2000.09.14 Real Saragossa - Wisła Kraków 4:1

Z Historia Wisły

2000.09.14, I runda Pucharu UEFA, Saragossa, La Romareleda, 21:30, czwartek
Real Saragossa 4:1 (1:1) Wisła Kraków
widzów: 25.000
sędzia: Edgar Steinborn (Niemcy)
Bramki

Roberto Acuña 31'
José Ignacio 53'
Yordi 65'
Yordi 68'
0:1
1:1
2:1
3:1
4:1
12' Radosław Kałużny




Real Saragossa
4-4-2
Juanmi
Grafika:Zk.jpg Pablo
Grafika:Zk.jpg Xavier Aguado
Paco Jémez
Martin Vellisca
Juanele
Roberto Acuña
José Ignacio
Garitano grafika: Zmiana.PNG (65’ Marcos Vales)
Jamelli grafika: Zmiana.PNG (46’ Yordi)
Alen Peternac grafika: Zmiana.PNG (70’ Vladislav Radimov)

trener: Juan Manuel Lillo
Wisła Kraków
4-5-1
Artur Sarnat
Arkadiusz Głowacki
Kazimierz Moskal grafika:kontuzja.png grafika: Zmiana.PNG (77’ Grzegorz Pater)
Marcin Baszczyński Grafika:Zk.jpg
Maciej Żurawski
Radosław Kałużny
Grzegorz Niciński
Ryszard Czerwiec grafika: Zmiana.PNG (71’ Marek Zając)
Kamil Kosowski
Olgierd Moskalewicz
Tomasz Frankowski grafika: Zmiana.PNG (60’ Tomasz Kulawik)

trener: Orest Lenczyk
Kapitan: Radosław Kałużny

Bramki: 4-1
Strzały: 19-9
Strzały celne: 6-5
Spalone 6-0
Żółte kartki: 2-1
Czerwone kartki: 0-0

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy
Pamiątki z meczów prezentowane w Legends Corner
Pamiątki z meczów prezentowane w Legends Corner

Spis treści

Relacje meczowe

PUCHAR UEFA, PIERWSZA RUNDA, SEZON 2000/2001, 14 WRZEŚNIA 2000, GODZ. 21:30
4 REAL Saragossa - WISŁA Kraków 1
Acuna 31' 12' Kałużny
Jose Ignacio 53'
Yordi 65'
Yordi 68'


Sędziował: Steinborn (Niemcy)
Widzów: 25 000

KONIEC MARZEŃ?

Stadion La Romareda
Stadion La Romareda

W ostatnim meczu Wisła strzeliła 4 bramki, dziś tyle samo straciła. Niestety, tym samym niemal pogrzebała szanse na awans do drugiej rundy Pucharu UEFA. Nadzieje kibicom Wisły dała wspaniała bramka niezawodnego Radosława Kałużnego, lecz później było już tylko gorzej. O ile pierwsza połowa zakończyła się remisem 1:1, to w drugiej na murawie panowali już tylko piłkarze gospodarzy. Wisła trzy bramki straciła w ciągu piętnastu minut.

Trener Orest Lenczyk ma w swym zwyczaju zaskakiwanie składem wyjściowej jedenastki, tym razem niespodzianką była osoba Macieja Żurawskiego na pozycji prawego pomocnika. Nie jestem jednak pewien, czy było to dobre posunięcie. Hiszpanie atakowali głównie lewą stroną boiska wykorzystując słabą grę obronną Maćka. Wydaje się, że Orest wciąż nie może znaleźć właściwej osoby na prawą flankę. Marek Zając razi słabą zwrotnością i techniką co po raz kolejny udowodnił także w końcówce tego meczu. Także Grzegorz Pater nie może znaleźć uznania w oczach trenera.

