1947.11.30 Warta Poznań - Wisła Kraków 5:2

Z Historia Wisły

1947.11.30, Mistrzostwa Polski, 4. kolejka, Poznań, stadion Warty, niedziela
Warta Poznań 5:2 (5:1) Wisła Kraków
widzów: 17.000
sędzia: Edmund Sperling z Łodzi
Bramki

Bolesław Gendera 12'
Bolesław Smólski 13'
Henryk Czapczyk 15'
Marian Skrzypniak 29'
Henryk Czapczyk 31'

0:1
1:1
2:1
3:1
4:1
5:1
5:2
5' Kazimierz Cisowski





61' (g) Mieczysław Bąkowski
Warta Poznań
2-3-5
Feliks Krystkowiak
Tadeusz Weiss
Michał Dusik
Piotr Danielak
Kazimierz Groński
Stanisław Kaźmierczak
Dionizy Gierak
Bolesław Gendera
Henryk Czapczyk
Marian Skrzypniak
Bolesław Smólski

trener: Károly Fogl (HUN)
Wisła Kraków
2-3-5
Jerzy Jurowicz
Jan Wapiennik
Mieczysław Rupa
Adam Wapiennik
Tadeusz Legutko
Leszek Snopkowski
Kazimierz Cisowski
Mieczysław Gracz
Józef Kohut
Artur Woźniak
Mieczysław Bąkowski

trener: Adam Walter

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Spotkanie to zostało przez kibiców Warty uznane za "Mecz stulecia" - plebiscyt zorganizowano w 2012 roku z okazji jubileuszu stulecia Warty.

Spis treści

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1947, nr 331 (2 XII) nr 622

Warta-Wisła 5:2 (5:1) !

POZNAŃ (obsł. własną). Dwudziestotysięczna publiczność zebrana na stadionie Warty była świadkiem największego sukcesu drużyny poznańskiej, jakim było zwycięstwo nad Wisłą i zdobycie tytułu mistrza Polski na rok 1947.

Warta zdobyła tytuł ten zupełnie zasłużenie, udowadniając, iż jest w tej chwili naprawdę NAJLEPSZĄ DRUŻYNĄ W POLSCE.

W decydującym spotkaniu poznaniacy potrafili przekonywująco zaznaczyć swą wyższość nad Wisłą, zwyciężając drużynę krakowską po grze stojącej naprawdę na wysokim poziomi: e.

Wynik 5:1 do przerwy był może największą niespodzianką dnia. Warta grała w tym okresie tak, jak jeszcze nigdy. Toteż huraganowe oklaski żegnały „zielonych" gdy po pierwszej połowie meczu schodzili do szatni.

Wisła, grała po pauzie już lepiej i zmniejszyła swą klęskę o jedną bramkę. Obiektywnie mówiąc wynik niedzielny fest i tak o jedną bramkę za wysoki. Najsprawiedliwszym wykładnikiem sił, byłby wynik 4:2, względnie 5:3.

Wisła miała okresy, kiedy była równorzędnym przeciwnikiem dla Warty Ale były to tylko okresy. O stałej przewadze drużyny krakowskiej nie było mowy. Na boisku niepodzielnie panowała Warta.

W drużynie nowo kreowanego mistrza Polski na wyróżnienie zasługuje prawie CAŁA JEDENASTKA.

Warta nie miała słabych punktów, ale najlepszych zawodników mieli „zieloni” w Krystkowiaku, Kazimierczaku, Grońskim, Genderze i Smólskim.

Wisła choć nie zawiodła, ustępowała w każdej linii gospodarzom, a najofiarniej grali tylko: Jurowicz, Legutko i Gracz. Ten ostatni był najbardziej pieczołowicie pilnowany przez tyły Warty.

PRZEBIEG GRY; Przed sędzią spotkania Sperlingiem z Łodzi stanęły obie drużyny do decydującego spotkania w następujących składach:

Wisła: Jurowicz, Wapiennik I, Rupa, Wapiennik II, Legutko, Snopkowski, Cisowski, Gracz. Kohut, Artur i Bąkowski.

Warta: Krystkowiak, Weiss, Dusik, Danielak, Groński, Kazimierczak, Gierak, Gendera, Czapczyk, Skrzypniak i Smólski.

Po kilku nerwowych zagraniach już w 5-ej min. udaje się Wiśle uzyskać prowadzenie, ze strzału Cisowskiego.

Warta zdeprymowana nieco, zaczyna się rozgrywać, a dopingowana przez widownię, gości coraz częściej na przedpolu Wisły.

