2003.11.22 Wisła Kraków – Lech Poznań 4:2

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 07:20, 8 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://www.wislaportal.pl

Wisła Kraków - Lech Poznań 4:2

• Po emocjonującym i stojącym na dobry poziomie meczu, Wisła zasłużenie pokonała poznańskiego Lecha 4:2, zdobywając tym samym tytuł mistrza jesieni.

Gole dla Białej Gwiazdy zdobyli: Damian Gorawski - dwie (4., 60.), Tomasz Frankowski (43.), Maciej Stolarczyk (45.).

XIII kolejka ligi polskiej, sezon 2003/2004

Kraków, ul. Reymonta, 22 listopada 2003 r., godz. 18:15

Widzów: 10000, sędziował: Antoni Fijarczyk (Stalowa Wola)


Wisła Kraków - Lech Poznań 4:2

Bramki:

1:0 Gorawski (4.)

1:1 Nawrocik (22.)

2:1 Frankowski (43.)

3:1 Stolarczyk (45.)

4:1 Gorawski (60.)

4:2 Kaliszan (75.)


Składy:

Piekutowski

Baszczyński

Głowacki

Jop (21. Paszulewicz)

Stolarczyk

Gorawski (66. Pater)

Szymkowiak (80. Strąk)

Cantoro

Brasilia

Żurawski

Frankowski


Piątek Kryger

Kaliszan

Mowlik

Lasocki

Kaczorowski

Scherfchen

Świerczewski (69. Piskuła)

Grzelak (74. Zakrzewski)

Reiss

Nawrocik (63. Ślusarski)

Piłkarz meczu:

Damian Gorawski

• Latem bieżącego roku, gdy okazało się, że Piotr Świerczewski jest wolnym zawodnikiem, mówiło się, że może trafić pod Wawel. Trafił jednak do Lecha i w jego barwach spisywał się tej jesieni bardzo przeciętnie. Osobiście ciekawy byłem co pokaże w meczu z Wisłą. No i pokazał. Już w 3. minucie, za brutalny faul, na ośmieszającym go co chwile, Mauro Cantoro zobaczył żółtą kartkę, a Argentyńczyk zwijając się z bólu musiał skorzystać z pomocy masażysty, a wydawało się nawet, że już do gry nie wróci. Po faulu rzut wolny egzekwuje Brasilia, dośrodkowuje w pole karne, a tam Damian Gorawski strzałem głową otwiera wynik meczu. Prowadzimy więc bardzo szybko 1:0.

Szybko zdobyta bramka to woda na młyn dla wiślaków, którzy grają z polotem, zamykając często piłkarzy Lecha na ich połowie, a goście nie tylko kurczowo się bronią, ale też próbują atakować, przez co gra jest widowiskowa i może się podobać. Niestety w 15. min. znów popisuje się Świerczewski, który brzydko fauluje Maurycego, ale tym razem sędzia jest pobłażliwy, choć były reprezentant powinien zobaczyć drugą żółtą kartkę i wylecieć z boiska.

W 18. minucie dochodzi do tragicznej sytuacji. Do górnej piłki na linii pola karnego próbują dojść, Mariusz Jop i Adam Piekutowski. Mariusz ekspediuje futbolówkę na róg, ale Piekut wpada z ogromnym impetem w kolegę i potrzebna jest natychmiastowa pomoc lekarza. Ucierpieli obaj, a Mariusz trafia do szpitala (ze złamaną szczęką i nosem!).

Ta sytuacja wybija z rytmu wiślaków, a i Piekutowski nie może dojść do siebie, co szybko wykorzystują poznaniacy. Seria rzutów rożnych kończy się wyrównującą bramką, którą po błędzie Brasilii strzela Nawrocik.

Lechici widząc, że nasi piłkarze nadal nie mogą dojść do siebie, nie tylko po stracie Jopa, ale i bramki, próbują zdobyć kolejnego gola. Bliscy są tego w minucie 37., kiedy to wchodzącego w pole karne Reissa fauluje Jacek Paszulewicz, a gdyby tego nie zrobił, raczej na pewno Lech na Reymonta prowadziłby... Rzut wolny egzekwuje sam poszkodowany, ale trafia w... poprzeczkę! Po chwili Piekutowski musi ratować sytuację rzucając się pod nogi Reissa, a w 40. minucie ten sam zawodnik minimalnie przestrzelił... Było gorąco!

