1999.05.12 Widzew Łódź - Wisła Kraków 1:0

Z Historia Wisły

1999.05.12, I Liga 26. kolejka, Łódź, Stadion Widzewa, środa
Widzew Łódź 1:0 (1:0) Wisła Kraków
widzów: 6.000
sędzia: Zygmunt Ziober z Przemyśla.
Bramki
Andrzej Michalczuk (k) 21’ 1:0
Widzew Łódź
Marcin Ludwikowski
Arkadiusz Świętosławski
Andrzej Michalczuk
Tomasz Łapiński
Daniel Bogusz
Dariusz Gęsior
Grafika:Zk.jpg Radosław Michalski
Maciej Terlecki
Rafał Kaczmarczyk
Sławomir Gula grafika: Zmiana.PNG (90’ Łukasz Gorszkow)
Marek Citko

trener: Marek Dziuba
Wisła Kraków
Artur Sarnat
Marek ZającGrafika:Zk.jpg
Bogdan Zając
Kazimierz Węgrzyn
Grzegorz Pater grafika: Zmiana.PNG (83’ Sławomir Paluch)
Radosław Kałużny
Ryszard Czerwiec
Krzysztof Bukalski grafika: Zmiana.PNG (67’ Grzegorz Niciński)
Tomasz Kulawik
Tomasz Frankowski
Olgierd Moskalewicz grafika: Zmiana.PNG (62’ Daniel Dubicki)

trener: Franciszek Smuda
Ławka rezerwowych: Jakub Wierzchowski, Ibrahim Sunday

Kapitan: Tomasz Kulawik

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Relacje prasowe

"Tempo" z 1999.05.13

Wielce dyskusyjny karny

ŁÓDŹ, 12.5. Wprawdzie - jak solennie zapewniali działacze, trenerzy i piłkarze Wisły - krakowianie nie rozpoczęli jeszcze fetowania zdobytego kilka dni wcześniej mistrzostwa kraju, ale w meczu przeciwko wiceliderowi nie zaprezentowali walorów, które przesądziły o tytule. O niekorzystnym dla podopiecznych trenera Franciszka Smudy wyniku spotkania z Widzewem rozstrzygnął jednak kontrowersyjny rzut karny (sytuację opisujemy poniżej), choć bliżsi strzelenia kolejnych goli byli także widzewiacy.

W miniony weekend krakowska Wisła, pięć kolejek przed zakończeniem rozgrywek ekstraklasy zapewniła sobie tytuł mistrzów Polski, natomiast gospodarze, wygrywając w Lubinie z Zagłębiem, awansowali w tabeli na drugie miejsce. Mecz na szczycie zapowiadał się szlagierowo, jednak nie tylko ze względu na występ najlepszych obecnie polskich drużyn.

Przecież do Łodzi przyjechał trener Smuda, który jeszcze nie tak dawno święcił triumfy w lidze w roli szkoleniowca Widzewa, przecież w krakowskiej Wiśle wystąpił były lider drużyny gospodarzy, Ryszard Czerwiec. Ponadto wciąż spekuluje się na temat ewentualnego transferu widzewiaka Tomasza Łapińskiego właśnie do... krakowskiej Wisły. Oba zespoły nie mogły zagrać w najsilniejszych składach. Wśród łodzian zabrakło pauzujących z powodu kontuzji Mirosława Szymkowiaka, Marcina Zająca, Artura Wichniarka i bramkarza Sławomira Olszewskiego, który jednak, mimo bólu w kolanie, usiadł na ławce rezerwowych. Smuda zaś nie mógł skorzystać z leczących urazy Krzysztofa Smolińskiego i Grzegorza Kaliciaka.

Czekający z niecierpliwością na decyzję UEFA (sprawa trafienia nożem w głowę Dino Baggio podczas pucharowego meczu Wisły z Parmą), liczący na skuteczność odwołania i możliwość gry w eliminacjach Ligi Mistrzów w najbliższym sezonie, krakowianie obiecywali potraktować mecz z Widzewem prestiżowo, chcąc udowodnić ponad wszelką wątpliwość, że to właśnie im należy się krajowy prymat. Z kolei podopieczni trenera Marka Dziuby, świetnie spisujący się także w Pucharze Polski, czując na plecach oddech goniących ich w tabeli - poznańskiego Lecha i warszawskiej Legii, także myśleli o zdobyciu trzech punktów. Zwycięstwo przybliżyłoby łodzian do europejskich pucharów, a w razie nieprzychylnej dla Wisły decyzji oficjeli UEFA nawet do uczestnictwa w kwalifikacjach Champions League.

