutu karnego, gdyż w beznadziejnej sytuacji pod bramką Anglików, obrońca Rickboy zatrzymał piłkę ręką. Egzekutorem karnego był Giergiel. Pod koniec meczu gra zaostrzyła się jeszcze bardziej, a brutalność Anglików powodowała nieprzyjemne incydenty. W tym okresie miał Kraków dwie idealne pozycje do zdobycia zwycięskiej bramki — w pierwszej przyszedł Anglikom z pomocą słupek bramkowy — w drugiej zawiódł Bobula atakowany ostro przez obu obrońców.

Z drużyny angielskiej, którą hołdowała grze dalekich półgórnych przerzutów, wyróżnili się doskonały bramkarz Dawson, obrońca Mac Dougal, środkowy pomocnik Compton oraz obaj skrzydłowi Parsen, Levis i środkowy napastnik Davis. Wszyscy gracze angielscy grali doskonale głową, byli bardzo szybcy i grali przy tym dużo ciałem.

W drużynie „Wisły”, której skład wzmocniono zawodnikami „Cracovii“ byli: Rybicki — Gędłek. Flanek — Jabłoński, Legutko (Parpan), Filek I — Giergiel, Gracz, Artur, Rożankowski, Bobula. Najlepszym był Artur w napadzie, Legutko i Jabłoński w pomocy, oraz Flanek w obronie. Bramkarz Rybicki zawinił pierwszą bramkę — chwytał przy tym niezdecydowanie — a jego gra na efekt mogło spowodować utratę dalszych punktów

Wspomnienia

Stanisław Flanek

Wspomnienia Stanisława Flanka o meczu Wisła Kraków - Armia Renu w 1946 roku.

Jerzy Jurowicz

Pierwszy po wojnie występ piłkarzy angielskich w Krakowie nie przyniósł im sukcesu. Przeciwnie, ponad 30 tysięcy widzów opuszczało największe wówczas w naszym mieście boisko Garbarni z niesmakiem, komentując niekulturalne zachowanie się gości.

Anglicy narzucili z miejsca mordercze tempo, grali ostro, atakując ciałem. Niestety, kiedy drużyna krakowska przetrzymała impet przeciwnika, a górując nad zespołem gości ambicją i sercem ruszyła do kontrataku – futboliści Armii Renu stracili przysłowiową flegmę i panowanie nad nerwami. Grali teraz już nie ostro, ale po prostu brutalnie.

Zaczęło się od incydentów w pierwszych minutach gry, kiedy obrońca Rickaby odepchnął brutalnie Bobulę.

- Oho, kto wie czy nie powtórzy się wypadek z meczu z Chelsea – myślałem leżąc za bramką i przypominając sobie wrażenia z występu Anglików sprzed 10-ciu laty na jubileuszu Wisły.

Me przypuszczenia sprawdziły się niestety w zupełności. Należący zawsze do najbardziej fair grających Artur został w chwilę później sfaulowany, to samo spotkało Gracza, który otrzymał uderzenie w twarz. Tylko dzięki wysokiej kulturze kapitana Wisły – Filka I – udało się zażegnać incydenty, ale nadużywający siły fizycznej gości stracili sympatię widowni, która wygwizdała Anglików w chwili opuszczania przez nich boiska.

Nic dziwnego, że w tych warunkach sama gra straciła na wartości. A szkoda, bo jeśli chodzi o umiejętności piłkarskie, to widać było że Anglicy są doskonałymi zawodnikami i umieją dosłownie wszystko.

Prowadzenie zdobyli goście już w 7 minucie. Pod koniec pierwszej połowy wyrównującą bramkę uzyskał Różankowski. Po pauzie prowadzenie objęła ponownie Armia Renu.

…Do końca meczu już nie wiele minut. Doping widowni zmusza graczy krakowskich do największego wysiłku. Wtem, po jednym z ataków gospodarzy obrońca angielski Dougal dotyka piłki ręką na polu podbramkowym. Gwizdek: karny. Do sędziego podbiegają Anglicy, gestykulując i żywo wyrażając swój sprzeciw. Przewinienie było jednak zbyt jaskrawe i arbitrowi zawodów nie pozostało nic innego, jak zdecydowanym ruchem raz jeszcze wskazać na „jedenastkę”.

W zupełnej ciszy jaka zaległa stadion Giergiel ustawił piłkę na białym punkcie. Cofnąwszy się kilka kroków oparł szpic buta o murawę i spojrzał w stronę przyczajonego w bramce Dawsona. Rozpęd – i strzał! Widownia szaleje z radości – wspaniała robinsonada bramkarza gości okazała się daremna. Na tablicy pod zegarem zmieniono numery. 2:2. Wynik utrzymał się już do końca spotkania.

Źródło: Jerzy Jurowicz, Pamiętniki

Władysław Giergiel

Tadeusz Orzelski był dla mnie najlepszym prezesem, jakiego Wisła miała w całej swojej historii. No, w każdym razie za ten okres, który ja pamiętam, czyli od 1931 roku. Człowiek wysokiej kultury i wiedzy. Graliśmy po wojnie z Anglikami na Garbarni. Przyjechała drużyna Armii Renu. On ich wtedy witał płynną angielszczyzną. Był przecież absolwentem Oxfordu!

Źródło: Tempo 13 sierpnia 1991