Na szczęście sytuacje gości budzą wiślaków. W 42. min. Damian Gorawski strzelił niecelnie, ale była to pierwsza od dłuższego czasu akcja Wisły (zainicjował ją, bardzo dzisiaj kreatywny Mauro Cantoro). Minutę później jest już jednak 2:1. Maciej Żurawski atomowym strzałem z dystansu próbuje zaskoczyć Piątka, ten odbija piłkę przed siebie, najszybszy w polu karnym jest nie kto inny jak Tomasz Frankowski i prowadzimy! Sędzia dolicza 3 minuty, a wiślacy grają do końca. Seria rzutów rożnych tym razem na bramkę od strony ul. Reymonta i po dośrodkowaniu Mirka Szymkowiaka, Maciej Stolarczyk strzałem głową dobija Lecha! Jest 3:1, a dwa gole do szatni załatwiają - jak się okazuje - sprawę meczu!

Na II połowę można wyjść już z dużo większym spokojem! Tę rozpoczyna atomowym strzałem Cantoro i Piątek rehabilituje się trochę, za drugiego gola. Wisła mając dwubramkową przewagę, gra spokojnie, a lechici choć próbują przedostać się pod pole karne Wisły, to brakuje im tzw. ostatniego podania, powstrzymują ich nasi defensorzy lub goście sami zagrywają bardzo niedokładnie. W Wiśle po fatalnej I połowie obudził się Brasilia i właśnie w 60. minucie dośrodkowuje w pole karne, a tam niesamowitym strzałem z woleja w długi róg Damian Gorawski strzela swojego drugiego gola w tym meczu i Wisła prowadzi już 4:1!

W 69. minucie ładnie uderza Tomasz Frankowski, ale kończy się na rogu. W 75. min. drugiego gola - trochę z niczego - zdobywają goście. Wrzutkę na bramkę ładnym strzałem głową zamienia Kaliszan, jest 4:2 i już do końca meczu obserwujemy kolejne akcje Wisły, którym brak jednak dokładności oraz nieudane próby piłkarzy Lecha, co powoduje, że wynik już się nie zmienia.

Wisła wygrywa zasłużenie, a gra naszych piłkarzy dobrze rokuje przed rewanżem w Pucharze UEFA z Norwegami... tyle tylko, że... W dniu dzisiejszym cieniem samego siebie (poza jednym strzałem, po którym padła druga bramka), był Maciej Żurawski. Można śmiało powiedzieć, że wprawdzie Maciek absorbował obrońców Lecha, ale w ataku grał dziś tylko Franek i miejmy nadzieję, że to nie nagły spadek formy, ale po prostu... poznański sentyment.

• Dodał: Wit (2003-11-22 20:10:33)


Pomeczowy komentarz

• Za nami ostatni mecz ligowy rundy jesiennej sezonu 2003-2004. Piłkarze Wisły Kraków rozegrają jeszcze mecz z Valeregną w Pucharze UEFA, po czym rozjadą się na zasłużone urlopy. Zasłużone jak najbardziej, bo po początkowej „mizerii” i na pohybel polskiej pseudo-sportowej prasie Wisła jeszcze nie upadła!

Powiem więcej... Biała Gwiazda nada jest Wielka, a tytułem Mistrza Jesieni wymierzyła klapsa wszystkim szczekaczom i defetystom, którzy udając piłkarskich fachowców oraz podważając autorytet Henryka Kasperczaka wróżyli… środek tabeli! Gdzie oni teraz są?! Czy przeczytamy ich mętne wykręty i arcyniskiej jakości wypociny? Czy też będą w stanie uderzyć się w piersi i przyznać do błędu? Wątpię. Pewnie jak zwykle schowają głowę w piasek i będą udawać, że takiego tematu w ogóle nie było.

Wisła w pięknym stylu zakończyła jesienne rozgrywki. Przy okazji znów zaaplikowała swoim rywalom worek bramek, co akurat w przypadku meczu z Lechem jest o tyle cenniejsze, że pokazało, iż Wisła to nie tylko Maciek Żurawski i gdy ten jest w odrobinę słabszej dyspozycji to ciągle są w drużynie zawodnicy mogący go z powodzeniem zastąpić. I za to należą się wielkie brawa trenerowi Kasperczakowi, który po okresie lekkiego kryzysu i obniżenia jakości gry potrafił na nowo, i dość szybko, poukładać drużynę.

Cóż można powiedzieć? Szkoda, że runda jesienna już się skończyła, bo widać jak na dłoni, że Wisła właśnie się rozpędza. Miejmy nadzieję, że będzie miało to swoje przełożenie w meczu z Vålerengą.

