1948.04.18 Polska - Czechosłowacja 3:1

Z Historia Wisły

Z Wisły zagrali: Mieczysław Gracz.


Skład Reprezentacji Polski:

Antoni Janik - Pogoń Katowice

Henryk Janduda - Budowlani Chorzów

Antoni Barwiński - Ogniwo Tarnów

Tadeusz Waśko - Legia Warszawa

Tadeusz Parpan - Cracovia

Henryk Gajdzik - Budowlani Chorzów

Jan Przecherka - Ruch Chorzów

Mieczysław Gracz - Wisła Kraków

Edward Cebula - Ruch Chorzów Grafika:Zmiana.PNG (17' Henryk Spodzieja - Budowlani Chorzów)

Gerard Cieślik - Ruch Chorzów

Henryk Bobula - Cracovia Grafika:Zmiana.PNG (11' Edmund Białas - KKS Poznań)


Miejsce/Stadion: Warszawa.

Strzelcy bramek: 7' (1:0), Mieczysław Gracz 15' (2:0), Václav Kokštejn 58' (2:1), Henryk Spodzieja 83' (3:1).

Selekcjoner: Zygmunt Alfus.

Spis treści

Opis meczu

Sport i Wczasy. R.2, 1948, nr 23

Triumf nad rutyną i doświadczeniem

90 minut emocji

Zwycięstwo nad najlepszą drużyną czechosłowacką złożoną właściwie z zawodowców jest jednym z największych sukcesów naszego piłkarstwa. Zwycięstwo to odbije się niezawodnie głośnym echem w świecie, ponieważ Czesi mają bardzo dobrą markę jako piłkarze i w ubiegłym roku mieli wyniki wspaniałe.

Różne elementy składają się na zwycięstwo: czasem wygrywa taktyka, czasem technika, a czasem kondycja fizyczna. Byliśmy szybsi i tą szybkością nadrobiliśmy braki techniczne, gdyż technicznie wyraźnie ustępowaliśmy Czechom.

Nasi goście wzorowo przyjmują piłkę, celnie ją podają, umieją sobie wyrobić pozycje do strzału, są lepsi w grze głową i grają zespołowo, słowem w pracy przygotowawczej do strzelenia bramki górowali nad nami zdecydowanie. To jednak wystarczyło tylko do uzyskania przewagi w polu, W sytuacjach podbramkowych zawodnicy czescy nie dochodzili do strzału, w sytuacji stanowiącej optimum — najlepszy moment do zdobycia gola, a przegapiwszy wskutek spóźnienia ten moment albo strzelali pod naciskiem przeciwnika niecelnie, albo mając już na linii strzału polskiego gracza, decydowali się na dalsze, szybowanie piłką, co w rezultacie prowadziło do utraty piłki.

Nasi zawodnicy grali w polu finezyjnymi pociągnięciami, zawsze zdążyli z obroną w zagrożonym miejscu i na polu karnym nie pozwolili przeciwnikowi na oddanie swobodnego strzału. Grali przy tym ofiarnie, nie szczędzili się, nie próbowali się wymigiwać mdłymi podaniami tam, gdzie należało rwać na bramkę i narazić się na bolesne zderzenia. Każdy nasz atak wprowadzał zamieszanie w szeregi czeskie i każdy nosił zarodek bramki. Byliśmy niebezpieczni.

Mniej umieją od Czechów, wytrzymaliśmy ich napór przez cały czas meczu, ripostowaliśmy rzadziej, ale nasze riposty dochodziły celu. Walczyliśmy przez 90 minut z entuzjazmem młodości i dzięki niemu zatriumfowaliśmy nad rutyną i doświadczeniem.

Taktyka Czechów nie zaskoczyła nas. Grali oni całą piątką ataku, cofając środkowego pomocnika do tyłu. Podobną taktykę obraliśmy i my.

Były okresy, że po przerwie Czesi cofnęli jeszcze dwóch łączników do tyłu, ale ten manewr nie miał wpływu na wynik meczu. Dzięki bowiem krótkim i dokładnym podaniom Czesi uzyskali przewagę w polu, ale na naszym polu karnym gubili się i piłka wracała na środek boiska. .Nie taktyka zadecydowała o wyniku zawodów, a energia w sytuacjach pod bramkowych, której Czechom brakło.