W 10-ej min. Czapczyk, po przewózkowaniu obrony Wisły, wystawia Genderę, który z bliska strzela


WYRÓWNUJĄCĄ BRAMKĘ.

W minutę później Smólski nieprawdopodobną „bombą" podwyższa wynik do stanu 2:1. Warta jest w przewadze i nie schodzi z pola przeciwnika. W 15 min. Czapczyk, po koncertowej akcji całej piątki ataku strzela trzecią bramkę, a w 20 min. Skrzypniak przy współudziale obrony Wisły czwarty punkt.

Wisła zdeprymowana sukcesem Warty próbuje w tym okresie sporadycznych, choć niebezpiecznych wypadów. Kończą się one jednak na obronie Warty, względnie stają się łupem Krystkowiaka.

33 min. przynosi piątą bramkę dla Warty z dalekiego strzału Czapczyka. I w tym wypadku podobnie jak przy początkowych bramkach, Jurewicz był bezradny. Żadna nie była do obrony.

PO ZMIANIE STRON Wisła po przerwie gra już spokojnie, nawiązując okresami równorzędną grę. Drużyna krakowska choć zdaje sobie sprawę z tego, iż różnicy czterech bramek nie odrobi, walczy o każdą piłkę, stosując naogół system gry defensywnej. Jeden z wypadów Wisły przynosi jej w 17 min.

DRUGĄ BRAMKĘ ZE STRZAŁU BĄKOWSKIEGO Lewoskrzydłowy Wisły przejął centrę Cisowskiego i głową wpakował piłkę do siatki. Akcja ostatnich dwudziestu minut—to zmienne obustronne ataki obu drużyn, kończące się przeważnie na liniach obrony.

Obaj bramkarze mniej w tym okresie zatrudnieni bronią z powodzeniem.

Po końcowym gwizdku sędziego, publiczność wpada na boisko i po wysłuchaniu hymnu państwowego, znosi na ramionach jedenastkę Warty. mistrza Polski w piłce nożnej na rok 1947.

Późno ukończono w tym roku rozgrywki piłkarskie o tytuł mistrza Polski. Podobnie zresztą jak i w roku ubiegłym, gdy decydujący mecz AKS—Polonia rozegrano 1 grudnia. Tym razem nie Warszawa była widownią decydującej walki o zaszczytny tytuł, a Poznań. Tym razem nie Warszawa stała się siedzibą mistrza Polski—a Poznań. A gdzie Kraków? Na finiszu jedyny przedstawiciel piłkarstwa krakowskiego Wisła dał się wyprzedzić drużynie poznańskiej. Trudno— Warta była lepsza.

I to zdecydowanie lepsza. Mistrzostwo Polski zdobyła naprawdę w stylu imponującym, bez straty punktu z pięknym bilansem bramkowym. Czyż mamy Warcie zazdrościć? Nigdy—raczej pogratulować pracy, skłonić czoła przed poświęceniem całej drużyny, kierownictwa i trenera p. Vogla.

Tytuł mistrza Polski dostał się w godne ręce.— Ano zaczekamy, do przyszłego roku— mówią piłkarze krakowscy. W lidze zagramy na pewno lepiej i może nareszcie tytuł mistrza. Polski zawędruję do Krakowa.

Oby tak było... Oby po dwukrotnych niepowodzeniach udało się W roku przyszłym jednej z trzech, a raczej już czterech drużyn krakowskich uplasować się na pierwszym miejscu. Bodźcem winna stać się praca Warty, najwymowniejszy przykład tego—co może drużyna, która zdąża do celu uparcie i konsekwentnie, nie zważając na trudności i przeciwieństwa. Warta—to drużyna równa, bez asów, bez jakichś większych „gwiazd" piłkarskich, to drużyna pracowita i zgrana ze sobą. Solidny zespół poznański. I dlatego klub ten, który w roku bieżącym obchodzi, jubileusz 35Iecia swego istnienia zakończył swój rok jubileuszowy pięknym akordem — mistrzostwem Polski na rok 1947.

