1959.09.13 Wisła Kraków - Cracovia 2:3

Z Historia Wisły

1959.09.13, I liga, 17. kolejka, Kraków, Stadion Wisły,
Wisła Kraków 2:3 (1:3) Cracovia
widzów: 30.000
sędzia: Antoni Gorączniak z Poznania
Bramki


Andrzej Sykta 30'
Stanisław Adamczyk 47'

0:1
0:2
1:2
1:3
2:3
7' Roman Durniok
17' Herbert Manowski


35' (k) Herbert Manowski
Wisła Kraków
3-2-5
Błażej Karczewski
Fryderyk Monica
Władysław Kawula
Leszek Snopkowski
Adam Michel
Ryszard Jędrys
Marian Machowski
Andrzej Sykta
Stanisław Adamczyk
Wiesław Gamaj
Kazimierz Kościelny

trener: Károly Kósa
Cracovia
3-2-5
Leopold Michno
Roman Durniok
Eugeniusz Mazur
Józef Gołąb
Zygmunt Malarz
Edward Buda
Czesław Fudalej
Waldemar Jarczyk
Zygmunt Marciniak
Herbert Manowski
Józef Lusina

trener: Michał Matyas

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Relacje prasowe

”Przegląd Sportowy” z 1959.09.14

http://buwcd.buw.uw.edu.pl/e_zbiory/ckcp/p_sportowy/1959/nr165/directory.djvu

KRAKÓW, 13.9 (tel. wł.). Wisła — Cracovia 2:3 (1:3). Bramki dla Wisły zdobyli: Sykta w 30 min. i Adamczyk 46. dla Cracovii: Manowski — 2 (17 min. i 35 min. z karnego oraz Durniok w 7 min. z rzutu wolnego. Sędzia Gorączniak z Poznania. Widzów ponad 30 tys.

WISŁA: Karczewski, Monica, Kawula, Snopkowski, Michel, Jędrys, Machowski, Sykta, Adamczyk, Gamaj, Kościelny II.

CRACOVIA: Michno. Durniok, Mazur, Gołąb, Malarz, Buda, Fudaiej, Jarczyk, Marciniak, Manowski, Lusina.

Wymarzona pogoda, taka jak w złotej, polskiej jesieni, duża waga meczu oraz sygnowana, a potwierdzona ostatnimi zwycięstwami zwyżka formy krakowskich I-ligowców ściągną na stadion Wisły rekordową ilość widzów. Ci którzy zdawali sobie sprawę, ze atmosfera „świętej wojny" nigdy nie sprzyja grze na dobrym poziomie byli mniej rozczarowani. Poziom lokalnych derbów był tym razem wyjątkowo dobry. Ci którzy wierzyli w bzdurne pogłoski o rzekomym ukartowaniu wyniku mogli się przekonać, że to tylko plotki. Tak obustronnie ambitnej, a przy tym bezpardonowej walki dawno już nie oglądano w Krakowie.

Atmosfery napięcia i nerwowości nie potrafił sędzia nie tylko uspokoić, ale przyczyniał się jeszcze do jej spotęgowania. Przy sianie 2:1 dla Cracovii p. Gorączniak podyktował rzut karny przeciw Wiśle, jakkolwiek faul Monicy popełniony został poza obrębem 16-tki. Tym razem Cracovia nie zaprzepaściła tej idealnej szansy na zdobycie — jak się później okazało — zwycięskiej bramki, choć Manowski musiał jedenastkę wykonywać dwukrotnie. Za pierwszym bowiem razem Karczewski wybiegł przed linię bramkową, a strzał Janowskiego poszybował ponad poprzeczką, za drugim razem Manowski strzelił płasko w dolny róg bramki.

Była wówczas 35 min. gry, ale dwie bramki przewagi wyminie uskrzydliły dobrze grającą Cracovię. Słyszało się nawet głosy, że pasiaki w takim stanie rzeczy mogą powtórzyć swój bramkostrzelny sukces z poprzedniego meczu przeciw Ruchowi.