Nie ma oczywiście róży bez kolców. Choć zwycięzców się nie sądzi, to jednak wypada zauważyć, że u zawodników Białej Gwiazdy szwankuje umiejętność utrzymania koncentracji. W lutym podczas meczu z Lazio, po kontuzji sędziego, Wiślacy nie potrafili utrzymać koncentracji, w wyniku czego oddali pole rywalom. Podobnie było podczas meczu z Lechem. Po nieszczęśliwym zderzeniu Piekutowskiego z Jopem i dłuższej przerwie, w szeregi Białej Gwiazdy wkradł się chaos, który goście wykorzystali błyskawicznie i bezwzględnie. Przez następne 15 minut na boisku dominował Lech. Na szczęście dla nas, ten okres gry skończył się jedynie na 1:1, a nie wiadomo jakby potoczyły się losy tego meczu gdyby Reiss strzelił gola na 2:1 dla Kolejorza.

Niemniej jednak zwycięstwo Białej Gwiazdy jest jak najbardziej zasłużone i przekonujące. Przy okazji „błysnęło” trzech zawodników. Oczywiście pierwszoplanową postacią tego meczu był Damian Gorawski, strzelec dwóch goli. Jego bramki cieszą tym bardziej, że były to pierwsze trafienia Gory w barwach Wisły. Drugie trafienie zasługuje na bramkę kolejki, a kto wie może nawet i rundy. Po dośrodkowaniu Brasilii, Gorawski uderzył prawą nogą bez namysłu, a piłka z mocą reaktora dużej elektrowni atomowej wpadła do bramki po błyskawicznym i krótkim locie. Stadiony Świata. Postawę Gorawskiego docenił trener Kasperczak, który postanowił ściągnąć gracza 25 minut przed końcem, tak aby kibice podziękowali mu za jego wspaniałą grę i... pożegnali go. I tak też się stało. Na stojąco żegnano brawami Gorę. Żegnano, bowiem w meczu z Vålerengą nie zobaczymy tego piłkarza, który musi pauzować za czerwoną kartkę otrzymaną w pierwszym meczu w Norwegii. Aby do wiosny panie Gorawski... Drugim zawodnikiem, który wyraźnie zapunktował był Mauro Cantoro. O jego walorach wiedzieliśmy już dużo, gdyż do dobrej gry przyzwyczaił nas w poprzednim sezonie. Tym razem jednak znakomicie wywiązał się z zadań defensywnego pomocnika. Tym większe brawa dla niego, iż do tej pory bardziej utożsamialiśmy go z pomocnikiem ofensywnym.

Jego gra napawa coraz większym optymizmem. Okazuje się, że El Toro potrafi perfekcyjnie odebrać rywalowi piłkę oraz umiejętnie przewidzieć ewentualny rozwój wypadków na boisku, co w znaczny sposób pozwalało mu na doskonałe ustawianie się na placu gry. Niestety musi jednak martwić to, że nie zawsze potrafi (chce?) wrócić za rywalem, który mija go udanym zwodem. Kilkakrotnie dał się tak minąć w meczu z Lechem, nie podejmując również próby dogonienia rywala i odebrania mu piłki. Na szczęścia ten mankament nie może położyć się choćby minimalnym cieniem na ogólnie doskonałej postawie Mauro. W obecnej dyspozycji Argentyńczyka, zarówno Ouadja jak i tym bardziej Paweł Strąk mogą zapomnieć o grze w podstawowym składzie Wisły.

Trzecim zawodnikiem, który zaskoczył bardzo na plus jest... Brasilia! Tak, tak... nasz sympatyczny Crisiano! W meczu z Lechem wreszcie umiejętnie gubił krycie i w optymalny sposób wykorzystał swoją naturalną szybkość, stwarzając przewagę liczebną pod bramką rywala. Potrafił też bardzo dokładnie dośrodkować, jak choćby przy drugim golu Gorawskiego. Przy dokładnej analizie jego gry okazuje się również, że bezpośrednio lub pośrednio miał udział we wszystkich bramkach strzelonych przez piłkarzy Wisły! Jedynym pytaniem po tym spotkaniu, w odniesieniu do Brasilii, jest to czy był to jednorazowy „wyskok”, czy wreszcie zaczyna przynosić efekty praca Henryka Kasperczaka nad tym zawodnikiem. Gdyby okazało się, że to drugie, to szkoleniowca Wisły, bez cienia przesady, będzie można nazwać „cudotwórcą”. Z taką oceną i trenera i zawodnika poczekajmy jednak do rundy wiosennej, a przynajmniej do meczu z Vålerengą.