Zamieszczona poniżej końcowa tabela rozgrywek w grupie finalistów jest najlepszym wykładnikiem sił trzech grających w finałach drużyn:

1. Warta 2. Wisła 3. AKS


"Przegląd Sportowy" z 1947, nr 96

30.11.1947r. Wisła KrakówStoją od lewej: Władysław Żak (kier.sek.p.n.), Artur Woźniak, Mieczyaław Rupa, Jan Wapiennik, Mieczyaław Bąkowski, Adam Wapiennik, Józef Kohut, Tadeusz Legutko, Leszek Snopkowski, Mieczysław Gracz, Kazimierz Cisowski, Przemyslaw Smolarek, Jerzy Jurowicz.
30.11.1947r. Wisła Kraków
Stoją od lewej: Władysław Żak (kier.sek.p.n.), Artur Woźniak, Mieczyaław Rupa, Jan Wapiennik, Mieczyaław Bąkowski, Adam Wapiennik, Józef Kohut, Tadeusz Legutko, Leszek Snopkowski, Mieczysław Gracz, Kazimierz Cisowski, Przemyslaw Smolarek, Jerzy Jurowicz.

WISŁA WICEMISTRZEM

Nasz specjalny wysłannik red. T. Maliszewski telefonuje: POZNAŃ 30.XI. (Tel. wł.) Decydujący mecz o mistrzostwo Polski: Warta – Wisła 5:2 (5:1).

Wisła przegrała! Przegrała w wysokim stosunku 2:5, który pozornie mówi o różnicy klasy. W rzeczywistości nikt z obecnych na boisku Warty nie poważy się wysnuwać z dzisiejszego spotkania aż tak dalekich wniosków. Zwycięstwo Warty było jednak zasłużone, gdyż wystąpiła do walki z zespołem bardziej wyrównanym, w którym nie było wyraźnie słabych punktów. Było zasłużone i dlatego, ponieważ Warta umiała wyzyskać niemal każdą nadającą się sposobność, a to jest ostatecznie celem całej gry.

WARTA: Krystkowiak, - Wajs, Dusik, - Danielak, Groński, Kaźmierczak, - Gierak, Gendera, Czapczyk, Skrzypniak, Smólski.

WISŁA: Jurowicz, - Wapiennik I, Rupa, - Wapiennik II, Legutko, Snopkowski, - Cisowski, Gracz, Kohut, Artur, Bąkowski.

Widzów 17 tys. Sędzia – p. Szperling z Łodzi. Sędziowie boczni – Draber i Cerba z Poznania.

Zdaniem naszym wynik 5:3 odpowiadałby lepiej obrazowi spotkania, w którym krakowianom bynajmniej nie przypadła rola ubogiego krewniaka. Jeśli przyznalibyśmy Wiśle trzy bramki, to w nagrodę za grę w polu, szczególnie w drugiej połowie, w uznaniu za ambicję i hart ducha, z jakim walczyła do ostatka, będąc niemal od pierwszej chwili na straconej pozycji. Wisła poszła do walki, obciążona nie tylko przewagą punktową przeciwnika, ale i brakiem dwu graczy na obronie. Mówimy o dwu – gdyż trzeciego, zdyskwalifikowanego Giergiela, zastąpił bodajże z korzyścią dla całości Cisowski. Nie było jednak nikogo, kto mógłby zakryć lukę, jaka powstała wskutek nieobecności niezmordowanego reprezentacyjnego Flanka. Wspominamy o tym na wstępie, bynajmniej nie po to, by do kielicha radości ożywiającej Wartę, wmieszać kilka kropel goryczy. Przypuszczamy bowiem, że obecność wspomnianych zawodników Wisły nie zmieniłaby zasadniczo rezultatu, ale zapewniłaby bardziej wyrównaną walkę.

Warta zwyciężyła, demonstrując grę bardziej nowoczesną, praktyczną, w każdej chwili nastawioną na wykończenie. W Wiśle widzieliśmy wprawdzie piłkarzy o bardziej filigranowej technice (Gracz i Artur), cóż jednak z tego, jeśli do zbliżenia się do celu potrzebowała ona 7 do 8 ciągów, tam, gdzie Warcie wystarczyły cztery. Dla oka akcje krakowskie były może bardziej efektowne, nie przynosiły jednak korzyści, gdyż przedłużano je zbyt długo, czekając na 100-procentową szansę. A o taką przy uważnej, twardej, defensywie miejscowej wcale nie było łatwo.

W przeciwieństwie do Wisły, niemal każda akcja napadu poznańskiego nosiła w sobie zarodek bramki, piłka przenosiła się szybko na pole Jurowicza, i gdy nadarzyła się tylko pierwsza okazja, nikt nie marudził ze strzałem.

TAKTYKA

Warta rozegrała spotkanie mądrzej taktycznie. Pierwszą bramkę zdobyła Wisła już w piątej minucie. Świadczyło korzystnie o nerwowej dyspozycji Warciarzy, że w tym krytycznym momencie nie tylko nie załamali się, lecz spokojnie grali dalej. Wycinek gry między 12 i 15 minutą zadecydował o losie Wisły. W tym krótkim czasie Warta wyrównała i zdobyła dwie dalsze bramki. A gdy w 20-ej minucie padła i czwarta bramka, o zwycięstwie gości nie mogło już być mowy.

