2003.11.22 Wisła Kraków – Lech Poznań 4:2

Z Historia Wisły

2003.11.22, I Liga, 13. kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 18:15
Wisła Kraków 4:2 (3:1) Lech Poznań
widzów: 10.000
sędzia: Antoni Fijarczyk ze Stalowej Woli
Bramki
Damian Gorawski 4’

Tomasz Frankowski 43’
Maciej Stolarczyk 45’
Damian Gorawski 61’

1:0
1:1
2:1
3:1
4:1
4:2

21' Damian Nawrocik



74' Arkadiusz Kaliszan
Wisła Kraków
Adam Piekutowski
Marcin Baszczyński
Mariusz Jop grafika: Zmiana.PNG (21’ Grafika:Zk.jpg Jacek Paszulewicz)
Arkadiusz Głowacki
Maciej Stolarczyk
Damian Gorawski grafika: Zmiana.PNG (66’ Grzegorz Pater)
Mirosław Szymkowiak grafika: Zmiana.PNG (78’ Paweł Strąk)
Grafika:Zk.jpg Mauro Cantoro
Brasília
Maciej Żurawski
Tomasz Frankowski

trener: Henryk Kasperczak
Lech Poznań
Waldemar Piątek
Waldemar Kryger
Arkadiusz Kaliszan
Bartosz Bosacki
Rafał Lasocki
Paweł Kaczorowski
Maciej Scherfchen grafika: Zmiana.PNG (68’ Krzysztof Piskuła)
Piotr Świerczewski Grafika:Zk.jpg
Rafał Grzelak Grafika:Zk.jpg grafika: Zmiana.PNG (72’ Zbigniew Zakrzewski)
Damian Nawrocik grafika: Zmiana.PNG (61’ Bartosz Ślusarski)
Piotr Reiss

trener: Czesław Michniewicz

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Przed meczem Wisły z Lechem

Za piłkarzami Wisły już 12 spotkań ligowych w tym sezonie. W sobotę na stadionie przy ul. Reymonta odbędzie się 13. i ostatni mecz w rundzie jesiennej. Wisła podejmuje Lecha Poznań a ewentualna wygrana zapewni naszemu zespołowi przodownictwo na półmetku rozgrywek.

Liga wraca w ten weekend po dwóch tygodniach przerwy spowodowanej udanymi meczami reprezentacji z Włochami oraz Serbią i Czarnogórą. O wiślakach było w tym czasie słychać sporo, ale niestety głównie z powodu ich kłopotów zdrowotnych. Grypa dopadła większość zespołu. Na całe szczęście pod koniec tygodnia trener Kasperczak mógł skorzystać z niemal całego zespołu i bez trudu skompletuje skład na mecz z "Kolejorzem".

Ostatecznie kłopoty zdrowotne wyeliminowały z gry tylko Lantame Ouadję, który ma uszkodzony palec stopy. Reprezentant Togo i tak nie jest podstawowym graczem środkowej formacji w Wiśle, w której prawdopodobnie zobaczymy Mirosława Szymkowiaka i Mauro Cantoro. Przewidywać należy, że Paweł Strąk usiądzie tym razem na ławce, zwłaszcza, że w środę rozegrał 45 minut meczu naszej młodzieżówki. Pozostałe wiślackie formacje powinny wystąpić w najsilniejszym zestawieniu.

Nasi sobotni rywale końcówkę rundy jesiennej mają całkiem udaną. W ostatnich czterech spotkaniach piłkarze Czesława Michniewicza wygrali trzykrotnie, raz remisując. Fakt ten można pojmować dwojako. Z jednej strony dwie wygrane były bardzo efektowne (po 5:1), z drugiej zaś wszystkie zwycięstwa Lech odniósł na własnym boisku z drużynami beniaminków. "Kolejorz" nie zdołał w tym sezonie wywieźć zwycięstwa z żadnego meczu wyjazdowego.

Inna sprawa, że od czasu przejęcia zespołu przez Czesława Michniewicza lechici grają bardziej widowiskowo, w dodatku poprawili nieco skuteczność. W psychice zawodników Lecha nie ciąży już skomplikowana taktyka trenera Pali, widać u nich większą radość z gry, może również dlatego że siłę czerpią z codziennych zajęć a nie "energii od morza", jak to ponoć bywało na letnich przygotowaniach czeskiego szkoleniowca.

Piłkarze Lecha do meczu z Wisłą przygotowują się starannie. Już w czwartek przyjechali do Myślenic gdzie przeprowadzili ostatnie treningi przed sobotnią potyczką. Goście przystąpią do meczu osłabieni brakiem Łukasza Madeja, który jest chory. Zastąpi go prawdopodobnie Paweł Kaczorowski.

