1956.04.08 Wisła Kraków - Legia Warszawa 2:0

Z Historia Wisły

1956.04.08, I liga, 3. kolejka, Kraków, Stadion Wisły,
Wisła Kraków 2:0 (0:0) CWKS Warszawa
widzów: 20.000
sędzia: Handtke
Bramki
Wiesław Gamaj (w) 10’
Wiesław Gamaj 75’
1:0
2:0
Wisła Kraków
3-2-5
Stanisław Kalisz
Jerzy Piotrowski
Leszek Snopkowski
Ryszard Budka
Adam Michel
Ryszard Jędrys
Władysław Machowski
Stanisław Adamczyk
Kazimierz Budek
Wiesław Gamaj
Marian Morek

trener: Artur Woźniak
CWKS Warszawa
3-2-5
Edward Szymkowiak
Horst Mahseli
Henryk Grzybowski
Jerzy Woźniak
Marceli Strzykalski
Edmund Zientara
Czesław Ciupa
Lucjan Brychczy
Henryk Kempny
Ernest Pol
Andrzej Cehelik

trener: Ryszard Koncewicz

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Spis treści

Relacje

‎‎
‎‎

Echo Krakowa. 1956, nr 80 (4 IV)

‎‎

Obecny trener krakowskiego CWKS — Władysław Giergiel jest starym „Wiślakiem“ i nic dziwnego, że denerwował się bardzo podczas ostatniego meczu Wisły z Banikiem.

— Aż drżę na samą myśl o meczu Wisła — CWKS Warszawa. Widziałem ostatnio piłkarzy stołecznego CWKS i porównując ich z drużyną Wisły rzuca się w oczy duża różnica poziomu. Wojskowi, to zespół dojrzały a młode twarze chłopców z „białą gwiazdą“ na koszulkach nie gwarantują, że stać ich na stawienie zdecydowanego oporu gościom.

Boję się — twierdzi m. in rozmówca — że Dudek i Snopkowski będą zbyt wolni, aby oprzeć się szybkości i przebojowości takich napastników, jak Kempnego i Cechelika.

PRZEPRASZAMY panie Władysławie, że publikujemy te bądź co bądź prywatne uwagi, ale czujemy się w obowiązku ogłosić tych kilka spostrzeżeń starego piłkarza Wisły


Echo Krakowa. 1956, nr 82 (6 IV)

‎‎

A teraz krótko o naszych pierwszoligowcach. Wisła gości pojutrze drużynę mistrza Polski CWKS Warszawa. W „totku” niewielu było chyba takich, którzy stawialiby na remis lub na zwycięstwo „wiślaków”. Murowanym faworytem są wojskowi, dysponujący i lepszym wyszkoleniem technicznym i szybkością no i całą plejadą reprezentantów Polski od Szymkowiaka począwszy a na lewoskrzydłowym Cecheliku skończywszy. Ale jak wiemy z doświadczenia w piłce nie ma pewniaków i może się zdarzyć tak, że skazana z góry na porażkę Wisła, zrobi niespodziankę, która ucieszyłaby niepomiernie jej zwolenników z wyjątkiem chyba tylko tych, którzy w totalizatorze stawiali na zwycięstwo CWKS. W każdym razie życzymy naszej drużynie jak najlepiej.

Przegląd Sportowy nr 42/1956 str. 4"

Największa niespodzianka niedzieli. Wisła w pięknym stylu zwycięża CWKS 2:0 (1:0). Gamaj strzelcem obu bramek.

KRAKÓW 8.4 (tel.wł.). Wśród przeszło 20 tysięcy widzów panowało ogólne przekonanie, że mistrz Polski CWKS Warszawa, który wygrał dwa kolejne spotkania I-ligowe i w ładnym stylu rozprawił się z Djurgaarden – zainkasuje w meczu z Wisłą dwa dalsze punkty mistrzowskie.

Pierwsze minuty spotkania zdawały się też potwierdzić tę opinię. Wojskowi rozpoczęli grę z rozmachem i wciągu 6 minut stworzyli pod bramką Kalisza cztery tak groźne sytuacje, że ludzie o słabszych nerwach zamykali oczy i pytali sąsiadów: „ jest czy nie ma ?”. Bramkarz Wisły i jego koledzy z obrony spisywali się jednak znakomicie.

