2000.09.28 Wisła Kraków - Real Saragossa 4:1

Z Historia Wisły

2000.09.28, I runda Pucharu UEFA - rewanż, Kraków, Stadion Wisły,
Wisła Kraków 4:1 (0:1) 4:3 w karnych Real Saragossa
widzów: 7.000
sędzia: Morgan Norman (Szwecja)
Bramki

Kelechi Iheanacho 51'
Tomasz Frankowski 55'
Kazimierz Moskal 61'
Tomasz Frankowski 88'
0:1
1:1
2:1
3:1
4:1
5' (sam.) Marcin Baszczyński




Wisła Kraków
4-5-1
Artur Sarnat
Arkadiusz Głowacki
Grafika:Zk.jpg Tomasz Kulawik grafika: Zmiana.PNG (46' Grzegorz Niciński)
Kazimierz Moskal
Marcin Baszczyński
Ryszard Czerwiec grafika: Zmiana.PNG (46' Łukasz Sosin)
Marek Zając
Kamil Kosowski
Olgierd Moskalewicz grafika: Zmiana.PNG (46' Kelechi Iheanacho)
Tomasz Frankowski
Maciej Żurawski

trener: Orest Lenczyk
Real Saragossa

Juanmi
Pablo Grafika:Zk.jpg
Aguado
Paco
Lanna
Acuna
Aragon
Garitano Grafika:Zk.jpg grafika: Zmiana.PNG (93' Grafika:Zk.jpg Jose Ignacio)
Marco Vales Grafika:Zk.jpg grafika: Zmiana.PNG (66' Vellisca)
Juanele
Peternac grafika: Zmiana.PNG (74' Yordi)

trener: Juan Manuel Lillo
Rzuty karne wykonywali ze strony Wisły: Maciej Żurawski, Marek Zając, Arkadiusz Głowacki, Marcin Baszczyński - obroniony, Tomasz Frankowski

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Relacje meczowe

To się wspomina latami

KRAKÓW, 28.9. Takie mecze wspomina się latami. To co wczoraj wydarzyło się na stadionie przy ulicy Reymonta przeszło najśmielsze oczekiwania nawet największych optymistów. Wisła przegrała w Saragossie 1:4, już w 4 minucie Marcin Baszczyński strzelił głową samobójczego gola, w przerwie trener Orest Lenczyk posadził na ławce rezerwowych: Tomasza Kulawika, Ryszarda Czerwca i Olgierda Moskalewicza, a mimo to krakowianie zdołali awansować do drugiej rundy Pucharu UEFA!

Mecz mógł się dla Wisły ułożyć znakomicie, ale w 3 minucie Maciej Żurawski nie zdołał wykorzystać sytuacji sam na sam z Juanmim, potem miała miejsce niefortunna interwencja Baszczyńskiego i wydawało się. że losy awansu zostały definitywnie przesądzone. Do przerwy Wisła częściej atakowała, zwłaszcza lewym skrzydłem, na którym szalał Kamil Kosowski, ale zbyt wielu okazji do zdobycia gola krakowianom nie udało się stworzyć. W przerwie słychać było same narzekania. Czy ktoś jeszcze wierzył?

Tymczasem po zmianie stron i roszadach dokonanych przez trenera Lenczyka na murawie zaczęły się dziać rzeczy niesamowite. Najpierw po strzale głową Łukasza Sosina jeden z Hiszpanów wybił piłkę sprzed bramki. Za chwilę, po rzucie rożnym znowu główkował Sosin. Tym razem piłkę wybijał Aguado. Futbolówka trafiła do Kechiego Iheanacho, a ten z ostrego kąta oddał natychmiastowy strzał. Wprawdzie piłka nie doleciała do siatki, bo zatrzymał ją jeden z zawodników Realu. ale arbiter dostrzegł, że przekroczyła ona linię bramkową. 1:1 i w Wisłę wstąpił nowy duch. Chwilę później Tomasz Frankowski w swoim stylu sfinalizował kontratak i Hiszpanom zajrzał w oczy strach. Powiększył się on, gdy w 61 minucie Kazimierz Moskal z 18 metrów wypalił idealnie w „okienko".

