1967.07.09 Raków Częstochowa - Wisła Kraków 0:2

Z Historia Wisły

1967.07.09, Puchar Polski - Finał, Kielce, Stadion Błękitnych, 17:00, niedziela
Wisła Kraków 2:0 (0:0,0:0) Raków Częstochowa
widzów: 5-6.000
sędzia: S. Eksztajn z Warszawy
Bramki
Andrzej Sykta 107'
Hubert Skupnik 111'
1:0
2:0
Wisła Kraków
4-2-4
Henryk Stroniarz Grafika:Zmiana.PNG (46' Błażej Karczewski)
Fryderyk Monica
Władysław Kawula
Tadeusz Polak
Antoni Heród Grafika:Zmiana.PNG (118' Ryszard Budka)
Ryszard Wójcik
Wiesław Lendzion
Józef Gach
Andrzej Sykta
Czesław Studnicki
Hubert Skupnik

trener: Mieczysław Gracz
Raków Częstochowa

Czechowski
Jaśkiewicz
Głowacki
Synoradzki
Hojka
Pędziach
Krzywoń
Kruk
Szwed
Burczyk
Drażyk Grafika:Zmiana.PNG (J. Stachowiak)

trener: Jerzy Wrzos

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl


"Wisła Pany! Puchar nasz!"
"Wisła Pany! Puchar nasz!"

Spis treści

Relacje prasowe

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1967, nr 152 (30 VI) nr 6806

Piłkarze Wisły grają z Rakowem.

PO Środowym zwycięstwie nad GKS Katowice, piłkarze Wisły awansowali do finału Pucharu Polski; w którym ich przeciwnikiem będzie Raków Częstochowa. Mecz odbędzie się 9 lipca br. na neutralnym boisku we Wrocławiu.

Jedenastka Wisły już dwa razy awansowała do finału Pucharu, dwukrotnie przegrywając: z Ruchem 0:2 i z Gwardią 1:3.

W myśl porzekadła, że do trzech -razy sztuka;, może wreszcie tym razem zdołają, krakowianie zdobyć to cenne trofeum., Szansa1 tym większa, że przeciwnik reprezentuje przecież III ligę i nie powinien stanowić równorzędnego partnera.

Wisłą do finałowego meczu przygotowuje się bardzo starannie, widząc w zwycięstwie swoją wielką szansę zaprezentowania się w międzynarodowych rozgrywkach o Puchar Zdobywców Pucharów.

W meczu z GKS kliku zawodników: Sykta, Wójcik i Studnicki doznało wprawdzie niegroźnych, lecz bolesnych kontuzji. Miejmy nadzieję, że ty ciągu 10 dni, zdołają wrócić do pełni sił.

Od jutra, tj. soboty krakowianie rozpoczynają treningi pod okiem nowego trenera — Mieczysława Gracza; który oglądał ich w meczu z GKS-em. W składzie kadry pierwszej drużyny są już także „nowe twarze” reprezentanci Polski juniorów, utalentowani zawodnicy — bramkarz Gonet z Metalu Tarnów i obrońca Musiał z Górnika Wieliczka. Obaj zostali już potwierdzeni przez PZPN dla Wisły.


Echo Krakowa. 1967, nr 159 (8/9 VII) nr 6813

Finał Pucharu Polski.

Wisła—Raków Częstochowa.

W NIEDZIELĘ o godz. 17 na stadionie Błękitnych w Kielcach rozegrany zostanie ostatni akord Pucharu Polski — finałowe spotkanie między pierwszoligową Wisłą Kraków a trzecioligowym zespołem Rakowa z Częstochowy. , Jeśliby sądzić na podstawie klas w jakich występują obydwie drużyny, to zespół krakowski powinien odnieść bezapelacyjne, wysokie zwycięstwo. Należy Jednak pamiętać, że w sporcie niespodzianki zawsze są możliwe, a szczególnie w rozgrywkach pucharowych, w których właśnie drużyny klas niższych walczą niezwykle ofiarnie aby w spotkaniu z renomowanym przeciwnikiem uzyskać jak najlepszy wynik.

Miejmy nadzieję, że drużyna krakowska również zagra ambitnie i odniesie upragniony sukces. Dużo zależeć będzie od dyspozycji strzałowej napastników.

O ile wypełnią swe posłannictwo, wiślacy. zdobędą : puchar, co pozwoli im również na udział w rozgrywkach o Puchar Zdobywców Pucharów Europy, Jak wiemy spotkania zostały rozlosowane i w pierwszym meczu zwycięzca niedzielnego meczu spotka się z HJK Helsinki.

Finałowy mecz o Puchar Polski sędziuje p. Eksztajn z Warszawy.

Jak donoszą z Kielc, spotkanie wzbudza tam ogromne zainteresowanie, gdyż drużyna krakowska cieszy się dużą sympatią miejscowych entuzjastów piłki nożnej.

Zapowiedziano również przyjazd wielu kibiców z Częstochowy, którzy dopingować będą zespół Krakowa do ambitnej walki.


