1958.05.18 Wisła Kraków - ŁKS Łódź 1:1

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 06:11, 6 kwi 2020; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
1958.05.18, I liga, 8. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 17.30
Wisła Kraków 1:1 (1:0) ŁKS Łódź
widzów: 8-10.000
sędzia: Edward Budaj
Bramki
Marian Machowski (k) 18'

1:0
1:1

51' Kazimierz Kowalec
Wisła Kraków
3-2-5
Bronisław Leśniak
Zbigniew Ogiela
Władysław Kawula
Ryszard Budka
Adam Michel
Roman Jurczak
Marian Machowski
Zbigniew Kotaba
Antoni Rogoza
Stanisław Adamczyk
Marian Morek

trener Josef Kuchynka
ŁKS Łódź
3-2-5
Henryk Szczurzyński
Józef Walczak
Henryk Szczepański
Henryk Stusio
Wiesław Jańczyk
Robert Grzywocz
Leszek Jezierski
Stanisław Baran
Jerzy Witeski
Władysław Soporek
Kazimierz Kowalec

trener: Władysław Król
Stanisław Baran nie strzelił karnego przy stanie 1-0 (obrona Leśniaka).

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Afisz zapowiadający mecz
Afisz zapowiadający mecz

Spis treści

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1958, nr 114 (17/18 V)

W niedzielę zobaczymy w Krakowie jedenastkę łódzkiego ŁKS-u, która zmierzy się z Wisłą. „Rycerze wiosny” przyjechali pod Wawel po pewne zwycięstwo. Trudno się. zresztą dziwić, że mają na to apetyt. Upoważnia ich do tego forma jaką „czerwoni11 zaprezentowali w dotychczasowych bojach mistrzowskich.

Oczywiście w piłkarstwie naszym dzieją się czasem „cuda”, ale na nie wolno liczyć. Gdyby piłkarze Wisły mieli zamiar pokusić się o niespodziankę musieliby w niedzielnym meczu zdobyć się na kolosalną ambicję, której jednak w dotychczasowych meczach nie widzieliśmy. Chyba, że... kierownictwo sekcji piłki nożnej „zakupiło” im pokaźną dawkę ambicji wraz z „czarodziejskimi11 butami Matthewsa (które podobno „same” strzelają bramki).


Echo Krakowa. 1958, nr 115 (19 V)

‎‎
‎‎
‎‎
‎‎

Słaba forma „czerwonych”

WCZORAJ w.. Krakowie rozegrane _ zostało spotkanie piłkarskie o mistrzostwo I ligi pomiędzy Wisłą a Łódzkim Klubem Sportowym. Mecz zakończył się wynikiem remisowym 1:1. Do przerwy prowadzili gospodarze 1:0.

Bramki zdobyli, dla Wisły — Machowski z rzutu karnego w 17 min., dla ŁKS—Kowalec w 52 min. Zawody prowadził p. Budaj z Warszawy —: bardzo słabo. Widzów około 10 tysięcy.

WISŁA — Leśniak, Ogiela, Kawula, Budka, Michel, Jurczak, Machowski, Kotaba, Adamczyk, Rogoza, Morek.

ŁKS — Szczurzyński, Walczak, Szczepański, Stusio, Jańczyk, Grzywocz, Jezierski, Baran, Wieteski, Soporek, Kowalec.

Mecz był wręcz brzydki. Trudno byłoby go porównać do spotkań np. III ligowych, gdyż zawodnicy obu drużyn wykazali zaawansowanie techniczne, ale gra była tak bezmyślna, że dawno widownia nie nudziła się tak setnie jak właśnie wczoraj na boisku Wisły. ŁKS zawiódł na całej linii. Wisła wykazała po dwutygodniowej przerwie zastraszająco słabą formę. Tak jak np. mecze w Warszawie z Gwardią czy w Gdańsku z Lechią dawały nadzieje na zwyżkę formy krakowian, to spotkanie z ŁKS-em jest sygnałem alarmowym dla kierownictwa drużyny i klubu, że piłkarze grają coraz słabiej, że z meczu na mecz wykazują coraz mniejszą dojrzałość i poważne braki kondycyjne. Ci sympatyczni chłopcy w n:czym nie przypominają piłkarzy, którzy przed dwoma laty „okupowali przez pewien okres pierwsze miejsce w tabeli.

A przecież w jedenastce Wisły grają oni niemal w tym samym zestawieniu jak przed dwoma laty.

Dziś zespół ten zamiast okrzepnąć i sięgać już zdecydowanie po najwyższe laury, rozkleił się i pretenduje do spadku.

Wczorajszy mecz tylko chwilami nabierał rumieńców. Okresy lepszej gry miała Wisła i ŁKS. Nieporównanie więcej przebłysków mieli goście, którzy jednak zbyt długo rozgrywali piłkę na środku boiska i oddawali ją swym kolegom w napadzie już wówczas, gdy ci znajdowali się na pozycji spalonej. W ogóle wczorajsze spotkanie pobiło chyba wszystkie rekordy jeśli idzie o ilość spalonych Trzeba dodać, że trójka warszawskich sędziów popełniła wiele rażących błędów, m. in. przepuściła kilkanaście spalonych, a wśród nich jednego, po którym padła bramka.

