1984.10.03 IBV Vestmann - Wisła Kraków 1:3

Z Historia Wisły

1984.10.03, Puchar Zdobywców Pucharów, Vestmannaeyja , Stadion IBV, Hásteinsvöllur, 17:00, środa
IBV Vestmann 1:3 (0:2) Wisła Kraków
widzów: 800-1.000
sędzia: George Smith (Szkocja)
Bramki



Jóhann Georgsson 88'
0:1
0:2
0:3
1:3
26’ (w) Andrzej Iwan
31’ Andrzej Iwan
75’ Marek Banaszkiewicz

IBV Vestmann
4-4-2
Hörður Pálsson
Elías Friðriksson
Þórður Hallgrímsson
Ólafur Árnason
Jón Arnarsson
Bergur Ágústsson
Viðar Elíasson
Kári Þorleifsson
Jóhann Georgsson
Tómas Pálsson
Sigurjón Kristinsson Grafika:zmiana.PNG (71' Sigurpáll Scheving)

trener:
Wisła Kraków
4-3-3
Robert Gaszyński
Janusz Nawrocki
Wojciech Gorgoń
Krzysztof Budka
Jan Jałocha
Janusz Krupiński grafika: Zmiana.PNG (46’ Marek Banaszkiewicz)
Adam Nawałka
Andrzej Targosz
Marek Świerczewski
Andrzej Iwan
Michał Wróbel grafika: Zmiana.PNG (71’ Jacek Mróz)

trener: Orest Lenczyk

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

234 2 235 4


Drużyna Wisły przed wylotem na Islandię
Drużyna Wisły przed wylotem na Islandię

Brakujące dane uzupełniono ze strony worldfootball.net

Spis treści

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1984, nr 196 (3 X) nr 11734

Z INFORMACJI, przekazanych do Krakowa przez działaczy dzisiejszego przeciwnika Wisły w Pucharze Zdobywców Pucharów — IB Vestmannaeyjar wynika, że wokół Wysp Islandzkich szaleje sztorm, a temperatura nie przekracza 5 stopni Celsjusza. Krakowscy piłkarze muszą się liczyć z tym, że rewanż z IBV przyjdzie im rozgrywać w trudnych warunkach atmosferycznych.

Dlatego nawet w sytuacji, gdy przeciwnik nie prezentuje naj­ wyższych walorów, nie. może być mowy o jakimś jego lekceważeniu. Za skromna jest bowiem zaliczka z pierwszego spotkania, wygranego przez wiślaków 4:2.

Wczoraj rano ekipa „Białej gwiazdy” wraz z grupą kibiców i kilku dziennikarzami udała się do Islandii samolotem czarterowym. Plan lotu przewidywał krótki postój w Norwegii i lądowanie w Keflaviku, a potem podróż na miejsce meczu aerobusem, względnie gdy pozwalałaby na to pogoda statkiem.

W składzie krakowian nie należy się spodziewać poważniejszych zmian, choć podczas poniedziałkowego treningu na bóle w kolanie narzekał Leszek Lipka. Jeśli nawet Lipka nie mógłby wystąpić w dzisiejszym pojedynku, to i tak zespół Wisły po­ winien wywalczyć awans do II rundy. Gdyby stało się inaczej musielibyśmy odnotować ogromną niespodziankę!


Echo Krakowa. 1984, nr 197 (4 X) nr 11735

VESTMANNAEYJAR — WISŁA 1:3 (0:2). Bramki strzelili: dla gospodarzy — Georgsgon w 86 min, dla gości — Iwan w 26 i 31 min, Banaszkiewicz w 75 min. WISŁA: Gaszyński — Nawrocki, Budka, Gorgon, Jałocha — Krupiński (od 46 min. Banaszkiewicz), Nawałka, Targosz, Świerczewski — Iwan, Wróbel (od 70 min Mróz).

Pierwsza runda rozgrywek o europejskie puchary w piłce nożnej poza nami. Z polskiego kwartetu do dalszych gier zakwalifikowały się dwa zespoły — finalista Pucharu Polski — Wisła i wicemistrz naszej ekstraklasy — Widzew, odpadły natomiast z rywalizacji — mistrz Polski Lech i trzecia drużyna ligi — Pogoń.

