1947.08.31 Czechosłowacja - Polska 6:3

Z Historia Wisły

Z Wisły zagrali: Stanisław Flanek, Mieczysław Gracz

Skład Reprezentacji Polski:


Antoni Janik - Pogoń Katowice

Władysław Szczepaniak - Polonia Warszawa

Stanisław Flanek - Wisła Kraków grafika:zmiana.PNG (56' Jan Włodarczyk) - ŁKS Łódź

Jerzy Piec - AKS Chorzów

Tadeusz Parpan - Cracovia

Henryk Gajdzik - AKS Chorzów

Tadeusz Hogendorf - ŁKS Łódź

Mieczysław Gracz - Wisła Kraków

Henryk Spodzieja - AKS Chorzów

Gerard Cieślik - Ruch Chorzów

Maksymilian Barański - AKS Chorzów


Mecz towarzyski

Miejsce/Stadion: Praga

widzów: 50 000


Strzelcy bramek:

1:0 Josef Bican 35'
2:0 Josef Bican 48'
3:0 Ladislav Kubala 55'
3:1 Tadeusz Hogendorf 68'
4:1 Josef Ludl 73'
4:2 Gerard Cieślik 79'
4:3 Gerard Cieślik 81'
5:3 Jaroslav Cejp 83'
6:3 Ladislav Kubala 88'


Selekcjoner: Henryk Reyman.


Przed wyjazdem do czeskiej Pragi na kolejny mecz reprezentacji Reyman był umiarkowanym optymistą. Uważał, że nasi piłkarze są dobrze przygotowani kondycyjnie i liczył na remis w tym meczu (który, biorąc pod uwagę dysproporcję sił obu drużyn byłby naszym sukcesem). Formalnie wchodził w skład ekipy wyjeżdżającej do Czech. Trzy dni przed meczem w Pradze jednak po raz drugi potraktowany został jako persona non grata. Jak poinformowano lakonicznie w prasie: „Niestety i teraz kapitan związkowy nie uzyskał odpowiednich dokumentów”. „Po prostu, nie wydano mu paszportu”. Nic dziwnego, że tę swoistą recydywę potraktował jako obrazę jego oficerskiego honoru i przesłał do PZPN pismo następującej treści: „Zmuszony trudnościami oraz ciężkimi warunkami pracy, z ubolewaniem zgłaszam z dniem 30.8 br. moją rezygnację ze stanowiska kapitana związkowego PZPN-u. Wszelkie wyjaśnienia oraz sprawy dotyczące likwidacji związane z moją funkcją, załatwię i przekażę listownie”. „Sport” przy tej okazji wyjaśniał czytelnikom, że „dla nikogo nie jest tajemnicą, że decyzję powyższą powziął ppłk Reyman na skutek niemożności wyjazdu z drużyną polską do Czechosłowacji”.

W całej tej aferze paszportowej nie należy pomijać aspektu czysto sportowego, gdyż Reyman jako kapitan związkowy dla właściwej oceny formy poszczególnych piłkarzy i ich przydatności do kadry narodowej musiał oglądać ich występy w meczach międzypaństwowych. W 1947 r. miał tylko jedną taką okazję w Warszawie podczas meczu z Rumunią. Pozostałe mecze rozgrywali Polacy za granicą i skoro nie mógł wyjeżdżać z reprezentacją na te mecze, to jego praca jako selekcjonera, który poważnie traktuje swoje obowiązki, mijała się z celem. Mógł oczywiście kurczowo trzymać się stanowiska i opierać się w swojej pracy na doniesieniach współpracowników, ale na to nie pozwalał mu honor.


Spis treści

Prasa

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1947, nr 241 (2 IX) nr 532

Po raz pierwszy strzelamy Czechom 3 bramki

Parpan i Janik bohaterami spotkania Czechosłowacja-Polska 6:3 (1:0)

Oczekiwany 2 wielkim niepokojem pierwszy powojenny mecz piłkarski z Czechosłowacją mamy już poza sobą. Dzięki temu, że w ostatniej chwil; Polskie Radio zdecydowało się przeprowadzić transmisję meczu, ci „szczęśliwi" sportowcy, którzy dowiedzieli się o terminie transmisji spędzili można powiedzieć emocjonująco-denerwujące pół godziny przy głośnikach. Przebieg meczu był bowiem ZAŻARTY I NIEZWYKŁY, a w gruncie rzeczy nazbyt pesymistyczne przepowiednie nie spełniły się. W tym momencie, gdy stan gry zmienił się z 1:4 do 3:4 na naszą niekorzyść, zaistniała jeszcze iskierka nadziei, że nastąpi upragniony remis. Jak wynika z ogólnego przebiegu gry, byłoby to jednak — powiedzmy szczerze — niesprawiedliwością, gdyż drużyna czeska przeprowadzała znacznie groźniejsze ataki. Zapewniły one im też pod koniec zawodów ; ZDECYDOWANE ZWYCIĘSTWO.

