2004.04.04 Wisła Kraków - Amica Wronki 2:1

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 11:35, 8 kwi 2018; Toro (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)
2004.04.04, I Liga, .17 kolejka, Kraków, Stadion Wisły, 17:30
Wisła Kraków 2:1 (0:0) Amica Wronki
widzów: 10.000
sędzia: Krzysztof Zdunek z Łodzi
Bramki

Tomasz Frankowski 88’
Tomasz Kłos 90’
0:1
1:1
2:1
78' Marek Zieńczuk


Wisła Kraków
Radosław Majdan
Marcin Baszczyński
Grafika:Zk.jpg Arkadiusz Głowacki
Grafika:Zk.jpg Tomasz Kłos
Nikola Mijailović grafika: Zmiana.PNG (56’ Maciej Stolarczyk)
Kalu Uche
Grafika:Zk.jpg Mirosław Szymkowiak
Grafika:Zk.jpg Mauro Cantoro
Piotr Brożek grafika: Zmiana.PNG (74’ Edno
Maciej Żurawski
Grafika:Zk.jpg Damian Gorawski grafika: Zmiana.PNG (69’ Tomasz Frankowski)

trener: Henryk Kasperczak
Amica Wronki
Grzegorz Szamotulski Grafika:Zk.jpg
Paweł Skrzypek
Veselin Đoković Grafika:Zk.jpg
Mamia Dżikia
Dariusz Dudka
Mateusz Bartczak grafika: Zmiana.PNG (46’ Marcin Burkhardt)
Arkadiusz Bąk Grafika:Zk.jpg
Jacek Dembiński
Marek Zieńczuk grafika: Zmiana.PNG (87’ Dawid Kucharski)
Paweł Kryszałowicz grafika: Zmiana.PNG (46’ Remigiusz Sobociński)
Tomasz Dawidowski Grafika:Zk.jpg

trener: Stefan Majewski

O Wiśle Kraków czytaj także w oficjalnym serwisie Przeglądu Sportowego - przegladsportowy.pl

Bilet meczowy
Bilet meczowy

Spis treści

Przed meczem

Ligowy szczyt

Meczem z Amicą Wronki Wisła rozpoczyna serię meczów z bezpośrednimi rywalami do tytułu Mistrza Polski. - Trzeba wygrać - zapowiada Henryk Kasperczak. W przypadku zwycięstwa, przewaga nad Amiką wzrośnie do sześciu punktów, a do czwartego w tabeli Groclin, aż do 11 oczek! Niedziela godzina 17:30: Wisła Kraków - Amica Wronki - ligowy szczyt.

Determinacja w walce o piłkę opłaciła się - Wisła wygrywa w ostatnich minutach
Determinacja w walce o piłkę opłaciła się - Wisła wygrywa w ostatnich minutach
Wisła przystąpi do meczu z Amicą w niemal najsilniejszym składzie. Do gry po odbyciu absencji za nadmiar żółtych kartek powraca Marcin Baszczyński. Zabraknie oczywiście kontuzjowanego Mariusza Kukiełki, który wczoraj gorąco witał się z kolegami z czasów gry w Amice i Jacka Kowalczyka (problemy rodzinne).

Trener Henryk Kasperczak w defensywie ma raczej kłopot bogactwa, więc absencja Kowalczyka nie jest problemem. Problemem jest sytuacja, w której trzeba wybierać, który z wartościowych zawodników ma zasiąść na ławce rezerwowych - nikt spośród obrońców nie może czuć się całkowicie pewny miejsca w składzie. Wydaje się jednak, że trener postawi na czwórkę, która zagrała w meczu ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki. - Oprócz Mijailovicia pozostałych obrońców Wisły znam z reprezentacji. Oni też mnie dobrze znają - uśmiecha się snajper Amiki, Paweł Kryszałowicz. - Wszyscy doskonale wiedzą, że lepiej gram lewą nogą, ale wszyscy też wiedzą, że Maciek Żurawski "ma prawą nogę", a dalej strzela bramki, prawda? - dodaje "Garbusek".

Nikogo nie trzeba przekonywać, jak wiele dla Amiki znaczy Kryszałowicz. To on załatwił Wisłę dwoma bramkami podczas rundy jesiennej. Podczas meczu z Górnikiem Polkowice napastnik doznał urazu, lecz przez ostatnie dni trenował i jak potwierdza, jest gotowy do gry, choć jeszcze odczuwa ból. - Jak tylko trener będzie chciał mnie wystawić, jestem gotowy do gry - przekonuje.

Klasę Kryszałowicza docenia Henryk Kasperczak. - To spore wzmocnienie, strzela dużo bramek - ocenia. - Amica ma dobrych piłkarzy i osiągają obecnie dobre wyniki - to stanowi o ich sile. Wzmocnili zespół, a Arkadiusz Bąk ustabilizował formę - dodaje Wiślacki trener.

Szkoleniowiec nie chciał w sobotę zdradzić jeszcze w jakim ustawieniu zagra drużyna. Wydaje się jednak, że na lewej pomocy zagra Piotr Brożek, a partnerem "Żurawia" w ataku będzie Damian Gorawski. Obaj podczas ostatniego treningu przed dzisiejszym meczem prezentowali się korzystniej niż ich rywale do miejsca w składzie.