Echo Krakowa. 1967, nr 160 (10 VII) nr 6814

Sykta i Skupnik strzelcami bramek.

Puchar Polski dla piłkarzy Wisły po zwycięstwie nad Rakowem 2:0.

W FINAŁOWYM spotkaniu o Puchar Polski Wisła pokonała Raków Częstochowa 2:0 (0:0, 0:0). Bramki strzelili: Sykta w 106 i Skupnik w 109 min. gry. Sędziował p. Eckstein z Warszawy. Widzów 5000.

WISŁA — Stroniarz (Karczewski), Monica, Kawula, P Diak, Herod (Budka), Wójcik, Lendzion, Gach, Sykta, Stadnicki, Skupnik. RAKÓW — Czechowski, Jaśkiewicz, Głowacki, Synoradzki, Wyka, Pędziach, Krzywoń, Kruk, Szwed, Burczyk, Drażyk (Stawowiak).

Stare przysłowie mówiące, że „do trzech razy sztuka”, znalazło pełne potwierdzenie [podczas finałowego meczu o Puchar Polski pomiędzy I-ligową Wisła i III-ligowym Rakowem. Wiślacy w 12-letniej historii Pucharu Polski „przymierzali się do tego cennego, trofeum już w latach 1951 i 1954, lecz sztuka nie udała się i w finałowych spotkaniach krakowianie przegrali najpierw z Ruchem, a 3 lata później z warszawską Gwardią. Na stadionie Błękitnych w Kielcach stanęli więc, po raz trzeci do finałowego pojedynku. I choć mecz zakończył się zwycięstwem krakowian dopiero po dogrywce, w przekroju całego spotkania był to sukces w pełni zasłużony.

Częstochowianie, którzy zagrali z wielką ofiarnością i ambicją, mogą mówić o dużym szczęściu, gdyż przeciwnicy, mogli w ciągu pierwszych 90 min. gry pięciokrotnie uzyskać bramki. W 40 misi, piłka po rzucie rożnym wykonanym przez Skupnika otarła się o poprzeczkę i wyszła w pole; w 45 min. Kawula nie wykorzystał rzutu karnego, (podyktowanego za faul na Sykcie), strzelając bramkarzowi Rakowa prosto w ręce; w 51 min. po strzale Lendziona piłka odbiła się od słupka; w 56. min. strzał Sykty wybił z linii bramkowej Głowacki, a w 82 min. strzał Stadnickiego wybił znów z linii bramkowej Wyka. Inna rzecz, że atakujący szybkimi wypadami częstochowianie mieli też kilka okazji do zdobycia bramki, lecz w sumie I-ligowcy byli zespołem lepszym.

Mecz w normalnym czasie zakończył się wynikiem bezbramkowym. W dogrywce (2x15 min.) nadal przeważali wiślacy. Losy meczu zostały rozstrzygnięte dopiero w ostatnim kwadransie gry. W 106 min. spotkania Sykta poszedł na przebój i strzałem z półobrotu posłał piłkę do bramki Rakowa, mimo rozpaczliwej obrony Czechowskiego. Na trybunach szał radości. Kibice byli już pewni, że Puchar Polski pojedzie do Krakowa. Dalsze minuty gry potwierdziły to w całej pełni. Częstochowianie stracili animusz, a wiślacy atakując z pasją zdobyli kolejną bramkę z pięknego strzału Skupnika.

Sympatycy „chłopców z białą gwiazdą” wiwatowali na ich cześć podczas, jakże miłej dla piłkarzy i ich sympatyków, chwili, gdy prezes PZPN — W. Ociepka wręczał kapitanowi zespołu ogromny puchar wraz z życzeniami godnego reprezentowania naszego piłkarstwa w rozgrywkach o Puchar Zdobywców Pucharów.


Echo Krakowa. 1967, nr 161 (11 VII) nr 6815

Spalone transparenty.

MINIONA niedziela upłynęła w Kielcach pod znakiem piłkarskiego meczu finałowego o Puchar Polski i związanej z tym pierwszej w dziejach bezpośredniej transmisji telewizyjnej z tego miasta. Mimo takich atrakcji na stadionie zjawiło się zaledwie około 5000 widzów, z których zdecydowaną Większość stanowili... przyjezdni sympatycy częstochowskiego Rakowa i krakowskiej Wisły.

Częstochowianie w przedmeczowych horoskopach byli bardzo optymistyczni, twierdzili, że| pokonają Wisłę i zdobędą cenne; trofeum. Kibice drużyny przyjechali specjalnym pociągiem, autobusami z transparentami, trąbkami, bębnami no i oczywiście z własnymi gardłami, których nie oszczędzali już przed meczem, wznosząc podczas przemarszu z dworca na stadion okrzyki na cześć Rakowa. Z niesionych transparentów krzyczały wierszowane hasła: „Wisłę wierzy Kraków, lecz puchar Zdobędzie Raków”,. „Serce przy Rakowie, zwycięstwo w Częstochowie” itp. Kibice krakowscy stawili się na meczu w znacznie skromniejszej liczbie, przywieźli kilka klubowych chorągwi i papierowych chorągiewek z białą gwiazdą na czerwonym tle, nie wznosili przed meczem okrzyków, nie demonstrowali swej wiary w zwycięstwo wiślaków.