Ale przebieg wypadków w drugiej części spotkania ujawnił wszystkie walory „Wiślaków". Przede wszystkim ich bejową postawę i nie rezygnowanie z walki, choćby sytuacja wydawała się stracona. Po zmianie boisk Wisła zamknęła jak w kleszczach przeciwnika na jego polu i zapanowała niepodzielnie na boisku. W takich warunkach gra straciła na wartości, gdyż biało-czerwoni coraz wyraźniej skupiali swoje siły dla utrzymaniu zwycięstwa, co się im ostatecznie udało. Wobec skomasowanej defensywy szanse na oddalanie strzałów z bliższej odległości malały z każdą minutą. Stąd też Michno zatrudniony był w zasadzce tylko przy mnożących się pod bramką Cracovii kornerach, względnie przy obronie daremnych strzałów, z których jeden Gamaja był wprost wspaniały. Ale również wspaniała była obrona tego strzału w wykonaniu bramkarza Cracovii.

W równie wielkim stylu zdobył młody łącznik Wisły Sykta pierwszą bramkę dla swych barw. Rozegrał on od połowy boiska piłkę z Adamczykiem i wystawiony przez niego w uliczkę rąbnął w pełnym biegu tuż obok słupka. Sykta wraz z Machowskim tworzyli najlepszy duet napadu Wisły, mający mocne oparcie w ofensywnie grającym Michelu i niezawodnym Monicy. O wiele gorzej działo się na lewej stronie. Ambitnie, ale bezproduktywnie walczący Kościelny wdawał się niepotrzebnie w pojedynki z przeciwnikami, Jędrys nie był w stanie zastąpić Budki, a Snopkowski mało przypominał ongi tak wartościowego dla zespołu piłkarza. Karczewski był bez winy przy przepuszczonych bramkach.

Cracovia wyraźnie krzepnie. Młodzi piłkarze czynią oczekiwane postępy, stanowią dziś wartościowe punkty w drużynie. Wprawdzie Buda miał ciężki żywot z Machowskim i Syktą, ale Lubinie rzadko udawało się wygrać pojedynek z Monicą. Za to Fudaiej stał się współautorem drugiej bramki. Posłał on tak idealną centrę na głowę Atanowskiego, że napastnikowi Cracovii nie pozostało już nic innego jak tylko dopełnić formalności.

Podczas meczu wielokrotnie słyszało się, że Michno i Mazur przynoszą Cracovii „szczęście” Ale szczęściem zawodów się nie wygrywa. Umiejętności tych dwóch doświadczonych piłkarzy wychodzą specjalnie na jaw w ogniu wielkiej walki i gry, jaka towarzyszy zawsze w tego rodzaju spotkaniu jak Cracovia — Wisła. Bo trzeba pamiętać. że w takim właśnie meczu dużo zależy od opanowania nerwowego, a tym zarówno Michno jak i Mazur mogą naprawdę imponować.