Zarówno Wisła, jak i Amica są już przyzwyczajone, że ich rywale ligowi skupiają się na defensywie. Jutro będzie inaczej, gdyż obie drużyny będą chciały zdobyć komplet punktów, więc można oczekiwać w miarę otwartej gry z obu stron. - Nie będzie to taki futbol, jaki prezentujemy na własnym stadionie, że siadamy na rywalu, ale na pewno nie będziemy się kryć i zagramy w miarę przyzwoitą piłkę - zapowiada Kryszałowicz. - Przede wszystkim chcemy zagrać skutecznie. Szanujemy rywala, ale się go nie obawiamy - w innym przypadku nie mielibyśmy po co przyjeżdzać do Krakowa.

Amica, która w ostatniej kolejce pewnie pokonała Górnik Polkowice 3:0, w Krakowie zjawiła się osłabiona brakiem kontuzjowanego Jarosława Bieniuka. Pozostali zawodnicy są do dyspozycji trenera Stefana Majewskiego.

(mat19)

Źródło: wislakrakow.com

Relacje meczowe

Rzutem na taśmę!

Pięć ostatnich minut zadecydowało, że Wisła odniosła niesamowite zwycięstwo nad Amiką Wronki. Od 78 minuty wronczanie prowadzili po bramce Zieńczuka. W 88 minucie wyrównał Tomasz Frankowski, zaś w doliczonym czasie gry zwycięstwo wyrwał rywalowi z gardła Tomasz Kłos.

Pierwsze minuty gry były dość wyrównane z lekką przewagą Wisły. Żadna ze stron nie oddała strzału, jednak sporo było zamieszania pod obiema bramkami. Ładnie wyglądało prostopadłe podanie Uche do Żurawskiego w 6 minucie, wychodzącego na pozycję napastnika Wisły zatrzymali jednak obrońcy Amiki zanim ten zdążył uderzyć.

W drugim meczu z rzędu od pierwszych minut wystąpił Piotr Brożek, który w 12 minucie przeprowadził ładny rajd lewą stroną, po którym zacentrował, jednak piłkę wyłapał Szamotulski. Bramkarz Amiki poradził też sobie z pierwszym strzałem meczu, który oddał Maciej Żurawski z dość ostrego kąta. Pierwsza naprawdę składna akcja Wisły miała miejsce w 13 minucie. Mirek Szymkowiak pociągnał z piłką kilkanaście metrów, podał do Żurawia, który ściągnał na siebie dwóch obrońców i oddał na prawo do Gorawskiego. Napastnik Wisły wpadł w pole karne, ograł Dudkę i oddał strzał, który zablokował jeden z obrońców.

Zaogniło w 17 minucie. Znów prawą stroną pobiegł Gorawski, jednak gdy uwolnił się Dudce defensor Amiki położył się na murawie. Arbiter nie widział zdarzenia, ale odgwizdał rzut wolny przerywając akcję Wisły. Co więcej, słyszać sugestie trenera Majewskiego ukarał po kilkunastu sekundach Damiana Gorawskiego żółtą kartką! Zawodnicy Amiki czując przychylność ze strony arbitra postanowili przez następne pięć minut przerywać każdą akcję Wisły faulem w środku pola. - Mógłby pokazać kartkę choć raz - słusznie komentował w kierunku swojej ławki trener Kasperczak.

Uspokoić agresję wronczan postanowił Mirek Szymkowiak, uderzając z oddalonego 28 metrów od bramki rzutu wolnego, niestety piłka przeszła kilkanaście centymetrów od lewego spojenia słupka z poprzeczką. W 24 minucie "Szymek" wyprowadził kontrę, minął Dżikiję, podał na lewo do aktywnego Mijailović'a, którego podanie do Żurawskiego zostało już przechwycone.

Groźnie było pod bramką Amiki 60 sekund później, gdy po rzucie wolnym piąstkować musiał Szamotulski, piłki na siódmym metrze dopadł Żurawski, jednak jego potężny strzał znów zatrzymał się na obrońcach.

Coraz częściej obserwowaliśmy grę na czas i cwaniackie zachowanie ze strony drużyny Amiki, m.in. podczas jednego z rzutów wolnych Bąk postanowił przesunąć sobie piłkę o dwa metry korzystając z tego, że sędzia "robił porządek" na polu karnym upominając przepychających się zawodników obu zespołów. PAJACE, PAJACE! - grzmiały trybuny. W 35 minucie po rzucie rożnym obok bramki strzelił Bartczak.

Bramki nie przyniosły Wiśle ani akcje Kalu Uche prawą stroną, ani strzał Gorawskiego nad bramką. W 43 minucie Piotr Brożek minął dwóch rywali, trzeci ratował się wyekspediowaniem piłki na rzut rożny, który nie przyniósł zagrożenia pod bramką Szamotulskiego. W ostatniej minucie pierwszej części gry z prawej strony podawał Uche zaś wbiegający Gora tylko przyłożył nogę do piłki, która niestety przeleciała nad bramką. Słupek zaś uratował drużynę z Wronek po centrze Szymkowiaka z rzutu wolnego i główce Uche. Próbował jeszcze dobijać Baszczyński, jednak Dudka zdołał wyekspediować futbolówkę na aut.