Właśnie Moskal, który po przerwie został przesunięty do drugiej linii był prawdziwym reżyserem ataków Wisły. Teraz z kolei na prawej stronie szalał Iheanacho, który niekonwencjonalnymi dryblingami mijał zawodników Realu. W 73 minucie dobrej sytuacji spudłował Grzegorz Niciński, w 81 minucie Juanmi obronił groźny strzał Frankowskiego.

Wreszcie przyszła 88 minuta. Po faulu na Iheanacho rzut wolny wykonywał Kosowski. Posłał centrę na pole karne, a tam zaczął się horror. Najpierw w poprzeczkę uderzył Sosin, potem Niciński, wreszcie piłka trafiła do Frankowskiego, a ten z bliska wepchnął ją do siatki.

Dogrywka. Wiślacy byli coraz bardziej zmęczeni, ale nie ustawali w wysiłkach mających na celu zdobycie gola. W 109 minucie Sosin strzelił tuż obok słupka, minutę później po dośrodkowaniu Iheanacho piłkę po strzale głową Sosina wyłapał Juanmi. Ale też i Real miał szanse na rozstrzygnięcie tej rywalizacji przed serią rzutów karnych. W 112 minucie Artur Sarnat obronił strzał Juanele, tuż przed końcem dogrywki za samobójczego gola zrehabilitował się Baszczyński, gdy stojąc na linii bramkowej wybił głową zmierzającą do siatki piłkę.

Serię rzutów karnych udanie rozpoczął Maciej Żurawski, potem wyrównał Aragon. Na 2:1 podwyższył Marek Zając, a do remisu doprowadził Acuna. Potem z zimną krwią karnego wykorzystał Arkadiusz Głowacki, a za moment Sarnat obronił strzał Juanele. Następnie Juanmi obronił jedenastkę wykonywaną przez Baszczyńskiego, a na 3:3 wyrównał Yordi.

W ostatniej serii próbę nerwów wytrzymał Frankowski, natomiast Jose Ignacio posłał piłkę obok słupka.

A potem były już tylko niesamowita radość. Hiszpanie szybko uciekli do szatni, a piłkarze. Wisły dzieli swoją radość z kibicami, którzy wspaniale wspierali ich dopingiem. Po raz pierwszy w historii polski zespół okazał się lepszy od hiszpańskiego w rywalizacji o europejskie puchary!

GRZEGORZ WOJTOWICZ

"Tempo" z 2000.09.29

Był taki mecz...

Drużyna z Hiszpanii tuż przed pamiętnym meczem.
Drużyna z Hiszpanii tuż przed pamiętnym meczem.
Fragment meczu: Żurawski w walce o piłkę.
Fragment meczu: Żurawski w walce o piłkę.
...który Wisła wygrała, choć nikt nie wie dlaczego.

W środę, a więc dzień przed rewanżowym meczem z Vitorią Guimaraes minie dokładnie pięć lat od dnia, w którym Wisła wygrała z Realem Saragossa i awansowała do drugiej rundy Pucharu UEFA.

Rywalizacja z Saragossą rozpoczęła się w Hiszpanii i już w pierwszym meczu podopieczni Oresta Lenczyka zafundowali swoim kibicom huśtawkę nastrojów. Rozpoczęło się świetnie, bo od fantastycznego gola Radosława Kałużnego, później było już tylko gorzej, stracone cztery bramki, stracone nadzieje na awans. Tylko najwięksi optymiści mogli liczyć, że w meczu rewanżowym Wisła strzeli drużynie z Primera Division conajmniej trzy bramki, nie tracąc przy tym żadnej.

W meczu rewanżowym nie mógł zagrać przeziębiony Kałużny. Mecz odbywał się w tygodniu, w popołudniowej porze (wtedy na wiślackim stadionie nie było jeszcze jupiterów), więc na stadion pofatygowało się niewielu kibiców (około 6 tysięcy). Pozostali obserwowali spotkanie za pośrednictwem TVP. Słaba gra wiślaków i usypiający komentarz Andrzeja Szeląga sprawiły, że pewnie większość z nich po pierwszej połowie miała ochotę wyłączyć telewizor.

