1949.09.18 Wisła Kraków - Lechia Gdańsk 4:0

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 06:04, 17 paź 2022; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
1949.09.18, I ligi, 17. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 17.00, niedziela
Gwardia - Wisła Kraków 4:0 (3:0) Lechia Gdańsk
widzów: 10.000
sędzia: Edmund Sperling z Łodzi
Bramki
Józef Kohut 4'
Kazimierz Cisowski 18'
Józef Kohut 22’
Kazimierz Cisowski 86’
1:0
2:0
3:0
4:0
Gwardia - Wisła Kraków
3-2-5
Jerzy Jurowicz
Mieczysław Dudek
Stanisław Flanek
Jan Wapiennik
Tadeusz Legutko
Adam Wapiennik
Kazimierz Cisowski
Zbigniew Jaskowski
Józef Kohut
Mieczysław Rupa
Józef Mamoń

trener: Josef Kuchynka
Lechia Gdańsk
3-2-5
Józef Pokorski
Hubert Kusz
Czesław Lenc
Henryk Kokot I
Alfred Kamzela
Piotr Nierychło
Alfred Kokot II
Aleksander Kupcewicz
Robert Gronowski I
Andrzej Konopek
Mieczysław Wawrzusiak

trener: Ryszard Koncewicz / Vaclav Kriżek

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Afisz zapowiadający mecz
Afisz zapowiadający mecz


Spis treści

Relacje prasowe

‎‎‎

Echo Krakowskie. 1949, nr 253 (17 IX) nr 1258

‎‎‎

Jutro grają Lechia(Gd.) Gw. Wisła


Jutro w niedziele 18 bm. rozegrane zostanie spotkanie piłkarskie o mistrzostwo klasy państwowej między Lechią Gdańską a Gwardią Wisłą.

W drużynie Lechii zobaczymy dwóch krakowskich zawodników Wawrzusiaka i Konopka, którzy ostatnio „wyemigrowali" do Gdańska. Wisła wystąpi w komplecie z Kohutem, Jurowiczem. Legutką i Mamoniem na czele. Początek o g17-ej.


"Przegląd Sportowy" z 1949, nr 75

Gdyby atak Wisły grał skutecznie Lechia przegrałaby więcej niż 0:4

KRAKÓW, 18.9 (tel. wł.) – Gwardia Wisła – Lechia 4:0 (3:0). Bramki zdobyli: Kohut i Cisowski po 2. Sędziował Sperling z Łodzi. Widzów około 10 tys.

Wisła: Jurowicz, Dudek, Flanek, Wapiennik I, Legutko, Wapiennik II, Cisowski, Kohut, Rupa, Mamoń.

Lechia: Pomorski, Kusz, Lenta(?), Kokot I, Kamzela, Nierychło, Kokot II, Kupcewicz, Gronowski, Konopek, Wawrzusiak.

Sam wynik lepiej świadczy o Wiśle, niż jej gra w tym meczu. To prawda, że krakowianie mieli bezwzględną przewagę w II części zawodów, ale jedna jedyna bramka zdobyta w tym okresie nie wystawia dobrego świadectwa zawodnikom Wisły.

Maniera kołowania, tzw. hiperkombinacja, przybiera w napadzie Wisły z meczu na mecz coraz groźniejsze rozmiary. Wygląda to tak, jak gdyby każdy z napastników Wisły usilnie starał się zamienić lepszą pozycje strzałową na gorsza lub wręcz beznadziejną. W niejednym wypadku również zaobserwować można jakąś niezrozumiała nonszalancję i zwykłe lenistwo.

Dotyczy to w głównej mierze Kohuta, który widać uznał, że dwie strzelone bramki są już odrobieniem pracy na cały czas meczu i nie startował do piłek, podawanych mu przez partnerów (Rupa) określała widownia w gwarze krakowskiej ,,na zapalenie płuc”.