Osobnym smaczkiem meczu Wisła - Lech będzie pojedynek między najlepszymi polskimi snajperami naszej ligi: Maciejem Żurawskim i Piotrem Reissem. "Żuraw" zdobył na jesieni 12 bramek, napastnik Lecha - 10. Obaj dobrze znają się z gry w Lechu i wzajemnie się dopingują, przesyłając zabawne, motywujące SMS-y. Jak jednak podkreślają obaj - w bezpośrednim meczu sentymentów nie będzie.

(rav)

Źródło: wislakrakow.com

Relacje meczowe

Wisła Kraków - Lech Poznań 4:2

Po emocjonującym i stojącym na dobry poziomie meczu, Wisła zasłużenie pokonała poznańskiego Lecha 4:2, zdobywając tym samym tytuł mistrza jesieni.

Gole dla Białej Gwiazdy zdobyli: Damian Gorawski - dwie (4., 60.), Tomasz Frankowski (43.), Maciej Stolarczyk (45.).

XIII kolejka ligi polskiej, sezon 2003/2004

Kraków, ul. Reymonta, 22 listopada 2003 r., godz. 18:15

Widzów: 10000, sędziował: Antoni Fijarczyk (Stalowa Wola)


Wisła Kraków - Lech Poznań 4:2

Bramki:

1:0 Gorawski (4.)

1:1 Nawrocik (22.)

2:1 Frankowski (43.)

3:1 Stolarczyk (45.)

4:1 Gorawski (60.)

4:2 Kaliszan (75.)


Składy:

Piekutowski

Baszczyński

Głowacki

Jop (21. Paszulewicz)

Stolarczyk

Gorawski (66. Pater)

Szymkowiak (80. Strąk)

Cantoro

Brasilia

Żurawski

Frankowski


Piątek Kryger

Kaliszan

Mowlik

Lasocki

Kaczorowski

Scherfchen

Świerczewski (69. Piskuła)

Grzelak (74. Zakrzewski)

Reiss

Nawrocik (63. Ślusarski)

Piłkarz meczu:

Damian Gorawski

• Latem bieżącego roku, gdy okazało się, że Piotr Świerczewski jest wolnym zawodnikiem, mówiło się, że może trafić pod Wawel. Trafił jednak do Lecha i w jego barwach spisywał się tej jesieni bardzo przeciętnie. Osobiście ciekawy byłem co pokaże w meczu z Wisłą. No i pokazał. Już w 3. minucie, za brutalny faul, na ośmieszającym go co chwile, Mauro Cantoro zobaczył żółtą kartkę, a Argentyńczyk zwijając się z bólu musiał skorzystać z pomocy masażysty, a wydawało się nawet, że już do gry nie wróci. Po faulu rzut wolny egzekwuje Brasilia, dośrodkowuje w pole karne, a tam Damian Gorawski strzałem głową otwiera wynik meczu. Prowadzimy więc bardzo szybko 1:0.

Szybko zdobyta bramka to woda na młyn dla wiślaków, którzy grają z polotem, zamykając często piłkarzy Lecha na ich połowie, a goście nie tylko kurczowo się bronią, ale też próbują atakować, przez co gra jest widowiskowa i może się podobać. Niestety w 15. min. znów popisuje się Świerczewski, który brzydko fauluje Maurycego, ale tym razem sędzia jest pobłażliwy, choć były reprezentant powinien zobaczyć drugą żółtą kartkę i wylecieć z boiska.

W 18. minucie dochodzi do tragicznej sytuacji. Do górnej piłki na linii pola karnego próbują dojść, Mariusz Jop i Adam Piekutowski. Mariusz ekspediuje futbolówkę na róg, ale Piekut wpada z ogromnym impetem w kolegę i potrzebna jest natychmiastowa pomoc lekarza. Ucierpieli obaj, a Mariusz trafia do szpitala (ze złamaną szczęką i nosem!).

Ta sytuacja wybija z rytmu wiślaków, a i Piekutowski nie może dojść do siebie, co szybko wykorzystują poznaniacy. Seria rzutów rożnych kończy się wyrównującą bramką, którą po błędzie Brasilii strzela Nawrocik.

Lechici widząc, że nasi piłkarze nadal nie mogą dojść do siebie, nie tylko po stracie Jopa, ale i bramki, próbują zdobyć kolejnego gola. Bliscy są tego w minucie 37., kiedy to wchodzącego w pole karne Reissa fauluje Jacek Paszulewicz, a gdyby tego nie zrobił, raczej na pewno Lech na Reymonta prowadziłby... Rzut wolny egzekwuje sam poszkodowany, ale trafia w... poprzeczkę! Po chwili Piekutowski musi ratować sytuację rzucając się pod nogi Reissa, a w 40. minucie ten sam zawodnik minimalnie przestrzelił... Było gorąco!