Mieli ku temu powody, jako że gra ich pupilów w lidze nie nastrajała optymistycznie i w meczu z walczącymi twardo piłkarzami częstochowskimi obawiali się jakiejś przykrej dla siebie niespodzianki. Trzeba jednak podkreślić, że w czasie meczu dopingowali z niesłychanym temperamentem swych pupilów zagłuszając okresami głosy sympatyków Rakowa. Ci ostatni zresztą po wybuchach entuzjazmu w pierwszych minutach spotkania w miarę upływu czasu gry tracili na werwie i z dużym niepokojem obserwowali zawodów. Pod koniec dogrywki gdy już stało się oczywiste, że mecz wygra Wisła na trybunie zaczęły płonąć z takim pietyzmem i nakładem sił wykonane przez częstochowian transparenty. Kiedy zwolennicy Wisły zaintonowali swym piłkarzom tradycyjne „sto lat”, częstochowianie _ zwinęli wstydliwie klubowe chorągwie i w ciszy opuścili stadion. A krakowianie długo wiwatoali na cześć wiślaków, szczególnie dziękując najlepszym w tym meczu — Wójcikowi, Skupnikowi i Studnickiemu.


Echo Krakowa. 1967, nr 162 (12 VII) nr 6816

Listonosz, roznoszący pocztą w okolicy ul. Reymonta raz po raz zachodzi do Domu Sportu Wisły, przynosząc telegramy gratulacyjne z okazji zdobycia przez wiślaków Pucharu Polski. Pierwsze nadeszły od klubów sportowych ŁKS Łódź, Gwardii W-wa i Śląska Wrocław.

Wiele serdecznych życzeń napłynęło od kibiców, dla których zdobycie cennego trofeum było dużą osłodą, za rozczarowania przeżyte w ligowych rozgrywkach. Radosny nastrój panuje również w samym klubie.

— Oczywiście cieszymy się ze zwycięstwa piłkarzy mówi sekretarz klubu ZYGMUNT Buhl chociaż nie zachłystujemy się odniesionym sukcesem. W klubie panuje. umiarkowany optymizm. To prawda, że forma zawodników nie może w pełni zadowolić, a, Puchar wywalczony został po ciężkiej walce. No, ale sukcesy w sporcie nie przychodzą łatwo! Nie Zgadzamy się więc z malkontentami, wybrzydzającymi się .jedynie dlatego, że zwycięstwo przypadłe naszej drużynie dopiero po dogrywce. Trzeba pamiętać, że w spotkaniach pucharowych brały udział zespoły ligowe z wielokrotnym mistrzem Polski — Górnikiem Zabrze, który został wyeliminowany.

Raków choć jest zespołem trzecioligowym, reprezentował znaczne umiejętności, eliminując drodze do finału wiele renomowanych zespołów. Trzeba pamiętać, że trzecioligowcy mają dziś niewiele gorsze warunki rozwoju, a często nawet lepsze cd drużyn drugo czy pierwszoligowych. Uwłaszcza kluby górnicze i hutnicze korzystają z wszelkich udogodnień i z doświadczonych trenerów, stanowiąc to meczach pucharowych groźnych przeciwników. Nie trzeba wiec szukać dziury w całym. Jeszcze raz podkreślam, że dalecy jesteśmy od popadania w „hura optymizm",. ale nie wolno nie doceniać odniesionego sukcesu.

Siedząc w sekretariacie Wisły; oglądamy cenne trofeum — Puchar Polski. Na jego ściankach wyryte są nazwy dotychczasowych zdobywców. Wkrótce umieszczony zostanie napis „GTS Wisła Kraków 1967 r". Miejsca na dalsze nazwy pozostało niewiele. Kto wie, może w przyszłych rozgrywkach Puchar zdobędzie Legia po raz piąty i Wówczas przejdzie on na jej własność? Po spotkaniach pucharowych piłkarze Wisły mają obecnie tydzień absolutnego odpoczynku. W poniedziałek pod wodzą trenera Mieczysława Gracza wyjeżdżają na Zgrupowanie do Wigierskiej Górki, gdzie przygotowywać się będą do ligowych Zmagań. 22 lipca rozegrają sparringowe spotkanie w, Wojkowicach z miejscowym Górnikiem a 20 lipca br. na własnym boisku w Krakowie międzynarodowe spotkanie z pierwszoligowym zespołem NRD Chemie Halle, (as.


Relacje prasowe

Gazeta Krakowska. 1967, nr 161 (7 VII) nr 6028

Piłkarze Wisły przygotowywać się do finałowego spotkania niedzielnego o Puchar Polski z Rakowem Częstochowa na własnym stadionie. Treningi prowadził już Mieczysław Gracz. Cały zespół dołoży starań, by powrócić ze spotkania kieleckiego w roli zwycięzcy. Wisła wystąpi w meczu z Rakowem prawdopodobnie w takim samym składzie jak w spotkaniu z GKS. W myśl zasady — gdy się wygrywa — nie dokonuje się zmian. Mecz finałowy z Rakowem posiada dodatkowy aspekt. Jeśli Wisła to spotkanie wygra, następnie pokona w PZP zespół fiński z Helsinek — to następnym przeciwnikiem krakowian w PZP byłaby prawdopodobnie słynna drużyna włoska AC Milan. Za dużo jednak tych „jeśli". Pierwszy i zasadniczy warunek — trzeba wygrać z Rakowem. Zadanie dla pierwszoligowego zespołu Wisły w meczu z trzecioligowym Rakowem realne i wykonalne.


Gazeta Krakowska. 1967, nr 162 (8/9 VII) nr 6029

Piłkarze Wisły po raz trzeci sięgają po cenne trofeum — Puchar Polski. W 1951 r. krakowianie przegrali w finale z Ruchem Chorzów 0:2 (0:1). W trzy lata później Wisła znowu zakwalifikowała się do finału, grając z Gwardią Warszawa. Pierwszy mecz finałowy zakończył się wynikiem bezbramkowym, w drugim spotkaniu wygrała Gwardia 3:1 (2:0). Jutro Wisła po raz trzeci staje do pojedynku finałowego o Puchar Polski. Teoretycznie — w roli faworyta. Jej przeciwnik Raków Częstochowa gra przecież w III lidze a zespół „białej gwiazdy” reprezentuje ekstraklasę. Mecz Wisła — Raków odbędzie się w niedzielę w Kielcach, arbitrem spotkania będzie p. St. Eksztajn (Warszawa).



Gazeta Krakowska. 1967, nr 163 (10 VII) nr 6030

Trzy razy stawali piłkarze Wisły do finałowego pojedynku o Puchar Polski. Dwa razy zespół białej gwiazdy schodził z boisk pokonany. Pierwszy raz przegrał mecz o to Wielkie trofeum z Ruchem Chorzów w roku 1951, drugi raz z Gwardią Warszawa w roku 1954. I wreszcie za trzecim razem krakowskim piłkarzom udało się zdobyć upragnione trofeum Puchar Polski. Trofeum, które uznać należy za jedno z najcenniejszych w historii Towarzystwa.

Wczoraj w Kielcach Wisła zmierzyła się w 12 już edycji Pucharu z rewelacyjnym III ligowym Rakowem Częstochowa. Mecz wygrali krakowianie 2:0 (0:0, 0:0). Już sam wynik wskazuje, że spotkanie miało dramatyczny przebieg.

Zespoły przystąpiły do gry w następujących składach: Wisła — Stroniarz, Monica, Kawula, Polak, Herod (Budka), Wójcik, Lendzion, Gach, Sykta, Studnicki, Skupnik. Raków: Czechowski, Jaśkiewicz, Głowacki, Synorowski, Hojko, Pędziach, Krzywoń, Kruk, Szwed, Burczyk, Drążyk (Stachowiak). Sędziował p. Eksztajn z Warszawy, widzów 7 tys.

Pierwszy w kronikach po­ wojennych rozgrywek pucharowych sukces piłkarzy białej gwiazdy jest zasłużony, ale przyszedł im z największym trudem. W pierwszej połowie znacznie skuteczniejsi i szybsi byli piłkarze Często chowy. Mieli też znacznie więcej sytuacji podbramkowych.

Krakowianie natomiast grali bez wyrazu.

Szczególnie dotyczy to napastników, którzy w żaden sposób nie potrafili sobie poradzić z ambitnymi, ale nie najlepszymi obrońcami Rakowa.

Po przerwie sytuacja zmieniła się nieco na korzyść krakowian, lecz jeszcze nie na tyle, by można im było wróżyć zwycięstwo. W owym czasie gra znacznie się ożywiła, a pod obu bramkami powstawały dramatyczne sytuacje.

Raków może mówić o szczęściu. W pierwszym kwadransie drugiej połowy dwukrotnie jego obrońcy wybijali piłkę z pustej bramki.

Wiślacy już do końca meczu nie potrafili zdobyć się na skuteczny strzał. Być może zdeprymował ich pechowy rzut karny w ostatnich sekundach pierwszej połowy.

Pewny zwykle w takich sytuacjach stoper Kawula, strzelił fatalnie słabo i Czechowski bez trudności wyłapał piłkę.

Już więc do przerwy Wisła mogłaby prowadzić. Doszło jednak do dogrywki. Już w pierwszej części dogrywki okazało się, że techniczna przewaga Wisły i bardziej ekonomiczna jej gra zaczęła dawać o sobie znać. Wiślakom dopisywała także kondycja. Chociaż w pierwszym kwadransie nie padła jeszcze żadna bramka, widać już było, że krakowianie mają znacznie więcej szans na zwycięstwo.

Natychmiast po rozpoczęciu drugiej części dogrywki w 106 min. gry Sykta z dość ostrego kąta zaskoczył doskonale do tej pory broniącego Czechowskiego. W 3 min. później Skupnik przypieczętował sukces wiślaków zdobywając drugą bramkę.

Mimo zwycięstwa drużyna krakowska nie mogła zaimponować. Była wprawdzie zespołem bardziej wyrównanym i lepszym kondycyjnie, ale więcej przecież można wymagać od I-ligowca w pojedynku z zespołem grającym o 2 klasy niżej. Bardzo słabo spisali się napastnicy. Jedynie Studnicki mógł się podobać.

Na wielkie słowa uznania zasłużyła drużyna Rakowa za nadzwyczaj ambitną i bojową postawę; Częstochowianie udowodnili, że ich awans do finału nie był dziełem przypadku. Napastnik Rakowa Burczyk był zresztą najlepszym piłkarzem tego spotkania. M. KALETA

Do trzech razy sztuka: wspomnienie Pucharu Polski z 1967 roku

Dokładnie 53 lata temu - 9 lipca 1967 roku - odbył się wspominany dziś finałowy mecz Pucharu Polski. Zmierzyły się w nim drużyny krakowskiej Wisły oraz Rakowa Częstochowa. Faworytami tego spotkania byli piłkarze z Krakowa, a częstochowianie występowali wówczas w trzeciej lidze. Mimo sporej przewagi na papierze, Wiślacy rozegrali dość wyrównane spotkanie z niżej notowanym rywalem.


09.07.2020r.

Arek Warchał


W poprzednich latach krakowskiemu klubowi udało się dwukrotnie awansować do finału Pucharu Polski, jednak za każdym razem to rywal Białej Gwiazdy okazywał się lepszy. Najpierw musieli uznać wyższość Ruchu, a trzy lata później piłkarze z Małopolski przegrali z warszawską Gwardią. Nic dziwnego, że chęć zwycięstwa w finale z lipca 1967 roku była bardzo duża.

Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania wśród kibiców zarówno jednej, jak i drugiej drużyny można było odczuć atmosferę piłkarskiego święta. Trzeba jednak przyznać, że w większej liczbie na stadionie w Kielcach zjawili się fani Rakowa Częstochowa, którzy to intonowali różnego rodzaju przyśpiewki. Takie jak chociażby „Serce przy Rakowie, zwycięstwo w Częstochowie” czy „W Wisłę wierzy Kraków, lecz puchar zdobędzie Raków”. Krakowscy kibice mimo tego, że byli obecni w mniejszej liczbie, to również nie odstępowali kroku fanom ówczesnego przeciwnika.

W pierwszej części spotkania piłkarze krakowskiej Wisły nie grali tak, jak chcieliby tego ich kibice. Mimo kilku stworzonych okazji, brakowało przede wszystkim skuteczności pod bramką rywala. W końcowych fragmentach pierwszej połowy Władysław Kawula nie wykorzystał rzutu karnego. Raków także nie odpuszczał, czego efektem były szanse na strzelenie gola przez rywali Wiślaków. Wśród piłkarzy prowadzonych przez Mieczysława Gracza szczególnie słabo w trakcie pierwszej połowy zagrali napastnicy, którzy nie wyróżnili się dobrą grą. Efektem tego był bezbramkowy remis.

Druga część meczu rozpoczęła się od odważniejszych ataków krakowskiej Wisły na bramkę Rakowa. Niestety po raz kolejny brakowało wykończenia. Mimo tego, że w niektórych sytuacjach było naprawdę bardzo blisko, by Wiślacy mogli cieszyć się ze zdobycia pierwszej bramki w tamtym meczu. W 51. minucie gry Wiesław Lendzion mógł uszczęśliwić kibiców Białej Gwiazdy, którzy zgromadzili się na trybunach, jednak piłka po jego strzale obiła słupek bramki strzeżonej przez Czechowskiego. Chwilę później strzał jednego z zawodników ze stolicy Małopolski z linii bramkowej wybił przeciwnik, czym uchronił swój zespół przed stratą gola. Taka sama sytuacja powtórzyła się w 82. minucie, kiedy to Studnicki był bliski wpisania się na listę strzelców, jednak obrońca Rakowa dobrze zachował się w tamtej akcji i nie dopuścił do tego, by Wisła wyszła na prowadzenie.

Mimo coraz większej przewagi Wisły Kraków nie udało się im strzelić upragnionego gola w regulaminowym czasie gry i do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka. Dogrywka, w której znowu lepsze wrażenie sprawiali Wiślacy. Losy meczu rozstrzygnęły się jednak dopiero w końcowym kwadransie. W 106. minucie gry Andrzej Sykta wykonał bardzo ładną indywidualną akcję i pewnym strzałem pokonał bramkarza Rakowa. Po tej bramce wśród piłkarzy z Częstochowy widać było zrezygnowanie i brak wiary w to, że ten mecz uda się jeszcze wygrać. Taki stan wykorzystali krakowianie, którzy w 111. minucie postawili kropkę nad i. Strzelcem drugiego i jak się później okazało ostatniego gola w tamtym spotkaniu był Hubert Skupnik.

„Oczywiście cieszymy się ze zwycięstwa piłkarzy, chociaż nie zachłystujemy się odniesionym sukcesem. W klubie panuje. umiarkowany optymizm. To prawda, że forma zawodników nie może w pełni zadowolić, a, Puchar wywalczony został po ciężkiej walce. No, ale sukcesy w sporcie nie przychodzą łatwo” - mówił po meczu Zygmunt Buhl.

Wisła Kraków - Raków Częstochowa 2:0 (0:0, 0:0)

1:0 Sykta 107’

2:0 Skupnik 111’

Wisła Kraków: Stroniarz (46' Karczewski), Monica, Kawula, P Diak, Herod (118' Budka), Wójcik, Lendzion, Gach, Sykta, Stadnicki, Skupnik

Raków Częstochowa: Czechowski, Jaśkiewicz, Głowacki, Synoradzki, Wyka, Pędziach, Krzywoń, Kruk, Szwed, Burczyk, Drażyk (Stawowiak)


Źródło: wisla.krakow.pl


[FORTUNA PUCHAR POLSKI] 1967 rok – pierwszy finał Rakowa. „Napędziliśmy stracha Wiśle”

data publikacji: 30.04.2021

9 lipca 1967 roku Raków Częstochowa rozegrał najważniejszy mecz w stuletniej historii klubu. Na stadionie Błękitnych w Kielcach w finale Pucharu Polski uległ po dogrywce Wiśle Kraków 0:2. – Byliśmy trzecioligowcami, a mierzyliśmy się z zespołem, w którym nie brakowało reprezentantów Polski. A to my przez długi czas byliśmy lepsi – wspomina Witold Synoradzki, najmłodszy uczestnik tego spotkania.


54 lata później Raków obchodzi stulecie istnienia. Do tej pory nie udało się ustalić dokładnej daty założenia, ale ci, którzy przeszukali archiwa prasowe i biblioteczne są przekonani, że było to w marcu 1921 roku. Drugi w historii finał Pucharu Polski Raków rozegra już więc po setnych urodzinach.


Raków blisko pierwszej ligi

Lata 60. XX wieku był pierwszym w historii klubu okresem rozkwitu. Raków otarł się wtedy nawet o najwyższy poziom rozgrywek. – W 1962 roku drużyna najpierw wygrała grupę trzeciej ligi, a potem okazała się najlepszy w barażach, w których grało pięć drużyn. I od razu jako beniaminek była bliski kolejnego awansu. Do drugiego miejsca zabrakło tylko punktu – opowiada Michał Cybulski, historyk-amator i kibic Rakowa. – W 1965 roku zespół znów był trzeci, ale rok później spadł z drugiej ligi. Zespół odmłodzono, stał się średniakiem, ale za to sprawił ogromną niespodziankę w Pucharze Polski – zauważa.

W drodze do finału Raków pokonał Karolinę Jaworzyna Śląska 3:2 (okręgówka – czwarty poziom), Hutnika Kraków 2:0 (druga liga), Górnika Wesoła 2:1 (trzecia liga), po rzutach karnych Garbarnię Kraków (druga liga), a w półfinale lidera II ligi Odrę Opole 2:1. – Ten finał był dla nas jak mistrzostwo świata. Kiedy pokonaliśmy Garbarnię, uwierzyliśmy, że to możliwe – wspomina Synoradzki. – Byliśmy wtedy drużyną półamatorską. Wstawaliśmy o godz. 6 rano i szliśmy na cztery godziny do huty. Oczywiście nie wykonywaliśmy najcięższej pracy, bo nawet nie przebieraliśmy się z własnych ubrań. Na wózkach woziliśmy róże towary. Potem szliśmy na trening – zaznacza.

Trener czterystumetrowiec

Przed finałem z Wisłą drużyna wyjechała na zgrupowanie do Kluczborka. 31-letni trener Jerzy Wrzos dawał im mocno w kość. – Zanim został szkoleniowcem był lekkoatletą, czterystumetrowcem i nam nie odpuszczał. Pamiętam, jak biegaliśmy dostawaliśmy pasy z ołowianym obciążeniem. I wio pod górkę, po piachu, równo z nami jechał. Jurek Stachowiak po tym jak wbiegł na górę, zemdlał i wtedy trener przestraszy ł się, że nas za bardzo forsuje. Przed meczem z Garbarnią zrobił nam normalny trening o godz. 11, a o godz. 16 graliśmy w ćwierćfinale Pucharu Polski – opowiada Synoradzki. – Trener Wrzos skończył AWF we Wrocławiu i choć piłki nie umiał kopać, to w głowie wszystko miał poukładane, a na karteczkach zapisane co i jak mamy robić. Na ówczesne czasy miał nowoczesne metody szkoleniowe. Mi to bardzo odpowiadało – zapewnia.

Awans do finału Pucharu Polski podziałał też na wyobraźnie kibiców Rakowa. Mecz z Wisłą miał najpierw zostać rozegrany we Wrocławiu, ale ze względu na zawody żużlowe niemal w ostatniej chwili spotkanie przeniesiono do Kielc. Kibice Rakowa mieli więc jeszcze bliżej – około 130 km – niż do stolicy Dolnego Śląska. – Naszych fanów było więcej niż sympatyków Wisły. Do Kielc jechali motorami, samochodami, autobusami i pociągami. Podobno było ich ponad trzy tysiące – twierdzi Synoradzki. – A my zmierzyliśmy się piłkarzami, na których się wzorowaliśmy. Kawula, Stroniarz, Monica, Polak, Budka, Sykta grali w reprezentacji, a do tego byli uznanymi ligowcami. Pomyśleliśmy jednak, że skoro tak daleko już zaszliśmy, to dlaczego nie wygrać jeszcze jednego spotkania. Nie baliśmy się rywala, ale widzieliśmy, kto jest faworytem – przyznaje.

Finał Pucharu Polski pokazała telewizja, a spotkanie komentował znany sprawozdawca sportowy Witold Domański. Stawkę meczu podbił jeszcze PZPN, kiedy kilka dni przed spotkaniem zapewnił, że zwycięzcę zgłosi do europejskich rozgrywek – do Pucharu Zdobywców Pucharów. W tamtych czasach nie było to takie oczywiste. Mecz poprowadził Stanisław Eksztajn, jeden z najlepszych polskich sędziów piłkarskich, a potem wieloletni szef Polskiego Kolegium Sędziów i wiceprezes PZPN. W karierze był arbitrem w ponad 1000 spotkaniach, w tym 200 międzynarodowych.

„Serce przy Rakowie, zwycięstwo w Częstochowie”

„Kibice przyjechali specjalnym pociągiem, autobusami z transparentami, trąbkami, bębnami, no i oczywiście z własnymi gardłami, których nie oszczędzali już przed meczem, wznosząc podczas przemarszu z dworca na stadion okrzyki na cześć Rakowa. Z niesionych transparentów krzyczały wierszowane hasła: >>W Wisłę wierzy Kraków, lecz puchar zdobędzie Raków<< czy >>Serce przy Rakowie, zwycięstwo w Częstochowie<<” – informowało „Echo Krakowa”.

W trakcie meczu nie brakowało emocji. Pierwszoligowa Wisła pokonała Raków dopiero po dogrywce. W relacji ze spotkania krakowskie gazety nie były zgodne. „Echo Krakowa” twierdziło, że to wiślacy przeważali: „Częstochowianie mogą mówić o dużym szczęściu, gdyż przeciwnicy, mogli pięciokrotnie uzyskać bramki. W 40. minucie piłka po rzucie rożnym Skupnika otarła się o poprzeczkę; w 45. minucie Kawula nie wykorzystał rzutu karnego strzelając bramkarzowi Rakowa prosto w ręce; w 51. minucie po strzale Lendziona piłka odbiła się od słupka; w 56. minucie strzał Sykty wybił z linii bramkowej Głowacki, a w 82. minucie strzał Studnickiego wybił znów z linii bramkowej Wyka”.

„Gazeta Krakowska” z kolei przyznała, że to Raków był lepszy: „W pierwszej połowie znacznie skuteczniejsi i szybsi byli piłkarze Częstochowy. Mieli też więcej sytuacji podbramkowych. Krakowianie natomiast grali bez wyrazu. Szczególnie dotyczy to napastników, którzy w żaden sposób nie potrafili sobie poradzić z ambitnymi, ale nie najlepszymi obrońcami Rakowa. Po przerwie sytuacja zmieniła się nieco na korzyść krakowian, lecz jeszcze nie na tyle, by można im było wróżyć zwycięstwo.”

W jednym paluszku

Relacja uczestnika jest bliższa tej drugiej wersji. Dopóki siły na boisku były równe, nie było widać różnic ligi miedzy finalistami. – Mecz mieliśmy w jednym paluszku. Już w pierwszej minucie była sytuacja sam na sam. A tuż przed końcem Burczyk też był tylko przed bramkarzem, ale nie wcelował w bramkę. Nasz bramkarz obronił rzut karny Kawuli, a on był jak teraz Robert Lewandowski i zwykle nie marnował takich okazji – twierdzi Synoradzki. – Niespełna kwadrans przed końcem doznałem kontuzji więzadeł, która później się za mną ciągnęła. Nie było można zrobić zmiany i już do końca statystowałem. Trener przesunął mnie do przodu, ale w dogrywce Wisła już nami zamieszała – dodaje.