Mecz rozpoczął się od groźniejszych ataków gości. Najpierw w boczną siatkę strzelił Krzysztof Bukalski, a później próbował szczęścia z dystansu Ryszard Czerwiec. W pierwszym przypadku reprezentacyjny rozgrywający przymierzył zbyt wysoko, a w drugim rezerwowy bramkarz Widzewa, Marcin Ludwikowski, nie dał się zaskoczyć. W rewanżu samotną szarżę zaryzykował Marek Citko. Wpadł w pole karne, lecz kopnął piłkę wzdłuż bramki i zmarnował szansę.

W 21 minucie wbiegającego w „szesnastkę" Sławomira Gulę - fakt, że nieco przypadkowo - zahaczył Marek Zając i sędzia Zygmunt Ziober podyktował „jedenastkę" (telewizyjne powtórki udowodniły, ze przewinienie miało miejsce kilka centymetrów przed linią pola karnego, więc miejscowym należał się tylko rzut wolny). Bramkarz Artur Sarnat rzucił się tam, gdzie skierował piłkę Andrzej Michalczuk, ale... nie dosięgną futbolówki. Przegrywając 0:1, jeszcze przed przerwą, goście podkręcili tempo, lecz omal nie nadziali się na błyskawiczną kontrę widzewiaków. Aktywny - choć wciąż nie tak błyskotliwy jak przed kontuzją - Citko nie podał w tempo do Dariusza Gęsiora i obrońcy Wisły zażegnali niebezpieczeństwo.

W pierwszej połowie podopieczni trenera Smudy posiadali minimalną przewagę w polu, częściej wykonywali rzuty rożne i strzelali w kierunku bramki Ludwikowskiego, ale zawodzili pod względem skuteczności (nie stworzyli w tym czasie nawet jednej stuprocentowej okazji!). Dowodzący defensywą łodzian Łapiński umiejętnie dyrygował grą obronną całej drużyny, a Radosław Michalski, Dariusz Gęsior, Rafał Kaczmarczyk i Maciej Terlecki inicjowali kontrataki.

Po zmianie stron, wbrew powszechnym przewidywaniom, Wisła wcale nie rzuciła się do zdecydowanego szturmu. Mało tego, rozgrywając piłkę w środkowej części boiska jej pomocnicy gubili się, pozwalając rywalom na konstruowanie akcji zaczepnych. Już w pierwszym kwadransie widzewiacy mogli podwyższyć wynik spotkania, ale Terlecki kilka razy minimalnie chybił. „Olimpijczyk" z Widzewa najbliższy szczęścia był w 60 minucie, gdy nie zdążył do futbolówki po podaniu Guli. Także Gula mógł zdobyć efektownego gola, ale po jego strzale z 12 metrów z dość ostrego kąta udaną interwencją popisał się Sarnat. Mistrzowie Polski, mniej agresywni niż w poprzednich meczach tej rundy, również mieli okazje, by pokonać Ludwikowskiego. Tomasz Frankowski i rezerwowy Daniel Dubicki nie potrafili jednak wykorzystać pojedynczych błędów Łapińskiego i bramkarza Widzewa.

Rafał NAHORNY


ZDANIEM TRENERÓW

Franciszek Smuda (Wisła):

Pragnę serdecznie podziękować łódzkiej publiczności za znakomite powitanie na stadionie Widzewa. Była wspaniała i bardzo się cieszę, że o nas nie zapomniała. Mówiąc „o nas" mam na myśli także Ryśka Czerwca, który przecież przyczynił się również do sukcesów Widzewa. Widzę, że mimo wyjazdu „za chlebem" do Krakowa mam nadal w włókienniczym wiernych sympatyków. Mecz stał na bardzo dobrym poziomie i było to piłkarskie widowisko, które każdemu mogło przypaść do gustu. Więcej takich spotkań w naszej ekstraklasie. Nie zwykłem nigdy gdybać, ale w tym miejscu sobie na to pozwolę. Gdyby sędzia Zygmunt Ziober z Przemyśla nie podyktował rzutu karnego, najpewniej byłoby jeszcze więcej podbramkowych sytuacji. W takich meczach nie wolno dyktować takich właśnie jedenastek, ponieważ zagranie Marka Zająca w polu karnym wynikało po prostu z męskiej walki. I ten jedyny gol ustawił spotkanie obu zespołów Widzew się bronił i chciał do końca dowieźć korzystny dla siebie rezultat i tak też się stało. Lider strzelców Tomek Frankowski nie grał źle, ponieważ tak po prostu porusza się po boisku i czeka na dogodne sytuacje podbramkowe. W środowym meczu nie udało się jednak mojemu napastnikowi zmusić do kapitulacji łódzkiego golkipera. Mamy jeden procent szans na to, by władze UEFA zawiesiły nam karę nałożoną na klub po meczu z AC Parma. Nie wiemy zatem, czy w ogóle w najbliższym sezonie wystąpimy w europejskich pucharach, na razie radujemy się z mistrzostwa Polski.

