1983.06.15 Wisła Kraków - Legia Warszawa 4:3

Z Historia Wisły

1983.06.15, I Liga, 29. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 17:00
Wisła Kraków 4:3 (1:1) Legia Warszawa
widzów: 7.000-8.000
sędzia: W. Kaczałko z Wrocławia
Bramki
Zdzisław Kapka 16’


Zdzisław Kapka (k) 62’
Zdzisław Kapka (g) 83’

Andrzej Iwan (g) 89’
1:0
1:1
1:2
2:2
3:2
3:3
4:3

25' Janusz Turowski
57' Janusz Turowski


85' Ryszard Milewski

Wisła Kraków
4-4-3
Janusz Adamczyk
Marek Motyka
Piotr Skrobowski
Krzysztof Budka
Grafika:Zk.jpg Jan Jałocha
Janusz Krupiński
Andrzej Targosz
Mariusz Szulżycki
Zdzisław Kapka
Andrzej Iwan
Michał Wróbel

trener: Roman Durniok
Legia Warszawa
4-5-1
Jacek Kazimierski
Zbigniew Kakietek
Jan Bedryj Grafika:Zk.jpg
Andrzej Sikorski
Ryszard Milewski
Janusz Baran
Jan Karaś
Zbigniew Kaczmarek
Andrzej Buncol
Witold Sikorski Grafika:Zk.jpg grafika: Zmiana.PNG 70' (Krzysztof Adamczyk)
Janusz Turowski

trener: Jerzy Kopa

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1983, nr 115 (14 VI) nr 11398

JUŻ JUTRO przedostatnia kolejka spotkań w piłkarskiej ekstraklasie, a wyścig o mistrzowski tytuł i o utrzymanie się w tej klasie jeszcze nie rozstrzygnięty. Czy decyzje zapadną w 29. serii pojedynków? W Krakowie mecz bez większego znaczenia, niemniej, być może, ciekawy bowiem Wisła podejmuje Legię i wynik tego spotkania może albo przypieczętować piątą lokatę wojskowych, albo też wysunąć na tę pozycję zespół krakowski. Choć kandydatów do tego miejsca jest więcej bo i Śląsk i ŁKS i Górnik też mają tyle co wojskowi i gwardziści — po 28 punktów, więc może jeszcze nastąpić tu sporo przetasowań. Wisła trzy ostatnie mecze zagrała dużo lepiej niż poprzednio, odprawiła z kwitkiem ze swego boiska dwóch pretendentów do mistrzostwa — Lecha i Ruch, zremisowała w Łodzi z ŁKS-em, który też ma dobrą serię. Kibice „Białej gwiazdy” liczą, że i w środowym pojedynku ich pupile będą górą, legioniści bowiem to bardzo chimeryczny zespół, który.

— nota bene — nie bardzo kwapi się do zaciętej, ambitnej walki. o zwycięstwa, czego jednym z licznych dowodów ostatnia porażka poniesiona w stolicy z ŁKS-em.

Komfort psychiczny, jakim na finiszu ligi, jest, to, że żadna z drużyn nie jest zagrożona degradacją, żadna też nie znajdzie się na „medalowej” pozycji, stwarza piłkarzom obu zespołów możliwość swobodnej gry. A że umiejętności techniczne jutrzejszych rywali są znaczne, możemy zobaczyć futbol w niezłym wydaniu. Oczywiście pod warunkiem, że piłkarze obu drużyn będą mieli ochotę do gry, rzucą na szalę wszystkie siły i umiejętności, aby wykazać swą klasę, wyższość nad przeciwnikiem.


Echo Krakowa. 1983, nr 116 (15 VI) nr 11399

PRZYPOMINAMY kibicom piłkarskim, że dziś — w środę 15 czerwca — kolejna seria pojedynków piłkarskiej ekstraklasy. W Krakowie mecz pomiędzy Wisłą a Legią, który poprowadzi p. Wacław Kaczałko z Wrocławia Początek o godz. 17.


Echo Krakowa. 1983, nr 117 (16 VI) nr 11400

Siedem bramek na boisku Wisły Szkoda że forma przyszła tak późno

WISŁA— LEGIA 4:3 (1:1). Bramki zdobyli, dla zwycięzców — Kapka 3 (15 min., 61 min., z karnego i 83 min., głową), Iwan (88 min. głową), dla pokonanych — Turowski 2 (24 min. głową i 56 min.), Milewski (34 min.). Sędziował Wacław Kaczałko (Wrocław). Żółte kartki: A. Sikorski i Bedryj z Legii, Jałocha z Wisły.

