1957.09.07 Wisła Kraków - Lechia Gdańsk 2:0

Z Historia Wisły

1957.09.07, I liga, 17. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 17:00
Wisła Kraków 2:0 (1:0) Lechia Gdańsk
widzów: ok. 15.000
sędzia: Stefan Kulczyk z Katowic
Bramki
Antoni Rogoza 27'
Włodzimierz Kościelny 56'
1:0
2:0
Wisła Kraków
3-2-5
Bronisław Leśniak
Fryderyk Monica
Władysław Kawula
Ryszard Budka
Roman Jurczak
Ryszard Jędrys
Marian Machowski
Kazimierz Kościelny
Antoni Rogoza
Włodzimierz Kościelny
Kazimierz Budek

trener: Artur Woźniak
Lechia Gdańsk
3-2-5
Henryk Gronowski (II)
Hubert Kusz
Roman Korynt
Aleksander Kupcewicz
Zygmunt Gross
Jerzy Kaleta
Zygmunt Gadecki
Czesław Nowicki (I)
Robert Gronowski (I)
Michał Nowicki (II)
Henryk Wieczorkowski

trener: Tadeusz Foryś

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Afisz zapowiadający mecz
Afisz zapowiadający mecz

Spis treści

Relacje prasowe


Echo Krakowa. 1957, nr 208 (6 IX)

WISŁA TEMPO!!!

WISŁA omal nie sprawiła w środę przyjemnej niespodzianki, o jakiej pisaliśmy we wtorkowym omówieniu, licząc i w skrytości ducha na remis w meczu z Górnikiem Zabrze. Przegrała zaledwie 0:1, ale była przeciwnikiem równorzędnym dla Górnika i mogła kilkakrotnie zdobyć wyrównującą bramkę. „Wynik idzie w świat" — mówi piłkarskie przysłowie j nie dobra gra liczy się, a punkty j bramki.

Ponieważ i punktów i bramek Wisła bynajmniej nie ma za dużo, więc koniecznie trzeba je zdobyć w najbliższych meczach. W sobotę krakowianie grają u siebie z Lechią. Chcemy wreszcie widzieć nie tylko ambitny, ale skuteczny zryw Wisły i jej zwycięstwo nad jedenastką Korynta. Będziemy I więc gorąco dopingowali „czerwonych" w sobotnim meczu, i może tym razem doping ten okaże się skuteczny.

Echo Krakowa. 1957, nr 210 (9 IX)

‎‎
‎‎

Wisła zagrała dobry mecz

Nawet Korynt w ataku nie zdołał zmniejszyć porażki gdańszczan

JESZCZE raz potwierdziło się powiedzenie, że nasze drużyny piłkarskie wykazują iście „kameleonową” formę. Po kompromitująco słabym meczu z poznańskim Lechem, Wisła zademonstrowała w spotkaniu z gdańską Lechią football w dobrym wydaniu, zwyciężając 2:0 (1:0).

Z prawdziwą przyjemnością patrzyło się na grę krakowian.

Charakteryzowały ją dokładne podania, ładne akcje ataku, dobre tempo, liczne strzały, oraz ambicja i ofiarność całego zespołu. Te walory musiały przynieść w pełni zasłużony sukces, przy czym wynik cyfrowy nie odzwierciedla przewagi, jaką mieli krakowianie przez cały okres spotkania.

Zwycięstwo jest tym cenniejsze, że czerwoni grali w drugiej połowie meczu niemal w „dziesiątkę”. Kontuzjowany bowiem na krótko przed przerwą K. Kościelny, przeszedł na skrzydło statystując właściwie do końca meczu.

Z ciekawszych fragmentów utkwiły widzom w pamięci piękne strzały Machowskiego, przy których bramkarz Gronowski wykazał wiele przytomności. Niezwykły był moment, gdy doskonale dysponowany bramkarz Gronowski ofiarnie rzucił się pod nogi pędzącego z piłką Rogoży, likwidując bardzo groźną sytuację. Innym razem bramkarzowi Lechii przyszedł z pomocą słupek przy obronie strzału Rogoży. Największe oczywiście wrażenie na 10-tysięcznej widowni wywarły zdobyte bramki.

Pierwszą uzyskał Rogoża (w 29 min.) po „ograniu” Kusza, drugą zdobył W. Kościelny w 54 minucie gry. Otrzymawszy centrę od Machowskiego ładnym strzałem głową umieścił piłkę w siatce, ustalając wynik dnia.

Jeśli chodzi o Lechię to wypadła ona słabo. Stare powiedzenie piłkarskie mówi, że gra się tak, na ile przeciwnik pozwala. A że tym razem gdańszczanie trafili na drużynę dobrze usposobioną, nie mieli więc wiele do powiedzenia.

Ponadto w kilku dogodnych sytuacjach podbramkowych napastnicy Lechii po prostu „napalali się” na zdobycie gola, w wyniku czego piłkę przejmowali obrońcy lub stawała się ona łupem bramkarza Leśniaka, dobrze spisującego się przez cały czas zawodów.

Obserwując grę Lechii trudno było uwierzyć, że drużyna ta była jedn. z poważnych rywali w walce o pierwsze miejsce w tegorocznych rozgrywkach mistrzowskich.

Po utracie pierwszej bramki stoper gdańszczan — Korynt przeszedł do ataku. Dzięki takiej zmianie byliśmy od czasu do czasu świadkami pojedynku dwóch stoperów Korynta i Kawuli. Zawodnik Lechii nie wychodził z nich najlepiej. Nie wydaje nam się, aby przesunięcie Korynta do ataku było celowe. Nie wzmocnił on właściwie tej linii, a niewątpliwie osłabił defensywę.

W ostatnim kwadransie spotkania obydwa zespoły zwolniły tempo. Wisła mając już zapewnione zwycięstwo nie wysilała się zbytnio, a Lechia jakoś nie wierzyła w możliwość zmniejszenia doznanej porażki.

Antoni Ślusarczyk


”Przegląd Sportowy” z 1957.09.09

http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1957/nr138/directory.djvu

KRAKÓW, 7.9 (tel. wł.). Wisła Kraków — Lechia Gdańsk 2:0 (1:0). Bramki zdobyli Rogoza, Kościelny I. Sędziował Kulczyk z Katowic, widzów ponad 15.000.

WISŁA: Leśniak, Monica, Kawula, Budka, Jurczak, Jędrys, Machowski, Kościelny I, Rogoża, Kościelny II, Dudek.

LECHIA: Gronowski II, Kusz, Korynt, Kupcnwicz, Gross, Kaleta, Gadecki. Nowicki I, Gronowski I, Nowicki II, Wieczorkowski.

Wisła zgotowała swoim sympatykom przyjemną i radosną niespodziankę. Mecz przeciw Lechii zagrała w stylu przypominającym najlepsze czasy, zwyciężyła zasłużenie i zdecydowanie i odzyskała wiarę w swoje siły, co nie jest bez znaczenia w obliczu czekających krakowska drużynę ciężkich spotkań o mistrzowskie punkty.

Ze szczególnym uznaniem oceniła widownia ofiarna postawę Kościelnego II, który — mimo kontuzji doznanej po pół godzinie meczu — wytrwał do końca na posterunku. Kościelny statystował jedynie, nie mogąc zupełnie biegać, ale mimo to „na stojąco" rozegrał kilka dobrych piłek dla partnerów. W takich warunkach atak Wisły składał się właściwie z czterech zawodników, jednak ta czwórka nękała bezlitośnie bramkę Lechii i ostrzeliwała ją tak często, jak na żadnym innym meczu. Że zaś z tych strzałów padły tylko dwie bramki — to zasługa dobrej formy Gronowskiego II.

W przeciwieństwie do bramkarza Lechii Leśniak miał na ogół błogi żywot. Wprawdzie lechiści w wysokim stopniu zdobyli sztukę szybkiego przenoszenia akcji spod własnej bramki na pole przeciwnika, ale defensywa Wisły czuwała nad , tym aby takie kontrnatarcia nie zdarzały się zbyt często. Ponadto, napastnicy Lechii nie popisali się jako strzelcy. Już w 9 min. przed Gronowskim I stanęła otworem pusta bramka, a przecież strzał z kilku metrów zaledwie przeszedł daleko obok słupka. W 15 minut później Wieczorkowski ograł dwóch obrońców z Wisły, znalazł się w pobliżu słupka bramkowego i zamiast wyłożyć piłkę nieobstawionym kolegom rąbnął wprost w Leśniaka. Te dwie kapitalne szanse przerwały niejako długotrwały szturm na bramkę Lechii. Efekt szturmu przyszedł dopiero w 27 min. Kościelny I z Rogozą przeprowadzili szybką wymianę piłek od połowy boiska, a środkowy Wisły z kilku metrów strzelił nie do obrony. W kilka minut później tylko błyskawiczny refleks Gronowskiego II uchronił Lechię od utraty drugiej bramki.

Druga bramka zdobyta w kilka minut po zmianie boisk przesądziła już o losach meczu. Gdańszczanie postawili wprawdzie wszystko na jedną kartę przesuwając Korynta do linii napadu, ale obraz gry nie uległ żadnej zmianie. Wisła przeważała nadal zdecydowanie, a jej pomocnicy i obrońcy zapuszczali się nawet na pole karne przeciwnika i ostrzeliwali bramkę Gronowskiego. Z tej ciężkiej opresji udało się bramkarzowi Lechii wyjść obronną ręką, podobnie jak Leśniakowi udało się w końcowych minutach meczu zażegnać niebezpieczeństwo, jakie trzykrotnie zaistniało pod jego bramką.

St. Habzda