Biorąc pod uwagę pierwszy występ wielu zawodników polskich, obce boisko, doping publiczności czeskiej. oraz opisane wczoraj w „Echu" perypetie na trasie Kraków—Nowy Targ, horoskopy brzmiały najgorzej. Nadzieje zaś nasze spoczywały na kilku zdolnych czołowych zawodnikach i na szczęście BRAWUROWA GRA JANIKA uratowała nas od straty jeszcze większej ilości bramek. Zdaniem wiceprezesa Polskiego Zw. Piłki Nożnej Bergtala Janik zasłużył też sobie na najlepszą lokatę spośród całej polskiej jedenastki.

Na drugim miejscu należy bezwzględnie postawić PARPANA Z CRACOVII.

„Długonogi blondas" miał zresztą bodaj że najtrudniejszą rolę do spełnienia. ponieważ zadanie jego polegało na pilnowaniu piłkarza światowej sławy Bicana, który mimo wszystko dwukrotnie uwolnił się od swego anioła stróża, zdobywając obie pierwsze bramki.

Reszta naszych chłopców starała s:ę jak mogła, i przyznać trzeba, że z tremą wyszła na wspaniałe, przepięknie przygotowaną boisko Sparty.

Za wyjątkiem chyba tylko Szczepaniaka nie grali oni nigdy wobec 50tysięcznych tłumów, a „nowicjusz" Hogendorf odbijał słabo od reszty.

Tak się zresztą zwykle zdarza, że najsłabszy jest najszczęśliwszym i gracz ŁKSu ulokował właśnie piłkę Po raz pierwszy w „jaskini" czyli bramce czeskiego lwa.

PRZEBIEG GRY:

Olbrzymią arenę Sparty udekorowano mnóstwem flag polskich, czeskich i holenderskich z uwagi na osobę sędziego Van der Meera, Holendra, który ma prowadzić zawody.

W loży reprezentacyjnej zasiedli wraz z ambasadorem Polski Wierbłowskim, minister spraw zagranicznych Republiki Czechosłowackiej Jan Masaryk, Prezydent „hlavnego" miasta Pragi Vacek, członkowie rządu ; prezesi wielu związków sportowych. Uroczystość nawiązania stosunków braterskich w sporcie, przerwanych przez piłkarzy przed 14 laty święcono naprawdę gorąco.

Już na samym wstępie gry Polska zyskuje rzut wolny, który Spodzieja Przestrzeliwuje. Czesi przystępują do ataku, a Janik zaczyna się popisywać brawurowemi chwytami. Już zdaje się, że Bican wyswobodziwszy się spod opieki, zdobędzie bramkę, gdy Janik rzuca mu się pod nogi. W chwilę później Hogendorf z naszej strony marnuje szanse słabym strzałem, po paru minutach Janik likwiduje groźną „bombę". Spodzieja. w dogodnej pozycji strzela bramkarzowi w... pierś, poczym jednak od 23 minuty następuje wyraźna przewaga Czechów. Atak na polską bramkę przynosi im róg po kombinacji Kopeckiego z Koubalą. Na szczęście nie wykorzystany.

W kontrataku Gracz wysuwa się do przodu i strzela obok słupka, ale jest to sporadyczny moment, gdyż na ogół nasze formacje obronne muszą walczyć zażarcie i oddalać niebezpieczeństwo. Parpan ma trudności w kryciu Bicana, zwłaszcza że nasz atak jakoś anemicznie poczyna sobie z piłką i traci ją wielokrotnie.

Czesi napierają coraz silniej i wreszcie W 35 MINUCIE BICAN trafia piłką w słupek i dobija ją do siatki! W 39 minucie Cieślik dochodzi wprawdzie aż do linii bramkowej, Senecky jednak ratuje na pierwszy róg dla Polski i do przerwy rezultat się nie zmienił.

Niewielka ilość goali w tej części gry nie zwiastowała wcale takiego deszczu bramek w drugiej połowie.

Tymczasem zaraz w 3 minucie Janik ratuje sytuację, jest jednak bezsilny gdy w 5 minucie BICAN Z PARU KROKÓW zdobywa drugą bramkę. Atak polski zyskuje natomiast tylko drugi rzut rożny, i nie mija długo, a już DŁUGI STRZAŁ KOUBALI ląduje w naszej siatce. Czesi prowadzą już 3:0, a publiczność praska wiwatuje, niewielkiej zaś kolonii polskiej „cierpnie skóra". Zanosi się na to, gdyż znowu Janik broni, i Czesi prą do przodu, podczas gdy na naszą korzyść notujemy tylko akcja Gracza z Cieślikiem. Bican raz jeszcze prześciga Szczepaniaka i długi okrzyk rozczarowania wita wspaniałą obronę Janika. Po rzucie z rogu dla Czechów piłka dostaje się do Parpana, ten podaje ją do Spodzieji, i w dalszym jej przebiegu zyskuje ją HOGENDORF STRZELAJĄC PIERWSZEGO GOALA DLA POLSKI! Mając honorowy punkt, drużyna polska poczyna sobie śmielej i przynajmniej równe często niepokoi Horaka jak Czesi Janika.