WISŁA: Adamczyk — Motyka, Skrobowski, Budka, Jałocha — Targosz, Kapka, Krupiński, Szulżycki — Iwan, Wróbel.

Deszczowa pogoda i fakt, że mecz nie miał praktycznie żadnej stawiki odciągnęły wielu kibiców od wizyty na stadionie przy ul. Reymonta, ci co nie przyszli mają czego żałować. Piłkarze obu zespołów stworzyli bowiem niezwykle interesujące widowisko, w którym nie brakowało bramek, emocji i dramaturgii. Aż, siedem razy piłka lądowała w siatce. Jeden gol był piękniejszy od drugiego. Na szybkie akcje gospodarzy goście odpowiadali groźnymi kontrami.

Do końca nie wiadomo było jakim rezultatem zakończy się pojedynek.

Swoją postawą we wczorajszym meczu obie drużyny dowiodły, że możliwości mają znacznie większe niż to wynika z ich pozycji w tabeli ekstraklasy.

Dobre wyszkolenie, poparte walecznością i wyjątkową skutecznością oto co zaprezentowały Wisła i Legia. Szkoda tylko, że forma przyszła tak późno, dopiero u schyłku ligowego sezonu.

Pierwszoplanową postacią wczorajszego pojedynku był bez wątpienia lewy obrońca „Białej gwiazdy” Jan Jałocha. Grał niemal bezbłędnie, szczególnie mogły się podobać jego akcje ofensywne, długie, nierzadko, 50- metrowe podania z zegarmistrzowską wprost dokładnością.

Do pełni szczęścia zabrakło mu tylko celnego trafienia.

Po raz kolejny, w krótkim odstępie czasu, popis skuteczności dał natomiast kapitan wiślaków Zdzisław Kapka. Podobnie jak w spotkaniu z Lechem strzelił trzy bramki. Ale autorem najładniejszego gola był Andrzej Iwan. Po dośrodkowaniu Kapki uderzył piłkę głową z taką siłą, iż wydawało się, że pęknie siatka.

Wymieniona trójka zawodników należała na pewno do najlepszych w zwycięskiej jedenastce, ale Wiele udanych zagrań mieli także Wróbel, Motyka i Krupiński, w Legii zaimponował szybki lewoskrzydłowy Turowski.

Gdyby dokonać głębszej analizy wczorajszego meczu, pewne zastrzeżenia trzeba by zgłosić pod adresem linia defensywnych, które popełniły sporo błędów. Z drugiej jednak strony otwarta gra, z dużą ilością goli, znacznie podniosła widowiskowość spotkania. Wypada, sobie tylko życzyć, by wiślacy częściej raczyli nas takimi właśnie pokazami futbolu.


Echo Krakowa. 1983, nr 118 (17/19 VI) nr 11401

NIE popisali się organizatorzy ostatniego w tym sezonie meczu piłkarskiego na stadionie Wisły. Ktoś zapomniał chyba, że potrzebni są chłopcy do podawania piłek. Przez kilkanaście minut pierwszej połowy zawodnicy obu zespołów musieli więc wykonywać dodatkowe kilkudziesięciometrowe wędrówki po piłkę, wybitą na aut lub za linię końcową boiska. Dopiero zdecydowana interwencja jednego z piłkarzy krakowskich pod adresem działaczy „Skoro nie ma kto podawać piłki może sami to zrobicie” spowodowała natychmiastową reakcję. Wśród młodych kibiców znaleźli się chętni do wyjścia na pobocze boiska i podawania piłek.

Gazeta Krakowska. 1983, nr 139 (15 VI) nr 10708

Na dwie rundy przed zakończeniem rozgrywek o mistrzostwo I ligi, nadal nie wiemy, kto będzie mistrzem i wicemistrzem kraju, a kto spadnie do H ligi. Do I miejsca kandydują teoretycznie 3 zespoły (Lech, Widzew, Ruch), w praktyce w walce o „złoto”, liczą się tylko poznaniacy i łodzianie, 2-punktowa strata Ruchu, wydają się już nie do odrobienia.

Krakowian najbardziej interesuje los Cracovii. Na 1 rundy przed końcem ma 8-punktową przewagę nad Stalą Mielec i 3-punktową nad Gwardią Warszawa. Ta ostatnia drużyna już chyba spasowała (gładka porażka w Szczecinie, brak w składzie Barana, Banaszkiewicza), dzisiejszy jej mecz w Warszawie z Widzewem, wyjaśni sprawę definitywnie.

Cracovia jedzie do Ruchu, który przed 3 dniami prawdopodobnie pogrzebał swoje szanse na złoty medal przegrywając z Wisłą. Chorzowianie mają za sobą serię ciężkich spotkań w odstępach 3-dniowych. Już z Wisłą, mimo iż walczyli bardzo ambitnie i bojowo, w końcówce zabrakło im trochę sił. Cracovia ma za sobą wysoką porażkę w Łodzi. Ale jedzie do Chorzowa świadoma, że jeden punkt daje jej na 95 procent pozostanie w lidze. Trener Walczak, ma jednak kłopoty personalne, nie w pełni sił są Tobollik, Kuć, nie trenował Konieczny. Mecz, który jak wszystkie inne tego dnia, rozpocznie się o godz. 17, poprowadzi Mikołajewski z Płocka.

W Krakowie zobaczymy po raz ostatni w tym sezonie Wisłę i., jak wieść niesie, jej kilku graczy. Legia gra ostatnio słabo, trener Kopa ciągle eksperymentuje, odstawił na ławkę rezerwowych m.in. Majewskiego, Miłoszewicza. Jeśli Wisła wygra, ma szansę na zajęcie wysokiej, 5 lokaty.



Gazeta Krakowska. 1983, nr 140 (16 VI) nr 10709

Lech coraz bliżej mistrzostwa Aż 25 bramek strzelili piłkarze zespołów I ligi w środowej przedostatniej serii spotkań mistrzowskich. Finisz rozgrywek jest pasjonujący, a środa przyniosła odpowiedź tylko na jedno z kilku pytań. Otóż pożegnała się już definitywnie z ekstraklasą warszawska Gwardia, która przegrała na własnym boisku z Widzewem i za rok grać będzie w II lidze.

Wciąż otwarta jest sprawą tytułu mistrzowskiego, choć grono kandydatów do tego trofeum zmniejszyło się do dwóch. Mowa ó Lechu Poznań i Widzewie Łódź. W środę obydwie drużyny wygrały swe spotkania, demonstrując dobrą formę i skuteczność. Lech doskonale grał w meczu z Szombierkami, zwyciężając aż 4:1.

Było to jedno z najciekawszych spotkań, jakie odbyły się ostatnio w Poznaniu. Ponad 30 tys.

widzów miało powody do radości. Poznaniacy nie dali szans rywalom, choć ci nie ustępowali do końca. Widzew zaś zdobył dwa punkty i dwie bramki w Warszawie, a przyszło mu to bez trudu, bowiem stołeczny zespół grał tak, jak gdyby wcześniej pogodził się już z degradacją. Tak więc Lech czy Widzew? O wszystkim rozstrzygnie ostatnia kolejka w niedzielę. Lech wyjeżdża do Zabrza na mecz z Górnikiem i jeśli zwycięży będzie mistrzem.

Cieszą się sympatycy Cracovii, która zdołała zremisować w Chorzowie z Ruchem 0:0 i ma jeden punkt przewagi nad innym kandydatem do spadku — Stalą Mielec. Piłkarze z Mielca pokonali pewnie wrocławski Śląsk, ale ich sytuacja jest bardzo trudna. By utrzymać się w ekstraklasie musieliby wygrać w niedzielę z Pogonią w Szczecinie, a Cracovia stracić jeden punkt lub przegrać u siebie ze zdegradowaną Gwardią.


Gdyby tak grali cały sezon

Po raz ostatni w tym sezonie przed własną publicznością wystąpili piłkarze krakowskiej Wisły. Mecz gospodarzy z Legią nie zapowiadał się ciekawie, stawką tego pojedynku było tylko piąte miejsce w tabeli.

Tymczasem od pierwszych minut piłkarze obydwu drużyn walczyli z taką zaciętością, jakby spotkanie to miało decydować o tytule mistrzowskim. I chwała im za to, bo stworzyli piękne widowisko sportowe, obfitujące w efektowne zagrania i jeszcze efektowniejsze bramki.

Wiślacy zdobyli prowadzenie w 16 min., Targosz przeprowadził rajd prawą stroną, posłał piłkę wzdłuż bramki i Kapka dopełnił formalności. W 23 min. Legia wyrównała, po rzucie wolnym Turowski głową z najbliższej odległości pokonał Adamczyka. Obydwa zespoły grały ofensywnie, dużo strzelały. Mecz prowadzony był w bardzo szybkim tempie.

Po przerwie mecz był jeszcze ciekawszy. W 56 min. niespodziewanie prowadzenie objęli legioniści. Krakowianie stracili piłkę w środku boiska, Turowski uciekł obrońcom Wisły i widząc wychodzącego z bramki Adamczyka, który spodziewał się centry, posłał piłkę do siatki. W cztery minuty później było już 2:2. Kapka pewnie wykorzystał rzut karny podyktowany za faul na Krupińskim.

Ale na tym nie skończyły się emocje. W 82 min. po dokładnym dośrodkowemu Krupińskiego, Kapka głową posłał piłkę do siatki. Legia nie zamierzała kapitulować. W 84 min. Milewski kapitalnym strzałem w górny róg bramki wyrównał na 3:3. Wiślacy nadal atakowali, remis ich nie zadowalał. I w 88 min. z podania Kapki tym razem Iwan głową posłał piłkę do siatki warszawian. Doprawdy trudno ocenić, który gol był ładniejszy: Milewskiego czy Iwana.

Wisła wygrała w pełni zasłużenie 4:3 (1:1), będąc zespołem lepszym. Gdyby krakowianie grali przez cały sezon tak jak wczoraj, mogliby z powodzeniem myśleć o tytule mistrzowskim.

WISŁA: Adamczyk, Motyka, Skrobowski, Budka, Jałocha, Targosz, Kapka, Szulżycki, Krupiński, Wróbel, Iwan.

LEGIA: Kazimierski, Rakietek, A. Sikorski, Bedryj, Milewski, Baran, Kaczmarek, Karaś, Turowski, Buncol, W. Sikorski (od 70 min. Adamczyk).

Sędziował W. Kaczałko (Wrocław).

2ółte kartki: A. Sikorski, Bedryj i Jałocha. (tg)


Był taki mecz: Popisowy koniec sezonu w kratkę. Wisła - Legia 4:3

Data publikacji: 14-03-2018 12:00


Gdy w sezonie 1982/1983 szkoleniowcem Białej Gwiazdy był Roman Durniok, Wisła grała w kratkę. Początek sezonu nie należał do udanych - w siedmiu spotkaniach krakowianie zdobyli zaledwie dwa gole. Władze pozostawiły jednak 55-letniego trenera na stanowisku. I choć Wiślacy nie zajęli miejsca w czołowej trójce, dali swym fanom kilka naprawdę emocjonujących spektakli. Forma przychodziła z czasem - a jej ofiarą była choćby Legia, z której z meczu na mecz uchodziło powietrze.


Czerwiec zaczął się dla Wisły idealnie - Biała Gwiazda zmiażdżyła Lecha Poznań aż 6:0. Późniejszy mistrz ligi nie istniał na boisku przy Reymonta ani na moment, a wynik poszedł w świat. Dwa tygodnie później, 15 czerwca do Krakowa przyjechała Legia Jerzego Kopy. Warszawianie dawno nie rozgrywali tak słabego sezonu i plasowali się w środku stawki. Spotkanie dwóch uznanych marek przyciągnęło i tak ponad 7 000 kibiców. Żaden z nich nie mógł żałować, że wybrał się na stadion!

Stawką - honor!

Dziennikarze „Tempa” też nie dowierzali w to, na jakim poziomie stała ta potyczka. „Mało kto oczekiwał, że w meczu bez większej stawki, poza prestiżem stworzą tak interesujące widowisko, iż kibice dotrwają do ostatniego gwizdka i wstając z miejsc obsypią schodzących graczy rzęsistymi oklaskami” - pisali. „Tylu pięknych bramek, efektownych strzałów i błyskawicznych, pomysłowych akcji już dawno nie oglądaliśmy w jednym spotkaniu pod Wawelem” - dodawali pośpiesznie. I faktycznie - siedem goli, a każdy piękniejszy od wcześniejszego - warto było spędzić dwie godziny z Wisłą Kraków.

Na nic zdały się przedmeczowe założenia trenera Kopy, który przydzielił przyległe krycie Andrzejowi Iwanowi i Michałowi Wróblowi. W ataku barwy Legii reprezentował tylko osamotniony Turowski, który jednak radził sobie nadspodziewanie dobrze. Zanim jednak snajper z Warszawy doszedł do głosu, o sobie dał znać Zdzisław Kapka. Indywidualnym kryciem postanowiono wybić z rymu jego kolegów z ataku, lecz nie jego samego - co, jak się potem okazało, było koszmarnym błędem. Król strzelców sezonu 1973/1974 znalazł sobie dużo miejsca i przymierzył na bramkę Kazimierskiego tak, że ten mógł tylko odprowadzić piłkę wzrokiem.

Defensyw brak

Legioniści nie pozostawali dłużni Wiślakom, a nie posiadający przydzielonego „ochroniarza” w postaci któregoś z defensorów Białej Gwiazdy Janusz Turowski dwukrotnie wpisał się na listę strzelców. Premierowy gol szybkiego napastnika miał miejsce jeszcze w pierwszej połowie, drugi już w 57. minucie. I wtedy właśnie zaczęło się granie na całego! Obrona w zasadzie poszła w odstawkę, a obie ekipy skupiły się na ataku. Tylko jeden z defensorów zasłużył na prasową pochwałę. Był to Jan Jałocha, który wykazywał się jednak głównie z przodu, raz po raz szarżując swoją flanką. Już pięć minut po wyjściu na prowadzenie Legii Zdzisław Kapka doprowadził do remisu pewnie wykorzystując rzut karny. I nie była to byle jaka jedenastka - miękka podcinka zupełnie zaskoczyła Kazimierskiego, który rzucił się w drugi róg.

Wiślacy zachęceni dopingiem kibiców Białej Gwiazdy przycisnęli Legionistów do ściany. Krakowianie czuli, że da się ten mecz wygrać - i za sprawą celnej główki Kapki z 83. minuty byli tego bardzo blisko. Na moment jednak spuszczono z oka Ryszarda Milewskiego, a trzykrotny reprezentant kraju huknął zza pola karnego w samo okienko wiślackiej bramki. Janusz Adamczyk musiał po raz trzeci wyciągnąć piłkę z siatki, lecz, jak się chwilę później okazało, jego vis-á-vis zrobił to tego dnia o jeden raz więcej! Raz jeden Andrzej Iwan idealnie urwał się Janowi Bedryjowi i po dośrodkowaniu Kapki uderzył głową tak mocno, że futbolówka o mało nie rozerwała siatki! Wisła wyszła na prowadzenie i nie oddała go do samego końca - ku uciesze kibiców i własnej.

Po pamiętny mecz w niedzielę!

Wynik ten oznaczał, że Biała Gwiazda zakończy sezon nad warszawskim klubem - nie mogło obyć się więc bez sporej pomeczowej radości! Pokaz futbolu długo był pamiętany przez kibiców - i nie mamy nic przeciwko, by Wisła w Warszawie również rozegrała spotkanie z gatunku tych pamiętnych!

Wisła Kraków - Legia Warszawa 4:3 (1:1)

1:0 Kapka 16’

1:1 Turowski 25’

1:2 Turowski 57’

2:2 Kapka 62’ (k.)

3:2 Kapka 83’

3:3 Milewski 85’

4:3 Iwan 89’

Wisła: Adamczyk - Motyka, Skrobowski, Budka, Jałocha - Krupiński, Targosz, Szulżycki - Kapka, Iwan, Wróbel

Legia: Kazimierski - Kakietek, Bedryj, Sikorski, Milewski - Baran, Karaś, Kaczmarek, Buncol, Sikorski (70’ Adamczyk) - Turowski

Żółte kartki: Jałocha - Bedryj, Sikorski

Sędziował: Wacław Kaczałko z Wrocławia

Widzów: 7 000

Jakub Pobożniak

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA

Źródło: wisla.krakow.pl