O zwycięstwie Wisły zadecydowała więc nie gra jej napadu, ale doskonała gra defensywy i taktyka offsidowych pułapek stosowanych przez Lechię, która naraziła drużynę gdańską na stratę 2-ch bramek. Bramkarz Lechii nie należał przy tym do najmocniejszych punktów zespołu, toteż tym bardziej trzeba się dziwić napastnikom Wisły, że nie wyzyskali tak sprzyjających dla siebie okoliczności, jak zła taktycznie, a przy tym słaba gra obrony przeciwnika i niepewność bramkarza.

Pomoc Lechii ustępowała wiślakom w rutynie i taktyce, ale górowała ambicja i zaciętością. Atak natomiast zarówno jako całość, jak i indywidualnie, przewyższał napad Wisły. Wśród piątki napastników Lechii wyróżnił się doskonały technicznie i szybki Kokot, zgrany z Kupcewiczem, należącym również do jasnych punktów swego zespołu. Że ta dwójka nie uwieńczyła wielu pięknych ataków powodzeniem, to pierwszym rzędzie zasługa Flanka, najlepszego zawodnika na boisku.

Przebieg meczu: w 4 m. Kohut przejął dobre podanie od Legutki i korzystając z wysunięcia się obrony przeciwnika, podprowadził aż do bramki i strzelił obok bezradnego Pomorskiego. W 14 minucie później Cisowski dobił wypuszczony przez Pomorskiego strzał Mamonia. Wisła prowadziła 2:0. W 4 min. później Kohut prawie że w identyczny sposób, jak pierwszą zdobył trzecią bramkę. Przewaga Wisły po przerwie zaznaczyła się 8 niewyzyskanymi kornerami oraz jedną bramką, strzeloną przez Lisowskiego na 4 m. przed końcem gry.

Sędzia Sperling był bardzo dobry, jednak zbyt drobiazgowy.


”Piłkarz” z 1949.09.19

Mecz bez rumieńców

Wisła była słaba, ale Lechia jeszcze słabsza i odjechała do Gdańska z czteroma bramkami


GWARDIA-WISŁA—LECHIA 4:0 (3:0)

WISŁA

zawdzięcza swój sukces dobrej grze swych linii defensywnych. Jurowicz miał w tym meczu lekkie życie, gdyż ataki przeciwnika bez większego trudu likwidowała pomoc i obrona. Kilka niezbyt niebezpiecznych strzałów obronił bez trudu. Flanek miał kilka błyskotliwych momentów, grał skutecznie i zasłużył sobie na pierwszą notę w drużynie. Drugą trzeba przyznać wszędobylskiemu Legutce, który był właściwie szóstym napastnikiem Wisły. Bracia Wapienniczy zagrali na dobrym poziomie i wypełnili swe defensywne i ofensywne obowiązki bez zarzutu. Atak Wisły nie dostroił się do poziomu gry swej defensywy i mimo strzelonych czterech bramek trudno w tej linii kogoś wyróżnić. Najlepiej jeszcze wypadli skrzydłowi, oraz rutynowany ale zawsze leniwy Kohut. Trzy bramki padły raczej z błędów obrony Lechii i jedynie ostatnia, — wypracowana przez Cisowskiego zasługuje na pełny aplauz. Jaśkowski i Rupa słabi.

LECHIA

w całej rozciągłości potwierdziła chimeryczność swojej formy. Z oceny wczorajszej gry gdańszczan trudno pojąć dotychczasowe sukcesy tej drużyny. Dość powiedzieć, że jedynym, naprawdę pełnowartościowym zawodnikiem w drużynie był Kokot II. Miał on jednak obok siebie najsłabszego w drużynie zawodnika — Kupcewicza, a mając w dodatku naprzeciwko doskonałego Flanka nic nie mógł zdziałać. „Narybki krakowskie" Lechii — Wawrzusiak i Konopek zagrali poniżej formy wykazywanej w macierzystej drużynie. Nie najgorzej zagrała linia pomocy drużyny gdańskiej. Mało jednak odciążona przez własny atak nie mogła sprostać ciężkiemu zadaniu. Obrona Lechii — słaba.

PRZEBIEG SPOTKANIA

Pierwsze słowo należy do Lechii. Atak jej kończy się jednak strzałem ponad poprzeczką. Gra toczy się na środku boiska, ale już w 4 min. przynosi sukces niespodziewany Wiśle. Obrońca Lechii startuje do piłki, ale na mokrym terenie traci równowagę i pada na ziemię. Kohut jest na miejscu i z najbliższej odległości strzela pierwszą bramkę.