Wisła zagrała taktycznie fałszywie. Nie mogłem zrozumieć, po jakiego licha obaj obrońcy pchają się do linii środkowej i to – na skrzydła. Cóż z tego, że Legutko poświęcił się niemal całkowicie zakrywaniu centrum, jeśli między nim a obrońcami wytwarzały się ramiona o długości więcej niż 1/3 boiska?

Rozumowanie Wisły było pozornie słuszne: wiedziała, że ma tylko jedno zadanie – mecz wygrać. Gdy udało się strzelić szybko pierwszą bramkę, polowała na rozstrzygającą drugą, która mogła w efekcie przynieść mistrzostwo. Zamiast tego jednak należało właśnie w tym momencie wzmocnić niepewną obronę i zapeszyć Wartę bezskutecznością wysiłków. Przy takim sposobie gry nadarzyłaby się może znacznie prędzej okazja do zdobycia drugiej bramki. Jednak stało się. Za błędy trzeba płacić!

KONKURENT PARPANA

Jak wspomnieliśmy, Warta miała do dyspozycji zespół wyrównany. Wyróżniał się w nim bezapelacyjnie środkowy pomocnik Groński, w którym wyrasta poważny konkurent dla Parpana – Groński był doskonałym stoperem. Nie trzymał się jednak kurczowo środkowego napastnika Wisły, lecz zjawiał się wszędzie tam, gdzie było niebezpieczeństwo. Szczególnie w drugiej połowie psuł Wiślakom najlepsze kombinacje. Miał o tyle ułatwione zadanie, że wspomagał go twardy i doskonale zbudowany obrońca, Dusik. Z drugiej strony stał Wajs. Obaj obrońcy indywidualnie nie zawsze mogli zadowolić na 100 procent. Jednak w całości dostęp do Krystkowiaka prowadził przez dobrze scementowany wał obronny. Obaj boczni pomocnicy Warty pokazali, jak gra się na tej pozycji w ujęciu nowoczesnego footballu. Mając na oku łączników Wisły, pamiętali o przypadającym im zadaniu stworzenia podstaw dla ofensywnej akcji. Danielak przed laty już umiał doskonale wypuszczać piłki. Dziś nic nie stracił z tego kunsztu, grał spokojnie i uważnie. Kaźmierczak, utrudniając życie Graczowi, nie tylko wystawiał piłki, ale i sam pchał się do ataku i strzału. W oparciu o tak solidny blok, mógł atak zielonych spokojnie przeprowadzać swoje akcje.

NIEBEZPIECZNY ATAK

Wartę w roku bieżącym widziałem niestety po raz pierwszy. Trudno w takim wypadku zdobyć się na decydujący i odpowiedzialny sąd. Wydaje mi się jednak, że napad nie jest jeszcze całkowicie skonsolidowany. Istnieje tam jeszcze wielka różnorodność w umiejętnościach poszczególnych zawodników, którym potrzeba dalszego, dobrego szlifu. „Stary” Geudera nie gra może tak błyskotliwie, jak dawniej, niemniej jednak trzyma w ryzach całą rozhukaną piątkę, wprowadza spokój i system i w tym jego wielka zasługa.

Czapczyk jest bezwzględnie talentem, na który w przyszłości liczymy. Jego sposób manewrowania piłką zdradza rasowe zacięcie. Nie wiem, czy trener Vogel ze mną się zgodzi, ale w pewnym momencie patrząc na Czapczyka, musiałem myśleć o budapeszteńskim Molnarze, naturalnie w znacznie mniejszym formacie.

Mniej znany Skrzypniak dobrze dostosował się do reszty.

Opowiadano mi zbyt wiele o prawoskrzydłowym Gieraku, to też w rezultacie byłem rozczarowany. Być może, że chłopak ma zacięcie, ale musi nad sobą dobrze popracować.

Smólski to ciężka haubica. Jeśli dojdzie do strzału – biada bramkarzowi. Cała sztuka jest w tym, by go odpowiednio wyzyskać. Dziś udało się, zdobył jedną bramkę i był pośrednim sprawcą czwartej. Jego rzuty wolne z większej odległości, to najpoważniejsze zagrożenie bramkarza. Krystkowiak nie miał pola do popisu. Raz tylko w drugiej połowie zdradził swe wysokie umiejętności.

