1982.05.09 Śląsk Wrocław - Wisła Kraków 0:1

Z Historia Wisły

1982.05.09, I Liga, 30. kolejka, Wrocław, Stadion Śląska, niedziela
Śląsk Wrocław 0:1 (0:0) Wisła Kraków
widzów: 20.000
sędzia: Alojzy Jarguz z Suwałk.
Bramki
0:1 51’ Piotr Skrobowski
Śląsk Wrocław
4-4-2
Jacek Jarecki
Ryszard Sobiesiak
Paweł Król
Roman Wójcicki
Mieczysław Kopycki
Ryszard Tarasiewicz grafika:zmiana.PNG (65’ Jerzy Benke)
Tadeusz Pawłowski
Mirosław Pękala
Roman Faber grafika:zmiana.PNG (77’ Henryk Kowalczyk)
Janusz Sybis
Aleksander Socha

trener: Jan Caliński
Wisła Kraków

Janusz Adamczyk
Henryk Szymanowski
Piotr Skrobowski
Krzysztof Budka
Jan Jałocha grafika: Zmiana.PNG (59’ Janusz Nawrocki)
Leszek Lipka
Zdzisław Kapka
Marek Motyka
Adam Nawałka
Andrzej Iwan
Michał Wróbel grafika: Zmiana.PNG (70’ Janusz Krupiński)

trener: Wiesław Lendzion

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Drużyna Śląska
Drużyna Śląska

Relacje

Końcówka tego sezonu przebiegała pod znakiem kupna-sprzedaży. Kupującymi były walczące o tytuł mistrzowski drużyny: Widzewa Łódź i Śląska Wrocław. Co ciekawe, brudne pieniądze miały przeważnie dopingować do „sportowej” walki drużyny grające z Śląskiem i Widzewem. Na trzy kolejki przed końcem sezonu zmotywowana finansowo przez wrocławian Gwardia Warszawa pokonała łodzian 1:0. Dawało to Śląskowi, na dwie kolejki przed końcem ligi, aż 3 punkty przewagi nad Widzewem i wydawało się, że losy rywalizacji o mistrzostwo Polski są już rozstrzygnięte. Jednak w przedostatniej kolejce łodzianie odpłacili graczom z Dolnego Śląska pięknym za nadobne, fundując „specjalne premie dla graczy Stali Mielec za pokonanie Śląska”. Tak też się stało, Stal pokonała Śląsk 3:1. O tytule mistrzowskim zadecydować miała więc ostatnia kolejka, przed którą wrocławianie mieli punkt przewagi nad łodzianami. Nadal w komfortowej sytuacji wydawał się Śląsk, gdyż podejmował u siebie w ostatniej kolejce o nic nie walczącą Wisłę, a Widzew jechał do walczącego o utrzymanie w lidze Ruchu Chorzów.
Stąd mistrzostwo dla wrocławian wydawało się niemal pewne.
Widzew nie mógł kupić meczu z Ruchem. Punkty w Chorzowie musiał wywalczyć na boisku. Mógł jednak zdopingować finansowo rywala Śląsk i oczywiście starał się to uczynić. Śląsk jednak, pomny wpadki w Mielcu, postanowił również zabezpieczyć się przed taką ewentualnością, oferując wiślakom pieniądze za sprzedanie meczu.
W ten sposób doszło do wydarzeń boiskowych, a przede wszystkim pozaboiskowych, przy których blednie nawet scenariusz do znanego filmu J. Zaorskiego „Piłkarski poker”. Przebieg zdarzeń znamy głównie z relacji graczy i trenera Śląska Wrocław (gracze Wisły, poza Iwanem, do dzisiaj wypierają się jakichkolwiek machinacji pozasportowych związanych z tym meczem), więc ich opis naznaczony jest pewną jednostronnością. Postaramy się jednak wyłowić z niego najistotniejsze fakty:
Widzewskim łącznikiem w Wiśle miał być Andrzej Iwan, który po sezonie miał właśnie przejść do łódzkiego klubu. Z drugiej strony paru zawodników Wisły z Zdzisławem Kapką na czele kontaktowało się w sprawie sprzedania meczu z piłkarzami Śląska. Doszło więc w Wiśle do konfliktu: „Krakowscy piłkarze nie mogli się zdecydować, od kogo przyjąć pieniądze”.
Oferta Śląska opiewać miała początkowo na 400 tysięcy złotych, później zwiększono ją o dodatkowe 100 tysięcy. Widzew dawał o 100 tysięcy więcej, do tego w obcej walucie. Jak wspomina Iwan: „Prezes Sobolewski przekazał nam okrągłą sumkę w dolarach, którą wcześniej dostali od Juventusu Turyn za transfer Zbigniewa Bońka”. Dylemat przed piłkarzami Wisły stał nie lada: Widzew dawał więcej, ale przecież nie było żadnej gwarancji, że Wisła ogra we Wrocławiu Śląsk, który piłkarsko był wówczas od Wisły lepszy. W wypadku przegranej pieniądze trzeba by było wówczas zwrócić. Trudno oprzec się wrażeniu, że gracze Wisły postanowili zabezpieczyć się na każdą ewentualność: wzięli po prostu pieniądze od każdej ze stron, starając się niemal do końcowych minut meczu podbijać stawkę o jaką toczyła się gra. Tak to przynajmniej wynika z relacji wrocławian.
„Operację Wisła”, jak to nazywano w Śląsku rozpoczęto na kilka dni przed meczem. Odbywała się ona nie tylko za zgodą i wiedzą działaczy klubowych i trenera wrocławian Jana Calińskiego, ale także pod ich ścisłą kontrolą. „Operację” bezpośrednio przeprowadzali doświadczeni gracze Śląska z Tadeuszem Pawłowskim na czele, który tak mówił po latach o swojej roli w tych majowych dniach 1982 roku: „mieliśmy przypilnować, aby Wisła nie zrobiła nam krzywdy w tym ostatnim meczu”. Co ciekawe, pieniądze na rzecz Wisły nie szły z kasy klubowej, a od prywaciarza „z Dzierżoniowa, który w tamtym okresie miał nieźle prosperujący zakład hydrauliczny. Ów biznesmen był kumplem stopera Śląska Pawła Króla i zgodził się pożyczyć 400 tysięcy złotych”…, „suma ta została przekazana w jednym z wrocławskich mieszkań na pl. Grunwaldzkim piłkarzowi Wisły Zdzisławowi Kapce. Ale krakowscy zawodnicy podwyższyli stawkę i w ostatnich godzinach przed meczem trwała zbiórka dodatkowych pieniędzy. Nie było już możliwości, aby tę dodatkową kwotę przekazać w ustronnym miejscu”.