Na szczęście sytuacje gości budzą wiślaków. W 42. min. Damian Gorawski strzelił niecelnie, ale była to pierwsza od dłuższego czasu akcja Wisły (zainicjował ją, bardzo dzisiaj kreatywny Mauro Cantoro). Minutę później jest już jednak 2:1. Maciej Żurawski atomowym strzałem z dystansu próbuje zaskoczyć Piątka, ten odbija piłkę przed siebie, najszybszy w polu karnym jest nie kto inny jak Tomasz Frankowski i prowadzimy! Sędzia dolicza 3 minuty, a wiślacy grają do końca. Seria rzutów rożnych tym razem na bramkę od strony ul. Reymonta i po dośrodkowaniu Mirka Szymkowiaka, Maciej Stolarczyk strzałem głową dobija Lecha! Jest 3:1, a dwa gole do szatni załatwiają - jak się okazuje - sprawę meczu!

Na II połowę można wyjść już z dużo większym spokojem! Tę rozpoczyna atomowym strzałem Cantoro i Piątek rehabilituje się trochę, za drugiego gola. Wisła mając dwubramkową przewagę, gra spokojnie, a lechici choć próbują przedostać się pod pole karne Wisły, to brakuje im tzw. ostatniego podania, powstrzymują ich nasi defensorzy lub goście sami zagrywają bardzo niedokładnie. W Wiśle po fatalnej I połowie obudził się Brasilia i właśnie w 60. minucie dośrodkowuje w pole karne, a tam niesamowitym strzałem z woleja w długi róg Damian Gorawski strzela swojego drugiego gola w tym meczu i Wisła prowadzi już 4:1!

W 69. minucie ładnie uderza Tomasz Frankowski, ale kończy się na rogu. W 75. min. drugiego gola - trochę z niczego - zdobywają goście. Wrzutkę na bramkę ładnym strzałem głową zamienia Kaliszan, jest 4:2 i już do końca meczu obserwujemy kolejne akcje Wisły, którym brak jednak dokładności oraz nieudane próby piłkarzy Lecha, co powoduje, że wynik już się nie zmienia.

Wisła wygrywa zasłużenie, a gra naszych piłkarzy dobrze rokuje przed rewanżem w Pucharze UEFA z Norwegami... tyle tylko, że... W dniu dzisiejszym cieniem samego siebie (poza jednym strzałem, po którym padła druga bramka), był Maciej Żurawski. Można śmiało powiedzieć, że wprawdzie Maciek absorbował obrońców Lecha, ale w ataku grał dziś tylko Franek i miejmy nadzieję, że to nie nagły spadek formy, ale po prostu... poznański sentyment.

Dodał: Wit (2003-11-22 20:10:33)

Źródło:wislaportal.pl

"Biała Gwiazda" mistrzem jesieni

Zwycięstwem 4:2 Wisły nad Lechem zakończył się ostatni mecz ligowy przy Reymonta w tym roku. Dwie bramki, swoje pierwsze w Wiśle zdobył Damian Gorawski. Bez względu na wyniki innych spotkań tej kolejki jedno jest pewne - Wisła mistrzem jesieni! Co ciekawe - w Krakowie strzelono tylko jedną bramkę mniej niż w pięciu pozostałych sobotnich meczach ligowych.

Pierwsza akcja Wisły miała miejsce już w 2. minucie gdy centrę Baszczyńskiego na róg wybił Kaliszan. Dwie minuty później Wisła zdobyła już prowadzenie. Rzut rożny wykonywał Brasilia a po zamieszaniu na polu karnym Lecha piłkę z bliska wpakował do siatki Damian Gorawski (asysta: BRASILIA). To pierwszy gol "Gory" w Wiśle, jak się później okazało - nie ostatni tego dnia.

Widać było jednak, że Lech nie zamierza w tym meczu się bronić. Po stracie bramki poznaniacy zaatakowali, bardzo aktywny był Paweł Kaczorowski. Z drugiej strony boiska w 12 i 13 minucie Brasilia podniósł ciśnienie kibicom i trenerowi Kasperczakowi. Najpierw po ucieczce z pozycji spalonej nie pobiegł za akcją Żurawskiego i Gorawskiego, po chwili zdecydował się na przyjęcie piłki na 6 metrze przedpola bramki Lecha mimo iż spokojnie można było próbować strzału wolejem.

W 14 minucie sędzia darował Piotrowi Świerczewskiemu drugi ostry faul na Mauro Cantoro. Pierwsze przewinienie Świerczewskiego na Argentyńczyku już z 4 minuty zostało ukarane żółtą kartką. Były reprezentant Polski wykorzystał prezent arbitra, gdyż więcej nie traktował swoich rywali tak ostro. Po chwili zaś niezłą szansę miał Piotr Reiss, który chyba zbyt długo zwlekał ze strzałem i obrońcy Wisły poradzili sobie z nim.

