1966.11.13 Wisła Kraków - Zagłębie Sosnowiec 0:4

Z Historia Wisły

1966.11.13, I Liga, 11. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 14.00
Wisła Kraków 0:4 (0:1) Zagłębie Sosnowiec
widzów: ok. 10-18.000
sędzia: Sekuła z Olsztyna
Bramki
0:1
0:2
0:3
0:4
38' Piecyk
48' Piecyk
49' Piecyk
87' Jarosik
Wisła Kraków
4-2-4
Henryk Stroniarz grafika: Zmiana.PNG (50‘ Błażej Karczewski)
Fryderyk Monica
Ryszard Wójcik
Władysław Kawula
Ryszard Budka
Tadeusz Polak
Antoni Heród
Andrzej Sykta
Józef Gach
Czesław Studnicki
Hubert Skupnik

trener: Czesław Skoraczyński
Zagłębie Sosnowiec

Szyguła
Leszczyński
Bazan
Śpiewak
Strzałkowski
Wąs
Gałeczka
Gzel
Myga
Jarosik
Piecyk

trener:

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


Afisz zapowiadający mecz
Afisz zapowiadający mecz
Fragment meczu
Fragment meczu


Spis treści

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1966, nr 264 (10 XI) nr 6612

Wisła podejmuje nie byle kogo, samego leadera — sosnowieckie Zagłębie. Goście w tegorocznych bojach już nie jednemu zalali sadła za skórę, chociaż ostatnio zdarzyło się im przykre potknięcie i to w meczu z nie najsilniejszym Zawiszą. Ale nie na tym należy budować plany, lecz na swej grze. Tak stawiają zresztą sprawę sami piłkarze Wisły którzy zapowiadają, że się nie dadzą leaderowi.

Mecz Wisła — Zagłębie będzie z pewnością interesującym widowiskiem. Nie od dziś wiadomo, że siła sosnowiczan tkwi w ataku, w którym prym wiodą Gałeczka, Jarosik, Piecyk a także rutynowany Myga. Czy Kawula wspólnie z partnerami: Monicą, Polakiem, Kotlarczykiem i Wójcikiem zagrodzą gościom drogę do bramki Stroniarza? Jeśli tak, to wówczas wszystko zależeć będzie od krakowskich napastników: Studnickiego, Skupnika i Sykty


Echo Krakowa. 1966, nr 267 (14 XI) nr 6615

Hat trick Piecyka i Zagłębie gromi Wisłę 4:0

WISŁA—ZAGŁĘBIE SOSNOWIEC 0:4 (0:1). Bramki zdobyli: Piecyk w 38, 48 i 49 min. oraz Jarosik w 83 min. gry. Sędziował p. Sekuła z Olsztyna. Widzów ok.

18 tys.

WISŁA: Stroniarz (od 50 min. Karczewski), Monica, Kawula, Budka, Polak, Wójcik, Sykta, Gach, Herod, Studnicki, Skupnik.

ZAGŁĘBIE: Szyguła, Leszczyński, Bazan, Śpiewak, Strzałkowski, Wąs, Gałeczka, Gzel, Myga, Jarosik, Piecyk.

Trzeba stwierdzić na wstępie, że Zagłębie wygrało ten mecz zasłużenie. Tym niemniej zwycięstwo 4:0 jest zbyt wysokie i nie odzwierciedla tego co działo się na boisku. Wystarczy wspomnieć, iż w pierwszej części spotkania gospodarze mieli co najmniej 6 doskonałych pozycji do strzelenia bramki i byli stroną atakującą. Cóż z tego, jeśli napastnicy Wisły nawet w» najrealniejszych sytuacjach nie potrafią się zdobyć na celny, silny strzał.

Mało tego, wyczekują na podanie piłki od obrony,1 czy pomocy, zamiast szukać wolnego pola, zamiast w momencie podania wybiegać na pozycję. Jak się to robi pokazali goście. Właśnie w 38 min. nadarzyła się taka okazją Piecykowi, który w chwili dośrodkowania Wąsa błyskawicznie wyskoczył przed Polaka i nie wiele się namyślając z, półobrotu posłał piłkę z ogromną siłą w róg bramki Stroniarza.

Podczas przerwy wspomniano niewykorzystane pozycje wiślaków i byli tacy, którzy łudzili się, iż po przerwie atak krakowski zagrał z większym „zębem”. A tymczasem w 48 min. Stroniarz zamiast wybić piłkę podał ją do Monicy, ten przejął ją jeszcze w polu karnym (arbiter powinien nakazać powtórkę), ale stracił na korzyść szarżującego Piecyka.

Sosnowiczanin popędził z piłką wzdłuż końcowej linii, ograł wybiegającego Stroniarza i ulokował ją w pustej bramce. Za kilkadziesiąt 9ekund skrzydłowy Zagłębia oddał silny strzał z ok, 18 m i było już 3:0 dla gości. W tej sytuacji wiślacy już zupełnie stracili głowę, chociaż jednostajnym, niemrawym tempem biegali z piłką po boisku, chcąc sforsować linię obronną przeciwnika. Wynik spotkania ustalił w 83 min. Jarosik.

W zespole zwycięzców na pochwałę zasłużyli: „rozgrywający” Myga oraz Gałeczka, Jarosik i Piecyk. W Wiśle tylko Kawula oraz Polak i Herod zagrali na swym normalnym poziomie.

(J.FJ


Gazeta Krakowska. 1966, nr 270 (14 XI) nr 5826

Ze wszystkich stadionów piłkarskich, na których występowały wczoraj krakowskie zespoły I i II ligi nadeszły niepomyślne wieści.

