1956.06.03 Wisła Kraków - Lechia Gdańsk 0:1

Z Historia Wisły

1956.06.03, I liga, 10. kolejka, Kraków, Stadion Wisły,
Wisła Kraków 0:1 (0:0) Lechia Gdańsk
widzów: ok. 20.000
sędzia: Kulczyk z Katowic
Bramki
0:1 75' Roman Rogocz
Wisła Kraków
3-2-5
Stanisław Kalisz
Fryderyk Monica
Leszek Snopkowski
Ryszard Budka
Adam Michel
Ryszard Jędrys
Marian Machowski
Kazimierz Kościelny
Stanisław Adamczyk
Kazimierz Budek
Marian Morek

trener: Artur Woźniak
Lechia Gdańsk
3-2-5
Henryk Gronowski II
Hubert Kusz
Roman Korynt
Czesław Lenc
Jerzy Czubała
Jerzy Kaleta
Robert Gronowski II
Władysław Musiał
Roman Rogocz
Czesław Nowicki
Józef Górny

trener: Tadeusz Foryś

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Relacje prasowe

”Przegląd Sportowy” z 1956.06.04

KRAKÓW, 3.6 (tel. wł.). Wisła — Lechia 0:1 (0:0). Bramkę zdobył Bogocz. Sędziował Kulczyk ze Stalinogrodu. widzów ok. 20 tys.

Wisła: Kalisz, Monica, Snopkowski, Rudka, Michel, Jędrys, Machowski, Kościelny II, Adamczyk, Budek, Morek.

Lechia: Gronowski, Korynt, Lenc, Czubała, Kaleta, Gronowski II, Musiał,Bogocz, Nowicki, Górny.

,,Ostatecznie ma się trochę szczęścia" — powiedział trener Lechii Foryś, gdy wskazówka zegara boiskowego dobiegała 45 minuty w drugiej połowie meczu, a Lechia prowadziła 1:0. Bezstronny obserwator musi dodać, że oprócz „trochę, szczęścia" drużyna gdańska miała, również za sobą dobrze zrealizowany plan taktyczny, który nakazywał z maksymalną ostrożnością i czujnością strzec dostępu do swojej bramki, lecz jeśli nadarzy się ku temu sposobność ruszać śmiało do kontrataku.

Z takiego to właśnie nagłego kontrataku, kiedy cała niemal Wisła zgrupowana była na polu Lechii, zdobyli gdańszczanie, na j15 min. przed końcem gry zwycięską bramkę. W wyrównanie nic wierzył już nikt, kto przyglądał się grze w ciągu poprzednich kwadransów. Wisła bowiem cały swój animusz i „amunicję" zdążyła wystrzelać przez pierwszych 70 min. Dochodziło do tego, że wiślacy nie potrafili celnie kopnąć nawet prostej piłki i rzuty wolne bili wprost pod nogi przeciwnika. Każdy z napastników Wisły znalazłszy się z piłką na polu bramkowym Lechii czynił wszystko, aby „przypadkiem" nie strzelić celnie na bramkę Gronowskiego. Stąd — mimo dwu okresów długotrwałego oblężenia bramki Lechii strzały należały do wyjątkowej rzadkości. W momentach zaś, gdy Morek i Kościelny włożyli w strzały wyjątkową jak na ten mecz dynamikę, ostro strzelona piłka odbiła się od poprzeczki lub słupka ratując Lechię przed utratą niechybnych bramek.

Mógł więc trener Lechii z zadowoleniem stwierdzić, ze jego drużyna odniosła szczęśliwe zwycięstwo, na które ani z porównania sił, ani z przebiegu gry nie, zasłużyła. Gdańszczanie mogli przy tym zaskarbić sobie sympatie licznie, jak na wielki upał, zebranej widowni za swoją mądrą i skuteczną grę, gdyby nie niesportowe zachowanie się niektórych zawodników Lechii. Dzisiejszy mecz Wisły wykazał, że mało ruchliwy i absolutnie pozbawiony strzału Budek, musi jeszcze wiele popracować, zanim obejmie na stałe miejsce w środkowej trójce. Zawód sprawił Adamczyk, grający niesłychanie szablonowo, co wyrażało się przede wszystkim w awizowanych podaniach do partnerów, a to w wysokim stopniu ułatwiało pracę defensywie przeciwnika. Ponadto Adamczyka opuściły zupełnie siły w drugiej połowie i napad Wisły w tym okresie praktycznie pozbawiony był kierownictwa. Dobrze natomiast spisał się Monica a zastępujący kontuzjowanego Piotrowskiego, natomiast prestiżowy pojedynek z Michelem przegrał Jędrys „o głowę".

W drużynie gdańskiej filarem był Korynt. Dzięki jego grze defensywa gdańszczan szybko skonsolidowała się po początkowym natarciu Wisły i grała przez cały czas równo i skutecznie. Oprócz Korynta wyróżniamy Gronowskiego II, Czubałę i Musiała.

ST. Habzda

”Dziennik Polski” z 1956.06.05

http://mbc.malopolska.pl/dlibra/doccontent?id=9239

LECHIA ZDETRONIZUJE WISŁĘ

Lechia ma wyraźne szczęście do Wisły. Już po raz drugi ta drużyna piłkarska wywozi 2 punkty z Krakowa. Sam mecz nie obfitował w emocjonujące momenty i szczerze powiedziawszy, był na ogół nudny. Bo Lechia, zresztą drużyna wcale nie groźna, od samego początku zastosowała taktykę obronną. Zapewne jej założeniem było utrzymać wynik remisowy, toteż piłkarze gdańscy starali się jak najdłużej utrzymać przy piłce. Mocno irytowały widownię podawanie piłki pomocników — obrońcom, obrońcy — bramkarzowi i na powrót bramkarz — obrońcom, obrońcy — pomocnikom, tak w koło Macieju przez czas dłuższy. A napastnicy Wisły nie umieli sobie poradzić z tą kunktatorską taktyką. W niedzielnym meczu byli za powolni, leniwo startowali do piłki, a strzały (niektóre z dogodnych pozycji), chybiały. Słowem, nie było ikry w grze i to po obu stronach. Zanosiło się więc na wynik bezbramkowy, aż tu nieoczekiwanie niekryty Rogocz z najbliższej odległości strzelił celnie i — 1:0 dla Lechii.

Tak to Jeden strzał pozbawił Wisłę dwu punktów i pierwszego miejsca w tabeli, które teraz zajęła Lechia ofiarując kurtuazyjnie wzamian swoje miejsce... trzecie.