1948.05.23 Wisła Kraków - Rymer Rybnik 2:7

Z Historia Wisły

1948.05.23, I ligi, 7. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 17:00
Wisła Kraków 2:7 (1:3) Rymer Rybnik
widzów: 8.000
sędzia: Nowakowski z Warszawy
Bramki



Kazimierz Cisowski 40'




Józef Kohut 89'
0:1
0:2
0:3
1:3
1:4
1:5
1:6
1:7
2:7
2' Gerard Kurzeja
7' Antoni Pierchała
25' Gerard Kurzeja

66' Józef Franke
68' Jan Ruda
70' Antoni Pierchała
87' Ignacy Dybała

Wisła Kraków
Przemysław Smolarek
Michał Filek
Stanisław Flanek
Tadeusz Legutko
Jan Wapiennik
Grzegorz Nowak
Kazimierz Cisowski
Zbigniew Jaskowski
Józef Kohut
Mieczysław Rupa
Adam Wapiennik

trener: Josef Kuchynka
Rymer Rybnik
Wojciech Chromik
x
Józef Franke
Leon Matloch
Stanisław Gajewski
x
Jan Janik
Jan Ruda
Antoni Pierchała
Gerard Kurzeja
Ignacy Dybała

trener:
Flanek i Cisowski nie wykorzystali dwóch rzutów karnych.

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

„Dziennik Polski” nr 140 relacja.

Afisz zapowiadający mecz
Afisz zapowiadający mecz

Spis treści

Relacje

"Przegląd Sportowy" z 1948.05.24

Wisła - Rymer 2:7 (1:3)

Rymer - Wisła 7:2 (3:1). W 24 godziny po porażce Cracovii, jej rywalka - Wisła doznała znacznie dotkliwszego ciosu; na własnym boisku została formalnie rozgromiona przez Rymera, który w Krakowie uzyskał swój największy dotychczasowy sukces piłkarski, a zarazem zapewne najbardziej sensacyjny wynik ligowy ub. niedzieli.

Ślązacy już po kilku minutach gry prowadzili 2:0! Pierwsza bramka padła w 2 m. ze strzału Kurzeji, druga w 7 m., zdobyta przez Pierzchałę. 25 minuta przesądza już wynik meczu. Prymitywnie, lecz skutecznie grający Rymer, zdobywa przez Kurzeję 3-cią bramkę. Dopiero 40 m. przynosi Wiśle pierwszy punkt Cisowski bombą nie do obrony zmusza bramkarza Rymera do pierwszej kapitulacji. W 43 m. Wisła nie wykorzystuje rzutu karnego. Flanek strzela Chromikowi w ręce. Na minutę przed końcem I połowy Kohut daje się niepotrzebnie ponieść temperamentowi i będąc bez piłki, uderza łokciem w twarz napastnika Rymera, Rudę. Ślązak pada na ziemię i wije się z bólu. ( A, co z Kohutem?! - przyp. Red. ).

CORAZ GORZEJ

Po pauzie Wisła gra jeszcze gorzej, niż do przerwy. Podania dochodzą stale niemal do... przeciwnika, toteż Rymer ciągle jest przy piłce, szybko dobywa teren i strzela do bramki przy każdej okazji. Widownia łudzi się jeszcze. Lecz na próżno. Wiśle brak serca do gry. Rymer pracuje całą parą i zdobywa dalsze bramki. W 21 m. Flanek strzela z 30m czwartą bramkę, w 23 Ruda - piątą, w 25 - Pierzchała - szóstą i w 42 - Dybała - siódmą!

Przy stanie 5:1 ma Wisła w 33 m okazję do poprawienia wyniku. Po trzech z rzędu rzutach z rogu sędzia Nowakowski dyktuje rzut karny przeciwko Rymerowi za rękę w zamieszaniu podbramkowym. Cisowski, podobnie jak w I połowie Flanek, nie wykorzystuje rzutu karnego, bijąc Chromikowi wprost w ręce. W 44 m. w zamieszaniu podbramkowym Kohut zmniejsza klęskę Wisły na 7:2. Radość Rymera i kibiców śląskich przybyłych na ten mecz, nie ma wprost granic.

Powód do radości był słuszny, gdyż sukces Rymera w Krakowie był nie tylko nieoczekiwany, ale przeszedł najśmielsze oczekiwania obydwu stron!