Jak już podkreśliliśmy, Warta gra stylem nowoczesnym, szybko zdobywa teren, nie obawia się strzałów. Mając w szeregach swych kilku graczy starszych, rutynowanych, kondycyjnie jeszcze w formie, prowadzi grę mądrze i umiejętnie, za co należy jej się osobno dobra nota.

W drugiej części gry inicjatywa spoczywała wprawdzie więcej w ręku Wisły, nie było to jednak wynikiem upadku sił przeciwnika, Warta starała się tylko grać ostrożniej, by nie narażać wyniku.

WICEMISTRZOSTWO W DOBRYCH RĘKACH

Wiśle należało się wicemistrzostwo. Wykazała to właśnie dzisiaj, walcząc ambitnie i z sercem do ostatniego gwizdka. Wieczorem powiedział mi trener Warty, Vogel: Chciałbym mieć taką drużynę, jak Wisła. Grali ładnie i błyskotliwie. Zgadzam się z tym, jednak na mój smak nawet zbyt błyskotliwie, gdyż w nadmiarze kombinacji, zapominali o… zdobywaniu bramki.

Sytuacja napadu krakowskiego była trudna, gdyż nie posiada on właściwie należytego oparcia. Niepewna obrona zmuszała bocznych pomocników do pilnowania raczej tyłów, a ilekroć zapominano o tym kardynalnym nakazie – robiło się groźnie. Jurowicz puścił 5 bramek. Miałbym do niego pretensję o czwartą, gdy wolny Smólskiego wypuścił z ręki i piłkę dobił Skrzypniak. On sam uważa, że mógłby może uratować piątą bramkę. Żeby jednak zawinił aż w trzech wypadkach – z tym się nie godzę.

Przewinieniem obrońców szczególnie w pierwszej połowie, było nie tylko to, że zbyt szeroko i daleko się rozstawiali, ale i to, iż w ciężkich sytuacjach nie wybijali natychmiast piłki, starając się nią manewrować. Robił błędy Wapiennik, miał je w nie mniejszym stopniu Rupa. Najgorsze było jednak to, że w sumie z pomocą nie potrafili stworzyć tak szczelnej zapory, by szybki napad Warty przez nią się nie przedostawał.

LUKI W OBRONIE

W drugiej części nastąpiła poprawa. Jestem w kłopocie, jaką notę wystawić Legutce. Starał się konsekwentnie pilnować Czapczyka, uważał, by zbytnio się nie wysuwać, ale trudno mi powiedzieć, czy jego główna w tym wina, że w bloku defensywnym powstawały przed przerwą katastrofalne dziury. Boczni pomocnicy krakowscy indywidualnie nie byli źli. Ale powtarza się znów stara historia: trzeba grać albo jednym systemem albo drugim. Stosowanie jakiegoś połowicznego systemu bezpieczeństwa, daje wręcz odmienny skutek.

Najlepiej prezentował, się napad Wisły – dał szereg pięknych, inteligentnych zagrań. Niektóre piłki Gracza, czy Artura były majstersztykami technicznymi. Kwalifikacje Gracze znane mi są z ostatnich występów reprezentacyjnych. Artura widziałem jeszcze przed wojną i byłem mile zaskoczony jego nadal dobrą formą i wysokim poziomem technicznym. Pracował przy tym i walczył jak za dawnych lat. Kohut poprawił się technicznie, toteż trójka ataku sprawnie kombinowała. Ale nie tylko trójka. Najbardziej produktywną grę prowadził bodajże Cisowski. Był szybki, energiczny i dobrze podawał piłki. Gdyby posiadał lepszą wagę, wypadłby w walce z ciężkimi Warciarzami jeszcze korzystniej. Bąkowski po przeciwnej stronie był nieco słabszy, jednak właściwie również nie zawiódł. Wpisał się raz na listę strzelców, a pierwsza bramka padła przy jego współudziale. Wisła grała zbyt ładnie, a mało produktywnie, zapominając, że o zdobyciu bramki decyduje strzał, a często i energiczny przebój.

RYCERSKA ATMOSFERA

Sprawozdanie nie byłoby kompletne, gdyby nie wspomnieć o wyjątkowej atmosferze, jaka cechowała całe to spotkanie. Było to bezsprzecznie zasługą organizatorów, którzy od pierwszej chwili starali się wytworzyć na boisku nastrój prawdziwego sportu. Toteż mecz potoczył się gładko w prawdziwie rycerskim nastroju.