Mimo bezbramkowego wyniku trener Kasperczak nie zadecydował się na zmiany w składzie, natomiast w Amice za Kryszałowicza wszedł Sobociński a za Bartczaka - Burkhardt. Lepiej rozpoczęła Wisła, bo w 49 minucie Kalu znów próbował pokonać bramkarza gości strzałem głową, po którym Szamotulski zdołał wybić piłkę na róg.

Cztery minuty później Kalu znów stanął znów stanął przed szansą i znów Szamotulski wyłapał jego strzał z 10 metrów, w dodatku Nigeryjczyk był na pozycji spalonej. Podobnie było w 65 minucie, gdy Uche trafił do bramki głową z kilku metrów... Kamery telewizyjne wykazały ponoć półmetrową pozycję spaloną pomocnika Wisły, niemniej cały stadion głośno krzyczał do arbitra: - Oddaj kuchenkę.

Po godzinie gry kontrataki Amiki stawały się groźniejsze. W 63 minucie Dawidowski uciekał Głowackiemu a ten sfaulował napastnika Amiki, za co otrzymał żółtą kartkę. Stały fragment gry próbował wykorzystac Burkhardt. Piłka po jego strzale odbiła się od muru i przeleciała obok bramki. Pięć minut później strzelał Zieńczuk - niecelnie. Po kolejnej kontrze Burkhardt zagrywał do Dawidowskiego, który naciskany przez Stolarczyka strzelił nad bramką.

Wisła nieskutecznie starała się rozbijać mur obronny drużyny gości. Piłka przez długi czas wędrowała po połowie Amiki, jednak brakowało ostatniego podania, gdyż czujnie grali defensorzy, uprzedzając wiślaków. W 76 minucie wywracany w polu karnym był Tomasz Frankowski, ale arbiter nie pokazał na rzut karny.

Dwie minuty później skuteczną kontrę wyprowadziła Amika - Marek Zieńczuk uciekł "Baszczowi" wypuszczony pięknym podaniem przez Dembińskiego, przebiegł ok. 30 metrów i technicznym strzałem przerzucił futbolówkę nad wybiegającym Majdanem.

Wisła pokazała jednak, że gra do końca. Mnóstwo piłek kierowanych górą do Uche trafiało do adresata. Wreszcie w 88 minucie Nigeryjczyk zagrał górą do Frankowskiego, który na trzy raty pokonał Szamotulskiego już leżąc na murawie (asysta: UCHE) Franek mógł zdobyć zwycięskiego gola minutę później po solowej akcji Mauro środkiem boiska, jednak nie opanował adresowanej do niego piłki.

Sędzia doliczył cztery minuty do końca spotkania. W trzeciej z nich "Żuraw" egzekwował rzut rożny, piłka została wybita przed pole karne, gdzie czekał Mirosław Szymkowiak, który potężnie strzelił. Futbolówka została zablokowana, jednak "Szymek" zdołał zagrać głową na piąty metr, dalej głowkowali kolejno Uche, Frankowski, wreszcie Stolarczyk, do tyłu do ustawionego na ósmym metrze Kłosa, który umieścił piłkę w bramce precyzyjnym wolejem tuż przy słupku, wprowadzając w stan ekstazy 10 tysięcy zgromadzonych widzów (asysta: STOLARCZYK).

"Stolarz" trafnie podsumował to spotkanie: - Byliśmy stroną przeważającą i z przebiegu gry należały nam się te bramki. Nie zawsze jest tak, że zespół który przeważa wygrywa mecz. Dziś nam się to udało i bardzo się z tego cieszymy. Niezwykle ważna wygrana, dzięki której Wisła odskoczyła na sześciopunktowy dystans od drużyny z Wronek.

(rav)

Źródło: wislakrakow.com

Program meczowy cz.I
Program meczowy cz.I
Program meczowy cz.II
Program meczowy cz.II

Wisła Kraków - Amica Wronki 2:1

Po emocjonującym meczu krakowska Wisła pokonała Amikę Wronki 2:1! Jeszcze na dwie minuty przed końcem meczu to Amika prowadziła na Reymonta po golu niedoszłego wiślaka Zieńczuka, jednak końcówka spotkania w wykonaniu Białej Gwiazdy była piorunująca!!! Tomasz Frankowski w 88. i Tomasz Kłos już w trzeciej, doliczonej minucie, dali Wiśle wygraną!!! Ogromny krok w stronę mistrzostwa został zrobiony!!!

XVII kolejka ligi polskiej, sezon 2003/2004

Kraków, ul. Reymonta, 4 kwietnia 2004 r., godz. 17:30

Widzów: 10000, sędziował: Krzysztof Zdunek (Łódź)

Wisła Kraków - Amica Wronki 2:1

Bramki:

0:1 Zieńczuk (78.)

1:1 Frankowski (88.)

