1957.09.21 Legia Warszawa - Wisła Kraków 2:2

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 13:07, 13 cze 2020; Zdzis (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
1957.09.21, I liga, 19. kolejka, Warszawa, Stadion Wojska Polskiego,
Legia Warszawa 2:2 (2:0) Wisła Kraków
widzów: ok. 20.000
sędzia: Kowal z Katowic
Bramki
Lucjan Brychczy 5'
Lucjan Brychczy 29'


1:0
2:0
2:1
2:2


67' Antoni Rogoza
69' Antoni Rogoza
Legia Warszawa
3-2-5
Henryk Stroniarz
Horst Mahseli
Jerzy Słaboszowski
Jerzy Woźniak
Marceli Strzykalski
Henryk Grzybowski
Stefan Żmudzki
Lucjan Brychczy
Mieczysław Kruk
Edmund Zientara
Czesław Ciupa

trener: Ryszard Koncewicz
Wisła Kraków
3-2-5
Władysław Machowski
Fryderyk Monica
Władysław Kawula
Zbigniew Ogiela
Roman Jurczak
Ryszard Jędrys
Marian Machowski
Stanisław Adamczyk
Antoni Rogoza
Włodzimierz Kościelny
Kazimierz Budek

trener: Artur Woźniak

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Spis treści

Galeria

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1957, nr 222 (23 IX)

‎‎

Jeden punki z Warszawy przywieźli piłkarze Wisły

W SOBOTĘ tylko nieliczna garstka przybyłych do Warszawy sympatyków Wisły, liczyła w skrytości na dobrą postawę swych pupilów, w meczu o mistrzostwo .1 ligi z miejscową Legią. W przed meczowych dyskusjach warszawiaków słyszało się głosy stawiające na zwycięstwo wojskowych nawet 10:0. U motywowane one były tym, że w ubiegłą środę Legia rozgromiła Lechię 8:1, Tymczasem stało się inaczej, spotkanie zakończyło się wynikiem remisowym 2:2 (do przerwy prowadziła Legia 2:?), i w ostatecznym rozrachunku gospodarze mogą mówić o szczęściu, że zdołali uratować jeden punkt.

Do meczu tego Legia przystąpiła osłabiona brakiem środkowego napastnika Kempnego.

Wiadomość ta doszła nawet do Krakowa, gdzie „Dziennik Polski" nie omieszkał zaznaczyć ubytku tego zawodnika w szeregach drużyny wojskowych. Szkoda tylko, że niektórzy sprawozdawcy nie chcieli zauważyć, że i Wisła przystąpiła do spotkania bez bramkarza Leśniaka. Gdy chcielibyśmy jeszcze dodać do tego brak w zespole krakowskim dalszych pięciu zawodników, którzy z powodu kontuzji zastąpieni są juniorami, to Wisła grała niemal w rezerwowym składzie. I tu właśnie chcemy podkreślić doskonałą postawę jedenastki Artura Woźniaka.

Wisła jest najmłodszą drużyną w I lidze, i jej skład, jest oparty na samych wychowankach. Remis 2:2 z Legią nabiera w takim świetle dużego ciężaru gatunkowego.

Pierwsza połowa meczu stała pod znakiem zdecydowanej przewagi legionistów, którzy na tle zdenerwowanych wiślaków prezentowali się imponująco. W tym okresie Brychczy dwukrotnie wykorzystał nieporozumienia obrońców, zdobywając bramki.

Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w drugiej połowie spotkania. Wisła przystąpiła do desperackiego ataku, popartego ogromną ambicją. Niemal z minuty na minutę pryskało • w szeregach zdenerwowanie, akcie nabierały płynności, a z biegiem czasu wielkiego rozmachu. Atak wspierany celnymi piłkami przez obronę i pomoc, siał zamieszanie na przedpolu bramkowym Stroniarza.

