1947.10.19 Jugosławia - Polska 7:1

Z Historia Wisły

Z Wisły zagrali: Stanisław Flanek, Jerzy Jurowicz, Mieczysław Gracz.

Skład Reprezentacji Polski:


Jerzy Jurowicz - Wisła Kraków Grafika:Zmiana.PNG (45'Henryk Skromny - Legia Warszawa)

Stanisław Flanek - Wisła Kraków Grafika:Zmiana.PNG (45' Antoni Barwiński - Ogniwo Tarnów)

Mieczysław Szczurek - Legia Warszawa

Tadeusz Parpan - Cracovia

Henryk Gajdzik - AKS Chorzów

Tadeusz Hogendorf - ŁKS Łódź Grafika:Zmiana.PNG (45' Stanisław Baran - ŁKS Łódź)

Mieczysław Gracz - Wisła Kraków

Henryk Spodzieja - AKS Chorzów

Gerard Cieślik - Ruch Chorzów

Maksymilian Barański - AKS Chorzów

Jan Włodarczyk - ŁKS Łódź


Miejsce/Stadion: Belgrad.

Strzelcy bramek: Stjepan Bobek 4' (1:0), Jovan Jezerkić 10' (2:0), Rajko Mitić 11' (3:0), Jovan Jezerkić 20' (4:0), Jovan Jezerkić 21' (5:0), Jovan Jezerkić 28' (6:0), Stjepan Bobek 35' (7:0), Gerard Cieślik 78' (7:1).

Selekcjoner: Karol Bergtal.

Spis treści

Opis meczu

Komentarze prasowe po występach w reprezentacji:

  • Jerzy Jurowicz:
    • Po klęsce z Jugosławią: „strzały te były wszystkie takiej marki, że nie można nawet winić biednego Jurowicza, który klęskę wziął sobie tak bardzo do serca, że po przerwie sam poprosił o zmianę”.


Wspomnienia

Jerzy Jurowicz

Dzień 19 października 1947 nazwano „czarną niedzielą” polskiego futbolu. Jak grom z jasnego nieba spadła wiadomość o kompromitującej porażce w Belgradzie. Przegraliśmy 1:7, a mimo że przed meczem nie liczono na zwycięstwo, to wynik ten, oznaczający sromotną klęskę, był zgoła czymś nieoczekiwanym.

Bardziej przesądni wiązali z kompromitującym wynikiem w Belgradzie ponure perspektywy. Meczem z Jugosławią rozpoczęła bowiem nasze reprezentacja piłkarska drugą setkę spotkań międzypaństwowych w historii piłkarstwa polskiego. Start nie był rzeczywiście pomyślny, ani dla reprezentacji, ani dla mnie, który po raz pierwszym przywdziałem w tym spotkaniu koszulkę z Białym Orłem.

Podróż pociągiem do stolicy Jugosławii była długa i męcząca. Po przybyciu do Belgradu, gdzie zgotowano nam serdeczne powitanie, wraz z kilku innymi zawodnikami poszliśmy oglądać boisko. Nie byliśmy bynajmniej zachwyceni jego stanem: z gliniastej nawierzchni tylko gdzie nie gdzie sterczały kępki trawy. Piłkarzy polskich znano jeszcze przed wyjazdem doskonale. Wszystkie czołowe dzienniki belgradzkie i czasopisma sportowe zamieściły na tytułowych stronach obszerne wiadomości o sporcie polskim, ilustrowane fotografiami naszych piłkarzy. Obok fotografii podano dokładną datę urodzenia zawodników, przynależność klubową, oraz ilość zawodów rozegranych w reprezentacyjnej drużynie.

Wbiegliśmy na boisko. Serdeczne powitanie zamieniło się w żywiołową manifestację 35-tysięcznej widowni z chwilą, gdy jedenastka polska rozrzuciła wśród widzów wiązanki kwiatów. Przemówienia powitalne, krótka rozgrzewka i gwizdek sędziego rozpoczął grę.

Jugosłowianie z impetem ruszyli do ataku – nim zdążyłem na środku bramki nakreślić nogą linię (które ułatwiała mi zawsze ustawianie się między słupkami) już zmuszony byłem interweniować. Od pierwszych sekund gry zrobiło się „gorąco”.

Najgroźniejszym w drużynie gospodarzy był słynny „tank”, bombardier „czerwonej gwiazdy” – Jezerkić.

Czwarta minuta gry. Po centrze Czajkowskiego piłkę otrzymał Bobek i strzelił ostro. Rzuciłem się w porę i wypiąstkowałem piłkę, ale w tym samym momencie stojący na „spalonym” Jezerkić dobił ją do siatki.

Utrata bramki jeszcze bardziej speszyła Polaków. Chaotyczna gra obrony i pomocy polskiej spowodowała, że napastnicy gospodarzy raz po raz gościli na naszym polu bramkowym. W 10 minucie padła druga bramka, a w dwie minuty później było już 3:0.

8 minut zażartej walki – i znów dwie dalsze bramki zdobyte przez Jugosłowian w minutowym odstępie. Kiedy w chwilę później padła szósta bramka, strzelona znów przez Jezerkicia – opadły mi ręce… Po 35 minutach na tablicy figurowała już 7-ka.

W czasie przerwy w szatni wszyscy mieli pretensje do wszystkich. Padały ostre słowa, kłótnię rozładował dopiero trener Kuchar.

Po pauzie Jugosłowianie już się nie wysilali. Wynik 7:0 utrzymywał się bez zmian aż do końcowych minut, kiedy to Cieślikowi udało się zdobyć honorowy punkt dla Polski. Przyglądałem się grze zza bramki. Speszonego niepowodzeniami zastąpił mnie w drugiej części meczu Skromny.

W ponurych humorach udaliśmy się wieczorem na bankiet. Przebiegł on w miłym nastroju, gospodarzom podobały się nasze piosenki, toteż w mig ocenili, że jesteśmy znacznie lepszymi śpiewakami niż piłkarzami.

Źródło: Jerzy Jurowicz, Pamiętniki