2:1 Kłos (90. +3)


Składy:

Majdan

Baszczyński

Kłos

Głowacki

Mijailović (57. Stolarczyk)

Uche

Cantoro

Szymkowiak

Brożek (74. Edno)

Żurawski

Gorawski (69. Frankowski)


Szamotulski Skrzypek

Djokovic

Dżikija

Dudka

Bartczak (46. Burkhardt)

Bąk

Dembiński

Zieńczuk (87. Kucharski)

Kryszałowicz (46. Sobociński)

Dawidowski

Piłkarz meczu:

Tomasz Frankowski

• Prawdziwy horror zafundowali nam dzisiaj nasi pupile, ale też takie mecze każdy kibic... pamięta dłużej! Ważne, że choć nie zagraliśmy porywająco, to jednak Wisła wygrała arcyważny mecz i powiększyła przewagę nad groźnym rywalem w walce o mistrzostwo! Słuchając w drodze z meczu RMF-u dowiedziałem się, że po tym jak wczoraj z walki o mistrza odpadł Groclin (porażka 1:3 z Polonią), teraz odpadła Amika! Całkiem możliwe, że tak, bo po dwóch sierpowych tuż przed końcowym gongiem, może już się nie podnieść. Porównanie bokserskie jest jak najbardziej na miejscu, nie tylko z tego powodu, iż dzisiejszy mecz oglądał na żywo Dariusz Tiger Michalczewski!

Sam mecz - aż do pasjonującej końcówki - mógł jednak... rozczarować. Czkawką odbijała się bowiem wiślakom... kadra! Bardzo słabo zagrał Damian Gorawski, który po kilku przebłyskach, całkowicie nie potrafił odnaleźć się na boisku. Mało widoczny, choć walczył i sporo się starał, był Maciej Żurawski. Chyba jeden z najsłabszych meczów w barwach Wisły rozegrał Marcin Baszczyński, a i strzelec zwycięskiej bramki - Tomasz Kłos, miał kilka słabszych momentów. Jedynie Mirek Szymkowiak walczył w środku pola za dwóch!

Mecz od początku odbywał się pod dyktando Wisły, dziwiła natomiast postawa gości, którzy po buńczucznych zapowiedziach, mieli walczyć w Krakowie o 3 pkt, jakoś nie pokazywali tego na boisku. Oglądając jednak ich poczynania, może było śmiało odnieść wrażenie, że... remis ich zadowoli. Granie na czas, leżenie na murawie, symulacje, itd. - to było głównie to co prezentowali podopieczni Stefana Majewskiego. Trochę wstyd, że brązowy medalista mistrzostw świata, właśnie taką taktykę - zabijającą futbol - obrał i wpaja swoim podopiecznym!

Wisła biła więc głową w mur złożony z defrensorów kuchenek (sic!), a goście - nastawieni na kontry - czekali na swoją okazję. Trzeba tutaj zaznaczyć, że... to właśnie piłkarze z Wronek bardzo często wygrywali pojedynki biegowe, mieli natomiast niewyobrażalną ilość strat, głównie w środku pola, gdzie królem polowania był świetny i waleczny dzisiaj Mauro Cantoro (kto chciał go zimą oddać do Geniu???!!!).

Początek, więc meczu, mimo przewagi Wisły, nie przyniósł groźniejszych akcji, tak pod jedną, jak i pod drugą bramką, a na pierwszy strzał w światło bramki Amiki czekaliśmy do 12. minuty, kiedy to po raz pierwszy Żuraw niepokoił Szamotulskiego. Strzał Maćka był jednak zbyt lekki. O wiele groźniej jest natomiast w min. 14. Szymek ładnie podaje do Żurawia, ten oddaje do Gory, jednak jego spóźniony strzał blokuje obrońca, a do odbitej piłki dochodzi Szymek, strzela niestety za lekko i w środek bramki. Szamotulski nie ma kłopotów i po raz kolejny może celebrować wybicie piłki! W 15. min. świetnie wychodzi Majdan, który powstrzymuje rozpędzonego Dawidowskiego. W 17. min. kontrowersyjna sytuacja, która chyba wymknęła się spod kontroli, słabemu dzisiaj sędziemu Zdunkowi. Na czystą pozycję wychodzi Damian Gorawski, a biegnący obok niego Dudka przewraca się i chwyta za twarz... Sędzia przerywa akcję, dyktując rzut wolny dla gości, za to iż Damian spowodował upadek rywala. Pokazuje też wiślakowi żółtą kartkę! Tylko czy aby na pewno Gora faulował?! Z wysokości trybun nie byłbym taki pewny! Po tej sytuacji atmosfera na boisku robi się newrowa. Mnożą się faule, m.in. Dudka bardzo brzydko fauluję... Gorę, ale tym razem kartki nie ma!

W 25. min. groźnie pod bramką gości! Dośrodkowanie Szymka wybija obrońca Amiki, jednak wprost pod nogi Żurawia, który opanował wysoką piłkę, ale jego uderzenie zostało zablokowane. W 39. minucie powinno być 1:0 dla Białej Gwiazdy. Ładnie prawą stroną przedarł się Kalu Uche, dośrodkował w pole karne, a tam - z pięciu metrów - Damian Gorawski nie trafia w bramkę! W doliczonym czasie I połowy po kolejnej centrze Szymka uderzenie głową Uche trafia obok ospale interweniującego Szamotulskiego w słupek!

Tak kończy się I połowa, w której Wisła przeważała, Amiką się czaiła, a gole nie padły...