Mecz rozpoczął się od ataków gości, jednak zatrzymują się one na twardej grze obrońców gospodarzy. W 15 min. gry Machowski otrzymuje piłkę będąc na wyraźnym spalonym, jednak sędzia nie przerywa gry. Prawoskrzydłowy Wisły „zdziwiony” takim obrotem sprawy nie wykorzystuje murowanej pozycji. 2 minuty później Adamczyk idzie na przebój i zostaje sfaulowany przez Szczepańskiego. Sędzia dyktuje rzut karny, który Machowski zamienia na bramkę. Jest 1:0 dla Wisły.

Goście speszeni utratą bramki przeprowadzają coraz anemiczniejsze ataki. Dwa razy podziwiamy jednak wspaniale egzekwowane rzuty wolne. Ich wykonawcą jest zawodnik — Baran. Ten sam zawodnik nie wykorzystuje jednak rzutu karnego. Niezbyt zdecydowany strzał kapitalną robinsonadą wybił w pole Leśniak.

Po zmianie stron goście wyrównują ze strzału Kowalca, który znajdował się wraz z Wieteskim na pozycji spalonej. Od tego czasu gra staje się bardziej nudna niż w pierwszej części meczu.

Końcowy gwizdek sędziego obie drużyny i widzowie przyjmują z ogromną ulgą.

J. FRANDOFERT

Dziennik Polski” z 1958.05.20

Wisła—ŁKS 1:1 (0:1)

WISŁA; Leśniak, Ogiela, Kawula, Budka, Jurczak, Michel, Machowski, Kotaba, Adamczyk, Rogoza, Morek.

ŁKS: Szczurzyński, Walczak, Szczepański, Siusio, Jańczyk, Grzywocz, Jezierski, Baran, Witeski, Soporek, Kowalec.


Bramki zdobyli: dla Wisły w 16 min. z rzutu karnego Machowski. Dla ŁKS 51 min. Kowalec. Mecz sędziował p. Budej z Warszawy bardzo słabo.

Pomimo cennego sukcesu bo tak trzeba nazwać zdobyty punkt na drużynie ŁKS, która naprawdę w tej chwili reprezentuje wyższe umiejętności piłkarskie, gra drużyny krakowskiej pozostawia wiele do życzenia. W analizie niedzielnego spotkania nasuwa się jedno zasadnicze pytanie czy wobec bardzo słabej formy jaką w chwili obecnej reprezentują napastnicy Wisły (wyjątek stanowi Kotaba) nie należy poważnie zastanowić się nad wykorzystaniem bądź co bądź zawodników rezerwowych, którzy stoczyli naprawdę wiele pojedynków pierwszoligowych (Gamaj, Kościelny I i II). Oczywiście zdajemy sobie doskonale sprawę, że nie do nas należy sprawa właściwego ustawiania składów niemniej poczuwamy się zwrócić uwagę, że obecna forma niektórych zawodników zwłaszcza z linii ofensywnych nie upoważnia ich do tak odpowiedzialnego udziału w grze, gdzie danie z siebie nie tylko wszystkich umiejętności lecz także ambicji, której niestety nie możemy się jakoś dopatrzyć, jest conajmniej obowiązkiem.

Sam mecz nie zadowolił. Drużyna ŁKS sprawiała wrażenie jakiegoś zespołu nie doceniającego zupełnie wartości zdobytych punktów. Ich gra w polu mogła się podobać tylko do chwili, w której indywidualiści tej marki co Soporek czy Baran zapominali zupełnie o grze zespołu i popisywali się umiejętnościami dryblingu, który z zasady kończył się stratą piłki. Strzelone obie bramki były raczej zasługą bardzo słabo prowadzącego zawody sędziego, który wydał tak bardzo wiele mylnych decyzji krzywdzących oba zespoły i wypaczających sens gry w piłkę nożną.

Jeszcze jedna uwaga pod adresem kierownictwa Wisły. Cała drużyna robi naprawdę wrażenie zespołu przetrenowanego, którego nie wiadomo dlaczego nie stać na konieczne skoncentrowanie się w grze. Poza tym odnosi się wrażenie, że rezygnacja w chwili obecnej z Manieckiego jest naprawdę błędem. (A. P.)