W efekcie bramkarz Legii dwukrotnie skapitulował przed precyzyjnymi strzałami Rogoży, raz z podania Kościelnego, a następnie z wystawienia Adamczyka. W kilku innych sytuacjach wykazał wspaniały refleks. W ostatnich minutach gry Wisła cofnęła łączników i grała na utrzymanie wyniku, mimo, że sytuacja na boisku aż prosiła się o zwiększenie tempa. W ostatnich sekundach meczu Machowski zaprzepaścił kapitalną sytuację do zdobycia zwycięskiej bramki. Remis z mistrzem Polski — Legią jest cenną pozycją w tegorocznych występach krakowskiej gowej.


Spotkanie prowadził p. Kowal z Katowic. Widzów ok. 15 tys.

J. FRANDOFERT


”Przegląd Sportowy” z 1957.09.23

http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1957/nr146/directory.djvu

LEGIA: Stroniarz, Maseli, Słaboszewski. Woźniak. Strzykalski, Grzybowski, Żmudzki, Brychczy, Kruk, Zientara, Ciupa.

WISŁA: Machowski II, Monica, Kawula, Ogiela, Jurczak, Jędrys, Machowski I, Kościelny I, Rogoża, Adamczyk, Budek.

Sędziował Kowal z Katowic. 'Widzów ok. 20.000.


WARSZAWA. 21.9. Między Legią ze środy, a więc zespołom, który rozgromił 8:1 gdańską Lechię i Legią z soboty, która osiągnęła z krakowską Wisłą zaledwie remis 2:2, istnieje różnica „klasy i rasy". Aż dziw bierze, że w ciągu 4 dni może się tak dalece zmienić forma drużyny pod koniec sezonu, tj. wtedy, kiedy powinna ona być bądź co bądź ustabilizowana. A jednak tak jest i pośrednie przyczyny tego faktu, o których zaraz pomówimy, powinni zapamiętać sobie nie tylko wygwizdywani w sobotą legioniści, lecz i wszyscy ligowcy oraz ich kierownictwa.

Wydaje się, że aż trzy powody złożyły się na to, że Legia zagrała w sobotę o klasę gorzej niż w środę:

1. zbytnia pewność siebie po wysokim zwycięstwie nad Lechią,

2. brak Kempnego w napadzie,

3. coraz słabsza gra obrony.

Do tych 3 pośrednich powodów dochodzi jeszcze jeden bezpośredni — lepsza, skuteczniejsza niż przypuszczano, gra przeciwnika. Zbytnia pewność siebie wyrażała się w dawno niewidzianej u tej drużyny powolności w rozgrywaniu akcji, w grze prawie „na stojąco", w niecelnych podaniach, w utracie najłatwiejszych wprost piłek; czasami nawet śmiechy na widowni kwitowały sytuacje, kiedy Kruk, Ciupa, a nawet jaśniejszy punkt zespołu Zientara, tracili piłki stojąc w miejscu i jakby czekając aż przeciwnik zabierze im je sprzed przysłowiowego nosa. Po środowym meczu pisałem, że do wysokiego zwycięstwa nad Lechią przyczyniła się doskonała gra obu pomocników i dwu napastników gospodarzy. W sobotę zabrakło jednego z tej czwórki — Kempnego i w piątce ofensywnej pozostał sam Brychczy. Nikt z kolegów nie potrafił wypełnić luki po Kempnym i Brychczy, zdany na własne siły, nie mógł zrobić więcej, jak i zdobyć 2 bramki — które nie wystarczyły do zwycięstwa.

CHAOS W NAPADZIE LEGII

Szukając zastępcy Kempnego, kierownictwo Legii zrobiło poważny błąd. Zamiast wstawić na środek ataku Grzybowskiego — jak początkowo zamierzano — i nie ruszać zawodników na pozostałych pozycjach, poprzestawiano więcej „mebli". Na środku napadu zobaczyliśmy Kruka, na lewym łączniku pomocnika Zientarę, na pomocy Grzybowskiego. Pozornie przestawienia te nie były może zbyt rażące — ale w praktyce odbiły się fatalnie na grze ataku i pomocy. Ani Kruk, ani Zientara nie kierowali dobrze atakiem, a pozbawiona spoistości pomoc przestała również sprawnie działać.

Myśleliśmy, że kierownictwo drużyny, widząc słabe jej funkcjonowanie przed przerwą, powróci po pauzie do pierwotnej koncepcji z Grzybowskim w napadzie i Zientarą w pomocy. Ale w drugiej połowie stała się ona już zbyt ryzykowna, bowiem poturbowany(!) Strzykalski nie gwarantował już bezpieczeństwa przed własną bramką i sam musiał pójść do ataku, zamiast Zientary, Strzykalski na lewym skrzydle, Brychczy na środku ataku. Kruk i Ciupa na łącznikach... na boisku chaos, żadnej myśli przewodniej, no i gry!

Nic dziwnego, że Wisła zdobywszy 2 bramki, potrafiła utrzymać wynik remisowy. Nie wolno też pominąć milczeniem faktu, że nasz reprezentacyjny obrońca Jerzy Woźniak, przeżywa spadek formy. Dało się to zauważyć już na meczu z Lechią, kiedy Woźniak miał trudności z utrzymaniem Gadeckiego, jeszcze bardziej wyszło na jaw w sobotę, kiedy przeciwko niemu grał bardziej rutynowany skrzydłowy — Machowski. Woźniak popełnił sporo błędów, denerwował się i ma na sumieniu Jedną bramkę.

BRAWA DLA WISŁY I JEJ TRENERA

To była sobotnia Legia. A Wisła? Ta zebrała zasłużone brawa od warszawskiej publiczności. Młodziutki, ambitny i dobrze wyszkolony zespół, nie uląkł się glorii przeciwnika. Zniósł ciężkie chwile w pierwszym okresie meczu ze spokojem, a zdając sobie sprawę, że przegrana w Warszawie nic będzie dlań dyshonorem, postanowił wykorzystać słabsze punkty przeciwnika i osiągnąć możliwie najlepszy wynik.

Atakując przeważnie prawą stronę, znalazł kilka razy luki w defensywie Legii, wykorzystał je dwukrotnie dzięki dużej przytomności i rozwadze swego najlepszego strzelca Rogoży i ze stanu 0:2 wyrównał na 2:2. Do końca meczu pozostało już od tego momentu tylko 20 minut. Legia wzmogła ataki, Wisła cofnęła się pod własną bramkę. Powstał tam duży tłok, ale nie na długo. Z ławki trenerów wstał trener Woźniak, upomniał swego bramkarza za przytrzymywanie piłki w rękach i polecił drużynie prowadzić otwartą grę. Polecił atakować. Mądre i bardzo sportowe posunięcie trenera Wisły, za które należą mu się nie mniejsze brawa, niż całej drużynie krakowskiej za drugą połowę meczu.

Dla statystyków dodam, że Legia realizując swą przewagę w pierwszej połowie, prowadziła 2:0 ze strzałów Brychczego w 4 i 29 min. gry. Po przerwie gra była wyrównana. Skuteczniej atakująca Wisła zdobyła 2 bramki w 67 min. i 69 meczu. W 73 min. silny strzał Ciupy trafił w poprzeczkę.

G. Aleksandrowicz

”Dziennik Polski” z 1957.09.22/23

http://mbc.malopolska.pl/dlibra/doccontent?id=6574

Wisła wywozi jeden punkt z Warszawy Wisła-Legia 2:2 [0:2]

Do spotkania z Wisłą wojskowi wystąpili bez swego czołowego napastnika Kempnego, który w najbliższych dniach staje na ślubnym kobiercu. Zastąpił go na środku ataku Kruk, a pomocnik Zientara zagrał na łączniku. Po przerwie kierownictwo ataku objął Brychczy, zdobywca obu bramek, Strzykalski przeszedł na lewe skrzydło, Kruk na lewy łącznik, a Zientara do pomocy.