Wydawało się, że po przerwie, Wisła ruszy do bardziej zdecydowanych ataków. Częściej będzie strzelać, no i zdobędzie gola, na który zasłużyła! Okazało się inaczej... II część meczu wiślacy rozpoczęli o wiele anemiczniej i akcji pod bramką gości było jeszcze mniej! Wprawdzie w 47. min. znów ładnie zakręcił Uche, podał do Gory, ale ten zamiast strzelać, szukał Żurawia i jego sygnalizowane podanie, przejęli obrońcy. Po chwili kolejne uderzenie Uche z trudem na róg paruje Szamotulski!

Aż do 62. min. niewiele dzieje się na boisku. Wtedy mamy pierwsze ostrzeżenie dla... Baszcza, który w prosty sposób traci piłkę na rzecz Zieńczuka, który za silno podał do Dawidowskiego i szansa gości przepadła! Po kolejnych dwóch minutach Arek Głowacki zmuszony był faulować Dawidowskiego, który nieuchronnie zbliżał się pod nasze pole karne. Arek słusznie ogląda żółtą kartkę! W 66. minucie pięknie głową - po rzucie wolnym - strzela Uche, piłka między rękami Szamotulskiego ląduje w bramce, ale sędzia bramki nie uznaje, odgwizdując spalonego!!! Trzy minuty później na boisku pojawia się Tomasz Frankowski, i bez wątpienia jest to przełomowy moment meczu!

W min. 70. ostrzeżenie dla Baszcza numer dwa... Tylko bowiem interwencji Majdana - po błędzie Marcina - zawdzięczamy, że goście nie objęli prowadzenia! Robią to niestety w minucie 78. Rajd Zieńczuka, który jest o wiele szybszy od bezskutecznie goniącego go Baszcza, kończy się technicznym strzałem nad interweniującym Radkiem Majdanem, i to goście - całkowicie niezasłużenie - prowadzą w Krakowie! Konsternacja na trybunach!!!

W 83. min. świetna interwencja Głowackiego pozwala nam... przegrywać nadal tylko 0:1, bo wynik spokojnie podwyższyć mógł Dawidowski!

Kiedy wydaje się, że po serii zwycięstw, Wisła znajdzie pogromcę, wyrównujemy! Jest 88. minuta Kalu Uche zagrywa do Franka, a ten w swoim stylu oszukuje na dwa razy Szamotulskiego - pewnie strzelając do siatki! Euforia na trybunach - jest 1:1!!!

Sędzia dolicza 4 minuty. W 92. min. Żuraw szuka w polu karnym Franka, ale obrońcy Amiki nie dali się zaskoczyć i szansa przepadła. Jednak już po chwili, to Wisła była górą! Rzut rożny egzekwuje Maciej Żurawski, piłkę kolejno próbują umieścić w bramce Szymek, Uche, Franek, Stolarczyk, w końcu piłka trafia pod nogi Tomka Kłosa, który strzela do siatki!!! 2:1 dla Wisły, a po chwili sędzia kończy mecz!

Zwycięstwo cieszy, punkty także. Styl gry na pewno mniej, choć wszystko nagradza niesamowita dramaturgia! Amika była bardzo bliska liderowania w tabeli, ale w końcówce Wisła udowodniła, że charakter i wola walki były po jej stronie! Brawo wiślacy!

Dodał: Piotr (2004-04-04 20:15:05)

Źródło:wislaportal.pl

Konferencja pomeczowa

Trener Henryk Kasperczak podkreślał po meczu z Amiką, że mimo szczęśliwej wygranej zwycięstwo było całkowicie zasłużone. Obaj szkoleniowcy zgodnie uznali, że mecz stał na wysokim poziomie, godnym dwóch najlepszych zespołów ekstraklasy.

Stefan Majewski (trener Amiki):

- Spotkanie było godne pierwszej i drugiej drużyny ekstraklasy. Mieliśmy dziś wszystko: ogromne emocje, trzy bramki. Z gry mogę być zadowolony, z wyniku oczywiście nie. Mierząc w mistrzostwo Polski chcieliśmy tu wygrać. Do 88 minuty wszystko nam się układało, potem popełniliśmy kardynalny błąd w obronie. Nie powinno się tak tracić bramek. Myślę, że Paweł Kryszałowicz po kontuzji nie jest w pełni formy, ale do tej pory strzelił najwiecej bramek w naszym zespole. Musialem go zmienić po przerwie. Przed tym meczem miał skręcony staw skokowy. Dalej gramy o jak najwyższe miejsce w tabeli. Zrobilismy dziś wszystko, żeby wygrać. Pozostawiliśmy po sobie niezłe wrażenie i z gry zasługujemy na czołowe miejsce w tabeli.

