1954.07.18 Wisła Kraków - Zagłębie Sosnowiec 2:1
Z Historia Wisły
Gwardia Kraków | 2:1 (0:0) | Stal Sosnowiec | ||||||||
widzów: 8.000 | ||||||||||
sędzia: Bukowski z Radomia | ||||||||||
| ||||||||||
| ||||||||||
O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl
Relacje prasowe
"Przegląd Sportowy" z 1954.07.19
Szczęśliwe zwycięstwo Gwardii Kraków nad Stalą Sosnowiec zapewniło jej miejsce w finale
WARSZAWA, 18.7, Gwardia Kraków - Stal Sosnowiec 2:1 (0:0). Bramki zdobyli Kościelny i Machowski dla Gwardii oraz Krężel dla Stali. Sędziował Bukowski (Radom). Widzów ok. 8.000.
Gwardia: Lech, Piotrowski, Szczurek, Flanek, Snopkowski, Mamoń, Machowski, Kościelny, Kohut (Jaśkowski), Gamaj, Mordarski.
Stal: Dziurowicz, Masłoń, Musiał, Jochemczyk, Poloczek, Poćwa, Głowacki, Majewski, Uznański, Krężel, Wspaniały.
Gwardia zmobilizowała na ten mecz swój najsilniejszy skład ze Szczurkiem, Mordarskim i Kohutem na czele, lecz mimo ich obecności na boisku zagrała w sumie słabo. Odniosła bardzo szczęśliwe zwycięstwo wykorzystując chwilowe nieporozumienie w szeregach obronnych Stali. Wykorzystała wszystko, co było do wykorzystania, a ponieważ stało się to w ostatniej fazie gry, Stal musiała zejść z boiska pokonana. Na odrobienie 2 bramek było już za późno.
Właściwie można by na nim skończyć sprawozdanie z drugiego meczu półfinałowego o Puchar Polski, gdyby nie konieczność zwrócenia uwagi zawodników i publiczności na fakt, że o przerwaniu gry decyduje wyłącznie gwizdek sędziego i że sygnały liniowego są sygnałami tylko dla sędziego głównego i zaprzestanie gry w takich okolicznościach może się przykro skończyć dla tych, którzy nieświadomie lub rozmyślnie nie będą się chcieli do tego zastosować. Tak też było na tym meczu. Jeden z sędziów liniowych dał znak chorągiewką, sędzia główny nie przerwał gry, zawodnicy Stali czekali na gwizdek, skrzydłowy Gwardii scentrował, a Kościelny głową skierował piłkę do siatki obok zdezorientowanego Dziurowicza. Obrońcy Stali nie ochłonęli jeszcze po tej "niespodziance", jeszcze biegali z pretensjami do liniowego, kiedy po następnym ataku Gwardii piłka po raz drugi ugrzęzła w ich siatce. Wynik meczu został w ten sposób przesądzony. Była już 70 min. gry i Gwardia, dysponująca rutynowaną defensywą, mogła już być spokojna o finał. Flanek, Szczurek, Mamoń i Piotrowski wiedzą jak należy grać na utrzymanie wyniku. Udało się im to w zupełności, jakkolwiek na 2 min. przed końcem Stal wywalczyła wreszcie upragnioną bramkę. Na wyrównanie zabrakło jednak czasu.
Poziom meczu był dużo niższy od sobotniego półfinału. Śliski teren, śliska piłka, padający prawie przez cały czas spotkania deszcz nie stwarzały wprawdzie dobrych warunków do gry, ale mimo to od obu drużyn oczekiwaliśmy czegoś więcej. Mieliśmy i mamy prawo oczekiwać by czołowe zespoły I i II ligi wniosły do gry jakąś myśl, by w realizowaniu swych zamierzeń ofensywnych wykorzystały wszystkie swe umiejętności jakie niewątpliwie posiadają i jakie nieraz też u nich stwierdziliśmy. Gwardia zagrała zaledwie 10 minut na poziomie. Jeżeli za te 10 minut należy się jej awans do finału to zgoda. Ale z taką grą nie rokujemy jej żadnych szans w niedzielnym meczu z jej warszawską imienniczką.
Nie dobrze się stało, że zawodnicy i liczni sympatycy Stali mają okazje doszukiwać się przyczyn porażki w błędzie sędziego. Ale przyczyn szukać należy również i u siebie, w niezdecydowanym ataku sosnowiczan, w niewykorzystaniu kilku dogodnych sytuacji podbramkowych. Te wszystkie przyczyny razem złożyły się na porażkę Stali, która w oczach publiczności okazała się niesprawiedliwa.
Publiczność warszawska, która mimo deszczu dzielnie wytrwała do końca meczu, zawiedziona słabszą grą Gwardii dążyła sympatią młodszych i ambitnych stalowców i dlatego nie dziwimy się jej rozgoryczeniu po porażce Stali. Sosnowiczanie zasłużyli wczoraj na sympatie i mamy wrażenie, że mieć ją będą w Warszawie w przyszłych spotkaniach.