Znów bardzo dobrze zagrał Maciek Stolarczyk. Dobrze w ofensywie, bo w destrukcji ciągle zdarzają mu się proste błędy wynikające z jego małej zwrotności. W meczu z Lechem zademonstrował szalony „ciąg” na bramkę. W tym elemencie jest znacznie lepszym zawodnikiem od Marcina Baszczyńskiego, który z kolei jest lepszy w destrukcji, co chyba jednak w kontekście gracza formacji obronnej jest cenniejsze. „Chyba” dlatego, że w systemie 4-4-2 i nowoczesnym sposobie gry bocznych defensorów, nie są oni wyłącznie graczami ograniczającymi się do destrukcji, ale mają za zadanie dublowanie zadań skrajnych pomocników w taki sposób, aby tworzyć przewagę pod bramkę rywali. Wówczas za zabezpieczenie „tyłów” odpowiadają wespół - defensywny pomocnik, oraz dwóch stoperów. Tak też było podczas meczu z Lechem. O Mauro już wspomniałem, teraz słowo o duecie stoperów. Głowacki wraca do wysokiej formy. Widać jego ogromne doświadczenie i umiejętność grania z... głową! Przy Arku zupełnie innym zawodnikiem jest Mariusz Jop, który mając za partnera tak wybornego zawodnika jak Głowa czuje się swobodniej, popełniając automatycznie mniej błędów. Tym bardziej szkoda, że ucierpiał bardzo poważnie w starciu z Adamem Piekutowskim. Jeśli już jesteśmy przy golkiperze Białej Gwiazdy to trudno nie wytknąć mu fatalnego wprowadzania piłki do gry, zarówno nogami jak i rękami. Albo Piekut był nienależycie skoncentrowany, albo jest to głębszy problem, wymagający korekty ze strony Holochera. Nie może usprawiedliwiać naszego bramkarza dotkliwe zderzenie z Jopem, gdyż wyjątkowo niecelnie wprowadzał piłkę do gry jeszcze przed tym nieszczęśliwym zderzeniem. O grze Mirosława Szymkowiaka pisał nie będę bo po prostu... nie wypada! W polskiej lidze jest wśród piłkarzy niekwestionowanym profesorem „rozgrywania i myślenia stosowanego”.

Napastnicy. Tomasz Frankowski znów udowodnił - który to już raz - że jest prawdziwym sępem pola karnego. Jeszcze raz napiszę o nim, z przyjemnością, że jest polskim Butraguenio. Niestety musi trochę martwić postawa Macieja Żurawskiego. Albo nasz najlepszy zawodnik jest już zmęczony sezonem, grał przecież na najwyższym poziomie przez całą rundę, i w klubie, i w reprezentacji, albo zwyczajnie pan Maciej przeszedł koło meczu... tak po prostu... sentymentalnie! Chcemy jednak wierzyć, że jednak odczuwa już skutki wyczerpującego sezonu. I tyle o postawie Żurawia w meczu z Lechem, przez wzgląd na szacunek jakim darzę tego zawodnika.

Pozytywne w grze Wisły jest również to, że od kilku spotkań wreszcie nastąpiło utrwalenie gry na jeden kontakt. Piłkarze rozgrywają piłkę w pełnym biegu, dokładnie. Nie boją się również podjąć dryblingu przy agresywnym kryciu, z czym jeszcze kilka tygodni temu bywało różnie. Efekty zaczyna przynosić ogromna praca jaką zawodnicy wykonują na treningach, pod okiem trenera Kasperczaka. Z większych mankamentów w grze Wisły wymienię to, że zawodnicy Białej Gwiazdy nie stosują agresywnego pressingu na całym boisku. Wytłumaczeniem może być to, że w zasadzie nie ma takiej potrzeby skoro i tak przez całe spotkanie kontrolują przebieg wydarzeń na boisku i ciągle potrafią strzelić znacznie więcej bramek niż rywal. W takiej sytuacji tracenie sił na agresywne krycie rywali na całej szerokości i długości boiska nie jest niczym uzasadnione, ale... ale przy rywalu grającym jeszcze bardziej ofensywnie niż Wisła może odbić się to niekorzystnie. Na szczęście na takiego rywala możemy trafić dopiero na wiosnę w Pucharze UEFA!

Wniosek. Wisła coraz bardziej przypomina charyzmatyczną drużynę z zeszłego sezonu. Oby tak dalej!

Do wiosny ligo!