1957.08.31 Wisła Kraków - Lech Poznań 1:2

Z Historia Wisły

1957.08.31, I liga, 15. kolejka, Kraków, Stadion Wisły,
Wisła Kraków 1:2 (0:0) Lech Poznań
widzów: ok. 12.000
sędzia: Kóska
Bramki
Antoni Rogoza 55'


1:0
1:1
1:2

Gogolewski/Anioła
Anioła
Wisła Kraków
3-2-5
Bronisław Leśniak
Jerzy Piotrowski
Władysław Kawula
Ryszard Budka
Roman Jurczak
Ryszard Jędrys
Marian Machowski
Kazimierz Kościelny
Antoni Rogoza
Kazimierz Budek
Józef Maniecki

trener Artur Woźniak
Lech Poznań
3-2-5
Skromny
Sobkowiak
Słoma
Pietrzak
Kaczmarek
Jarczyński
Skubel
Maciejak
Gogolewski
Anioła
Wojciechowski.

trener: Edmund Białas

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Spis treści

Galeria

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1957, nr 204 (2 IX)

‎‎
‎‎

Bez ambitnej gry nie ma zwycięstwa Wisła — Lech 1:2

Pisaliśmy w omówieniu I ligowych spotkań piłkarskich, że jednym z ważnych czynników na boisku jest ambicja, i że do każdego meczu trzeba się „przyło5. żyć", niezależnie o<d tego, czy się gra ze słabym, czy też z silnym przeciwnikiem.

Okazało się, że z uwag naszych nie skorzystała w ogóle Wisła, grająca w niedzielnym meczu z Lechem nie tylko słabo, ale zupełnie bez ambicji i zapału. Efektem tego była w konsekwencji porażka 1:2. Kibice Wisły, którzy szli na V mecz przekonani o zdecydowanym zwycięstwie swej r drużyny, wychodzili z boiska zaskoczeni katastrofalną grą swej drużyny i zupełnym brakiem ambicji oraz chęci do walki. — To przecież nie ta sama Wisła, która potrafiła w meczu z Ruchem ze stanu 1:4 doprowadzić do wyrównania — mówili.

Faktycznie. Wszystkie drużyny krakowskiej zagrały bardzo słabo, a zawodnicy prześcigali się wzajemnie w niezaradności, niecelności podań i w chaotycznych, bezplanowych zagraniach.

Na tle słabiutkiego przeciwnika, jakim była wczoraj jedenastka gospodarzy, Lech zaprezentował się całkiem dobrze. Piłkarze poznańscy grali spokojnie, kryli dobrze, a w ataku „weteran” Anioła pokazał młodszym kolegom, jak trzeba walczyć o piłkę i jak do niej startować. Był on autorem obydwóch bramek.

Pierwsza (wyrównująca) padła z jego wypracowania, a Wojciechowskiemu nie pozostało nic prócz kopnięcia dobrze, wyłożonej piłki do siatki. Drugą, zdobytą w 83 min, strzelił sam Anioła, „ograwszy” uprzednio Kawulę, Jurczaka i wybiegającego z bramki Leśniaka.

Wisła po zdobyciu prowadzenia w 55 min. ze strzału Rogoży, osidła na laurach i oddała inicjatywę w ręce gości, którzy już do końca meczu nadawali ton grze, zdobywając nie tylko wyrównującą bramkę, ale I .zwycięską. Ponadto atak Lecha kilkakrotnie stworzył niebezpieczne sytuacje na przedpolu bramki Leśniaka i miał kilka dogodnych sytuacji, z których mógł jeszcze podwyższyć wynik.

Z zespołu krakowskiego mimo najszczerszych chęci nie możemy wyróżnić ani jednego zawodnika. W Lechu dobrze wypadła obrona, szczególnie Słoma oraz wszędobylski Wojciechowski i Anioła.

Sędziował Koska z Katowic, który wraz z sędziami bocznymi kilkakrotnie przerywał akcje Lecha urojonymi spalonymi. (sz.)


”Przegląd Sportowy” z 1957.09.02

http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1957/nr134/directory.djvu

Poznański Lech zebrał oklaski i punkty w Krakowie

KRAKÓW. 1.9. (tel. wł.) Wisła - Lech 1:2 (0:0). Bramkę dla Wisły zdobył Rogoza, dla Lecha Gogolewski i Anioła. Sędzia Kuska z Katowic. Widzów około 12 tys.

WISŁA: Leśniak, Jurczak. Kawula. Budka. Piotrowski, Jędrys, Machowski Kościelny, Rogoza, Bude, Maniewski.

LECH: Skromny, Sobkowiak. Słoma. Pietrzak. Kaczmarek. Jarczyński, Skubel. Maciejak, Gogolewski, Anioła. Wojciechowski.

O drużynie poznańskiej napisano niedawno, że teren krakowski „wybitnie jej leży" i że tu właśnie zwykła ona zbierać oklaski za gre a czasem i niespodziewane punkty. Tak było i tym razem. Inna rzecz że Wisła w wysokim stopniu ułatwiła przeciwnikowi zdobycie obu punktów, grając o wiele poniżej swych możliwości. Chwilami odnosiło się wrażenie, jak gdyby gospodarze unikali walki z przeciwnikiem i czekali na to co im los przyniesie.

