2002.03.15 Legia Warszawa - Wisła Kraków 1:0

Z Historia Wisły

2002.03.15, I Liga, Grupa Mistrzowska, 19. kolejka, Warszawa, Stadion Wojska Polskiego, 20:00
Legia Warszawa 1:0 (0:0) Wisła Kraków
widzów: 13.000
sędzia: Zbigniew Marczyk z Piły
Bramki
Bartosz Karwan 76’ 1:0
Legia Warszawa
Artur Boruc
Maciej Murawski
Jacek Zieliński II
Siergiej Omieljanczuk
Tomasz Sokołowski I grafika: Zmiana.PNG (62’ Bartosz Karwan)
Grafika:Zk.jpg Jacek Magiera grafika: Zmiana.PNG (90’ Marek Jóźwiak)
Adam Majewski
Grafika:Zk.jpg Aleksandar Vuković
Grafika:Zk.jpg Tomasz Kiełbowicz
Cezary Kucharski
Sylwester Czereszewski grafika: Zmiana.PNG (68’ Stanko Svitlica)

trener: Dragomir Okuka
Wisła Kraków
Artur Sarnat
Mariusz Jop Grafika:Zk.jpg
Bogdan Zając
Arkadiusz Głowacki Grafika:Zk.jpg
Grzegorz Pater grafika: Zmiana.PNG (84’ Kalu Uche)
Mirosław Szymkowiak
Kazimierz Moskal
Tomasz Frankowski
Kamil Kosowski
Maciej Żurawski
Igor Sypniewski

trener: Franciszek Smuda Grafika:Zk.jpg
W 45. minucie Tomasz Sokołowski I nie wykorzystał rzutu karnego (Artur Sarnat obronił).

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Relacje meczowe

Porażka z Legią

Wisła przegrała na Łazienkowskiej z Legią 0-1, zaś jedyną bramkę zdobył Bartosz Karwan w 76 minucie meczu. Wisła zagrała słabo, Legia niewiele lepiej, ale jak się okazało - o tę jedną bramkę skuteczniej. Ta porażka kosztowała Franciszka Smudę utratę stanowiska...

Wisła przystąpiła do meczu w takim składzie, jaki awizowaliśmy. Niespodzianki nie było.. bo i nie mogło być. Ze składu wypadło dwóch potencjalnych reżyserów gry (Cantoro i Czerwiec), co było widać na boisku, bowiem Tomek Frankowski nie sprawdził się w tej roli.

Od początku gry inicjatywa należała do gospodarzy, ale pierwszą groźną akcję przeprowadzili krakowianie. W szóstej minucie, w głębi pola, piłkę wyprowadził Tomasz Frankowski, zagrał do Macieja Żurawskiego, a jego strzał zablokował w ostatniej chwili Jacek Zieliński. Piłka ostatecznie wyturlała się na róg, kilka centymetrów od bramki Boruca.

Trzy minuty później pierwszy strzał na bramkę Artura Sarnata oddali legioniści, ale uderzenie Jacka Magiery minęło słupek. W 12. minucie refleksem popisał się bramkarz Wisły, broniąc strzał głową Aleksandara Vukovicia z sześciu metrów, po dokładnym dośrodkowaniu Tomasza Sokołowskiego.

Po szybkim pierwszym kwadransie gry tempo wyraźnie spadło. Gra toczyła się głównie w środku pola, piłkarzom brakowało dokładności. W 24. minucie, z rzutu wolnego, mocno uderzył Kamil Kosowski, ale grający pierwszy mecz w podstawowym składzie Legii Artur Boruc pewnie złapał piłkę.

Duże kontrowersje wzbudziła sytuacja z 29. minuty. Po błędzie Sarnata piłkę, 17 metrów od bramki Wisły, przejął Cezary Kucharski. Jego uderzenie, zmierzające do pustej bramki, zablokował ręką Arkadiusz Głowacki, ale sędzia nie przerwał gry i słusznie nie podyktował rzutu karnego. Brak reakcji arbitra na to zagranie obrońcy "Białej Gwiazdy" spotkało się z ostrymi protestami piłkarzy i kibiców Legii.

Ostatni atak gospodarzy w pierwszej połowie gry przyniósł im rzut karny. Najpierw Kucharskiego przed polem karnym podciął Mariusz Jop. Sędzia nie przerwał gry, będący przy piłce Kiełbowicz sprytnie upadł obok interweniującego Głowackiego. Werdykt? Żółta kartka dla Jopa i rzut karny dla Wisły... Wydaje się jednak, że druga decyzja nie była trafiona. Na szczęście Artek Sarnat wyczuł intencje Tomasza Sokołowskiego i po jego lekkim strzale sparował piłkę na rzut rożny.

Sześć minut po przerwie wzorowy kontratak przeprowadzili wiślacy Maciej Żurawski i Igor Sypniewski, ale ten drugi po raz kolejny tej wiosny pokazał, że skuteczność nie jest jego mocną stroną. Była to jedyna składna akcja w pierwszych trzydziestu minutach drugiej odsłony meczu. W 64. minucie na boisku pojawił się, po długiej przerwie spowodowanej kontuzją, reprezentant Polski Bartosz Karwan. W jego grze widać było długą przerwę, grający cały mecz Kamil Kosowski z reguły dawał sobie z nim radę.