Marek Dziuba (Widzew):

Cieszę się ze zwycięstwa, choć zostało odniesione w najniższych rozmiarach. Drużyna spełniła w stu procentach założenia taktyczne i za to dziękuję zawodnikom. Wiedzieliśmy, że przeciwnicy będą rywalizować z jednym wysuniętym zawodnikiem. Był nim Tomasz Frankowski, natomiast sześciu piłkarzy w środku pola miało umiejętnie rozegrać piłkę i stworzyć przez to groźne sytuacje na naszym polu karnym. Mimo to, musiałem w przerwie meczu jeszcze raz zwrócić uwagę na sposób poczynań mistrzów Polski na boisku. Skróciliśmy pole gry, bliżej podeszliśmy do rywali i to przyniosło spodziewane efekty. Sukces przybliża nas do gry w europejskich pucharach, może nawet w Lidze Mistrzów. Widzę, że mój przyjaciel Franek uśmiechał się pod nosem, ale nie zamierzamy na siłę zabierać im miejsca na europejskiej arenie. Powiedziałem jedynie, że istnieje taka szansa. Przed rundą wiosenną założyliśmy sobie, że na równi traktujemy Puchar Polski i rywalizację o mistrzowskie punkty w ekstraklasie. Słowa dotrzymujemy. Chciałbym w imieniu swoim jak i zawodników pogratulować Franciszkowi Smudzie i jego zespołowi miana najlepszej drużyny w kraju. Cieszymy się, bo przecież pokonaliśmy nowego mistrza Polski.

Aszu.


RYSZARD CZERWIEC:

NIE UDAŁO SIĘ PRZECIWKO swoim byłym kolegom grał bardzo dobrze i starał się za wszelką cenę strzelić gola. Sztuka się nie powiodła, choć momentami był o krok od powodzenia, lecz futbolówka wielokrotnie mijała łódzką bramkę. Niekiedy o kilka centymetry. O kim mowa? O Ryszardzie CZERWCU, który przecież zapisał się w historii Widzewa, a teraz tworzy swój nowy futbolowy rozdział w barwach krakowskiej Wisły. - Nie miałem zbyt wielkiego pojęcia o grze niedawnych moich kolegów. Oglądałem jedynie mecz łódzkiego zespołu w telewizji przeciwko warszawskiej Legii. Mogłem więc zorientować się, że w drugiej połowie podopieczni Marka Dziuby wyraźnie spuścili z tonu. To potwierdziło się w środowej konfrontacji na stadionie przy Alei Piłsudskiego. Mieliśmy w końcówce spotkania zdecydowaną przewagę, ale niestety nie potrafiliśmy tego wykorzystać. Tak bardzo chciałem zdobyć gola, ale tym razem chyba źle miałem... nastawiony celownik. Gratuluję chłopakom z Łodzi sukcesu. My nie przyjechaliśmy tutaj po to, by przegrać. Zadecydował o końcowym wyniku przypadkowy rzut kamy. Faktów jednak nie da się już zmienić. Sympatycy naszej „Białej gwiazdy" chyba zauważyli, że po zdobyciu mistrzostwa Polski zbyt długo nie świętowaliśmy sukcesu. Do końca ligi pozostały jeszcze cztery mecze i w każdym z nich będziemy walczyli o zwycięstwo.


ANDRZEJ MICHALCZUK:

GANIAŁEM FRANKOWSKIEGO

Przemierzyłem na boisku niezliczoną ilość kilometrów w pogoni za Tomaszem Frankowskim, liderem strzelców ekstraklasy. Najważniejsze, że tym razem nie wpisał się na listę strzelców. Byłem pewien, że wykorzystam jedenastkę. Co prawda bramkarz krakowskiej Wisły wyczuł moje intencje, ale najważniejsze, że futbolówka wpadła do siatki. Wygraliśmy i nic więcej się nie liczy.

Aszu.


Wideo

>>> cały mecz