1980.10.08 Wisła Kraków - Arka Gdynia 1:1
Z Historia Wisły
Wisła Kraków | 1:1 (0:0) | Arka Gdynia | ||||||||
widzów: 5.000 | ||||||||||
sędzia: J. Hołub z Warszawy | ||||||||||
| ||||||||||
| ||||||||||
O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl
Relacje prasowe
Echo Krakowa. 1980, nr 217 (8 X) nr 10772
Wisła gra o godz. 17 na swoim boisku z gdyńską Arką. I tu rywale mają niemal identyczny dorobek — po 9 pkt. w 8 pojedynkach, po 8 straconych bramek, Arka jest wyżej w tabeli o jedno miejsce gdyż strzeliła rywalom 11 goli, podczas, gdy wiślacy tylko 1 0. Wygrana „Białej gwiazdy” w Warszawie i remis Arki z Odrą w Gdyni nakazywałby upatrywać zwycięzcy meczu w drużynie Wisły. Wystąpi ona już z P, Skrobowskim. który doszedł do zdrowia (natomiast nadal jeszcze bez A. Iwana) I tu kibice krakowscy liczą na zwycięstwo. Oby się te rachuby spełniły.
Echo Krakowa. 1980, nr 218 (9 X) nr 10773
WISŁA — ARKA 1:1 (0:0). Bramki strzelili: dla Wisły —Budka w 50 min, a dla Arki — Gazdą (samobójczym strzałem) w 87 min. meczu. Sędziował p. Hołub z Warszawy — przeciętnie. Widzów ok. 5000.
WISŁA — Gaszyński — Motyka, Skrobowski, Budka, Targosz (od 77 min. Świątek), Lipka, Gazda, Kapka, Jałocha, Krupiński, Wróbel, Trudno po tym meczu nie mieć pretensji do piłkarzy krakowskich. Nie po raz pierwszy .stracili bowiem punkt przez własną nonszalancką postawę, przez własną zła. grę, spotkaniu. które mogli i winni byli wygrać wysoko i pewnie, bo wiem rywal był przeciętny, nawet słaby. Ale krakowianie dostosowali się do gry przeciwników, pozwolili narzucić sobie styl poczynań, korzystny dla zespołu Arki i w konsekwencji zaledwie mecz zremisowali tracąc tuż przed końcem zawodów bramkę, punkt i należne z tytułu premii za zwycięstwo pieniądze.
Doprawdy trudno zrozumieć, iż piłkarze grający w lidze już wiele lat, mający za sobą szereg przykrych doświadczeń, gdy przegrywali lub remisowali zawody mając jak się to mówi zwycięstwo w kieszeni, nie potrafią czy też może nie cocą, wyciągnąć z tych smutnych lekcji: właściwych wniosków. Obraz z wczorajszego popołudnia powtarza się już niemal do znudzenia. Krakowianie z chwilą gdy uzyskają prowadzenie, przestają walczyć, oddają inicjatywę w ręce przeciwników, zaczynają wdawać się w nonszalanckie, nonsensowne zabawy z piłką ! pod własną bramką, na własnym przedpolu.
Pojedynek Wisły z Arką zaczął się, zgodnie z oczekiwaniami, od wielkiego naporu krakowian, którzy zepchnęli zespół z Gdyni do obrony. Na przedpolu Czyżniewskiego przebywało w tym czasie po 9—10 nadmorskich graczy, którzy niekiedy z desperacji wybijali piłkę, byle dalej od bramki. Mimo ogromnej przewagi wiślaków, nie strzelili oni bramki, gdyż stosowali, cały czas jednostajną, wolną grę w środkowej strefie boiska i (próbowali nagłymi przerzutami piłki pod bramkę stworzyć napastnikom dogodną do strzału pozycję. Udało sic im to kilkakrotnie, lecz tylko raz, w. 8 min.
Kapka strzelił dokładnie, ale piłka odbiła się od słupka i wyszła w pole. Reszta akcji krakowian była niegroźna dla przeciwników.
Po zmianie stron, już w 5 min, za faul na Lipce w polu karnym, sędzia zarządził rzut pośredni i Kapka podał krótko piłkę do Budki, który silnym strzałem zdobył prowadzenie. Zamiast pójść „za ciosem dalej atakować, w sytuacji gdy rywale musieli rozluźnić obronę, krakowianie spasowali, inicjatywę przejęli, goście i na trzy. minuty przed końcem Gazda tak niefortunnie kopnął piłkę, iż wpadła ona do wiślackiej bramki, Winy za to nie ponosi tylko ten. który przypadkowo tak zagrał, lecz cały zespół.