1985.10.05 Wisła Kraków - Stal Stalowa Wola 1:2

Z Historia Wisły

1985.10.05, II Liga, 10. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 16:00
Wisła Kraków 1:2 (1:2) Stal Stalowa Wola
widzów: 5.000-8.000
sędzia: P. Werner z Katowic
Bramki
Zieliński (sam.) 9’


1:0
1:1
1:2

20' Kopeć
45' Sajdak
Wisła Kraków
4-3-3
Jerzy Zajda
Marek Motyka
Jarosław Giszka
Jacek Mróz
Jan Jałocha
Janusz Nawrocki
Zbigniew Klaja grafika: Zmiana.PNG (57’ Leszek Lipka)
Maciej Smagacz
Władysław Starościak grafika: Zmiana.PNG (57’ Marek Banaszkiewicz)
Grafika:Zk.jpg Włodzimierz Siudek
Michał Wróbel

trener: Lucjan Franczak
Stal Stalowa Wola
4-3-3
Rogoziński
Pędlowski
Zygarek
Mścisz
Weselak
Fijarczyk
Zieliński
Strzelec
Kopeć
Sajdak
Siudek Grafika:Zk.jpg

trener:

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

„Dziennik Polski” nr 233 anons, 234 relacja.

Relacje prasowe

Echo Krakowa. 1985, nr 195 (7 X) nr 11989

WISŁA — STAL Stalowa Wola 1:2 (1:2). Bramki strzelili: dla Wisły — „samobójcza”, po kiksie Zielińskiego w 8 min., dla Stali — Kopeć w 19 i Sajdak w 44 min. Sędziował p. Piotr Werner z Katowic, bardzo dobrze. Żółta kartka — Siudek.

WISŁA: Zajda — Motyka, Giszka. Mróz, Jałocha — Nawrocki, Klaja (od 57 min. Lipka), Smagacz — Starościak (od 57 min. Banaszkiewicz), Siudek, Wróbel.

Piłkarze Wisły szumnie zapowiadają powrót do ekstraklasy, tylko roczną karencje w II lidze.

Przed meczem ze Stalą przeczytałem w „Dzienniku”, że w sobotnim spotkaniu będą chcieli strzelić rywalom sporo bramek, aby wysunąć się na pierwsze miejsce w tabeli. Z tych wszystkich zapowiedzi wyszły przysłowiowe nici, krakowianie zeszli z boiska pokonani i to wyłącznie z uwagi na niechęć do gry, do wysiłku.

Gracze „Białej gwiazdy” robili wrażenie jakby już im się przestało chcieć grać w futbol. Obraz gry był (z wyjątkiem pierwszego kwadransa) taki: w zespole krakowskim biegał ten zawodnik. który miał piłkę, reszta stała, w najlepszym razie chodziła, przypatrując się, co też on z nią zrobi.

W taki sposób nie ma mowy aby mecz wygrać.

I Stal, która przyjechała pod Wawel mocno wystraszona, marząca o tym aby przegrać nie za wysoko, wywiozła ze stadionu przy ul. Reymonta komplet punktów, dając gospodarzom lekcje gry.

Zaczęło się wszystko zupełnie inaczej, pomyślnie dla podopiecznych Lucjana Franczaka, którzy zaatakowali z impetem, stworzyli kilka dogodnych pozycji do uzyskania gola. Strzelali na bramkę Rogozińskiego Wróbel. Starościak, nawet Motyka, ale były to strzały mało precyzyjne, a Starościak po prostu się zblamował, kiedy w 37 min. był sam na sam z bramkarzem Stali i strzelił mu prosto w ręce.

Pierwsza bramka padła dość przypadkowo, Siudek egzekwował rzut rożny, piłka trafiła w nogę obrońcy Stall Zielińskiego i wpadła do bramki. Goście widząc, że krakowianom nie chce się biegać, że grają bez wigoru, bez szybkości, zaatakowali i po błędach obrońców Wisły strzelili dwa gole.

W drugiej połowie odnosiło się wrażenie, że wiślakom specjalnie nie zależy na zwycięstwie. Grali zupełnie bez zadziorności. zaangażowania emocjonalnego, takiego które by chociaż pozwalało przy­ puszczać, że chcą zwyciężyć. No cóż, w końcu to ich sprawa. Kibice bowiem mogą po prostu przestać na mecze chodzić. (JO

Gazeta Krakowska. 1985, nr 234 (7 X) nr 11421

Panowie zmieńcie zawód!

Piłkarze Wisły, która w powszechnej opinii ubiega się o awans do ekstraklasy, grali u siebie ze Stalą Stalowa Wola, zespołem skazanym na ciężki bój e utrzymanie się w gronie II-ligowców. Liczono na wysokie zwycięstwo, tymczasem przyszło pogodzić się z porażką. Wisła przegrała ze Stalą 1:2 (1:2). Gospodarze grali tak nieudolnie, te nawet nie zdołali sami strzelić bramki. Wyręczył ich w tym Bieliński, którego strzał przyniósł prowadzenie krakowianom w 9 min. Wisła t zagrała przyzwoicie tylko pierwsze 20 min. Później ich gra była momentami wręcz kompromitująca. Dwaj młodzi utalentowani, ale jeszcze niewiele umiejący napastnicy gole! Sajdak i Kopeć mogli w tym meczu występować w roli profesorów wobec obrońców Wisły, z których każdy zaliczył grę w jednej z naszych narodowych reprezentacji. Nie chcę być złośliwy, dlatego w dalszej części relacji nie będę wspominał o grze defensorów Wisły. Niewiele lepiej spisywali się pozostali zawodnicy „Białej Gwiazdy”.

Momentami wydawało się, że piłka jest ich wrogiem. Unikali jej jak ognia, a kiedy już jakiś nieszczęśnik ją otrzymał, to starał się jak najszybciej pozbyć tego kawałka skóry, który za nic nie chciał go słuchać. Największe problemy krakowianie mieli z przyjęciem piłki, która odbijała się od ich poszczególnych części olała jak od betonu.

M. in. w ten sposób piłka trafiła do Sajdaka, który przy honorowej asyście jednego z obrońców strzelił zwycięskiego gala.

Często zarzuca się dziennikarzom, że nie obcą pomagać krakowskim zespołem w uzyskiwaniu jak najlepszych wyników.

Zdaniem działaczy krytyka wpływa ujemnie na psychiką „cudownych dzieci futbolu”. Po tym meczu wydaje mi się, że żadne pisanie nie jest w Stanie pomóc ani zaszkodzić tym panom. Oni po prostu muszą wreszcie zacząć szanować pracę, z której tyją... albo zmienić zawód.

WISŁA: Zajda — Motyka, Giszka, Mróz, Jałocha — Klaja (57 min. Lipka), Nawrocki, Smagacz — Starościak (57 min. Banaszkiewicz), Siudek, Wróbel.

Sędziował P. Werner (Katowice). Żółta kartka Siudek

(JK)