1984.09.08 Wisła Kraków - Legia Warszawa 0:0

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 12:02, 26 cze 2020; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
1984.09.08, I Liga, 6. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 17:30
Wisła Kraków 0:0 Legia Warszawa
widzów: 3.000-5.000
sędzia: K. Orłowski z Łodzi
Bramki
Wisła Kraków
4-3-3
Jerzy Zajda
Marek Motyka
Piotr Skrobowski
Krzysztof Budka
Wojciech Gorgoń
Janusz Nawrocki
Jacek Mróz
Jan Jałocha
Andrzej Targosz
Marek Banaszkiewicz
Michał Wróbel

trener: Edmund Zientara
Legia Warszawa
4-3-3
Jacek Kazimierski
Dariusz Kubicki
Andrzej Sikorski
Stefan Majewski
Dariusz Wdowczyk
Kazimierz Buda
Jan Karaś
Kazimierz Putek
Jarosław Biernat
Andrzej Buncol
Witold Sikorski grafika: Zmiana.PNG (80' Ireneusz Wójcik)

trener: Jerzy Kopa

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

nr 213 5 nr 214 6


Spis treści

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1984, nr 178 (7/9 IX) nr 11716

ZA KILKA dni towarzyskie spotkanie naszej reprezentacji z Finlandią w Helsinkach, kolejny mecz sprawdzający wartość polskiego futbolu przed rozpoczynającymi się grami o punkty w eliminacjach mistrzostw świata. W związku z tym, wszystkie mecze nadchodzącej, szóstej, kolejki rozgrywek ekstraklasy wyznaczono na sobotę.

W Krakowie po raz drugi z rzędu zobaczymy wiślaków. Tym razem ich rywalem będzie warszawska Legia, drużyna zaliczana do grona faworytów rozgrywek.

Ostatnie wyniki legionistów potwierdzają tę opinię. 7 punktów zdobytych w pięciu meczach, wysoka pozycja w tabeli, osiem uzyskanych goli — to wizytówka zespołu warszawskiego. A w minioną środę legioniści bez większego wysiłku wygrali mecz pucharowy z Hetmanem Zamość (zespołem III-ligowym. który w tym sezonie w swojej klasie nie przegrał jeszcze żadnego meczu) 5:1, przy czym jedynego gola stracili wskutek samobójczego strzału własnego obrońcy A. Sikorskiego, Gdy zestawi się te rezultaty z osiągnięciami Wisły — przedostatnia lokata w tabeli, cztery kolejne porażki w ligowych meczach, wyeliminowanie „Białej gwiazdy” z Pucharu Polski przez zdegradowaną z II ligi radomską Broń, to szanse krakowian na sukces w sobotnim meczu ligowym wydają się niewielkie.

Lecz poziom zespołów w polskiej tzw. ekstraklasie jest w sumie bardzo słaby, zespoły prezentują nierówną formę, grają „w kratkę” i dlatego można, mimo wszystko, mieć nikłą nadzieję na to, że Legia nie wygra meczu w Krakowie. Przy krótkim kryciu, przy ambitnej postawie wiślaków można oczekiwać wyrównanej walki, a kto wie czy nawet nie zwycięstwa gospodarzy. W każdym razie warto wybrać się na to spotkanie (które ma poprowadzić p. Kazimierz Orłowski z Lublina) choćby tylko po to aby zobaczyć grę Legii, jednego z kandydatów do mistrzostwa Polski.



Echo Krakowa. 1984, nr 179 (10 IX) nr 11717

WISŁA — LEGIA 0:0. Sędziował p. Kazimierz Orłowski z Lublina.

WISŁA: Zajda — Motyka, Budka, Skrobowski, Gorgon — Nawrocki, Targosz, Mróz, Jałocha — Banaszkiewicz, Wróbel.

Warszawska. Legia, drużyna uważana przez wielu za jednego z najpoważniejszych do mistrzowskiego tytułu, zjechała do Krakowa poprzedzona famą o bardzo ofensywnym stylu gry oraz dobrej skuteczności strzeleckiej swych piłkarzy. Zjechała do słabiutkiej Wisły, która w tym sezonie, wlecze się w ogonie ligowej tabeli, ma za sobą kolejne cztery porażki w meczach ligowych i wyeliminowana została z Pucharu Polski przez trzecioligową radomską Broń.

