2004.04.04 Wisła Kraków - Amica Wronki 2:1

Z Historia Wisły

Wersja z dnia 11:58, 8 wrz 2008; PawelP (Dyskusja | wkład)
(różn) ← Poprzednia wersja | Aktualna wersja (różn) | Następna wersja → (różn)

Za: http://wislaportal.pl

Wisła Kraków - Amica Wronki 2:1

• Po emocjonującym meczu krakowska Wisła pokonała Amikę Wronki 2:1! Jeszcze na dwie minuty przed końcem meczu to Amika prowadziła na Reymonta po golu niedoszłego wiślaka Zieńczuka, jednak końcówka spotkania w wykonaniu Białej Gwiazdy była piorunująca!!! Tomasz Frankowski w 88. i Tomasz Kłos już w trzeciej, doliczonej minucie, dali Wiśle wygraną!!! Ogromny krok w stronę mistrzostwa został zrobiony!!!

XVII kolejka ligi polskiej, sezon 2003/2004

Kraków, ul. Reymonta, 4 kwietnia 2004 r., godz. 17:30

Widzów: 10000, sędziował: Krzysztof Zdunek (Łódź)

Wisła Kraków - Amica Wronki 2:1

Bramki:

0:1 Zieńczuk (78.)

1:1 Frankowski (88.)

2:1 Kłos (90. +3)


Składy:

Majdan

Baszczyński

Kłos

Głowacki

Mijailović (57. Stolarczyk)

Uche

Cantoro

Szymkowiak

Brożek (74. Edno)

Żurawski

Gorawski (69. Frankowski)


Szamotulski Skrzypek

Djokovic

Dżikija

Dudka

Bartczak (46. Burkhardt)

Bąk

Dembiński

Zieńczuk (87. Kucharski)

Kryszałowicz (46. Sobociński)

Dawidowski

Piłkarz meczu:

Tomasz Frankowski

• Prawdziwy horror zafundowali nam dzisiaj nasi pupile, ale też takie mecze każdy kibic... pamięta dłużej! Ważne, że choć nie zagraliśmy porywająco, to jednak Wisła wygrała arcyważny mecz i powiększyła przewagę nad groźnym rywalem w walce o mistrzostwo! Słuchając w drodze z meczu RMF-u dowiedziałem się, że po tym jak wczoraj z walki o mistrza odpadł Groclin (porażka 1:3 z Polonią), teraz odpadła Amika! Całkiem możliwe, że tak, bo po dwóch sierpowych tuż przed końcowym gongiem, może już się nie podnieść. Porównanie bokserskie jest jak najbardziej na miejscu, nie tylko z tego powodu, iż dzisiejszy mecz oglądał na żywo Dariusz Tiger Michalczewski!

Sam mecz - aż do pasjonującej końcówki - mógł jednak... rozczarować. Czkawką odbijała się bowiem wiślakom... kadra! Bardzo słabo zagrał Damian Gorawski, który po kilku przebłyskach, całkowicie nie potrafił odnaleźć się na boisku. Mało widoczny, choć walczył i sporo się starał, był Maciej Żurawski. Chyba jeden z najsłabszych meczów w barwach Wisły rozegrał Marcin Baszczyński, a i strzelec zwycięskiej bramki - Tomasz Kłos, miał kilka słabszych momentów. Jedynie Mirek Szymkowiak walczył w środku pola za dwóch!

Mecz od początku odbywał się pod dyktando Wisły, dziwiła natomiast postawa gości, którzy po buńczucznych zapowiedziach, mieli walczyć w Krakowie o 3 pkt, jakoś nie pokazywali tego na boisku. Oglądając jednak ich poczynania, może było śmiało odnieść wrażenie, że... remis ich zadowoli. Granie na czas, leżenie na murawie, symulacje, itd. - to było głównie to co prezentowali podopieczni Stefana Majewskiego. Trochę wstyd, że brązowy medalista mistrzostw świata, właśnie taką taktykę - zabijającą futbol - obrał i wpaja swoim podopiecznym!