W następnej minucie Jaśkowski wykłada piłkę Kohutowi, ale ten przenosi z bliska nad poprzeczką. Kontrakcje Lechii likwiduje obrona Wisły bez większego trudu, o niezbyt groźny strzał Wawrzusiaka broni pewnie Jurowicz. W 13 min. historia się powtarza. Przy piłce im Kohut, z dziecinną łatwością wygrywa pojedynek z obrońcą i strzela Pokorskiemu — w ręce. Oślizłą piłkę Pokorski wypuszcza z rąk, a dobitka Cisowskiego grzęźnie w siatce.

W 22 min. Jaśkowski wypuszcza Kohuta, który wykorzystując błędne ustawienie obrońców Lechii — podciąga i z kilku kroków strzela trzecią bramkę. Historię pozostałej części meczu można zamknąć w jednym zdaniu Wisła walczy z zaciekło broniącym się przeciwnikiem 1 nieudolnością własnego ataku. Dopiero w 85 min., po solowym biegu i celnym strzale Cisowskiego pada czwarta i ostatnia bramka.

Sędziował ten mecz wzorowo p. Sperling z Łodzi, widzów około 7 tysięcy.



Jestem królem strzelców

Dzięki zdobyciu dwóch bramek w meczach z Lechią i Szombierkami. Kohut i Łącz poprawili swe lokaty w tabeli najlepszych strzelców i kroczą obecnie na drugim względnie trzecim miejscu za Aniołą (ZZK).

Tan ostatni utrzymał się nadal na czele, mając na swym koncie 18 bramek zdobytych:

16 bramek — Łącz (ŁKS),
14 bramek — Kohut (Wisła),
12 bramek — Krasówka (Szombierki),
11 bramek — Białas (ZZK), Gracz (Wisła), Cieślik (Ruch).

Sport. 1949, nr 76

1949.09.19

Lechia Gdańsk outsiderem tabeli po porażce w Krakowie

Gwardia — Wisła — Lechia 4:0 (3:0) KRAKÓW (teł. wł.) Lechia: Pokorski, Kusz, Lenc, Kokot 1, Kamzela, Nierychło, Kupcewicz, Kokot II, Gronowski, Konopek, Wawrzusiak.

GWARDIA — WISŁA: Jurowicz, Dudek, Flanek, Wapiennik I, Legutko, Wapiennik II, Cisowski, Jaskowski, Kohut Rupa, Mamoń.

Bramki zdobyli Kohut 2, Cisowski i Mamoń. Rogów 8:2 dla Wisły.

Sędzia Sperling z Łodzi. Widzów 5000 osób.

Zaczęło się dobrze, bo już w 4 min. Gwardia — Wisłą prowadziła 1:0, Kohut przytomnie wykorzystuje kiksy na śliskim boisku Kusza i Pokorskiego i z bliskiej odległości strzela nieuchronnie do pustej bramki Lechu. Minutę później Kohut z kilku kroków przenosi ponad bramką. Gdy w 18 min. pada druga bramka, którą zdobywa Cisowski (z dobitki) strzału Kohuta a w 22 min.

z przeboju Kohuta pada trzecia bramka, na widowni panuje niepodzielne wrażenie, że Lechia przeżyje w Krakowie wielki pogrom. Ale to było tylko złudzenie. Do pauzy stan meczu 3:0, pozostaje niezmieniony, mimo wielu dogodnych szans Wisły.

Po pauzie przez 20 min. gwardziści wprost bombardują bramkę Pokorskiego, lecz bezskutecznie. W 9 min. Lenc wybija piłkę z linii bramkowej, a w 16 min. Kohut z dwóch kroków strzela w aut. Napór na bramkę Lechii nie zmniejsza się ani na chwilę. Lechia broni się wprost z determinacją. Od 20 do 23 min. naliczyliśmy 5 rzutów rożnych na korzyść gospodarzy. Ale dalsze bramki nie chcą padać. Gdyby był Gracz w ataku, to wynik na pewno brzmiałby 10:0. Dopiero w 40 min.