Następuje śmieszny moment zetknięcia Parpana z Ludlem, a b. reprezentant kontynentu „przenosi" Polaka na plecach kilka kroków na boisku.

WOLNY BEZPOŚREDNI dla Czechów w 27 minucie bity przez Karola dostaje się niestety „bezpośrednio" nad murem Polaków do bramki i jesteśmy znowu o 3 goale gorsi.

Kilka ataków czeskich przynosi im tylko jeden róg, z naszych pudłuje Hogendorf, i Barański też nie zasługuje na pochwałę, podczas gdy Janik znowu rzuca się pod nogi prawoskrzydłowemu. Po wykopie Jani, ka w 33 minucie udaje się Hogendorfowi centra i CIEŚLIK TRAFIA PIŁKĄ tam gdzie należy, a Czesi nie szczędzą nam braw. Dalszy okres przewagi polskiej i TRZECIĄ BRAMKĘ POLSKĄ Z ZAMIESZANIA przyjmują już chłodniej. Seria jednak goali padających co dwie minuty nie ustaje, gdyż jeszcze w 37 i 39 minucie gdy marzy się nam remis, następuje 5 i 6 GOAL DLA CZECHÓW.

Cejp wspaniałym strzałem zdobywa najpiękniejszy punkt dnia.

W końcowych minutach Parpan próbuje przebić się do przodu, musi jednak zaraz wracać na swój posterunek. Czesi są zresztą w znacznie lepszej kondycji, a Polacy nie mogą zresztą wytrzymać tempa.



Echo Krakowa. 1947, nr 242 (3 IX) nr 533

— Ano, grało się... — mów! nasz reprezentacyjny prawy łącznik. —Czesi przewyższali nas pod każdym względem. Są przede wszystkim zgrani ze sobą, mają rutynę, technikę posuniętą do ostatecznych granic, no i strzał.,. Taki Kubala ich prawy łącznik —to gracz, jakiego w Polsce nie widzieliśmy. Jego strzał jest po prostu fantastyczny...— A jak się panu grało z Hogendorfem?...—. Hogendorf nie jest złym graczem. Miał tylko straszną tremę, którą zgubił dopiero po strzeleniu przez siebie pierwszej bramki. Zresztą graliśmy przeciw Ludlowi...— Właśnie. Jak dawał sobie pan z nam radę?— Początkowo myślałem, że przez cały mecz nie kopnę sobie w ogóle piłki. Zawsze on był szybszy, zawsze wiedział jak mi piłkę odebrać, no jednym słowem nic mi nie wychodziło. Ale potem poszło już lepiej. Kilka razy ładnie go „ograłem" (Parpan później powiedział mi ze śmiechem, że Gracz po pauzie zrobił Ludla całkiem „na szaro"). Najlepszy pomocnik Kontynentu pokazał jednak swój „lwi pazur". Strzelił on czwartą bramkę z rzutu wolnego, pomimo „muru" naszych zawodników. Strzelał nade mną— mówi Gracz — bo byłem najniższy w „murze". Piłka poszła w sam górny róg.

Janik był bezradny...— O, Janik! Czy on rzeczywiście bronił tak świetnie w Pradze?... —zapytuję.— Tak. Nasz bramkarz bronił fenomenalnie. Był odważny, ryzykancko odważny, a poza tym wszystkie piłki były jego. Mógł obronić tylko drugą bramkę, gdyby wybiegł. Liczył jednak, że Parpan sam poradzi sobie z Bicanem,— A jak sobie na ogół z nim radził?...— Doskonale. Stary wyga piłkarski do przerwy ani nie drgnął i dopiero po pauzie, gdy Czesi cofnęli Bicana do tyłu, a Kubalę i Kopeckiego wysunęli naprzód — atak ich zaczął być groźniejszy. Zresztą o tym najlepiej opowie panu Parpan... Jeśli już mowa o naszym pomocniku, to muszę jeszcze panu podać, że Ślązacy będą mieli we czwartek ułatwione zadanie z nami...—Jakto?— Bo Parpan został kontuzjowany. Ma coś z ręką i obawiamy się, czy to nie coś poważnego. W każdym razie we czwartek może nie zagrać. Żegnam się więc pospiesznie z Graczem po tej wiadomości i biegnę zasięgnąć informacji „z pierwszej ręki".