Wisła biła więc głową w mur złożony z defrensorów kuchenek (sic!), a goście - nastawieni na kontry - czekali na swoją okazję. Trzeba tutaj zaznaczyć, że... to właśnie piłkarze z Wronek bardzo często wygrywali pojedynki biegowe, mieli natomiast niewyobrażalną ilość strat, głównie w środku pola, gdzie królem polowania był świetny i waleczny dzisiaj Mauro Cantoro (kto chciał go zimą oddać do Geniu???!!!).

Początek, więc meczu, mimo przewagi Wisły, nie przyniósł groźniejszych akcji, tak pod jedną, jak i pod drugą bramką, a na pierwszy strzał w światło bramki Amiki czekaliśmy do 12. minuty, kiedy to po raz pierwszy Żuraw niepokoił Szamotulskiego. Strzał Maćka był jednak zbyt lekki. O wiele groźniej jest natomiast w min. 14. Szymek ładnie podaje do Żurawia, ten oddaje do Gory, jednak jego spóźniony strzał blokuje obrońca, a do odbitej piłki dochodzi Szymek, strzela niestety za lekko i w środek bramki. Szamotulski nie ma kłopotów i po raz kolejny może celebrować wybicie piłki! W 15. min. świetnie wychodzi Majdan, który powstrzymuje rozpędzonego Dawidowskiego. W 17. min. kontrowersyjna sytuacja, która chyba wymknęła się spod kontroli, słabemu dzisiaj sędziemu Zdunkowi. Na czystą pozycję wychodzi Damian Gorawski, a biegnący obok niego Dudka przewraca się i chwyta za twarz... Sędzia przerywa akcję, dyktując rzut wolny dla gości, za to iż Damian spowodował upadek rywala. Pokazuje też wiślakowi żółtą kartkę! Tylko czy aby na pewno Gora faulował?! Z wysokości trybun nie byłbym taki pewny! Po tej sytuacji atmosfera na boisku robi się newrowa. Mnożą się faule, m.in. Dudka bardzo brzydko fauluję... Gorę, ale tym razem kartki nie ma!

W 25. min. groźnie pod bramką gości! Dośrodkowanie Szymka wybija obrońca Amiki, jednak wprost pod nogi Żurawia, który opanował wysoką piłkę, ale jego uderzenie zostało zablokowane. W 39. minucie powinno być 1:0 dla Białej Gwiazdy. Ładnie prawą stroną przedarł się Kalu Uche, dośrodkował w pole karne, a tam - z pięciu metrów - Damian Gorawski nie trafia w bramkę! W doliczonym czasie I połowy po kolejnej centrze Szymka uderzenie głową Uche trafia obok ospale interweniującego Szamotulskiego w słupek!

Tak kończy się I połowa, w której Wisła przeważała, Amiką się czaiła, a gole nie padły...

Wydawało się, że po przerwie, Wisła ruszy do bardziej zdecydowanych ataków. Częściej będzie strzelać, no i zdobędzie gola, na który zasłużyła! Okazało się inaczej... II część meczu wiślacy rozpoczęli o wiele anemiczniej i akcji pod bramką gości było jeszcze mniej! Wprawdzie w 47. min. znów ładnie zakręcił Uche, podał do Gory, ale ten zamiast strzelać, szukał Żurawia i jego sygnalizowane podanie, przejęli obrońcy. Po chwili kolejne uderzenie Uche z trudem na róg paruje Szamotulski!

Aż do 62. min. niewiele dzieje się na boisku. Wtedy mamy pierwsze ostrzeżenie dla... Baszcza, który w prosty sposób traci piłkę na rzecz Zieńczuka, który za silno podał do Dawidowskiego i szansa gości przepadła! Po kolejnych dwóch minutach Arek Głowacki zmuszony był faulować Dawidowskiego, który nieuchronnie zbliżał się pod nasze pole karne. Arek słusznie ogląda żółtą kartkę! W 66. minucie pięknie głową - po rzucie wolnym - strzela Uche, piłka między rękami Szamotulskiego ląduje w bramce, ale sędzia bramki nie uznaje, odgwizdując spalonego!!! Trzy minuty później na boisku pojawia się Tomasz Frankowski, i bez wątpienia jest to przełomowy moment meczu!