W 19 minucie miała miejsce sytuacja, która bardzo wpłynęła na przebieg spotkania. Wydawało się, że z niegroźnym dośrodkowaniem z głebi pola obrońcy i bramkarz Wisły poradzą sobie bez problemu. Niestety, Mariusz Jop główkował na linii pola karnego po czym zderzył się ze spóźnionym Adamem Piekutowskim. Obaj zawodnicy nie podnosili się przez kilka minut... ostatecznie "Piekut" stanął o własnych siłach, a Mariusza Jopa karetka odwiozła do szpitala.

Na trybunach zapanowała atmosfera stypy, którą spotęgowała bramka dla lechitów. Po rzucie rożnym wykonywanym z prawej strony boiska zakotłowało się w polu karnym Wisły a najsprytniejszym okazał się Damian Nawrocik, z bliska kierując piłkę do bramki naszego zespołu. Lech próbował wykorzystać zakłopotanie drużyny Wisły. Najpierw z dystansu próbował Lasocki, jego strzał minął bramkę o sporą odległość. W 37 minucie Paszulewicz faulował wychodzącego na pozycję Reissa za co otrzymał żółtą kartkę: rzut wolny zza linii pola karnego wykonywał sam poszkodowany, trafiając w poprzeczkę. Minęła zaledwie minuta, jak Reiss potężnie uderzył z woleja obok bramki Wisły, po dośrodkowaniu Scherfchena.

W tym okresie gry Wisła miała praktycznie jedną sytuację - Frankowskiemu zabrakło centymetrów by skutecznym strzałem głową wykończyć centrę z prawej strony. Nasz zespół przebudził się dopiero w ostatnich minutach drugiej połowy - ale za to jak się przebudził! Ostrzeżeniem dla gości miał być strzał Gorawskiego głową, który wyłapał Piątek. Po chwili znów strzelał "Gora" - tym razem wolej z bardzo ostrego kąta minął bramkę Lecha.

Wreszcie w 43 minucie Brasilia podał z lewej strony na 30 metr do Żurawskiego, ten zrobił kilka kroków do przodu i wypalił jak z armaty w prawy dolny róg bramki gości. Piątek odbił piłkę przed siebie, a takich okazji nie zwykł marnować Tomasz Frankowski, zdobywając prowadzenie dla Wisły (asysta: ŻURAWSKI). Napastnik Wisły próbował podwyższyć wynik minutę później, ale jego strzał wybił na róg Kaliszan. Jednak jeszcze przed przerwą padła czwarta bramka meczu - po precyzyjnym dośrodkowaniu z lewej strony Mirosława Szymkowiaka najwyżej wyskoczył Stolarczyk pewnym strzałem umieszczając piłkę w siatce (asysta: SZYMKOWIAK)

W drugiej połowie Wisła kontrolowała stan meczu, mając sporą przewagę przez pierwsze 20 minut. Swoją drugą bramkę bez skutku próbował zdobyć Gorawski strzałem głową w 47 minucie, po chwili zaś wycofał piłkę na dwudziesty metr do Mauro Cantoro, którego bardzo mocne uderzenie na róg wybił Piątek. Z drugiej strony groźnie wyglądał strzał Reissa, po którym Piekutowski na wszelki wypadek wybił piłkę na róg. Lechici wykonywali z resztą dość sporą ilość tych stałych fragmentów gry.

W 52 minucie gry bardzo ładny rajd środkiem boiska przeprowadził Brasilia, minął kilku rywali, ostatecznie jego strzał zablokował powracający Bosacki. Brasilii udało się jednak zagranie w 60 minucie, po którym piękną bramkę zdobył Damian Gorawski. Lewy pomocnik Wisły centrował z lewej strony zaś Gorawski wolejem z 10 metrów nie dał szans golkiperowi "Kolejorza" (asysta: BRASILIA). Na 5:1 próbował podwyższyć Tomasz Frankowski, próbując zaskoczyć Piątka praktycznie z zerowego kąta po akcji lewą stroną.

Na tym skończyły się popisy wiślaków, ambitnie grający goście zdołali zaś zmniejszyć rozmiary porażki w 75 minucie, gdy po kornerze bitym z prawej strony najwyżej wyskoczył Kaliszan i mocnym strzałem głową ustalił wynik meczu na 4:2. Oba zespoły miały jeszcze po jednej sytuacji sam na sam (Frankowski i rezerwowy Zakrzewski). Nie wykorzystali ich, tyle że sześć wcześniejszych bramek wystarczająco ukontentowało obserwatorów ostatniego ligowego meczu w tym roku.

(rav)

Źródło: wislakrakow.com

Konferencja pomeczowa

Oficjalnie pełniący funkcję trenera gości Ryszard Łukasik pogratulował Wiśle i Henrykowi Kasperczakowi wygranej. Obaj trenerzy potwierdzili, że mecz był dobrym widowiskiem, a to dzięki ofensywnej postawie drużyny poznańskiej.