Można się więc było spodziewać, że zawody będą przebiegały pod dyktando legionistów, że Zajda i wiślacka defensywa będą w strasznych opałach. Tymczasem obraz gry całkowicie się różnił od tych przedmeczowych horoskopów.

Odnosiło się wrażenie, że jest to spotkanie dwóch zespołów, które albo się umówiły przed rozpoczęciem gry, że sobie nie zrobią krzywdy, tzn., że nikt nikomu nie będzie nawet usiłował strzelić gola, albo też, że wystąpiło na placu 22 ciężko przestraszonych facetów, którzy patrzyli tylko, aby pozbyć się piłki, niezależnie od tego, czy mieli podać do przodu, do tyłu, do kolegi z drużyny, czy też do przeciwnika.

Tak Wisła jak i Legia nie kwapiły się zupełnie z przeprowadzaniem akcji ofensywnych, żaden z piłkarzy, na dobrą sprawę, nie dążył do tego, aby wy­ pracować sobie dogodną do strzału pozycję, a gdy już któryś, najzupełniej przypadkowo, znalazł się w sytuacji, w której skierowanie piłki do siatki wydawało się rzeczą prostą i oczywistą, robił to tak nieudolnie, że albo mijała ona daleko czy też wysoko bramkę, albo bez trudu łapali ją bramkarze.

Wisła miała jedną świetną okazję do strzelenia gola,/kiedy to w 36 min. po akcji Targosza i Wróbla Banaszkiewicz dostał piłkę tuż przed bramką Legii, w której, na dodatek, nie było Kazimierskiego. Ale wiślak. szansę zaprzepaścił. Legioniści parę razy dochodzili do dobrych pozycji strzeleckich, lecz też pudłowali, lub trafiali prosto w Zajdę.

W sumie okropnie nudne widowisko, stojące na bardzo słabym poziomie, a wiślacy czynili wrażenie, jakby byli zachwyceni tym, że meczu nie przegrali. Legioniści podobnie. Czyli 22 najpierw przestraszonych, potem zadowolonych piłkarzy i parę tysięcy mocno rozczarowanych kibiców.


Gazeta Krakowska. 1984, nr 216 (8/9 IX) nr 11093

Wszyscy krakowscy kibice są zdania, że najwyższy czas, aby krakowska Wisła przełamała złą passę i odniosła wreszcie zwycięstwo. Nie będzie to zapewne łatwe, choć... krakowianie na własnym boisku podejmują Legię Warszawa (początek spotkania w sobotę o godz. 17 80). Legia jest zespołem groźnym, jej aktualna forma przewyższa zapewne możliwości gospodarzy, ale Wisła nie stoi absolutnie na straconej pozycji. Wszystkie pojedynki ekstraklasy odbywają się w sobotę. Szlagierem będzie zapewne pojedynek lidera ekstraklasy Pogoni Szczecin z drugą drużyną w ta. beli łódzkim Widzewem. Obie drużyny wydają się być na wysokiej fali.


Gazeta Krakowska. 1984, nr 217 (10 IX) nr 11094

Widzew kolejnym liderem

Tylko 15 goli zdobyli piłkarze podczas sobotniej kolejki spotkań o mistrzostwo ekstraklasy.

Zgodnie z przewidywaniami najciekawszy mecz obejrzeli kibice Szczecina. Spotkały się tu dwie drużyny z czołówki tabeli: Pogoń i „Widzew.

Szczecinianie nie wykorzystali atutu własnego boiska i nie utrzymali fotela lidera. Chociaż gospodarze mieli przez większość spotkania wyraźną przewagę, chociaż wykonywali rzut karny (Kensy), nie potrafili zdobyć ani jednego gola. Bardziej niebezpieczne były kontry łodzian, którzy też pewnie wygrali i wysunęli się na pierwsze miejsce w tabeli. Widzew udowodnił raz jeszcze, że jest dojrzałą drużyną, która potrafi zdobywać punkty także na wyjazdach.

Mecz stał na dobrym poziomie i mógł się podobać, dużo było podbramkowych sytuacji, a obydwa zespoły walczyły ambitnie. Lepszy okazał się Widzew, który też w pełni zasłużenie zdobył dwa punkty.