Sędzia Nowakowski z Warszawy był b. łagodnym i miękkim arbitrem. Widzów ponad 8 tys.

”Piłkarz” z 1948.05.25

Wielki dzień górników Rymera

Wisła rozgromiona 7:2 na własnym boisku

PRZEBIEG SPOTKANIA Mecz z miejsca zaczął się sensacyjnie. W drugiej minucie z contry Jamka po fatalnej obronie Smolarka Kurzej

DOBIJA PIŁKĘ DO PUSTEJ BRAMKI.

Nie zaniepokoiło to jeszcze widowni, kiedy jednak w 5 minut potem Dybała wjeżdża prawie do bramki, a plączącą się w tłoku piłkę

POSYŁA Z KILKU KROKÓW PIERCHAŁA DO SIATKI,

widownia odczuwa już posmak sensacji. Groźba porażki animuje drużynę Wisły która przechodzi teraz do ataku. Strzał Kohuta przechodzi obok słupka, - bombę Wapiennika z kilu kroków broni szczęśliwie Chromik, a już za chwilę musi ponownie interweniować przy strzale Cisowskiego. Rymer wytrzymuje nacisk Wisły i z kolei rewanżuje się groźnymi wypadami. W 25 min. Zasłonięty Smolarek z trudem odbija strzał Rudy, a nadbiegający Kurzeja

PO RAZ TRZECI PAKUJE PIŁKĘ W SIATKĘ.

W 39 min. Kohut strzela bramkę, jednak z pozycji „spalonej". W minutę potem przedziera się Cisowski i po pięknym biegu bomba nie do obrony

POPRAWIA WYNIK NA 3:1.

W 44 min. egzekwuje Flanek rzut karny, zresztą zbyt pochopnie podyktowany —

STRZELA JEDNAK CHROMIKOWI W RĘCE.

Po przerwie gra zamienia się w oblężenie bramki Rymera, napastnikom Wisły w dniu tym nic się jednak nie udaje. k. uaowsa Wykorzystują to Ślązacy i z kolei przechodzą do ataku. Zaczyna się tragedia zwolenników Wisły. W 2-giej minucie Franke (który zamienił pozycję z Janikiem) strzela z 30 metrów, a wysunięty Smolarek

NIE MOŻE DOSIĘGNĄĆ PIŁKI.

Rymer prowadzi 4:1! Już w minutę potem Ruda wykorzystuje błąd Wisły i

PIŁKA PO RAZ PIĄTY TRZEPOCZE SIĘ W SIATCE WISŁY.

Klęska „czerwonych" jest już przypieczętowana, ale zwolennicy ich muszą przeżyć jeszcze trzy przykrości. Cisowski egzekwujący rzut karny naśladuje Flanka i strzela w bramkarza. Po przeciwnej stronie Pierchale udaje się minąć Legutkę, celnv jego strzał

OCIERA SIĘ O SŁUPEK I SMOLAREK PO RAZ SZÓSTY WYCIĄGA PIŁKĘ Z BRAMKI.

Zwycięstwo swej drużyny koronuje Dybała,

STRZELAJĄC 7-MĄ I OSTATNIĄ BRAMKĘ.

Dopiero niemal w ostatniej minucie Kohut z centry Cisowskiego

UMNIEJSZA KLĘSKĘ, POPRAWIAJĄC WYNIK NA 2:7.

Widzów około 8 tysięcy. Sędzia p. Nowakowski a Warszawy słaby — krzywdził drużynę Rymera.

"Nadzwyczajny Dziennik Krakowa z 1948.05.27

Wisła jest chora...

Staliśmy się w ubiegłą niedzielę świadkami jednej z największych sensacji ligowych. Wisła doznała nienotowanej porażki, która jest tym dotkliwsza iż poniesiona została na swoim boisku z trzecim klubem Śląska, z drużyną nisko notowaną na krajowej giełdzie piłkarskiej.

Sympatycy czerwonych przeżyli w niedzielnych popołudniowych godzinach silny wstrząs. Grubo silniejszy od szoku kibiców Cracovii, po przegranych meczach z Ruchem i z Garbarnią. Kibice Wisły po porażce Cracovii w spotkaniu z Garbarnią triumfowali niezdrowym triumfem z kategorii „Schadenfreude” ciesząc się z potknięcia białoczerwonych. Złośliwy los zakpił z wiwatujących w sobotę kibiców Wisły i im bardziej cieszył się sympatyk Wisły z porażki Cracovii w sobotę tym smutniejszą minę miał on w dwadzieścia cztery godziny później… Morał na przyszłość? „Nie śmiej się bratku, itd.” Ale wróćmy do tematu.