Mecz był ładny i ciekawy. 40.000 tłum publiczności opuszczał Stadion Wojska Polskiego z zadowoleniem, z miłym uczuciem pogłaskanej dumy narodowej. Nie był to jednak najwyższy poziom, nie był to wielki mecz tak jak ongiś zwycięstwo nad Irlandią, czy Węgrami. Zbyt widoczne były nasze braki, a zwycięstwo nie było produktem naszej wyższej umiejętności, lub gry zespołowej.

Ale po tylu porażkach, to zwycięstwo było potrzebne. Będzie ono potężnym zastrzykiem dla naszego odradzającego się sportu.

W drużynie czeskiej najlepiej spisywała się pomoc. Ona bowiem wypracowywała przewagę w polu, ona pchała atak do przodu. Napad zawiódł przede wszystkim w strzelaniu, choć strzelał więcej niż polski.

Bican, wzorowo przyjmował i podawał piłki, gdy piłkę nogą dotknął, nie sposób mu ją było odebrać. Wyrabiał partnerom piłki do strzału, ale sam nie strzelał — na przebój nie chodził, a pracą przygotowawczą do strzelania goli w tym meczu się nie liczyła. Najlepiej w ataku grał Kokstein, zdobywca bramki dla Czechów, dzięki temu, że kondycyjnie był do meczu najlepiej przygotowany.

Obrońcy Czechów grali technicznie czysto, dobrze się ustawiali do piłki, gdy jednak któryś z naszych zawodników szedł na przebój, tracili głowy. Bramkarz Rajman zawiódł przy obronie pierwszej i trzeciej bramki, miał jednak momenty, w których wykazał swoją klasę (zwłaszcza przy strzale Gracza).

Nasza drużyna w całości zasługuje na pochwałę. Wszyscy grali ambitnie i ofiarnie, wytrwali w defensywie, żywiołowi w ataku.

Na pierwszym miejscu należało by wymienić Parpana, który jeszcze może nie osiągnął swej szczytowej formy z ubiegłego roku, startuje do piłki bardzo ciężko, lecz efekt jego pracy jest olbrzymi. Był on prawdziwym stoperem ataków czeskich i jedynym, który ich przewyższał w grze głową. Swe pierwsze miejsce dzieli on jednak z Cieślikiem i Janikiem. Cieślik był najniebezpieczniejszym naszym napastnikiem, jedynym graczem, który się puszczał na wózki z Czechami i który pojedynki wygrywał. Zdobyciem bramki uspokoił nerwowo naszą drużynę i chociażby za to należy mu się najwyższa lokata.

Janik uratował swoją grą naszą drużynę od porażki. Początkowo nie pewny, wypuścił z ręki kilka piłek, które powinien był zatrzymać. Później jednak zademonstrował kilka parad na najwyższym poziomie piłkarskim. Takich powietrznych robinsonad do strzałów idących środkiem bramki nie produkował jeszcze żaden polski bramkarz. Ci trzej zawodnicy stanowią naszą międzynarodową ekstra-klasę. Miejsca ex aequo od 4 do 9 zajmują: Gracz, Spodzieja, Waśko, Gajdzik i obrońcy.

Gracz jest jeszcze w gorszej formie niż w ubiegłym roku, niemniej jednak po Cieśliku najlepszym w ataku. Spodzieja grał ofiarnie, z pojedynków wychodził przeważnie zwycięsko i chociaż ataku w wielkim stylu nie prowadził, zasłużył sobie na dobrą notę, jako przebojowiec i szczęśliwy strzelec.

Waśko i Gajdzik mieli dobry mecz. Waśko lepiej zahamował swego przeciwnika, Gajdzik natomiast miał trudniejsze zadanie z Bicanem.

Para obrońców w obecnym składzie zdobyła sobie prawdopodobnie abonament w reprezentacji. Wystawienie Jandudy jest bardzo szczęśliwym pociągnięciem kpt. Alfusa.

Obaj obrońcy grali zdecydowanie, energicznie, wykopy wychodziły im czysto, ustawiali się do piłki i obstawiali przeciwników bez zarzutu, słowem zadowolili pod każdym względem. Bobula grał zbyt krótko, by go można było sklasyfikować.