Cisowski z solowego biegu zdobywa czwartą i ostatnią bramkę.

Mecz dostosował się do niedzielnej aury, był szary i nudny. Na śliskim boisku czuła się lepiej Wisła, toteż panowała na nim niepodzielnie. Ale gra gwardzistów mimo zwycięstwa nie zadowoliła. To nie jest ta sama Wisła z pierwszej rundy, kiedy biła przeciwników jak sama chciała. Kryzys zwłaszcza w linii ataku jest aż nadto widoczny. Gracza nikt nie umie i nie może zastąpić i jego brak wyciska wybitne piętno na grze całej drużyny, w której wybijał się doskonały Flanek w obronie.

Lechia też była cieniem Lechii, którą Kraków oglądał na wiosnę, w pierwszym meczu ligowym z Cracovią. Wówczas Lechia zachwyciła, dzisiaj nie dziwi nikogo jej obecna pozycja w tabeli, ligowej. Nawet obydwa krakowskie nabytki Wawrzusiak i Konopek nie wniosły nic pozytywnego do sympatycznej drużyny gdańskiej. Sympatycznej, ale słabiutkiej, zarówno w defensywie jak i w ofensywie. Atak nieźle kombinował w polu ale pod bramką wykazywał zupełną bezradność. Jedynie mały Kokot II od czasu do czasu robi! trochę zamieszania na tyłach Wisły.

Przy lepszej dyspozycji strzałowej ataku Wisły wynik dwucyfrowy nie byłby niespodzianką, gdyż defensywa Lechii nie czuła się dobrze na boisku Wisły, a trio obronne broniło się wręcz rozpaczliwie przed większą porażką, co mu się też częściowo udało. Dawno niewidziany w Krakowie sędzia Sperling był drobiazgowym, ale obiektywnym arbitrem


Gazeta Krakowska. 1949, nr 212 (17 IX)

Łatwiejszą przeprawę będzie miała Gwardia-Wisła. która gra u siebie z Lechią, Drużyna gdańska bez swych czołowych napastników: Rogosza i Goździka nie stanowi dla dobrego zespołu ligowego poważniejszego przeciwnika. Garbarnia jedzie do Torunia, gdzie rozegra ciężkie spotkanie z Pomorzaninem. Mecz ten rozstrzygnie o tytule mistrzowskim w grupie północnej drugiej ligi. Toteż spodziewać się należy zaciętej i na dobrym poziomie stojącej walki.


Gazeta Krakowska. 1949, nr 214 (19 IX)

Wysoki wynik, lecz słaba gra

Gwardia-Wisła—Lechia 4:0 (3:0)

(d) Mimo zdobycia czterech bramek Gwardia Wisła tym razem nie zachwyciła, grając słabo. podobnie jak i Lechia, mająca jedynie w Kokocie II pełnowartościowego zawodnika.

Dwaj b. oracze Budowlanych (Zwierzyniecki) Konopek i Wawrzusiak wypadli słabo, nie będąc żadnym wzmocnieniem, ataku gdańszczan.

W pomocy wyróżnił się Kokot I, obrona nierówna bramkarz Pokorski ponosi winę za dwie bramki.

Wisła zagrała o klasę gorzej niż przeciw Cracovii. Jedynie para obrońców Dudek—Flanek i Legutko w pomocy zasługują na wyróżnienie, Jurewicz nie miał poła do popisu, atak szybki, lecz grający zbyt chaotycznie. w którym tym razem najlepiej wypad! Mamoń.

Prowadzenie zdobywa Gwardia-Wisła w 4 minucie ze strzału Kohuta, który przytomnie wykorzystuje pośliznięcie się obrońcy i bramkarza.

Wynik podwyższa Cisowski w 19 minucie, a trzecią bramkę do przerwy uzyskuje znów Kohut w 22 minucie Po przerwie gra staje si ę mało ciekawa, obustronne anemiczne ataki kończą się na linii pola karnego, aż dopiero w 40. minucie udaje się Cisowskiemu piękny rajd, zakończony strzeleniem czwartego gola.