- Wtedy była jeszcze mniejsza wiara w awans niż teraz. Zespół z Saragossy grał dobrze, w pierwszej połowie praktycznie nie istnieliśmy i często nie wiedzieliśmy w ogóle co się dzieje - wspomina dzisiaj Kazimierz Moskal, który był jednym z ojców tego niesamowitego zwycięstwa. - Na boisko wyszliśmy tylko po to, by zrehabilitować się w oczach kibiców. Nikomu nawet nie chodziła po głowie możliwość awansu, tym bardziej, że mecz zaczął się zupełnie nie po naszej myśli. Nie wiem jak to wyglądało z boku, ale na boisku można było odnieść wrażenie, że chcieliśmy, aby ten mecz skończył się jak najszybciej.

Zanim więc ci kibice, którzy jeszcze wierzyli w awans, zdążyli wygodnie usadowić się na stadionie, resztek nadziei pozbawił ich Marcin Baszczyński. "Baszczu", dla którego mecz z Saragossą był prawdziwą traumą, wpakował piłkę do własnej bramki. Za komentarz tej sytuacji niech posłużą słowa Artura Sarnata: - Baszczu, kuuuuuur***. Myśląc o awansie, wiślacy musieli teraz strzelić nie trzy, a cztery gole...

Magia tego meczu rozpoczęła się w przerwie. - Zaraz po gwizdku kończącym pierwszą połowę pytaliśmy siebie nawzajem czy gramy dalej. Gramy, gramy - padały odpowiedzi - opowiada Moskal. - W przerwie panowała kompletna cisza. Coż mógł nam powiedzieć trener, skoro przed meczem uczulał nas, że najgorsze co może nam się zdarzyć to szybko stracona bramka?! Pewnie nawet nie wyobrażał sobie, że może to być trafienie samobójcze... Przeprowadził tylko trzy zmiany i wróciliśmy na boisko. Lenczyk zagrał va banque dokonując całkowicie zaskakujących roszad. Z boiska zdjął Ryszarda Czerwca, Tomasza Kulawika i Olgierda Moskalewicza - zawodników którzy w tamtych czasach w dużym stopniu stanowili o sile Wisły. - Nie mam pojęcia co się będzie działo w drugiej połowie - rzucił do piłkarzy i wyszedł z szatni. To co zobaczył, przerosło jego oczekiwania.

Zaraz po przerwie bramkę kuriozum zdobył ten, po którym tego zupełnie nie oczekiwano - Kelechi Iheanacho. Było to jego jedyne trafienie w historii występów w drużynie Wisły. W 51 minucie zacentrował piłkę w pole karne, a do siatki wrzucił ją sobie bramkarz Saragossy, Juanmi. - Ten gol troszeczkę odwrócił losy tego meczu, ale tak naprawdę w możliwość odrobienia strat uwierzyliśmy dopiero po tym goli na 3:1. Wtedy dostaliśmy skrzydeł - wspomina Moskal, z resztą autor trzeciego trafienia. Piłka siadła mu tak kilka razy w karierze - potężna bomba w okienko bramki rywali. Zanim do tego doszło, gola na 2:1 zdobył Tomasz Frankowski. Trzy bramki w dziesięć minut, lecz do wyrównania stanu dwumeczu brakowało jeszcze jednego gola.

Ten ostatni był jeszcze bardziej niesamowity niż pierwszy. W ogromnym zamieszaniu podbramkowym piłka dwukrotnie(!) odbijała się od poprzeczki, wreszcie do siatki wpakował ją Frankowski. To była 88 minuta meczu. W dogrywce obie drużyny miały okazje do zdobycia gola. Zrehabilitował się Baszczyński, który w 118 minucie wybił piłkę z linii bramkowej. Rzuty karne to była praktycznie formalność. Rzadko wygrywa je drużyna, która wcześniej zostaje rozbita, tak jak Saragossa. Pecha znów miał jedynie Baszczyński, który strzelił słabo i bramkarz rywali złapał piłkę.

- Nie mogę patrzeć na moich piłkarzy. Grali fatalnie, lekceważąc rywala i to się zemściło - powiedział po meczu trener gości, Juan Manuel Lillo. O zlekceważeniu przez rywali mówił też Lenczyk, który drugą połowę spędził siedząc na murku popijając wodę z bidonu.

Po meczu wsiedliśmy w auta i klaksonami ogłosiliśmy światu, że w Krakowie zdarzył się "cud nad Wisłą". Pięć lat później czekamy na kolejny cud, bo tylko on może dać nam awans do fazy grupowej Pucharu UEFA. Wtedy polska drużyna po raz pierwszy wyeliminowała z europejskich pucharów Hiszpanów. Do tej pory żaden polski klub nie potrafił ograć Portugalczyków...

Skład Wisły z meczu z Saragossą: Sarnat - Baszczyński, Moskal, Kulawik (46 Niciński), Głowacki - M.Zając, Czerwiec (46 Sosin), Moskalewicz (46 Iheanacho), Kosowski - Frankowski, Żurawski.

Jak zagrać, by znów zdarzył się cud, podpowiada Kazimierz Moskal:

- Czy trener Engel powinien, wzorem Oresta Lenczyka, postawić na całkiem zwariowany skład? Nie wiem. Kibice i ludzie skupieni wokół klubu mamy w pamięci Saragossę i w takich chwilach przypominamy ten mecz, licząc na powtórkę. Ja już kilkanaście minut po przegranym meczu z Vitorią powiedziałem chłopakom, że rewanż jest dopiero za dwa tygodnie i jeszcze nic straconego. Teraz jest więcej takich wariatów jak ja, którzy liczą na awans. Oczywiście nie możemy zakładać, że wygramy 4:0, nastawiać się na hura-ataki, w których wszyscy będą chcieli strzelać bramki, bo tak się nie da. Lepiej przegrać 4:1 niż 3:0, bo teraz jedna chwila nieuwagi może wszystko zepsuć. Trzeba wyjść grać swoje, walczyć o zwycięstwo i jak najwięcej bramek. Wydaje mi się za to, że Vitoria jest słabsza piłkarsko od Saragossy, choć ciężko to porównwywać.

- Na tamtym meczu było bardzo mało kibiców. Dzień później gazety napisały - "niech żałują ci, których nie było". Myślę, że po meczu z Lechem, na rewanż z Vitorią, przyjdą nawet ci, którzy wcześniej nie wybierali się to spotkanie.

(mat19)

Źródło: wislakrakow.com

Przez ciernie do gwiazd (Wisła - Saragossa 4:1)

Było to 28 września 2000 roku. W Krakowie zaplanowano na ten dzień rewanżowy mecz I rundy Pucharu UEFA pomiędzy Wisłą a Realem Saragossa. Z racji trwających w Sydney Igrzysk Olimpijskich oraz wyniku pierwszego meczu - zakończonego bezproblemowym zwycięstwem Hiszpanów w stosunku 4:1 - nie wzbudzał on większego zainteresowania kibiców w Polsce. Oczywiście z wyjątkiem najwierniejszych sympatyków Wisły, których siedmiotysięczna rzesza przybyła na stadion przy ulicy Reymonta.

Po pięciu minutach gry niektórzy z nich chyba żałowali nieco swej decyzji. Chwilę wcześniej Marcin Baszczyński całkowicie zaskoczył Artura Sarnata i strzelił samobójczą bramkę. W tym momencie chyba nawet poczwórna dawka serotoniny nie byłaby w stanie przywrócić piłkarzom i kibicom Wisły dobrego nastroju. Do pauzy nie wydarzyło się nic godnego uwagi. Wiślacy grali ociężale, zaś pewni awansu Hiszpanie nie chcieli się zbytnio przemęczać.

"Co ten Lenczyk wyprawia" - dało się słyszeć tu i ówdzie na trybunach, gdy wiślacy wychodzili na drugą połowę. W przerwie boisko opuścili Czerwiec, Moskalewicz i Kulawik, a weszli nań Niciński, Iheanacho oraz Sosin. Wisła miała więc grać pięcioma nominalnymi napastnikami! Jak za Reymana!

Zaczyna się druga połowa. Na boisku niby te same drużyny co przed przerwą, ale jakoś gra zaczyna wyglądać inaczej. Biała Gwiazda już nie gra w tempie adaggio. 51 minuta. Rzut rożny dla Wisły. Główkuje Sosin. Hiszpanie wybijają piłkę z linii bramkowej. Strzał Iheanacho. Bramkarz odbija. Piłka leci do bramki. Hiszpanie znów wybijają. Tym razem jednak zza linii bramkowej. 1:1. Na trybunach słychać nieśmiałe: "Jeszcze trzy!".

55 minuta. Żurawski idzie prawą stroną jak burza. Dośrodkowanie. Leciutko zgrywa głową Niciński. Do „Franka”. Ten strzela i... 2:1. Na stadionie słychać: "Jeszcze dwa!". Tempo gry wiślaków to już nie jest nawet allegro. To jest presto. 61 minuta. Kolejny rzut rożny. Zamieszanie. Przy piłce Niciński. Odgrywa na siedemnasty metr do Moskala. Kaziu strzela. Jak z armaty. Bramkarz usiłuje wybić piłkę. Ta wyłamuje mu ręce i wpada pod poprzeczkę. 3:1! Kibice nie muszą już trawestować znanej przyśpiewki. Teraz krzyczą zgodnie z oryginałem: "Jeszcze jeden!". A tempo gry Wisły? Teraz to już jest prestissimo. Sunie atak za atakiem. Na połowie Wisły jest właściwie tylko Sarnat. Sytuacje mnożą się. Ale ciągle jest 3:1. Na trybunach wrzenie. Doping słychać chyba w Hiszpanii. Jeszcze tylko pięć minut. Czy zdążą? 88 minuta. Rzut wolny z prawej strony boiska. Kosowski dośrodkowuje. Marek Zając przedłuża piłkę. Trzeci metr od bramki. Sosin. Strzela. Poprzeczka. Niciński. Główka. Gol! Nie. Poprzeczka. Sosin. Metr do bramki. Chce strzelać. Źle trafia w piłkę. Co się dzieje?! Piłka leci wzdłuż bramki. Tam ktoś stoi!? To "Franek". Robi jakiś ruch nogą. Gdzie jest piłka? W bramce! Hiszpanie patrzą na sędziego. A ten... pokazuje na środek boiska. Bo niby czemu miałby pokazać inaczej. Jest 4:1! Kibice szczypią jeden drugiego. To jednak nie sen. Będzie dogrywka.

W dogrywce jest bardzo dramatycznie. Wiślacy są strasznie zmęczeni. Ale mają prawo. W czasie drugiej połowy wydatkowali energii za trzy mecze. Bronią się jednak dzielnie. Wreszcie 120 minuta meczu. A więc karne.

Pierwsze dwie kolejki - bezbłędne. Dla Wisły trafiają "Żuraw" i Marek Zając. Trzecia seria. Głowacki i 3:2 dla Wisły. Po chwili Sarnat broni strzał Juanele! Jest przewaga! Niestety, Juanmi też zna swój fach. Broni strzał... niech zostanie tajemnicą czyj. Piąta kolejka. Tomek Frankowski... 4:3. Sarnat patrzy głęboko w oczy Jose Ignacio. Hiszpan podbiega do piłki. Strzela mocno. Sarnat nie obroni. Ale nie musi. Strzał jest niecelny! Saragossa płacze. Aragonia płacze. Hiszpania płacze. Wisła jest wielka!


Tekst pochodzi z wydanego na 100-lecie Wisły albumu "Sto Lat w blasku Białej Gwiazdy".

wislakrakow.com (Dariusz Zastawny)

Źródło: wislakrakow.com