Ryszard Łukasik:

- Gratuluję Wiśle i trenerowi Kasperczakowi zasłużonego zwycięstwa. Myśle jednak, że pokazaliśmy dobry mecz. Widowisko uraczyło tą dużą ilość kibiców. Wynik odzwierciedla przebieg meczu, choć przy nieco większym szczęściu mogliśmy tu zdobyć punkty

Henryk Kasperczak:

- Chcę potwierdzić słowa poprzednika. Mecz był dobry, bo Lech grał otwarcie, z nadziejami na dobry wynik, szukał rozwiązań ofensywnych. Dlatego też spotkanie było widowiskowe i dobre. Padło dużo bramek. Widać było niestety, że moi zawodnicy odczuli chorobę podczas przerwy ligowej. Dopiero w następnym tygodniu udzyskałem zawodników. Mieliśmy momenty trudne pod względem fizycznym. Walczymy o zwycięstwo w każdym meczu, staramy się. Jesteśmy mistrzem jesieni, czeka nas teraz okres wiosenny. Życzę Lechowi lepszej skuteczności, bo dobrze gra. Ich pozycja nie odzwierciedla rzeczywistych umiejętności.

Źródło: wislakrakow.com

Gorawski: Poczułem więcej luzu

Damian Gorawski zdobył dwie pierwsze bramki dla Wisły w meczu z Lechem. Pomocnik Wisły uważa, że gol z początku meczu pozwolił mu na spokojniejszą, luźniejszą grę. "Gora" żałuje też, że dla niego runda jesienna już się skończyła.

- Występ marzeń, można powiedzieć, a szczególnie druga bramka, strzelona z woleja, po prostu silnym strzałem - coś pięknego.

- Czy ja wiem, czy mecz marzeń? No myślę, że jeżeli strzela się bramkę, człowiek się otwiera psychicznie, jest pewny siebie. Przy drugiej bramce uderzyłem, no i wpadło. Nic nie kombinowałem

- Co więcej może zrobić prawy pomocnik, który strzela dwa gole? To więcej, niż od Ciebie się oczekuje?

- No tak jak mówiłem, byłem jakoś psychicznie zablokowany. Po strzeleniu pierwszej bramki poczułem więcej luzu, grałem swobodniej. Brasilia dał ładną wrzutkę i uderzyłem.

- Długo pan czekał na tą bramkę w Wiśle.

- No długo, może za bardzo chciałem. Dzisiaj podszedłem bardziej spokojnie, nie myślałem o tej bramce i akurat wpadły dwie.

- A czy to nie jest ironia losu? Pan mówił kilka razy w wywiadach, że pan potrzebuje tego gola, żeby się właśnie odblokować. Odblokował się pan i - koniec rundy.

- Na pewno, tym bardziej, że poprzednio, kiedy grałem z przodu, było mi łatwiej. Ale tutaj, na pomocy, z meczu na mecz przyzwyczajałem się i grało mi się lepiej. Szkoda właśnie, że dopiero w ostatnim meczu. Cieszę się, że w końcu strzeliłem.

- Czy te dwa fakty: powołanie do reprezentacji i dzisiejsze dwa gole można jakoś łączyć?

- Czy ja wiem? Na Maltę nie dostałem w ogóle powołania i jest to dla mnie dziwne, bo w sumie zagrałem pięć minut a co można pokazać przez pięć minut? No nie rozumiem Pawła Janasa, nie wiem jak to dalej będzie. Ale nie będę płakał.

- A to obecne nastawienie psychiczne, to znaczy to odblokowanie, trzeba będzie przenieść, zapamiętać na trzy miesiące?

- Ja myślę, że teraz jest przerwa i następuje chwila rozluźnienia, zapominamy o piłce, czas wyjechać na wakacje.

- Ale były dwa takie gorące momenty dzisiaj. Pierwszy to zderzenie Adama z Mariuszem Jopem i drugi - te akcje Piotra Reissa, strzały przede wszystkim.

- Na prawdę to pierwsze zdarzenie, takie drastyczne... Szkoda, z tego co słyszałem - złamany nos.. nie skomunikowali się z Piekutowskim... Za dobrze nie słyszał i stąd doszło do zderzenia. Pan mówi, że Piotr Reiss strzelał. Graliśmy dziś ofensywnie, tak jak zawsze gramy, a Lech tak samo podjął walkę i z tego właśnie tworzyły się akcje bodbramkowe.

- Jesień udana, prawda? Nie może być inaczej, jeśli zespół jest liderem.

- Na pewno. Byliśmy liderem w poprzedniej kolejce i chcieliśmy się utrzymać, zostać mistrzem jesieni i nam się udało. Cieszymy się z tego bardzo.