Niespodziankę zanotowaliśmy w Poznaniu, gdzie mistrz Polski Lech tylko zremisował z beniaminkiem Lechią Gdańsk. Pierwszą bramkę w tym sezonie stracił Górnik Zabrze, a gol ten przesądził o zwycięstwie Bałtyku. ŁKS-owi udało się wreszcie — po 506 minutach gry zdobyć pierwszą bramkę w tej edycji rozgrywek i wygrać pierwsze spotkanie. Łodzianom pomógł jednak obrońca Boguszewski z Motoru Lublin, który wepchnął piłkę do własnej bramki. Na liście strzelców nie ma więc zawodnika ŁKS.

Wisła, chociaż zremisowała z Legią, spadła na ostatnie miejsce w tabeli. Sądząc po grze, krakowianom trudno się będzie wydostać w rundzie jesiennej z dolnych rejonów tabeli.

Odstraszają kibiców

Na sobotni mecz piłkarski Wisły z warszawską Legią przyszło zaledwie 5 tysięcy widzów. Obawiam się, że na następnym spotkaniu kibiców może być jeszcze mniej. Trudno się zresztą dziwić sympatykom futbolu w Krakowie, którzy za dwustuzłotowy bilet otrzymują w zamian półtoragodzinną porcję nudów. Tak było właśnie w sobotę, kiedy to obydwa zespoły stworzyły bardzo nieciekawy mecz.

Wiślaków w obecnym składzie stać na niewiele, ponadto ich sytuacja w tabeli jest trudna.

Można ich więc zrozumieć, że realnie oceniając swe możliwości postanowili grać z Legią, a więc rywalem teoretycznie znacznie silniejszym, pretendującym nawet do tytułu mistrzowskiego, asekurancko, ostrożnie, zwłaszcza w obronie, by przynajmniej uratować jeden cenny punkt. Trudno natomiast zrozumieć taktykę warszawian, którzy przyjęli... podobny styl gry.

W efekcie z boiska wiało nudą. Piłkarze obydwu zespołów długo rozgrywali piłkę na własnej połowie, starając się sprowokować rywala do „odsłonięcia gardy”, natomiast bardzo rzadko próbowali rozerwać linie obronne przeciwnika. W tej sytuacji pod bramką tak Wisły, jak i Legii prawie nie dochodziło do ostrych spięć.

Kazimierski i Zajda od czasu do czasu wyłapywali dośrodkowania bądź dalekie, sygnalizowane strzały. Piłka najczęściej przebywała na środku boiska i na pewno kibiców to nie mogło zadowolić.

Właściwie tylko raz mogła wpaść piłka do siatki. W 36 min. po ładnej akcji Targosza z Wróblem i po ograniu Kazimierskiego, ten ostatni podał do stojącego tuż przed pustą bramką Banaszkiewicza. Napastnik Wisły nie zdołał jednak opanować piłki. Po przerwie mecz nieco się ożywił, bardziej zdecydowanie zaczęli grać goście, ale ich ataki były bardzo nieporadne. Warszawianie zupełnie zawiedli. Tylko Buncol starał się poderwać swych kolegów do bardziej aktywnej gry, jednak po pewnym czasie i on stracił ochotę do wałki.

W zespole Wisły, zwłaszcza w pierwszej części spotkania, podobał się Jałocha, który często przedzierał się do przodu, ale w pojedynkę niewiele mógł zdziałać. Linia ataku krakowian praktycznie nie istniała.

Na wyróżnienie zasłużyli obrońcy, nie popełnili żadnego błędu, mieli zresztą ułatwione zadanie, bo legioniści nie wykazywali większej ochoty do zdobycia gola.

Mecz zakończył się bezbramkowym wynikiem, z czego piłkarze obydwu drużyn byli raczej zadowoleni. Wiślacy zdobyli na pewno cenny punkt, legioniści przywieźli z wyjazdu remis, co jest szczytem marzeń większości drużyn ligowych.

Tylko kibice mieli mniej powodów do zadowolenia, ale kto by się tym specjalnie przejmował.

WISŁA: Zajda — Motyka, Budka, Skrobowski, Gorgoń — Nawrocki, Targosz, Mróz, Jałocha — Banaszkiewicz, Wróbel.

LEGIA: Kazimierski — Kubicki, A. Sikorski, Wdowczyk, Majewski — Biernat, Karaś, Putek, Buda — Buncol, W. Sikorski (od 80 min Wójcik).

Sędziował K. Orłowski z Lublina.

T. G