Zawodom przyglądało się zaledwie 6 tys. widzów.

Sędziował dobrze ob. Sperling z Łodzi.


Sport i Wczasy. R.3, 1949, nr 75

Rozgrywki ligowe przyniosły w niedzielę jedną poważną zmianę w czole tabeli. Polania stołeczna przez swą wygraną z Ruchem w Chorzowie, wysunęła się przed Ogniwo-Cracovię na drugie miejsce po Gwardii Wiśle, która prowadzi różnicą jednego punktu.

Wprawdzie Cracovia też wygrała i to z kandydatem na leadera Ko.

lejarzem z Poznania, ale ma gorszy stosunek bramek. Gwardziści Wisły zdają się wracać do farmy, choć co prawda za przeciwnika mieli Lechię z Gdańska, która przy równoczesnej wygranej Polonii z Bytomia nad AKS, spadła na ostatnie miejsce.

Górnik z Chruszczowa przegrał wysoko z ŁKS-Włókniarz, a Legia stołeczna zwyciężyła Wartę.

Mamy więc w tej chwili w tabeli dość zwartą grupę czołową pierwsze czwórki, pretendującej do mistrzostwa, która może mieć jeszcze różne przetasowania. Następny z kolei Górnik, ma co prawda teoretyczne szanse do ty-i tulu, ale ważniejsze jest to, że i jest zabezpieczony od spadku, i gdyż wszystkie pozostałe drużyny, , nawet te, które nie sięgają szarego końca, mogą do końca mistrzostw mieć jeszcze poważne perypetie.

Ogólnie rzecz biorąc, drużyny krakowskie zachowują nadal hegemonię, formą jednak zwracają uwagę oba zespoły warszawskie, które w każdym razie przeważają w tej chwili wyraźnie nad zespołami śląskimi; Wśród tych ostatnich wyróżnia się jednak Polonia z Bytomia, mogąca jeszcze wyjść z ciężkiej opresji. Wygrana z Górnikiem i AKS-em, to duże jej sukcesy, które na pewno korzystnie wpłyną na ducha bojowego tego zespołu w dalszych meczach

Gdańszczanie przegrali z leaderem

KRAKÓW, (tel.) Lechia nie przedstawiała się szczególnie źle w pierwszej połowie, jakby wskazywał na to wynik. Niestety, winę za utracone 3 bramki, które padły już do 22 minuty przed przerwą, ponosi przede wszystkim słaba obrona oraz bramkarz Lechii.

Nie były to bramki specjalnie wypracowane przez napastników Wisły, a zdobyte raczej z wypadów. Ostatnio obrona Lechii zastosowała tzw. „węgierską obronę", czyli wysuwała się zbytnio do przodu. Może to było dobre dla drużyn mało szybkich. Napastnicy Wisły nie dali się nabrać na spalone i potrafili łatwo wykorzystać wolne pole między obroną a bramkarzem i zdobywali bramki.

Pierwszą bramkę zdobył Kohut w 4 minucie po minięciu bramkarza, drugą Cisowski w 18 minucie, dobijając strzał Kohuta, po wypuszczeniu piłki przez bramkarza. Trzecią bramkę zdobył znowu Kohut w 22 minucie. Tak łatwe zdobycie trzech bramek przez Wisłę i zasadniczo wygranie już meczu spowodowało, iż dalszy okres gry był na ogół monotonny, zwłaszcza, że nie można było wierzyć w możliwość wyrównania.

Po przerwie obie drużyny grały dość ślamazarnie, a napastnicy Wisły nawet leniwie. Wydawało się, iż wynik ustalony do przerwy będzie wynikiem meczu, niespodziewanie jednak na 4 minuty przed końcem Cisowski znów wykorzystał błąd obrony Lechii i zdobył czwartą bramkę.

W Lechii dość dobrze pracowała pomoc, a w napadzie Kokot.

Pozostali byli słabsi. W Wiśle naj lepszym był Flanek w obronie.

Poza tym gracze jej zbytnio się nie wysilali.

Sędziował p. Sperling z Lodzi bardzo dobrze. Widzów około 5000.