Machowski i Rogoza będący zazwyczaj jaśniejszymi punktami w napadzie „Wisły" „znikli" gdzieś zupełnie na boisku, a w dodatku Machowski stał się pośrednim sprawcą utraty bramki dającej Lechowi wyrównanie. Zamiast iść z piłką przodu próbował na wąskim skrawku boiska ograć Jarzyńskiego. Straciwszy piłkę, nie raczył walczyć o nią. toteż mający zupełną swobodę ruchu, Jarczyński podciągnął szybko piłkę do przodu podał Aniole, ten zaś ograł Jurczaka i wyłożył nieobstawionemu Gogolewskiemu, który z bliska dokonał reszty. Zdobycie wyrównania dodało animuszu drużynie poznańskiej, a skoncentrowało gospodarzy tak dalece, że w ostatnich 20 minutach błędy wiślaków zaczęły się mnożyć w zastraszający sposób. Jeden z tych błędów wykorzystał na 7 min. przed końcem zawodów Anioła zdobywając bezapelacyjnym strzałem w róg zwycięską bramkę.

Jeśli się zważy, że rutyniarze tej klasy co Sobkowiak, Słoma, Wojciechowski, Skromny i Anioła wiedzieli jak wypełnić brakujące do końca kilka minut, to Jasne jest że o wyrównaniu nie mogło być już mowy.

Poznaniacy zasłużyli na pochwałę nie tylko za swoją skuteczną grę, ale przede wszystkim za kolosalną ambicję, wykazaną przez całe 90 minut.

St. Habzda

Gazeta Krakowska. 1957, nr 209 (2 IX) nr 2880

‎‎

Wisła przegrywa z Lechem 1:2

Tak słabo grającej Wisły nie pamiętali kibice krakowscy już dawno. Co tu dużo mówić. Z drużyny gospodarzy nie możemy nikogo wyróżnić.

Wszyscy zagrali bardzo słabo. Martwimy się tylko, co będzie dalej? Bo jeśli Wisła przegrywa z bezwzględnie najsłabszą drużyną ligową, to na kim zdobędzie tak potrzebne jej do utrzymania się punkty? Wisła musi koniecznie jeszcze zdobyć 4 pkt, a w takiej formie, w jakiej obecnie się znajduje, nie będzie to zadaniem łatwym.

Zwycięstwo Lecha jest zasłużone.

Goście grali ambitnie i po przerwie mieli więcej z gry. Bardzo dobrze grały formacje defensywne, które łatwo radziły sobie z anemicznym atakiem Wisły. Napad grający cały czas w czwórkę miał wiele bardzo groźnych wypadów. Bezwzględnie najlepszym zawodnikiem wśród gości był lewoskrzydłowy Wojciechowski. Od początku grał on cofnięty głęboko do tyłu i spełniał rolę wysuniętego pomocnika. Przez cały mecz harował niezmordowanie, a pozą tym strzelił przytomnie wyrównującą bramkę. Dobrze zagrał również weteran Anioła, a z linii defensywnych Słoma i Sobkowiak. Skromny nie miał zbyt wiele strzałów, a z nielicznych opresji wychodził bez błędu.

Nie można tego powiedzieć natomiast o jego vis a vis partnerze — Leśniaku. Wprawdzie miał kilka udanych interwencji, ale jego największym mankamentem są wybiegi. Właśnie jego niezdecydowane wybiegi byty częściowo przyczyną utraty bramek, Szczególnie wyraźnie widać to było przy drugiej/strzelonej przez Aniołę bramce. Defensywa również grała niepewnie, nie mogąc utrzymać szybkich poznaniaków.

Kandydat do reprezentacji Kawula miał kilka kiksów, Stosunkowo mniej błędów popełniali Jędrys i Jurczak. Atak w ciągu całego meczu przeprowadził zaledwie kilka ładnych akcji i oddał w sumie 3—4 celne strzały na bramkę Skromnego.

Mecz bez historii — tak można by nazwać to spotkanie. Pierwsza połowa, to bezładna, obustronna kopanina. W drugiej, części meczu widać początkowo kilka ładniejszych akcji Wisły i z jednej z nich, w 55 min. po centrze Manieckiego Rogoża wyprzedza wybiegającego Skromnego i posyła nieuchronnie piłkę do siatki. Później do głosu dochodzą goście i przy pomocy obrońców Wisły zdobywają dwie bramki. W 62 min.

Wojciechowski w zamieszaniu podbramkowym wyłuskuje piłkę i z najbliższej odległości uzyskuje wyrównanie. Wreszcie na 7 min. przed końcem Anioła mimo opieki dwóch obrońców posyła piłkę obok niezdecydowanego Leśniaka.

Sędziował Kuska z Katowic dość dobrze, ale kilka razy mylił się w ocenie spalonych. Widzów ok. 10 tys.

(wk)