1982.03.20 Wisła Kraków - Ruch Chorzów 1:1

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 05:53, 26 cze 2020; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
1982.03.20, I Liga, 18. kolejka, Kraków, Stadion Wisły,
Wisła Kraków 1:1 (0:0) Ruch Chorzów
widzów: 10-12.000
sędzia: A. Ogorzewski z Łodzi
Bramki

Krzysztof Budka 74’
0:1
1:1
62' Małnowicz

Wisła Kraków
4-4-2
Janusz Adamczyk
Marek Motyka
Piotr Skrobowski grafika: Zmiana.PNG (31' Bogusław Dzięgiel)
Krzysztof Budka
Jan Jałocha
Leszek Lipka
Zdzisław Kapka
Janusz Nawrocki
Janusz Krupiński grafika: Zmiana.PNG (17’ Andrzej Targosz)
Andrzej Iwan
Michał Wróbel

trener: Wiesław Lendzion
Ruch Chorzów
4-4-2
Wandzik
Malcher
Lorens
Jakubczyk
Wrona
Walot
Kamiński Grafika:Zk.jpg
Kajrys
Curyło
Małnowicz
Mikulski

trener: Piotr Czaja

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Spis treści

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1982, nr 6 (19/20 III) nr 11081

PIŁKARSKA wiosna zapanowała Już na dobre, kibice przeżywają sporo emocji związanych z rozgrywkami europejskich pucharów, międzypaństwowym meczem młodzieżowych reprezentacji Polski i Anglii a także z zawodami ligowymi, których już trzecią serię w tej rundzie będziemy obserwować jutro i w niedzielę.

Krakowska Wisła wystartowała w bardzo dobrym stylu, strzelając warszawskim gwardzistom aż sześć bramek, potem miała równie udany mecz w Gdyni z Arką przywożąc z trudnego wyjazdu jeden punkt, a teraz staje przed — teoretycznie łatwiejszym zadaniem — pojedynkiem z chorzowskim Ruchem, swym odwiecznym ligowym rywalem, który jednak spisuje się słabo i w przedmeczowych horoskopach na ten weekend jest spisywany przez fachowców na straty.

Chorzowianie istotnie kiepsko zaczęli tę rewanżową rundę ligowych zmagań, przegrali najpierw z lokalnym rywalem — Górnikiem Zabrze 1:2, później — już na swoim boisku — ulegli, mieleckiej Stali 0:2 i w efekcie tych porażek spadli na przedostatnie miejsce w ligowej tabeli.

Przyjeżdżają więc pod Wawel w roli outsidera. Kibice „Białej gwiazdy” wierząc święcie że ich pupile wygrają z chorzowianami, tłumnie wybierają się na jutrzejsze spotkanie, licząc na kolejny, po meczu z Gwardią, popis strzelecki krakowian. Czy tak będzie rzeczywiście? Trudno odpowiedzieć, bowiem to przecież dopiero początek sezonu, forma zespołów jeszcze bardzo nieustabilizowana. Gra się ponadto na rozmiękłych murawach, w ciężkich warunkach, kiedy operowanie piłką jest trudniejsze niż zwykle. Chorzowianie znani są z waleczności, sądzić więc należy, iż w Krakowie rzucą na szalę wszystkie swe siły, umiejętności, że walczyć będą z desperacją o jak najkorzystniejszy rezultat. Będą więc podopieczni trenera W.

Lendziona musieli stoczyć chyba ciężką walkę z piłkarzami Ruchu by wygrać, spełnić nadzieje swych kibiców.


Echo Krakowa. 1982, nr 7 (22 III) nr 11082

22 zadowolonych (piłkarzy) i 10 tysięcy zawiedzionych (kibiców)

WISŁA — RUCH 1:1 (0:0). Bramki strzelili: dla Wisły — Budka w 75 min., a dla Ruchu Małnowicz w 62 min. gdy. Sędziował p. Ogorzewski z Łodzi. Widzów ok. 10.000. Żółta kartka Kamiński z Ruchu.

WISŁA — Adamczyk — Motyka, Skrobowski (od 27 min. Dzięgiel), Budka, Jałocha — Nawrocki, Lipka, Kapka, Krupiński (od 17 min. Targosz) — Iwan, Wróbel.