- Jeśli chodzi o pana, myśli pan, że to miejsce już będzie na stałe? Na prawej pomocy, czy pan jednak by chciał wrócić do ataku?

- Myślę, że jest mi to obojętne. Dobrze się ostatnio czuję tam i dalej muszę walczyć o pierwszy skład, bo nie mam pewnego miejsca. Najważniejsze, żeby grać.

- Nie żałuje pan, że nie zagra przeciwko Valerendze? Po tym meczu widać, że lepiej się panu gra?

- Żałuję, przez mój głupi wybryk osłabiłem drużynę. Ale życie uczy. Popełniłem błąd. Będę oglądał mecz z trybun i bedę wspierał chłopaków jako kibic.

- Damian, czy ciebie nadal denerwują jakiekolwiek porównania do Kalu Uche? Bo kiedy zapytaliśmy Cię na poczatku rundy, powiedziałeś, że każdy ma swój indywidualny styl i w zasadzie jeden jest Gorawskim, drugi Uche.

- Zgadzam się z tym, nie lubię, jeżeli ktoś mnie porównuje do jakiegoś zawodnika, bo każdy prezentuje naprawdę inny styl i nie zgadzam się, żeby ktoś mnie porównywał do.. no właśnie do Kalu Uche.

(Fanka :-) & Rav)

Źródło: wislakrakow.com

Wypowiedzi po meczu z Lechem

Mauro Cantoro po meczu z Lechem cieszy się, że mógł wystąpić w ostatnich meczach drużyny po przerwie spowodowanej kontuzją. Z kolei Jacek Paszulewicz mówił o trudnej roli rezerwowego, wchodzącego w trudnym dla drużyny momencie.

Mauro Cantoro:

- Jestem zadowolony, że gra mi się układa. Ostatnie miesiące przez kontuzję były dla mnie psychicznie nie do zniesienia. Trzy i pół miesiąca bez grania w piłkę było dla mnie katastrofą! Teraz jestem głodny piłki i chcę wykorzystać maksymalnie każdą szansę występu. Jednak po pucharowym meczu z Valerengą z chęcią wyjadę na urlop do Argentyny. Lato tam jest w pełni, nawet wieczorem temperatura nie spada poniżej 25 stopni Celsjusza. Wiem, że Valerenga uchroniła się przed degradacją, ale my skończyliśmy ligę na pierwszym miejscu. Musimy jednak pokazać tę różnicę w czwartek na boisku.

Jacek Paszulewicz:

- Wszedłem w trudnej sytuacji, prawie nie rozgrzany i od razu straciliśmy bramkę. Nie dodało mi to pewności siebie. Po tej sytuacji daliśmy sobie narzucić styl gry Lecha przez jakieś dziesięć minut. Lech jest bardzo nieobliczalną drużyną, również dzięki jego grze mieliśmy niezłe widowisko: akcja za akcję, sporo sytuacji podbramkowych. Zawsze podkreślałem, że chciałbym być w Wiśle podstawowym zawodnikiem. Niezależnie od tego czy ktoś ma kontuzję.

Piotr Świerczewski:

- Sędzia dobrze prowadził mecz, ale pierwszej bramki nie powinien uznać. Zanim Gorawski strzelił Piotrek Reiss chciał wybić piłkę, ale w tym momencie został sfaulowany (uderzył go łokciem Maciej Żurawski - przyp. red.) aż polała mu się krew z wargi.

Źródło: wislakrakow.com

Pomeczowy komentarz

Za nami ostatni mecz ligowy rundy jesiennej sezonu 2003-2004. Piłkarze Wisły Kraków rozegrają jeszcze mecz z Valeregną w Pucharze UEFA, po czym rozjadą się na zasłużone urlopy. Zasłużone jak najbardziej, bo po początkowej „mizerii” i na pohybel polskiej pseudo-sportowej prasie Wisła jeszcze nie upadła!

Powiem więcej... Biała Gwiazda nada jest Wielka, a tytułem Mistrza Jesieni wymierzyła klapsa wszystkim szczekaczom i defetystom, którzy udając piłkarskich fachowców oraz podważając autorytet Henryka Kasperczaka wróżyli… środek tabeli! Gdzie oni teraz są?! Czy przeczytamy ich mętne wykręty i arcyniskiej jakości wypociny? Czy też będą w stanie uderzyć się w piersi i przyznać do błędu? Wątpię. Pewnie jak zwykle schowają głowę w piasek i będą udawać, że takiego tematu w ogóle nie było.

Wisła w pięknym stylu zakończyła jesienne rozgrywki. Przy okazji znów zaaplikowała swoim rywalom worek bramek, co akurat w przypadku meczu z Lechem jest o tyle cenniejsze, że pokazało, iż Wisła to nie tylko Maciek Żurawski i gdy ten jest w odrobinę słabszej dyspozycji to ciągle są w drużynie zawodnicy mogący go z powodzeniem zastąpić. I za to należą się wielkie brawa trenerowi Kasperczakowi, który po okresie lekkiego kryzysu i obniżenia jakości gry potrafił na nowo, i dość szybko, poukładać drużynę.