Mecz rozpoczął się bardzo obiecująco. Wiślacy nastawili się na szybkie kontry i kilkakrotnie napędzili sporego strach obrońcom i kibicom drużyny z Saragossy. Gra była dość wyrównana, Wisła grała bez respektu dla rywala na co najlepszym dowodem jest cudowna bramka Radosława Kałużnego. Z lewego skrzydła piłkę do Moskalewicza zagrał Ryszard Czerwiec, a ten znalazł Radka Kałużnego. Pomocnik Wisły strzelił z ponad 20 metrów z pierwszej piłki w taki sposób, że ta wylądowała w samym okienku bezradnego Juanmiego (asysta: Moskalewicz) Miłe złego początki jak mawiają... Już dwie minuty później Sarnat znalazł się w opałach, gdy napastnik gości zdecydował się na strzał z przewrotki. Piłkarze Realu całkowicie opanowali środek boiska, gdzie niepodzielnie panował Acuna. Właśnie on doprowadził po pół godzinie gry do wyrównania. Strzelał z około 28 metrów - piłka wpadła tuż obok słupka. Ataki gospodarzy nie ustawały, a najlepszy obraz gry daje statystyka mówiąca o posiadaniu piłki - 65% dla Saragossy, 35% dla Wisły. Gospodarze najczęściej atakowali skrzydłami. Jednak dośrodkowania zazwyczaj wybijali obrońcy Wisły, bądź padały łupem Artura Sarnata. Nie było w tej pierwszej połowie wielu sytuacji podbramkowych. Gra wyrównała się dopiero na pięć minut przed końcem pierwszej połowy. Wtedy w idealnej sytuacji znalazł się Kosowski, którego na prawym skrzydle znalazł Czerwiec, lecz z prawej nogi strzelił nad poprzeczką. Chwilę później w podobnej sytuacji piłki nie zdołał opanować Moskalewicz. Na przerwę jednak piłkarze Wisły schodzili w dobrych nastrojach, a kibice mieli nadzieje na dobry rezultat. Tym bardziej, że wiślacy za kadencji Lenczyka zazwyczaj dużo lepiej prezentują się w drugich połowach.

Jak się okazało były to nadzieje pozbawione sensownych podstaw. Piłkarze czwartej drużyny hiszpańskiej ekstraklasy pokazali miejsce w europejskim szyku wicemistrowi Polski. Jeszcze tuż po przerwie wiślacy przeprowadzili ładną kontrę zakończoną strzałem Moskalewicza. Jeszcze chwilę później ponownie uderzał Moskalewicz, lecz sędzia nie odgwidzał zagrania ręką, po którym piłka straciła impet. Jak się jednak okazało były to ostatnie podrygi. Krakowianie zostali okrutnie skarceni za ofensywną grę w tym fragmencie meczu.
W 53 minucie gospodarze rozpoczęli koncert. Na strzał spoza pola karnego zdecydował się Jose Ignacio - piłka otarła się o Kałużnego i wpadła do siatki centymetry obok zaskoczonego Sarnata. Należy zadać sobie pytanie, czy piłka rzeczywiście tak bardzo zmieniła lot, że Sarnat nie miał szans na poprawną interwencję, czy po prostu przepuścił zwykłą szmatę. Nie zmienia to jednak faktu, że gospodarze złapali wiatr w żagle i nie schodzili z połowy wiślaków. Dwa kolejne gole dołożył rezerwowy - Yordi, który ostatecznie pognębił krakowian. Przy bramkach tych (szczególnie na 3:1) sporych błędów w kryciu dopuścili się obrońcy Wisły. Przy obu golach Yordi miał sporo swobody. Jego trafienia przedzielił ładny strzał Olgierda Moskalewicza z rzutu wolnego - prosto w okienko, lecz bramkarz gospodarzy zdołał złapać za słabo uderzoną piłkę. To był jednak jeden z niewielu pozytywnych momentów w grze wiślaków w drugiej połowie. Połowie, o której my kibice zechcemy jak najszybciej zapomnieć. Trzy bramki to bowiem najniższy wymiar kary - jeszcze w ostatniej minucie gospodarze dwukrotnie bliscy byli zdobycia kolejnych bramek.

Do chwili stracenia bramki na 3:1 chwalić można było postawę defensywy. Bardzo dobrze zagrał Kazimierz Moskal. Nie tylko skutecznie przerywał liczne akcje gospodarzy, lecz także nierzadko dobrymi podaniami inicjował akcje ofensywne. Boisko musiał opuścić na kilkanaście minut przed końcem meczu z powodu urazu (na pozycji stopera zastąpił go Arkadiusz Głowacki).
Wiśle zabrakło atutów w linii środkowej. Niewidoczny był Ryszard Czerwiec, często niecelnie podawał Radosław Kałużny. Są to piłkarze na których najbardziej liczą kibice i powinni oni grać na wyższym poziomie (Kałużnego po części usprawiedliwia wspaniała bramka). Całkowicie odcięty od podań był Tomasz Frankowski, a co to oznacza w jego przypadku wszyscy doskonale wiemy. Lepiej zagrał jego partner z ataku - Olo Moskalewicz, lecz jemu nieobca jest walka bark w bark w obrońcami drużyny przeciwnej. Aktywny i błyskotliwy, grał bez respektu dla rywala - jedna z jaśniejszych postaci w drużynie Wisły.

Pamiętajmy jednak, że piłka jest okrągła, a bramki są dwie. Dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe - rewanż w Krakowie za dwa tygodnie!

