1998.04.18 Wisła Kraków – Widzew Łódź 6:0

Z Historia Wisły

1998.04.18, I Liga, 25. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 17:00, sobota
Wisła Kraków 6:0 (5:0) Widzew Łódź
widzów: 15.000
sędzia: Andrzej Kobierski z Kielc.
Bramki
Grzegorz Niciński 15’
Grzegorz Kaliciak 16’
Kazimierz Węgrzyn 22’
Tomasz Kulawik (k) 23’
Tomasz Kulawik 37’
Sunday Ibrahim 84’
1:0
2:0
3:0
4:0
5:0
6:0
Wisła Kraków
Artur Sarnat
Jacek Matyja
Bogdan Zając
Kazimierz Węgrzyn
Marek Zając grafika: Zmiana.PNG (80’ Grzegorz Kazimierski)
Krzysztof Bukalski
Ryszard Czerwiec grafika: Zmiana.PNG (59’ Grzegorz Pater)
Tomasz Kulawik
Daniel Dubicki
Grzegorz Kaliciak grafika: Zmiana.PNG (46’ Sunday Ibrahim)
Grzegorz Niciński

trener: Wojciech Łazarek
Widzew Łódź
Arkadiusz Onyszko
Andrzej Michalczuk Grafika:Zk.jpg grafika: Zmiana.PNG (90’ Krzysztof Pieprzyk)
Daniel Bogusz
Mirosław Szymkowiak
Rafał Siadaczka
Artur Wichniarek
Arkadiusz Świętosławski grafika: Zmiana.PNG (87’ Piotr Głusiński)
Andrzej Kobylański
Sławomir Sałaciński
Piotr Szarpak
Marek Szemoński grafika: Zmiana.PNG (71’ Mariusz Reksuł)

trener: Franciszek Smuda

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy
Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Relacje prasowe

WISŁA - WIDZEW 6-0 (5-0)
1-0 Niciński (15 - głową), 2-0 Kaliciak (16), 3-0 Węgrzyn (22 - głową), 4-0 Kulawik (24 - karny), 5-0 Kulawik (37), 6-0 Sunday (84)

Sędziowali: Andrzej Kobierski - nota 7 oraz Mariusz Trofimiec (obaj Kielce) i Kazimierz Kwiatkowski (Gdańsk).

Żółta kartka - Michalczuk {25 - krytykowanie orzeczeń sędziowskich). Widzów 13 000.


Mistrz na kolanach Mimo siąpiącego nieustannie deszczu - stadion Wisły wypełnił się po brzegi. Mistrz Polski, z którym zmierzyć mieli się gospodarze - nawet osłabiony - to zawsze jednak firma! Zainteresowanie było tym większe, że ostatnie łatwe zwycięstwo łodzian nad Petrochemią zdawało się wskazywać, iż jedenastka Franciszka Smudy odzyskuje równowagę i staje się znów groźna.

Wiślacy zdecydowali się postawić od początku na atak. Już w 4. min strzelał Jacek Matyja - wyraźnie za wysoko. W 4. min po zamieszaniu spowodowanym akcją Grzegorza Nicińskiego - w dogodnej sytuacji znalazł się Grzegorz Kaliciak, nie trafił jednak w bramkę. Goście bynajmniej jednak nie tracili rezonu i odgryzali się jak mogli. O ile postawa ich defensywy w czteroosobowym składzie nie budziła zaufania ze względu na zbyt fantazyjne czy też za mało rygorystyczne traktowanie obowiązków (nader swobodne przekazywanie sobie krycia, niezbyt dobra asekuracja środka przy wymianie funkcji między Mirosławem Szymkowiakiem a Danielem Boguszem) - to akcje ofensywne konstruowali szybko i pomysłowo, zyskując jednak początkowo tylko rzuty wolne. Dwukrotnie egzekwował je Rafał Siadaczka, za oboma razami jednak pudłując. Po 10 minutach widzewiacy zaczęli wyraźnie przejmować inicjatywę i niewiele brakowało, by objęli prowadzenie. Obrona Wisły spóźniła się z. pułapką ofsajdową, Szymkowiak znakomicie podał prostopadle do wychodzącego na pozycję Andrzeja Kobylańskiego, ten znalazł się oko w oko z Arturem Sarnatem i... bramkarz Wisły wygrał ten pojedynek sam na sam!