Henryk Kasperczak

- Spotkały się dziś dwa zespoły godne swoich aspiracji. Wiedzieliśmy, że to bedzie mecz prawdy, wiedzieliśmy, że trzeba wypracować różnicę bramkową i punktową. Myślę, że to zwyciestwo jest zaslużone. Zespół Amiki był świetnie zorganizowany, szukał kontrataku, strzelili z niego bramkę. My natomiast dobrze zareagowaliśmy. To zwycięstwo można określić jako moment przełomowy. To bardzo ważny dla Wisły okres. Drużyna powinna zdobywać punkty by osiągnąć cel. Dziekuję moim piłkarzom, myślę, że ta wygrana da nam więcej zaufania w to co umiemy. Mecz ten przypominał swą dramaturgią mecz z Groclinem. Życzę Amice wszystkiego najlepszego w dalszych rozgrywkach. Myślę, że zespół Wisły przez cały mecz prowokował wiele sytuacji, dlatego wygrał. W ostatnich minutach dopisało nam szczęście, które trzeba mieć. Wykorzystaliśmy błąd w obronie. Oceniając ten mecz podkreślam, że Wisła zasłużyła na zwycięstwo. Były momenty, gdy długo siedzieliśmy na połowie przeciwnika, nie będę teraz tego dokładnie analizował.

Nikola miał pewne problemy z klatką piersiową, nie wiem jeszcze z czego to wynikało. Musiał zostać zmieniony. Prosił o zmianę. Zgadzam się, że Tomasz Frankowski może być uznany za bohatera meczu. Frankowski wykorzystał okazję, strzelił, zrobił wielką zmianę. Na to liczyliśmy. Chwała mu, cieszę się z tego.

Odnośnie sytuacji przy której bramkę zdobył Kalu - myśleliśmy, że była prawidłowa, jednak okazało się po meczu, że był na minimalnym spalonym.

Źródło: wislakrakow.com

Piłkarze po meczu

Tomasz Kłos: Było kilka takich spotkań

Bohater ostatniej akcji, Tomasz Kłos zdobył zwycięską bramkę w 93 minucie meczu Wisła - Amica. Obrońca Wisły przyznaje jednak, że grał w kilku równie emocjonujących meczach. W barwach Auxerre i Kaiserslautern zdarzyło się Kłosowi przesądzić losy spotkania, choć nie w ostatniej minucie meczu.

Dawno grał pan w tak emocjonującym meczu?

- Było pare meczy, nie grałem w polskiej lidze sześć lat. Ale i w ŁKS-ie, i na zachodzie było kilka takich spotkań. Ważne, że się bardzo dobrze skończyło.

A strzelił pan kiedyś zwycięską bramkę w ostatniej minucie?

- W ostatniej może nie, ale blisko ostatniej... w osiemdziesiątej którejś i w Auxerre, i w Kaiserslautern. No ale to przeszłość.

Mecz układał się dla was fatalnie. Jakie nastroje panowały po tej bramce Zieńczuka?

- Straciliśmy gola w 78 minucie. Między 60. a 80. minutą za bardzo się odkryliśmy, chcieliśmy strzelić tą bramkę zwycięską. Ale to my straciliśmy gola. Potem zostało 12-15 minut meczu i zdawaliśmy sobie sprawę, że musimy ten mecz przynajmniej zremisować. Okazało się, że wygraliśmy i bardzo się z tego cieszymy, bo pokazaliśmy charakter, że nawet gdy drużyna przegrywa to i tak możemy wygrać.

Przy tak układającym się meczu już wyrównanie było dla was sukcesem. Czy po zdobyciu wyrównującej bramki nie przeszła myśl, że już wystarczy?

- Remis to nie był sukces, zostało jeszcze pięć minut meczu i szansa dla drużyny na wygranie. Myślę że postawiliśmy wszystko na jedną kartę, były długie piłki i z tego właśnie m.in. stworzyły się sytuacje.

Przed meczem Szamotulski niezbyt pochlebnie się o was wyrażał, a przy bramkach popełnił błędy...

- Nie wiem czy niepochlebnie. Ja Grześka bardzo dobrze znam i myślę, że gdybyśmy to my jechali do Amiki Wronki czy gdy będziemy jechać do Grodziska, to na pewno nie powiemy, że jedziemy się położyć i rywale wygrają. Oni przyjechali, żeby wygrać i taki mieli cel. Byli wiceliderem. My tymi wypowiedziami się nie przejmowaliśmy, mówiliśmy, że wszystko pokaże boisko. No i boisko pokazało.

Trudno się grało z rywalem, który do przerwy nie oddał ani jednego celnego strzału?

- Myślę, że do przerwy Amica grała defensywnie. Dopiero po przerwie zaczęli grać piłkę bardziej otwartą i strzelili bramkę, ale... o jedną za mało.

Po raz drugi zagrał pan na stoperze z Arkiem Głowackim. Wygląda na to, że jest to docelowe zestawienie, jak wyglądała współpraca?

- Myślę, że bardzo dobrze, graliśmy razem w meczu ze Świtem, graliśmy dzisiaj... 2:1, 6 punktów - to musi cieszyć.

Przegrał Groclin i Amica, wygrały Wisła i Legia. Czy te dwie drużyny stoczą ze sobą walkę o mistrzostwo Polski?

- Dużo słyszymy takich głosów, ale my nie myślimy w ten sposób. Patrzymy na nasz najbliższy mecz z Wisłą Płock, zrobimy wszystko żeby tam zdobyć trzy punkty i nie interesuje nas czy Legia, czy Groclin, czy wygrają po 1:0 czy po 3:0, czy przegrają. My musimy liczyć na siebie.