Cóż można powiedzieć? Szkoda, że runda jesienna już się skończyła, bo widać jak na dłoni, że Wisła właśnie się rozpędza. Miejmy nadzieję, że będzie miało to swoje przełożenie w meczu z Vålerengą.

Nie ma oczywiście róży bez kolców. Choć zwycięzców się nie sądzi, to jednak wypada zauważyć, że u zawodników Białej Gwiazdy szwankuje umiejętność utrzymania koncentracji. W lutym podczas meczu z Lazio, po kontuzji sędziego, Wiślacy nie potrafili utrzymać koncentracji, w wyniku czego oddali pole rywalom. Podobnie było podczas meczu z Lechem. Po nieszczęśliwym zderzeniu Piekutowskiego z Jopem i dłuższej przerwie, w szeregi Białej Gwiazdy wkradł się chaos, który goście wykorzystali błyskawicznie i bezwzględnie. Przez następne 15 minut na boisku dominował Lech. Na szczęście dla nas, ten okres gry skończył się jedynie na 1:1, a nie wiadomo jakby potoczyły się losy tego meczu gdyby Reiss strzelił gola na 2:1 dla Kolejorza.

Niemniej jednak zwycięstwo Białej Gwiazdy jest jak najbardziej zasłużone i przekonujące. Przy okazji „błysnęło” trzech zawodników. Oczywiście pierwszoplanową postacią tego meczu był Damian Gorawski, strzelec dwóch goli. Jego bramki cieszą tym bardziej, że były to pierwsze trafienia Gory w barwach Wisły. Drugie trafienie zasługuje na bramkę kolejki, a kto wie może nawet i rundy. Po dośrodkowaniu Brasilii, Gorawski uderzył prawą nogą bez namysłu, a piłka z mocą reaktora dużej elektrowni atomowej wpadła do bramki po błyskawicznym i krótkim locie. Stadiony Świata. Postawę Gorawskiego docenił trener Kasperczak, który postanowił ściągnąć gracza 25 minut przed końcem, tak aby kibice podziękowali mu za jego wspaniałą grę i... pożegnali go. I tak też się stało. Na stojąco żegnano brawami Gorę. Żegnano, bowiem w meczu z Vålerengą nie zobaczymy tego piłkarza, który musi pauzować za czerwoną kartkę otrzymaną w pierwszym meczu w Norwegii. Aby do wiosny panie Gorawski... Drugim zawodnikiem, który wyraźnie zapunktował był Mauro Cantoro. O jego walorach wiedzieliśmy już dużo, gdyż do dobrej gry przyzwyczaił nas w poprzednim sezonie. Tym razem jednak znakomicie wywiązał się z zadań defensywnego pomocnika. Tym większe brawa dla niego, iż do tej pory bardziej utożsamialiśmy go z pomocnikiem ofensywnym.

Jego gra napawa coraz większym optymizmem. Okazuje się, że El Toro potrafi perfekcyjnie odebrać rywalowi piłkę oraz umiejętnie przewidzieć ewentualny rozwój wypadków na boisku, co w znaczny sposób pozwalało mu na doskonałe ustawianie się na placu gry. Niestety musi jednak martwić to, że nie zawsze potrafi (chce?) wrócić za rywalem, który mija go udanym zwodem. Kilkakrotnie dał się tak minąć w meczu z Lechem, nie podejmując również próby dogonienia rywala i odebrania mu piłki. Na szczęścia ten mankament nie może położyć się choćby minimalnym cieniem na ogólnie doskonałej postawie Mauro. W obecnej dyspozycji Argentyńczyka, zarówno Ouadja jak i tym bardziej Paweł Strąk mogą zapomnieć o grze w podstawowym składzie Wisły.

Trzecim zawodnikiem, który zaskoczył bardzo na plus jest... Brasilia! Tak, tak... nasz sympatyczny Crisiano! W meczu z Lechem wreszcie umiejętnie gubił krycie i w optymalny sposób wykorzystał swoją naturalną szybkość, stwarzając przewagę liczebną pod bramką rywala. Potrafił też bardzo dokładnie dośrodkować, jak choćby przy drugim golu Gorawskiego. Przy dokładnej analizie jego gry okazuje się również, że bezpośrednio lub pośrednio miał udział we wszystkich bramkach strzelonych przez piłkarzy Wisły! Jedynym pytaniem po tym spotkaniu, w odniesieniu do Brasilii, jest to czy był to jednorazowy „wyskok”, czy wreszcie zaczyna przynosić efekty praca Henryka Kasperczaka nad tym zawodnikiem. Gdyby okazało się, że to drugie, to szkoleniowca Wisły, bez cienia przesady, będzie można nazwać „cudotwórcą”. Z taką oceną i trenera i zawodnika poczekajmy jednak do rundy wiosennej, a przynajmniej do meczu z Vålerengą.