W min. 70. ostrzeżenie dla Baszcza numer dwa... Tylko bowiem interwencji Majdana - po błędzie Marcina - zawdzięczamy, że goście nie objęli prowadzenia! Robią to niestety w minucie 78. Rajd Zieńczuka, który jest o wiele szybszy od bezskutecznie goniącego go Baszcza, kończy się technicznym strzałem nad interweniującym Radkiem Majdanem, i to goście - całkowicie niezasłużenie - prowadzą w Krakowie! Konsternacja na trybunach!!!

W 83. min. świetna interwencja Głowackiego pozwala nam... przegrywać nadal tylko 0:1, bo wynik spokojnie podwyższyć mógł Dawidowski!

Kiedy wydaje się, że po serii zwycięstw, Wisła znajdzie pogromcę, wyrównujemy! Jest 88. minuta Kalu Uche zagrywa do Franka, a ten w swoim stylu oszukuje na dwa razy Szamotulskiego - pewnie strzelając do siatki! Euforia na trybunach - jest 1:1!!!

Sędzia dolicza 4 minuty. W 92. min. Żuraw szuka w polu karnym Franka, ale obrońcy Amiki nie dali się zaskoczyć i szansa przepadła. Jednak już po chwili, to Wisła była górą! Rzut rożny egzekwuje Maciej Żurawski, piłkę kolejno próbują umieścić w bramce Szymek, Uche, Franek, Stolarczyk, w końcu piłka trafia pod nogi Tomka Kłosa, który strzela do siatki!!! 2:1 dla Wisły, a po chwili sędzia kończy mecz!

Zwycięstwo cieszy, punkty także. Styl gry na pewno mniej, choć wszystko nagradza niesamowita dramaturgia! Amika była bardzo bliska liderowania w tabeli, ale w końcówce Wisła udowodniła, że charakter i wola walki były po jej stronie! Brawo wiślacy!

• Dodał: Piotr (2004-04-04 20:15:05)


Komentarz pomeczowy

• Powoli opadają już emocje po niesamowitym spektaklu, który zafundowali nam piłkarze Białej Gwiazdy w niedzielnym meczu z Amicą Wronki na stadionie przy ulicy Reymonta. Teraz na chłodno podejmujemy się skomentowania wydarzeń, które zapewne na długo - wzorem pamiętnego meczu z Saragossą, czy Parmą - zapadną nam kibicom w głowach.