Przecherka nie wzniósł się ponad przeciętność. Kwestia obsady pozycji skrzydłowych w naszej reprezentacji stoi jeszcze ciągle pod znakiem zapytania.

Zespołowo grało się na niezbyt wysokim poziomie. Atak nasz, pozbawiony centra, skazany jest na przeboje, przy których zdobycie bramki jest o wiele trudniejsze. Dobrze natomiast rozumiały się formacje defensywne. Na przyszłość należy pomyśleć o tym, że możemy trafić na przeciwnika, który dorówna nam kondycją fizyczną i o wyniku będą decydowały takie walory piłkarskie, jak technika i taktyka.

Z wyrobieniem pozycji do strzału jest u nas ciągle niedobrze. Kierownika ataku nie widać, nie mamy skrzydłowych. Na razie cieszmy się zwycięstwem.

Sędzia Latyszew prowadził zawody ku zadowoleniu publiczności i obu drużyn. Gracz na zapytanie dziennikarzy, co może powiedzieć na temat meczu, odpowiedział tylko jednym słowem: „Wygraliśmy". Waśko: „Zwycięstwo przypadło . nam zasłużenie. Byliśmy lepsi kondycyjnie i bardziej ambitni. Bałem się Czechów przed meczem, ale nie byli tacy groźni". Spodzieja: „Nasze zwycięstwo to zasługa prof. Kuchara". S. Piotrowski


Dziennik Zachodni, 1948, R. 4, nr 109. - Wyd. A

WARSZAWA

Takiej sensacji jeszcze nie było w piłkarstwie. Piłkarze czechosłowaccy, uważani za potęgę w sporcie europejskim, ponieśli klęskę w meczu międzypaństwowym z Polakami, rozegranym dziś na stadionie Wojska Polskiego. Było to 16 z rzędu spotkanie reprezentacji obu państw i dotychczas ani razu Polacy nie odnieśli sukcesu. Tym razem wspaniale udał się rewanż za wszystkie porażki. Przy pomnijmy sobie teraz, w jakich okolicznościach doszło do tego sensacyjnego wyniku.

Stadion Wojska Polskiego wypełnił się do ostatniego miejsca. Piękna pogoda sprzyjała grze i widzom, którzy zebrali się w liczbie około 40 tysięcy. Niepokoił jedynie silny, chwilami porywisty wiatr. Obawiano się, że może on ujemnie wpłynąć na poziom gry. Warszawa od samego rana żyła w pewnego rodzaju gorączce footbalowej. Że wszystkich bliższych i dalszych odległości przybyły setki samochodów, wiozących widzów. Niestety nie wszyscy dostali się na stadion, gdyż bilety były wysprzedane na długo przed terminem meczu, a na „czarnym rynku“ obowiązywały niesłychanie wygórowane ceny. Nad stadionem powiewały chorągwie państw, uczestniczących o puchar bałkańsko-środkowo-europejski, a między nimi i radziecka, z uwagi na to, iż sędzią spotkania był obywatel radziecki, Latiszew. Na trybunie honorowej zajęli miejsca: Prezydent R. P. Bolesław Bierut, premier Cyrankiewicz i marszałek Żymierski w otoczeniu członków Rządu. Kiedy obie drużyny wbiegły na boisko orkiestra garnizonu stołecznego odegrała hymny Polski, Czechosłowacji i ZSRR.

Polacy rozpoczęli grę, mając przeciwko sobie groźnego przeciwnika i wiatr. Nasi piłkarze nie I przelękli się renomy czeskiego footballu. Z miejsca przystąpili do generalnego ataku, podczas gdy Czesi uciekali się jedynie do stopowania zapędu polskich napastników. Czynili to zresztą w sposób dość obcesowy tak, że „trup“ padał często. Już po kilku minutach Bobula z rozbitą głową opuścił połę walki, a jego miejsce zajął niezbyt otrzaskany z pozycją skrzydłowego Białas. Sensacja zaczęła się już w 7 minucie gry. Cieślik wypuszczony przez Gracza ostrym, skośnym sizalem umieścił piłkę w siatce, mimo rozpaczliwej robinsonady Rejmana. Na widowni niesłychany entuzjazm. Tymczasem Polacy naciskają dalej i w 14 minucie pada druga bramka. Strzelił ją. Gracz, dobijając strzał Przecherki, odbity od słupka. Zdawało się, że wrzaski radości na widowni osiągnęły już szczytowy punkt. Czesi, bynajmniej nie speszeni wzmogli tempo gry i otrząsnęli się szybko z przewagi przeciwnika, Zaczęło się istne oblężenie i bombardowanie bramki Janika, który jednakże nie skapitulował ani razu wobec groźnych strzałów wysyłanych w stronę jego bramki, zwłaszcza przez słynnego Bicana i nie mniej groźnego Strzelca Kokstejna. Wynik 2:0 utrzymał się do przerwy, co napełniło serca widzów nadzieją, iż sukces uzyskany do przerwy, zostanie utrzymany również i w drugiej połowie. Zrzedły nam cokolwiek miny, kiedy po przerwie Kokstejn w 13 minucie znalazł się sam na sam z Janikiem, wybiegającym do piłki i strzelił celnie w róg. Na widowni od tego czasu zaczęły się odzywać skandowane wołania: „Polska gola“. Czesi przygnietli i polscy piłkarze znajdowali się wielokrotnie pod groźbą utraty drugiej bramki. Mimo, wszystko obrona, przy czym Parpan grał jako trzeci obrońca, wytrzymała atak czeskiego ataku, a polskie linie ofensywne, prowadzone przez Spodzieję, który zastąpił kontuzjonowanego Cebulę przystąpiły z kolei do szturmu, niepokojąc coraz częściej bramkarza czeskiego.

Losy meczu rozstrzygnęły się na 10 minut przed końcem. Z pięknego zagrania całego ataku piłka scentrowana przez Przecherkę znalazła się na wysokości głowy Spodziei, który ustalił wynik meczu. Do końca Polacy utrzymali lekką przewagę.

W drużynie polskiej na najwyższy poziom wznieśli się Cieślik i Janik w bramce. Spodzieja doskonale prowadził atak po przerwie, w pomocy najlepszy Gajdzik, a najsłabszy Parpan, na którego usprawiedliwienie można przytoczyć fakt, iż z nakazu kapitana związkowego ograniczył się do roli stopera. Był jednak zbyt wolny i niedokładny w podaniach. Obrońcy zagrali bez zarzutu. Ze skrzydłowych lepszy Przecherka. W drużynie czeskiej, która jako całość zagrała pięknie w polu, a zawodziła w sytuacjach podbramkowych, na wyróżnienie zasługują: Bican, Kokstein i Kolsky. Bramkarz nie wykazał reprezentacyjnej formy. Sędzia bardzo uważny i sprawiedliwy w wydawaniu orzeczeń.

Po meczu rozentuzjazmowana publiczność wyniosła graczy polskich na ramionach, wśród ni»« milknących okrzyków i braw. Niedzielne zwycięstwo pozwała nam żywić nadzieję, że wreszcie nastąpił przełom w polskim piłkarstwie, które dąży do odzyskania pozycji, jaką kiedyś miało w piłkarstwie europejskim. Zeszłoroczne spotkanie Polska — Czechosłowacja, rozegraną w roku ub. w Pradze, zakończyło się zwycięstwem Czechosłowacji w stosunku 6:3. BOGUMIŁ MIKLICA


Komentarze prasowe po występach w reprezentacji:

  • Mieczysław Gracz:
    • „Gracz nie jest w pełnej kondycji fizycznej i to jest przyczyną nierównej gry. Były momenty bardzo dobre, były niepotrzebne foule, wynikające z niższego wzrostu, a poza tym należy pamiętać, że… Gracz jest znany i szczególnie pilnowany”.
    • „2:0! Cieślik pod samą bramką podaje do Gracza, ten z najbliższej odległości strzela, bramkarz z najwyższym trudem paruje cios. Gracz poprawia, bramkarza znów broni, ale odrzuca piłkę po raz trzeci pod nogi Gracza, który tym razem lekkim półgórnym strzałem zdobywa drugą bramkę dla barw polskich, powitany znów huraganem braw i długotrwałą owacją. Kapelusze i czapki lecą w górę”. Ostra gra owocuje urazem Gracza, który na kilka minut opuszcza plac gry… 3. gol dla Polski pada z podania Gracza, który jest aktywny,i dobrze gra kombinacyjnie, umiejętnie wózkuje i próbuje przebojów.

Galeria