Zawody prowadził p. Szperling z Łodzi. Nie miał zbyt trudnego zadania. Wywiązał się z niego bardzo dobrze. Możnaby mu może zarzucić zbyt wielką drobiazgowość, ale nie było to absolutnie błędem. W sumie więc wszystko złożyło się na to, że nadzieja, jaką wyraziliśmy w „Przeglądzie Sportowym”, spełniła się i staliśmy się świadkami doprawdy pięknego i wartościowego widowiska.

PRZEBIEG GRY

Pierwsze minuty upływają pod znakiem wzajemnego sondowania. Warta ma już w 3 min. niebezpieczną pozycję, kończy się jednak rogiem i główką Czapczyka w out. W 4 min. widownia dopinguje Genderę, który strzela zbyt wysoko. Po wolnym rzucie piłkę otrzymuje Artur, wypuszcza Bąkowskiego, którego ostry strzał odbija się od poprzeczki do Cisowskiego, a ten spokojnie plasuje piłkę płasko obok Krystkowiaka w lewy róg.

Na widowni konsternacja, które nie udziela się jednak Warcie.

Dalszy nowy atak Wisły kończy się rogiem, który wyjaśnia Dusik. W 10 min. bomba Smólskiego idzie tuż nad poprzeczką. W 12 min. Rupa nie dostaje piłki. Ma ją za to Czapczyk. Wystawia Genderę i wyrównanie gotowe.

Nie umilkły jeszcze oklaski, a już atak Warty, odebrawszy piłkę przeciwnikowi, rwie naprzód. Gendera wypuszcza pięknie Smólskiego – bomba – i Warta prowadzi 2:1. Za chwilę przebój Smólskiego likwiduje w ostatniej chwili Jurowicz, wybijając piłkę nogą.

W 15 min. otrzymuje ją Czapczyk od Gendery i myli bramkarza, zmieniając nogę, i efektownym strzałem podnosi wynik na 3:1.

Gra jest mimo wszystko żywa i otwarta. W 20 min. wolny z 25 metrów, bije ostro Smólski, piłka odskakuje od Jurowicza – i Skrzypniak zdobywa czwartą bramkę dla swych barw.

Wisła jednak nie załamuje się, ale ataki Warty są wciąż groźne. Notujemy jeszcze trzeci róg dla Warty i w 31 min. Czapczyk, po pięknym ataku całej linii, zdobywa piątą bramkę dalekim strzałem. W 35 min. zamieszanie pod bramką Warty – Wisła zdobywa bramkę, której sędzia jednak nie uznaje, z powodu uprzedniego faulu. Pierwsza połowa gry kończy się 5:1.

WISŁA W ATAKU

W drugiej części Wisła z miejsca rzuca się do ataku. Zyskuje lekką przewagę, która uwydatnia się w 2 rogach. Piękne akcje napadu Wisły kończą się raz po raz na Grońskim. Nareszcie w 15 minucie po ładnej akcji całego napadu Bąkowski zdobywa główką drugą bramkę. Ataki często się zmieniają, lekka przewaga Wisły utrzymuje się jednak nadal. W 39 min. Krystkowiak bardzo ładnie broni niebezpieczny strzał Bąkowskiego.

Napad Warty jednak nie próżnuje, każdy jego kontratak jest niebezpieczny i w 30-ej min. niemal cudem nie padła 6-ta bramka. Mecz zbliża się szybko ku końcowi i nie przynosi już zmiany wyniku.

Strzelcy w meczu

Warta – Wisła 5:2

W 5 min. Cisowski dla Wisły;

w 12 min. Gondera dla Warty;

w 13 min. Smólski dla Warty;

w 15 min. Czapczyk dla Warty;

w 29 min. Skrzypniak dla Warty;

w 31 min. Czapczyk dla Warty;

w 61 min. Bąkowski dla Wisły;

W przyjacielskiej atmosferze po meczu

Po meczu nastąpił wspólny obiad, na którym zjawił się wojewoda Poznański, Brzeziński, wicewojewoda Szwabczyński, przedstawiciele miasta, władz sportowych, prasy i naturalnie obie drużyny. Obiad odbył się w bardzo serdecznym nastroju.

Gracze Wisły wznosili okrzyki na cześć nowego mistrza Polski – Warty. Przemówienie wygłosił prezes Warty mec. Seydiitz, poczem głos zabrał wojewoda Brzeziński, podkreślając znaczenie sukcesu Warty, który jest triumfem całej Wielkopolski, jej solidnej pracy i pozytywnego ustosunkowania się we wszystkich dziedzinach.

Obiad przeciągnął się prawie aż do godziny odjazdu Wisły do Krakowa.