(rav)

Źródło: wislakrakow.com

Komentarz pomeczowy

Powoli opadają już emocje po niesamowitym spektaklu, który zafundowali nam piłkarze Białej Gwiazdy w niedzielnym meczu z Amicą Wronki na stadionie przy ulicy Reymonta. Teraz na chłodno podejmujemy się skomentowania wydarzeń, które zapewne na długo - wzorem pamiętnego meczu z Saragossą, czy Parmą - zapadną nam kibicom w głowach.

78. minut prawie jednostronnego widowiska, podczas którego piłkarze Wisły próbowali strzelić gola. Amica, wbrew przedmeczowym zapowiedziom, przyjęła taktykę bardzo defensywną, ograniczając się do wybijania Wisły z uderzenia. Szczególnie dobrze widoczne było to w pierwszej połowie spotkania... Gdy większość kibiców Białej Gwiazdy szykowała się na bezbramkowy wynik, Jacek Dembiński znakomicie wypuścił w uliczkę Marka Zieńczuka, który mimo rozpaczliwego pościgu Marcina Baszczyńskiego strzelił bramkę na 1:0. Po raz pierwszy od 33 nieprzegranych ligowych spotkań Wisły na własnym obiekcie, naszym ulubieńcom zajrzało w oczy widmo porażki. Porażki, która mogła ograniczyć marzenia o obronie mistrzowskiego tytułu. Część zdegustowanych i zrezygnowanych kibiców zdążyła opuścić stadion. Wbrew pozorom nie były to wyłącznie dziadki spod A, ale również spora grupa najzagorzalszych kibiców, kojarzonych z wiernym sektorem C. I właśnie wówczas, tak jak w pamiętnym barażowym meczu z Górnikiem Knurów, który miał zadecydować o awansie Wisły do ekstraklasy (30 czerwca 1988), Wiślacy poderwali się do odrabiania strat. Wtedy w 85. minucie bramkę na 3:2 strzelił Strojek a 4 minuty później, gola dającego Wiśle upragniony awans do grona pierwszoligowców, strzelił Wójtowicz. W połowie opustoszałe trybuny oszalały ze szczęścia. Wisła w pierwszej lidze! W niedzielę dramaturgia była jeszcze większa. Stawką zachowanie realnych szans na zdobycie pierwszego tytułu przez Amicę i obrona mistrzowskiego tytułu przez Wisłę. W 88. miniucie, polski Butraguenio, sęp pola karnego Tomasz Frankowski strzelił wyrównującą bramkę. Szał radości i wyczekiwanie na końcowy gwizdek. Remis, od 78. minuty był wynikiem marzeń dla kibiców Białej Gwiazdy. Tymczasem piłkarze Wisły nie zamierzali kończyć a'la premier Miller. Tomasz Kłos w doliczonym czasie gry, strzałem z woleja zapewnił Wiśle 3 bezcenne punkty. Wisła Pany! Należy jednak zwrócić uwagę, że niebanalną rolę przy tym golu odegrał... Arkadiusz Bąk. Gdyby tak biernie nie puszczał korzeni na linii bramkowej Amiki, i w porę wybiegł do przodu, to wówczas na spalonym znalazłoby się aż 3 Wiślaków. Cóż... paradoks polega na tym, że w każdym towarzystwie, nawet kojarzonym z elitą, ktoś musi, często wbrew własnej woli, puścić bąka by rozładować dętą atmosferę. Dziękujemy Ci Bąku, że tym razem sam się puściłeś... w maliny... Te maliny rozładowały atmosferę... na trybunach! I właśnie ten fragment dedykujemy trenerowi Majewskiemu, który przyczyn porażki upatruje w kiepskiej pracy sędziów. Faktycznie, praca sędziów była kiepska, ale nie mieli oni żadnego wpływu na bezmyślne zachowanie byłego (dzięki Ci Panie) reprezentanta Polski.

Zasadą jest, że zwycięzców się nie sądzi. Niestety jest kilka kropel dziegciu do beczki miodu. Zanim jednak skupimy się na kilku mankamentach to trzeba uwypuklić plusy. Przede wszystkim spotkanie pokazało, że drużyna ma charakter i niebywałą wręcz odporność psychiczną. Tracąc bramkę w 78. minucie, gdy przez całe spotkanie miała przewagę w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła, cała ekipa z Reymonta mogła załamać się psychicznie. Nic takiego jednak nie miało miejsca. W drużynę wstąpiły nowe siły, wiara w uzyskanie korzystnego wyniku, co znalazło odzwierciedlenie na boisku.

Równie pozytywną stroną tego spotkania jest postawa Kalu Uche. Co prawda Nigeryjczyk jest jeszcze bardzo daleko od formy, którą znamy choćby z pucharowych potyczek z Lazio, ale po długim rozbracie z piłką, powoli powraca do dawnego blasku.

Nie będziemy specjalnie rozpływać się nad postawą Nikoli Mijailovicia. Póki co, gołym okiem widać, że Serb jest największym wzmocnieniem Wisły. Szybki, zwrotny, twardy, nieźle wyszkolony technicznie. Jeśli nadal będzie notował taki progres w grze, to niestety dla nas, długo na Reymonta nie pogra.