O wiele rzadsze w tym początkowym okresie wizyty napadu Wisły pod bramką Szymkowiaka, przyniosły w 10 minucie rzut wolny z odległości ok. 20 m, podyktowany za faul na Adamczyku, w sytuacji, w której wszystko wskazywało, że Adamczyk wpisze się na listę strzelców. Egzekwujący rzut wolny Gamaj strzelił tak celnie, że piłka – mimo muru – ugrzęzła w górnym rogu bramki. Wisła zdobyła więc prowadzenie. a z nim lepsze samopoczucie. Że zaś przed przerwą miała Wisła silny wiatr za sprzymierzeńca, w tedy krakowianie coraz wyraźniej zaczęli przeważać, spychając przeciwnika do obrony.

Jeszcze podczas przerwy słyszało się głosy, że w następnych 45 minutach sytuacja zmieni się radykalnie, a pesymiści przepowiadali, że wojskowi „rozniosą” Wisłę. To prawda, że po zmianie boisk były długie okresy, w których pod bramką Wisły nawet Gamaj, Morek, Budek i Machowski musieli przychodzić w sukurs swoim kolegom z defensywy – ale równocześnie każdy wypad Wisły na pole CWKS był tak samo groźny, jak długotrwałe wizyty Kempnego i jego kolegów pod bramką Kalisza. Wiślacy nie przetrzymywali bowiem piłki, nie bawili się w żadne zawiłe kombinacje, ale wywalczywszy piłkę w nieustępliwej walce, ekspediowali ją możliwie najszybciej do najlepiej ustawionego partnera, I – co ze szczególnym naciskiem podkreślić się godzi – każdy z napastników stara się zaskoczyć Szymkowiaka, jak najszybszym strzałem.

Najlepiej udało się to Machowskiemu, który znienacka posłał po bramkę CWKS tak piekielną bombę, że tylko wielka rutyna i wspaniały refleks – naszego reprezentacyjnego bramkarza zapobiegły utracie bramki. Padła jednak ona w kilka minut później, a jej strzelcem był ponownie Gamaj, który szybką i piękną kombinację z Morkiem i Adamczykiem zakończył strzałem do pustej bramki, ubiegając Szymkowiaka, usiłującego interweniować w okolicy punktu karnego.

W ten sposób Gamaj ostatecznie przypieczętował zwycięstwo swojej drużyny, na które jedenastka Wisły zasłużyła za ogromny ładunek ambicji i za wyraźną poprawę formy, uwiecznioną szczególnie w skutecznej i mądrej taktycznie grze. Byłoby krzywdą dla pozostałych, gdybyśmy kogoś w tej drużynie chcieli postawić przed innymi.

W drużynie pokonanych stosunkowo największy zawód sprawili Brychczy i Strzykalski. Pierwszy nie wygrał bodaj ani jednego pojedynku i nie popisał się jako strzelec, drugi zaś dość wyraźnie zawinił drugą bramkę, zapuszczając się z piłką, którą następnie stracił, na pole karne przeciwnika i pozostawiając bez opieki lewą stronę napadu Wisły. ST. H.

Gazeta Krakowska. 1956, nr 84 (9 IV) nr 2355

‎‎

Była to naprawdę niedziela niespodzianek piłkarskich. Uczestnicy „totka” ze smutnymi minami spoglądali na swe kontrolne kupony, gdy z głośnika „Gazety” padały rewelacyjne wyniki. Wisła odebrała 2 punkty mistrzowi Polski warszawskiemu CWKS, wygrywając z nim 2:0. Budowlani Opole (u siebie) zainkasowali od Kuchu 3:0, a Górnik Zabrze na własnym boisku rozgromił Garbarnię 4:0. Poza tym w Poznaniu Kolejarz zremisował z sosnowiecką Stalą 0:0, a w Gdańsku tamt. Lechia z ŁKS 1:1. W Warszawie Gwardia pokonała swoją imienniczkę z Bydgoszczy 2:1.


Niespodzianka nr 1

Potężna fala entuzjazmu wybuchła z chwilą zakończenia meczu. Kapelusze i czapki leciały w górę, śpiewano „Sto lat”, gracze Wisły całowali się, a kibice wychodzili zadowoleni z wyniku. Nawet „totkarze” szybko pogodzili się z przegraną w totalizatorze i cieszyli się wygraną na boisku.