Tytuł tej relacji w pełni oddaje wrażenia wyniesione z sobotniego pojedynku dwóch najstarszych ligowych rywali — Wisły i Ruchu.

Piłkarze, szczególnie krakowscy, nie przemęczali się bowiem zbytnio, czynili wrażenie całkowicie zadowolonych z podziału punktów z tego że jakoś szczęśliwie udało im się „odfajkować” kolejny występ ligowy. Kibice natomiast z ogromnym rozczarowaniem opuszczali stadion przy ul. Reymonta, byli bowiem świadkami miernego widowiska, nieudolnych zagrań za wodników obu zespołów, a przecież przyszli w pokaźnej liczbie po to, by stać się naocznymi świadkami wysokiej wygranej „Białej gwiazdy”.

Ruch, co prawda zastosował taktykę gry, jakiej wiślacy nie lubią, tzn. krótkiego, agresywnego krycia na swojej połowie boiska, ostrego, często niezgodnego z przepisami atakowania krakowian w chwili, gdy posiadał piłkę, ale przecież trudno wymagać od przeciwników, by biernie przyglądali się grze krakowian, pozwalali im robić na boisku to co sobie wykoncypowali.

Gospodarze, rozpoczęli mecz z jakim takim impetem, już w 6 minucie Kapka głową strzelił do bramki ale piłka odbiła się od słupka, potem ten sam zawodnik jeszcze raz miał szansę zdobycia gola, lecz bramkarz gości — Wandzik strzał obronił i to było wszystko co zdołali zdziałać krakowianie w ciągu 45 min. gry. W drugiej połowie znów obserwowaliśmy chwilowy zryw krakowian do walki, Iwan był w 49 min. meczu w doskonałej sytuacji strzeleckiej, ale nie potrafił zmusić do kapitulacji Wandzika, chorzowianie bronili się skutecznie, z rzadka kontratakując. Raz jednak Mikulski : Małnowiczem ograli defensorów krakowskich i Małnowicz ładnym strzałem uzyskał prowadzenie dla Ruchu. Od tej chwili chorzowianie jeszcze bardziej cofnęli się do defensywy, wiślacy zaatakowali po jednej z akcji, w podbramkowym zamieszaniu Budka zdołał wepchnąć piłkę do siatki. Goście protestowali, że pomógł sobie przy tym ręką, ale sędzia nie dopatrzył się błędu i bramkę uznał. I tak to bardzo mierne widowisko zakończyło się nierozstrzygniętym rezultatem. (lang).


Echo Krakowa. 1982, nr 8 (23 III) nr 11083

Na tematy dnia

PO DŁUŻSZEJ, kilkumiesięcznej przerwie, spowodowanej najpierw okolicznościowym, a potem zdrowotnym urlopem, poraź pierwszy w tym roku oglądałem imprezy sportowe, dwie po sobie, dziejące się na jednym wielkim kompleksie wisłockiego stadionu, ze sportowcami tego klubu w rolach głównych. Wybrałem się na zawody podekscytowany, ciekawy, co się przez te kilka miesięcy mojego niewidzenia sportu zmieniło. Pierwsze wrażenie było smutne. Ogromne rozczarowanie. Oglądałem bowiem występ futbolistów Wisły w pojedynku z chorzowskim Ruchem.

Renoma obydwóch zespołów, dwóch najstarszych w tej chwili drużyn polskich występujących w ekstraklasie: Ruchu, który nigdy w swej historii z tej najwyższej klasy nie wyleciał i Wisły, której taka przykrość przydarzyła się tylko raz w liczącej już z górą 75 lat historii.

Myślałem, że w takim prestiżowym spotkaniu zobaczę zaciętą walkę o zwycięstwo, piękne strzały, przemyślane zagrania zawodników obydwóch drużyn, tym bardziej przecież, że wielu, bardzo wielu z nich to byli, obecni, lub potencjalni reprezentanci kraju, niektórzy kandydaci do drużyny narodowej, która za kilka miesięcy wyrusza na start finałów futbolowych mistrzostw świata.