Znakomite spotkanie rozegrali Kłos i Mauro Cantoro. Także Franusia, biorąc pod uwagę, że grając przez 20 minut strzelił arcyważną bramkę. Nieźle zaprezentował się, wprowadzony w drugiej połowie z konieczności (kontuzja Mijailovicia) Maciej Stolarczyk. Ciężko ocenić występ Radka Majdana, który przez większą część meczu nie miał okazji do wykazania się. Absolutnie nie ponosi winy za straconą bramkę.

To plusy. Po stronie minusów zapisać należy słabszą postawę Żurawia, którego wyraźnie dopadły oznaki zatrucia kadrą. Nieszkodzi. Znając Żurawskiego w następnych meczach nadal będzie nas cieszył swoją skutecznością. W tym miejscu wypada podkreślić jeszcze jeden plus. Okazuje się, że w trudnych momentach, gdy Żuraw jest w odrobinę gorszej dyspozycji niż zwykle, ciężar strzelania bramek potrafią wziąć na swoje barki inni zawodnicy. To niezwykle cenne, szczególnie, gdy drugi podstawowy napastnik również zawodzi. Być może Damiana Gorawskiego sparaliżowała świadomość, że na trybunach zasiadł dyrektor Boltonu aby przyglądnąć się potencjalnemu nabytkowi.

Bardzo dobre spotkanie rozegrał Mirek Szymkowiak, ale na jego ogólnej ocenie zaważyła żółta kartka. Kartka, którą otrzymał nie w nieustępliwej walce, ale podczas pospolitej pyskówki. Niestety, nad tym elementem Szymek musi pracować, gdyż przy odrobinie złej woli sędziego, mógł wylecieć z boiska po ujrzeniu drugiej żółtej, a w konsekwencji czerwonej kartki. Gorzej również wypadł Arkadiusz Głowacki u którego widać brak szybkości. Chociaż akurat ten brak nadrabia doskonałym ustawianiem się w polu karnym. Niestety najsłabszy występ zanotował jeden z ulubieńców krakowskiej publiczności, ambitny i waleczny jak zwykle, ale będący w słabszej formie Marcin Baszczyński. Baszczu w przeciągu kilku dni w identyczny sposób pozwolił uciec swoim rywalom, w efekcie czego padła bramka. W meczu kadry zwycięska dla Stanów Zjednoczonych. Na szczęście koledzy Marcina z Wisły potrafili stratę odrobić i zakończyć mecz sukcesem. Henryk Kasperczak musi się bardzo poważnie zastanowić, czy nie powrócić do zabrskiego wariantu ustawienia linii obronnej czyli Kłos na prawej stronie, a w środku Głowa z Jopem. Byłoby również wskazane, gdyby Nikola nie wybiegł na murawę w Płocku, gdyż jest wielce prawdopodobne, że w którymś momencie załapie żółtą kartkę, co wykluczy go z gry przeciw Legii. A akurat w tym meczu będzie bardziej potrzebny niż w meczu z Wisłą Płock.

Na sam koniec zostawiam kilka gorzkich słów pod adresem kibiców. Nędzny doping jeszcze od biedy można znieść. Ale bezmyślnego już żadną miarą nie można tolerować. W momencie, gdy zespół potrzebował wiatru w żagle, stadionowy zapiewajło zaintonował Śląsk, Wisełka, Lechia Gdańsk. Oczywiście nie mamy nic przeciwko naszym zgodom, ale tego typu doping powinien być prowadzony we właściwym momencie. Natomiast w chwili, gdy gra się nie układa i zespół potrzebuje jednoznacznego i mocnego bodźca z trybun powinniśmy My kibice sięgnąć pamięcią choćby do pamiętnego meczu z rundy jesiennej, gdy Wisła pokonała Groclin 3:2. Druga sprawa to tzw racowisko. Rozumię, że punkty w klasyfikacji ultrasów są bardzo istotne, ale race również trzeba odpalać z głową. Zrozumiałe jest, że organizatorzy pokazu pirotechnicznego ustalają wcześniej minutę meczu w której race powinny zostać odpalone, aby odniesiono odpowiedni skutek, ale obowiązkiem tych samych organizatorów racowiska jest interaktywne reagowanie na boiskowe wydarzenia. W przeciwnym razie może znów dojść do tak kuriozalnej sytuacji jak podczas meczu z Amicą. Tuż po strzeleniu bramki przez Marka Zieńczuka na 1:0 dla Amiki, na sektorze C rozbłyskują race. Nie ważne jaka była intencja autorów pokazu, ale wyszło tak, jakbyśmy w szczególny sposób świętowali utratę gola i chcieli zachęcić Zieńczuka do ewentualnych przenosin pod Wawel. Ostatecznie więc, choć zabrakło kibiców z Wronek, to i tak piłkarze Amiki mieli bardzo ładną oprawę... Niestety przy bramce Franusia nie ostała się już ani jedna raca... ale za to punkty zdobyte... te ultrasowe. Na szczęście również te ligowe.

Źródło:wislaportal.pl

Relacja kibicowska z meczu:

Relacje kibicowskie z meczów Wisły-Sezon 2003/2004

Galeria kibicowska: