1947.07.19 Polska - Rumunia 1:2

Z Historia Wisły

Z Wisły zagrali: Władysław Giergiel, Stanisław Flanek, Mieczysław Gracz.

Wiślacy w reprezentacji: Giergiel, Gracz i Flanek
Wiślacy w reprezentacji: Giergiel, Gracz i Flanek

Debiut i zarazem ostatni mecz Giergiela w reprezentacji Polski.

Skład Reprezentacji Polski:


Walter Brom - Ruch Chorzów

Antoni Barwiński - Ogniwo Tarnów

Stanisław Flanek - Wisła Kraków

Edward Jabłoński - Cracovia

Tadeusz Parpan - Cracovia

Marian Jabłoński - Cracovia

Władysław Giergiel - Wisła Kraków

Mieczysław Gracz - Wisła Kraków

Tadeusz Świcarz - Polonia Warszawa Grafika:Zmiana.PNG (15' Gerard Cieślik) - Ruch Chorzów

Zygmunt Kulawik - Polonia Bytom

Marian Czachor - Radomiak Radom


Miejsce/Stadion: Warszawa/Stadion Wojska Polskiego

Strzelcy bramek: Ferenc Sárvári 3' (0:1), Gerard Cieślik 53' (1:1), Ferenc Sárvári 61' (1:2).

Selekcjoner: Henryk Reyman.

Spis treści

Opis meczu

Spotkanie z Rumunami (19.07), choć toczone przy stałej przewadze polskiego zespołu, przyniosło nam pechową porażkę 1:2. Mecz ten na pewno nie był, jak chcieli niektórzy, „obrazem nędzy i rozpaczy”47. Po raz pierwszy Reyman mógł obejrzeć w oficjalnym meczu wybraną przez siebie reprezentację i nic dziwnego, że reagował podczas tego spotkania emocjonalnie. „Ofiarą” takiej reakcji stał się w tym meczu Świcarz, który spatałaszył sytuację sam na sam z rumuńskim bramkarzem. Wtedy to wyraźnie podenerwowany selekcjoner zarządził zmianę w swej drużynie i w miejsce warszawskiego gracza wprowadził G. Cieślika. Było to udane posunięcie, gdyż piłkarz Ruchu okazał się strzelcem jedynej bramki dla Polski w tym meczu. Nic dziwnego, że w sierpniowym pojedynku z Czechosłowacją w Pradze widział już tego piłkarza w podstawowej jedenastce. Zresztą po meczu z Rumunią w kadrze zaszły poważne zmiany, co świadczyło wymownie o tym, że Reyman nie był zadowolony z gry swoich podopiecznych w Warszawie. Po meczu mówił zresztą wyraźnie, że jego „zespół załamał się po utracie drugiej bramki. Nie pamiętam tak dziwnie zdobytych bramek na meczu reprezentacji... Muszę... szukać skrzydeł”. W pomeczowym komentarzach pisano, że Polacy zagrali w tym meczu „bez systemu i myśli” – byli do tego od rywali słabsi technicznie49. Jako swoistą ciekawostkę można dodać, że podczas meczu „krzyczano z wielu miejsc na trybunach” w stronę selekcjonera: „Reyman gola... Kapitan związkowy, gdyby grał tak jak kiedyś, zapewne nie dałby sobie tego dwa razy powtórzyć. Strzelał bramki w reprezentacji nawet lepszym drużynom niż rumuńska” - skomentował te nawoływanie „Przegląd Sportowy”.

  • Źródło: Paweł Pierzchała, Z białą gwiazdą w sercu, Kraków 2006.

Komentarze prasowe po występach Wiślaków w reprezentacji:

  • Władysław Giergiel:
    • „Krakowianin mając piłkę, niemolestowany umiał ją może lepiej oddać czy przerzucić, niż jego kolego z przeciwnej strony, ale o tym, by mógł sam coś zrobić, wygrać walkę lub pojedynek, nie było mowy".


  • Mieczysław Gracz:
    • "Z trójki środkowej Gracz nie był w normalnej swojej formie. Nie znamy przyczyn, nie ulega jednak wątpliwości, że słaba gra asa atutowego napadu nie pozostała bez wpływu na resztę”.
    • Po przerwie „Giergiel bije rzut rożny. Ładna, mierzona centra, Idze na środek pola karnego bierze ją Gracz i piękną główką przenosi nad poprzeczkę”.


Prasa

Dziennik Zachodni, 1947, R. 3, nr 197. - Wyd. A

Mecz rozczarował publiczność

Rumunia — Polska 2:1 (1:0)

Warszawa (od specjalnego wysłannika). Drugi oficjalny występ piłkarskiej reprezentacji Polski po woj. nie, a pierwszy na własnym terenie zakończy) się niepowodzeniem. Jedenastka polska uległa Rumunom w stosunku 1:2 (0:1). Porażka ta jest tym bardziej przykrą, że oczekiwano ogólnie po porażce w Oslo rehabilitacji. Niestety, dziwny pech, jaki prześladuje Polskę w spotkaniach z Rumunią, da) się jeszcze raz we znaki. Polska przegrała, aczkolwiek zawody te mogła rozstrzygnąć na swą korzyść. Porażka ta jest jeszcze z tego powodu przykra, że gra bynajmniej nie wykazała, by Polska była gorsza od Rumunów, jednak słaba gra naszej drużyny, którą można by porównać do przeciętnej gry z walk o wejście do ekstra klasy, uniemożliwiła odniesienie zwycięstwa. Tak więc ujemny bilans spotkań z Rumunami powiększyliśmy o jeszcze jedną porażkę. W bilansie tym posiadamy tylko 1 zwycięstwo, 4 porażki i 4 remisy przy ogólnym stosunku bramkowym 19:21 na naszą niekorzyść.

Drużyny wystąpiły w następujących składach:

Polska: Brom, Barwiński, Flanek, Jabłoński I, Parpan, Jabłoński II, Giergiel, Gracz, Świcarz, (Cieślik) Kulawik, Czachor.

Rumunia: — Stanéscu, Dragan, Farmaty, Bacut, Pall, Siklovan, Farkas, Marian, Spielman, Jordache, Dumitrescu.

Zawiedziona publika

Nie pamiętamy, kiedy nasza reprezentacja zagrała tak słabo, jak z Rumunami. Dla 30 tysięcznej widowni, fakt ten był tym bardziej przykrym, że zdawano obie sprawę, iż wygrana leżał? w możliwościach ¡drużyny polskiej. Miało to miejsce w drugiej połowie zawodów po zdobyciu wyrównującej bramki. Drużyna nasza zdobyła sobie wówczas przewagę i przygniotła wyraźnie Rumunów, którzy zaskoczeni atakami Polaków, zepchnięci zostali do defensywy. Nawet pomoc, grająca dotąd defensywnie, poszła naprzód i zdawało się, że kwestia zwycięstwa będzie już kwestią minut. Niestety po 10 min, okresie przewagi nastąpił moment, który zaważył na losach następnego okresu gry i porażce Polski. Będący zupełnie sam z piłką Jabłoński I podał piłkę z odległości 20 m do Broma. Piłka podana była jednak zbyt lekko, toteż wolno toczyła się ku bramce polskiej. Wykorzystał to szybki środkowy napastnik Rumunów, który był przy piłce prędzej niż Brom, toteż ulokowanie piłki w bramce polskiej nie nastręczało mu wielkiej trudności. Po zdobyciu tej bramki w Rumunów wstąpił nowy duch. Grali znowu zacięcie jakby po złapaniu drugiego oddechu i przeważali do końca zawodów. Polska miała i w tym okresie momenty, w których mogła zdobyć wyrównanie, niestety i te zostały niewykorzystane. Analizując grę reprezentacji Polski musimy stwierdzić, że naj lepszym jej graczem był bezsprzecznie Brom w bramce. Ponosi on częściowo z Flankiem winę za utraconą pierwszą bramkę, jednak w ciągu meczu obronił w pięknym stylu strzały, które powinny były przynieść bramki. Brom wyjmował pięciokrotnie piłkę z własnej bramki jednak tylko dwukrotnie posłał je na środek boiska jako znak uznania bramek. Trzykrotnie sędzia nie uznał bramek, wyłapując spalone. Z uczuciem ulgi przyjmowała widownia decyzję sędziego, w innym bowiem wypadku porażka byłaby wyższa

Jak grali Rumuni

Drużyna rumuńska przypominała nam reprezentację Sofii. Cechowała ich gra płaska, oparta o krótkie podania i dobrą szybkość. Niewątpliwie Sofía wydaje nam się lepszą jako całość, jednak Rumuni wzięli przewagę w szybkości podań, które wyrabiały im przewagę nad powolnymi do pewnego stopnia Polakami. Dobrym był bramkarz Rumunów, który podobnie jak Brom wyłapał szereg niebezpiecznych strzałów, przy czym obrona strzału Świcarza na począł ku meczu była dużą sztuką. Obrona nie uznawała pola karnego jako swego miejsca wpływów. Wysuwała się znacznie do przodu, kryjąc naszych skrzydłowych. Jest to możliwe oczywiście tylko przy odpowiedniej szyb kości zawodników. Metoda ta dala pożądany skutek. Nasi skrzydłowi, pieczołowicie pilnowani nie potrafili nic zdziałać, a ponadto byli i tak jeszcze słabi, wytwarzając przez to najsłabszą pozycję naszej reprezentacji. Środkowy pomocnik Pall był jednym z najlepszych graczy Rumunów. Dobry w ofensywie jak i defensywie, unieszkodliwił zupełnie naszą trójkę środkową. Będąc dużego wzrostu, wyłapał wszystkie piłki posyłane do naszych napastników. Trójka środkowa ataku popisała się błyskotliwymi zagraniami. Doskonałe wyrabianie pozycji strzałowej — to największy plus napastników rumuńskich. Na nasze zresztą szczęście strzelali oni (zwłaszcza w pierwszej połowie) mało, a ponadto niecelnie (przeważnie górą). Najgroźniejsi strzelcy to Marian i kierownik ataku Spielman. Jak zaznaczyliśmy najlepszym graczem drużyny polskiej był Brom. Obrona Flanek-Barwiński nie była pewną i aż zdziwienie musi brać widza, że przy tak niepewnej grze obrońców nie utraciliśmy więcej bramek. Obrońcom brak było również należytego wykopu, co było jednym z mankamentów gry naszego zespołu. Gdy atak nie otrzymywał piłek od swych kolegów z obrony i pomocy, łącznicy musieli cofać się po piłkę do tyłu, osłabiając przez to znowu nasze możliwości ofensywne. Bardzo słabą notę należy postawić naszej pomocy, a zwłaszcza Parpanowi na środku. Od początku meczu spełniał on rolę trzeciego obrońcy, wstrzymując dość dobrze napór Rumunów. Dzięki wzrostowi wyłapywał wszystkie górne piłki, jednak jeżeli chodził o podania do ataku, to gra Parpana była bardzo słaba. Rzadko widzieliśmy, by napastnicy otrzymali od zawodnika Cracovii piłkę. Jeżeli były podania do przodu, to były albo zbyt krótkie albo podane w próżnię. Ponadto brak było jeszcze ze strony środkowego pomocnika parcia napastników do przodu. W drugiej połowie Parpan miał kilka ładnych zagrań, kiedy wyrywał się do przodu, niestety tych momentów było mało. Boczni Jabłońscy grą swą również nie zachwycili. W pojedynkach byli dobrzy, idąc do starć ambitnie, jednak jeżeli chodzi o grę konstruktywną, dostroili się do swego kierownika. Jako całość pomoc tworzyła lukę pomiędzy atakiem która uniemożliwiła wykorzystanie momentów przewagi. Atak miał najsłabszych graczy w skrzydłowych, z których jeszcze Czachor był lepszym od Giergiela. Wybitnie słabo wypadł Gracz stale cofający się do tyłu do piłki, do czego zresztą był zmuszony na skutek defensywnej gry naszej pomocy. Nie można powiedzieć, by dobrze zagrali Kulawik czy Cieślik, jednak dzięki swej ruchliwości i parciu do przodu zrobili najkorzystniejsze wrażenie w ataku. Zwłaszcza Kulawik, który okazał się jedynym strzelcem w naszej drużynie i często niepokoił bramkarza rumuńskiego, przy czym strzały te były nieraz najlepszej marki.

Przebieg gry

Rumuni rozpoczynając grę z miejsca przystępują do ataku i nacierają. Zupełnie niespodziewanie w 4 minucie zdobywają prowadzenie. Centra prawoskrzydłowego do środkowego Spielmana, kończy się bramką zdobytą głową. Winę ponosi tu obrońca Flanek, który nie krył Rumuna, a również i Brom przez niepotrzebny wybieg. Rumuni przeważają i stale goszczą na połowie boiska Polaków, jednak akcje ich kończą się na polu bramkowym. Rzadko dochodzi do strzałów, to. też Brom nie ma wiele roboty. Polacy mają dwukrotne okazje do zdobycia bramek, jednak bramkarz Stanescu obronił niebezpieczne strzały Kulawika i Swicarza. Od 20 minuty gra się wyrównała. Polacy częściej dochodzą do głosu, a kiedy Cieślik wszedł na boisko i momentalnie zagrał z Graczem i Kulawikiem, zdawało się, że padnie wyrównanie. I tym razem bramkarz gości jest na stanowisku. Pod koniec pierwszej poło wy Rumunii przygnietli i Polska przeżywała krytyczne chwile. Dwukrotnie Brom obronił w pięknym stylu, oraz poprzeczka ochroniła nas przed utratą bramki, innym razem znowu sędzia nie uznał bramki, zdobytej przez Jordachego.

Po przerwie Polacy z miejsca przystąpili do ataku i zdobyli przewagę. Mimo to Rumuni strzelają w 3 minucie bramkę przez Farkasa, również nie uznaną przez sędziego na skutek spalonego. Polacy odpowiadają kontratakiem, który przynosi wyrównującą bramkę. Podanie Czachura przejął Kulawik, piłkę podał lekko do Cieślika, który przy nieopisanym entuzjazmie widowni zdobył wyrównanie, Polska w następnym okresie przeważała wybitnie i zdawało się, że jednak zwycięstwo nasze będzie kwestią minut. Niestety, w 16 minucie następuje fatalny błąd Jabłońskiego I, który przynosi Rumunom drugą, a zarazem zwycięską bramkę dnia. Gra w następnym okresie była nadal dość wyrównana, przy czym Polacy zrywali się do ataków, które nie dały efektu. W 30 minucie była, ostatnia szansa uzyskania wyrównania. Cieślik urwał się obrońcy i szedł samotnie na bramkę.

Zdawało się, że wyrównanie nieuniknione, tym bardziej, że bramkarz rumuński wybiegł Po. lakowi naprzeciw. Widownia przypatrywała się z zapartym oddechem temu pojedynkowi, który mógł zakończyć się zdobyciem dla nas bramki. Niestety, Cieślik przeniósł wprawdzie piłkę ponad bramkarzem, jednak poszła ona nie do pustej bramki lecz w... out. To była ostatnia nasza szansa. Końcowe minuty gry nie przynoszą zmiany wyniku, aczkolwiek Rumuni znowu zdobyli bramkę jednak w sposób nieprzepisowy. Doskonale panujący nad grą sędzią czeski Vlcek, mający na linii do pomocy najlepszych naszych sędziów —- dr. Rutkowskiego i mjr. Sznajdera, kończy mecz, a publiczność opuszcza stadion z uczuciem wielkiego niezadowolenia nie tylko z wyniku zawodów, lecz i gry swych reprezentantów. (k)



Echo Krakowa. 1947, nr 198 (21 VII) nr 489

Nie mamy szczęścia do Rumunów...

Z kolei 8 spotkanie z Rumunią przyniosło nam przykrą i niezasłużoną porażkę.

Z Rumunią nie mieliśmy szczęścia nawet w najlepszych czasach naszej piłki nożnej. Nieszczęśliwa dla nas passa trwa nadal, i znowu przysłowiowy łut szczęścia — która tak często rozstrzyga spotkania równorzędnych zespołów, przyszedł z pomocą naszym przeciwnikom.

Rumuni stanowią zresztą zespół bardzo silny i wyrównany, w którym trudno by było doszukać się słabego punktu.

Bramkarz przedstawia naprawdę klasę międzynarodową. Bronił pewnie w najcięższych sytuacjach. —Obrona rumuńska słabsza do przerwy, po zmianie pól wygrywała większość pojedynków z naszymi napastnikami. W pomocy Pall przewyższał naszego Parpana nie tylko wzrostem, ale i mądrym oddawaniem piłek. Boczni pomocnicy słabsi, ale pracowici i twardzi. Atak rumuński prowadzony przez rutynowanego Szpilmana, który chętniej wykorzystywał kolegów po prawej stronie z brudem i szczęśliwie rozstrzygnął mecz na swoją korzyść.

W drużynie polskiej, jak zwykle dotychczas na poziomie zagrały linie obronne. Brom nie ponosi odpowiedzialności za przepuszczone bramki. W pomocy Barwiński pewniejszy od Flanka. Pomoc Cracovii jest dalej żelaznym trzonem drużyny, choć szwankuje czasami w oddawaniu piłek. W ataku Swicarz udowodnił ostatecznie, że na kierownika drużyny reprezentacyjnej się nie nadaje. Po wejściu Cieślika na boisko atak pracował nieporównanie sprawniej. Kulawik naodwrót pozycję " lewego łącznika objął zdaje się na dłuższy czas. Jak zwykle na specjalne wyróżnienie zasługuje wszędobylski, ruchliwy i zacięty Gracz, który był motorem wszystkich poczynań ataku Skrzydłowi Czachor i Giergiel nie zadowolili.

Drużyny wystąpiły w następujących składach:

Rumunia: Stanescu, Dragan, Farmati, Bacut, Pall, Śiklovan, Farkasz:

Marian, Spillman, Peczkowski, Dumitrescu.

Polska; Brom, Flanek, Barwiński, Jabłoński II, Parpan. Jabłoński I, Czachor, Kulawik, Cieślik, Swicarz, Gracz i Giergiel.

PRZEBIEG SPOTKANIA:

Rumuni rozpoczynają mecz z iście południowym temperamentem. Drużyna polska nie tylko wytrzymuje narzucone sobie, mordercze tempo, ale zmusza linie obronne przeciwnika do pełnego wysiłku. W ataku polskim zawodzi jednak Swicarz. Po 20 min Polska — Rumunia 2:1 (1:0) kapitan PZPN decyduje się na zmianę i w miejsce Swicarza wysyła w bój Cieślika.

Po tej zmianie akcje napadu polskiego nabierają wyrazu, niestety napastników naszych prześladuje pech i trzy murowane sytuacje podbramkowe zostały zmarnowane. Więcej szczęścia mają Rumuni, którzy ze strzału Szpilmana uzyskują prowadzenie. 1 Po zmianie pól znowu Rumuni narzucają ostre tempo, które jednak utrzymuje się tylko przez 10 min. po czym obydwie drużyny opadają z sił. a akcje stają Się powolniejsze.

Wysiłki drużyny polskiej zostają nareszcie uwieńczone pomyślnym skutkiem I Cieślik wyrównuje. Niedługo jednak trwała radość widowni Chwilę wahania Barwińskiego i Jabłońskiego I wykorzystują przytomnie Rumuni ze strzału Mariana po raz drugi uzyskują prowadzenie.


Mimo wysiłków obu walczących zespołów wynik ten utrzymuje się do końca.

Meczowi przyglądało się około 20 tysięcy widzów, tj. tyle ile zdołał pomieścić stadion. Wielu jeszcze miłośników piłki nożnej pozostało poza bramami.

Sędzia czeski p. Vlcek bardzo dobry.

A. G.

P. S.

Po meczu tym narzuca się refleksje, że miejscem spotkania powinno być miasto, które daje najwięcej zawodników. Publiczność warszawska zachowuje się w dodatku dość biernie. Odnosimy wrażenie, że 8 zawodników krakowskich grając na własnym terenie, przy własnej bez porównania aktywniejszej publiczności czuło by się lepiej i kto wie czy nie zdobyliby się na większy wysiłek.


Echo Krakowa. 1947, nr 199 (22 VII) nr 490

— Cóż —zagraliśmy beznadziejnie w ataku i to jest przede wszystkim powodem, że spotkanie zakończyło się naszą porażką. Po prostu nie szło i już..: Lepiej grało się po wejściu Cieślika za Swicarza, wszystko to jednak dalekie było jeszcze od ideału.

Pomoc grała dobrze, tylko trzymała się bardzo tyłów, co w rezultacie z chwilą pójścia ataku do przodu, wytwarzało niepotrzebną lukę.

A Rumuni, pytam —czy wygrana leżała w naszych możliwościach— Rumuni są piłkarzami dobrymi, to nie ulega najmniejszej wątpliwości —osiągane przez nich ostatnio Wyniki na boiskach europejskich, są wiernym odzwierciedleniem ich formy, grają szybko i z temperamentem, a dzięki dobrej kondycji wytrzymują narzucone przez siebie tempo do końca.

Najlepsi ich zawodnicy, to Spillman i Parkasz w ataku...

_A jak było z publicznością? Przyznam się, że jak na 30 tys. osób obecnych na stadionie, słyszany w głośniku radiowym doping był bardzo mizerny —czy naprawdę publiczność była tak obojętną? Niestety z przykrością muszę stwierdzić, że publiczność warszawska, nie zdała swego sportowego egzaminu, odnosząc się wręcz niechętnie do niektórych mniej rutynowanych zawodników. Czachora np. „wykończono" w 15 minut deprymując go niepotrzebnymi okrzykami, —żądając wystawienia za niego Warszawianina Ochmańskiego. Pan wie, co znaczy, źle usposobiona widownia, zwłaszcza dla zawodników, którzy po raz pierwszy grają mecz w reprezentacji, —ja osobiście nie wiele sobie z tego krzyku robiłem.—Czy nie lepiej było rozegrać ten mecz w Krakowie —ze względu na to, że przeważającą część drużyny stanowili gracze krakowscy.—Jestem pewny, że na naszym terenie, byłoby inaczej —prócz własnego boiska mielibyśmy jeszcze własną publiczność, a to przecież niezmiernie ważny atut w rozgrywce, którego brak nam było w Warszawie.— No to może następne zawody międzypaństwowe odbędą się w Krakowie —pytam?— To byłoby najlepsze wyjście —wobec zaś naszej publiczności musimy wygrać, odpowiada z uśmiechem Gracz.

Rozmowę przeprowadził (to)



Echo Krakowa. 1947, nr 200 (23 VII) nr 491

Echa meczu z Rumunami Ostrych słów krytyki nie szczędzi prasa naszej reprezentacji

Wszystkie polskie pisma sportowe poświęcają co najmniej po jednej kolumnie tekstu drugiemu, powojennemu meczowi reprezentacji polskiej.

Nasi wybitni fachowcy, jak Tadeusz Maliszewski (Przegląd Sportowy), St.

Mielech (Sport i Wczasy) oraz ich koledzy po piórze, zgodni są z tym, że wszyscy nasi piłkarze nie dorównują klasą Rumunom, a nawet ich ewentualni zastępcy nie dokazaliby więcej, od paru najsłabszych zawodników polskich.

„Nie. ma co . szukać usprawiedliwień —pisze Przegląd Sportowy. —Jeśli z początkiem sezonu mogło się wydawać, że niefortunne występy naszych piłkarzy są wynikiem niedostatecznej zaprawy zimowej, to dziś wyzbyliśmy się złudzeń. Dziewiąte starcie z Rumunią —jak stwierdza T.

Maliszewski — odsłoniło braki i słabe punkty piłkarstwa polskiego”.

Chodzi o to, więc... „aby wyjść z martwego punktu, w jakim znalazło się ono dzisiaj.

Nie posiadamy w tej chwili ani Wodarza, Matiasa, ...Martyny, o których można by twierdzić, że przodują reszcie. Posiadamy graczy niedouczonych. Powstają stąd luki, zależnie od tej lub innej personalnej obsady".

Jaka na to rada? —pyta się Przegląd Sportowy i zaraz udziela odpowiedzi:

UCZYĆ SIĘ a im prędzej tym lepiej! Potrzeba nam pierwszorzędnego ZAGRANICZNEGO TRENERA a postulat ten wysuwamy po doświadczeniach z Rumunią z jeszcze większym naciskiem".

Przegląd Sportowy nie jest zadowolony ze systemu naszej gry, skoro bowiem: „obrońcy pilnowali łączników, a boczni pomocnicy stali przy skrzydłowych i Parpan był cofnięty dla asekuracji, to któż miał pilnować środka boiska? Nasze formacje defenzywne —i przyznaje jednak „Przegląd" — pracowały bardzo ambitnie i ofiarnie. Brom potwierdził swą kwalifikację reprezentacyjną, aczkolwiek nie był bez winy przy pierwszej bramce.

Jednym z najlepszych na boisku był Parpan, a napastnicy nasi nie pamiętali, że miał on tylko dwie możliwości: albo podawać w pusty teren, albo też czekać na partnera, który zwolnił się spod opieki.

Do Czachora ma sprawozdawca pretensję, że uporczywie i w prymitywny sposób starał się przejechać przeciwnika (Dragana). To samo tyczy się Giergiela. Gracz nie był w normalnej formie. Świcarz nie umiał uwolnić się od środkowego pomocnika i został słusznie wymieniony. Zastępujący ego później Cieślik starał się związać na pad, co mu się z początku udało.

„Łysina i ruchy Kulawika —stwierdza następnie „Przegląd" —raziły widownię. Ale po przerwie przemyślne zagrania zdobyły sobie uznanie.

Debiut jego nie był zły.

MARNIE I BEZNADZIEJNIE— oto epitety „Sportu" katowickiego.

Pismo to uważa, że „nie było gracza, który by zagrał na swym normalnym poziomie”. Nie wiadomo dlaczego zamieniono Gędłka na Flanka, i to w ostatniej chwili. Cieślik także nie zadowolił. Zespół gości był bardzo wyrównany, ale nie zachwycił nikogo. Oglądaliśmy już lepsze drużyny.

Wśród Rumunów wybijał się znakomity bramkarz Stanescu.

„JESTEM ROZCZAROWANY” —powiedział Sportowi sędzia VIcek z Pragi —poziomem polskiego footbalu. Rumuni wygrali zasłużenie. Atak polski nie istniał na boisku. Doskonałemu arbitrowi czeskiemu podobał się natomiast najlepiej środek ataku Rumunów —Spielman.

SKRZYDŁOWI NASZĄ BOLĄCZKĄ, pisze w zgodnym chórze z prasą sportową ,.Express Wieczorny". Kulawik...

natomiast... zna swój fach i dlatego trzeba go mieć na oku.

Rumuni panowali bez wyjątku nie tylko nad piłką, ale i nad własnym ciałem. Zwodzili i mylili niepozornymi ruchami, tak że dzięki temu, tempo ich gry wydawało się szybsze od naszego.

„SYSTEM W" ZASTOSOWALI OBAJ PRZECIWNICY—pisze pasz dawny reprezentacyjny prawoskrzydłowy dr Mielech w „Sporcie i Wczasach". Nasz atak—dodaje on—puścił się na długie podania, co dawało ujemne efekty, Los meczu ważył się przez krótki okres w drugiej połowie, gdy zagroziliśmy gościom. Niezasłużony sukces (z winy Jabłońskiego II) w postaci drugiej bramki, pozwolił drużynie rumuńskiej na odzyskanie „morale" i przewagi.

MIGAWKI Z ZAWODÓW podaje niemal każde pismo. Tak więc publiczność miała wznosić chóralnie okrzyki: „Reyman goala!".

Gdy sędzia Vlcek zwrócił się do jednego z Rumunów, ten stanął na baczność. Zwyczaj ten wartoby wprowadzić i u nas.