Tak więc mieliśmy wczoraj kolejną przykrą pucharową środę.

Bo trudno wyniki uzyskane przez nasz kwartet uważać za pocieszające. W czterech meczach jedno zwycięstwo, siedem straconych goli przy trzech strzelonych. Trudno cieszyć się z przegranej Widzewa w Kopenhadze z bardzo kiepskim zespołem Aarhusa (mimo awansu Polaków do II rundy), trudno świętować sukces Wisły w Islandii jeśli się zważy, że rywal krakowian to naprawdę amatorska drużyna, która bawi się w futbol. Gdy doda się do tego to co oglądaliśmy na stadionach w Szczecinie i w Liverpoolu będziemy mieć całkiem jasny obraz tego, jak wiele dzieli naszych piłkarzy, nasze zespoły od innych drużyn," choćby średniej europejskiej klasy.

Występ Lecha, przyznajmy przeciwko bardzo utytułowanemu rywalowi, zakończył się całkowitą kompromitacją mistrza Polski. Rywale byli szybsi, sprawniejsi, bijąc naszych technicznym opanowaniem piłki, kondycją o kilka klas. Chociaż jeszcze dzień wcześniej trener Lecha, zawodnicy, działacze byli pełni optymizmu, liczyli, że im uda się zniwelować straty poniesione w Poznaniu. Zaś usłużni dziennikarze te mrzonki, na serio, podawali do publicznej wiadomości. Podobnie było i w Szczecinie, Gdy natomiast przyszło do boiskowej konfrontacji i wyszły różnice, kolosalne różnice, usłużni komentatorzy TV złożyli brak umiejętności naszych graczy na karb... zdenerwowania i. „nieogrania” w europejskich pucharach.

A przecież w Pogoni i w Lechu występowała masa reprezentantów Polski, graczy którzy już „z niejednego pieca chleb jedli”.

I nagle okazali się takimi mimozami, tak zdenerwowanymi i „nieogranymi”, że nie umieli podać piłki, przyjąć jej, strzelić rzutu karnego?

To już przestoje być śmieszne, zaczyna natomiast doprowadzać do wściekłości ciągłe nabijanie kibiców w butelkę. Jak długo będziemy jeszcze mierne kwalifikacje zawodowe (o ile w ogóle o nich można mówić) naszych futbolistów składać na karb pecha, zdenerwowania, niedobrych sędziów, złej pogody, kiepskich boisk? Wisła i Widzew awansowały.

No i dobrze. Oby w II rundzie trafiły na słabych rywali, by obeszło się bez kompromitacji. Chyba, że w ciągu kilku tygodni trenerzy i piłkarze dokonają cudu.

Ale ja w cuda — piłkarskie — przestałem wierzyć, (lang).

Gazeta Krakowska. 1984, nr 237 (3 X) nr 11114

Znacznie większe szanse na awans ma w PZP Wisła, która dwa tygodnie temu pokonała na własnym stadionie zespół islandzki IBV 4:2. Jest to spora zaliczka, tym bardziej, że rywal krakowian to drużyna amatorska, grająca obecnie w drugiej lidze swego kraju. IBV zaprezentował w Krakowie słabiutką formę, co prawda na własnym stadionie może być groźniejszy, ale chyba nie na tyle, by wyeliminować wiślaków. Krakowianie odlecieli do Islandii z Motyką, któremu zdjęto już gips z nogi.

Gazeta Krakowska. 1984, nr 237 (3 X) nr 11114

Pełne zaufanie dla wiślaków

W błyskawicznym konkursie na odgadnięcie wyników Wisły i IBV w Pucharze Zdobywców Pucharów i Pogoni Szczecin z FC Koeln w Pucharze UEFA, który zorganizowała nasza „Gazeta” wzięło udział 62 sympatyków sportu. Wszyscy spośród nich przekonani są, że Wisła awansuje do drugiej rundy rozgrywek PZP.


Gazeta Krakowska. 1984, nr 238 (4 X) nr 11115

IBV -Wisła 1:3

Pewny awans Wisły

Zgodnie z przewidywaniami nie mieli większych kłopotów piłkarze krakowskiej Wisły z awansem do II rundy rozgrywek o Puchar Zdobywców Pucharów. Po zwycięstwie w pierwszym meczu 4:2, w rewanżu Wisła pokonała na terenie przeciwnika islandzki zespół IB Vestmannaayjar 3:1 (2:0).