Podobnie jak ja, myślało wielu sympatyków piłkarstwa w podwawelskim grodzie, którzy dość tłumnie wypełnili trybuny wisłockiego stadionu. Jakież spotkało nas wszystkich rozczarowanie. Bezładna kopanina, może trzy, cztery jakieś przemyślane akcje w ciągu 90 minut zawodów, znikoma ilość strzałów i emocjonujących sytuacji podbramkowych, kompletna niemal indolencja strzałowa graczy, a na dodatek wyraźnie widoczny brak ochoty do walki, sportowej pasji, zamiaru udowodnienia swej wyższości nad przeciwnikiem. Smutne, żałosne widowisko kwitowane od czasu do czasu gwizdami znudzonych i zawiedzionych kibiców.

Zadowoleni wydawali się być tylko aktorzy tego spektaklu, którzy z dobrymi minami schodzili po meczu do szatni, przeliczając zapewne jakiej wysokości premia czeka ich też za boiskowe wyczyny i osiągnięcia.

Może jestem niesprawiedliwy dla piłkarzy, może oni inaczej nie potrafią. Trudno jednak było, oglądając ten mecz, oprzeć się wrażeniu, że jest to ze strony zawodników zwykłe odrabianie pańszczyzny, zarabianie na chleb przy zaangażowaniu jak najmniejszych sił i całkowitym lekceważeniu płacących przecież za bilety widzów.

W niespełna godzinę później, w wisłockiej hali obejrzałem mecz koszykarek Wisły z ŁKS-em, drużyn, które w kobiecym „baskecie” mają podobną renomę jak w futbolu Wisła i Ruch. Jakże inne to było widowisko, ileż emocji, ogromnie zażartej walki od pierwszych do ostatnich sekund pojedynku, ileż pasji włożonej w walkę przez zawodniczki.

Kibice śledzili pojedynek z zapartym tchem, przeżywali przez pełne 40 minut gry doprawdy ogromne emocje, nie szczędzili braw i słów zachęty dziewczętom, było bowiem naprawdę za co klaskać, było co podziwiać. Piątka, no może szóstka, krakowianek, musiała przeciwstawić się w tym spotkaniu dysponującemu wyrównaną dziesiątką zawodniczek przeciwnikowi.

Szansa, choćby chwilowej zmiany, krótkiego odpoczynku, jest w koszykówce ogromnie cenna, stanowi duży handicap. Wiślaczki tej szansy nie miały, a mimo to potrafiły wykrzesać z siebie tyle sił, ambicji, tak wielką wolę zwycięstwa, iż mecz rozstrzygnęły na swoją korzyść.

przecież po latach prymatu w polskiej koszykówce, mają prawo jeden sezon „odpuścić”, mogły — gdy mistrzostwo już raczej im się z rąk wymknęło — spasować, nie męczyć się tak, nie Walczyć do ostatniego tchu. A jednak nie poddały się. Chwała im za to.

Choć myślę, iż premie za tę wygraną, jeśli w ogóle otrzymają, to o wiele mniejsze, niż ich klubowi koledzy za swój futbolowy niewypał.

Lecz w sporcie, jak i w życiu, sprawiedliwość różnymi chadza drogami.

JERZY LANGIER

Gazeta Krakowska. 1982, nr 31 (19/20/21 III) nr 10367

Chorzowski RUCH — jedyna drużyna, która nigdy nie opuściła ekstraklasy — przyjeżdża w sobotę do Krakowa. Pojedynki „Niebieskich” z „Białą Gwiazdą” cieszą się zawsze olbrzymim zainteresowaniem i mają bardzo bogatą i dramatyczną historię.

IV sobotę oba zespoły spotkają się już w lidze po raz 91. Do tej pory lepszy bilans mają chorzowianie, którzy „ wygrali, 36 spotkań, przegrali tylko 29, a remisem zakończyło się 25 pojedynków. W bramkach też lepsi są „Niebiescy”: 134:129.

Ale na boisku w Krakowie częściej wygrywali wiślacy, na 45 spotkań zanotowali oni 2? zwycięstwa, 16 remisów i tylko 7-krotnie triumfowali goście. W bramkach 88:49 dla krakowian.

A więc atut własnego boiska w pojedynkach Wisła — Ruch odgrywa niepoślednią rolę. W ostatnim meczu w Krakowie, na wiosnę ub. r. wiślacy wygrali aż 4:1.

Jak będzie w sobotę? Chorzowianie grają na razie bardzo słabo, przegrali 2 pierwsze mecze. Po odejściu Buncola brakuje dyrygenta w linii środkowej, trener Czaja ma kłopoty z zestawieniem obrony, bowiem kontuzjowani są: Piechaczek i Jakubczyk. A Wisła? Wszyscy piłkarze są zdrowi, tylko Iwan narzeka na lekką kontuzję po meczu z Anglikami, ale do soboty powinno być wszystko w porządku. Trener Lendzion będzie mógł skorzystać z usług Motyki, który był odsunięty od dwóch spotkań za żółte kartki.


Gazeta Krakowska. 1982, nr 32 (22 III) nr 10368

Widzew liderem

Na pozycji lidera w ekstraklasie nastąpiła zmiana. Pogoń Szczecin dość nieoczekiwanie przegrała ze słabo ostatnio spisującym się ŁKS i ustąpiła pierwszego miejsca Widzewowi.

Ten ostatni po burzliwym meczu zremisował w Mielcu 1:1.

Bliżsi zwycięstwa byli gospodarze, tym bardziej, że po przerwie usunięty został za brutalny faul na Łatce — Jeżewski.

Gospodarze nie wykorzystali jednak trzech znakomitych sytuacji; m. in. strzały Ciołka i Budy trafiły w słupek, a w 88 min. najlepszy zawodnik na boisku Boniek w zamieszaniu podbramkowym uzyskał wyrównującego gola, dającego łodzianom przodownictwo w tabeli.

W czołówce tabeli tłok, również w strefie spadkowej aż 4 drużyny mają jednakową liczbę punktów.

A oto statystyka 18 kolejki: w 8 meczach padło tylko 15 bramek, przy czym tylko 3 zdobyli goście. Cztery razy triumfowali gospodarze, 4 razy padł remis, ani razu nie wygrali goście. Widzów na 8 stadionach było ponad 100 tysięcy (najwięcej 25 tys. w Mielcu), jedna czerwona kartka dla Jeżewskiego i 5 żółtych dla Kleina (Arka), Bulzackiego (ŁKS), Romkę (Widzew), Pałasza (Górnik), Kamińskiego (Ruch). Na czele najlepszych strzelców — Kapica z 10 bramkami. W Lechu grał już Okoński.


1:1 po arcynudnym meczu

Około 12 tys. widzów zebranych w sobotę na stadionie przy ul. Reymonta przeżywało wielki zawód, piłkarze WISŁY nie tylko stracili punkt w pojedynku ze słabo spisującym się w ekstraklasie RUCHEM 1:1 (0:0), ale zaprezentowali grę, o której chciałoby się jak najszybciej zapomnieć.

Po dobrym meczu z Gwardią i niezłym w Gdyni z Arką gospodarze byli zdecydowanym faworytem. Ale jak to często w piłce bywa faworyt zawiódł na całej linii. Wiślacy zaprezentowali w sobotę wszystkie stare grzechy, grali wolno i statycznie, akcjom brakowało przyspieszenia. Wobec skomasowanej obrony Ruchu (goście grali trzema stoperami, a w pobliżu pola karnego operowało najczęściej 7—8 graczy) nie dawał żadnego rezultatu prowadzony w jednostajnym tempie atak pozycyjny.

Brakowało zagrań skrzydłami, szybkich przerzutów, tylko raz w ciągu całego meczu zagrali wiślacy w taki oto właśnie sposóbiw49min,odrazupod bramką Ruchu w świetnej pozycji znalazł się Iwan, ale jego strzał z najbliższej odległości bardzo przytomnie obronił dobrze spisujący się młody bramkarz — Wandzik, który zastąpił nie będącego ostatnio w najwyższej formie Bolestę, Cały zespół Wisły zagrał słabo, bez wigoru, apatycznie. Zupełnie niewidoczny był atak, Iwan pieczołowicie pilnowany indywidualnie przez Jakubczyka szybko stracił ochotę do gry, Wróbel — bezproduktywny.