Kto goli nie strzela - ten zwykle je traci. Jakoż goście w ekspresowym tempie dostali dwa gole. Pierwszy - dziwny, gdy stojący tyłem do bramki Nicińiski „główką" przelobował nieoczekiwanie biernego w tej sytuacji Arkadiusza Onyszkę. Drugi - przepiękny, bo z pewnością piekielnic mocny strzał Kaliciaka, oddany z kąta, w pełnym biegu - w okienko krótkiego rogu bramki - byłby ozdobą nawet w meczu najlepszych drużyn Europy.

Mimo tego swoistego nokdaunu - goście nic ustępowali, próbując nieustannie ataków. Nie zdążyli jednak wypracować pozycji strzeleckiej, gdy znów otrzymali dwa trafienia w ciągu jednej minuty. Najpierw Niciński zmylił Onyszkę próbując dojść do strzału po „główce" Kazimierza Węgrzyna, później zaś Tomasz Kulawik wykorzystał rzut karny, choć Onyszko omal nie obronił tego strzału.

Praktycznie - było w tym momencie po meczu. Goście mimo tak niekorzystnego rezultatu ambitnie starali się atakować, ale zagrożenia dla Sarnata nie potrafili stworzyć. Natomiast idący za ciosem wiślacy podwyższyli rezultat dzięki sprytnemu podaniu Kaliciaka do Kulawika, który w biegu strzelił dołem, a piłka po odbiciu się od słupka wpadła do siatki.

Drużyna łódzka zasłużyła na słowa uznania za końcówkę pierwszej połowy meczu. Najpierw (41. min) Kobylański omal nie wrzucił piłki „za kołnierz" Sarnatowi dośrodkowując z lewej strony (bramkarz Wisły wybił tę piłkę z najwyższym trudem i sam przy tym wpadł do siatki), zaś minutę przed przerwą Siadaczka po rzucie wolnym krótko rozegranym przez Piotra Szarpaka - kropnął potężnie z 25 m. jednak Sarnat zdołał sparować piłkę na poprzeczkę.

Po przerwie Wisła utrzymywała cały czas inicjatywę. Szereg ciekawych zagrań pokazał Ibrahim Sudany, dobrze wyszkolony technicznie i mający niewątpliwie zmysł do gry kombinacyjnej. On też wbił gwóźdź do trumny Widzewa strzelając szóstego gola. choć wyróżnić trzeba również Kulawika i Dubickiego, uczestników tej niewątpliwie ładnej i dynamicznej akcji. To był prawdziwy pogrom. Tak wysoko Widzew już bardzo dawno w lidze nie przegrał, choć z Wisłą raz już było jeszcze gorzej, gdy w latach 40, łodzianie przebrali 0-8. To była jednak prehistoria. Któż by się spodziewał. że - nawet osłabiony - mistrz Polski oberwie teraz w Krakowie pół tuzina goli?!

Po meczu trener Franciszek Smuda był wyraźnie speszony rezultatem. Podkreślił jednak, że nie zamierza opuszczać tonącego widzewskiego okrętu. Dorzucił przy tym z goryczą, że jeden z akcjonariuszy S-ki Akcyjnej Widzew opuścił stadion już w przerwie. Lojalność trenera nakazała mu nie wymieniać nazwiska. My jednak nic mamy powodu, żeby je taić: szło o Andrzeja Grajewskiego. Chyba warto tu przypomnieć Mickiewiczowskie „przysłowie niedźwiedzie" że: prawdziwych przyjaciół poznajemy w biedzie.

Andrzej Skowroński


FRANCISZEK SMUDA (trener Widzewa):

Najpierw muszę zdementować pogłoski o tym, jakobym miał rozstać się z Widzewem. Chcę panom powiedzieć, że Smuda nic tylko był przy drużynie wówczas, kiedy odnosiła ona sukcesy. A nie opuszcza jej również i teraz, kiedy przeżywa ona kryzys i boryka się z rozlicznymi problemami. Właśnie teraz należą się także podziękowania dla tych wszystkich, którzy w tej trudnej sytuacji organizacyjnej i finansowej klubu spieszą mu z pomocą. Niestety, mam aż 10 kontuzjowanych zawodników z kadry, która i tak przecież nie liczyła nigdy więcej niż 13-14 piłkarzy. Przez trzy lata grali oni na okrągło, w lidze i pucharach, nic więc dziwnego, że musiało to się wreszcie posypać. To były zbyt duże obciążenia. O meczu niewiele mam do powiedzenia, bo Wisła była dzisiaj zdecydowanie lepszym zespołem. Mogę jedynie podziękować swoim młodym zawodnikom, że skończyło się to tylko na sześciu straconych bramkach. To można jeszcze przeboleć, ale gdybyśmy przegrali różnicą dziesięciu goli? Mam nadzieję. że niebawem, kiedy zaczną wracać do zespołu rekonwalescenci, będziemy znowu wygrywać, zdobywać punkty i zapewnimy sobie miejsce w rozgrywkach o Puchar UEFA.

WOJCIECH ŁAZAREK (Trener Wisły):

Współczuję Frankowi i jego klubowi, chociaż i my mamy poważne problemy kadrowe, związane z kontuzjami piłkarzy. Cieszę się. że udało się nam rozegrać bardzo dobre spotkanie. Szczególnie w pierwszej połowie chłopcy pokazali kawałek dobrej piłki i grali naprawdę na wysokim poziomie. Przeprowadzili kilka płynnych, dynamicznych akcji i rzeczywiście zapachniało momentami wielką piłką. Wierzę, że taki wynik, uzyskany bądź co bądź z mistrzem Polski, nafaszeruje moich zawodników nadzieją przed kolejnymi spotkaniami. (ml)


Pod szatnią Widzewa
Są kontuzje, nie ma pieniędzy

Wszyscy piłkarze Widzewa opuszczali boisko ze spuszczonymi głowami, ule tak „na oko" najgorzej czuł się Arkadiusz Onyszko: - W zasadzie to nie ma co powiedzieć. Wszyscy widzieli, co się działo. Sześć bramek... Czy był w sianie którejś zapobiec? - Raczej nie. W pewnym okresie wszystko, co leciało w moim kierunku, lądowało w siatce. Trudno się teraz podnieść. Najładniejszy gol? - Kaliciaka. Silny, precyzyjny strzał przy nietypowym rogu. Jak grali obrońcy Widzewa? - Nie będę ich oceniał. Od tego jest trener. Skąd to załamanie Widzewa? - Przyczyny są dwie: mocno przetrzebiony skład i sytuacja w klubie. A co się dzieje na alei Piłsudskiego? - Niektórzy z nas czekają już od pól roku na uregulowanie kwestii finansowych. Pieniądze płacą nam w czterech ratach... To co się dzieje na boisku, jest odbiciem nastrojów w klubie.

Czy bramkarz Onyszko puścił wcześniej tyle goli? - Nie przypominam sobie. Może kiedyś w trampkarzach. Mirosław Szymkowiak ma lepszą pamięć: - Jeszcze w Olimpii, przegraliśmy z ŁKS-em 1-7. No tak, słynna niedziela cudów. gdy Wisła przegrała z Legią 0-6. Szymkowiak początkowo zbywał dziennikarzy: - Nie rozmawiam o taktyce i przebiegu meczu. Ale był tym. który najczęściej strzelał w kierunku bramki Sarnata? - Nie tylko ja, koledzy też próbowali z wolnych. Mógł być graczem Wisły, bo ponoć planowano taki ruch zimą? - Miałem dwie oferty z Włoch i jedną z Brazylii. Zdecydowałem się zostać w kraju, bo warto jeszcze poczekać. Dlaczego warto? - Za rok - dwa - pewnie bym wrócił. Jeszcze nie czas. Zostać w Widzewie,. w świetle zamieszania wokół jego osoby? - Sądzę, że wszystko się ułoży. Cała ta sprawa wokół mojej osoby jest śmieszna. Kontrakt z Widzewem podpisywałem jako człowiek pełnoletni. W prasie - szczególnie w „Przeglądzie Sportowym" - ukazują się dziwne artykuły. Apeluję do dziennikarzy, by przynajmniej podpisywali się pod tym, co piszą.

Artur Wichniarek też był już jedną nogą w Wiśle: - Nie miałem wpływu na to gdzie trafię z Lecha. Padło na Widzew, nie żałuję. Staram się wypełniać swoje obowiązki. Wypełniał źle, podobnie jak i partnerzy. - Na pewno. Choć w drugiej połowie graliśmy już poprawnie. Szkoda, że Kobylański nie trafił na początku, byłby inny mecz.

Andrzej Kobylański ledwie wykrztusił: - Stało się. Nie strzeliłem - trudno. Widzew w fazie upadku czy załamania? - Załamania. Dojdzie tych dziewięciu kontuzjowanych, to Widzew się pozbiera. Znów pokażemy dobrą piłkę. Dzisiaj wzięliśmy na mecz chłopaków z rezerw. Jeszcze się nie ograli.

Łodzianie nic wyszli poza sferę banału, ale i tak w korytarzach budynku klubowego prezentowali się o niebo godniej, niż na murawie. (maro)


Pod szatnią Wisły
Zmęczeni i szczęśliwi

Gdy wchodzili do szatni byli niezwykle zmęczeni. 90 minut morderczej. akr zwycięskiej walki z mistrzem Polski dało się im we znaki. Wynik 6-0 maskował jednak niedawno trudy. - Ze względu na padający deszcz, mecz był niezwykle ciężki - rozpoczął Kazimierz Węgrzyn. Pokonaliśmy samego mistrza Polski i jesteśmy z tego powodu niezwykle szczęśliwi. Widzew, mimo że przyjechał do Krakowa osłabiony, nadal jest silną drużyną. Choć wynik wskazuje na coś zupełnie innego, zwycięstwo wcale nie przyszło lak łatwo. Pierwsza połowa znakomita w naszym wykonaniu. Wychodziło nam dosłownie wszystko, stąd aż pięć strzelonych bramek.

On sam zdobył Jedną z nich. Z trybun wyglądało to pewnie inaczej, bo blisko całej sytuacji był Niciński, który absorbował Onyszkę. Piłka trafiła jednak do siatki po mojej „główce"- wyjaśnia obrońca Wisły. Jako ostatni w korytarzu prowadzącym do szatni pojawił się strzelec dwóch bramek, Tomasz Kulawik. - Wszystkie drużyny, z którymi do tej pory zmierzyliśmy się grały bardzo asekuracyjnie, z pięcioma zawodnikami z tyłu. Widzew zagrał otwartą piłkę, dlatego padło tyle goli. Okazje do strzelenia bramek mieli także łodzianie, którzy kilkakrotnie groźnie nas skontrowali. Na szczęście, świetnie bronił Artek Sarnat. W drugiej połowie staraliśmy się bardziej poszanować piłkę. Padał ciągle deszcz, wynik meczu był już sprawą przesądzoną, a my odczuwaliśmy już trochę zmęczenie... Przy karnym Onyszko wyczuł moją intencję. Piłka poszła mu po rękach, była jednak nisko uderzona, tuż przy słupku, więc nie miał szans jej złapać. Przy drugiej mojej bramce, nie zastanawiałem się przed oddaniem strzału. Miałem piłkę na prawej nodze i uderzyłem po „krótkim". Bramkarz myślał, że będę dogrywał do środka.

Kulawik mógł zdobyć jeszcze jednego gola. ale jego strzał w silniej końcówce sparował na róg Onyszko. - Szkoda, bo byłby to chyba najładniejszy gol meczu. Mistrz pokonany. Umarł król. niech żyje król? - Z każdym zwycięstwem tworzy się w zespole coraz lepsza atmosfera. To się czuje także na boisku. Na razie zwyciężamy, więc póki co grajmy dalej w tym stylu. Tabela wyklaruje się 9 czerwca...

Chwilę później w wiślackiej szatni zawodnicy wspólnie zaśpiewali: - Wisła to jest potęga. Wisła najlepsza jest... (BP)


Pół tuzina goli

1:0 Piłkę z rogu dośrodkowywał Czerwiec, do piłki najszybciej wyskoczył Niciński, musnął ją głową i Onyszko był bezradny. Chwilę wcześniej Sarnat wygrał pojedynek „sam na sam" z Kobylańskim.

2:0 Tuż po rozpoczęciu przez Widzew gry od środka, wiślacy odzyskują piłkę. Wędruje ona do Kulawika, który w tempo wypuszcza na 25. metrze Kaliciaka. Napastnik Wisły podciągnął z nią do narożnika pola karnego i w pełnym biegu oddał lewą nogą piekielnie silny strzał. Choć piłka szybowała w „krótki róg". Onyszko po raz drugi był bez szans na skuteczną obronę. Futbolówka wpadła w samo „okienko" bramki. Fantastyczny strzał, po którym będący w prasowej loży spokojny zazwyczaj prof. Józef Lipiec, daje ponieść się emocjom i epatuje zdobywcę gola.

3:0 Kolejny rzut rożny wykonuje i tym razem z lewej strony Czerwiec. Tym razem do piłki dochodzi Węgrzyn i „główkuje" z 6 metrów. Próbuje jeszcze zmienić kierunek lotu piłki Niciński i choć nie dotyka piłki, skutecznie przeszkadza w interwencji bramkarzowi Widzewa. Jerzy Fedorowicz, dyrektor Teatru Ludowego triumfuje i czyni aluzje do kilkuletniej gry Węgrzyna w Hutniku: - To nasz Kazek, chłopak z Nowej Huty!

4:0 W polu karnym Widzewa do „bezpańskiej" piłki dochodzi Kulawik, ale za moment znajduje się ona w posiadaniu rozpędzonego Dubickicgo. Michalczuk nie widzi innego niż faul sposobu na powstrzymanie napastnika Wisły. „Jedenastkę" wykonuje Kulawik i choć Onyszko wyczuwa jego intencje, nic jest w stanic sięgnąć piłki.

5:0 Kaliciak rewanżuje się Kulawikowi za podanie przy drugim golu i zagrywa między obrońców do swego partnera. Kapitan wiślaków wpada w pole karne, ale uderza nie tak jak „Kali" górą, lecz dołem i śliska piłka znowu grzęźnie w „krótkim rogu" bramki Widzewa. Redaktor Ryszard Niemiec przekornie rekapituluje: - No to Franka Smudy nie będzie w Wiśle...

6-0. Cofający się aż pod własne pole karne Kulawik, odbiera piłkę Świętosławskiemu. Podciąga z nią za połowę boiska i wypuszcza w bój lewą stroną Dubickicgo. Ogrywa on Michalczuka i będąc już. przy końcowej linii, wycofuje piłkę do Sundaya. który jak stary wyga z zimną krwią posyła ją w gąszczu nóg obrońców obok także zdezorientowanego Onyszki. Wszyscy zastanawiają się. kiedy Widzew przegrał tak wysoko w lidze. 50 lat temu. także z Wisłą? Wówczas było 0-8. ale w tym samym roku z Ruchem aż 1-13! (ml)

Galeria sportowa:


Galeria kibicowska:

Wideo

>>> II połowa meczu: VHS Retro Sport