Od pierwszych minut piłkarze „Białej Gwiazdy” zdecydowanie przeważali na boisku.

Często zatrudniali islandzkiego bramkarza Wróbel, Świerczewski a przede wszystkim Andrzej Iwan, który zdobył w tym meczu dwa gole. W26 min. Wisła objęła prowadzenie po strzale Iwana z rzutu wolnego, który wykorzystał błąd w ustawieniu muru przez islandzkich obrońców. 5 min. później Adam Nawałka zaatakował energicznie obrońców gospodarzy, odebrał im piłkę i wyłożył Iwanowi, który ponownie wpisał się na listę strzelców.

W drugiej połowie spotkania w miejsce Krupińskiego wszedł Marek Banaszkiewicz. Ten zawodnik strzelił też w 75 min. trzecią i ostatnią bramkę dla Wisły. Wynik meczu na 2 min, przed końcem ustalił Georgson, który pokonał krakowskiego bramkarza Marka Gaszyńskiego.

W sumie zasłużone zwycięstwo krakowian, którzy przewyższali swoich rywali co najmniej o dwie klasy. Na szczególne słowa uznania zasłużył Andrzej Iwan, który będąc po kontuzji już wykazuje wysoką formę.

WISŁA: Gaszyński — Nawrocki, Budka, Gorgon, Jałocha — Krupiński (od 46 min. Banaszkiewicz), Nawałka, Targosz — Wróbel (71 min. Mróz), Iwan, Świerczewski, (jk)


Tempo. 1984.10

Marek, nie zatkaj krateru... (Korespondencja własna z Islandii)

Do 15 IX 1984 r., GTS Wisła przyjmuje zgłoszenia kibiców zainteresowanych wyjazdem do Islandii ma rewanżowy mecz pucharowy wiślaków" x IBV. Podróż samolotem czarterowym... Taki anons ukazał się w prasie krakowskiej, również w "Temple", 10 wrze- śnia. Wyjazd atrakcyjny, lecz czy dość kosztowna podróż nie zniechęci ludzi? Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać, bowiem już następnego dnia telefony klubowe urywały się. Miejsc jednak było mało i nie dla wszystkich chętnych Wiśle udało się je zapewnić.

Odlot z Balic zaplanowano na wtorkowy ranek. Odprawa paszportowo-celna przebiega sprawnie, jednak nie udaje się uniknąć 20-minutowego spóźnienia, Wchodzimy na pokład IL-18" serdecznie witani przez załogę powietrznego statku. Potwierdza się wcześniej zapowiadana informacja: międzylądowanie odbędzie się w norweskiej miejscowości Bergen. Lot przebiega bez zakłóceń i jak twierdzi kapitan Brzostek pogoda nam sprzyja. Korzystne sprawiają, że zapada kolejna decyzja: lecimy prosto do Keflaviku. Miny pasażerom rzedną. Mogli przy okazji "zaliczyć" Norwegię.

Atmosfera na pokładzie znakomita, a niewątpliwie duży wpływ na nią mają stewardessy, raz po raz serwujące wiktuały. Poza kierownictwem, piłkarzami i czwórką dziennikarzy lecą ludzie od wielu lat związani z klubem na dobre i złe. Są także żony dwóch piłkarzy, trzej obcokrajowcy i jeszcze kilka osób. Dla nich wszystkich wyjazd z piłkarzami "Białej Gwiazdy" to nie pierwszyzna. Byli już w Glasgow, Malmoe, Molenbeeku, Bruggii czy Brnie. Awans do II rundy uważają za przesądzony i życzą sobie, aby Wisła trafila na grecka Larissę (z Kmiecikiem), bądź maltański Hamrun Spartans.