Obrona choć miała przeciwko sobie tylko jednego napastnika z prawdziwego zdarzenia (Małnowicza) popełniała liczne błędy, których ukoronowaniem był fatalny błąd Budki w 63 min., po którym tenże Małnowicz wykorzystał sytuację sam na sam z Adamczykiem. W tej formacji na cieplejszą wzmiankę zasłużył może tylko Jałocha. Kompletnie zawiodła II linia, grająca bez wyrazu, stosująca system tysiąca podań, bardzo słaby dzień miał Kapka.

Sam mecz był arcynudnym widowiskiem. W pierwszej połowie jedyne godne odnotowania fakty to kontuzje Krupińskiego i Skrobowskiego, którzy musieli opuścić boisko, żółta kartka dla Kamińskiego i strzał w 44 min. Kapki obroniony przez Wandzika.

Po przerwie zaraz na początku świetnej pozycji nie wykorzystał Iwan, trybuny ożywiły się dopiero w 63 min. po bramce Małnowicza. W 74 min. Budka częściowo zrehabilitował się za błąd sprzed U minut i po rzucie rożnym wepchnął piłkę do siatki. I to był koniec emocji. Jak na I ligowy mecz to dawka więcej niż minimalna.

Zawiodła Wisła, także Ruch pokazał piłkę w miernym wydaniu, nieprzypadkowo „niebiescy zajmują jedno z ostatnich miejsc w tabeli. Grali cały czas w głębokiej defensywie, ale kto wie czy nie wywieźliby z Krakowa dwóch punktów, gdyby mieli jeszcze jednego takiego napastnika jak Małnowicz, który był w sobotę Wyróżniającym się zawodnikiem na boisku.

WISŁA: Adamczyk — Motyka, Budka, Skrobowski (31 min. Dzięgiel), Jałocha — Nawrocki, Lipka, Kapka, Krupiński (17 min. Targosz) — Iwan, Wróbel.

RUCH: Wandzik, Malcher, Jakubczyk, Lorens, Kamiński, Walot — Kajrys, Curyło, Wrona — Małnowicz, Mikulski. Sędziował słabo p. Ogorzewski z Łodzi, który dopuścił do ostrych zagrań zawodników obu drużyn.


Opinie po meczu

PIOTR CZAJA, trener Ruchu: nareszcie przełamaliśmy złą passę. Nasza taktyka w tym meczu była prosta — graliśmy zagęszczoną obroną. Nie mogliśmy sobie pozwolić na bardziej otwartą grę, bo baliśmy się kontr Wisły, Może się to komuś nie podobać, ale jestem zwolennikiem teorii— najpierw obrona własnej bramki, a potem myśleć o zdobyciu gola. Nasz plan powiódł się, a byliśmy nawet bliscy zdobycia 2 punktów, chyba przy wyrównującej bramce dla Wisły Budka pomógł sobie ręką. Bardzo dobrze bronił młody Wandzik, wykonał swoje zadanie Jakubczyk, który indywidualnie krył Iwana, WIESŁAW LENDZION, trener Wisły: obawiałem się tego meczu, wiedziałem, że Ruch, który ma nóż na gardle — będzie walczył z determinacją o każdy punkt. Nie umiemy grać przeciwko tak skomasowanej defensywie. Na dodatek szyki pokrzyżowały nam dwie kontuzje: Krupińskiego (skręcenie stawu skokowego) i Skrobowskiego (doznał urazu złamanej na jesieni nogi). Za mało było z naszej strony akcji skrzydłami, mam pretensje do zawodników II linii, słaby mecz rozegrał lider tej formacji — Kapka.

KONTRAST Byłem w sobotę na dwóch pojedynkach „Białej Gwiazdy”. Najpierw piłkarze robili wszystko, aby nie wygrać z Ruchem. Niby grali, a nie grali. Kibice zaklinali się — więcej na takie mecze nie będziemy chodzić. Gdyby nie obowiązek służbowy też wołałbym spędzić wolny czas w domu. Potem też z obowiązku poszedłem na mecz koszykarek Wisły. I nie żałuję! Dziewczyny jak się to mówi — gryzły parkiet. Chciało się im grać, chciało się im walczyć. Stworzyły porywające, dramatyczne widowisko. Radziłbym panom piłkarzom zaglądnąć czasem na mecze swoich koszykarek, podobno nauka nie idzie w las... (ANS)