W 76. minucie to jednak Karwan został bohaterem spotkania. Piłkę otrzymał Kucharski, podał na lewo do Vukovica, który oddał na prawe skrzydło do nadbiegającego Karwana. Ten płaskim strzałem z 15 metrów w krótki róg pokonał Artura Sarnata.

W tym momencie zobaczyliśmy na co stać ofensywę Wisły w tym dniu. A nie stać jej nie było na nic... Od 76 minuty wiślacy nie stworzyli ani jednej sytuacji podbramkowej. Na nic zdało się wejście Kalu Uche za poturbowanego Patera. Mirosław Szymkowiak zamiast rzucić się do ataku również prosił o zmianę. Napastnicy odcięci od piłek nie mogli zdziałać nic.

Legia dopisała więc do swego konta 3 punkty i od dzisiaj lideruje polskiej ekstraklasie. Niestety, z taką grą Wisła nawet nie zasługuje na przegonienie rywala.

PAP (Rafał Oramus)

Źródło: wislakrakow.com

Trenerzy zgodni - to był bardzo dobry mecz

Pomeczowa konferencja prasowa przebiegała w znacznie spokojniejszej atmosferze niż mecz. Obaj trenerzy byli zgodni: mecz był bardzo emocjonujący. Sprawa mistrzostwa Polski nie została jeszcze rozstrzygnięta. - zakończył trener Wisły.

Franciszek Smuda:

Było to bardzo dobre spotkanie. Wysokie tempo gry utrzymywało się przez całe 90 minut. Było wiele dobrych akcji, ale mało sytuacji podbramkowych, co jednak nie umniejsza poziomu meczu. Na nasze nieszczęście Legia potrafiła jedną z tych nielicznych sytuacji wykorzystać i zdobyła gola na wagę zwycięstwa. Ze zmianami długo zwlekałem, gdyż wcześniej nie widziałem takiej potrzeby. Winę za utratę gola ponosi w dużym stopniu Igor Sypniewski. Zamiast dokładnie podać przy wyprowadzaniu kontrataku, Igor zgubił piłkę, po czym gospodarze przeprowadzili akcję, która zapewniła im zwycięstwo. Sprawa mistrzostwa Polski nie została jeszcze rozstrzygnięta. Jest jeszcze wiele meczów i wszystko może się zdarzyć.

Dragomir Okuka:

To był bardzo dobry, twardy mecz na wysokim poziomie. Uważam, że byliśmy zespołem trochę lepszym i zasłużenie sięgnęliśmy po trzy punkty. Przez cały mecz był wspaniały doping i za to chciałbym serdecznie podziękować naszym kibicom. Mam nadzieję, że taka atmosfera będzie panować na wszystkich meczach Legii.

Drugim okiem

W piątek zawitałem do Warszawy na mecz Legii z Wisłą. Rozochocony ostatnimi zwycięstwami Wisły na Łazienkowskiej, także teraz oczekiwałem dobrej postawy naszej drużyny. Oto garść dość chaotycznych uwag na temat tego spotkania.

Niestety z powodu bałaganu organizacyjnego na stadion udało mi się wejść dopiero na pół godziny po rozpoczęciu meczu - przegapiłem więc wielkie show, które przygotowali kibice Legii. Trzeba oddać kibicom gospodarzy, że potrafili stworzyć prawdziwe widowisko i z pewnością byli dwunastym zawodnikiem swojej drużyny.

Kibice Legii, zgodnie z zapowiedziami, specjalnie przyjęli Kamila Kosowskiego i Igora Sypniewskiego. Kamil dorobił się nawet własnej flagi - oczywiście nie trzeba pisać, że treść na niej zawarta, nie była dla niego zbyt miła. Igor otrzymał sporą porcję bluzgów, czym, jak twierdzi, się nie przejmował. Widać jednak było, że ten mecz znaczył dla niego bardzo wiele i chyba zbyt często starał się grać indywidualnie.

Jeśli chodzi o sprawy boiskowe, to napisane już zostało bardzo dużo. W Wiśle zaskoczyła niezwykle słaba ławka rezerwowych. Kogo tam mieliśmy? Kulawika, Uche, Sunday'a, Husejkę i zmęczonego Kuzerę. Bez urazy dla nich - nie są to zawodnicy, którzy mogliby zmienić obraz gry w razie niepowodzenia. Jakże inaczej mogły potoczyć by się losy spotkania, jeśli Smuda miałby w obwodzie Moskalewicza, szybkiego Pawła Brożka, czy choćby walecznego Grzegorza Nicińskiego, który mógłby zebrać kilka bezpańskich piłek w środku pola.

W rozmowach kuluarowych preważały rozmowy o dymisji Smudy. "Franz" świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że już praktycznie nie jest trenerem Wisły. Widać to było na konferencji prasowej, podczas, której Smuda mówił jakby był tylko obserwatorem tego meczu. Taka postawa musiała udzielić się piłkarzom, którzy wykazywali mniejsze zaangażowanie w grę, niż legioniści.

Kończąc - dla kibica Wisły piątkowa wizyta na Łazienkowskiej należała do znacznie mniej miłych niż kilka ostatnich. Tym razem zawiodła drużyna, która nie potrafiła podjąć walki z dobrze nastrojonym rywalem. Miejmy nadzieje, że nowy trener potrafi szybko dotrzeć do drużyny i już we wtorek nasze humory będą znacznie lepsze niż w ten smutny weekend.

(mat)

Źródło: wislakrakow.com