Gazeta Krakowska. 1958, nr 116 (17/18 V) nr 3097

Po tygodniowej przerwie spowodowanej międzypaństwowym meczem z Irlandią, piłkarze znów wznawiają rozgrywki. Kibice Wisły są bardzo zdenerwowani, bo rzeczywiście niełatwe zadanie czeka ich klub w niedzielę. Przeciwnikiem „czerwonych" jest ŁKS, który znajduje się w doskonałej formie, czego najlepszym dowodem jest drugie miejsce w tabeli. Wisła po ostatnich porażkach, znajduje się na końcu tabeli. Sytuacja jej jest nie do pozazdroszczenia, I właśnie od niedzielnego meczu zależy czy zła passa zostanie przełamana i piłkarze Wisły zaczną czym prędzej uciekać w górę tabeli. Znając ambicję tego zespołu, oraz spodziewając się gorącego dopingu ze strony kibiców, przypuszczamy że w niedzielę Wisła jakoś sobie poradzi z groźnym przeciwnikiem.

A więc w niedzielę, o godz. 17.30 spotykamy się na boisku Wisły i będziemy mocno dopingować naszych piłkarzy. Tego meczu nie można już przegrać


Gazeta Krakowska. 1958, nr 117 (19 V) nr 3098

‎‎

Z niecierpliwością oczekiwaliśmy na niedzielne meldunki z boisk piłkarskich ekstraklasy i drugiej ligi. Niestety drużyny krakowskie odniosły tylko połowiczny sukces. Bardzo trudne zadanie stało przed zawodnikami Wisły. Meczu z ŁK S nie wolno już było przegrać, bo przedostatnie miejsce w tabeli budzi wielki niepokój nie tylko w kierownictwie klubu, ale i u kibiców. Wisła potrafiła uratować jeden punkt — remisując 1:1. Gorzej powiodło się Cracovii. Przegrała w Bydgoszczy z tamtejszą Polonią 1:2.

Wisła ratuje cenny punkt w meczu z »rycerzami wiosny«

Dla znajdujących się w zagrożonej strefie spadkowej piłkarzy Wisły, niedzielne spotkanie z „rycerzami wiosny" miało wielki ciężar gatunkowy. Fakt ten musiał niewątpliwie odbić się na grze gospodarzy.

Istotnie, można było odnieść wrażenie, że krakowianie, a zwłaszcza napastnicy Wisły grali chwilami jak gdyby mieli związane nogi, bez wiary we własne siły.

ŁKS miał już przed meczem więcej szans na zwycięstwo, biorąc chociażby pod uwagę aktualną formę obu zespołów. Przebieg wczorajszego spotkania wykazał, że łodzianie są drużyną technicznie wysoko zaawansowaną, niebezpieczną — w niedzielę zagrali oni jednakże jeden ze słabszych meczów. Dokładna „robota" w polu kończyła się często na linii pola karnego, ale w drugiej połowie akcje ich stały się groźniejsze i niemal każda z nich nosiła zarodek bramki.

Mecz zakończył się wynikiem remisowym 1:1 (1:0). Przy odrobinie szczęścia krakowianie mogli wprawdzie zdobyć dwa punkty, ale i tak lepszy przecież „wróbel w garści..." Oceniając formę poszczególnych zawodników, w zespole łódzkim najwyższe noty trzeba dać w ataku Soporkowi i Baranowi, mimo że obaj ci zawodnicy również nie zawsze się rozumieli. W obronie brylował Szczepański, mocnym jak zwykle punktem był bramkarz Szczurzyński. W drużynie krakowskiej dobrze zaprezentowały się obrona i pomoc, Leśniakowi należą się słowa uznania za obronę karnego, najsłabszą formacją był natomiast kwintet ofensywny, w którym jedynie Machowski grał na normalnym poziomie.

Pierwsze minuty toczą się pod znakiem wyrównanej gry. W 12 min. Adamczyk idzie na przebój, ale na polu karnym zostaje sfaulowany. Sędzia dyktuje „jedenastkę". Na trybunach zaległa cisza, która w ułamku sekundy zmieniła się w huragan braw i okrzyków. Egzekwujący rzut karny Machowski strzelił celnie w róg, piłka niemalże otarła się o słupek i wpadła do siatki. Po krótkiej chwili podobną sytuację notujemy na polu karnym Leśniaka.

Przedzierający się z piłką Baran pada podcięty na ziemię. Ten sam zawodnik egzekwuje rzut karny, ale strzela niezbyt precyzyjnie i Leśniak przytomnie wybija piłkę w pole. Następuje teraz okres przewagi gospodarzy, którzy jednak z winy niezaradności napastników nie potrafią podkreślić swej inicjatywy cyfrowo.

Po pauzie „przygniatają" łodzianie. Któryś z kolei niebezpieczny atak przynosi im w 52 min. wyrównującą bramkę, zdobytą przez lewoskrzydłowego Kawalca. Gra zaostrza się teraz, ale równocześnie słabnie tempo. W natarciu jest nadal ŁKS.

Wisła odgryza się sporadycznymi tylko atakami.

Osobną uwagę poświęcić trzeba warszawskiej trójce arbitrów niedzielnego spotkania, którą kierował p. Budaj. Niemal wołowej skóry potrzeba by było na spisanie popełnionych przez wspomnianych sędziów omyłek, krzywdzących zresztą obydwie drużyny, (tol)