Znów bardzo dobrze zagrał Maciek Stolarczyk. Dobrze w ofensywie, bo w destrukcji ciągle zdarzają mu się proste błędy wynikające z jego małej zwrotności. W meczu z Lechem zademonstrował szalony „ciąg” na bramkę. W tym elemencie jest znacznie lepszym zawodnikiem od Marcina Baszczyńskiego, który z kolei jest lepszy w destrukcji, co chyba jednak w kontekście gracza formacji obronnej jest cenniejsze. „Chyba” dlatego, że w systemie 4-4-2 i nowoczesnym sposobie gry bocznych defensorów, nie są oni wyłącznie graczami ograniczającymi się do destrukcji, ale mają za zadanie dublowanie zadań skrajnych pomocników w taki sposób, aby tworzyć przewagę pod bramkę rywali. Wówczas za zabezpieczenie „tyłów” odpowiadają wespół - defensywny pomocnik, oraz dwóch stoperów. Tak też było podczas meczu z Lechem. O Mauro już wspomniałem, teraz słowo o duecie stoperów. Głowacki wraca do wysokiej formy. Widać jego ogromne doświadczenie i umiejętność grania z... głową! Przy Arku zupełnie innym zawodnikiem jest Mariusz Jop, który mając za partnera tak wybornego zawodnika jak Głowa czuje się swobodniej, popełniając automatycznie mniej błędów. Tym bardziej szkoda, że ucierpiał bardzo poważnie w starciu z Adamem Piekutowskim. Jeśli już jesteśmy przy golkiperze Białej Gwiazdy to trudno nie wytknąć mu fatalnego wprowadzania piłki do gry, zarówno nogami jak i rękami. Albo Piekut był nienależycie skoncentrowany, albo jest to głębszy problem, wymagający korekty ze strony Holochera. Nie może usprawiedliwiać naszego bramkarza dotkliwe zderzenie z Jopem, gdyż wyjątkowo niecelnie wprowadzał piłkę do gry jeszcze przed tym nieszczęśliwym zderzeniem. O grze Mirosława Szymkowiaka pisał nie będę bo po prostu... nie wypada! W polskiej lidze jest wśród piłkarzy niekwestionowanym profesorem „rozgrywania i myślenia stosowanego”.

Napastnicy. Tomasz Frankowski znów udowodnił - który to już raz - że jest prawdziwym sępem pola karnego. Jeszcze raz napiszę o nim, z przyjemnością, że jest polskim Butraguenio.

Niestety musi trochę martwić postawa Macieja Żurawskiego. Albo nasz najlepszy zawodnik jest już zmęczony sezonem, grał przecież na najwyższym poziomie przez całą rundę, i w klubie, i w reprezentacji, albo zwyczajnie pan Maciej przeszedł koło meczu... tak po prostu... sentymentalnie! Chcemy jednak wierzyć, że jednak odczuwa już skutki wyczerpującego sezonu. I tyle o postawie Żurawia w meczu z Lechem, przez wzgląd na szacunek jakim darzę tego zawodnika.

Pozytywne w grze Wisły jest również to, że od kilku spotkań wreszcie nastąpiło utrwalenie gry na jeden kontakt. Piłkarze rozgrywają piłkę w pełnym biegu, dokładnie. Nie boją się również podjąć dryblingu przy agresywnym kryciu, z czym jeszcze kilka tygodni temu bywało różnie. Efekty zaczyna przynosić ogromna praca jaką zawodnicy wykonują na treningach, pod okiem trenera Kasperczaka.

Z większych mankamentów w grze Wisły wymienię to, że zawodnicy Białej Gwiazdy nie stosują agresywnego pressingu na całym boisku. Wytłumaczeniem może być to, że w zasadzie nie ma takiej potrzeby skoro i tak przez całe spotkanie kontrolują przebieg wydarzeń na boisku i ciągle potrafią strzelić znacznie więcej bramek niż rywal. W takiej sytuacji tracenie sił na agresywne krycie rywali na całej szerokości i długości boiska nie jest niczym uzasadnione, ale... ale przy rywalu grającym jeszcze bardziej ofensywnie niż Wisła może odbić się to niekorzystnie. Na szczęście na takiego rywala możemy trafić dopiero na wiosnę w Pucharze UEFA!

Wniosek. Wisła coraz bardziej przypomina charyzmatyczną drużynę z zeszłego sezonu. Oby tak dalej!

Do wiosny ligo!

Źródło:wislaportal.pl

Relacja kibicowska z meczu:

Relacje kibicowskie z meczów Wisły-Sezon 2003/2004

Galeria kibicowska