Przyczyna porażki Wisły nie były czerwone koszulki Rymera, a granatowe Wisły. Przyczyną porażki nie był brak Gracza czy Jurowicza, którzy tak jak cała drużyna znajdują się w słabej formie i w najlepszym wypadku, gdyby grali, zmniejszyliby może wynik, co jednak nie odgrywa większej roli. Przyczyna porażki Wisły tkwi głębiej tkwi w samej drużynie, która przechodzi ostry kryzys spotęgowany niesnaskami, fermentami, odbijającymi się na zewnątrz w postaci serii porażek pierwszej jedenastki. To nie przejściowa słaba forma, nie chwilowa niedyspozycja – to groźna choroba, symptomatem której są wszystkie wyniki uzyskane przez Wisłę w ligowych spotkaniach.

Nawet dwa wysokie zwycięstwa nad Polonią warszawską i bytomską nie są zasługą „bramkostrzelnego” ataku czerwonych, a jedynie słabej formy ich przeciwników, no i dozy szczęścia, które nawiasem mówiąc towarzyszyło Wiśle aż do ubiegłej niedzieli. Na dobrą sprawę trzy porażki Wisły z AKS-em, Legią i Tarnovią mogły być cyfrowo wyższe, na dobrą sprawę remis z ZZK mógł przerodzić się w porażkę czerwonych.

Wisła miała szczęście… I gdyby nie pogrom niedzielny, to choroba jej leczona byłaby półśrodkami nie usuniętoby ogniska chorobo – twórczego, a jedynie pocieszałoby się oklepanym frazesem że kryzys sam minie, że silny organizm pacjenta sam zwalczy słabość. I dobrze się stało, że Rymer wygrał w tak wysokim stosunku, dobrze się stało, że zdarł aureole sławy z niektórych „gwiazd” które dotychczas uchodziły za bohaterów piłki nożnej a mówiąc językiem kibiców „mistrzyły się”. Zobaczymy w jaki sposób wstrząs niedzielny wpłynie na kryzys w klubie. Jeśli choroba Wisły nie jest daleko zaawansowana, to lekarz w osobie nowego trenera Kuchynki w przeciągu krótkiego czasu postawi „pacjenta” na nogi…

Gorzej gdyby organizm cały był poważnie chory, gdyby mimo „zabiegów” Kuchynki kryzys trwał nadal… Wówczas należałoby znaleźć inne, radykalniejsze środki a przede wszystkim zastrzyk młodej krwi. Kibic Wisły wraz z swym klubem, ale ma on prawo oczekiwać po zarządzie klubu, który umiłował takich pociągnięć, które wykluczyłyby niespodzianki „a la Rymer”. Kibic Wisły nie chce rumienić się za swą drużynę!

T.D.

Wspomnienia

Jerzy Jurowicz

Kompromitującej porażki 2:7, jakiej doznaliśmy w zawodach z Rymerem, nikt się nie spodziewał. Obserwowałem ten mecz, leżąc rozciągnięty na trawie za bramką, w której stał zastępujący mnie Smolarek. Obok spod krzaczastych brwi przypatrywał się grze trener Kuchynka, który właśnie przybył z Pragi, by objąć funkcję wychowawcy naszej drużyny.

- A czemu Ty nie grasz? – zwrócił się do mnie.

- Jestem w słabej formie – odpowiedziałem speszony.

Zawiązała się rozmowa, którą przerwał dopiero gwizdek sędziego. Wraz z całą drużyną, żegnani przez kibiców drwiącymi okrzykami, z pochyloną głową opuszczałem boisko.

W szatni panowało posępne milczenie – później wybuchła kłótnia. Napastnicy obwiniali obrońców i bramkarza. Ci z kolei nie szczędzili gorzkich wymówek graczom ataku za ich niezaradność strzałową. Spór przerwał zdecydowany głos nowego trenera:

- Chłopcy, piłka jest okrągła. Głowy do góry! Za tydzień czeka nas następny mecz!

Źródło: Jerzy Jurowicz, Pamiętniki