A oto co mówią aktorzy meczu: KRYSTKOWIAK – bramkarz Warty: Mecz stał na poziomie mistrzowskim. Warta zdobyła tytuł zasłużenie. W pierwszej połowie była zespołem lepszym i umiała wyzyskać sytuacje podbramkowe. Jestem szczęśliwy, że klub mój zdobył zaszczytny tytuł mistrza Polski.

LEWY OBROŃCA DUSIK: Jestem zadowolony, że Warta po 18 latach zdobyła ponownie mistrzostwo Polski. Pracowaliśmy nad tym tak, jak pracują poznaniacy, to znaczy pilnie i wytrwale.

PRAWY OBROŃCA WAJS: Przez pierwszych 10 min. nie byłem zadowolony z gry. Później zdobyliśmy przewagę. Sądzę, że słusznie zdobyliśmy tytuł mistrza.

LEWY POMOCNIK KAŹMIERCZAK: - Jestem bardzo szczęśliwy, że po tak długiej przerwie Warta poraz wtóry zdobyła mistrzostwo. Satysfakcją dla mnie osobistą jest, że w finale spotkały się Wisła i Warta i, że tym razem, szczęście piłkarskie dopisało nam. Twierdzę, że słusznie zdobyliśmy tytuł mistrzowski.

ŚRODKOWY POMOCNIK GROŃSKI: - Jestem niewymownie szczęśliwy ze zdobycia tytułu mistrza. Sądzę, że doszliśmy do tego tylko silną ambicją i koleżeństwem, jakie panuje w naszej drużynie. Niemałą rolę odegrał w tym wszystkim nasz kochany „dziadek” – trener Vogel. Sądzę, że dzisiejszym wynikiem z Wisłą otworzyliśmy niektórym „znawcom” oczy, że nie jesteśmy jedną z najsłabszych drużyn w finale. Bo jakby nie było – przejść przez finał bez straty punktu – nie jest łatwo. Mamy wielką ambicję utrzymania naszej pozycji w roku przyszłym w rozgrywkach klasy państwowej.

PRAWY POMOCNIK DANIELAK: - Mecz decydujący o zaszczytnym tytuł mistrza Polski wygraliśmy w 80 proc. naszą umiejętnością, a 20 proc. szczęściem. Mecz z Wisłą wygraliśmy za wysoko – był on jednak wzorem, jak należy pojmować sport. A ze strony Wisły, jak można z honorem uznać wyższość przeciwnika i walczyć fair.

LEWOSKRZYDŁOWY SMÓLSKI: - Jestem zadowolony z meczu, który wygraliśmy zasłużenie. Uznanie należy się publiczności, która dzisiejszym zachowaniem się zdała egzamin godny Wielkopolan.

LEWY ŁĄCZNIK SKRZYPNIAK: - Mecz stał na wysokim poziomie. Warta zasłużyła na zwycięstwo. Cieszę się niezmiernie, że tytuł mistrza przypadł nam znowu po 18 latach.

KAPITAN DRUŻYNY, ŚRODKOWY NAPASTNIK – CZAPCZYK: - Pierwsza połowa meczu interesująca, na bardzo dobrym poziomie. Spotkanie rozegraliśmy dobrze taktycznie. Wisła grała dobrze i fair. Tytuł mistrzowski przypadł nam zasłużenie.

PRAWY ŁĄCZNIK GENDERA: Na mistrzostwo Polski czekałem w mojej karierze piłkarskiej 15 lat. Ambicją każdego Warciarza było, by pokazać, że Warta zdobędzie mistrzostwo nie z przypadku, lecz dzięki pracy nad sobą. Zdobyliśmy tytuł mistrza Polski zasłużenie, a nawet przekonywująco, nie bacząc na nieprzychylne stanowisko pewnej części prasy sportowej; wynurzenia i recenzje tam podawane były dla nas bodźcem do jeszcze większej pracy.

PRAWYSKRZYDŁOWY GIERAK: - Cieszę się ogromnie z sukcesu. Nie zawiedliśmy oczekiwań społeczeństwa poznańskiego i sportowej opinii Wielkopolski.

Gracze Wisły mówią:

LEGUTKO: - Mistrzostwo Polski zdobyła Warta zasłużenie. Mecz na poziomie, przeprowadzony fair.

JUROWICZ: - Mistrzostwo zdobyła Warta zasłużenie. Zwycięstwo nad nami za wysokie.

KOHUT: - Zwycięstwo Warty za wysokie. Przebieg meczu wykazywał równe umiejętności.