[Mateusz Miga]
1. Artur Sarnat
6. Arkadiusz Głowacki
7. Kazimierz Moskal do 77'
4. Marcin Baszczyński
9. Maciej Żurawski
2. Radosław Kałużny 1
16. Grzegorz Niciński
10. Ryszard Czerwiec do 71'
5. Kamil Kosowski
29. Olgierd Moskalewicz
21. Tomasz Frankowski do 60'


11. Tomasz Kulawik od 60'
15. Marek Zając od 71'
8. Grzegorz Pater od 77'
Najlepszy zawodnik Wisły: ?


Real: Juanmi - Pablo, Aguado, Paco, Martin Vellisca - Juanele, Acuña, Jose Ignacio, Garitano (65 Marcos Vales) - Jamelli (46 Yordi), Peternac (70 Radimow)


DRUGIM OKIEM

Przed wyjazdowym meczem Wisły z Saragossą kibice, trenerzy i sami piłkarze po cichu pewnie liczyli na remis. Marzenia te szybko zostały rozwiane, mimo że podopieczni Oresta Lenczyka do przerwy utrzymywali korzystny rezultat. Jednak poziom gry zaprezentowany przez obie drużyny jeszcze w piewszej połowie spotkania rozwiewał wszelkie wątpliwości co do ostatecznego rezultatu meczu...

Drużyny z Półwyspu Iberyjskiego "od zawsze nie leżały" polskim piłkarzom. Gracze hiszpańscy jeszcze nigdy w historii nie przegrali pucharowej rywalizacji z Polakami. Po pierwszym meczu Wisły z Saragossą trudno się takiemu biegowi wydarzeń specjalnie dziwić. Hiszpanie grają piłkę szybką, kombinacyjną, opartą przede wszystkim na znakomitym przygotowaniu technicznym i szybkościowym. Piłkarze z Saragossy przy zawodnikach Wisły wyglądali niczym "nadludzie": wygrywali niemal wszystkie pojedynki jeden na jeden, znakomicie rozgrywali piłkę, stosując liczne podania i przerzuty na drugą stronę boiska. Konstruowali liczne akcje ofensywne na pograniczu spalonego, często wyprzedzając naszych obrońców.

Wiślacy mogli pokazać niewiele; przede wszystkim: ambicję, nieustępliwość i waleczność. Dysponując jednak kolosalnie mniejszymi umiejętnościami mogli zdziałać tyle co zdziałali. Po początkowym naporze Hiszpanów zdobyli sensacyjną bramkę dającą prowadzenie. Zawodnicy Saragossy szybko jednak zapomnieli o utracie gola i dalej "grali swoje", spychając krakowian do głębokiej defensywy. W całym meczu bardzo często dochodziło do sytuacji, że wiślacy nie byli w stanie wyjść z piłką z własnej połowy! Momentami wydawało się, że Hiszpanów jest przynajmniej o dwóch więcej.

Wszystkie bramki dla Saragossy padły po błędach obrony. Pierwszy stracony gol, to bierna postawa obrony na strzał Acuñi i niepewna interwencja Sarnata. Druga bramka to błąd obrońców, którzy dopuścili do oddania strzału z czystej pozycji oraz Kałużnego i Sarnata. Trzeci gol jest winą Kosowskiego - spóźnił się przy zastawianiu pułapki ofsajdowej, czwarta bramka obciąża głównie konto naszego golkipera, który po centrze z prawej strony pozwolił na oddanie strzału głową z czterech metrów. Jednak czy przy tak ustawicznym "nękaniu" krakowian, to z lewej to z prawej strony, można było tych błędów nie popełnić? Być może mogło być ich mniej, lub też więcej... Rozmiary porażki mogły być różne, przegrana, moim zdaniem, była jednak nieunikniona.

We wstępie do tego spotkania napisałem, że będzie to mecz świadczący nie tylko o poziomie Wisły, ale przede wszystkim polskiego piłkarstwa. Hiszpanie pokazali nam dokładnie nasze miejsce w szeregu. Jesteśmy piłkarsko narodem bardzo słabym i nie zmieni tego jeden wygrany mecz reprezentacji Polski z Ukrainą. Nie wyobrażam sobie, by inna polska drużyna mogła osiągnąć w Saragossie rezultat korzystny. Dowodzą tego czwartkowe wyniki innych naszych "pucharowiczów": Polonii i Ruchu. Drużyny te łatwo przegrały na własnych stadionach z zespołami uważanymi za klasowe. Nam, jako kibicom "Białej Gwiazdy" pozostaje już tylko mieć nadzieję na osiągnięcie honorowego rezultatu z Saragossą w Krakowie, jak również emocjonowanie się krajowymi rozgrywkami. Póki co, w Europie nie mamy czego szukać...
[Rafał Oramus]

Źródło: wislakrakow.com

Galeria kibicowska: