2001.08.01 Wisła Kraków - Skonto Ryga 1:0

Z Historia Wisły

2001.08.01, Liga Mistrzów, II runda eliminacyjna - rewanż, Kraków, Stadion Wisły, 17:30
Wisła Kraków 1:0 (0:0) Skonto Ryga
widzów: 4.000
sędzia: Nicolai Vollquartz z Danii
Bramki
Maciej Żurawski 86' 1:0
Wisła Kraków
4-4-2
Artur Sarnat
Marek Zając
Bogdan Zając
Arkadiusz Głowacki Grafika:Zk.jpg 77'
Kazimierz Moskal
Grzegorz Pater grafika: Zmiana.PNG (60’ Tomasz Frankowski)
Ryszard Czerwiec grafika: Zmiana.PNG (68’ Tomasz Kulawik)
Olgierd Moskalewicz
Kamil Kosowski
Maciej Żurawski
Grzegorz Niciński Grafika:Zk.jpg 56' grafika: Zmiana.PNG (78’ Marcin Baszczyński)

trener: Franciszek Smuda
Skonto Ryga
4-4-2
Andrejs Piedels
Valentins Lobaņovs
Mihails Zemļinskis
Arturs Zakresevskis
Oļegs Blagonadeždins
Orestas Buitkus grafika: Zmiana.PNG (80’ Audrius Kšanavičius)
Aleksander Rekhviashvili
Andrey Chernov grafika: Zmiana.PNG (63’ Levan Korgalidze)
Zurab Menteshashvili
Māris Verpakovskis Grafika:Zk.jpg 90'
Vladimirs Kolesničenko grafika: Zmiana.PNG (61’ Mihails Miholaps)

trener: Aleksandrs Starkovs

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Przed meczem

WSTĘP DO MECZU

Druga runda kwalifikacji Ligi Mistrzów, rewanż, 01.08.2001, godz. 17:30

Wisła - Skonto


Transmisja: TVP2 (początek o godz. 17:25) oraz LIVE! na www.futbol.pl
Ostatni mecz: 25.07.01 - Skonto 1:2 Wisła
Przewidywane składy:
Wisła:
Sarnat
Baszczyński (M.Zając), Moskal, B.Zając, Głowacki
Pater, Niciński (Sunday), Czerwiec, Kosowski
Moskalewicz, Żurawski
W Wiśle nie zagrają: Bukalski, Szczęsny, Szymkowiak, Frankowski (kontuzje), Paweł Brożek, Nawotczyński (świętują zdobycie Mistrzostwa Europy U-18)
Ostatnie doniesienia:
Bez Tomka Frankowskiego zagra Wisła w jutrzejszym meczu ze Skonto. "Franek" podczas meczu z Polonią nabawił się urazu pachwiny. Na szczęście kontuzja nie jest zbyt groźna.
Po pierwszym meczu Wisła prowadzi 2-1. W takim przypadku Łotyszom do awansu nie wystarczy nawet zwycięstwo 1-0. Bramki strzelone na wyjeździe liczą się podwójnie i dlatego Skonto musi wygrać dwiema, lub więcej bramkami; lub wygrać jedną bramką w stosunku większym niż 2-1. Jeśli natomiast mecz skończy się takim własnie wynikiem - dojdzie do dogrywki.
Wydaje się jednak, że taki scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny. Wisła powinna poradzić sobie ze Skonto i awansować do trzeciej rundy, gdzie czekać ją będzie dwumecz ze słynną Barceloną.
Wisła: Spokojnie po awans?
Po meczu z Polonią wśród kibiców Wisły zawrzało. Znów do głosu doszli przeciwnicy Franciszka Smudy. Wytykają brak koncepcji, zbyt duże przywiązanie do nazwisk, złe zmiany, wreszcie mówią, że poszczególni zawodnicy zagubili swoje walory. Do takich ocen zmusił ich nieudany mecz z Polonią. O ile we wcześniejszych meczach niedostatki w poziomie gry zakrywano wynikami, to teraz było to niemożliwe. Smuda na wszystkie zarzuty odpowiada spokojnie i rzeczowo. Jeśli jego nastrój udzieli się drużynie, poprawa powinna być widoczna już wkrótce - wszyscy chcemy w to wierzyć.
W środę natomiast wiślacy znów nie będą musieli się zapewne wspinać na wyżyny swoich umiejętności. Skonto to zespół słabszy od Polonii. Szkoda tylko, że ze składu wypadł Mirosław Szymkowiak. Mirek nie zagra nie tylko ze Skonto, ale także w sobotę z Widzewem. Szkoda, tym bardziej, że do niego nie można było mieć większych pretensji. Stwarzał bardzo duże zagrożenie przy rzutach wolnych - teraz tego zabraknie. Do składu powróci zatem Grzegorz Pater. Najwięcej niewiadomych jest w formacji obronnej. Być może z meczowej "11" wyleci Marcin Baszczyński, który słabo wypadł w niedzielę, nie grał także w pierwszym meczu przeciwko Skonto.
Skonto: Czekanie na kontry
Po pierwszym meczu mocno oberwało się trenerowi Skonto, Starkovsowi. Opinia publiczna, na czele z mediami wierzyła, że Skonto jest w stanie, a nawet powinno radzić sobie z drużynami klasy Wisły. Trener odbijał piłeczkę mówiąc, że w ogólnym przekroju piłka łotewska jeszcze nie może równać się z jej polską odmianą. Wydaje się, że więcej racji ma szkoleniowiec. Świadczą o tym nie tylko wyniki poszczególnych reprezentacji, ale także wcześniejsze wyniki pomiędzy drużynami klubowymi z Polski i Łotwy.
Pierwszy mecz potwierdził obserwacje Andrzeja Iwana - Skonto prezentuje polski drugoligowy poziom. Słaba pomoc, nie wiele lepsza obrona. Wydaje się, że głównym atutem Mistrza Łotwy jest duża szybkość graczy ofensywnych. Kolesnicenko, czy Cernovs nie raz okazywali się szybsi od naszych obrońców. To powoduje, że Skonto może być bardzo groźne przy kontrach, co zresztą udowodniło już w Rydze. Jeśli Wisła zagra nieskutecznie z przodu, te kontry mogą zadecyodować o powodzeniu gości. My jednak na awans dajemy im nie więcej niż 5% szans.
Mateusz Miga

Źródło: wislakrakow.com

Skonto 9:0 w lidze

Wczoraj w godzinach południowych samolotem czarterowym przyleciała na Balice ekipa mistrzów Łotwy, Skonto Ryga. Trener Andrejs Starkovs przywiózł do Krakowa 18 piłkarzy, tych samych, którzy byli w kadrze na pierwszy mecz z Wisłą, w Rydze. Podobnie jak i po pierwszym spotkaniu, wygranym 2:1 przez Wisłę, Starkovs uważa, iż w potyczce z faworyzowaną Wisłą stać ich jeszcze na niespodziankę. - Po wygranej w meczu ligowym 9:0 jesteśmy w dobrych nastrojach, chcemy pokazać w Krakowie, iż mistrz Łotwy potrafi grać w piłkę - mówił na konferencji prasowej Andrejs Starkovs. - W tym ligowym spotkaniu dałem odpocząć kilku podstawowym zawodnikom, oni są żądni wygranej tu, w Krakowie. Osobiście dobrze znam polski futbol, wiem o sukcesach waszej młodzieżowej piłki, o tym, że macie silne kluby. Ale nie ma przepaści między tym co my umiemy i tym co umie Wisła. Powalczyć na pewno jesteśmy w stanie. Wiemy jednocześnie, że Wisła ma za sobą wiele spotkań w europejskich pucharach, że grała w tych pucharach wielkie mecze. Jak choćby ten z ubiegłego roku z Saragossą. Doceniamy przeciwnika, ale się go nie boimy. Trener Starkovs ma w pamięci jedno z największych wydarzeń w historii 8-krotnego mistrza Łotwy, Skonto. - Graliśmy z Barceloną, to na Łotwie był jeden z pierwszych wielkich meczów. Motywacja dla piłkarzy z państwa, które chciało zaistnieć w europejskim futbolu, była ogromna. Zawodnicy wyzwolili z siebie wszystkie siły, umiejętności, zagraliśmy dwa bardzo dobre mecze. Takie, które się będzie zawsze pamiętać. Na pewno chcielibyśmy przeżyć jeszcze raz taką rywalizację. Barcelona ciągle czeka na rywala - mówił Starkovs. Dyrektor klubu, Andis Dambergs, mówił o sile finansowej Skonto. - Nasz budżet, to 2 mln. dolarów. Jak na warunki ligi litewskiej jest to suma ogromna. By zaistnieć w Europie trzeba na pewno większych pieniędzy. Ale trzeba realnie oceniać swoje możliwości - powiedział Andis Dambergs. Po konferencji prasowej piłkarze Skonto zapoznali się z murawą stadionu przy ul. Reymonta. Wszystko wskazuje na to, że zespół rozpocznie mecz w takim samym składzie jak tydzień temu w Rydze. Możliwa jest jedna zmiana, zamiast Kolesniczenki w podstawowym składzie wyjdzie Miholaps. Przewidywany skład: Piedels - Tereskinas, Zemlinskis, Zakresevskis, Blagonadeżdius - Buitkas, Czernovs, Rehwiaszwili, Menteshashvili - Verpakovskis, Miholaps. (JK)

Źródło:gazetakrakowska.pl

Relacje meczowe

Eliminacje Ligi Mistrzów

Doczłapali do Barcelony

WISŁA Kraków - SKONTO Ryga 1:0 (0:0) Bramka: Żurawski w 86 min. Sędziował N. Vollquartz z Danii. Żółte kartki: Niciński, Głowacki - Verpakovskis. Widzów około 4 tys. Pierwszy mecz drugiej rundy eliminacyjnej Ligi Mistrzów również wygrała Wisła (2:1) i awansowała do trzeciej rundy kwalifikacji, gdzie zmierzy się z Barceloną. ]

WISŁA: Sarnat - M. Zając, B. Zając, Głowacki - Moskal - Pater (60. Frankowski), Czerwiec (68. Kulawik), Moskalewicz, Kosowski - Żurawski, Niciński (78. Baszczyński).

SKONTO: Piedels - Lobanovs, Zemlinskis, Zakresevskis, Blagonadeżdins - Buitkus (80. Ksanavicius), Rehwiaszwili, Czernovs (63. Korgalidze), Mentechaszwili - Verpakovskis, Kolesniczenko (61. Miholaps).

W meczu rewanżowym ze Skonto podopieczni trenera Franciszka Smudy wypadli znacznie gorzej niż w pierwszej potyczce w Rydze, ale mimo to doczłapali do trzeciej rundy eliminacji LM i zmierzą się ze słynną Barceloną. Mając w perspektywie ten mecz trzeba jak najszybciej zapomnieć o wczorajszych wyczynach wiślaków i zdać się na słowa trenera, który powiedział, że zespół grał tak, by awansować (niekoniecznie, by się podobać...). Wypada wierzyć, że na futbol na miarę możliwości tego zespołu doczekamy się za tydzień. Wisła zagrała znacznie gorzej niż w Rydze, a Skonto z kolei zaprezentowało się zdecydowanie lepiej. Strach mistrza Łotwy minął bezpowrotnie i niewiele brakowało, by obleciał on krakowian. Skonto miało bowiem wczoraj kilka wyśmienitych sytuacji do zdobycia goli i trudno zrozumieć dlaczego ich nie wykorzystało. Dla nas oczywiście to dobrze, bo nie wiadomo czy niemrawo poruszająca się po boisku Wisła tracąc gola zyskałaby bodziec do aktywniejszej gry, czy może pognębiłaby się sama. Przez pierwsze 60 min. gry zdecydowanie pozytywnym wyjątkiem na tle kolegów był Kosowski, który inicjował większość akcji ofensywnych i wykładał kolegom piłki do strzałów, a ci te podania seryjnie marnowali. Długie momenty aktywności mieli Moskal i Żurawski, mimo wszystko to było zdecydowanie za mało, by narzucić piłkarzom z Rygi swoje warunki gry. Pozytywna zmiana nastąpiła z chwilą pojawienia się na boisku Frankowskiego. Zawodnik jeszcze dzień przed meczem liczył na to, że zagra od początku, bo sam zbytnio na obolałe pachwiny nie narzekał, ale trener Smuda już wcześniej zapowiedział, że kontuzjowanego "Franka" trzeba oszczędzać. To oszczędzanie skończyło się z chwilą, kiedy już jasne było, że w tym składzie osobowym zdobycie bramki graniczyć będzie z cudem. Z chwilą wejścia Frankowskiego aktywność wiślaków w okolicach pola karnego Skonto znacznie wzrosła. Król strzelców naszej ligi nie upierał się, by sam za wszelką cenę gola strzelić, ale dostrzegał lepiej ustawionych kolegów w polu karnym Piedelsa i to po jego wyśmienitym podaniu do Żurawskiego ten drugi zdołał wreszcie bramkarza zespołu z Rygi pokonać. Ta jedna bramka dała Wiśle zwycięstwo, bo ze strony Skonto wyśmienitych sytuacji nie wykorzystywali Verpakovskis, Kolesniczenko, Mentechaszwili i Korgalidze. Ich pech, szczęście Wisły. Oby to szczęście nie opuszczało zespołu, kiedy rzeczywiście będzie w dużej potrzebie!

Janusz KOZIOŁ

Źródło:gazetakrakowska.pl

Smudny awans

Wisła wymęczyła awans do trzeciej rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów. Skromne zwycięstwo zapewnił Maciej Żurawski w 86 minucie spotkania. Gra podopiecznych Franciszka Smudy pozostawiała sporo do życzenia i właśnie na nim kibice skupili swoją złość.

Gdy po meczu ze stadionowych głośników popłynął utwór grupy Queen "Barcelona" napisany z okazji olimpiady w tymże mieście, kibicom poprawił się humor. Wtedy bowiem wiadomo już było, że to Wisła, a nie Skonto zagra ze słynną drużyną. Do Krakowa, a nie do Rygi przyjadą Kluivert, Saviola i Overmars. Smutek pogrążył natomiast kibiców gości, którzy z "Barcą" musieli pożegnać się wcześniej niż się z nią na dobre przywitali. W trakcie meczu jednak nastroje były zgoła odmienne.

Goście zagrali znacznie lepiej niż tydzień temu w Rydze. Byli nastawieni bardziej ofensywnie (mimo, że zawsze na ich połowie zostawała obrona w pełnym składzie) i to spowodowało, że byli bardzo bliscy sprawienia pod Wawelem ogromnej niespodzianki. Pierwszy raz kibice zdali sobie z tego sprawę już w 9 minucie meczu. Wtedy po akcji Chernowa nad poprzeczką z 10 metrów strzelił Kolesniczenko. Jeszcze bliżej szczęścia byli kwadrans później, kiedy to Kolesniczenko strzelił z rzutu wolnego w słupek, a Artur Sarnat tylko przypadkiem złapał piłkę. Dziesięć minut wcześniej dwukrotnie zaatakowali wiślacy, jednak strzał Czerwca został zablokowany, a chwilę później bramkarz Skonto poradził sobie ze strzałem Moskala z 10 metrów.

Po pół godzinie gry listę strzelców powinien otworzyć Maciej Żurawski, lecz w dogodnej sytuacji niepotrzebnie wdał się w drybling z wracającymi obrońcami. Minutę później technicznym strzałem próbował zaskoczyć Moskal, lecz piłka przeszła tuż obok bramki Piedelsa. 8 minut później kibice odetchnęli, gdy po akcji Verpakovskisa Kolesniczenko przeniósł piłkę nad poprzeczką.

Końcówka pierwszej odsłony należała do Wisły, lecz brak skuteczności i nieporadność wiślaków denerwowała kibiców. To podziałało na piłkarzy Wisły, którzy w tym momencie stworzyli sobie dwie bardzo dogodne sytuacje. Najpierw po szybkiej kontrze Kosowskiego, Pater z 10 metrów przeniósł nad poprzeczką(!), a już dwie minuty po regulaminowym czasie Olo Moskalewicz z podobnej odległości powtórzył wyczyn "Grzeli".

Nieporadność podopiecznych, oraz nieprzychylne okrzyki ze strony kibiców podminowały Smudę. Do szatni zszedł jak rażony piorunem. Jednak czas spędzony z piłkarzami był stracony - w drugiej połowie Wisła nadal zawodziła. Sygnał do ataku dał bardzo aktywny Kosowski, lecz jego strzał z 20 metrów z trudem obronił Piedels. Za chwilę z tej samej odległości strzelał Żurawski, lecz jego silny strzał nie trafił w bramkę. W tej samej minucie "Żurawia" w sytuacji sam na sam w ostateniej chwili ubiegł łotewski bramkarz. "Do trzech razy sztuka" pomyślał zapewne Żurawski i dwie minuty później spróbował strzału głową, lecz i tym razem się nie powiodło - spychany przez obrońców nie trafił z kilku metrów w bramkę.

Obrońcy Wisły tak się zaparzyli na akcje Żurawskiego, że w 59 minucie Zurab Menteshashvili znalazł się w sytuacji sam na sam z Sarnatem. Jednak Gruzin nie zachował zimnej krwi i przeniósł piłkę nad poprzeczką bramki Wisły. Chwilę po tej akcji na boisku pojawił się Tomek Frankowski. Smuda chciał oszczędzić "Franka" lecz w takiej sytuacji zmuszony był do podjęcia tej decyzji. Dobrze się stało, bowiem numer 21 wprowadził do ataków gospodarzy trochę swojej fantazji. Widać było, że trener kazał mu próbować strzelać z wszelkich dogodnych pozycji.

Już pięć minut po wejściu Frankowski uderzył, lecz strzałem z woleja przeniósł piłkę nad poprzeczką. Chwilę później bliscy objęcia prowadzenia byli jednak goście. Tak się nie stało, bowiem Verpakovskis nie trafił z 10 metrów w bramkę. Później groźne sytuacje stwarzali już praktycznie tylko wiślacy. W 70 minucie Marek Zając trafił głową w poprzeczkę, 5 minut później po akcji Kosowskiego, Frankowski ładnie złożył się z woleja, lecz piłka poleciała za wysoko. W 81 minucie Frankowski po świetnym rajdzie zrewanżował się Kosowskiemu, lecz ten nie potrzebnie oddawał piłkę, choć znajdował się w dogodnej sytuacji. Minutę później groźnie z rzutu wolnego uderzył Korgalidze, lecz piłka przeszła obok słupka.

Gdy sfrustrowani kibice pogodzili się już z remisem wiślacy przeprowadzili szybką akcję. Frankowski podał na skrzydło do Żurawskiego, gdzie ten świetnie zgubił Zemlinskisa i Blagonadeżdinsa, przełożył piłkę na lewą nogę i strzelił jedyną bramkę meczu (asysta: Frankowski). Takich akcji Żurawski przeprowadza bardzo wiele, jednak tylko nikły procent kończy się zdobyciem bramki. Brak skuteczności to główny grzech tego napastnika.

Ta bramka uspokoiła kibiców. Dwie minuty później wiślacy mogli podwyższyć prowadzenie, lecz obrońcy zablokowali strzał Kulawika po ładnej akcji Moskalewicza. Wiślacy reklamowali zagranie ręką, lecz sędzia nie odgwizdał przewinienia.

Wynik dwumeczu (3-1) powtwierdza która drużyna była zdecydowanie lepsza. Dwa zwycięstwa muszą cieszyć, szkoda tylko, że oba zostały osiągnięte w tak wątpliwy sposób.

(Mateusz Miga)

Źródło: wislakrakow.com

W opinii trenerów

Najważniejszy jest awans

Aleksandrs STARKOVS (Skonto): - Moim zdaniem to był interesujący mecz, pod jedną i drugą bramką było sporo spięć. Myślę, że taka gra mogła się podobać. Mecz byłby jeszcze bardziej zacięty, gdybyśmy wykorzystali choćby jedną z licznych sytuacji do zdobycia gola. Oczywiście jestem rozczarowany, że ta sztuka nam się nie udała, bo w Krakowie zagraliśmy lepiej niż przed tygodniem w Rydze i mogliśmy się pokusić o niespodziankę. Co nie znaczy, że uważam iż Skonto jest lepsze od Wisły. Nie, Wisła awansowała zasłużenie, piłkarsko jest od nas zespołem lepszym. Poza tym miała w składzie świetnie broniącego, przede wszystkim w Rydze, Sarnata. To jemu najwięcej krakowski zespół zawdzięcza w tym dwumeczu. Gratuluję awansu i życzę, by jak najlepiej wiodło się wam w konfrontacji z Barceloną.

Franciszek SMUDA (Wisła): - Dla nas najważniejszy był awans. Nawet jeżeli gra była gorsza niż się tego kibice spodziewali, to trzeba pamiętać, że cel został osiągnięty. A prawda jest taka, że Skonto w Krakowie nie miało już takiego stracha jak to było w pierwszym meczu. Oni tu nie mieli nic do stracenia i byli zdecydowanie trudniejszym przeciwnikiem dla nas, niż to miało miejsce w Rydze. Oczywiście mam świadomość niedostatków w naszej grze, ale zespół nie zawsze może grać jak "nakręcony". W konfrontacji z Barceloną trzeba będzie grać mądrzej, o sile defensywy decydować będą nie tylko obrońcy, ale cały zespół. Inaczej taka Barcelona nas rozpruje. Ja wiem, że jeden czy dwóch zawodników zagrało w tym meczu zdecydowanie słabiej. Ale jako trener nie mogę natychmiast kogoś kasować. Każdy musi mieć jeszcze szansę, bo inaczej Wisła zostałaby z samymi juniorami. A co do meczu z Barceloną, to wierzę, iż pokażemy w konfrontacji z nimi dobry futbol. (JK)

Źródło:gazetakrakowska.pl

Jak to było dziesięć lat temu

Data publikacji: 26-06-2011 14:02


Prawie dokładnie 10 lat temu: 25 lipca 2001 roku i 1 sierpnia 2001 roku Wisła Kraków w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów zmierzyła się ze Skonto Ryga, z którym także i w tym roku walczyć będzie w europejskich pucharach. O wspomnienia z tamtego dwumeczu zapytaliśmy uczestników spotkań ze Skonto: Tomasza Kulawika i Kazimierza Moskala.


Ten materiał ukazał się w 110. numerze Newslettera Wisły Kraków. Aby go zamiawiać, wystarczy wypełnić formularz

„Wspomnienia z tych meczów mam bardzo dobre, bo przeszliśmy Skonto. Było ono wtedy bardzo ambitną drużyną” – opowiada Tomasz Kulawik. W podobnym tonie o Łotyszach wypowiada się także Kazimierz Moskal. „Nie pamiętam takiego meczu w europejskich pucharach, w którym czułbym się tak, że wiedziałbym, że wyjdziemy na boisko i strzelimy pięć, może sześć bramek. Podobnie było i w meczu ze Skonto. Jechaliśmy do Rygi i wiedzieliśmy, że to będzie niewygodny przeciwnik, ciężki mecz. Tak też było. Stadion tam przypominał mi wtedy boisko Wawelu Kraków. Trybun nie było za wiele, boisko otaczała bieżnia. Ogólnie był to obiekt położony na otwartym trenie” – wspomina.

Przygotowania do meczu dziesięć lat temu różniły się od tego, w jaki sposób obecnie rozpracowuje się przeciwników. „Na pewno dziesięć lat to duża różnica, jeśli chodzi o metody i możliwości analizowania gry rywala. Na tamten moment też mieliśmy Skonto w miarę rozpracowane. Wiedzieliśmy, czego się możemy po nich spodziewać” – twierdzi Kazimierz Moskal, który obecnie odpowiada między innymi właśnie za rozpracowanie rywali. „Dziesięć lat temu Skonto było raczej dla nas takim przeciwnikiem – zagadką. To była drużyna z niedawno wtedy utworzonego państwa, która grała w niedawno utworzonych rozgrywkach. Dopiero zaczynała ona zaznaczać swoją pozycję Europie. Za dużo o nich nie wiedzieliśmy” – dodaje Tomasz Kulawik

Co więc było kluczem do sukcesu dziesięć lat temu? Tu obaj byli piłkarze, a obecnie trenerzy, są zgodni. „Myślę, że wtedy o naszych wygranych zadecydował kolektyw. To gra drużynowa przesądziła o tym, że przeszliśmy dalej” – twierdzi Kulawik. „Znaliśmy wtedy swoją wartość, wiedzieliśmy, że mamy dobry zespół i nie obawialiśmy się tego przeciwnika, natomiast zdawaliśmy sobie sprawę, że nie będzie to łatwy dwumecz. To się potwierdziło: zarówno w pierwszy meczu było ciężko, jak i potem w rewanżu w Krakowie. To były wyrównane mecze, ale chyba nie ma dyskusji co do tego, że to Wisła była lepsza w dwumeczu” – w podobnym tonie wypowiada się Moskal.

Drużynie Skonto w pamięć niewątpliwie najbardziej zapadł Maciej Żurawski, co potwierdza zresztą wypowiedź aktualnego szkoleniowca łotewskiego zespołu. Wtedy „Żuraw” strzelił dwa gole: zarówno na wyjeździe, jak i u siebie. A czy dziś Wisła ma takie indywidualności, które mogą przechylić szalę wygranej na jej korzyść, jak to dziesięć lat temu uczynił Żurawski? „Mamy takich zawodników, mamy indywidualności, które mogą zadecydować o wyniku meczu. Jest przynajmniej kilku zawodników, którzy mogą, jak wtedy Żurawski, przesądzić o wyniku meczu” – przekonuje Kazimierz Moskal.

M. Górski

Biuro Prasowe Wisły Kraków SA


Źródło: wisla.krakow.pl

19 lat od meczu ze Skonto Ryga

Wisła Kraków w swojej dotychczasowej historii rozegrała mnóstwo spotkań, które zapadły w pamięć kibicom Białej Gwiazdy. Mieli oni okazje występować w wielu meczach, które dostarczyły fanom krakowskiego klubu sporych emocji. Jedną z takich rywalizacji była ta z 1 sierpnia 2001 roku, kiedy to 13-krotny mistrz Polski zmierzył się w rewanżowym meczu II rundy eliminacji do Ligi Mistrzów z łotewskim Skonto Ryga.


01.08.2020r.

Arek Warchał

Wiślacy przystępowali do tego spotkania w nieco lepszych nastrojach niż ich przeciwnicy. Wszystko za sprawą dobrego wyniku wywiezionego z Łotwy. Biała Gwiazda w pierwszym meczu tych drużyn zwyciężyła na wyjeździe 2:1, bramki dla krakowskiego zespołu strzelili wówczas Arkadiusz Głowacki oraz Maciej Żurawski. Jedyny gol dla rywali zdobył Levan Korgalidze. Taki wynik sprawiał, że Skonto Ryga nie tylko musiało wygrać, ale także musiało strzelić o dwie bramki więcej od ekipy spod Wawelu.

Goście przystąpili do tamtego spotkania bardzo zmotywowani i żądni strzelenia bramki. To Skonto Ryga przeważało na początku meczu i było bliższe wyjścia na prowadzenie. Już po niespełna dziesięciu minutach meczu Łotysze przeprowadzili składną akcję, ale do pełni szczęścia zabrakło im skutecznego wykończenia akcji. Piłka po strzale jednego z zawodników Skonto poszybowała nad bramką strzeżoną wówczas przez Artura Sarnata. Nie była to jednak najgroźniejsza sytuacja dla piłkarzy z Rygi w pierwszej połowie. Taką miał Kolesniczenko, który ładnie przymierzył z rzutu wolnego, a futbolówka po jego strzale obiła słupek bramki Białej Gwiazdy. Trzeba jednak przyznać, że Wiślacy również potrafili stworzyć sobie w pierwszej części meczu dobre okazje do tego, by zanotować trafienie i prawdopodobnie pozbawić złudzeń przyjezdnych. Niestety, żadna z akcji nie została udokumentowana golem i pierwsza część meczu zakończyła się bezbramkowym remisem.

Obraz gry w drugiej części spotkania nie uległ znacznej zmianie. Wiślacy nadal próbowali zagrozić rywalowi, ale przez większość trwania meczu robili to nieskutecznie. Przyjezdni także nie ustawali w atakach i chcieli zdobyć gola, który dawałby im jeszcze nadzieję na to, że uda im się pokonać Białą Gwiazdę i ostatecznie awansować do kolejnej rundy eliminacji do Ligi Mistrzów. Najlepszą szansę na bramkę mieli po niespełna godzinie gry, kiedy to jeden z zawodników Skonto znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem krakowskiej Wisły Arturem Sarnatem. Gdy wydawało się, że padnie bramka dla gości, Zurab Menteshashvili nie trafił w bramkę, przenosząc futbolówkę nad poprzeczką. Trzeba przyznać, że krakowianie mogli mówić wówczas o dużym szczęściu, ponieważ nie wiadomo, jak potoczyłoby się tamto spotkanie, gdyby uskrzydleni bramką Łotysze rzucili się do ataku. Po wejściu na boisko Tomasza Frankowskiego w grze Białej Gwiazdy było widać sporą różnicę. „Franek -łowca bramek” od początku swojego występu był bardzo aktywny i starał się stworzyć zagrożenie w szesnastce Andrejsa Piedelsa. I to właśnie ten piłkarz w 86. minucie meczu zagrał bardzo dobrą piłkę do Macieja Żurawskiego, który skutecznym zagraniem oszukał dwóch zawodników Skonto Ryga i stanął przed szansą strzelenie gola na 1:0. Po przełożeniu sobie piłki na lewą nogę, oddał strzał. Strzał, z którym jak się chwilę później okazało, bramkarz zespołu z Rygi sobie nie poradził. W efekcie kilka tysięcy fanów zgromadzonych na Stadionie Miejskim im. Henryka Reymana w Krakowie wpadło w szał, gdyż jasne stało się, że awansu do kolejnego rundy eliminacji do Ligi Mistrzów nic już Wiślakom nie zabierze. Krakowianie mieli jeszcze szansę na podwyższenie wyniku, jednak ta sztuka im się nie udała i spotkanie ostatecznie zakończyło się wynikiem 1:0 dla Białej Gwiazdy.

Wisła Kraków - Skonto Ryga 1:0 (0:0)

Bramka: Żurawski 86'

Wisła Kraków: Sarnat - M. Zając, B. Zając, Głowacki - Moskal - Pater (60. Frankowski), Czerwiec (68. Kulawik), Moskalewicz, Kosowski - Żurawski, Niciński (78. Baszczyński).

Skonto Ryga: Piedels - Lobanovs, Zemlinskis, Zakresevskis, Blagonadeżdins - Buitkus (80. Ksanavicius), Rehwiaszwili, Czernovs (63. Korgalidze), Mentechaszwili - Verpakovskis, Kolesniczenko (61. Miholaps).



Źródło: wisla.krakow.pl