Zbliża się godz. 12.25. Lądujemy na ogromnym, międzynarodowym lotnisku w Keflaviku. Od razu rzucają się w oczy potężne maszyny z napisem ,,US Navy". Jest ich kilkanaście, niemniej szybkie przejście do głównego hallu uniemożliwia dokładniejsze ich obejrzenie. Do celu podróży stąd już niedaleko. Zaledwie 20-mi- nutowy lot samolotem, na który musimy jednak czekać aż do 15.20. Nie ma przedstawicieli IBV, lecz trudno się dziwić, bowiem przylecieliśmy dużo wcześniej niż planowano. Wkrótce w wejściu pojawiają się znane z Krakowa sylwetki działaczy i od razu zaczynają się ożywione dyskusje na szczeblu kierownictw. Długie targi dotyczą ilości osób lecących poza planem na wyspę Heimaey. Kibice bowiem płacili tylko za lot do Keflaviku, a resztę muszą zadbać sami. Połączenie promowe, choć stosunkowo tanie, odpada, nie ma jak wrócić po meczu. Jest możliwość przelotu, zgłaszają się więc chętni. Wysoka cena biletu 30 dolarów w jedną stronę odstrasza większość i,, na placu boju" pozostaje tylko czwórka. Pozostali postanowili udać się w przeciwnym kierunku i zwiedzić Reykjavik. Liczą, że uda im się mecz obejrzeć w telewizji. Nikt nie wiedział jeszcze wówczas, że pracownicy radia i TV strajkują transmisji nie będzie.

Wsiadamy do 48-osobowego Fokkera F-27" islandzkich linii lotniczych,,Flug- leidir". Lot bardzo krótki i po 20 minutach lądujemy na miniaturowym lotnisku w Heimaey. Żwirowy pas startowy jest króciuteńki, co wymaga od pilota doskonałego opanowania rzemiosła. W przeciwnym razie samolotowi grozi zamiana na... wodolot. Na ekipe oczekuje już autokar, którym udajemy się o ile to można tak nazwać do, ,centrum". Wyspa, licząca 4.700 mieszkańców, ma w najdłuższym miejscu ok. 5 km i można ją przejść w kilkanaście minut. Trener Orest Lenczyk pogania przy zakwaterowaniu bowiem czas wyruszyć na trening.

Pogoda trochę fatalna i nie zachęca do wyjścia z przytulnego hoteliku. Do padającego deszczu, porywistego wiatru i przenikliwego zimna miejscowa ludność jest przyzwyczajona. Mieszkańcy Islandii mawiają: ,,jeśli nie podoba ci się ta pogoda, to chwilę zaczekaj". Sprawdziło się to niebawem i środowy ranek tonie w słońcu. Po śniadaniu gospodarze proponują autokarowy objazd wyspy i takiej gratki nie można sobie odmówić. Przewodnikiem i zarazem tłumaczem jest jeden z dwóch Polaków mieszkających na wyspie inż. Ludwik Pomarnacki, główny projektant Stoczni Północnej w Gdańsku. Widoki śliczne, a parterowe domki pomalowane na jaskrawe kolory tworzą uliczki z filmowych baśni. Co chwila trzaskają migawki aparatów fotograficznych, któż bowiem nie chce mieć pamiątkowego zdjęcia na dymiącym wulkanie.

Krajobrazy krajobrazami, a tymczasem pora odwiedzić sklepy. Są doskonale zaopatrzone i niczego w nich nie brakuje, niemniej ceny powodują zawrót głowy. Większość ogranicza się do zakupu wełnianego, ręcznie wykonanego swetra, i paczki kawy. Po obiedzie piłkarze mają przed odprawą krótki odpoczynek. Wspólnie z red. Kwaśniakiem z Polskiego Radia udajemy się na stadion. Po raz pierwszy rozegrany zostanie na wyspie mecz. Pucharowy i po raz pierwszy ma być przeprowadzona transmisja radiowa. Tadek chce więc sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Do pierwszego gwizdka szkockiego arbitra pozostało wprawdzie jeszcze 90 minut, niemniej po radiowych technikach ani śladu. Czyżby strajk uniemożliwił transmisję do kraju?

Wchodzimy na ładnie prezentującą się z daleka zieloną nawierzchnię. Istne bagno, a buty zapadają się do kostek, Na dodatek krótka i wąska murawa, krzywa bramka z ledwie trzymająca się poprzeczka i latana drutem siatka nie nastrajają optymistycznie, Gospodarze wcale nie myślą o porażce i chcąc zwiększyć swoje szanse polewali podobno przez kilka godzin płytę. Czy to prawda, tego się chyba Już nie dowiemy.