Pierwsza połowa meczu jest nieciekawa. Przewagę mają zawodnicy Legii. Pierwszą bramkę dla gospodarzy uzyskuje Brychczy. Ten sam zawodnik, wykorzystując w 30 min. zamieszanie pod bramką Wisły, po raz drugi lokuje piłką w siatce.

Dużo ciekawsza jest druga część spotkania. Do ataku zrywają się piłkarza Wisły i uzyskują dość wyraźną przewagę. W 62 min. ich najlepszy gracz Rogoża zdobywa pierwszą bramkę. Ataki Wisły raz po raz suną na bramkę Stroniarza. Jeden z nich w 69 min. przynosi wyrównanie. Autorem jego jest i tym razem Rogoża.

W drużynie Legii obok doskonale grającego Brychczego wyróżnić można Strzykalskiego, natomiast bardzo słabo zagrał znowu Żmudzki. W Wiśle najlepszy był zdobywca obu bramek Rogoza.

Gazeta Krakowska. 1957, nr 227 (23 IX) nr 2898

‎‎

Po ostatnim ostrym strzelaniu piłkarzy warszawskiej Legii w spotkaniu z Lechią — 8:1, któż mógł przypuszczać, że w sobotę Wisła potrafi wojskowym „urwać” jeden punkt, remisując 2:2. Gdy wynik ten podaliśmy w sobotę przez głośnik „Gazety”, licznie zebrani kibice Wisły wiwatowali na cześć swej drużyny. Tak to remis Wisły był wielką niespodzianką, który „położył” wielu „totkowiczów”.

Wisła „urwała” jeden punkt Legii remisując 2:2

Wielki zawód sprawiła Legia warszawskim sympatykom piłki nożnej, którzy licznie przybyli w sobotę na Stadion Wojska Polskiego. Po rekordowym zwycięstwie nad Lechią, wszyscy spodziewali się kolejnego sukcesu piłkarzy warszawskich, a przede wszystkim liczono na pokaz ładnej gry.

Oczekiwania te nie spełniły się.

Legii udało się uzyskać zaledwie remis 2:2 (0:2) a mecz, w ogólnym prze, kroju, stał na dość przeciętnym poziomie.

Do spotkania z Wisłą wojskowi wystąpili bez swego czołowego napastnika — Kempnego. który w najbliższych dniach staje na ślubnym kobiercu. Okazało się, że brak tego zawodnika poważnie osłabił bojowość ataku Legii. Kempnego zastąpił na środku ataku Kruk, a pomocnik Zientara zagrał na łączniku. W ten sposób zestawiony atak absolutnie nie zdał egzaminu i po przerwie w zespole Legii nastąpiły dalsze przesunięcia.

Pierwsza połowa meczu jest nieciekawa, bezbarwna. Przewagę mają zawodnicy Legii. Pierwszą bramkę dla ich zespołu uzyskuje wyjątkowo dobrze dysponowany w tym dniu Brychczy. Ten sam zawodnik, wykorzystując w 30 minucie zamieszanie pod bramką i niezdecydowanie obrońców Wisły, przytomnie po raz drugi lokuje piłkę w siatce.

Dużo, ciekawsza jest druga część spotkania. Gra się znacznie ożywia i obfituje w szereg emocjonujących momentów. Do ataku zrywają się piłkarze Wisły, którzy do przerwy grali zbyt wolno, gubili się w zawiłych kombinacjach, a wszystkie ich akcje kończyły się na przedpolu przeciwnika. Krakowianie uzyskują dość wyraźną przewagę. W 62 min. ich najlepszy gracz — Rogoża zdobywa pierwszą bramkę. Ataki Wisły raz po raz suną na bramkę Stroniarza. Jeden z nich, w 64 min. przynosi wyrównanie. Autorem, pięknie strzelonej bramki, i tym razem jest Rogoza.