W Krakowie Wisła doznała wysokiej porażki z liderem — Zagłębiem. Nadal linia ataku krakowian nie przedstawia większej wartości, a i w defensywie coraz więcej luk. Cracovia nie potrafiła przywieźć punktu z Chorzowa. Jej przedostatnie miejsce w tabeli niepokoi kibiców drużyny „białoczerwonych”.


Wisła — Zagłębie 0:4 (0:1)

Sporo kibiców z Sosnowca przybyło wczoraj na mecz I ligi piłki nożnej Wisła — Zagłębie do Krakowa. Doping tej grupy widzów był tak silny że zdawało się że mecz odbywał się w Sosnowcu a nie na stadionie Wisły.

Wygrało Zagłębie 4:0 (1:0), wygrało zasłużenie. Zespół sosnowiecki nie posiadał słabych punktów, akcje gości stanowiły niebezpieczeństwo utraty bramki przez krakowian. Gałeczka, Jarosik, Piecyk stwarzali groźne sytuacje pod bramką Wisły.

W pierwszej połowie pro­ wadzenie dla gości zdobył Piecyk w 38 min. Ładne dośrodkowanie Wąsa i Piecyk wolejem strzelił nieuchronnie. Krakowianie nie rezygnują z walki, Herod dwukrotnie miał dogodną sytuację do zdobycia bramek, Studnicki strzela główką ponad poprzeczkę i bramki jednak gospodarze nie zdobyli.

Przełomowym momentem tego meczu były 48 i 49 minuta gry. Fatalne rozegranie w obronie piłki pomiędzy Stroniarzem i Monicą sprytnie wykorzystał Piecyk zdobywając drugą bramkę. W minutę później pięknym strzałem ten sam piłkarz strzeli} trzecia bramkę dla Zagłębia. Jasne się stało, że losy meczu są przesądzone. Gra straciła na atrakcyjności, akcje stały się wolniejsze.

Szczytem niedołęstwa był „wyczyn” Studnickiego w 80 min. Będąc sam na sam z bramkarzem Studnicki nie potrafi} z paru metrów umieścić piłki w siatce. Na 5 minut przed końcem spotkania Jarosik ustalił wynik spotkania 4:0, Nie można mieć pretensji do przegranej Wisły z tak wyśmienitym przeciwnikiem.

Szkoda tylko, że stało się to w tak miernym stylu, że krakowianie akurat wczoraj zagrali tak słabo.

WISŁĄ: Stroniarz (Karczewski), Monica, Kawula, Budka, Polak, Wójcik, Sykta, Gach, Herod, Studnicki, Skupnik.

ZAGŁĘBIE: Szyguła, Leszczyński, Bazan, Śpiewak, Strzałkowski, Wąs, Gałeczka, Gzel, Myga, Jarosik, Piecyk.

Sędziował p. Sekuła (Olsztyn). Widzów 15 tys.



Gazeta Krakowska. 1966, nr 273 (17 XI) nr 5829

„Primadonny" z boiska

W sprawozdaniach z niedzielnego meczu: Zagłębie — Wisła zabrakło — moim zdaniem — jednego zasadniczego akcentu — drużyna krakowska zawdzięcza swą wysoką porażkę przede wszystkim brakowi ambicji u wielu zawodników. I nad tym trudno przejść do porządku dziennego. Nic bowiem tak nie oburza jak właśnie brak ambicji. A ta „choroba” dręczy niektórych zawodników „Wisły” już od dawna. I co? I nic. Mogą sobie na to pozwolić, ponieważ za patałaszenie na boisku nie grożą im żadne konsekwencje. Nikt ich nie pozbawi świadczeń z jakich korzystają, niezmiennie znajdą się w składzie drużyny na następny mecz.

A gdyby np. taki Sykta — w niedzielę był dla mnie przykładem nonszalancji, sprawiał wrażenie osobnika, który przypadkowo znalazł się na boisku — został odsunięty od udziału w zawodach może wyzbyłby się wysokiego a nieuzasadnionego mniemania o sobie, że jest niezastąpiony.

Czas skończyć z mitem rzekomo wielkich nazwisk, niech nie blokują miejsca młodym, którzy zaprezentują przynajmniej ambicję i wolę walki, dla których występ na zielonej murawie — w pierwszej drużynie — będzie zaszczytem i przyjemnością a nie odrabianiem pańszczyzny. To będzie na pewno bardziej wychowawcze niż tolerowanie i faworyzowanie zawodników, którzy prócz nazwiska niczego nie prezentują. Dlaczego kierownictwo drużyny boi się radykalnych decyzji? ile czasu potrzeba zawodnikom na osiągnięcie przeciętnego opanowania piłkarskich arkanów — 10—15 lat? Czy pod tym względem „Wisła” jest odosobnionym przypadkiem? Dlaczego takich problemów nie bierze się pod pręgierz opinii publicznej a próbuje mamić społeczeństwo hurraoptymistycznymi prognozami jak dzieje się to z zasady przed każdym meczem krakowskich drużyn? Pora wreszcie podnieść — zresztą nie po raz pierwszy i inną sprawę — zawodowstwa, istniejącego u nas w bardzo zakamuflowanej formie. Niechże wreszcie zostanie usankcjonowane a wówczas tysiące miłośników piłki nożnej będą miały przynajmniej tę satysfakcję, że piłkarz — partacz, pozbawiony ambicji zapłaci za partolenie na boisku z własnej kieszeni, mało — dla takiego nie będzie miejsca w drużynie.

WIELOLETNI KIBIC „WISŁY”