Zbliża się godzina 17.00 czasu miejscowego. Na murawie są już obie drużyny i sędziowie. Wokół prawdziwy piknik. Cale rodziny z jedzeniem i piciem szukają najlepszych miejsc. A nie ma ich za wiele, bowiem obiekt przypomina LZS-owski stadion w nienajlepszym stanie i to bez trybun. Każdy lokuje się gdzie może, nawet na wysokich, kilkusetmetrowych skałach otaczających boisko. Na ulicy przylegającej do stadionu ustawiają się samochody, z których ludzie będą mieć niezły widok. Bilety dość drogie 250 koron (ponad 7 dolarów niemniej przybyło już ponad 1000 osób, a więc co czwarty mieszkaniec Heimaey. Udajemy się na miejsca "prasowe". Stanowi je ciężarowy samochód z 0twartym bokiem, wewnątrz którego ustawione są dwa stoliki i kilka krzeseł. Temperatura spada z każdym kwadransem i po ciepłym przedpołudniu pozostały tylko wspomnienia.

Pierwszy gwizdek p. Smitha. Dość chaotyczna gra obu drużyn z których każda chce opanować środek pola. Szybka akcja Wróbla na prawym skrzydle, podanie do niepilnowanego Świerczewskiego i biało- czarny ,,Dunlop" szybuje nad poprzeczką. Uważaj, abyś nie zatkał krateru!" krzyczy ktoś z naszej grupy, Coraz śmielej grają Islandczycy i w. ciągu kilkunastu pierwszych minut mają 3 świetne pozycje Nie idą jednak za ciosem i grupują się na własnym przedpolu. Brak sił, czy obawa przed groźnym przeciwnikiem? Chyba i jedno i drugie. Przydałaby się bramka" - wzdychają sympatycy. I wreszcie jest! Świetnie uderzona przez Iwana piłka, mi- ja niezbyt szczelny mur i ocierając się o słupek wpada do siatki. W chwilę później znów Iwan daje znać o sobie. Ma przed sobą tylko bramkarza, a że nie zwykł ta- kich pozycji marnować, Palssonowi nie pozostaje nic innego jak wyciągnąć piłkę z bramki. Obiektywna publiczność brawami nagradza najlepszego piłkarza na boisku.

Ręce drętwieją z zimna, a do końca pozostał jeszcze kwadrans. Z przyjemnością można popatrzeć na ambitnych Islandczyków, którzy choć wiedzą że odpadli, z uporem dążą do strzelenia bramki. Wkrótce pada, lecz... dla gości. Znów Iwan dał znać o swych nieprzeciętnych umiejętnościach i po wymanewrowaniu obrońców wyłożył pilke Banaszkiewiczowi. Jeszcze 3 minuty I rzut wolny 20 metrów przed Gaszyńskim. Trzeba uważać, już bowiem w Krakowie piłkarze IBV pokazali, że potrafią wykorzystywać stałe fragmenty gry. Przeczucia okazały się słuszne i Gaszka" mimo rozpaczliwej interwencji kapituluje. Szaleństwo na ,,trybunach" i aplauz, jakby ten gol dawał awans do II rundy Islandczykom. Końcowy gwizdek i trzeba się spieszyć, bowiem do odlotu pozostało niewiele czasu.

Na lotnisku w Keflaviku, gdzie dotarliśmy poznanym wcześniej ,,Fokkerem", oczekują nas już osoby, które na wyspę i mecz nie dotarły. Odbieramy karty pokładowe i okazuje się, że brakuje jednej osoby. Młody człowiek dzwonił kilka godzin wcześniej do Kanady, nie ma więc wątpliwości, że z nami nie wróci. Lot powrotny również bez lądowania, trwa o całą godzinę dłużej i w Balicach meldujemy się o 6.30. Wśród witających ekipę jest kierownictwo wiślackiego klubu. Są też kibice i znajomi. Na twarzach kwitnie uśmiech, bowiem za niespełna 3 tygodnie krakowianie znów wyruszą па europejskie szlaki. Czy przeciwnik będzie równie atrakcyjny? Oby, a kierownictwu sekcji należy życzyć, aby mimo sporych nakładów finansowych piłkarze nadal wygrywall.

ANDRZEJ GODNY