Ostatnie sto tysięcy złotych od Śląska (w sumie pół miliona) na kilka godzin przed meczem „w damskiej ubikacji budynku klubowego przekazała … żona jednego z graczy Śląska” dziewczynie piłkarza Wisły. W Śląsku najwyraźniej nie do końca dowierzano wiślakom skoro dla pewności „zyskano sobie przychylność” prowadzącego to spotkanie sędziego Alojzego Jarguza. Czym zmotywowano sędziego, wrocławianie dziś nie wyjaśniają.
Jak z powyższego wynika powstała z tego wszystkiego dość zagmatwana i diaboliczna kombinacja, z której, niezależnie od wyniku boiskowego, wygrani mogli być tylko piłkarze Wisły, obstawieni na wszystkie możliwe sposoby.
Niespodziewanie dla graczy Śląska wiślacy grali ten mecz ambitnie i remisowali do przerwy 0:0. Skonfundowani nieco gracze Śląska nadal wierzyli, że mecz jest pod kontrolą, o czym przekonywać ich mieli piłkarze Wisły. W 51’ minucie jednak w zamieszaniu podbramkowym bramkę dla Wisły zdobył Piotr Skrobowski, a że w Chorzowie był remis 1:1 – na czele ligowej tabeli znajdowała się łódzka ekipa… Na boisku dojść miało wówczas do kuriozalnej sytuacji, kiedy to Iwan podbiec miał do Pawłowskiego i krzyknąć: „Dawaj milion, jeśli chcecie ten mecz wygrać". W odpowiedzi usłyszał, że może dostać tylko złotą obrączkę”. Chyba wtedy gracze Śląska zrozumieli, że wymyka się im z rąk mistrzostwo. Zaczęli więc wreszcie grać w piłkę, a nie liczyć na „życzliwość” gości. Nie potrafili jednak zmusić do kapitulacji dobrze broniącego Janusza Adamczyka. Na siedem minut przed końcem meczu „musieli” więc skorzystać z „życzliwości:” arbitra, który podyktował dla Śląska wątpliwy rzut karny. Przed jego wykonaniem doszło do kolejnej kuriozalnej sytuacji na boisku. Karnego wykonywał Pawłowski i strzelił lekko w lewy róg bramkarza, tam gdzie czekał na piłkę Adamczyk. Podobno przed meczem ustalono nawet w jaki róg nie powinien strzelać egzekutor ewentualnego rzutu karnego, by przez przypadek nie trafić w bramkarza. Pawłowski, w co trudno uwierzyć, miał wówczas wzrokowo skontaktować się z Kapką, ten skinięciem głowy zasugerował, że „wszystko dzieje się zgodnie z planem”…
Nieco odmienną wersję podaje A. Iwan: „Tadek myślał, że sprawy są pozałatwianie. Do Jasia podszedł zawodnik Śląska i powiedział, że Pawłowski zawsze strzela w prawy róg. Powiedziałem Jasiowi, by rzucił się w przeciwny i obronił”…
Do końca meczu wynik się nie zmienił… W taki sposób Śląsk stracił szansę na zdobycie mistrzostwa Polski…
Po meczu rozpoczęło się szukanie winnych… Za głównego winowajcę uznano wówczas w klubie i wśród kibiców wojskowych T. Pawłowskiego, którego „podejrzewano o sprzedanie meczu. Tym bardziej, że w Mielcu też nie wykorzystał jedenastki.” Sam wspomina, że ktoś chciał mu „spalić mi samochód, grożono pobiciem moich dzieci”. W klubie w kluczowych meczach sadzano go na ławce rezerwowych, nie mógł też z powodu kłopotów paszportowych przejść do francuskiego Lens.
Coś było na rzeczy, skoro grający wówczas w Śląsku R. Tarasiewicz mówił po latach: „Nie będę mówił, że ktoś go sprzedał, ale wiadomo, o co chodzi. W tamtym meczu nie wszystko było w porządku... - Nie mam żalu do Wisły, ale do tych ludzi, którzy mieli z naszej porażki profity. Chciałbym ich dziś zapytać, gdzie mają tego poloneza czy jakieś korzyści materialne? Zamiast nich mogli mieć złoty medal i zapisać się w historii Śląska. Ale może jedno mistrzostwo z 1978 roku im wystarczyło?”.
Nikt nie pisze co stało się z wręczonymi przez Śląsk graczom Wisły pieniędzmi. Niewykluczone, że zostały odebrane zaraz po meczu. Do świętujących zwycięstwo we wrocławskim Novotelu piłkarzy Wisły przyjechać wówczas miało kilku graczy Śląska… Pozostaje pytanie czy po pieniądze za kupiony, czy sprzedany mecz?...

Na podstawie:
Źródło: Gazeta Wyborcza Kraków
http://www.sport.pl/pilka/1,70998,6663077,Gdzie_te_polonezy_.html

Sport/WP.PL
http://ekstraklasa.wp.pl/kat,32282,title,Wisla-musi-bac-sie-zemsty,wid,11176561,wiadomosc.html