St. Habzda


”Dziennik Polski” z 1959.09.15

http://mbc.malopolska.pl/dlibra/doccontent?id=6053

W 116 derbach wygrywa Cracovia
Szczęście nadal przy biało-czerwonych

Zwyciężyła – to pewne. Ale czy była lepsza? Na pewno nie i można mówić o dużym wręcz szczęściu biało-czerwonych. I o ile wśród kibiców sympatie dla jednej i drugiej drużyny są podzielone – opinie odnośnie wyniku były jednobrzmiące. Mimo że rezultat 3:2 (3:1) mówiłby o nieznacznej przewadze piłkarzy Cracovii, o ich dużej dyspozycji strzałowej! Ilość pięciu bramek strzelonych w niedzielę świadczy w każdym razie o sporej ilości sytuacji podbramkowych. I tak też rzeczywiście było. Obie drużyny nie wykazały jednak w niedzielnych derbach tych umiejętności, na które mogliśmy byli liczyć. No cóż – nerwy! One spowodowały, że gra nie stała na wysokim poziomie, a na koniec meczu doszło na boisku do niepotrzebnego zupełnie rozgardiaszu. Rozumiem, że zawodnik może być zdenerwowany, że może uważać orzeczenia sędziego za krzywdzące – nie wolno mu jednak wyrażać swojego niezadowolenia publicznie tak, jak to miało miejsce z zawodnikami Wisły, kiedy sędzia nie zarządzi, słusznego ich zdaniem, rzutu karnego przeciwko Cracovii. A wtargnięcie publiczności na płytę, o ile zdarza się jeszcze na B czy C-klasowych obiektach, nie może mieć miejsca na stadionie Wisły, jak to widzieliśmy w niedzielę. Nie mogli sobie poradzić z niesfornymi widzami milicjanci, niewiele pomogli porządkowi. Ci ostatni natomiast w „asyście” pracowników administracji Wisły – Z. Dąbrowskiego i Paudyna wykazali daleko idącą gorliwość broniąc po meczu dostępu do szatni Wisły nawet tym, którzy mieli do tego prawo. Nerwy nerwami – od kulturalnego zachowania nie zwalnia największa nawet porażka... Ale pomówmy o meczu. Miał on dwa oblicza. Pierwsze – do przerwy, kiedy Cracovia prowadziła grę bardziej otwartą i uzyskała trzy bramki – drugie, po zmianie stron, kiedy Wisła zdobywając już w 1 minucie drugą bramkę zaczęła raz po raz zagrażać „świątyni” Michny.

Ten okres to zdecydowana przewaga gospodarzy, którzy dążą do korzystnej dla siebie zmiany wyniku. Obie strony nie przebierały jednak w środkach. Jedni aby utrzymać wynik, drudzy, by zdobyć potrzebne do wyrównania, a potem zwycięstwa – bramki. Mnożą się faule, sędzia spotkania p. Gorączniak z Poznania musi mieć oczy dobrze otwarte, aby wyłonić wszelkie nieprawidłowe zagrania. I jeżeli udało się utrzymać obie drużyny do ostatniej niemal minuty w ryzach, duża w tym zasługa właśnie sędziego.

A jak grały obie jedenastki? Bramkarze wypadli raczej słabo. Wyższą notę trzeba przyznać jednak Michnie; Karczewski swoimi niepewnymi chwytami i nerwowymi wybiegami przyczynił się do utraty przez Wisłę dwóch bramek. Formacje obronne obu drużyn zagrały na jednakowo poprawnym poziomie. Z tym jednak, że bardziej podobała się trójka Cracovii, w Wiśle bowiem Snopkowski po lewej stronie był zbyt „przepuszczalny”. Na wyższe noty zasłużyła natomiast pomoc Wisły, a zwłaszcza Michel, który skutecznie zasilał atak piłkami i często bywał tam nawet zatrudniony. W ataku zarówno Cracovii, jak i Wisły były gorsze i lepsze zagrania. W Cracovii podobali się przede wszystkim Marciniak i dobrzy skrzydłowi Fudalej i Lusina, w Wiśle Sykta, Adamczyk i Machowski. Po wielu „doświadczalnych składach” obie jedenastki grają wreszcie w tych samych zestawieniach. Dobrze radzą sobie w ligowej Cracovii młodzi: Lusina, Fudalej czy Bombka – ten ostatni jednak gra zbyt nerwowo i stwarza pod własną bramką bardzo niemiłe momenty.

Na następną „świętą wojnę” przyjdzie nam czekać chyba do wiosny 1960 r. Leży jednak w interesie obu drużyn, by prowadzona ona była spokojnie, bez nerwów. Te ostatnie w wybitny sposób potrafią zepsuć najładniejsze nawet widowisko. Przyjacielska atmosfera na boisku, w takim zwłaszcza spotkaniu jak Wisła – Cracovia jest konieczna.