78. minut prawie jednostronnego widowiska, podczas którego piłkarze Wisły próbowali strzelić gola. Amica, wbrew przedmeczowym zapowiedziom, przyjęła taktykę bardzo defensywną, ograniczając się do wybijania Wisły z uderzenia. Szczególnie dobrze widoczne było to w pierwszej połowie spotkania... Gdy większość kibiców Białej Gwiazdy szykowała się na bezbramkowy wynik, Jacek Dembiński znakomicie wypuścił w uliczkę Marka Zieńczuka, który mimo rozpaczliwego pościgu Marcina Baszczyńskiego strzelił bramkę na 1:0. Po raz pierwszy od 33 nieprzegranych ligowych spotkań Wisły na własnym obiekcie, naszym ulubieńcom zajrzało w oczy widmo porażki. Porażki, która mogła ograniczyć marzenia o obronie mistrzowskiego tytułu. Część zdegustowanych i zrezygnowanych kibiców zdążyła opuścić stadion. Wbrew pozorom nie były to wyłącznie dziadki spod A, ale również spora grupa najzagorzalszych kibiców, kojarzonych z wiernym sektorem C. I właśnie wówczas, tak jak w pamiętnym barażowym meczu z Górnikiem Knurów, który miał zadecydować o awansie Wisły do ekstraklasy (30 czerwca 1988), Wiślacy poderwali się do odrabiania strat. Wtedy w 85. minucie bramkę na 3:2 strzelił Strojek a 4 minuty później, gola dającego Wiśle upragniony awans do grona pierwszoligowców, strzelił Wójtowicz. W połowie opustoszałe trybuny oszalały ze szczęścia. Wisła w pierwszej lidze! W niedzielę dramaturgia była jeszcze większa. Stawką zachowanie realnych szans na zdobycie pierwszego tytułu przez Amicę i obrona mistrzowskiego tytułu przez Wisłę. W 88. miniucie, polski Butraguenio, sęp pola karnego Tomasz Frankowski strzelił wyrównującą bramkę. Szał radości i wyczekiwanie na końcowy gwizdek. Remis, od 78. minuty był wynikiem marzeń dla kibiców Białej Gwiazdy. Tymczasem piłkarze Wisły nie zamierzali kończyć a'la premier Miller. Tomasz Kłos w doliczonym czasie gry, strzałem z woleja zapewnił Wiśle 3 bezcenne punkty. Wisła Pany! Należy jednak zwrócić uwagę, że niebanalną rolę przy tym golu odegrał... Arkadiusz Bąk. Gdyby tak biernie nie puszczał korzeni na linii bramkowej Amiki, i w porę wybiegł do przodu, to wówczas na spalonym znalazłoby się aż 3 Wiślaków. Cóż... paradoks polega na tym, że w każdym towarzystwie, nawet kojarzonym z elitą, ktoś musi, często wbrew własnej woli, puścić bąka by rozładować dętą atmosferę. Dziękujemy Ci Bąku, że tym razem sam się puściłeś... w maliny... Te maliny rozładowały atmosferę... na trybunach! I właśnie ten fragment dedykujemy trenerowi Majewskiemu, który przyczyn porażki upatruje w kiepskiej pracy sędziów. Faktycznie, praca sędziów była kiepska, ale nie mieli oni żadnego wpływu na bezmyślne zachowanie byłego (dzięki Ci Panie) reprezentanta Polski.

Zasadą jest, że zwycięzców się nie sądzi. Niestety jest kilka kropel dziegciu do beczki miodu. Zanim jednak skupimy się na kilku mankamentach to trzeba uwypuklić plusy. Przede wszystkim spotkanie pokazało, że drużyna ma charakter i niebywałą wręcz odporność psychiczną. Tracąc bramkę w 78. minucie, gdy przez całe spotkanie miała przewagę w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła, cała ekipa z Reymonta mogła załamać się psychicznie. Nic takiego jednak nie miało miejsca. W drużynę wstąpiły nowe siły, wiara w uzyskanie korzystnego wyniku, co znalazło odzwierciedlenie na boisku.

Równie pozytywną stroną tego spotkania jest postawa Kalu Uche. Co prawda Nigeryjczyk jest jeszcze bardzo daleko od formy, którą znamy choćby z pucharowych potyczek z Lazio, ale po długim rozbracie z piłką, powoli powraca do dawnego blasku.

Nie będziemy specjalnie rozpływać się nad postawą Nikoli Mijailovicia. Póki co, gołym okiem widać, że Serb jest największym wzmocnieniem Wisły. Szybki, zwrotny, twardy, nieźle wyszkolony technicznie. Jeśli nadal będzie notował taki progres w grze, to niestety dla nas, długo na Reymonta nie pogra.

Znakomite spotkanie rozegrali Kłos i Mauro Cantoro. Także Franusia, biorąc pod uwagę, że grając przez 20 minut strzelił arcyważną bramkę. Nieźle zaprezentował się, wprowadzony w drugiej połowie z konieczności (kontuzja Mijailovicia) Maciej Stolarczyk. Ciężko ocenić występ Radka Majdana, który przez większą część meczu nie miał okazji do wykazania się. Absolutnie nie ponosi winy za straconą bramkę.

To plusy. Po stronie minusów zapisać należy słabszą postawę Żurawia, którego wyraźnie dopadły oznaki zatrucia kadrą. Nieszkodzi. Znając Żurawskiego w następnych meczach nadal będzie nas cieszył swoją skutecznością. W tym miejscu wypada podkreślić jeszcze jeden plus. Okazuje się, że w trudnych momentach, gdy Żuraw jest w odrobinę gorszej dyspozycji niż zwykle, ciężar strzelania bramek potrafią wziąć na swoje barki inni zawodnicy. To niezwykle cenne, szczególnie, gdy drugi podstawowy napastnik również zawodzi. Być może Damiana Gorawskiego sparaliżowała świadomość, że na trybunach zasiadł dyrektor Boltonu aby przyglądnąć się potencjalnemu nabytkowi.