„Chociaż w pierwszym kwadransie nie padła jeszcze bramka, widać było, że krakowianie mają znacznie więcej szans na zwycięstwo. Natychmiast po rozpoczęciu drugiej części dogrywki Sykta z dość ostrego kąta zaskoczył doskonale do tej pory broniącego Czechowskiego. W trzy minuty później Skupnik przypieczętował sukces wiślaków. Mimo zwycięstwa drużyna krakowska nie mogła zaimponować. Na wielkie słowa uznania zasłużyła Raków za nadzwyczaj ambitną i bojową postawą. Częstochowianie udowodnili, że awans do finału nie był dziełem przypadku. Napastnik Burczyk był zresztą najlepszym piłkarzem tego spotkania.” – komplementowała Raków „Gazeta Krakowska”.

– Wasi piłkarze udowodnili całej Polsce, że ich udział w finale nie był dziełem przypadku. Raków pokazał, jak powinno się walczyć. W pełni zasłużył na srebrny medal. Sądzę, że o tej drużynie usłyszymy jeszcze wiele razy – mówił podczas dekoracji Wiesław Ociepka, ówczesny prezes PZPN.

Mecz życia

To jednak Wisła wygrała i zakwalifikowała się do Pucharu Zdobywców Pucharów – w pierwszej rundzie rozbiła HJK Helsinki, ale w drugiej rozbił ją HSV Hamburg. Piłkarzom Rakowa pozostała satysfakcja z dotarcia do finału i pamiątkowy medal. Mieli też obiecane 3 tys. zł, czyli wtedy dobrą miesięczna pensję. Występ piłkarzy Rakowa nie umknął uwadze drużyn z pierwszej ligi.

– Dla wielu z nas to był mecz życia. Pieniędzy nie zobaczyliśmy, nawet długopisu z klubu nie dostaliśmy, ale to nie było najważniejsze. W lidze nie byliśmy w stanie awansować, pokazaliśmy się w pucharze. Do Jasia Kruka przyjechali działacze Odry, w nocy spakowali razem z meblami i wywieźli do Opola. Bernard Burczyk trafił do GKS Katowice, a Alojzy Krzywoń do drugoligowego Górnika Wałbrzych – wylicza Synoradzki. – Ja dostałem powołanie do reprezentacji młodzieżowej. Potem upomniało się o mnie wojsko i trafiłem do Śląska. Kontuzja mi się odnowiła, ale zacisnąłem zęby, bo chciałem zadebiutować w pierwszej lidze i to mi się udało. Zagrałem 45 minut przeciwko ŁKS, ale w przerwie kolano spuchło jak bania. Mogłem zostać i się leczyć, ale nie chciałem być w wojsku. Trafiłem jeszcze do Pafawagu Wrocław – kończy.

Trener Wrzos, który był najmłodszym szkoleniowcem prowadzącym drużynę w historii finałów Pucharu Polski odszedł do Piasta Gliwice, a wkrótce zajął się karierą naukową na AWF w Katowicach i Poznaniu. Publikował artykuły, książki szkoleniowe w kraju i zagranicą, w tym dedykowany Kazimierzowi Górskiemu podręcznik „Wielki futbol” rekomendowany przez FIFA. Z Antonim Piechniczkiem napisał książkę „Polska droga do Euro 2008... 2012”.

Kto widział bilet?

– Ciekawe jest to, że z tego finału poza relacjami prasowymi i zdjęciami, nie ma żadnych pamiątek. Cały czas szukam biletu, programu meczowego, afiszu czy też proporczyka. Kolekcjonuję wszystko co jest związane z Rakowem i w tym przypadku nic nie mogę znaleźć – przyznaje Michał Cybulski. – Zastanawiałem się, co było największym sukcesem klubu w tych minionych stu latach. Wahałem się między ósmym miejscem w sezonie 1995/96, a występem w Pucharze Polski. Stawiam jednak na finał z 1967 roku i mam nadzieję, że w Lublinie kolejne sto lat historii Rakowa zaczniemy od zdobycia trofeum – przekonuje.

9 Lipca 1967, Kielce

Wisła Kraków – Raków Częstochowa 2:0 (0:0 ; 0:0)

Gole: Andrzej Sykta 107., Hubert Skupnik 111..

Wisła: Henryk Stroniarz (46. Błażej Karczewski) – Fryderyk Monica, Władysław Kawula, Tadeusz Polak, Antoni Heród (118. Ryszard Budka), Ryszard Wójcik, Wiesław Lendzion, Józef Gach, Andrzej Sykta, Czesław Studnicki, Hubert Skupnik.

Raków: Andrzej Czechowski – Zdzisław Jaśkiewicz, Mirosław Głowacki, Engelbert Hojko, Witold Synoradzki, Wojciech Pędziach, Ryszard Szwed, Alojzy Krzywoń, Jan Kruk, Bernard Burczyk, Andrzej Drażyk (46. Jerzy Stachowiak).

Widzów: 6000.

Sędzia: Stanisław Eksztajn z Warszawy.

Andrzej Klemba

Źródło: laczynaspilka.pl