GRACZ: - Wygrana zasłużona, lecz za wysoka. Nasza odpowiedź nastąpi w przyszłym roku.

ARTUR: - Mistrzostwo Polski zdobyła Warta zasłużenie, gdyż wykazała równiejszy poziom. Nasza przegrana jest za wysoka. Sędzia p. Szperling bez zarzutu.

Wspomnienia

Jerzy Jurowicz

Nadszedł kulminacyjny punkt mistrzostw: wyjazd do Poznania na mecz z Wartą, która prowadziła w tabeli finałów różnicą dwóch punktów. W razie zwycięstwa Wisły o tytule mistrza Polski decydowałby trzeci mecz na neutralnym terenie.

Niestety gorące życzenia naszych zwolenników pozostały w strefie marzeń. Przegraliśmy 2:5, a piłkarze poznańscy zdobyli dzięki zwycięstwu tytuł mistrza Polski. Przegraną w Poznaniu sprawiliśmy przykrą niespodziankę Arturowi, który w tym właśnie mecze żegnał się z drużyną, postanowiwszy wycofać się z czynnego życia sportowego.

Źródło: Jerzy Jurowicz, Pamiętniki


"Jestem Feliks, czyli szczęśliwy" - niezwykła opowieść legendarnego bramkarza Warty Poznań

data publikacji: 17 września 2012

Zostaliście mistrzami po pamiętnym decydującym meczu z Wisłą Kraków wygranym 5:2.

- Zaskoczyli nas, wbili nam bramkę, ale już w 25. minucie było 5:1 dla Warty. Graliśmy znakomicie, mądrze, nie pchaliśmy się, lecz czekaliśmy na nich. Wszyscy zagrali wielki mecz - Skrzypniak, Kaźmierczak, Czapczyk, Gendera, Smólski...

[...]

Czy to prawda, że na tym meczu z Wisłą było 20 tysięcy ludzi?

- Specjalnie powiększyli wał od Czwartaków. A jeszcze 10 czy 15 tysięcy ludzi stało pod stadionem i słuchało relacji z głośników. Ja wtedy miałem fatalny dzień, bo przyjechali do mnie krewni i po meczu musiałem do nich wrócić. A przy Operze odbywał się bankiet z okazji mistrzostwa, zatem pobiegłem nieco później na ten bankiet. Pod kioskiem na Rynku Wildeckim stała grupa podchmielonych już ludzi i coś tam śpiewali. Podszedłem, by zapytać, co się stało. A oni na mnie ruszyli: "Nie wiesz, że Warta została mistrzem, ty paskudo!" - krzyczeli i gonili mnie. Niewiele brakowało, żebym dostał od nich smary. Ja, mistrz Polski!

Źródło: poznan.sport.pl


Andrzej Kuczyński: Mistrzostwo Warty na andrzejki. Poznań oglądał mecz z trybun, okien, drzew i dachów [WYWIAD]

data publikacji: 30 listopada 2017

70 lat temu Warta Poznań zdobyła mistrzostwo Polski. - Warta miała świetną drużynę, mistrza zdobyła gładko, a w Poznaniu zapanowała euforia - wspomina świadek decydującego meczu z Wisłą Kraków z 30 listopada 1947 roku, poznański dziennikarz sportowy, Andrzej Kuczyński.

Bartosz Nosal: 30 listopada 1947 roku Warta Poznań wygrywa z Wisłą Kraków 5:2 i zdobywa swoje drugie – do tej pory ostatnie mistrzostwo Polski. Na trybunach jest sześcioletni Jędrek, dla którego jest to pierwszy mecz w życiu. To wielkie szczęście móc przeżyć historyczne spotkanie w swoim debiucie. Andrzej Kuczyński: To był dzień moich imienin, więc radość była podwójna. Na stadion przy ul. Rolnej zabrał mnie mój wujek, brat mojego ojca, Stefan Kuczyński. To nie była przypadkowa postać, bo on przed wojną zaliczył epizod w Warszawiance, wtedy ważnym klubie. Miałem więc znakomitego przewodnika. Mecz mi się szalenie podobał: choć najpierw było 0:1, to błyskawicznie, w ciągu 20 minut, zrobiło się 5:1. To był prawdziwy nokaut, bo nie uważano Warty za faworyta całych rozgrywek. Mistrzostwa Polski 1947 nie były rozgrywane w systemie ligowym. Warta musiała przejść eliminacje i w grupie finałowej mierzyła się z AKS Chorzów i Wisłą Kraków. Poradziła sobie z nimi gładko.

[...]

Źródło: poznan.wyborcza.pl