Bardzo dobre spotkanie rozegrał Mirek Szymkowiak, ale na jego ogólnej ocenie zaważyła żółta kartka. Kartka, którą otrzymał nie w nieustępliwej walce, ale podczas pospolitej pyskówki. Niestety, nad tym elementem Szymek musi pracować, gdyż przy odrobinie złej woli sędziego, mógł wylecieć z boiska po ujrzeniu drugiej żółtej, a w konsekwencji czerwonej kartki. Gorzej również wypadł Arkadiusz Głowacki u którego widać brak szybkości. Chociaż akurat ten brak nadrabia doskonałym ustawianiem się w polu karnym. Niestety najsłabszy występ zanotował jeden z ulubieńców krakowskiej publiczności, ambitny i waleczny jak zwykle, ale będący w słabszej formie Marcin Baszczyński. Baszczu w przeciągu kilku dni w identyczny sposób pozwolił uciec swoim rywalom, w efekcie czego padła bramka. W meczu kadry zwycięska dla Stanów Zjednoczonych. Na szczęście koledzy Marcina z Wisły potrafili stratę odrobić i zakończyć mecz sukcesem. Henryk Kasperczak musi się bardzo poważnie zastanowić, czy nie powrócić do zabrskiego wariantu ustawienia linii obronnej czyli Kłos na prawej stronie, a w środku Głowa z Jopem. Byłoby również wskazane, gdyby Nikola nie wybiegł na murawę w Płocku, gdyż jest wielce prawdopodobne, że w którymś momencie załapie żółtą kartkę, co wykluczy go z gry przeciw Legii. A akurat w tym meczu będzie bardziej potrzebny niż w meczu z Wisłą Płock.

Na sam koniec zostawiam kilka gorzkich słów pod adresem kibiców. Nędzny doping jeszcze od biedy można znieść. Ale bezmyślnego już żadną miarą nie można tolerować. W momencie, gdy zespół potrzebował wiatru w żagle, stadionowy zapiewajło zaintonował Śląsk, Wisełka, Lechia Gdańsk. Oczywiście nie mamy nic przeciwko naszym zgodom, ale tego typu doping powinien być prowadzony we właściwym momencie. Natomiast w chwili, gdy gra się nie układa i zespół potrzebuje jednoznacznego i mocnego bodźca z trybun powinniśmy My kibice sięgnąć pamięcią choćby do pamiętnego meczu z rundy jesiennej, gdy Wisła pokonała Groclin 3:2. Druga sprawa to tzw racowisko. Rozumię, że punkty w klasyfikacji ultrasów są bardzo istotne, ale race również trzeba odpalać z głową. Zrozumiałe jest, że organizatorzy pokazu pirotechnicznego ustalają wcześniej minutę meczu w której race powinny zostać odpalone, aby odniesiono odpowiedni skutek, ale obowiązkiem tych samych organizatorów racowiska jest interaktywne reagowanie na boiskowe wydarzenia. W przeciwnym razie może znów dojść do tak kuriozalnej sytuacji jak podczas meczu z Amicą. Tuż po strzeleniu bramki przez Marka Zieńczuka na 1:0 dla Amiki, na sektorze C rozbłyskują race. Nie ważne jaka była intencja autorów pokazu, ale wyszło tak, jakbyśmy w szczególny sposób świętowali utratę gola i chcieli zachęcić Zieńczuka do ewentualnych przenosin pod Wawel. Ostatecznie więc, choć zabrakło kibiców z Wronek, to i tak piłkarze Amiki mieli bardzo ładną oprawę... Niestety przy bramce Franusia nie ostała się już ani jedna raca... ale za to punkty zdobyte... te ultrasowe. Na szczęście również te ligowe.