Zwycięstwo gospodarzy, które stanowi największą sensację ostatniej niedzieli, przyniosło Wiśle prowadzenie w tabeli ligowej. Przed meczem zastanawiano się właściwie jedynie tylko nad ilością bramek, które straci Wisła, a jeżeli już byli optymiści, to liczyli najwyżej na szczęśliwy ale całkiem przypadkowy remis.

Początek spotkania zdawał się potwierdzać pierwsze przypuszczenia. CWKS przeprowadził kilka groźnych akcji i Kalisz dwukrotnie interweniował z dużym szczęściem. W 10 min. wypad Wisły został powstrzymany nieprawidłowo przez obronę gości i Gamaj egzekwował rzut wolny z odległości 20 m. Naprzeciw piłki wyrósł mur zawodników gości, Szymkowiak ustawił się w odsłoniętym rogu. Gamaj podbiegł do piłki i miękkim strzałem przerzucił ją w przeciwny róg bramki nad murem CWKS.

Interwencja Szymkowiaka była spóźniona i piłka znalazła się w siatce.

Po zdobytej bramce gra się wyrównała, a nawet okresami lekko przeważa Wisła. Gospodarze są wprawdzie wolniejsi, ale za to grają niesłychanie ambitnie i nie dopuszczają gości na pole karne. W defensywie, jak zwykle, najlepszy jest Piotrowski. Dzielnie wspomagają go Snopkowski, Jędrys i Michel. Natomiast Kalisz w bramce jest niepewny, wykopy jego trafiają przeważnie do przeciwnika, a nieobliczalne wybiegi mogą wyprowadzić z równowagi najspokojniejszych kibiców. Atak nieźle kombinuje, ale brakuje dobrego przebojowca i Strzelca. Kilka razy idzie na przebój Adamczyk, ale jest stanowczo wolny, by móc poważnie grozić Szymkowiakowi.

CWKS w niczym nie chwycą. Wprawdzie Cehelik i Brychczy demonstrują fantastyczną szybkość, wszyscy wojskowi są dobrze wyszkoleni technicznie, ale atakom brak wykończenia strzałowego Dość powiedzieć, że napad CWKS w ciągu całego meczu oddał zaledwie kilka i to niegroźnych, strzałów na bramkę Kalisza. Nie pomaga nawet przesunięcie Ciupy na prawe skrzydło.

Również obrona niczym się nie popisuje, nie błyszczy reprezentant Polski Zientara, a Strzykalski gra wręcz słabo.

Po przerwie Wisła gra pod wiatr. Pierwsze kilkanaście minut upływa pod znakiem przewagi CWKS. Atak Wisły gra wypadami. Jeden z nich w 13 min. omal nie przynosi drugiej bramki gospodarzom. Po szybkiej akcji Machowski w biegu strzela ostro, jednak Szymkowiak wspaniałą paradą piąstkuje piłkę w pole.

Stopniowo jednak gra się wyrównuje. W 39 min. atak Wisły sunie szybko lewą stroną.

Morek ucieka z piłką po skrzydle, ściąga na siebie obrońców i podaje do środka do nieobstawionego Gamaja, który mija wybiegającego Szymkowiaka i posyła piłkę do pustej bramki. Radość na widowni olbrzymia. Wisła mając w zapasie dwie bramki gra spokojniej i do końca posiada lekką przewagę. Końcowy gwizdek sędziego zastaje obie drużyny na środku boiska.

Zwycięstwo Wisły należy liznąć za całkowicie zasłużone.

Przewyższała ona mistrza Polski przede wszystkim ambicją, szybszym startem do piłki i mniej koronkową grą. Z ataku przede wszystkim trzeba wyróżnić zdobywcę obydwu bramek Gamaja, chociaż wszyscy grali bardzo ambitnie.

CWKS zagrał słabo. Dobra technika, niepoparta ambitną grą, zbyt koronkowe rozgrywanie piłki — nie przyniosły drużynie wojskowych sukcesu.

Poza tym mamy jeszcze jedną pretensję do gości — grali zbyt ostro, na co niestety nie zawsze zwracał uwagę sędzia spotkania ob. Handtke z Poznania.

Widzów ok. 15.000. (wk)